Rezultaty wyszukiwania dla: akcji
Berło Ziemi
Młodziutka Shalia jest córką i członkinią pustynnego plemienia, znękanego wieloletnią wojną z sąsiednim krajem Kości. Lekarstwem na to i gwarantem pokoju może być małżeństwo z królem Calixem, rządzącym żelazną ręką Krainą Kości. Mając na uwadze dobro swego ludu, Shalia bez większego wahania zgadza się na małżeństwo. Pełna nadziei, wierzy, że uda się jej być dobrą królową i wiele zdziałać. Kolejne miesiące pokażą, czy jej plany się spełnią.
Już w dniu ślubu pewne sprawy idą inaczej niż sobie to Shalia wyobrażała. Mąż, mimo oczywistej atrakcyjności, budzi w niej spore obawy. Co więcej, w nowej ojczyźnie dziewczyny moce panowania nad żywiołami traktowane są jak herezja i grzech, a właśnie okazało się, że w Shalii budzi się moc powiązana z ziemią. Młoda królowa staje więc przed trudnym wyzwaniem - ułożyć sobie życie z trudnym w pożyciu mężem, nie zdradzając jednocześnie, co potrafi. Gdyby tylko jeszcze rzeczona moc nie objawiała się znienacka i bez kontroli, a mąż nie był tak nieprzewidywalny.
Rozpoczynająca nową serię Żywioły, powieść Berło Ziemi zaczyna się w interesujący sposób. Oto młoda dziewczyna szykuje się do ślubu z mężczyzną, którego nigdy nie widziała. Ma zostać jego żoną i królową obcego kraju, w którym nigdy nie była. Jak pustynna nomadka poradzi sobie w nowej dla niej, całkowicie odmiennej od wszystkiego roli?
Przyznam, że oczekiwałam dworskich intryg i meandrów pałacowego życia. Liczyłam też, że Calix, mąż naszej bohaterki, jednak okaże się wartościowym człowiekiem. Nic bardziej błędnego. Wspólnie z Shalią trafiamy co prawda do pałacu, ale wszystko idzie inaczej niż sobie to wyobrażaliśmy. Calix okazuje się zaślepionym fanatykiem, pragnącym zgłębić sekret żywiołów, by je totalnie zniszczyć. Jednocześnie nie obchodzi go, ile ofiar po drodze poniesie, nie przyjmuje też racjonalnych argumentów. Początkowo Shalia próbuje go zmienić, jednak szybko przekonuje się, że czeka ją walka o własne życie i życie jej bliskich.
Finał powieści zostawia czytelnika z pewną dozą niepewności. Co będzie dalej? Trudno powiedzieć. Ze strony Goodreads wiem, że istnieje druga część cyklu, traktuje ona jednak o innej bohaterce. Jak autorka poprowadzi fabułę i czy te dwie bohaterki będą miały ze sobą coś wspólnego? Warto zaczekać na polską premierę, aby się przekonać, a na razie polecam lekturę części pierwszej. To intrygująca historia o budzących się talentach i niezwykłych uczuciach, oczywiście zakazanych. Mamy tutaj ciekawych, nietuzinkowych bohaterów oraz kilka zaskakujących zwrotów akcji. To wszystko gwarantuje dobrą, odprężającą lekturę. Polecam.
Zbrodnia wigilijna
"Nic tak nie wytrąca człowieka z równowagi, jak niepewność."
Spotkanie z powieścią okazało się bardzo przyjemne i interesujące. Już dawno nie byłam prowadzona w tak perfekcyjnie odmalowanym klimacie kryminału owianego starą nutą, wyobraźnia natychmiast mu się poddała i za nic nie chciała z niego wychodzić. Sugestywna i ładnie brzmiąca narracja, sprawiająca, że historię poznawałam ze szczerym oddaniem, wręcz z pietyzmem. Konstrukcja zagadki detektywistycznej głęboko przemyślana, nie pozostawiała nic przypadkowości i dowolności, każdy element trafiał na właściwe miejsce. Spokojne tempo akcji, ale nie można powiedzieć, że mało się działo. Wręcz odwrotnie, fabułę nasycono błyskotliwie i z humorem zilustrowanymi relacjami społecznymi, wchodzenie w ich warstwy sprawiało wielką radość i satysfakcję. Do wyjaśnienia zbrodni zbliżałam się małymi krokami, musiałam uważać na najdrobniejsze sygnały i wskazówki, tak aby umacniać się w domysłach i podejrzeniach. Nie od razu domyśliłam się tożsamości czarnego charakteru, jednak intuicyjnie wyczuwałam, kto może się za nim kryć. Zakończenie w pełni mnie zadowoliło, spójnie i realistycznie wszystko wyjaśniło, może ciut zbyt sentymentalnie, ale w końcu powieść przesiąknięta była właściwą dla dawnych czasów egzaltacją i teatralnością. Warto nadmienić, że książka po raz pierwszy wydana została w tysiąc dziewięćset czterdziestym pierwszym roku.
Na zaproszenie jednego z mieszkańców posiadłości Lexham Manor przybywają na świąteczne dni goście. Zbiorowisko diametralnie różnych osobowości, trudno powiedzieć, aby łączyła je nić zrozumienia i sympatii. Pod płaszczykiem pozorów i efekciarstwa kryją się liczne animozje i nienawiści. Już od pierwszych stron czytelnik wystawiany jest na konfrontację z intrygującymi postaciami, każda z nich wnosi coś ciekawego i oryginalnego, potrzeba więcej czasu, aby zdobyć umiejętność rozszyfrowywania zachowań i postaw. Atmosfera diametralnie zagęszcza się, kiedy w Wigilię dochodzi do morderstwa właściciela posiadłości. Na wierzch wypływają sprawy dotąd ukryte w cieniu mrocznych tajemnic i ciemnych sekretów. Autorka fantastycznie podgrzewa atmosferę niepewności, wystawiając cierpliwość czytelnika na próbę, oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego sformułowania. Sprowadzony w sprawie wyjaśnienia zbrodni inspektor ze Scotland Yardu nie ma łatwego zadania, brakuje mu jakichkolwiek tropów i punktów zaczepienia, śledztwo nie może nabrać rozpędu, zatem nie ma postępów, jedynie dywagacje i spekulacje. Czy mimo wszystko uda się wskazać zabójcę Nathaniela Herriarda i poznać kierujące nim motywy?
Noli me tangere!
Urzekła mnie jej okładka – utrzymana w czerni i bieli, na których tle doskonale wyróżniała się czerwona szata spowijająca ciało człowieka, prawdopodobnie kobiety. Zastosowanie takiej oszczędnej kolorystyki wywołało we mnie, jako przyszłym czytelniku, poczucie grozy, ale też ekscytacji przed nieznanym.
Historia zawarta w tej krótkiej, liczącej zaledwie nieco ponad dwieście stron powieści, toczy się w kilku różnych okresach historycznych. Z jej pomocą czytelnik ma okazję poznać Krzysztofa Tuczyńskiego de Wedel, lokalnego możnowładcę i krzewiciela wiary chrześcijańskiej. To on, chcąc zhańbić luterankę, mieszkającą na terenie jego majątku, zgwałcił ją, pozostawiając samą sobie w lesie. Dopiero poniewczasie dowiedział się, że nosząca imiona Maria Magdalena kobieta, była gorliwą katoliczką... Co ciekawe, prawie czterysta lat później, w tym samym miejscu, ktoś morduje młodą dziewczynę, która nie dość, że pośmiertnie została upozowana na świętej Marię Magdalenę, z obrazu znajdującego się w pobliskim kościele, to dodatkowo nosiła właśnie te dwa imiona!
Konstrukcja książki jest uporządkowana, ale przez to momentami nudna. Teraźniejszość – Przeszłość – Teraźniejszość. Jeśli autor poprzeplatałby te wątki nieco, opowieść zyskałaby z pewnością nieco więcej dynamiki. Przyznam szczerze, że chociaż uwielbiam wstawki historyczne, to wolę, aby dostarczano mi ich w małych porcjach, na poszczególnych etapach rozwoju współcześnie toczącej się akcji.
Drugim zgrzytem jest zakończenie powieści. Morderca wydaje mi się na siłę przypisany do tej okropnej zbrodni. Mimo przedstawionych powodów, ze względu na które dziewczyna „musiała” zginąć, jakoś w nie nie wierzę.
Jednak niech Was to nie zraża. Książka ma również wiele plusów. Język zastosowany przez autora jest lekki i przyjemny w odbiorze, a samą powieść czyta się szybko. Całkiem udanie wyszła również stylizacja językowa przenosząca czytelników w XVII wiek. Andreas Hoff zagłębił się w realia epok, które opisał w swojej historii. Perełką jest scena rozmowy polskiego szlachcica z przyszłą sułtanką – Hürrem i oczywiście niesławne kalesony posłane w prezencie królowi Polski.
Ciekawym zabiegiem było wplecenie losów Kościoła Katolickiego oraz wpływ na dzieje Europy (i nie tylko), jego machinacje i afery pedofilskie.
Bohaterowie są całkiem nieźle zarysowani. Pamiętajmy jednak, że na dwustu stronach trudno jest umieścić postacie wielowymiarowe z bogatą przeszłością i rozbudowanym zapleczem psychologicznym. Niestety, żaden z bohaterów nie utkwił mi jakość szczególnie w pamięci.
Podsumowując: Ciekawy kryminał z nieco rozczarowującym zakończeniem. Warty przeczytania ze względu na wątki historyczne, ale też nawiązania do dawnych, słowiańskich wierzeń.
Paprocany
Miałam okazję czytać kilka poprzednich książek Pauliny Świst, dlatego bez większej zachęty, zdecydowałam się sięgnąć po jej ostatnią powieść - „Paprocany”. Zdradzę, że kiedy rozpoczęłam lekturę, nie mogłam się od niej oderwać, obiecując sobie, że „skończę tylko ten rozdział i pójdę spać”.
Pierwszą rzeczą, jaka mnie zastanowiła to jej tytuł. Na szczęście Google pośpieszyło z pomocą, ujawniając, że jest to nazwa ośrodka wypoczynkowego w Tychach. Okładka nawiązuje głównie do tytułu, nie zdradzając niczego z treści i przedstawia pomost oraz idącą po nim kobietę. Umiejętnie dobrana fotografia w tym przypadku spotęgowała tajemnicę i emocje ukryte w treści.
W śląskich Tychach wybucha ogromny skandal – kilku policjantów pobiło i brutalnie zgwałciło jedną z prostytutek, pracujących w lokalnym burdelu. Wskazywany przez kobietę sprawca to wzorowy funkcjonariusz Krzysztof Strzelecki, który zostaje zawieszony w pracy. W jego niewinność wierzy jedynie przełożony, którego bratanica zniknęła w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach. Mając dużo wolnego czasu, główny bohater rozpoczyna śledztwo.
Styl Pauliny Świst jest specyficzny i wyrazisty. Łatwo go rozpoznać i polubić. Podoba mi się sposób, w jaki autorka dojrzewa, tworząc coraz to ciekawe historie. Bohaterowie, przynajmniej ci główni, to postacie nieoczywiste, mocno rozbudowane, a jednocześnie bardzo ludzkie. Mistrzostwem jest Zofia – pyskata pani adwokat. Podobał mi się w sposób, w jaki bohaterka, oczywiście z pomocą tworzącej ją pisarki, bawiła się własnym wizerunkiem, kształtując go wyłączenie na potrzeby sytuacji i otoczenia.
Książka reklamowana jest trzema hasłami: ”Ostry seks. Ostry język. Ostra jazda”. Sceny erotyczne faktycznie są, ale nie można ich nazwać przesadnie rozbudowanymi, ani wulgarnymi. Stanowią uzupełnianie akcji i całkiem naturalnie wpasowują się w akcję samej historii. Jeśli chodzi o język, nie zauważyłam zbytniego nagromadzenia słownictwa powszechnie uznawanego za obraźliwe. Moim zdaniem bardziej chodzi tu o sarkastyczne komentarze bohaterów, które doskonale wpasowały się w moje własne doświadczenia, dlatego uznaję je za jedną z największych zalet tej powieści. Co do ostrej jazdy – kilka wątków bez trudu da się przewidzieć, inne będą dla czytelników sporym zaskoczeniem.
Podsumowując: przyjemny, lekki kryminał z dużą dawką sarkazmu oraz specyficznego poczucia humoru, wzbogacony o kilka „pieprznych” scen.
Kryminałem zima stoi – książki, których akcja rozgrywa się w najzimniejszą porę roku
Zima sprzyja zbrodni? Z pewnością stanowi dla niej niezwykle efektowną scenerię, co autorzy literatury z dreszczykiem skrzętnie wykorzystują. Poniżej pięć powieści kryminalnych, w których skuty lodem i spowity śniegiem krajobraz stanowi nie tylko tło akcji, ale niemal jej uczestnika.
TOP 10 – kryminalne książki, które (jeszcze bardziej!) zmrożą wam krew w mroźną noc!
Ciemne, mroźne wieczory to idealna pora na lektury, które obudzą w Was uczucie niepokoju, a następnie przyprawią o ciarki strachu. Kiedy za oknem panują ciemności i szaleje ulewa bądź śnieżyca, tym bardziej smakuje powieść czytana w ciepłym, przytulnym fotelu. Nawet, a może zwłaszcza gdy opowiada ona o skrywanych tajemnicach i meandrach niespokojnej, mrocznej ludzkiej natury.
Poniżej znajdziecie zestawienie dziesięciu kryminałów i thrillerów, po które warto sięgnąć zwłaszcza teraz, gdy dzień jest coraz krótszy, a mrok zapada błyskawicznie. Tylko bądźcie gotowi na to, że trudno będzie się Wam od nich oderwać.
Konkurs: Światło i Cienie. Tir Alainn. Tom 2
Anne Bishop, bestsellerowa autorka "New York Timesa", powraca w drugiej części fenomenalnej trylogii Tir Alainn, zabierając nas w pełną ekscytujących przygód podróż po swoim świecie. Światło i cienie to perełka wśród opowieści gatunku fantasy, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji, osnuta mgiełką romansu i pełnej oddania miłości…
Nawałnica mieczy. Krew i złoto. Edycja ilustrowana
Zapowiedź: "Wybrańcy" Veronica Roth
Veronica Roth powraca w wielkim stylu!
Cykl „Niezgodna” podbił serca czytelników na całym świecie. Teraz Veronica Roth powraca – silniejsza niż kiedykolwiek przedtem – z nową dylogią dla młodych dorosłych.