- Zagramy?
- Co, znowu?
- Ta, muszę się zrewanżować.
- Dobra niech Ci będzie. Rozkładaj.
***
- Wojska wroga już się zgrupowały na skraju lasu – wysapał zwiadowca i zmęczony padł na ziemię po przebiegnięciu pięciu kilometrów przez Lean Seetr – magiczny las.
- Formować szyk !!! – rzucił hasło Nefephel. Na rozkaz dowódcy pięciuset żołnierzy ustawiło się w kilku kolumnach na wzgórzach polany.
Nefephel był jednym z najlepszych wojowników w Sigismondr, krainie elfów. Był typowym, wysokim, jasnowłosym elfem ze spiczastymi uszami, wiernie służącym królowej Leavere. Jednak jako nieliczny potrafił doskonale posługiwać się długim łukiem i kuszą. Już w młodym wieku został dowódcą oddziału strzeleckiego, do którego od niedawna należał jego młodszy brat – Esgaltarmen. Tym razem Nef dowodził w bitwie z Quarkami, rasą zasiedlającą sąsiednią krainę Rauk. Te guzogłowe i orkopodobne stwory doskonale radziły sobie w walce, były mistrzami maczugi. Ich przywódca – Borash Dirty – siał strach wśród elfów, gdyż to z jego rąk zginął poprzednik Nefephela.
- Tym razem ja pierwszy – powiedział gracz poruszający czarnymi pionkami.
- Proszę bardzo.
Na polanie rozległ się donośny dźwięk rogu. Na wzgórzach stał zgrupowany oddział strzelców. Łucznicy nakładali strzały na cięciwy, kusznicy szykowali bełty. Pod nimi swoją piechotę uporządkował Nilbal – przyjaciel Esgaltarmena, bratanek królowej. Skrzydła zabezpieczały dwa konne oddziały.
- Zaczęło się – powiedział sam do siebie Nef – Mamy jeszcze trochę czasu, zanim Quarki przedrą się przez gęstwinę lasu.
Wszyscy czekali w milczeniu. Palące słońce drażniło, duszne powietrze utrudniało oddychanie. Spokój. Cisza. Nagle wszyscy odczuli lekkie i narastające drżenie ziemi. Wróg zbliżał się z olbrzymią prędkością. Z lasu wylatywały spłoszone ptaki, a przez gęstwinę można było dostrzec pierwszych Quarków.
- Czekać na rozkaz !!! – krzyknął Nefephel.
Wróg był coraz bliżej, ale Nef czekał na odpowiedni moment.
- Napiąć łuki!!! .... W górę!!! .... Strzał !!!
Pierwsze dwieście strzał poleciało ze świstem w piechotę wroga. Martwych padło kilkudziesięciu Quarków.
- Napiąć kusze !!! .... Strzał !!!
Kolejne kilkaset strzał w powietrzu. Jedne wbijały się w ich tarcze, inne uśmiercały kolejnych nieprzyjaciół.
- Ha !! Tracisz dwa pionki – krzyknął biały gracz – Coś się słabo rozkręcasz.
- Zaraz zobaczymy – zignorował go drugi.
Z niewiarygodną prędkością zmniejszał się dystans dzielący czoło armii wroga z piechotą elfów. Nilbal poczuł nagły przypływ adrenaliny, która dała mu siłę i mobilizację do walki. Serce dudniło mu w klatce piersiowej, nie chciał zawieść przyjaciół i swej cioci -królowej Leavere. Trzydzieści, dziesięć, pięć metrów. Już było czuć odór Quarków.
- Atak !!!! – krzyknął Nilbal. Dwie piechoty ruszyły z niewiarygodną prędkością na siebie. Słychać było szczęk metalu, świst strzał i bełtów, rżenie koni i jęki na przemian padających Quarków i elfów. Nilbal ruszył na pierwszego z brzegu guzogłowego. Wykonał szybki piruet pozbawiając go głowy, drugiemu zwinnym ruchem obciął rękę,
- Mój miecz bardzo kocha twoje ciało!!! – Krzyknął i szybkim pchnięciem wbił miecz w brzuch napastnika.
Od ciężkich uderzeń maczugami padały konie elfów. Na strąconego jeźdźca od razu rzucało się kilku napastników odbierając mu życie.
- Ha, straciłeś już konika i kilka pionków - cieszył się czarny gracz.
Nagle z lasu wybiegło kilkaset wilkopodobnych stworzeń, na których siedzieli wściekli Quarkowie. Włochate bestie rozszarpywały swymi ostrymi kłami elfów, a ich jeźdźcy dobijali ich mieczami. Nefephel zaskoczył się tym widokiem, gdyż nie wiedział o tej tajnej broni Quarków. Nadal jednak wydawał rozkazy i deszcz strzał wbijał się w ciała wrogów.
Nilbal miał już kilkudziesięciu Quarków na swoim koncie. Nagle w odległości kilku metrów spostrzegł Borasha. Szybko podbiegł i z całą siłą rzucił się na niego. Jednak ten wykonując szybki obrót osłonił się przed ciosem i powalił elfa na ziemie. Nilbal turlał się unikając ciosów. Nagle podhaczył nogą Dirty’ego, szybko podniósł się i skoczył na niego. Tamten jednak niespodziewanie wystawił miecz, na który nabił się Nilbal. Dwa wilkopodobne stwory rzuciły się na ciało, rozszarpując je na kawałki. Borash wstał zadowolony i ruszył do walki.
- No i po twoim gońcu mój drogi partnerze – radował się czarny gracz – Dalej sądzisz, że znów wygrasz?
- Za dużo gadasz, za mało myślisz – zignorował go biały gracz.
Nefephel spostrzegł ciało przyjaciela. Wycelował strzałę w wilka i strzelił. Trawił prosto w oko. Podbiegł do następnego, wykonał dwa pchnięcia i potwór leżał już martwy obok Nilbala.
Ziemia była pokryta masą trupów, które utrudniały poruszanie się tym, którzy jeszcze walczyli.
- Katapulty!!! – Nagle krzyknął któryś z łuczników. Nef szybko odwrócił się i spostrzegł to, czego nigdy się nie spodziewał. Powoli na polanę wpychana była przez sześciu guzowatych potężna katapulta, a za nią następne trzy. Na wielkie łychy ładowano ogromne kamienie. Elf wiedział, że jego oddział jak dotąd był bezpieczny na wzgórzach, lecz teraz nadlatujące od strony wroga głazy niosły ze sobą śmierć. Spadały na ziemie, przygniatając łuczników. W powietrzu unosiły się tumany kurzu.
- Pozbyłeś się wieży – powiedział uradowany czarny gracz.
- A ty dwa koniki i gońca – z zadowoleniem odparł biały gracz.
- Ano rzeczywiście.
Nefephel pragnął pomścić śmierć przyjaciela. W tłumie szukał Borasha. Nagle zobaczył go triumfującego nad ciałami dwóch elfów. Rzucił się z wyciągniętym mieczem na Quarka.
- Giń !!! – Krzyczał. Dirty odwrócił się zaskoczony i zdążył wykonać blok maczugą. W jego oczach widać było nienawiść i chęć śmierci przeciwnika. Na czole w szybkim tempie pulsowały mu dwa guzy. Elf odskoczył, wykonał półobrót i... następny blok. Quark zamachnął się o dołu maczugą i trafił w prawy bok Nefephela. Ten zawył z bólu i ze wściekłością na twarzy rzucił się na przeciwnika. Nagle nieszczęśliwie potknął się o trupa i runął na plecy. Miecz wypadł z ręki. Borash postanowił to wykorzystać i skoczył na niego. Nef jednak zdążył wyciągną krótki sztylet i wbił Quarkowi prosto w serce. Z radością patrzył jak powoli uchodzi życie z zaskoczonego przeciwnika. Przekręcił sztylet, aż Dirty zawył z bólu. To był jego ostatni jęk. Nef zrzucił z siebie ciało, wstał i odrąbał głowę Borashowi.
- To za Nilbala – powiedział i rozejrzał się do okoła. Katapulty leżały rozwalone, nie wiedział jak dokonali tego jego żołnierze, ale czuł ulgę i radość. Spotrzegł, że Quarki pozbawieni swego dowódcy, który stał się już legendą, wycofywali się do lasu. Ze wzgórz schodzili łucznicy z Esgaltarmenem na czele, dalej strzelali i dobijali ostatki wojsk. Powoli stracie dobiegło końca.
- No i szach – mat drogi towarzyszu – uradował się biały gracz.
- No nie, znów ?! Trudno się mówi – odparł drugi.
Esgaltarmen zszedł do brata. Podając mu rękę powiedział :
- Ścierwo straciło dzięki tobie swego dowódcę i uciekło.
- Tym razem nam się udało, ale to jeszcze nie koniec. Niedługo powrócą z podwojoną ilością armii.
Na pole bitwy przybyła królowa Leavere. Pogratulowała wszystkim wojownikom.
- Bardzo mi przykro z powodu Nilbala – oznajmił Nef.
- Dziękuję. Naprawdę będzie nam go brakowało – odparła królowa.
Słudzy rozpoczęli sprzątanie ciał z polany. Nefephel z bratem podeszli do ciała przyjaciela. Elf przykrył je swoim zielonym płaszczem.
- Niech wieczny pokój będzie z tobą mój drogi – powiedział i następnie zwrócił się do brata – chodź, postawię ci duże piwo.
- Dziękuję ci Boże za to spotkanie – z przykrością powiedział gracz poruszający czarnymi figurami.
- Nie ma za co. Jeszcze się nauczysz dobrze grać, mój drogi szatanie.