Rezultaty wyszukiwania dla: 2014
Irmina Flis - Przyszłość
Na wyludnionych ulicach nocnego miasta słychać kroki.
Jest północ, więc to bardzo zły znak. Nikt nie śpi, ale w żadnym oknie nie pali się światło. Ciemność oznacza bezpieczne schronienie i przeżycie kolejnej nocy. Każdy o tym marzy. Ale nie wszyscy doczekają świtu. Wieje lekki wiatr, który zwiastuje coś złego. Uważny obserwator całej sceny słyszy nawet złowrogi szept, przez niego niesiony. Jest biało – czarno, nie tylko z powodu pory. Kroki rozlegają się zbyt głośno, oddech jest zbyt szybki, myśli zbyt pogmatwane. Oczy nie mogą wypatrzeć dalej umieszczonych przedmiotów, nos wyczuwa tak dobrze znany zapach ciemności. Coś się wydarzy.
Rok 3854 to już odległa historia. Ludzie, którzy wtedy się urodzili, albo zostali stworzeni, teraz są już dorośli i pozornie niezależni.
Butna ludzkość w końcu zmądrzała, a raczej zrozumiała. Dokonano przewrotu na skalę ogólnoświatową. Rządy dotychczasowych supermocarstw upadły i nie pozostał po nich żaden ślad świadczący o ich dawnej potędze.
Nie pomogła amerykańska broń i nowoczesne techniki walki.
Rosyjskie wojska, wywołujące tak dużo chaosu, zostały pokonane.
Jednak nie doszło do anarchii, a ludzie nie popadli w chaos. Przeciwnie wręcz. Nowy władca - Kantingam - już cztery miliony lat utrzymuje doskonały ład i porządek, a ludzie pod wodzą jego żelaznej (dosłownie i w przenośni) ręki, żyją w pokoju. Nowy rząd dobrze poradził sobie z kryzysem gospodarczym, poprawił ogólną sytuację ludzi na całym świecie. Tylko sobie znanymi metodami zakończył też główne konflikty , jakie toczyły się na naszej planecie: te w krajach arabskich, te na Ukrainie. Głodujący ludzie dostali chleb i wodę, a nawet więcej: zaczęli odżywiać się tak jak każdy inny mieszkaniec. Nie było problemu z czystą, bieżącą wodą, a zanieczyszczenie rzek zmalało jak nigdy dotąd. Wskaźnik przestępczości też uległ zmianie i to w tą dobrą stronę: ludzie przestali napadać jedni na drugich. Nie słyszano o mordowaniu w biały dzień, a kradzieże, włamania, okaleczania były czymś niesłychanym. Życie stało się istną sielanką, która bardzo szybko została uznana za coś zupełnie normalnego.
Kim więc jest Kantingam, ten, który tak radykalnie zmienił oblicze świata i ludzkości?
Ci, którzy go widzieli nie są zgodni. Każdy z nich miał na ten temat inną teorię, tak więc ile ludzi tyle opinii. Jednak dwie najbardziej prawdopodobne, karzą nam wierzyć w jego niezwykłość.
Tak więc jedni opisują go jako młodego mężczyznę. Uśmiechniętego, podobnego może trochę do woskowej figury. Według nich jest po prostu charyzmatycznym przywódcą, który zna dobrze potrzeby swoich poddanych i wie jak nimi rządzić. Uważają, że nie można oskarżać go o złe czyny, bo jest na wskroś dobry, mądry i sprawiedliwy. Wydaje się niemal doskonały, czysty jak łza.
Ta wersja jest bardzo przyjemne dla ucha i daje podstawy by wierzyć, że wszystko jest w porządku
i nie ma powodów do zmartwień. Istnieje, jak się można było tego spodziewać, wielu jej zwolenników.
Inni mają na ten temat zupełnie inny pogląd, który nie jest już tak optymistyczny. Twierdzą, że to doskonale zaprojektowany robot, który myśli i zachowuje się tak jak ludzie, oraz wygląda tak jak my. Mówią jednak, że jak każda maszyna nie ma zdolności odczuwania uczuć, a przynajmniej nie takich jakie znamy. Nikt nie lubi głośno wypowiadać tej opinii o najwyższym władcy. Ale nie to przecież co nam się podoba, zazwyczaj jest prawdą. Nie to co jest przyjemne, ładne, słodkie tworzy nasze prawdziwe życie ze wszystkimi jego trudami. Dlatego coś karze mi wierzyć właśnie w taki scenariusz.
Która wersja jest jednak prawdziwa? Po cichu szepcze się, że obie mają w sobie coś z prawdy, zawierają ziarnko realizmu. Być może nowy władca ukazuje się takim, jakim w danej chwili chce być, w zależności od danej sytuacji. Niekiedy przywdziewa maskę równego nam młodzieńca, by uśpić naszą czujność i uspokoić wewnętrzne głosy. Taka postać jest przewidziana dla tych, którzy mają w sercu zasiane jakieś wątpliwości. Cel jest jeden: wykorzenić je i zastąpić uwielbieniem.
Pewne jest jednak to, że jego metody są ponadludzkie, a on sam przewyższa zwykłych śmiertelników pod każdym względem. Mimo usilnych starań nie można ukryć silnej mocy i prawdziwych pobudek pod żadną maską, pod żadnym uśmiechem. Uważny obserwator dopatrzy się fałszu i dowie się, że nie jest człowiekiem i umie rzeczy, których my nawet nie potrafimy nazwać.
Dlatego nie mieliśmy w starciu z nim żadnych szans. Dlatego właśnie z siedmiu miliardów ludzi, pozostała nas tylko jedna trzecia, albo nawet jeszcze mniej. Szeregi „normalnych" zostały mocno przetrzebione.
Tak, człowieku z przeszłości. Prawdopodobnie ty też zginąłeś. Poniosłeś śmierć w jednym z początkowych starć albo sam je sobie odebrałeś, kiedy zrozumiałeś co się dzieje. Jeśli nie, to jesteś Wybrańcem i oglądasz Nowy Wspaniały Ład Trwający Na Wiek Ustanowiony Przez Najwyższego.
Wierz mi, zazdroszczę Ci nieświadomego leżenia w grobie.
Nowy Ład ,jak w skrócie nazywa się to co zaprowadzono na Ziemi, zlikwidował tereny przy kołach podbiegunowych. Uznano je za nieprzydatne, nieprzyjazne i niepraktyczne. Były też niekorzystne, jeśli chodzi o warunki życia i niekompatybilne z zamierzeniem Kantingama oraz jego lewitujących w powietrzu pomagierów. Nie można tam przecież z powodzeniem zagospodarowywać terenów: wybudować hangarów, uprawiać jadalnych roślin czy hodować przydatnych dla społeczeństwa zwierząt. Magiczne zdolności Kantingama pozwalałby oczywiście przemienić te tereny na inne, „normalne". Jednak wymagałoby to zbytu dużego zużycia energii i mocy, oraz zbyt dużego nakładu czasu. Nie było to opłacalne tym bardziej, że o wiele łatwiej było stworzyć nowy kontynent, „bardziej przemyślanie wykreowany i zaplanowany", jak powiedział podczas jednej ze swych przemów sam dyktator.
Za to część Afryki była - odwrotnie - zbyt gorąca, by tam zamieszkać i cokolwiek uprawiać. Nikogo nie interesowały tereny pustynne lub półpustynne, gdzie szalały burze piaskowe, a słońce prażyło podróżnych.
Podpisano dokumenty. Wydano rozkazy. Nie przeprowadzono żadnej narady. Głos Kantingama był wystarczający, by obrócić w proch i w pył cały kontynent. Tak różnorodny kawałek naszej planety.
Dom dla miliarda ludzi odszedł w niepamięć. Nikt nie podniósł sprzeciwu.
Tereny, które pozostały, czyli Europa, Azja, Australia, obie Ameryki skurczono.
Magia nie ma sobie równych.
A jeśli swoje zdolności wykorzystuje w niecnych celach, ktoś tak potężny jak nasz nowy monarcha, to nie ma już rzeczy niemożliwych. Każdy metr kwadratowy ziemi przecięto jakby na pół w Europie, zmniejszono o siedem ósmych w Azji, trzy czwarte w Ameryce oraz zostawiono w stanie rzeczywistym w Australii. Dom dla ludzi uległ gruntownym zmianom. Zostało dla nas bardzo mało miejsca.
Nikt tak naprawdę nie wiedział, czym kierowano się w tych poczynaniach. Czemu na tych ziemiach zaplanowano działania tak, a na kolejnych zupełnie inaczej ? Jaki plan miał dyktator?
Nie odkryto tego. Tajemnica, która wciąż jest żywa.
Wydaje się to nieprawdopodobne? Niemożliwe? Zmyślone?
Też tak sądziliśmy. Na samym początku. Ponadnaukowe wykłady, nieziemskie istoty. Wyimaginowane postacie, szalone teorie. Nikt nie chciał wierzyć.
Ale potem, z dnia na dzień przybywało pośród nas Ich. Sprawdzał się scenariusz rodem z filmów Science Fiction, które w dawnych czasach były tak popularne i rozpowszechnione.
Dobrych filmów. Ludzie zaczęli znikać na kilka dni, a potem powracali odmienieni. Dla wielu była to pozytywna zmiana, bo nawet najwięksi awanturnicy przestawali się kłócić, grozić dłużnikom i pić do upadłego. Jednak to były jedynie pozory, które mądrym ludziom nie zamydliły oczu.
Patrząc z perspektywy czasu zastanawiam się, czy niektóre z tych filmów nie były proroctwami. Przepowiedniami. Czymś ważnym. Zastanawiam się, czy ktoś nie chciał nas ostrzec, dać szansy na poprawę, zmianę, refleksję.
Może ich scenariusze wcale nie były wytworami fantazji ludzi takich samych jak my? Może impuls do ich stworzenia dawali im Obcy, którzy już wtedy wiedzieli jaka będzie przyszłość. Widzieli plany.
A może to Ci ludzie, autorzy fantastyki, dziwacznych filmów, byli już wtedy zmienieni i opisywali po prostu to, co wiedzieli na świecie. Każde pytanie rodzi następne, następne i następne ... Miliony.
Na żadne jednak nie wiem jak odpowiedzieć.
Może znasz odpowiedź? Jeśli tak nie wahaj się jej podać.
Kantingam nigdy przy swoich poddanych nie wpada w złość. Nikt nigdy nie widział go wyprowadzonego z równowagi.
Zawsze jest dobrym Ojcem, kochającym Dawcą Wszystkiego.
Chwali potulnych.
Nagradza posłusznych.
Dużo działo się przez minione lata, jednak nikt nigdy nie został przez niego oficjalnie ukarany, zganiony.
Słowem: idealny władca na idealnej planecie.
Taki obraz kreowany był przez tysiące lat. I nie był to wynik propagandy, którą przeprowadziliby zwykli ludzie. Nic nie było tworzone na siłę, nikt nie wiedział nawet, że ulega czyimś namowom. To był cały delikatny i subtelny sekret: dawne metody, tak bardzo nieprzyjemne i nieskuteczne na dłuższą metę, odeszły niepamięć. Teraz nastała nowa era, w której magiczny władca używa tylko sobie znanych metod, by zmienić nasze mózgi i delikatnie wprowadzić tam wirusa. Takiego, który będzie powoli, ale systematycznie zmieniał nasze myśli, aż sami dojdziemy do wniosku, że Kantingam to władca idealny, który rządzi dla naszego dobra i pomyślności. Co więcej, uznamy, że sami doszliśmy do takiego wniosku i że jest to wniosek bezbłędnie poprawny.
A jednak kiedy w nocy na ulicy słychać stukot kroków lub nawet inne niezwykłe hałasy, każdy zamiera.
Bo ten kto stoi na zewnątrz jest zły.
Niedawno ktoś rozpuścił plotkę, że przeciw władzy wybuchnął bunt.
Nikt nie chciał dać temu wiary, bo od tysięcy lat nie znalazł się żaden odważny, który podniósłby sprzeciw. Nikt nie chciał być prowodyrem, żeby potem nie ponieść konsekwencji, jakie były przewidziane za taki czyn. Jakich konsekwencji? Dużo się o tym mówi, ale niestety nikt dokładnie tego nie wiedział.
Po kilku tygodniach potwierdzono informację: buntownicy zaatakowali swoich pobratymców. Oznaczało to tylko jedno: to maszyny podniosły wrzawę.
Zdziwiło to wszystkich, ale przynajmniej wyjaśniło jedną sprawę: ludzie daje byli ulegli.
I tchórzliwi. Tak jak zawsze. Nic się nie zmieniło.
Nikt nie wierzył w celowość działań tych „oszołomów" jak ich nazywano, bo Kantingam sprawuje władzę absolutną, a jego poddani muszą być mu posłuszni.
Zadziałał szybko i bezbłędnie tak jak się tego spodziewano. Po kilu dniach nie było już słowa „bunt".
Nie można go było wypatrzeć w niczyich oczach, żadne uszy nie mogły go nigdzie usłyszeć.
Maszyny biorące udział w całej akcji, też nie pamiętały żadnych związanych z tym chwil. Nieoficjalne, ale wiarygodne źródła mówiły nieśmiało (nieśmiało, bo tymi źródłami byli ludzie) o urządzeniach zastosowanych przez Kantingama.
Dokładnie nie znano ich magicznej budowy, chociaż domyślano się, że ich użycie nie jest szczególnie przyjemne, a wręcz prowadzi do traumy. Napędzane były na pewno magią, której w nowym królestwie nie brakowało. Każda maszyna w królestwie była zresztą stworzona tak, by być zasilana magią, a przy tym, zużywać jej jak najmniej. Ich twórcy byli bardzo mądrzy i uzdolnieni, trzeba przyznać.
Pewne było też to, że nieszczęśnik, na którym je zastosowano tracił pamięć. Stawał się czystą, białą kartką. Tak jakby dopiero co rozpoczął swoją egzystencję na Ziemi. Musiał uczyć się od nowa podstawowych czynności, poznawać świat i układać swoje życie. Jego znajomi nie mieli prawa powiedzieć mu, że już kiedyś to wszystko umiał i wiedział. Było to surowo zabronione.
Takich technik używano na razie tylko na robotach. Ludzie mogli być spokojni. Na razie.
Nie było to jednak wcale dziwne.
Przestaliśmy być na Ziemi gospodarzami. Popadliśmy w głęboki smutek, żaden z nas nie widział szans na zwycięstwo i wyrównaną walkę.
Mijały dni. Lata. Im więcej czasu upływało od inwazji, tym bardziej przygasał w naszych oczach zapał.
Zapał do walki. Ten wygasł na początku.
Dzisiaj wygasa już zapał do życia.
Dlatego nie stanowimy zagrożenia dla Kantingama i jego jednomyślnych poddanych. Nie widzą w nas zagrożenia, zresztą sami wiemy, że nim nie jesteśmy.
Trzeba też powiedzieć szczerze, że wiele osób przyzwyczaiło się do obecnego stanu rzeczy i mało kto uważa go, jak na samym początku za niewolę. Ci, którzy byli bogaci przed przewrotem, w większości zachowali swój majątek. Żyją dalej w domach z przeszklonymi ścianami, piją wino do obiadu i hucznie obchodzą święta rodzinne. Ich dobrobyt trwa, a nawet się powiększa: nowy rząd nie żądał przecież wsparcia, a nawet umorzył płacenie podatków. Ich podwórka stawały się więc coraz większe, w garażach stało coraz więcej i coraz bardziej nowoczesnych samochodów. Do baków wlewali coraz więcej litrów paliwa, bo jeździli coraz dalej, odwiedzając coraz bardziej liczne grono swoich dobrych znajomych. W ogóle nowym ulubionym słowem tych ludzi stało się słowo „więcej".
Kto nie byłby zadowolony ? Na to pytanie należy odpowiedzieć szczerze. Aż do bólu.
Ci natomiast, którzy wcześniej byli biedni ,teraz stali się średniozamożni. I ponownie: taki stan rzeczy bardzo im odpowiadał. Nie musieli martwić się o to co zjedzą na kolację, nie kładli się z pustymi żołądkami. Mogli pozwolić sobie na mniejsze lub większe luksusy, zaczęli dbać o siebie i swoje zdrowie.
Nikt nie zastanawiał się nad tym, że rządzi nimi istota, która nie jest człowiekiem. Nikt nie rozmyślał o tym, że ludzie, te same butne istoty, które uważały się za tak niezależne, zostali zniewoleni i nie mogą sami podejmować decyzji o czymkolwiek. To, co miał im do zaoferowania Kantingam trafiało w ich ludzkie, niedoskonałe i dość proste potrzeby. Jeśli mieli to co do tej pory, a nawet więcej byli zadowoleni i nie chcieli tego tracić.
Te wyższe motywy działania zeszły na drugi plan.
Smutna prawda jest taka, że ludzie poddali się bez stawiania oporu.
Niektórzy zostali nawet wysoko postawionymi urzędnikami. Współpracowali z robotami służącymi królowi i szczycili się swoją karierą. Zupełnie nie pojmowali, że stali się kolaborantami, a ich postępowanie, kiedyś byłoby uznane za zdradę i powód do wstydu.
Inni stali się nawet Łowcami i polowali na maszyny, które miały mankamenty, czyli rozwinęły zbyt wysoką inteligencję. Takie przypadki nie zdarzały się zbyt często, albo przynajmniej rzadko kiedy wychodziły na jaw. Sprawy te zazwyczaj załatwiano szybko i cicho, tak by nikt nie widział jak i kiedy rozprawiono się z wadliwym poddanym.
Łowcami stali się przede wszystkim Ci, którzy w normalnych czasach tkwili w więzieniach, byli pod opieką zakładów psychiatrycznych, albo przejawiali jakiekolwiek inne patologiczne skłonności.
W nowej erze nikt nie pamiętał o ich winach, doszło do amnestii. Każdy z nich rozpoczął nowe życie,
z nowym imieniem, w nowym miejscu. Jednak nie zawsze zmieniało się to, co było tutaj najważniejsze: czyli oni sami.
Kroki, które słychać na ulicy są dla większości złe.
Bo niosą za sobą nieznane.
Bo mogą spowodować, że Kantingam przestanie być dobry.
Bo zaburzą tak idealny porządek.
Wszyscy bogaci i średniozamożni chowają się, więc w swoich domach, z lękiem zasłaniają zasłony, mocniej przyciskają głowy do poduszek, by nie dobiegał do nich żaden dźwięk. Nie chcą mieć nic wspólnego z tym, co dzieje się nocą. Nie podzielają głupoty Nocnych Zmienników.
Mojej głupoty.
Bo ja jestem jednym z nich. Jestem Zmiennikiem.
Czyli kim?
Kiedyś byłem człowiekiem. Mężczyzną. Dzisiaj jestem maszyną. Jedną z kreatur Kantingama. On jest moim Ojcem. Tak powiedział przy moich narodzinach, a raczej przy moim przeobrażeniu z człowieka w automat.
Długie lata czekałem. Ukrywałem swoje zamiary i szukałem sprzymierzeńców. Teraz urośliśmy w siłę. Ja i inne roboty, które kiedyś były ludźmi.
Kochającymi żonami.
Zapracowanymi mężami.
Chcemy odzyskać to, co utraciliśmy, nasze rodziny, życie ze wszystkimi jego odcieniami, emocje,
a nawet możliwość zakończenia naszego istnienia.
Codziennie obserwujemy tych, którzy mają to wszystko. Dostrzegamy ich zachowanie. To, jak nie wykorzystują tego, że pozostali ludźmi, że mogą „być" tak jak my - kiedyś.
Widzimy także ich tchórzliwość i obojętność.
Dlatego mamy misję i jasno wyznaczony cel. Chociaż jesteśmy maszynami, walczymy w obronie ludzkości i wszystkiego co z tym związane. Chcemy pokonać Kantingama i jego popleczników. Ziemia powinna należeć do ludzi!
Kroki w ciemnościach to przypomnienie, dla tych, którzy cierpią w środku, że nie mogą spełniać swoich marzeń, które kiedyś były codziennością. Przypomnienie dla tych, którzy pragną tego co my. Jednocześnie jest to groźba, dla tych wszystkich, którzy sprzymierzyli się z naszym wrogiem przybyłym z kosmosu. Czas zdrajców kończy się bardzo szybko.
W zaufanym gronie układaliśmy już setki planów. Na początku chcieliśmy użyć siły, wkroczyć do pałacu i obalić władcę. Zbyt świeża wtedy w naszych głowach była historia: czasy królów, puczów i wystąpień, a także zamachów terrorystycznych.
Nowy, nieludzki monarcha wymagał zastosowania nowych metod.
Niestety żadna opcja nie wydawała się tak dobra, by wprowadzić ją w życie. Po tysiącach lat niewoli uchwyciliśmy się więc zupełnie innowacyjnej metody, którą zaproponował nasz odrobinę szalony, ale zupełnie nietuzinkowy konstruktor. Gdy pewnej dusznej nocy wygłosił swój pomysł, wszyscy zamarliśmy.
Idea wydawała się nieskomplikowana, ale napawała nas nadzieją na jej powodzenie. Trzeba skonstruować maszynę do przenoszenia rzeczy w czasie i przestrzeni, a potem ostrzec ludzi np. z 2014 roku, czyli czasów dostatecznie odległych, by zapobiec katastrofie.
Pracowaliśmy nad projektem przez szereg nocy, za dnia udając przykładnych obywateli państwa Nowego Ładu. Pomysł, który zrodził się w naszym głowach wymagał dużego zaangażowania oraz różnorodnych materiałów. A ciężko było je zdobyć nie wzbudzając przy tym podejrzeń czujnych strażników Porządku. Jednak wyróżniała nas nadzwyczajna inteligencja i rzadko spotykany spryt. Czego w końcu nie robi się dla sprawy, która jest na tyle ważna, że zależy od niej życie? I to nie tylko nasze. Chcieliśmy ocalić przecież każdego pozostałego przy życiu człowieka.
Kiedy maszyna została już zbudowana, wyglądała bardzo niepozornie. Nikt nie powiedział tego głośno, ale mało kto wierzył, że to małe pudełko z licznymi pokrętłami i guzikami ma nas uratować,
a nawet odmienić losy całego świata. Ostatnie, czego było nam potrzeba to energia do uruchomienia ustrojstwa. Tutaj sprawa była dość prosta. W państwie Kantingama nie brakowało na pewno najlepszego paliwa na świecie, mianowicie magii.
Coś co zawsze uznawaliśmy za niebezpieczne i nieprzyjazne dla człowieka, nagle okazało się czymś niezbędnym. Przekonaliśmy się, że dążąc do celu każdy środek jest dobry i święty.
Kiedy nadeszła ta ostateczna chwila niedowiarkowie otworzyli usta ze zdumienia, a ja sam miałem łzy w oczach. Moment, na który czekałem przez całe swoje życie w Nowym Ładzie. Coś co zawsze było moim marzeniem i czymś zdawałoby się nieosiągalnym , teraz było w zasięgu ręki, zaczynało przybierać realne kształty. Nasz plan i wysiłki przyniosły zamierzone efekty, uratujemy ludzkość.
Tak. To właśnie moje notatki, które czytasz są świadectwem tego, co będzie działo się na Ziemi w przyszłości. Doceń je, bo ich przeniesienie i stworzenie było okupione ogromnym wysiłkiem maszyn, które kiedyś były ludźmi . Naszym wysiłkiem.
Ponieważ to ty zostałeś wybrany, by uratować ludzkość musisz działaś. Przede wszystkim dobrze zapoznaj się z wrogiem, który zaatakuje. Szukaj jego śladów w otaczającym Cię świecie, oglądaj prorocze filmy, ale tylko te dobre. Postaraj się zmienić. Najpierw siebie. Potem ludzi w twoim otoczeniu. Poszerzaj grono tych, których ostrzegasz. To od ciebie zależy to, czy Ziemia przetrwa jako wolna planeta, a ludzie będą na niej wolni i niezależni.
Kantingam nie może nad nami panować.
* opowiadanie bierze udział w konkursie http://secretum.pl/konkursy/item/282-konkurs-na-fantastyczne-opowiadanie
Herkules
Herkules jest jednym z najbardziej popularnych herosów greckiej mitologii. Jako syn Zeusa i królowej Alkmeny był półbogiem i posiadł nadzwyczajną siłę oraz umiejętności, których nigdy nie udałoby się osiągnąć zwykłym śmiertelnikom. Jego postać wielokrotnie była już wykorzystywana w przeróżnych filmach i serialach. W jaki jednak sposób Herkulesa postanowił przedstawić reżyser Brett Ratner i czy wizja ta spełnia oczekiwania widzów?
Herkulesa w życiu spotykają same nieszczęścia. Jego rodzina zostaje zamordowana, a on nie potrafi sobie poradzić ze śmiercią najbliższych. Wokół siebie zgromadził kilku najemników, wraz z którymi walczy dla tego, kto im zapłaci. Wszystko zmienia się, gdy zostają wynajęci przez króla Tracji, aby szkolić jego armię. Herkules jest przekonany, że walczy w słusznej sprawie, król Tracji jednak szybko odsłania swoje prawdziwe oblicze. Towarzysze broni mają wybór - mogą odejść z zarobionym złotem lub zostać prawdziwymi bohaterami.
Film powstał na podstawie komiksu ("Hercules: The Thracian Wars") i wydaje się dość wierną ekranizacją. Osobiście jednak wolałabym nieco inne podejście do tematu. Kreacją Herkulesa (Dwayne Johnson) jestem naprawdę zawiedziona. Ryan Condal i Evan Spiliotopoulos w swoim scenariuszu z greckiego półboga i herosa zrobili po prostu silnego człowieka. Uważam, że nie tak powinien wyglądać Herkules i spodziewałam się epickiej przygody na miarę Hollywood. Film natomiast jest nieco bardziej realistyczny - choć tu też pojawia się brak konsekwencji, bo tworząc realistyczną produkcję reżyser powinien się trzymać choćby praw fizyki, a tak zdecydowanie nie jest.
Bitwy przedstawione w filmie z pewnością są widowiskowe, epickie i warte uwagi. To najmocniejsza strona "Herkulesa". Fabuły pojawia się niewiele, jest ona jednak spójna i logiczna. Akcja toczy się wartko - zwłaszcza początek jest mocny. Tym razem nie została przedstawiona żadna baśń, a po prostu brutalna i krwawa historia niekoniecznie ze szczęśliwym zakończeniem. Przyzwyczajona do serialu o tym samym tytule liczyłam jednak na nieco inny obrót sprawy, ale film jest zdecydowanie dla dorosłych. To nie familijne kino akcji.
Wizerunek Herkulesa ratuje nieco jego "dzielna kompania". To kilka naprawdę świetnie wymyślonych i zagranych postaci, które nadają filmowy ikry. Również walka w ich wykonaniu jest znacznie bardziej interesująca. To także dzięki nim pojawia się przynajmniej ta odrobina dobrego humoru.
Odnoszę wrażenie, że film nie wpasował się w swoje czasy. Obecnie widzowie oczekują jednak czegoś zupełnie innego. Wygląda też na to, że reżyser nie mógł sie zdecydować w którym kierunku chce wędrować i dodawał różne elementy w niewystarczającym stopniu by spełniły czyjekolwiek oczekiwania. Sprawiają raczej wrażenie nie do końca udanych prób. Również mitologii pojawiło się niewiele, a tego w filmie bardzo brakowało. "Herkules" utknął gdzieś pomiędzy próbą naśladowania japońskiego kina batalistycznego, a amerykańskim kinem akcji. Film zdecydowanie nadaje się do obejrzenia i w przyjemny sposób zajmie jakieś leniwe popołudnie, z pewnością jednak nikomu nie przyjdzie do głowy się nim zachwycać, a szkoda, bo historia Herkulesa w dalszym ciągu posiada ogromny, nie wykorzystany potencjał.
Premiera: "Blackguards 2"
"Blackguards 2" to gra RPG z turowym systemem walki. Produkcję opracowało niemieckie studio Daedalic Entertainment, czyli ten sam zespół, który odpowiadał za pierwszą część, wydaną w 2014 roku. Polska premiera już 20 stycznia!
Niezgodna
„Niezgodna" to ekranizacja, która powstała na podstawie pierwszego tomu trylogii spod pióra Veronicy Roth i fabułą niewiele odbiega od antyutopijnej powieści. Film wyreżyserowany został przez Neila Burgera, a grają w nim aktorzy znani z takich filmów jak „Underworld" (Theo James) czy „Kolekcjoner" (Ashley Judd).
Chicago przyszłości. Nowe miasto wznoszone jest na ruinach starego. Rola w społeczeństwie każdego człowieka zależy od tego jak przejdzie testy, którym poddawana jest młodzież. Zależnie od ich wyniku może otrzymać jeden z pięciu przydziałów. Wszyscy jednak, którzy posiadają więcej zdolności niż tylko te konkretnie ukierunkowane są zagrożeniem dla społecznej harmonii i zostają wyeliminowani. Taka jest właśnie główna bohaterka – Beatrice (Shailene Woodley). Dziewczyna musi ukrywać sie wśród jednej z profesji, a jej życie bezustannie narażone jest na niebezpieczeństwo.
Film jest moim zdaniem świetnie zrealizowany – dobre ujęcia, ciekawe efekty specjalne, pomysłowa, przemawiająca do wyobraźni scenografia. Niestety pod względem fabularnym jest dość wierny powieści. Dlaczego niestety? Ponieważ przez to nie udało się uniknąć banałów, niedopracowanych scen i śmieszności. Na przykład rodzice Beatrice giną jakby na siłę – w naprawdę naciągany sposób przez co te sceny, zamiast być pełne żalu, stają się zabawne.
Płyta DVD z filmem zawiera również ciekawe dodatki specjalne: zapowiedzi, zwiastun, sceny usunięte, poza wyborem, frakcja ponad pokrewieństwo, stroje, ścieżka dźwiękowa z filmu. Jest to z pewnością miłe urozmaicenie dla wielbicieli książkowej serii. Zwłaszcza teraz, gdy zapowiedziana została polska premiera powieści uzupełniającej trylogię, która zatytułowana będzie „Cztery". Jako ciekawostkę mogę również dodać, że autorka książki – Veronica Roth – gościnnie wystąpiła w filmie, grając jedną z członkiń nowej frakcji Beatrice.
Choć słyszałam wiele przeróżnych opinii, myślę, że ekranizacja jest dobra i spełnia oczekiwania widzów. Gdy ktoś zna książkę i ogląda „Igrzyska Śmierci" miejscami czuje znudzenie, tak wierna to była ekranizacja. Tutaj, choć wiele elementów jest zbieżnych, to jednak produkcja poszła w kierunku spełnienia wymogów dobrego kina i tam gdzie w książce nie dzieje się nic, w filmie wykorzystane zostały możliwości, by jednak ta akcja się pojawiła.
Uważam, że „Niezgodna" to film warty obejrzenia, zwłaszcza gdy ktoś jest miłośnikiem gatunku paranormal romance. Z pewnością zarówno pisarka, która stworzyła historię, jak i reżyser, który ją przedstawiał mieli ciekawy pomysł, jak zaprezentować w swoim dziele stworzony na potrzeby fabuły świat. Niecierpliwie czekam na ekranizację kolejnych części trylogii.
Earthdawn powraca!
30 Grudnia ruszyła akcja crowdfundingowa mająca na celu zebranie środków na wydanie w Polsce czwartej edycji popularnego systemu heroic fantasy Earthdawn. Organizacją akcji na Wspieram.to jest wydawnictwo FajneRPG. Celem zbiórki jest 58 500zł, które pozwoli na wydanie Podręcznika Gracza oraz Podręcznika Mistrza Gry (w wersjach w miękkiej oraz twardej oprawie), jak również produkcję ekskluzywnych dodatków: Ekranu Mistrza Gry z dołączoną wyjątkową przygodą napisaną specjalnie na tę okazję, oraz plakatu-mapy Barsawii w formacie b2. Podręczniki zostaną wydane w formacie b5, a ich łączna objętość wyniesie około tysiąca stron!
Premiera: "Zrywa się wiatr"
Nowa animacja ze studia Ghibli nareszcie ukazała się również w Polsce! Od najmłodszych lat Jiro zafascynowany jest samolotami zaprojektowanymi przez włoskiego inżyniera lotnictwa Gianni Caproniego. Chłopiec śni o lataniu i podniebnych przygodach. Niestety, wrodzona wada wzroku nie pozwala mu na karierę pilota. Udaje mu się jednak zostać jednym z największych i najbardziej kreatywnych konstruktorów samolotów w całej Azji.
Niesamowite papierowe płatki śniegu Star Wars cz.2
W tym roku Święta Bożego Narodzenia będziemy obchodzić w jesiennej aurze. Natura po raz kolejny poskąpiła nam białych płatków śniegu. Wychodzimy jej jednak na przeciw i przedstawiamy Wam kolejną, tegoroczną odsłonę niesamowitych płatków śniegu w klimatach Star Wars. Zachęcamy do zabawy z nożyczkami i białymi kartkami papieru.
Komiksofon 15 już 10 grudnia
Komiksowo-muzyczny projekt Komiksofon po raz 15 odbędzie 10 grudnia we Wrocławiu. Będzie to ostatnia w tym roku edycja. Gośćmi spotkania będą: Nikodem Cabała oraz Luca Montagliani (Laca de la Vega) - włoski rysownik i ilustrator. Patronem medialnym projektu Komiksofon jest serwis Secretum. Więcej informacji w rozszerzeniu.
Premiera: Afromental "Mental House"
Zaskakujące inspiracje i taka sama bomba energetyczna! Nowa płyta i trasa koncertowa na 10-lecie zespołu!
Afromental to jeden z najbardziej ekspresyjnych polskich zespołów ostatnich lat, zawsze dający odbiorcom mnóstwo pozytywnej energii. W 2014 roku świętują 10-lecie istnienia, rzecz oczywista, postanowili uczcić je w najlepszy z możliwych sposobów, czyli wydając nową, dość zaskakującą z punktu widzenia inspiracji płytę, a także wyruszając na jubileuszową trasę koncertową!
Gang Wiewióra
W ostatnich latach pojawiają się setki filmów animowanych o podobnej szacie graficznej i tym samym schemacie fabuły. Dzięki możliwością dzisiejszej komputerowej animacji taki film to żaden problem - wystarczy pomysł i nieco wyobraźni. Czym więc kierować sie w wyborze i jak wybrać akurat tą bajkę, którą warto dać dziecku do oglądania?
Mieszkańcy Parku zbierają zapasy na zimę. Są to różnych gatunków, niewielkie zwierzęta, które stworzyły prężnie działającą społeczność. W wyniku jednak zbiegu nieszczęśliwych wypadków całe zapasy spłonęły, a o wszystko zostaje oskarżony Wiewiór (który właściwie niczemu nie jest winny). I tak żył na granicy społeczeństwa, ale teraz niemalże jednogłośnie zostaje wygnany do miasta. Podąża za nim wierny przyjaciel Szczurek. Przez przypadek znajdują sklep z orzechami i w głowie bohatera rodzi się wielki, samolubny plan. Obok jednak rozterek małych zwierzątek dzieje się również coś w świecie ludzi - sklep jest jedynie przykrywką dla bandytów, którzy bardzo starannie i szczegółowo planują napad na bank.
"Gang Wiewióra" to jedynie odrobinę odbiegający od schematów film animowany. Jest bohater, jest dziewczyna, ważne zadanie, dużo akcji i "ten zły". To co wyróżnia historię na tle innych to fakt, że Wiewiór jest sceptycznie nastawiony do życia, bywa gburowaty i wcale nie jest altruistyczny - wynika to natomiast ze złych, życiowych doświadczeń. Nie wiesz na kogo liczyć? Licz na siebie. Gdy natomiast zrobi coś dobrego, w blasku chwały pozwala tonąć mało inteligentnemu osiłkowi (a'la Johny Bravo), który jest dość sympatyczny i łatwo daje sobą manipulować, zadowolony z każdego obrotu sytuacji. Nie ma tutaj również nachalnych scen romantycznych (mimo występowania ślicznej wiewióreczki) - przekaz opowieści nastawiony jest typowo na przyjaźń i wzajemne wsparcie.
Bajka oczywiście jest nasiąknięta dobrym (nie zawsze), nieco czarnym humorem. Nie ma w niej niesmacznych elementów (jak to niekiedy bywa) i całość jest lekkostrawna. To zdecydowanie przemawia na jej korzyść. Dwutorowa fabuła była moim zdaniem całkiem niezłym pomysłem, choć z tej perspektywy wydaje mi się, że ważniejszy element to głodujące zwierzęta niż jakiś tam bank, który mógłby stracić nieco gotówki. Sądzę, że w podobny sposób widziała to będzie również ta młodsza publiczność. Polski dubbing jest całkiem dobry i choć należę do gatunku tradycjonalistów, którzy wolą słuchać lektora lub w ogóle oglądać filmy w oryginalne, to tutaj dźwięk w ogóle mi nie przeszkadzał (choć przyznaję, piesek był irytujący, ale chyba takie właśnie miał założenie).
Graficznie film jest świetny. Postacie są baśniowe i sympatyczne, ale nie przesłodzone. Akcja toczy się wartko i tą dynamikę fabuły widać także w animacji. W żadnym momencie nie wieje nudą, jednak gdy próbowałam oglądać bajkę jednocześnie robiąc coś innego, to później nie wiedziałam co działo się w pierwszych scenach i musiałam zacząć od początku (mimo że zazwyczaj mam taką podzielność uwagi i w ten sposób właśnie oglądam filmy familijne). Także "Gang Wiewióra" wymaga od widza nieco zaangażowania.
Film jak najbardziej polecam. Jest to świetna historia dla dzieci powyżej piątego roku życia (młodsi niech lepiej pozostaną przy "minionkach"). Nie jest tak zabawna jak niektóre inne produkcje, jest za to znacznie ciekawsza od wielu najnowszych, animowanych bajek. Idealna propozycja dla małych wielbicieli kina akcji.