Rezultaty wyszukiwania dla: własne
Droga Szamana. Etap 3: Tajemnica mrocznego lasu
Jeśli lubisz i grać, i czytać, to z pewnością nie jest Ci obca seria „Droga szamana”. Na rynku sukcesywnie pojawiają się kolejne tomy, a sam cykl zyskał nową oprawę graficzną. Czyli mamy już kilka powodów, żeby wrócić do tego fantastycznego, nie tak odległego (jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka) świata.
Trzymanie w więzieniach kosztuje, dlatego bardziej niż do celi, więźniów opłaca się wysyłać do… gier. Tam, gdzie inni oddają się czystej rozrywce, tam oni odpracowują swój wyrok. Taki los spotkał Dmitrija Machana. Otrzymał najgorszą klasę, miał się nie wychylać i pracować. Tymczasem na skutek licznych zbiegów okoliczności oraz własnej inteligencji, zaszedł bardzo daleko. Teraz mógłby „spijać śmietankę”. Serio? To nie dla Machana! On zostaje przywódcą klanu i śmiało zaczyna odkrywać tajemnicę Mrocznego Lasu. Czy wyjdzie mu to na dobre?
Swojego czasu książki cRPG zyskały na popularności. Motyw powieści, w których bohaterzy wchodzą do gry, był jednak chwilową modą. W 2021 roku ten trend jest wyraźnie słabszy, dlatego warto wrócić do książek, którym udało się stworzyć coś ciekawego. Taka z pewnością jest seria „Droga szamana”. Każdy gracz, ceniący tytuły RPG, z pewnością znajdzie w niej wiele smaczków, od ogólnego założenia, po szczegóły. Nie znam żadnej innej książki, która podchodziłaby do tematu tak dokładnie!
W trzecim tomie autor po raz kolejny wciąga czytelnika w wartki strumień akcji. Główna intryga zawiązuje się dość szybko, jednak to nie bieg wydarzeń, a rozmowy zdominowały tę część. Autor tym razem przeniósł nacisk na dialogi, ustalenia i dochodzenie prawdy. Nie każdemu ta forma narracji przypadnie do gustu. Dużo jest za to mechaniki, opisów przedmiotów i różnorakich technikaliów ze świata gry.
Zmienił się tez główny bohater, we wcześniejszych częściach miał w sobie więcej skromności. „Droga szamana” to klasyczna historia od zera do bohatera i te sukcesy odrobinę uderzyły Machanowi do głowy. Nie zmienia to jednak faktu, że jego przemiana jest imponująca, a rosnąca wokół niego grupka to zbiór ciekawych postaci.
Chociaż w książce dało się wyczuć pewien chaos, sama intryga była ciekawa, skomplikowana i intrygująco poprowadzona. Byłam bardzo ciekawa zakończenia i nie mogłam się oderwać od ostatnich stron! Jeśli więc lubicie gry, koniecznie zainteresujcie się serią!
Zapowiedź: World of Warcraft: Jaina Proudmoore. Wichry wojny
Popioły Kataklizmu opadły na królestwa Azeroth. Kiedy zniszczony świat podnosi się z upadku, słynna czarodziejka Jaina Proudmoore nie ustaje w wysiłkach, by naprawiać wzajemne relacje Hordy z Przymierzem. Niestety, napięcia między obiema frakcjami grożą otwartą wojną i kolejną destabilizacją.
Abe Sapien. Nroczne i straszliwe. Tom 1
Kaczki
Małe, poręczne gry są super alternatywą dla osób, które lubią właśnie przy takich grach spędzać swój wolny czas. Dzięki małym rozmiarom grę możemy zabrać praktycznie na każdą wycieczkę. My mamy kilka takich gier i bardzo je lubimy, gdyż w razie długiej podróży zawsze umilają nam one drogę. W tę grę zagrać może od 2 do 5 graczy. Czas rozgrywki to 30 minut i mogą w nią według producenta grać osoby powyżej 8 roku życia. Jednak my graliśmy w nią według swoich zasad i nawet 6-latek świetnie sobie z nią radził.
To małe poręczne pudełko skrywa w sobie 69 kart kaczek, 5 kart ręczników oraz 5 kart kół ratunkowych. W środku znajdziemy też instrukcję, jednak dla nas nie była zrozumiała. Mimo iż przeczytaliśmy ją z mężem kilka razy, nie do końca wiedzieliśmy, o co chodzi w tej grze. Na początku, więc wymyśliliśmy własne zasady i według nich graliśmy wraz z rodziną. Także jak widać, można też fajnie się bawić według własnych określonych zasadach. Niestety, jak widać czasami fajne pudełko i kolorowa grafika może zmylić, bo oczekiwaliśmy, że ta gra będzie zupełnie inna. Mówiąc jednym zdaniem, liczyliśmy, że będzie trochę łatwiejsza w pojęciu jej zasad.
Poszukaliśmy jednak dokładnych zasad w internecie. I wygląda to tak, że każdy z graczy otrzymuje po 7 kart oraz kartę z ręcznikiem, pod którą umieszcza się zdobyte punkty. Wygrywa osoba, która jako pierwsza pozbędzie się swoich kart lub też ten gracz, który jest ryzykantem i zaryzykuje, że ma najmniejszą wartość kart w ręce. Gra trwa 5 rund. Czyli jak to się mówi, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, a ryzyko w grze czasami się opłaca.
Co bardzo lubimy w takich grach to zdecydowanie jej rozmiary oraz możliwość zabrania jej wszędzie. Karty do gry nie są jakieś mocno grube, jednak na pewno posłużą nam one na kilkanaście dobrych rozgrywek.
Mimo iż gra ma być szybka i przyjemna, ma uczyć i zmuszać do myślenia, to jednak nas ona nie przekonała, właśnie przez to, że nie umiemy się odnaleźć z zasadami, które wprowadza producent. Jednak nie skreślamy tej gry i będziemy w nią nadal grać, świetnie się przy tym bawiąc, lecz według stworzonych przez nas zasad.
Gra Kaczki na pewno zyska sobie miano gry wakacyjnej, bo czy kaczki, strój kąpielowy i koło ratunkowe nie kojarzą się z wakacjami? Ta emocjonująca gra karciana pobudza nas do myślenia oraz pokazuje, że ryzyko czasami się opłaca.
Mistrzem tej gry na pewno zostanie osoba, która lubi się dobrze bawić, ma super pomysły i potrafi nieźle kombinować.
Pomimo naszego narzekania na instrukcję was zachęcamy do zapoznania się z tą grą, może akurat przypadnie Wam ona do gustu lub tak jak my wymyślicie swoje zasady i to według nich będziecie grać, świetnie się przy tym bawić. Czasami na prawdę warto spróbować też zagrać w grę inaczej, niż autor miał na myśli - mimo wszystko można się też wtedy super bawić.
Nasza rodzina bardzo lubi spędzać czas wspólnie, właśnie grając w różnego rodzaju gry, dlatego też z wielką niecierpliwością będziemy czekać na kolejne nowe gry karciane nie tylko te w wersji kieszonkowej.
A Wy jakie gry lubicie? Zabieracie ze sobą gry na wycieczkę?
Zapowiedź: Czarodziejki W.I.T.C.H.. Księga 2
W położonej pośrodku nicości twierdzy Kondrakar mieszka Wyrocznia – potęga pilnująca równowagi we szechświecie. Co jakiś czas wyznacza nowe Strażniczki, które mają strzec Sieci oddzielającej świat ludzki od Innego Świata zamieszkanego przez potwory. Jednak Sieć staje się coraz słabsza i przez kolejne portale przedostają się do naszej rzeczywistości siły zła... Zadaniem Strażniczek jest odnajdywanie i zamykanie tych przejść, a także walka z niechcianymi gośćmi z Innego Świata.
Po horyzont
„Miłość to raczej wola, żeby się dogadać. Trzeba chcieć”.
Nie jest to film, który wciska widza w fotel, dostarcza mnóstwa emocji, jednak pozwala przyjemnie spędzić czasu przy niezobowiązującej rozrywce intelektualnej. Czasem takich klimatów poszukujemy, aby zresetować się po ciężkim dniu pracy. Nie sięgamy natychmiast po wzniosłe i ambitne dzieło, ale po lekki relaks z dreszczykiem, na wypełnienie wolnej chwili, bez konsekwencji obciążania umysłu.
„Po horyzont” bazuje na sprawdzonych schematach budowania napięcia. Niespodziewana tragedia zmusza ludzi do walki o życie, niesprzyjające okoliczności mnożą się ze sceny na scenę. Musi dojść do lawiny perturbacji, komuś pisane jest nagłe zerwanie linii życia, jedni odnoszą rany, nieliczni uchodzą cało z opresji. Bez względu na złe okoliczności, w bohaterach drzemie nadzieja na sprytne oszukanie przeznaczenia, podejmują dramatyczną walkę. Scenariusz zdarzeń wypełniają nie zawsze logiczne incydenty, wkraczają w sferę absurdalności, ale nie chodzi o to, żeby ściśle podążać tropem praw naukowych, trybem pracy powietrznej maszyny, warunkami pogodowymi, lecz by śledzić mechanizm działania człowieka pod presją, podczas spotkania ze śmiercią, na granicy wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Dlaczego dopiero w obliczu skrajnego dramatu redefiniujemy własne życie, system wartości i relacje z bliskimi? Im bliżej śmierci, tym bliżej jesteśmy prawdy, wobec siebie samego i innych.
Nie spodziewajcie się dobrej gry aktorskiej - ani Allison Williams, ani Alexander Dreymon, nie pokazali się z najlepszej strony na ekranie, słabo wypadli. Jednak wpasowali się w ogólny styl filmu, bez presji na sukces, bez parcia na szkło, jedynie jako namiastka ciekawej i trzymającej w napięciu podniebnej przygody. Sara i Jackson są parą, która wiele przeszła we wzajemnej relacji, nie wszystko między nimi jest poukładane. Lecą właśnie na ślub przyjaciółki, kiedy pilot ma atak serca. Wysoko w chmurach, nad niezmierzonymi wodami oceanu, zdani są wyłącznie na siebie. Splot zdarzeń sprzysięga się przeciwko nim, niemal każdy ich pomysł los kwestionuje i bojkotuje. Czy pomimo konfliktu połączą siły i zaczną współpracować? Czy będą mieli szansę, aby bez znajomości pilotażu, wsparcia autopilota i urządzeń nawigacyjnych, zapanować nad samolotem, skierować go we właściwym kierunku i szczęśliwie wylądować?
Zapowiedź: Żywa i martwa
„Umarłam, kiedy odwiedziliśmy babcię w Stanach. Myślałam, że włożą mnie do trumny, ale nie. Przynoszą jedzenie, picie, wmuszają. Migają jakieś twarze. Najczęściej pochyla się nade mną tata. Nie mam siły mówić. Nie mam siły powiedzieć, że jestem trupem”.
Później
Sherlock Holmes Society. Pole manewru
Choć nie trzeba znać się na fizyce kwantowej, to jednak okazuje się, że przydaje się ona do czytania komiksów! Tym razem nie tylko Sherlock i jego społeczność będzie walczyć z siłami nadprzyrodzonymi, ale także będzie zmagać się ze skutkami podróży w czasie. Najbardziej zawsze zaskakiwał mnie fakt bycia w tym samym czasie, w którym się już było albo wpływ na osoby, które są nam znane. Zaraz przypomina mi się jeden z odcinków bajki „Fineasz i Ferb”, gdzie genialny naukowiec klonował sam siebie sprzed kilku minut, by mieć siebie do pomocy. Do czasu, kiedy pierwszemu doktorowi stała się krzywda i unicestwił siebie… oraz wszystkie klony. Czy tak mogłoby być także w uniwersum komiksu „Sherlock Holmes Society”, skoro Holmes spotkał własnego ojca? Nie zaprzeczam, mogłoby.
Teraz okazuje się, że można zmienić przyszłość, grzebiąc nieco w przeszłości. Przykładowo zapobieżenie obsesji na punkcie pewnego listu osoby z przyszłości (!) może spowodować, że przyszłości opisanej w tym liście nie będzie. To między innymi dlatego możemy śledzić emocjonującą walkę dwóch wielkich umysłów: Holmesa seniora z juniorem. Powiem od razu, że bardzo podobał mi się sposób rozwiązywania problemów przez tego młodszego. Taki z tych ostatecznych, ale skutecznych.
Pod względem graficznym Andrea Fattori naprawdę osiągnął mistrzostwo. Jest tu tak wiele szczegółów na każdej z plansz, że mimo iż sam tomik ma niecałe pięćdziesiąt stron, to czyta się znacznie dłużej, bo chłonie się ten wiktoriański obraz Anglii oraz niesamowicie dynamicznie rysowane sceny walki.
To kolejny pełen dynamizmu, dobrze wyreżyserowany, fantastyczne narysowany tom dość fantastycznego spin-offa z przygodami genialnego detektywa Sherlocka Holmesa. To seria dla fanów gatunku lub ciekawskich, takich jak ja. Jeśli uważasz, że wampiry i podróże w czasie nie powinny mieć nic wspólnego z historią Sherlocka Holmesa, zdecydowanie odradzam tę sagę.
Fragment: Więzy nieba
Była Ziemia, czas na Powietrze…
Drugi tom zachwycającej tetralogii o Żywiołach, magii i walce o wolność!