– To prawda, zabiłem wielu ludzi.
– Kim byli?
– Nie wiem. Kiedyś dosyć często się nad tym zastanawiałem, ale teraz nie mam już na to czasu ani ochoty. Wie pan, emerytura, działka, trzeba coś posiać, podlać, wyrwać chwasty…
– Ilu ich było?
– Moment, niech policzę… Dwanaście. Nie, trzynaście.
– W jaki sposób pan ich zabił?
– Jestem… znaczy się byłem maszynistą.
– Czyli samobójcy?
– Tak. Wszyscy oprócz jednego mężczyzny. Mógł mieć dwadzieścia trzy, dwadzieścia cztery lata. Został popchnięty na tory i nie zdążył uciec. To było zabójstwo.
– Jak do tego doszło?
– Nie wiem. Ten facet zginął na miejscu. Nie ma o czym gadać, przynajmniej ja nie mam nic więcej do powiedzenia.
– Jest ktoś, kto chciał pożegnać się w życiem pod kołami pańskiego pociągu, ale mu się nie udało, bo przeżył wypadek?
– Tak.
– Kto to taki?
– Mój syn. Stracił obie nogi i ręce.
– Wie pan, że takich ludzi w Rosji nazywa się samowarami?
– Doprawdy?
– Co… pan… robi? Proszę… Nie chciałem pana obrazić…
– Samowarami?
– Proszę, proszę, odłożyć tę szablę… Nieeee…
– Sam jesteś samowarem, palancie!