wrzesień 18, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Krymina�� / Thriller

niedziela, 24 czerwiec 2018 19:18

Miasteczko Crimson Lake

Ile potrzeba, aby zniszczyć komuś życie? Wystarczy kilka minut i fałszywe oskarżenie, aby odwrócili się od Ciebie wszyscy przyjaciele i twoja rodzina. Jak sobie z tym wszystkim poradzić? Candice Fox przybliża nam ten temat w swojej powieści pod niepozornym tytułem „Miasteczko Crimson Lake”.

Edward Conkaffey to dość atrakcyjny policjant z Sydney, który prowadzi całkiem satysfakcjonujące życie. Ma kochającą żonę i śliczną nowo narodzoną córeczkę. Jak to bywa w każdym związku, czasami się kłócą. Po ostatniej kłótni, Ted ucieka na ryby, by ochłonąć. Zatrzymuje się na chwilę obok przystanku autobusowego, na którym stoi samotna 13-letnia dziewczynka. Ted odjeżdża, a ona znika. Po gwałcie i próbie uduszenia zostaje pozostawiona na pewną śmierć, jednak udaje jej się przetrwać. Jej skołatany umysł pamięta mężczyznę, który zatrzymał się niedaleko przystanku. Pamiętają go również inni ludzie, przejeżdżający tamtą drogą. To wszystko sprawia, że w kilka sekund Ted staję się ohydnym potworem w oczach swoich bliskich i reszty świata. Wrogiem publicznym numer jeden.

Osamotniony Conkaffey, po wycofaniu zarzutów stara się ukryć w parnym miasteczku Crimson Lake. Tam poznaje młodą, barwną (dosłownie i w przenośni) kobietę, która jakiś czas temu wyszła z więzienia po wyroku za morderstwo. Co ciekawe, Amanda prowadzi firmę detektywistyczną i chce, aby Ted pomógł jej rozwikłać zagadkę zaginięcia lokalnej gwiazdy – poczytnego pisarza Scully’ego. Jak sobie poradzą z tym zadaniem, tym bardziej że oboje są rozpoznawani jako przestępcy?

Candice Fox daje nam okazje, aby wcielić się w człowieka, którego reputacja została całkowicie zdruzgotana i wymieszana z błotem. Uświadamia nam, że to, co spotkało Teda, może spotkać również nas. Ted, mimo iż wycofano zarzuty, musi żyć ze świadomością, że w każdej chwili mogą po niego wrócić, zapukać do jego drzwi, a on będzie zmuszony przeżywać to piekło od początku. Zresztą jego obecna sytuacja zdecydowanie nie układa się różowo. Autorka pozwala nam dość dobrze poznać Teda, pokazuje jego emocje, jego wahania, strach przed rozpoznaniem w każdym publicznym miejscu, jego paranoje. Bohater boryka się z wieloma przeciwnościami losu, przecież jest domniemanym gwałcicielem dzieci, pedofilem grasującym na wolności. Można sobie wyobrazić, jak łatwo można się w takiej sytuacji załamać. Pokazuje też, jak ludzie łatwo potępiają i to bez prawa do obrony.

Jeśli mam być szczera, to historie Teda oraz tajemniczej i zwariowanej Amandy przez większą część lektury były dla mnie znacznie ciekawsze niż tajemnicze zaginięcie pisarza, którym się zajmowali. Zdecydowanie zostało przyćmione zagadkami z życia Ted – czy można mu zaufać, że naprawdę tego nie zrobił, a także tajemnicami Amandy, która ani razu nie zaprzeczyła, że jest morderczynią. Biorąc pod uwagę interesujących bohaterów oraz niespodziankę pod koniec książki, całość składa się w całkiem ciekawy kryminał.

Dział: Książki
piątek, 15 czerwiec 2018 08:27

Żmijowisko

“Żmijowisko” - thriller autorstwa Wojciecha Chmielarza - wbija w ziemię. Nie akcją, nawet nie zakończeniem, chociaż przyznaję, to jest zaskakujące. “Żmijowisko” wbija w ziemię spostrzeżeniami na temat nas samych. Trzydziesto-, czterdziestolatków, którzy marzenia zamienili na codzienność, rozdrobnili swoje pasje na drobne, zaplątali w sieć dziwnych powiązań, a wszystko to z hasłem “dobra rodziny” na ustach. To powieść o straconych złudzeniach, obłudzie i udawaniu, że wszystko jest ok, tak jak miało być, chociaż sami najlepiej wiemy, jak bardzo się okłamujemy. To także opowieść, jak bardzo taką postawą krzywdzimy następne pokolenie - dzisiejszych nastolatków. Dzieciaki, które chcą być dorosłe, a którym nikt nie potrafi sensownie wytłumaczyć, że nie ma się do czego śpieszyć. To historia tego, ile potrafi poświęcić dorosły dla ratowania swoich ambicji.

Chmielarzowi udało się sprawić, iż główny wątek - historii zaginięcia nastoletniej dziewczyny - zdaje się wcale głównym nie być, a jednocześnie właśnie ta opowieść jest kluczowa dla całości. Losy grupy przyjaciół spędzających czas w agroturystyce, nawet kiedy pozornie niewiele mają wspólnego z historią Ady i tak ostatecznie się z nią wiążą. Z tak charakterystyczną dla niego swobodą kluczy, miesza tropy, by ostatecznie w finale zmusić czytelnika do zadania podstawowego pytania “ale jak, że tak?”. Pytania, które pada tylko przy najlepszych thrillerach.

“Żmijowisko” to także obraz nas samych. Czytając najpierw zaśmiewałam się do łez z trafności opisów relacji rodzinnych, by stopniowo, z każdym kolejnym rozdziałem śmiech zastępowało przerażenie. Jak bardzo moje pokolenie nie poradziło sobie z życiem. Jak bardzo uciekła nam harmonia. W pędzie za karierą marnujemy szczęście rodzin. Szukając szczęścia rodzinnego, zupełnie nie ogarniamy (wiem - gwara młodzieżowa, ale w tym wypadku idealnie pasująca) własnego życia i rezygnując z własnych planów i marzeń, żyjemy coraz bardziej sfrustrowani tym, co sami sobie zafundowaliśmy. A od frustracji już tylko krok do podjęcia tej jednej, jedynej, głupiej decyzji, która zmieni wszystko. Która wszystko zniszczy.

Wojciech Chmielarz to nie tylko dobry pisarz. To wspaniały obserwator ludzkich relacji i zachowań i to po raz kolejny jest największym atutem jego powieści. “Żmijowiskiem” uderza w czytelnika jednak nie samą fabułą, nawet nie osobą, która stoi za zniknięciem Ady, ale refleksjami na temat mojego pokolenia - ludzi w okolicach czterdziestych urodzin, którym wydaje się, że są bogami. A jednak nie są...

Dział: Książki
czwartek, 07 czerwiec 2018 14:47

Zamek z piasku, który runął

Nienawidzę Larssona. Nienawidzę! Dlaczego? Pozwólcie, że krótko wyjaśnię. Trzeci tom cyklu „Millenium” okazał się lepszy od drugiego, a ja już „Dziewczynie, która igrała z ogniem” wystawiłam ocenę maksymalną – 6/6. Na dodatek przez „Zamek z piasku, który runął” nie zmrużyłam nawet oka, bo przez - non stop nakręcaną – szaloną akcję, nie byłam w stanie odłożyć książki na bok. Pióro Larssona to narkotyk, grozi uzależnieniem, podnieceniem i worami pod oczami – tak powinno się pisać się na okładce każdego tomu „Millenium”. I wcale nie przesadzam!

„Zemsta jest wielką siłą napędową.”

Uwieńczenie serii bardzo mocno nawiązuje do poprzednich części, szczególnie tomu drugiego. Jest w nim także znacznie więcej konfliktów, politycznych gierek i odrobinę historii, jednakże Larsson – jak zawsze – wszystko znakomicie tu ujmuje i przez „Zamek...” sunęłam z lekkością, choć tematyka zdecydowanie nie należała do najłatwiejszych. Lisabeth znów króluje wśród bohaterów, których mam wrażenie, że w tym tomie znacznie przybyło i – o dziwo – nie pogubiłam się w nich. Salander – mimo swojej niereformalności i żądzy zemsty – zrzesza wokół siebie mnóstwo ludzi (nie tylko wśród czytelników – jak widać). Najlepszy w tym tomie jest zdecydowanie jej proces, jego przebieg jest pełen niespodzianek, po prostu niesamowity – śledziłam go z szeroko otwartą buzią (szczęśliwie nie połknęłam żadnej muchy – chyba). Larsson znowu zaskakuje, intryguje, budzi w czytelniku kalejdoskop emocji... Czy pisałam już, że na tej książce powinno być zawarte jakieś ostrzeżenie odnośnie krytycznego poziomu wciągania w lekturę?

„Przyjaźń to chyba najpowszechniejsza forma miłości.”

„Zamek z piasku, który runął” przyprawił mnie o kaca książkowego – mam wrażenie, że wciąż nie opuściłam jego „zaścianków”. Zakończenie pozytywnie mnie zaskoczyło, jest w dobrym tonie, jednakże i tak żałuję, że tu już koniec cyklu, że więcej nie będzie. „Millenium” to chyba największa niespodzianka, jaka przytrafiła mi się w świecie literatury i wciąż nie wierzę, że coś tak innego niż książki, po które zwykle sięgam, tak bardzo mnie... zauroczyło. Mam nadzieję, że jest więcej takich serii, których jeszcze nie odkryłam lub których bałam się przeczytać i że... niebawem na nie trafię. Ten cykl polecam każdemu, kto lubi powieści trzymające w napięciu i silne, niezłomne kobiety w literaturze. Fani thrilleru i sensacji będą wprost wniebowzięci. Ręczę, że proza Stiega Larssona zachwyci każdego.

Dział: Książki
wtorek, 05 czerwiec 2018 12:05

Dni Fantastyki coraz bliżej!

Jeśli jeszcze zastanawiacie się, jak spędzić początek wakacji, to przypominamy, że 29 czerwca-1 lipca odbędzie się czternasta edycja Dni Fantastyki!

Sama lista gości to 60 powodów by zawitać w tym czasie do wrocławskiej Leśnicy. Nie sposób przytoczyć tu sylwetki wszystkich gości, ale przedstawiamy Wam niektórych z nich.

Dział: Konwenty
poniedziałek, 04 czerwiec 2018 16:55

Detonator

Faris Iskander to człowiek, którego los nie oszczędza. Niespełna pół roku temu brał udział w wydarzeniach, które diametralnie odmieniły jego życie. Spotkania z policyjną psycholożką mają pomóc mu poradzić sobie z dręczącymi go co noc koszmarami, jednak on nadal czuje się, jakby stąpał na krawędzi. Aby pozbierać myśli, oddaje się bieganiu. Poranny trening przerywa mu informacja o morderstwie byłej narzeczonej, która dzień wcześniej próbowała odnowić znajomość z policjantem.

To nie koniec szokujących informacji tego dnia. Z miejsca zbrodni wyciąga go pilne zgłoszenie o zamachowcu przetrzymującym zakładników w Kościele Pamięci. Młody terrorysta nie chce rozmawiać z nikim innym jak tylko z Iskanderem. Szybko okazuje się, że to nie koniec przykrych niespodzianek, które czekają muzułmańskiego policjanta. Wkrótce swoją obecność zaznacza „Człowiek, który pragnął zemsty”. Kim jest? Czego chce od Farisa? Do czego, to wszystko doprowadzi?

Jeśli lubicie, kiedy akcja książki powoli nabiera tempa, tym razem na pewno się zawiedziecie. Tutaj nie ma chwili na odpoczynek, Faris wpada w tarapaty raz za razem. Ledwo zdąży złapać oddech, a już autorka pakuje go w kolejne kłopoty. Razem z policjantem wpadamy w wir zawiłych wydarzeń, bardzo niepomyślnych dla Iskandera. Jesteśmy świadkami, jak bardzo można dokopać jednemu bohaterowi powieści.

Kathrin Lange wie, jak zachęcić czytelnika. Prolog ukazuje Farisa obleczonego pasem szahida, trzymającego detonator w dłoni, po jego czole spacerują czerwone punkty laserowych celowników karabinów snajperskich. Po chwili przyjmuje pierwszy strzał. Ci, którzy znają już policjanta z pierwszej części pt. „40 godzin”, doskonale wiedzą, że on sam, przenigdy nie zdetonowałby bomby. Jak więc do tego doszło? Autorka pozostawia nas z tą niepewnością jeszcze przez pewien czas. Nie martwcie się jednak, książkę pochłania się błyskawicznie.

Fabuła jest dynamiczna, wydarzenia gnają do przodu, a to wszystko dzieje się w naprawdę krótkim czasie. Historię poznajemy z kilku perspektyw, również oczami pociągającego za sznurki Nieznajomego, zwanego także „Człowiekiem, który pragnie zemsty”. Sam ten tytuł sprawia, że chętniej się czyta, chętniej odszukuje tych skrawków informacji o tajemniczym mścicielu, jego tożsamości, czy chociażby pobudkach. Chcemy odkrywać jego tajemnice, jednak pisarka wie, co robi. Dawkuje odbiorcy te fragmenty, skąpi informacji, a czytelnik czyta niecierpliwie dalej.

„Detonator” to ciekawa propozycja, obejmująca nie tylko kryminalne zagadki, ale i skłaniająca do przemyśleń. Nie będę tu za dużo zdradzać, aby nie ujawnić zbyt dużo fabuły, po prostu przekonajcie się sami. Jest szybko, ciekawie i finalnie bardzo zaskakująco. Czego chcieć więcej?

Dział: Książki
wtorek, 22 maj 2018 14:44

Obrączka diabła

Detektyw Max Fjellanger wciąż nie może uwierzyć w śmierć dawnego przyjaciela. Z Knutem służyli w policji w małej wiosce Eidsborg, a teraz dawny kompan ponoć popełnił samobójstwo. Dla Maxa owo samobójstwo wygląda jednak dość dziwnie, ostatecznie kilka lat wspólnej służby sprawiło, że dobrze znał zmarłego... Rozpoczyna więc prywatne śledztwo, w którym towarzyszy mu miejscowa, żądna kryminalnych przygód bibliotekarka, Tirill Vesterli. Eidsborg kryje znacznie więcej tajemnic... czy samobójcza śmierć Knuta ma jakikolwiek związek z uznanym za zaginionego trzydzieści lat temu badaczem miejscowego folkloru, Peterem oraz niedawnym zaginięciem młodej doktorantki, Cecilie?

Skandynawskie thrillery już od dłuższego czasu uznawane są za książki szczególnie polecane do czytania. Miałam okazję "zmierzyć się" z kilkoma, stąd też moja decyzja o podjęciu się lektury Obrączki diabła. Zresztą, skłonił mnie do niej również intrygujący opis, jak również folklor wioski Eidsborg. W tej małej mieścinie setki lat temu oddawano cześć pogańskim bożkom, w tym Niklusowi. Kiedy jednak chrześcijaństwo przejęło pieczę nad sercami ówczesnych mieszkańców, pogański kult został rozpędzony, a figura Niklusa otrzymała nowe "mieszkanie" w katolickim kościele. A jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, iż współcześni nadal zanoszą modły do boga płodności. A przynajmniej niektórzy.

Mimo że Max Fjellanger przybył do Eidsborga, aby rozwikłać sprawę samobójstwa Knuta, to szybko jego uwaga zostaje przekierowana na wspomniane wcześniej zaginięcia. Czytając miałam wrażenie, że bohater liczył na opcję dwa w jednym- dowie się, co tak naprawdę stało się z jego dawnym kompanem, a przy okazji rozwikła zagadkę zaginięć Petera oraz Cecilie. 

Historia stworzona przez pana Vidara miała całkiem duży potencjał. Zabrakło jednak cierpliwości do prowadzenia akcji oraz skupienia się na -bądź co bądź- kluczowych danych odnośnie kultu Niklusa. Co do wspomnianego biegu wydarzeń, autor prowadzi swoich bohaterów krętymi ścieżkami. Cały czas tylko skupiają się na przepytywaniu ludzi i właściwie nic poza tym. Krążą od jednego mieszkańca do drugiego, ostatecznie jednak następuje atak z zewnątrz i oto w ich rękach znalazła się jakakolwiek poszlaka. Trochę tak, jakby czekali na łut szczęścia, zupełnie nie przyczyniając się do czegokolwiek. Moim zdaniem w literaturze istotne jest również podzielenie się z czytelnikiem swoistymi informacjami odnośnie tego, co autor zamierza opisać. Tutaj muszę się przyczepić do wspomnianego już bożka Niklusa, a raczej do tego, jak oszczędnie twórca sypnął nam ciekawostkami. Kiedy w danej pozycji mowa o folklorze, dawnych wierzeniach oraz przesądach, to zakładam, że będę mogła o nich sporo poczytać. Że autor stworzy tę niesamowitą atmosferę dawnych lat, którą czuję zawsze, gdy czytywałam lektury tematycznie zbliżone do Obrączki diabła. A tym razem niestety fiasko, gdyż wszystko opisano bardzo pobieżnie, bez wchodzenia w szczegóły. Ot, mamy kilka stron na początku książki, gdzie wpakowano nawiązanie. 

Pozytywnym aspektem Obrączki diabła jest to, że czyta się ją bardzo szybko. Minus jest jednak taki, że raczej za kilka miesięcy nie będę już pamiętać, o czym traktowała ta pozycja. Utwór pana Vidara Sundstøl polecam każdemu, kto skupia uwagę bardziej na śledztwach niż sposobie, jakim stworzono tło powieści.

Dział: Książki
wtorek, 22 maj 2018 12:54

Żona między nami

Kiedyś Vanessa miała wszystko, o czym marzą miliony kobiet na świecie- przystojnego, kochającego męża, duży dom oraz masę przyjaciół. Dziś pomieszkuje u swojej ciotki, zwlekając się z przymusem z łóżka, aby dotrzeć do pracy. Codziennie rozpamiętuje swoje małżeństwo, a gdy dociera do niej informacja o rychłym ślubie Richarda z nową wybranką męskiego serca, Emmą, załamuje się. A jednak wbrew wszystkiemu, z dnia na dzień rośnie w niej wola walki... albo chęć zemsty. Niewierny małżonek jeszcze zapłaci za to, co jej uczynił. Już jej w tym głowa!

Trzy postacie dramatu: Richard, Emma oraz Vanessa. Mąż, przyszła żona i zazdrosna eks- małżonka. Historia z założenia banalna, ale... poczekajcie. Ktoś tutaj kłamie. I jest w tym całkiem dobry. Nie ufajcie słodkim uśmiechom oraz prawie szczerym oczom. To kłamstwo. I tylko jedna osoba może podjąć próbę ocalenia...

Od jakiegoś czasu rynkiem literackim zaczęły rządzić thrillery psychologiczne, w których głównie historia toczy się wokół mającej problemy (najczęściej alkoholowe) bohaterki, rozpamiętującej przeszłość. Destrukcyjna postawa sprawia, iż nikt im nie wierzy, są wręcz uważane za niegroźne wariatki. W tym rytmie stworzono również Żonę między nami. Jednak co najważniejsze, ów fakt niczym tej książce nie ujmuje. Jest po prostu świetna!

Autorzy powolutku wprowadzają nas w życie wspomnianych bohaterów; najpierw jest zdradzona żona, która nie ma ochoty ani motywacji do podjęcia próby posklejania swojego życia na nowo. Cóż, nic w tym dziwnego- w końcu została porzucona przez męża, zamieniona na "lepszy model". Nie wspominając, jaki szok musiała przeżyć po otrzymaniu informacji o ponownym małżeństwie. I to po tak krótkim czasie od rozwodu! Musiała na to zareagować... 

Teraz pewnie myślicie, że ta historia nie różni się niczym specjalnym od swoich poprzedniczek, prawda? Że będzie tu mowa o zazdrosnej byłej żonie, która za życiowy cel obrała sobie utrudnianie życia Emmie, jej następczyni? Ha, po przeczytaniu opisu ja też tak myślałam. I tym bardziej wciągnęłam się w lekturę. Sarah Pekkanen oraz Greer Hendricks podarowali czytelnikom retrospekcję z małżeństwa Vanessy (zwanej przez byłego męża Nellie) oraz Richarda. Mamy wgląd we wszystkie dziwne sytuacje, jakie ciążyły nad owym związkiem. Początkowo sądziłam, że jeden rozdział dotyczy Vanessy po rozwodzie, a drugi opisuje nową kobietę Richarda. Dopiero po kilkudziesięciu przeczytanych stronach zauważyłam mój błąd. Perspektywa Emmy pojawia się dopiero w końcowych rozdziałach, króluje przeszłość oraz teraźniejszość byłej żony. 

Autorzy sprawnie nami manipulują, począwszy od opisu książki, na treści skończywszy. Zakładałam, że dostanę kawał historii o byłej żonie, która z zazdrości zwyczajnie oszalała. A tu okazało się, że Vanessa jest w pełni sprawna umysłowo i co więcej- nie w niej tkwił problem. Muszę jeszcze zaznaczyć, że pewne wydarzenia z jej przeszłości miały ogromny wpływ na pojawienie się niektórych osób w jej życiu. Żona między nami należy do grupki książek pozoru; niby podczas czytania jesteśmy pewni swoich wniosków, a potem następuje wielkie bum! i musimy skierować się na inny tok myślenia. Twórcy igrają z nami od samego początku, powoli ujawniając kolejne tajemnice. Żałuję tylko, że nie odkryli przed nami jednej karty- przeszłości Richarda oraz rzeczywistej relacji między nim a jego siostrą, Maureen. 

Lubicie być wodzeni za nos? Podróżować przez kolejne strony, nie wiedząc, gdzie tak naprawdę zaprowadzi Was historia? A może wolicie odkrywać brudne sekrety książkowych bohaterów? Jeżeli na minimum dwa pytania odpowiedzieliście "tak", zdecydowanie musicie sięgnąć po Żonę między nami. 

Dział: Książki
wtorek, 15 maj 2018 14:51

Umwelt

Nic nie wskazywało na to, że ten dzień będzie czymkolwiek różnił się od poprzednich w życiu akurat tej staruszki; jak codziennie, odprawiając swój prywatny rytuał, wyszła o poranku na spacer z psem. Jednak TEGO dnia staruszka natrafiła na ciało młodej kobiety, całe skąpane we krwi. Do dochodzenia zostaje przydzielony Adam Berger, śledczy z rodzaju tych, którzy w swojej karierze widzieli już niemalże wszystko. Problem tkwi jednak w tym, że policja nie ma ani jednego świadka morderstwa, motyw sprawcy jest zupełnie nieznany, a na ciele nie pozostawiono żadnych biologicznych śladów. Jedyną ukrytą wiadomość stanowi skrzętnie ukryty w kieszeni ofiary motyl, jeden z tych, które widujemy na co dzień. Berger, grzebiąc w przeszłości zamordowanej, a tym samym szukając jakichkolwiek powodów jej śmierci, dowiaduje się jedynie o jej dawnym związku. Kilka lat wcześniej zmarła była w związku z mężczyzną, który popełnił samobójstwo, wjeżdżając na tory w miejscu, z którego ucieczka była niemożliwa. Mężczyzna przecież nie żyje, więc jedyny sensowny trop od razu zostaje odrzucony. Ale... czy ówczesne śledztwo na pewno zostało przeprowadzone tak, jak powinno? Czy może zmarli kierują losem żywych zza grobu... ?

Nie ma nic lepszego, niż intrygujący opis z tyłu książki; Umwelt proponował nam zanurzenie się w historii, którą poznajemy z dwojakiej perspektywy- prowadzącego śledztwo Adama Bergera, wciąż przeżywającego prywatną tragedię oraz Tomasza Witkowskiego, powoli pnącego się po szczeblach kariery młodego lekarza. Witkowski cierpi na dziwne zaburzenie, miewa halucynacje i koszmarne sny, przez co twierdzi, iż wie o zbrodniach nim zostaną one dokonane. W tym momencie zaczęłam się spodziewać, że doświadczony śledczy oraz detektyw- amator połączą siły, by wspólnie dojść do sedna, odnaleźć mordercę. A jednak pan Żarski miał zupełnie inny pomysł, i bardzo dobrze!

Dla usprawnienia oraz niejako ułatwienia nam zagłębiania się w historię morderstw, autor "oddzielił" rozdziały z perspektywy dwóch wspomnianych bohaterów. Perpektywa Tomasza Witkowskiego napisana została kursywą, co w coraz szybszym biegu śledztwa naprawdę stanowi spore udogodnienie dla czytelnika. Jednak w pewnym momencie, już pod koniec i tak się pogubiłam. Miałam pewne podejrzenia co do tej postaci (zresztą pan Żarski sam zostawia nam dość wyraźny trop) i jak się okazało, bardzo się nie pomyliłam.

Dwojaka perspektywa to niejedyny pozytywny aspekt owej lektury; wraz z śledczym Bergerem możemy doszukiwać się symboliki w pozostawionych przy ciałach motylach. Przewija się tam również tytułowe określenie Umwelt, dotyczące tego, jak dana jednostka postrzega otaczający ją świat. Umwelt jest wewnętrznym postrzeganiem przestrzenno-czasowej rzeczywistości przez organizm. Na samym początku należy rozróżnić otoczenie (Umgebung) a Umwelt. Otoczenie to nic innego jak każdy organizm będący obiektem umieszczonym w owym otoczeniu, zaś Umwelt jest projekcją środowiska wytworzoną wewnątrz nich przez nie same. Każdy z nas posiada swój wyjątkowy, specyficzny Umwelt, a więc sposób w jaki odbiera otaczający go świat. Krótka lekcja, ale jakże ciekawa! 

Autor miał ciekawy pomysł na fabułę, akcja toczyła się zgrabnie, zaskakując nas coraz to nowszymi poszlakami. W powietrzu łatwo było wyczuć zapach tajemnic, których to rozwiązania byliśmy już o krok wraz z Adamem Bergerem. Jednak albo mi coś umknęło, albo zabrakło konkretnego motywu sprawcy. Owszem, kolejne ofiary były wybierane nieprzypadkowo, ale powody uznałam za dość... mgliste. Brakuje źródła, krzywdy własnej czy innego rodzaju powodu, dla którego sprawca zdecydował się ukarać te a nie inne osoby. 

Umwelt czyta się sprawnie, zaś stworzona przez pana Żarskiego rzeczywistość wciąga na tyle, że podczas lektury nie umiera się z nudów. Godna polecenia książka dla osób, które lubują się w historiach z drugim dnem.

Dział: Książki

Z okazji premiery książki Wirus (powieść dla czytelników 18 +), Graham Masterton odwiedzi Polskę! Spotkania premierowe odbędą się podczas tegorocznej edycji festiwalu Apostrof, PYRKONU oraz podczas Warszawskich Targów Książki!

Seria „Millenium” już od dawna chodziła za mną. Wszyscy o niej mówili, wszędzie było jej pełno. Zdarzyło się kilka razy, że nawet w autobusie słyszałam dyskusję na jej temat! W końcu – choć raczej z thrillerami i kryminałami jestem na bakier (poza twórczością Agathy Christie) - postanowiłam zapoznać się bliżej z cyklem Stiega Larssona. Zaczęłam od komiksów „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”, by niedługo później, zaintrygowana nimi do głębi, sięgnąć po wydanie książkowe i... pluć sobie w brodę, że nie czytałam wcześniej powieści tego autora!

„Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” to przeszło 600-stronnicowa cegiełka, którą – mimo pokaźnego rozmiaru – połknęłam dosłownie w dwa wieczory. Fabuła powieści przemyślana jest w każdym najdrobniejszym detalu, choć nie będę ukrywać, że końcówka nieco mi się dłużyła. Autor potrafi zszokować i przerazić czytelnika, prowadząc go przez mroczne meandry ludzkiej psychiki, niegodziwości. Wciąż nie mogę wyrzucić z głowy brutalnego gwałtu opisanego na kartach tej powieści. Był on tak realnie zobrazowany, że – choć od lektury „Mężczyzn...” minęło już trochę czasu – na samo wspomnienie tego wydarzenia, ciarki przechodzą mi po plecach! Styl pisarski Larssona również miał na to wpływ – jest nietuzinkowy i jak najbardziej zrozumiały dla czytelnika, a nie brakuje tutaj odrobiny wiedzy z zakresu psychopatologii.

Rzeczywiste, naturalne opisy i świetne pióro Larssona, nie są jedynymi zaletami pierwszego tomu „Millenium”. „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” mają ich znacznie więcej. Największym atutem tej książki jest postać Lisabeth Salander. Ta bohaterka od razu zauroczyła mnie swoim niebanalnym stylem bycia i – prawdę mówiąc - całą swoją osobą. Rzadko kiedy nawiązuję taką więź z postacią literacką, jaką połączyłam się akurat z nią. Bardzo przeżywałam (i wciąż przeżywam!) każde wydarzenie, w którym brała udział. Pozostali bohaterowie również zostali ciekawie wykreowani, ale Lisabeth... Lisabeth po prostu wszystkich przyćmiła!

Spodobała mi się również tajemniczość Larssona, jego drobne niedopowiedzenia, ciągłe budowanie napięcia i zrównoważone prowadzenie głównego wątku. Autor stale mnie zaskakiwał i zdecydowana większość rozwiązań, których się spodziewałam... była zupełnie inna. Zresztą, wartka akcja i mnóstwo zagadek sprawiły, że szybko przestałam próbować przewidywać jego posunięcia, a zaczęłam zwyczajnie czerpać przyjemność z czytania. „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” okazali się dla mnie prawdziwą ucztą literacką!

Nie bez powodu Stieg Larsson odniósł ogromny sukces. Od jego twórczości nie można się oderwać, jest trochę jak narkotyk. Mroczne i nieprzewidywalne śledztwo, liczne tajemnice, znakomicie wymalowani bohaterowie, realistyczne opisy – to wciąż nie wszystko, co ten autor ma do zaoferowania w „Mężczyznach, którzy nienawidzą kobiet”. Polecam tę książkę każdemu, a szczególnie osobom, które nie przepadają za thrillerami i kryminałami. Jestem pewna, że ta powieść zachęci Was do zapoznania się z tymi gatunkami bliżej, tak jak i mnie do nich przekonała.

Dział: Książki