czerwiec 15, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: akcji

wtorek, 21 październik 2014 20:30

2586 kroków

Witam panie Andrzeju, dokąd Pan zmierza, a raczej co odmierza?
Odmierzam 2586 kroków do ... no właśnie, do czego?

To początek moich spostrzeżeń dotyczących antologii A. Pilipiuka "2586 kroków".

Książka graficznie prezentuje się rewelacyjnie, nawet po wznowieniach, okładka stylizowana na starą fotografię, na której widać osoby o zamazanych twarzach. Od razu nasuwa mi się skojarzenie z filmem "Inni" i sceną, w której główna bohaterka ogląda album ze zdjęciami zmarłych. Jest to pierwszy element tajemniczości, który sprawia, że czytelnik od samego początku ciekaw jest co będzie dalej. Całość składa się z 14 opowiadań o różnej tematyce. Począwszy od perypetii dobrze znanego doktora Skórzewskiego, przez historie alternatywne, a kończąc na czasach współczesnych, a raczej przyszłych, tych, które mogą nadejść po ataku atomowym. W całość wkomponowane perfekcyjne krótkie opowiadania o życzliwym obywatelu.

Jednak zacznijmy od początku. Rozpoczynamy tytułowymi 2586 krokami, które opisują perypetie dr Skórzewskiego walczącego z trądem w dalekim Bergen. Całość bardzo fajnie komponuje się z inną serią Pilipiuka "Oko Jelenia" gdzie akcja również toczyła się w/w mieście - teraz można przypomnieć sobie uliczki i domy, a zarazem spojrzeć na miasto z innej perspektywy. Opowiadanie pozwala nam również zapoznać się z dawnymi czasami oraz ludźmi żyjącymi i borykającymi się z epidemią trądu. Z punktu widzenia doktora sprawa była jasna, jedzie do Bergen w celu pomocy, jednak jak się okazuje na miejscu wszystko się komplikuje, a intryga nabiera kolorów. Nasz bohater oprócz zajęć typowo medycznych musi stać się również detektywem i rozwiązać nową zagadkę.

Kolejny raz spotykamy doktora Skórzewskiego gdy przenosi się do carskiej Rosji, gdzie stara się pomóc mieszkańcom małej wioski, których dotknęła zaraza. Tym razem ma do czynienia z nieznaną chorobą, która dziesiątkuje ludność. Stara się podobnie jak w przypadku trądu odizolować chorych, a następnie zmarłych od reszty wioski. Jednak nie może znaleźć źródła epidemii, aż do momentu, gdy jeden z pomocników, który zachorował naprowadził go na trop, jednak do rozwiązania zagadki długa droga. Konstrukcja postaci Pawła Skórzewskiego oraz czasy przełomu XIX i XX wieku sprawiają, że autor sprawnie poruszając się po znanym terenie przenosi czytelnika w sam środek akcji.

Na drugim biegunie znajdują się opowiadania, związane z czasami atomowymi. Wybuch elektrowni w Czarnobylu i skutki z tym związane ukazane są w innym świetle.

Opowiadanie "Strefa" ukazuje nam świat w sytuacji, gdyby do wybuchu doszło w większej skali. Kraj podzielony na strefy zgodnie ze skażeniem oraz regularne patrole funkcjonariuszy, którzy pilnują, aby ocalała ludność nie mieszkała w zagrożonych miejscach. Oprócz zagrożenia radioaktywnego jest też drugie, którego wszyscy się obawiają - mutacje popromienne. To opowiadanie (oraz kolejne) z tej tematyki opisują smutny koniec naszej cywilizacji oraz próbują podać wskazówki, jak temu zaradzić. Zgodnie z zaleceniem nie tylko autora, ale i moim, wyliczanie kroków w tym miejscu się kończy - dalej musicie podążać w samotności, aby zmierzyć się z najskrytszymi tajemnicami 2586 kroków, a jeśli po odmierzeniu rozwikłacie zagadkę, podzielcie się nią.

Podsumowując antologia napisana wzorowo, jak każde dzieło sygnowane nazwiskiem Pilipiuk. Nie chcę "cukrować" jednak po przeczytaniu już sporej jego biblioteczki mam swoją opinię. Dobór opowiadań sprawia, że autor stara się poruszać tematy, które na co dzień są przemilczane. Groźne choroby, zagrożenia cywilizacyjne, a w to wszystko wplata marzenia związane z mocną i ugruntowaną w świecie Polską. Autor stara się ponownie ukazać czytelnikowi świat przełomu XIX i XX wieku, zwyczaje oraz postęp techniczny. Wplata w to wszystko nutkę tajemniczości, która sprawia, że czytanie jest jak rozkoszowanie się wykwintnym drinkiem. Pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika polskiej fantastyki.

Dział: Książki
poniedziałek, 18 czerwiec 2012 08:57

BZRK

Myślimy, że wiemy, jak wygląda świat. Sądzimy, że widzimy wystarczająco wiele, by powiedzieć, że znamy jego naturę i budowę. Weźmy na przykład ludzkie ciało. Wydaje nam się, że jest ono złożone z wielu skomplikowanych części, ale poznaliśmy je już dogłębnie i nic w nich nie mogłoby nas zaskoczyć. W książce M. Granta do akcji wkracza nanotechnologia i cząstki tak małe, że potrzeba mikroskopu, by je zobaczyć. Możliwe, że znajdują się teraz w Twoim oku. I walczą o przetrwanie.

Michael Grant to autor znany z ciepło przyjętej w Polsce i na świecie, serii dla młodzieży "Gone: Zniknęli". Niemal z miesięcznym odstępem różne wydawnictwa podjęły się wydania dwóch książek Australijczyka: piątej części wspomnianego wyżej cyklu oraz pierwszego tomu nowej serii - "BZRK". Tym razem pisarz przenosi nas do całkowicie nowego świata, a jednocześnie tak dobrze nam znanego. Choć wydaje nam się, że znamy własne ciało, poznamy je z nowej perspektywy. Tym bardziej przerażającej, bo prawdziwej.

Sadie i Noah to dwójka dzieciaków, które spotkały się w najgorszych momentach swojego życia. Ona straciła ojca miliardera i brata, zostając sama na świecie. On obserwuje powolne staczanie się swojego starszego brata w otchłań szaleństwa. Nagle i brutalnie zostają wrzuceni w sam środek śmiertelnie groźnej walki, której akcja dzieje się w świecie nano - niedostępnym dla gołego oka. BZRK, czyli organizacja, do której oboje trafiają, to akurat "ci dobrzy". Bazując na pomyśle ojca Sadie, członkowie posiadają bioty - stworzenia, które są integralną, biologiczną częścią swojego właściciela, uzupełnieniem o nowoczesną technologię. Po drugiej stronie znajdują się bracia Armstrongowie, twór straszliwej matki natury, która zamknęła dwie osoby w jednym ciele. Możliwe ze względu właśnie na swoją deformację, chcą oni pozbawić ludzi wolnego wyboru i zmienić świat według własnego uznania. Aby to osiągnąć, przy pomocy zespołu uzdolnionych młodych ludzi, którzy kierują nanobotami, chcą przejąć umysły najważniejszych ludzi świata, a nasi główni bohaterowie muszą im w tym przeszkodzić.

"Jesteś środowiskiem, światem. Planetą zamieszkaną przez formy życia bardziej obce niż cokolwiek stworzonego przez science fiction."

Przez dużą część książki obserwujemy świat z punktu widzenia biotów i nanobotów. Całe nasze ciało jest ekosystemem, w którym żyją bakterie i zarazki, występują nieprzebyte pustynie skóry, lasy włosów, a wspomnienia w mózgu to kwestia odpowiedniego dopasowania dróg neuronów. Nanotechnologia to trzeci bohater książki, możliwe, że najważniejszy. Pisarz nie wybiega za daleko w przyszłość - wszak ta technologia już obecnie jest w powszechnym zastosowaniu w pewnych dziedzinach nauki, jednakże połączenie człowieka i biota to w pełni science fiction i, ze względu na przedstawione w "BZRK" możliwości, módlmy się, by tak zostało.

Grant w niesamowicie plastyczny sposób przedstawia nam nasze ciało które, zdawałoby się, znamy tak dobrze. Jednakże po przeczytaniu jego soczystych opisów można nabawić się do niego swoistego wstrętu. Dla czytelników serii "Gone. Zniknęli" bezpośredniość i występująca w książce brutalność nie będzie zaskoczeniem. Jak na autora książek dla nastolatków cechuje go odwaga - zarówno w słownictwie bohaterów, jak i w wydarzeniach, które się rozgrywają na kartach powieści. Starcia, zarówno w "realu" jak i w nano, są śmiertelnie groźne. Momenty spokojniejsze, w których śledzimy głównie poczynania Sadie i Noaha również wyróżnia dobitność - wbrew pozorom, tych dwoje nie połączy od razu namiętna miłość, ich postacie poprowadzone są wiarygodnie i wzbudzają sympatię.

Michael Grant udowodnił swój talent pisarski wszystkim, którzy wątpili w sens kolejnych tomów "Gone. Zniknęli". Pokazuje, że jego znakiem rozpoznawczym są plastyczne, mroczne opisy i odważne słownictwo. "BZRK" nie jest książką naiwną, spodoba się zarówno starszym jak i młodszym czytelnikom. Bez problemu może pełnić także funkcję popularyzatora nauki, gdyż prawdziwej fantastyki naukowej nie ma tu wiele, ale to co jest wystarczy do zaciekawienia i sięgnięcia po więcej. Miejmy nadzieje, że kolejne tomy serii ukażą się jak najszybciej.

Dział: Książki
poniedziałek, 20 październik 2014 09:59

Konkurs na Fantastyczne Opowiadanie

Piszesz opowiadania? Jest Ci bliska konwencja fantastyki lub horror? Jeśli tak to nasz dział opowiadań jest właśnie dla Ciebie. Prześlij nam swój tekst, a jeśli uznamy, że się nadaje umieścimy go na Secretum. Zapraszamy tak debiutantów, jak i osoby piszące już od dawna. Pokaż swoją twórczość światu!

Dział: Zakończone
piątek, 17 październik 2014 21:04

Falkonowe wieści

Fantastyczny koncert

W tym roku Falkon trwa cztery dni, ale tak naprawdę mamy dla Was aż pięć dni atrakcji! W czwartek 6 listopada na Targach Lublin odbędzie się Fantastyczny Koncert w wykonaniu artystów lubelskiego Teatru Muzycznego. To wzmocnione wizualizacjami i magiczną grą świateł widowisko w trakcie którego będziecie mieli okazję posłuchać na żywo muzyki filmowej z Władcy Pierścieni, Gwiezdnych Wojen, Avatara czy Gry o Tron. To będzie koncert pełen mocy, nie może Was zabraknąć!

Dział: Konwenty
czwartek, 16 październik 2014 20:53

Premiera: "Szepty"

Już 21 października 2014 swoje miejsce będzie miała premiera powieści grozy spod pióra Dean'a Koontz, która ukaże się nakładem wydawnictwa Replika.

Dział: Książki
środa, 15 październik 2014 07:56

Enigmatis: Mgły Ravenwood

Artifex Mundi prze do przodu, wydając wiele nowych tytułów, promując się na targach komputerowych, czy zaprzęgając graczy do beta-testów. Niestety, oryginalnych produkcji uświadczymy dość rzadko, bo studio stawia raczej na kontynuacje. Przedstawicielem takiej kategorii jest właśnie gra „Enigmatis 2: The Mists of Ravenwood", czyli druga część „Enigmatis: The Ghost of Maple Creek".

Nie graliście? Nie ma problemu, bo fabułę, a w szczególności zakończenie jej poprzedniczki poznajemy stopniowo z wypowiedzi głównej bohaterki. Z panią detektyw spotykamy się ponownie na leśnej drodze, gdy znajduje porzuconą przyczepę kempingową, zaraz obok bramy do parku krajobrazowego Ravenwood. Wewnątrz campera odnajduje małą dziewczynkę, którą zaraz potem porywa wielki tajemniczy kruk, a trop prowadzi do parku. Porzuciwszy własne plany, wyrusza na poszukiwania Becky i jej rodziców.

Historia w „The Mists of Ravenwood" jest jeszcze bardziej mroczna i tajemnicza od „The Ghost of Maple Creek", ale także zawiera więcej elementów fantastycznych. Cały park krajobrazowy ulega przemianom na naszych oczach i warto obserwować te zmiany, gdyż wszystko jest przemyślane i nic tu nie dzieje się przypadkiem. Sama fabuła pełna jest sekretów i zwrotów akcji, przez co podczas rozgrywki nie ma miejsca na nudę. Chętnie poznajemy to, co przygotowali dla nas twórcy, z ciekawością, czym zaskoczą nas za rogiem. Liczne powiązania z poprzednią grą nie wymuszają wprawdzie jej znajomości, ale byłaby ona mile widziana, by w pełni cieszyć się przygodą.

„Enigmatis" to seria przygodówek typu HOPA – Hidden Object Puzzle Adventure, w stylu "The Secret of Monkey Island". Prowadzeni przez twórców po określonej ścieżce, musimy rozwiązywać łamigłówki, odnajdywać przydatne przedmioty i umieć je użyć lub połączyć ze sobą. Tytuł ten nie jest zbyt wymagający. Chociaż mini-gry w większości przypadków nie powtarzają wyzwań z innych produkcji Artifex Mundi, warto rozpocząć grę na najwyższym poziomie trudności. Tym sposobem wydłużymy sobie trochę tę niedługą, bo kilkugodzinną rozrywkę.

Grafika jak zawsze stoi na wysokim poziomie, ale to już bardziej kwestia używanego przez studio silnika graficznego. Nowością są elementy tła, które w czasie rzeczywistym ulegają zmianom i możemy je klikać, zdobywając achievementy. Do ruchów postaci z cut-scenek i animacji nadal można mieć pewne zastrzeżenia, ale aż tak bardzo to nie przeszkadza. Również muzyka nie uległa zmianom, nadal towarzyszy rozgrywce tak subtelnie, że nawet jej nie zauważamy. Warto także wspomnieć, że gra nie posiada polskiej wersji językowej.

Jeśli znacie jakieś inne tytuły od Artifex Mundi, niczym nowym nie zostaniecie zaskoczeni – to kolejna produkcja, wykorzystująca znaną już oprawę graficzną i dźwiękową, zestaw łamigłówek i obszary z szukaniem obiektów. Widać, że studio chce, aby każda gra była lepsza, a rozgrywka bardziej urozmaicona. Udało im się osiągnąć cel, a na szczególną pochwałę zasługuje intrygująca fabuła z mnóstwem sekretów. Chociaż nie jest to rozrywka na kilkanaście godzin, to te kilka, które spędzimy nad „Enigmatis 2: The Mists of Ravenwood" będą w pełni satysfakcjonujące.

Dział: Gry z prądem
środa, 15 październik 2014 07:53

Enigmatis: Duchy Maple Creek

Artifex Mundi to polskie studio zajmujące się produkcją gier komputerowych. Jako swoją specjalizację wybrali gatunek tzw. point-and-click, czyli przygodówek w stylu znanych „Monkey Island" czy „Art of Murder: Sztuka zbrodni". Niedawno miałam przyjemność zagrać w ich najnowszą grę „Nightmares from the Deep: The Cursed Heart". Okazała się być niesamowicie wciągająca i jak najbardziej zasługuje na uwagę szerszej publiczności. Tym razem cofam się do wcześniejszych produkcji studia, sprawdzając jaką drogę przeszli autorzy świetnej gry o piracie Remingtonie.

W „Enigmatis: The Ghosts of Maple Creek" wcielamy się w panią detektyw, która w małym, odizolowanym od świata miasteczku rozwiązuje zagadkę zaginięcia pewnej dziewczyny. Jednocześnie bohaterka zmaga się z amnezją dotyczącą wcześniejszych wydarzeń, których skutki widać wszędzie wokół. Szybko zorientujemy się, że obecne zdarzenia już niegdyś miały miejsce w Maple Creek – ktoś porywał młode kobiety i wszystko wskazuje na to, że uderzył ponownie. Zaczyna się wyścig z czasem, w którym zagrożone będzie nie tylko życie porwanej, ale również nasze.

„Enigmatis..." to gra przesycona mrocznym, ciężkim klimatem. Czujemy na sobie presję jak najszybszego rozwikłania zagadki, a tajemnice zamiast ubywać, mnożą się. Chociaż na głównego podejrzanego natkniemy się już na początku, nie psuje to dalszych dociekań. Ciekawym narzędziem, którego będziemy często używać w ramach postępów nad śledztwem jest tzw. evidence wall, czyli miejsce, w którym będą znajdowały się wszystkie dowody, jakie znajdziemy. Grupując zdjęcia, wycinki i inne fakty w różne kategorie dostaniemy wskazówki, a pani detektyw zapisze kolejne strony w swoim dzienniku.

W tego typu grach najczęściej jesteśmy prowadzeni za rękę przez twórców, którzy udostępniają nam nowe lokacje, czy przedmioty tylko, gdy wykonamy poprzedzające zadanie. Szczególnie widać to przy grach z szukaniem przedmiotów. Z jednego takiego obszaru będziemy korzystać parę razy, a często już za pierwszym uda nam się wypatrzeć coś, co nam się na pewno przyda w przyszłości. Jest to nieco irytujące, szczególnie w późniejszym etapie rozgrywki, gdy takich miejsc jest wiele i aby ruszyć do przodu, musimy znaleźć zreaktywowaną grę. W przeciwieństwie do „Nightmares from the Deep" tutaj nie mamy do dyspozycji mini-gry, która byłaby alternatywą do znajdywania przedmiotów. Jesteśmy zdani tylko na siebie, bądź na podpowiedzi, których używanie jest jednak ograniczone czasowo. Oczywiście możemy klikać gdzie popadnie, licząc na to, że w końcu odnajdziemy pożądany obiekt, ale nie ma w tym nic satysfakcjonującego.

Sporym utrudnieniem dotyczącym głównie obszarów z szukaniem przedmiotów jest fakt, że gra nie została spolszczona. Już w „Nightmares from the Deep" niektóre polskie nazwy przedmiotów musiałam sprawdzać w Internecie, a co dopiero angielskie. Jednakże dla chcącego nic trudnego – trudniejsze wyrazy można znaleźć w słowniku, a przy okazji nauczyć się paru nowych słówek. W razie niepowodzenia zawsze pozostają podpowiedzi.

Oprawa wizualna i dźwiękowa także stoją tutaj na bardzo wysokim poziomie. Dalsze elementy krajobrazu, jak i szczegóły przedmiotów zostały odwzorowane bardzo dokładnie i sprawiają wrażenie fotografii przerobionych na grafikę. Wszystko to wygląda bardzo realistycznie, a zarazem mrocznie, tworząc niezapomniany klimat. Przez całe śledztwo towarzyszy nam nastrojowa muzyka, która stanowi dla osoby grającej dobry akompaniament przy wykonywaniu zadań. Jednakże dla osób postronnych te kilka melodii, które rozbrzmiewają bez końca będzie prawdziwym utrapieniem. Twórcy mogli postarać się o większe urozmaicenie dźwięków.

Jako poprzednik świetnego „Nightmares from the Deep", „Enigmatis: The Ghosts of Maple Creek" jest bardzo podobne graficznie i muzycznie. Również mamy tu zróżnicowane mini-gry, złożone ścieżki, interesującą fabułę i zwroty akcji. Mroczny klimat wciąga, a rozgrywka nie nudzi, a wręcz nie pozwala się oderwać. Jeśli pewnie czujecie się w języku angielskim i nie boicie słowników, odważcie się sięgnąć po tę grę, a na pewno przypadnie wam do gustu.

Dział: Gry z prądem

Ponad pół miliona fanów cesarzowej Achai doczekało się siódmej odsłony kultowego uniwersum. Premiera "Pomnika Cesarzowej Achai IV" już 3. grudnia!

Andrzej Ziemiański nie próżnuje, Pomnik Cesarzowej Achai rośnie w siłę z każdą kolejną powieścią. Prezentujemy okładkę IV tomu powieści.

Dział: Książki
poniedziałek, 13 październik 2014 10:46

Upiorna noc Halloween

Co chcielibyście dostać na Halloween? Cukierek czy raczej psikus? A może jedno i drugie? Kiedy brałam do ręki wydaną niedawno na DVD "Upiorną noc Halloween," miałam nadzieję na smakowity, mroczny kąsek, idealny do oglądania późnym wieczorem. To co dostałam, różniło się jednak w smaku od typowego, Hallowenowego cukierka. Zdziwiona, w pierwszej chwili nawet zawiedziona, patrzyłam jak na ekranie pojawia się... oryginalny psikus.

"Upiorna noc Hallowen" to owoc współpracy Bryana Singera - reżysera tak popularnych produkcji jak "X-Men" czy "Superman: Powrót" - oraz Michaela Dougherty, który współpracował przy scenariuszu do "X2" i wspomnianego już "Superman: Powrót". W filmie oglądać można Annę Paquin, laureatkę Oscara za drugoplanową rolę w słynnym "Fortepianie", ostatnio znaną także z głównej roli w dramacie "Dzieci Ireny Sendlerowej". Nie zabrakło miejsca i dla Briana Coxa, którego warsztat aktorski podziwiać można w słynnym "Zodiaku", czy też superprodukcji "Troja". Zachętą do obejrzenia filmu są nie tylko znani aktorzy. Jak można przeczytać na pudełku, "Upiorna noc Halloween" jest laureatem Nagrody Publiczności festiwalu „Screamfest", a portal fangoria.com określił produkcję "Najlepszą antologią horroru od lat". Czy potrzeba jeszcze jakieś rekomendacji?

Produkcja łączy w sobie cztery, zazębiające się historie, wzajemnie mieszające się ze sobą. Każda z nich rozgrywa się tej samej nocy w wigilię Wszystkich Świętych, a jej bohaterowie są ze sobą w pewien sposób powiązani. Całość składa się na stosunkowo krótki obraz (79 minut), w porównaniu do obecnego, dwugodzinnego standardu, jednak nie tylko film znalazł się na płycie. Widzowie spragnieni dalszych wrażeń mogą sięgnąć po jeden z czterech dodatków – materiał o tradycjach i legendach Halloween w narracji Briana Coxa, świąteczne życzenia, mogą zapoznać się z usuniętymi scenami z uzasadnieniem w postaci komentarza reżysera, oraz ocenić, jak efekty specjalne wpłynęły na wygląd jednej z ciekawszych scen w filmie.

Pogasiłam światła, usiadłam i zabrałam się za oglądanie – oczywiście późnym wieczorem. Na ekranie zrobiło się mroczno, polskie menu umożliwiło szybkie przejście do filmu (do wyboru wersja polska z lektorem lub z napisami), więc umościłam się wygodnie przed telewizorem, przygotowana na makabrę. Jak wrażenia?

Ogromnym plusem filmu jest szeroko wykorzystywany element zaskoczenia. Na pierwszy rzut oka każda historia zdaje się być prosta i przewidywalna. Dzieciaki zbierają cukierki i dyniowe lampiony odwiedzając kolejne domy, szorstki okularnik o nieco mrocznych instynktach musi uporać się z pewnym stawiającym czynny opór problemem, grupa dziewczyn stara się namówić jedną z nich, aby korzystając z uroku Halloweenowej nocy przeżyła swój pierwszy raz. Jest jeszcze zdziwaczały starzec, szczujący psem dzieci, przybyłe po łakocie do jego domu...

We wszystkie te historie wkrada się sporo czarnego humoru, momentami film zmienia się w czarną komedię z elementami grozy. Bywa morderczo zabawnie, widza nie opuszcza jednak lekki dreszczyk, związany z upiornym klimatem Halloween. I nagle, pod koniec każdej historii dzieje się coś, czego - myślę, że w tym co teraz napiszę nie ma żadnej przesady - nie spodziewał się nikt. Całkowity zwrot akcji, lub po prostu jedna, kilkusekundowa mroczna migawka sprawia, że widz otwiera szeroko oczy z zaskoczenia. Nie tego spodziewałam się po horrorze, że zamiast oczy zaciskać, będę je szeroko otwierała - i, co dziwne, podoba mi się taka opcja!

"Upiorna noc Halloween" to film specyficzny, który nie każdemu fanowi horrorów sprawi przyjemność. Miłośnicy ociekających krwią scen będą zawiedzeni, sympatycy "Opowieści z krypty" z zadowoleniem przyjmą makabryczny czarny humor. Dougherty serwuje nam swoistą Halloweenową bajkę, historię o nocy, w której wszystko jest możliwe, a rzeczy nadzwyczajne dzieją się blisko nas samych. Zaskakująca, przewrotna opowieść, z dobrymi zdjęciami i klimatem tego wyjątkowego święta. Klasyczny, fantastyczny horror, którego nie można przegapić w Hallowenowy wieczór. Niekoniecznie po to, żeby wywołać krzyki przerażenia, ale żeby przenieść się do krainy, która rządzi się swoimi prawami. A jeśli po seansie jakoś inaczej będziecie spoglądać na dynie, to pamiętajcie, że ostrzegałam...8/10

Dział: Filmy
poniedziałek, 13 październik 2014 10:44

Zielona Latarnia - Pierwszy lot

„Zielona Latarnia" (oryg. Green Lantern) to seria komiksowa, która powstała w 1940 roku z inicjatywy rysownika Martina Nodella i scenarzysty Billa Fingera. Wydawcą jest jedno z największych amerykańskich wydawnictw komiksowych – DC Comics. Pierwszym bohaterem Zielonej Latarni był Alan Scott – dziennikarz, który jako jedyny przeżył katastrofę pociągu. Po wypadku przypadkowo w jego ręce trafia zielony pierścień, dzięki któremu zyskuje nieziemską moc.

Po przyjęciu imienia Green Lantern zwalcza przestępczość w Gotham City. Komiksy z Alanem w roli głównej ukazywały się do 1951 roku. Pod koniec lat 50 „Zielona Latarnia" powróciła, tym razem z nowym bohaterem – Halem Jordanem – pilotem Sił Powietrznych i testerem prototypów.

Najnowsza produkcja Warner Bros. oraz DC Universe – „Zielona Latarnia – Pierwszy lot" przedstawia kolejnego po Batmanie, Supermanie, Aquamanie i Wonder Woman członka Ligi Sprawiedliwych – Hala Jordana – Zieloną Latarnię.

Hal Jordan, jako były pilot sił powietrznych, obecnie pracuje w Ferris Aircraft – wielkiej amerykańskiej korporacji. Jednocześnie związany jest z jej właścicielką - Carol Ferris. Podczas jednego z testów pilotażowych, samolot-symulator wraz z Halem zostaje ściągnięty niewidzialną siłą na pustynię. Tutaj chwilę wcześniej rozbił się statek kosmiczny. Umierający pilot – Abin Sur – informuje zaskoczonego Jordana, że został on wybrany przez pierścień na jego następcę i nowego członka Korpusu Zielonej Latarni. Po założeniu pierścienia Hal przemienia się w Zieloną Latarnię i otrzymuje nadprzyrodzone moce.
Po powrocie Jordan postanawia przetestować swoje nowe umiejętności. Podczas ćwiczeń zatrzymują go pozostali Latarnicy i zabierają go na planetę Oa, przed oblicze Strażników Wszechświata. Hal jako Ziemianin wzbudza nieufność członków Korpusu, jednak zyskuje poparcie jednego z największych Latarników – Sinestry. W ten sposób za zgodą Strażników Sinestro zostaje opiekunem spadkobiercy Abin Sura.

Tak pokrótce rozpoczyna się nowe życie zwykłego człowieka, zgodnie z powiedzeniem „Od zera do bohatera". Życie pełne nieziemskich przygód o jakich nie śnił nikt wcześniej. Fabuła filmu „Pierwszy lot" poza tym, że przedstawia nam narodziny najnowszego członka Korpusu Zielonej Latarni, ukazuje nam jego pierwszą misję pełną intryg, spisków oraz walk w imię porządku w całej galaktyce. Misję, w której będzie dane zmierzyć mu się z jego zbuntowanym mentorem.

„Zielona Latarnia – Pierwszy lot" oprócz wciągającej fabuły posiada wszystkie cechy bardzo dobrej animacji. Ponad 70 minut filmu urzeka widza efektami wizualnymi, stojącymi na wysokim poziomie, dynamiką akcji oraz dobrą muzyką. W końcu jakby nie patrzeć przy jego produkcji brali udział: Lauren Montgomery (reżyser Supermana: Doomsday i Wonder Woman), Alan Burnett (scenarzysta kilku produkcji o Batmanie i Supermanie), Bruce W. Timm (producent animacji Batman: Rycerz Gotham, czy Wonder Woman) oraz Robert J. Kral (muzyka do horroru Udręczeni). Bardzo dobrze zostali dobrani również aktorzy użyczający głosów. W filmie możemy usłyszeć takie osobistości kina jak Michael Madsen, Victor Garber czy Christopher Meloni.

Na koniec warto wspomnieć o polskim wydaniu DVD przygotowanym przez Galapagos. Po pierwsze, film możemy oglądać do wyboru z polskimi napisami lub lektorem w systemie DD 5.1. Po drugie, płyta uzupełniona jest ciekawymi dodatkami, m.in. reportażem „Od komiksu do animacji Ligi Sprawiedliwych", pierwszym spojrzeniem na bohaterów DC Universe Supermana/Batmana: wrogów publicznych oraz materiałem o filmie anime Batman: Rycerz Gotham.

„Zieloną Latarnię – Pierwszy lot" z czystym sumieniem mogę polecić nie tylko młodym widzom, ale również fanom komiksów i bohaterów ze stajni DC.

Dział: Filmy