grudzień 22, 2024

piątek, 25 wrzesień 2015 14:48

Wywiad z Dariuszem Sypeniem

By 
Oceń ten artykuł
(4 głosów)

Prozaik, autor utworów fantastycznych i psychologiczno-obyczajowych. Studiował we Wrocławiu, a ostatnio zamieszkał z rodziną w podwarszawskiej miejscowości. "Dżungla", debiutancka powieść, ukazała się 9 września 2015 roku nakładem Wydawnictwa Czwarta Strona. Opowiada o skonolizowanym przez ludzi Marsie w XXIII wieku, na którym z nieznanych przyczyn pojawia się dziwny roślinopodobny twór.

Ewa Nowicka: Już zdradziłeś swoim czytelnikom, że inspirację do napisania powieści zaczerpnąłeś z „Kataru" Stanisława Lema. Czy to właśnie ten polski autor sprawił, że zapragnąłeś pisać utwory science fiction? Czy to jego teksty obudziły w Tobie chęć budowania kolejnych światów oraz wizji przyszłości?

Dariusz Sypeń: Lem zdecydowanie należy do tych pisarzy, których podziwiam i do których wciąż chętnie wracam. A „Solaris" było jedną z pierwszych powieści SF, jakie w ogóle przeczytałem – miałem wtedy dziewięć albo dziesięć lat. Ale to nie jego twórczość była tym, co pchnęło mnie do pisania. Wydaje mi się, że byłem dzieckiem o raczej bujnej wyobraźni, cały czas wymyślałem różne historie czy też „historyjki" i pewnego dnia zacząłem je spisywać, ale, o ile jestem w stanie sobie przypomnieć, nie wskutek zachwytu nad dziełami jednego albo drugiego pisarza. Poza tym te moje „historyjki" to nie były tylko i wyłącznie opowiadania SF, pisałem też – i nadal piszę i od czasu do czasu publikuję – prozy psychologiczno-obyczajowe, tudzież „mainstreamowe".

E. N.: Ciężko w Internecie znaleźć informację na temat tego, co studiowałeś.  Czy mógłbyś nam zdradzić, czy jesteś raczej humanistą, czy umysłem ścisłym? Po przeczytaniu „Dżungli" trudno zgadnąć. ;)

D. S.: Studiowałem stosunki międzynarodowe i socjologię na Uniwersytecie Wrocławskim, aczkolwiek nauki ścisłe bardzo mnie interesują. W miarę możliwości staram się śledzić informacje o odkryciach naukowych i nowinki technologiczne, nie jest to oczywiście wiedza na poziomie, który pozwalałby mi dyskutować z ekspertami. A jeśli chodzi o mój profil humanistyczny – wydaje mi się, że to czasami w „Dżungli" widać, ponieważ obok raczej standardowego tła technologicznego trochę miejsca poświęciłem aspektom społecznym i psychologicznym kolonizacji.

E. N.: Dla mnie wizja świata, w której ludzie nie czują się sobą, nie przynależą do planety, na której żyją, jest dość przerażająca. A dla Ciebie? Czy Ty stworzony przez siebie świat również odbierasz w ten sposób? A może traktujesz go wyłącznie jako podłoże do konkretnych przemyśleń?

D. S.: Zdaje się, że tym pytaniem niejako trafiłaś w sedno „Dżungli". Gdy rozważałem możliwe scenariusze dotyczące kolonizacji Marsa, zdałem sobie sprawę, że niewiele wiemy o tym, jak ludzie będą funkcjonować – w sensie fizjologicznym i psychicznym – wyrwani z naturalnego ziemskiego środowiska. Oczywiście, wiemy, co się dzieje z ciałem i psychiką astronauty wysłanego na orbitę i spędzającego tam kilka miesięcy czy cały rok, ale co się stanie, gdy wyślemy ludzi na Marsa i każemy im tam spędzić trzy lata, dziesięć lat, piętnaście albo resztę życia - to jest wciąż zagadka. Gdy nad tym myślałem, przypomniałem sobie o koncepcji biofilii Brytyjczyka Edwarda Wilsona, zgodnie z którą brak kontaktu z przyrodą jest dla nas szkodliwy. Gdyby to była prawda, może się okazać, że życie na Marsie będzie raczej traumatycznym doświadczeniem. Będziemy czuć się tam obco, niepełni, będziemy borykać się z różnymi problemami zdrowotnymi. Czy wtedy będziemy w stanie coś na to poradzić? Między innymi o tym jest właśnie „Dżungla".

E. N.: Czytając „Dżungle" miałam wrażenie, że jesteś takim samym futurystą jak Lem. Myślisz, że któreś elementy z przedstawionego świata mają szansę niebawem stać się nieodłącznym elementem życia? A może wszystkie? Lub już funkcjonują, choć w nieco mniej znaczącej formie?

D. S.: Dziękuję za komplement, ale do Lema mi jeszcze daleko :) Myślę, że każdy twórca SF pisząc o przyszłości komentuje w jakimś sensie teraźniejszość. Mnie na przykład od dłuższego już czasu przeraża, jak ludzie wyzbywają się wolności. Jest wiele osób i organizacji, czy to w sferze polityki, czy gospodarki, które nam tę wolność próbują ograniczyć, a my im w tym sami skrzętnie pomagamy. Populiści łechcący nasze narodowe ego, obiecujący gruszki na wierzbie, a w zanadrzu trzymający na przykład knebel na usta. Korporacje zdobywające coraz większą władzę nad naszym życiem. Mam wrażenie, że demokracja jest dziś bardzo zagrożona. Ludzie boją się kryzysu gospodarczego i coraz bardziej napiętej sytuacji międzynarodowej. Wielu marzy o tym, że przyjdzie jakiś silny człowiek i zrobi „z tym wszystkim" porządek. To przerażające. Z tych moich obaw wziął się na przykład pomysł, że na Marsie mógłby się odrodzić – oczywiście w nieco innej zewnętrznej formie – feudalizm. Mam nadzieję, że nie czeka nas to na Ziemi.

E. N.: A co z wyprowadzką na Marsa? Czy uważasz, że jest osiągalne, abyśmy za dwa stulecia przeprowadzili się na Czerwoną Planetę?

D. S.: Myślę, że to możliwe jeszcze w tym stuleciu. Niektórzy eksperci związani z NASA przewidują nawet, że będzie to możliwe w latach trzydziestych lub czterdziestych.

E. N.: Skąd pomysł na wygląd „bliznaków"? Czy tworząc ich cechy zewnętrzne brałeś pod uwagę to, co już teraz wiemy na temat warunków życia na Marsie?

D. S.: Nie, ich wygląd to skutek decyzji zupełnie arbitralnej, niepopartej żadnym namysłem mającym u podstaw wiedzę naukową.

E. N.: Stworzeni przez Ciebie bohaterowie trwają w marazmie – wydaje się, że są dość bierni, niechętni do działania. Odnosiłam niekiedy wrażenie, że to ludzie, którzy uciekają od życia na Ziemi – lub celowo zostają z niej zabrani przez bliskich. Przecież nie byli kolonizatorami Marsa, wiedzieli, jak wygląda życie na Czerwonej Planecie. Czy tak właśnie chciałeś ich przedstawić? Jako ludzi w jakiś sposób przegranych?

D. S.: Chciałem ich pokazać jako ludzi zagubionych, słabych, dotkniętych depresją, zmagających się z różnymi wewnętrznymi demonami. I tak, chciałem, by do pewnego stopnia byli bierni – co też jest na poziomie metafabularnym uzasadnieniem dla pojawienia się dżungli. Natomiast, co do ich relacji z Ziemią – marzą o niej, chcieliby na nią wyemigrować, bo wydaje im się, że tam żyliby naprawdę. Ziemia jest dla nich anty- czy też nie-Marsem. Tym czymś, czym dla nas jest Raj.

E. N.: W stworzonym przez Ciebie świecie technika pozwoliła na to, aby całkowicie odmieniać człowieka zewnętrznie. Czy uważasz, że obok tego mógłby istnieć jakiś duchowy Prozak, dzięki któremu nasza dusza również mogłaby odmłodnieć? A może w Twoim wyobrażeniu o tym świecie już taki „lek" funkcjonuje?

D. S.: Jeśli pod pojęciem „duszy" rozumiesz pamięć o życiowych doświadczeniach, o wszystkich porażkach i błędach, albo świadomość własnych ograniczeń – to tak, myślę, że sporo tymczasowych „uciszaczy" już istnieje, włączając w to wieczorne piwo. Ale nie wiem, czy kiedykolwiek powstanie środek, który pomógłby nam zapomnieć o przeszłości, który mógłby trwale odmienić nasze podejście do życia, sprawić, byśmy z pesymistów stali się optymistami albo z tchórzy zamienili się w śmiałków.

E. N.: Muszę przyznać, że nie mogę się już doczekać Twojej kolejnej książki. Czy masz już jakiś pomysł? A może jest szansa na stworzenie historii osadzonej w świecie „Dżungli"?

D. S.: Ciekawe, bo jesteś kolejną osobą, która pyta o kontynuację „Dżungli". Przyznam, że nie pisałem tej powieści z myślą o dalszym ciągu. Być może kiedyś dojdę do wniosku, że dopełnienie w formie dłuższego tekstu jej nie zaszkodzi, ale nie mam obecnie takich planów. Od niedawna pracuję nad kolejną powieścią, również SF, której fabuła ma się rozgrywać głównie na Ziemi, a w kolejce jest jeszcze kilka innych pomysłów. Ale więcej szczegółów nie zdradzę, żeby nie zapeszyć.