Rezultaty wyszukiwania dla: thriller
Nieobecna
Julia i Julita to bliźniaczki, które od najmłodszych lat bawiły się w "zamienianie"- jedna przybierała tożsamość drugiej, ot tak, dla rozrywki. Choć od tamtych dziecinnych czasów minęło już sporo czasu, to kobiety nadal stosują tę niecodzienną rozrywkę. Na zamiany szczególnie namawia Julia, mająca dziecko i męża. Przybranie tożsamości jej samotnej siostry pomaga jej w kontaktach z kochankiem. I zapewne te wymiany trwałyby nadal, gdyby nie to, iż posiadająca drugie życie Julia zostaje zamordowana wraz z partnerem w mieszkaniu Julity. Żyjąca bliźniaczka utknęła w życiu zmarłej, bojąc się każdej decyzji. Ktoś jednak podąża jej śladem...
Miesiąc temu czytałam książkę o podobnej tematyce; tam również bliźniaczki zamieniały się ubraniami, ba, nawet imionami, twierdząc, iż są "siostrzaną jednością". Różnica była taka, iż wówczas chodziło o dzieci, nie o dorosłe kobiety. Byłam ciekawa, jak będzie z tą historią. I jestem bardzo mile zaskoczona, bo już dawno nie czytałam tak dobrej książki.
Choć identyczne, Julia i Julita różnią się osobowościami. Julita jest spokojna, pragnie życia rodzinnego, nie w głowie jej przelotne romanse. Przeciwieństwem jest jej siostra, przebojowa, seksowna i pewna siebie. I -jak się okazuje- prowadząca nieczystą grę nie tylko z mężem, ale i własną siostrą. Na jaw wychodzi mnóstwo tajemnic, skomplikowanych romansów i jeszcze dziwniejszych wydarzeń. A rozwikłanie sprawy morderstwa i poznanie na nowo własnej bliźniaczki spoczęło na barkach Julity.
Nieobecnej się nie czyta, ją się dosłownie pochłania! Każda kolejna strona to mrok, z którego po dokładnym śledztwie wyłaniają się kontury prawdy. Pogrążona w codzienności siostry Julita nie zna mężczyzn z życia zmarłej, nie wie, w jakich kontaktach pozostawała tamta z mężem. Nic. Każdy krok bohaterki może okazać się błędem. I jak się okazuje, w pewnych sytuacjach więzy krwi, nawet tak bliskie, nie znaczą nic. Czasem zastanawiam się, co się dzieje z tym światem. Komu można ufać, skoro nawet najbliżsi potrafią tak mocno zranić? A może życie ma opierać się tylko na pilnowaniu, aby nie zostać skrzywdzonym? Czy możemy z całą pewnością rzec, iż znamy swoich bliskich? Każdy ma sekrety, nawet ci, którym ufamy i sądzimy, że znamy ich na wylot.
Przy tej lekturze nie można się nudzić. Świetnie skonstruowana fabuła, bardzo dobrze zarysowane postacie (od bliźniaczek, poprzez kochanków, aż do męża, Patryka). Mnóstwo tajemnic, a ich rozwiązywanie to prawdziwy prezent od pani Olejnik. I to wszystko mieści się w 350- ciu stronach! Podziwiam Julitę za wytrwałość w dążeniu do odkrycia mordercy, a Julia... cóż, raczej nie należy do grona moich ulubionych bohaterek. I to, co zrobiła własnej siostrze, jest niewybaczalne. Żyjąca bliźniaczka tak naprawdę nie wiedziała nic o rodzinnym życiu jej siostry, okłamywana właściwie przez lata. Tym bardziej zasługuje na wyrazy uznania za tak dobre wejście w rolę zamordowanej bliźniaczki.
Nieobecna to nie tylko tajemnice "dnia codziennego", to także zagadkowa śmierć ich matki sprzed wielu lat. Pytanie, czy możliwe, aby oddalone od siebie o kilkanaście lat zgony miały ze sobą coś wspólnego... ? Ta historia jest pełna znaków zapytania, na szczęście dla czytelnika, wszystko zostaje gładko wyjaśnione, nie trzeba więc łamać sobie głowy nad niedopowiedzeniami.
Książkę pani Agnieszki Olejnik polecam każdemu, kto uwielbia zwroty akcji okraszone sekretami rodzinnymi. Nie zawiedziecie się!
Psy
„Psy” to bodajże jedyna ksiażka Allana Strattona wydana póki co w naszym kraju. Sam autor zaczynał jako dramaturg. Pisał sztuki teatralne, jednak ograniczenia (głównie dotyczące obsady) narzucane mu przez teatr szybko zaczęły mu przeszkadzać. Jak sam określił w wywiadzie zamieszczonym w książce „PSY” – „Na szczęście powieściopisarz nie musi wykarmić swoich bohaterów”.
„Psy” jest określana jako thriller. Osobiście mam wątpliwości czy kilka scen przemocy i niewyjaśnionych zjawisk wystarczy, aby książka była trillerem. Ja bym ją bardziej określiła jako powieść psychologiczną z elementami trillera.
Głównym bohaterem powieści jest Cameron – około 12-letni chłopiec, który wraz ze swoją matką ukrywa się przed ojcem. Zawsze, gdy tylko matka podejrzewa, że ojciec ich znalazł, przeprowadzają się w inne miejsce. Nikt, nawet dziadkowie Camerona nie wie, gdzie przebywają, albo gdzie uciekną następnym razem. Nie wiadomo jaką konkretnie krzywdę im wyrządził, wiemy jednak, że była dla nich bardzo dotkliwa.
Akcja ksiażki rozpoczyna się od kolejnej ich przeprowadzki, tym razem na opuszczoną farmę niedaleko Wolf Hollow – małego miasteczka gdzieś na końcu świata. Posiadłość jest stara, zniszczona, otaczają ją lasy i pola kukurydzy. I czai się tam coś, czego Cameron nie rozumie.
Pierwsze co mnie uderzyło, gdy zaczęłam czytać tę ksiażkę to narracja. Wydała mi się pusta, nijaka. Zdania są krótkie, treściwe, ale brakuje im jakiegokolwiek polotu czy fantazji. Dopiero po kilku stronach, gdy okazuje się, że narratorem jest ten kilkunastoletni chłopiec, narracja przestaje przeszkadzać i wydaje się bardzo stosowna do wieku narratora.
Cameron to chłopiec po bardzo ciężkich przejściach. Miał bardzo trudne dzieciństwo naznaczone strachem, kłamstwami i ciągłą ucieczką przed własnym ojcem. Jego matka – Katherine, jest kobietą bardzo opiekuńczą i rozsądnie podchodzącą do spraw wychowania syna. Dlatego na spokojnie podchodzi do jego dziwnych zachowań - Camerona charakteryzuje bardzo wybujała wyobraźnia, często przejawiająca się irracjonalnymi lękami, mówieniem do siebie i bardzo realistycznymi koszmarami sennymi. Dlatego, gdy Cam zaczyna zachowywać się jeszcze dziwniej niż dortychczas, matka zrzuca to na garb trudnego dzieciństwa i pogłębiających się z tego powodu problemów psychicznych chłopca. Jednak z czasem okazuje się, że to nie do końca prawda.
Pewnego dnia Cam, chcąc zwiedzić dom i pokonać własne lęki przed ciemnymi pomieszczeniami, postanawia zejść do piwnicy ich nowego domu. Znajduje tam teczkę z rysunkami dziecka. Rysunki te okazują się być małymi dziełami chłopca, który wcześniej tu mieszkał i, o zgrozo, są bardzo niepokojące. Od tych rysunków zaczynają się wszystkie lęki Camerona, które skłaniają go do zainteresowania się historią posiadłości. Prowadzi go to do bardzo niepokojących wniosków.
Książka jest niejedoznaczna pod wielona względami. Z jednej strony jest to triller z wydarzeniami wzbudzającymi momentami lekką grozę. Z drugiej – świetne studium psychologiczne skrzywdzonego dziecka z problemami natury psychicznej. Do tego autor do samego końca nie wyjaśnia pewnych zdarzeń, pozostają one w sferze niedopowiedzeń. Czytelnik sam musi zdecydować w co chce wierzyć, a w co nie. Oczywiście są pewne suche fakty, które niezaprzeczalnie miały miejsce, są jednak też takie, który pozostają niewyjaśnione.
Jedyne co mnie zawiodło w tej skiążce to zakończenie. Wygląda to trochę tak, jakby autor miał ograniczoną liczbę znaków do wykorzystania i po przedstawieniu całej fabuły, na zakończenie zostało mu ich za mało. Upycha piontę jak się da, stara się na jak najmniejszej liczbie stron zawszeć za dużo informacji, które do tego wszystkiego wydają się trochę naciągane i płytkie. Na szczęście samo zakończenie to raptem kilkanaście stron, pozostałe 250 to świetnie prowadzona fabuła.
Jeśli szukacie książki, która was wciągnie od pierwszych stron to źle trafiliście. Na początku ta książka nie wciąga, przyznaję, że się męczyłam. Jednak dałam jej szansę i się nie zawiodłam. Po kilku rozdziałach nie mogłam się od niej oderwać. Gdy nie miałam możliwości czytania jej, wracałam myślami do Camerona, zdarzeń, próbowałam sama wyjaśnić ich przyczynę i skutki. Fabuła tej ksiażki zaskakuje z rodziału na rodział, staje się coraz bardziej niesamowita, nierealna i zadziwiająca. Cameron dotarł do nowych informacji – ciekawe jak je wykorzysta. Coś się pojawiło tam w stodole, ale co to było? Co tak właściwie widzi Cameron? Co z ojcem? Każdy rodział dokładał kolejną cegiełkę do tej zawiłej historii, otwierał nowe horyzonty, wbudzał nowe wątpliwości. Do tego wiarygodność zachowań postaci sprawia, że nagle czytelnik zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, iż nie może się od książki oderwać. A to chyba najlepiej świadczy o tym, że książka jest niezła.
Purgatorium. Wyspa tajemnic
- Daphne, przeszłość jest permanentna
- Co to znaczy?
- Niezmienna. Nie da się jej zmienić. Można jedynie nauczyć się z nią żyć. *
Po traumatycznych przeżyciach czasem trudno powrócić do normalnego życia. Zżera nas poczucie winy, obwiniamy się, że można było temu jakoś zaradzić. I skoro nic nie zrobiliśmy jakie mamy prawo śmiać się, cieszyć oraz oczekiwać od losu? Zżerają nas lęki oraz obawy, które nie raz doprowadzają na skraj przepaści... Czy jest jakiś ratunek przed ostatecznym? Spokój a może zmierzenie się ze swoim strachem?
Siedemnastoletnia Daphne nie może wyjść z szoku, że jej rodzice pozwolili jej pojechać z najlepszym przyjacielem na wyspę w czasie wakacji. Zaczyna jednak wszystko rozumieć, kiedy po opuszczeniu samolotu czeka na nich Pani doktor i wyjaśnia, ze pobyt na wyspie będzie połączony nietypową terapią połączoną z tajemniczymi grami. Daph ma plan na te lato, chce odebrać sobie życie więc bez większych oporów zgadza się na wszystko. Jednak kiedy są na miejscu na raz dzieje się tyle rzeczy, że dziewczyna nie wie co robić, bo z jednej strony dawno nie śmiała się tak dużo i szczerze, chociaż nadal targały nią wyrzuty sumienia, a z drugiej co chwilę spotykały ją wydarzenia mogące być zbiegiem okoliczności jak i grą. Nic nie było jasne i trudno było wyznaczyć granicę między tym co złudzenie a realne.
Purgatorium. Wyspa tajemnic przyciągała mnie do siebie nieco mroczną, wzbudzającą niepewność okładką oraz blurbem, któremu doprawdy trudno się oprzeć. Czy jednak było warto poświęcić czas powieści Evy Pohler i czy spełniła ona moje oczekiwania?
Dosłownie przed chwilą mój wzrok zatrzymał się na ostatniej kropce, zamknęłam książkę, westchnęłam i z przerażeniem stwierdziłam, że nie jestem w stanie powiedzieć jednoznacznie czy mi się podobała, czy też wręcz przeciwnie. Powieść ma coś w sobie, wzbudza poczucie niepokoju, niepewności oraz konsternacji, kiedy wraz z bohaterką próbuje się dojść do tego, co jest zaaranżowane, zbiegiem okoliczności a co wymysłem umysłu spowodowane pobytem na tajemniczej wyspie i wysłuchaniem legend o duchach. Przyznać muszę, że Eva Pohler miała ciekawy pomysł na fabułę i w jakimś stopniu ją zrealizowała poprzez stworzenie mrocznego klimatu, zatarciem granic między rzeczywistością a wymysłem wyobraźni, sprawieniem, że w tym wszystkim nie gubi się tylko bohaterka, ale i czytelnik. Z drugiej jednak strony to, co na początku było tak obiecujące gdzieś po drodze zgubiło te napięcie i dreszczyk strachu, by dopiero na końcu na nowo emocje powróciły, chociaż już nie tak duże. Czasami zgrzytał mi język i stylistyka, ale to już bardziej uwagi w stronę tłumacza oraz korekty. Purgatorium. Wyspa tajemnic nie nudzi, tutaj cały czas coś się dzieje, nigdy nic a ni nikt ,nie jest pewne. Wydarzenia mkną, zmieniają się, zaskakują, ale gdzieś po drodze w tym wszystkim zgrzytają małe niedociągnięcia.
Zawsze lubię napisać kilka zdań o bohaterach, ale tym razem chyba nie będzie mi to dane, bo obawiam się, że przy tym zdradzę coś istotnego, czego bardzo bym nie chciała. Ogólnie mogę jedynie napisać, że nie wolno się łudzić iż jakakolwiek postać odsłoni swoją prawdziwą twarz. Kiedy już mi się wydawało, że rozgryzłam kogoś i stwierdziłam, że to osoba godna zaufania ona zawodziła, albo było odwrotnie. Gubiła się nie tylko Daphne, ale i ja... Tylko nie uważam tego za minus a coś koniecznego dla całości fabuły.
Mam mętlik w głowie, bo książka mi się podobała, zostałam wciągnięta w ten szaleńczy wir wydarzeń, przepełniły mnie przeróżne uczucia – od strachu po zagubienie – i z zapartym tchem oraz ogromną ciekawością śledziłam bieg wydarzeń próbując to wszystko jakoś sobie w głowie uporządkować. Nie było to jednak takie proste, słyszałam o terapii w której trzeba zmierzyć się ze swoim strachem poprzez kontakt z tym co nas przeraża, ale to, co wyczyniano na wyspie to jakby igranie z losem, przekroczenie granic wytrzymałości. To mnie gryzło i niepokoiło. Eva Pohler ma bogatą wyobraźnię i to widać, nie można jej też odmówić zmysłu obserwacji i tworzenia scen z dreszczykiem wywołującym ciarki na skórze.
Purgatorium. Wyspa tajemnic to dobrze napisany thriller, który z całą pewnością wzbudzi przeróżne reakcje u czytelników. Osobiście chwilowo czuję lekki chaos w głowie, jednak pomimo to uważam, że warto tej książce poświęcić czas i przygotować się na szereg przeróżnych emocji i niewytłumaczalnych wydarzeń.
Strach sprawia przynajmniej, że docenia się życie.*
*Eva Pohler, Purgatorium. Wyspa tajemnic
Pułapka
Melanie Raabe lubi niecodzienne i kontrowersyjne historie. Jest aktorką, dziennikarką, scenarzystką i blogerką. Jak widać to jej jednak nie wystarczyło i postanowiła zostać także i pisarką. Jak prezentuje się jej pierwszy thriller?
Linda Conrads to pseudonim literacki utalentowanej i wszechstronnej pisarki, którą czytelnicy wręcz uwielbiają - nie tylko za jej kunszt, ale również z powodu tajemnicy, jaka otacza jej postać. Nikt nie wie kim jest niezwykła pisarka, ale ona nie ukrywa się celowo. Linda od lat nie opuszcza swojej luksusowej posiadłości, w której wciąż na nowo przeżywa minione koszmary. Przed laty została zamordowana jej siostra, a ona sama stanęła twarzą w twarz z mordercą. Gdy pewnego dnia widzi go w telewizji, horror powraca. Linda nie wie co robić, ale ostatecznie postanawia napisać książkę-pułapkę - powieść, w której zdemaskuje mordercę.
Powieść miała potencjał, Melanie Raabe wpadła na świetny pomysł, tylko co z tego, jeżeli nie potrafiła go tak do końca wykorzystać? Jej książkę można by okroić z kilkudziesięciu stron o tym samym i pozostawić w formie niezbyt długiego opowiadania. Byłoby ciekawe, byłoby tym samym, z pewnością jednak wówczas nie byłoby pełnowymiarową powieścią.
Styl pisania Melanie Raabe niestety również nie zachęca. Pisarka ma tendencję do tworzenia krótkich, poszarpanych zdań, nadużywa równoważników i znaków interpunkcyjnych. Sprawia to takie wrażenie jakby próbowała wyostrzyć przekaz, którego nie potrafi przedstawić przy pomocy opisów. Niestety nie wygląda to dobrze i niejednokrotnie odnosimy wrażenie, że Melanie Raabe lekceważy inteligencję swoich czytelników.
Właściwie chyba największą zaletą tej historii jest to, że czyta się ją niezwykle łatwo i szybko. Tego zdecydowanie ciężko jej odmówić. Akcja została poprowadzona zgrabnie i poprawnie, ale fabuła ani nie zaskakuje ani nie przeraża. Gdy dochodzimy do punktu kulminacyjnego napięcie nie rośnie, nie ma wielkiego „bum”. Pojawia się za to spory zawód.
Thriller to bardzo popularny gatunek literacki, wielu ludzi się nimi dosłownie zaczytuje, a na rynku mamy ich naprawdę mnóstwo. „Pułapka” jest w miarę ciekawa, chwilami nawet wciąga, zdecydowanie da się przeczytać, tylko po co, skoro możemy sięgnąć po kilkadziesiąt innych książek w tej samej tematyce, które będą o niebo lepiej napisane? Oczywiście to kwestia indywidualnego wyboru, ale gdybym wiedział co mnie czeka, zdecydowałbym się sięgnąć bo coś zupełnie innego.
"Poszukiwaczka" Elyn Arwen Dayton
Ekscytujący thriller fantasy, idealny dla fanów serii "Dary Anioła" Haralda Zwarta i "Igrzysk Śmierci" Suzanne Collins.
Quin, Shinobu i John mieli zostać Poszukiwaczami i chronić słabszych. W dniu składania przysięgi John nie zostaje dopuszczony do objęcia tej zaszczytnej funkcji, a wszystko, w co Quin wierzyła, okazuje się kłamstwem. Zgodnie z tajemnym planem ojca Quin wyszkolono na zabójczynię. Czy udaremni intrygę i przechytrzy spiskowców?
Dewiacja
Nie bez powodu Robin Cook uważany jest za mistrza thrillera medycznego. Każda książka przez niego napisana staje się bestsellerem, a co więcej, nawet po kilkunastu latach jest nadal chętnie kupowana.
Nie inaczej jest z powieścią pt. „Dewiacja”. Pomimo tego, że po raz pierwszy została ona wydana w 1985 roku, jej ogólne przesłanie jest w dzisiejszych czasach może nawet bardziej aktualne niż wydawało się być 25 lat temu.
Oczywiście pewne momenty opisanej historii zdradzają już dosyć odległe czasy, szczególnie dla obecnego pokolenia 20- i 30-latków. Mimowolnie uśmiechnęłam się, czytając o supernowoczesnych komputerach, które w kilka minut (sic!) są w stanie przesłać dalej przetworzone informacje.
„Dewiacja” jest historią pewnego młodego studenta medycyny, Adama. Gdy chłopak dowiaduje się, że zostanie ojcem, jego życie przewraca się do góry nogami. Aby utrzymać rodzinę rezygnuje ze studiów, i podejmuje pracę w ogromnej firmie farmaceutycznej. Jednak po pewnym czasie Adam odkrywa, ze firma okazuje się być koncernem, dla którego jedynym motorem działania jest chęć nieustannego bogacenia się. Okazuje się, że pracownicy koncernu przeprowadzają nielegalne badania na zdrowych płodach ludzkich, a co więcej, chcą podstępem przejąć kontrolę nad jak największą liczbą lekarzy. Gdy Adam dowiaduje się, że jego ciężarna żona i nienarodzone jeszcze dziecko zostali wmieszani w chore plany właścicieli firmy, postanawia działać.
Szybkie, nieoczekiwane zwroty akcji i niepewność jej dalszego rozwoju to cechy rozpoznawcze powieści R. Cooka. Jeśli dodać do tego interesującą medyczną zagadkę, objawia się nam właśnie mistrzostwo autora. Jak to z reguły bywa, thriller trzyma czytelnika w napięciu do ostatniej strony. Ale „Dewiacja” to coś więcej, niż zwykły thriller. To próba zwrócenia uwagi na również obecnie istniejący problem wpływu firm farmaceutycznych na lekarzy. Wiadomo, iż ogromne kwoty pieniędzy generowane są za każdą kolejną wystawioną receptą. Dlatego też książkę tę polecam nie tylko dlatego, że jest idealnym wypełnieniem zimowego wieczoru , ale także ze względu na jej jakże aktualną fabułę.
Zabójcza kuracja
Zimowa aura za oknem nie nastraja do częstych i długich spacerów, dlatego już po raz kolejny sięgnęłam po książkę mojego ulubionego autora powieści z medycyną w tle – Robina Cooka. Tym razem była to „Zabójcza kuracja”. Ponieważ w zimie wieczory są długie, uznałam że prawie 500-stronicowa powieść będzie w sam raz nadawała się na to, aby je wypełnić.
Książka opowiada o pewnie zupełnie przeciętnej młodej rodzinie lekarzy, którzy w poszukiwaniu lepszej pracy i lepszego otoczenia dla swojej chorej 8-letniej córki decydują się na przeprowadzkę do małego miasteczka. Z pozoru idealne miejsce na życie staje się ich przekleństwem w momencie, w którym David Wilson odkrywa, że seria tajemniczych zgonów pacjentów będących pod jego opieka nie jest przypadkowa. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że tajemniczy morderca czyha także na ich życie, a żaden z wrogo nastawionych do nich mieszkańców nie kwapi się, by im pomóc.
Powieść czytało się przyjemnie, bo takie thrillery lubię - fascynuje mnie zgłębianie tajników medycyny, a gdy jest to połączone z rozwiązywaniem kryminalnej zagadki, to nawet lepiej. Jedynym minusem była przewidywalność działań bohaterów, może nie w każdym momencie, ale jednak często łapałam się na tym, że wiem, jakie będzie następny ruch młodego małżeństwa lekarzy. Czasem to „przewidywanie przyszłości” kolejnych zdarzeń mi się udawało, a innym razem wręcz odwrotnie.
Inną kwestią jest nieustanne przeplatanie wątków między sobą. Praktycznie w każdym rozdziale autor miesza kilka, a może nawet i kilkanaście razy zdarzenia mające miejsce w danym momencie w różnych miejscach i z różnymi bohaterami. Niemniej jednak to, czy taka praktyka jest dobrym posunięciem pisarza, zostawiam do oceny Czytelnikom.
Podsumowując, trzeba przyznać, że „Zabójcza kuracja” wciąga i możecie być pewni, że gdy sięgniecie po tę pozycję, to nie będziecie się nudzić przez kilka kolejnych zimowych wieczorów.
Dopuszczalne ryzyko
Chyba każdy z nas słyszał o czarownicach z Salem. Zjawisko „opętania” kobiet, rzekomego używania magii, ich proces i w efekcie skazanie na śmierć, to nie lada zagadka dla współczesnych naukowców i innych zajmujących się tym przypadkiem.
Robin Cook błyskotliwie powiązał średniowieczną historię o czarownicach z współczesną powieścią medyczną.
Młody naukowiec Edward Armstrong przypadkowo odkrywa pewien dotąd nie znany związek chemiczny, który, jak dowiadujemy się później, był jednym ze składników chleba wypiekanego w średniowiecznej wiosce Salem. Ów związek, po lekkiej modyfikacji, okazuje się być „strzałem w dziesiątkę”, a dokładniej, idealnym lekiem antydepresyjnym, który we wstępnych fazach badań nie posiada żadnych skutków ubocznych. Podekscytowany możliwością zarobienia fortuny, wraz z niewielkim zespołem innych naukowców, tworzy on właśnie w Salem (sic!) małą jednostkę badawczą i wpada na zgoła „szalony” pomysł, aby każdy z członków zespołu przetestował genialny lek na sobie.
Jednocześnie w miasteczku zaczynają dziać się makabryczne zjawiska, zostają odnalezione szczątki zmasakrowanych zwierząt, a pracownicy laboratorium zauważają u siebie krótkotrwałe zaniki pamięci...
Ogólny pomysł na książkę i niespodziewane zwroty akcji sprawiają, że do ostatniej chwili nie sposób domyślić się finału powieści, co sprawia, że thriller, pomimo swoich niemalże 400 stron, czyta się jednym tchem. Dodatkowym atutem jest brak rozbudowanych opisów.
Ogromnym plusem jest umiejętne zobrazowanie czytelnikowi (co jest, myślę, swoistym talentem autora) wszelkich pojawiających się w akcji wątków związanych z medycyną (np. działanie konkretnych związków chemicznych), tak, że każdy, kto z medycyną styka się jedynie w osiedlowej przychodni, jest w stanie pojąć te medyczne zawiłości.
Doskonale wręcz dawkowane napięcie i emocje to kolejny z argumentów, dla którego warto sięgnąć po tę pozycję, chociaż ten argument jest, można rzec, uniwersalny dla każdej pozycji tego autora.
Książka świetnie nadaje się na nadchodzące jesienne wieczory, a jeśli ktoś zetknął się już z twórczością Robina Cooka, spokojnie może sięgnąć również po ten tytuł – jestem pewna, że się nie rozczaruje.
Jad
„(...) przed światem zakładamy różne maski i nigdy nie pokazujemy swojej prawdziwej twarzy."*
Wiedziesz spokojne życie, masz mamę - trochę inną niż pozostałe matki, ale co z tego? Masz przyjaciółki, właśnie się zakochałaś, w szkole też nie pojawiają się najmniejsze problemy. Wszystko jest tak, jak powinno, ale do czasu. Bo może się okazać, że zjawi się ktoś, kto będzie chciał ci to odebrać, krok po kroku, patrząc jak się miotasz i cierpisz. I będzie czerpał z tego wielką radość.
Katy jest właśnie taką dziewczyną. Gdy wszystko zaczyna się układać, w życiu szesnastolatki pojawia tajemnicza Genevieve, łudząco podobna do bohaterki. Ich przypadkowe spotkanie przemienia życie Katy w koszmar. Nowa dziewczyna zapowiada szesnastolatce, że zrobi wszystko, by odebrać jej życie - przyjaciół, chłopaka, a nawet sympatię nauczycieli. Szybko okazuje się, że nie są to tylko puste słowa i Gen sprawia, że życie bohaterki zmienia się na gorsze, a ona nie wie początkowo, jak sobie z tym poradzić. Jednak do czasu, bowiem wraz z przyjacielem z dzieciństwa rozpoczyna śledztwo, którego wyniki przechodzą jej najśmielsze oczekiwania. Kim jest tajemnicza Genevieve i czemu obrała sobie za cel właśnie Katy? Co takiego odkryła nastolatka w trakcie poszukiwań?
Już dawno nie miałam okazji czytać żadnego thrillera psychologicznego, dlatego bardzo chętnie sięgnęłam po „Jad" Hayes. Ten gatunek literacki cechuje się głównie dziwnymi i trudnymi do wyjaśnienia wydarzeniami oraz wgłębieniem w zawiłą ludzką psychikę, zarówno ofiary, jak i napastnika. Dziwne, czasem straszne, nie do przyjęcia wydarzenia. Czy „Jad" sprostał moim oczekiwaniom?
Muszę przyznać, że S. B. Hayes miała bardzo ciekawy pomysł na fabułę książki. Tajemnica, która ciągnie się przez całą opowieść, odkrywana kawałek po kawałku, jest największym jej atutem. I choć w połowie tej historii mogłam się już domyśleć, kim są dla siebie te dwie dziewczyny, to nadal nie rozgryzłam, czemu stało się tak, a nie inaczej. Ciekawym posunięciem było według mnie wodzenie czytelnika za nos w związku z dziwnymi sytuacjami, które aż się proszą o powiązane z magicznymi umiejętnościami. Autorka nie podaje wyjaśnień na tacy, tylko wymaga, byśmy sami doszli do właściwych wniosków. Fabuła jest przemyślana, akcja powieści toczy się dość szybko, a postaci nie są szablonowe. S. B. Hayes próbuje pokazać, co może się stać, gdy ktoś podejmuje decyzje pochopnie i pod wpływem chwili oraz ilu ludzi może przez to ucierpieć.
Dużym plusem było opisanie relacji między Katy a Genevieve, przedstawienie ich psychiki oraz motywów postępowania. Ciekawiła mnie postać tej drugiej dziewczyny, jej tajemnicza aura i to coś, co miała w sobie - przez chwilę naprawdę byłam gotowa uwierzyć, że nie jest zwykłym człowiekiem. Z kolei główna bohaterka nie wzbudzała we mnie jakichś głębszych emocji. Było widać jej przemianę w biegu wydarzeń, ale czasami jej zachowanie było bardzo irytujące. Ogólnie widać, że autorka starała się przy tworzeniu postaci, szczególnie tych grających pierwsze skrzypce.
Jeśli mam być szczera, mimo zalet książka nie wzbudziła we mnie żadnych wielkich emocji. Odkładałam ją bez żalu, gdy musiałam, a wracałam do czytania, bo nie lubię porzucać rozpoczętych powieści. Nie mogłam wczuć się w sytuacje bohaterów i jakoś szczególnie nie przejmowałam się tym, co akurat się dzieje. Przez większą część książki czytałam, aby przeczytać. Fakt, ciekawiło mnie to, czy moje podejrzenia co do rozwiązania sprawy były słuszne i jak autorka zamierza to zakończyć. Okazało się, że miałam rację, ale mimo wszystko samo zakończenie zaskoczyło mnie i to bardzo, bo takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Jednak, jak widać, ciekawa fabuła i w miarę dynamiczna akcja to nie wszystko, by stworzyć coś naprawdę dobrego. Zabrakło mi tu emocji i strasznie drażnił mnie styl pisania Hayes, który momentami był sztuczny, a nawet trochę i dziecinny.
Książka jest dobra pod wieloma względami, ale do mnie niestety nie do końca trafiła. Co nie znaczy, że w przypadku innych czytelników będzie tak samo. Jest skierowana do młodszego grona czytelników i to, co mi wydaje się być mankamentem dla innych może okazać się plusem. Ogólnie mówiąc uważam iż „Jad" mimo wielu niedociągnięć spodoba się niejednemu nastolatkowi, ale liczę też na to, że kolejna książka autorki będzie o wiele lepsza.
*str. 394
Niebezpieczna gra
Kolejna propozycja Robina Cooka z miejsca wspięła się na pierwsze miejsca książkowych list przebojów. Mowa tu oczywiście o najnowszym dziele mistrza thrillerów medycznych pt. „Niebezpieczna gra”.
Tym razem autor przenosi Czytelnika w sam środek zaciętej walki o dominację na specyficznym rynku medycyny regeneracyjnej pomiędzy rodzinami japońskiej i włoskiej mafii – żeby było ciekawiej – na amerykańskiej ziemi. Walka toczy się o miliardy dolarów ukryte pod postacią bezcennego patentu mogącego w przyszłości wywołać spore zamieszanie.
Gdy wynalazca patentu ginie, do akcji zupełnie przypadkowo wkracza dr Laurie Montgomery-Stapleton – znana wszystkim miłośnikom prozy Cooka patomorfolog. Jak wcześniej, tak i tym razem nieustępliwa pani doktor nie ugnie się nawet pod naciskami japońsko-włoskiej mafii, póki nie rozwikła zagadki tajemniczej śmierci.
Osobiście uważam, że ta powieść trochę różni się od poprzednich. Jako wielka fanka wszelkich czysto medycznych wątków (opisy zabiegów, objaśnienia medycznej terminologii itp.) po przeczytaniu tej książki odczuwałam pewien niedosyt. Pomimo tego, iż powieść można zakwalifikować do bestsellerów, pomimo ciekawego pomysłu, wartkiej akcji i innych czynników, które spełnia każdy bestseller, zbyt mało było „medycyny samej w sobie”. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że przecież cała opowieść związana jest ściśle z medycyną, jednakże chodzi mi tu o pewne medyczne „smaczki”, w które obfitowały poprzednie pozycje Cooka, a których w tej było dużo mniej. Mam na myśli ciekawostki, o których już wcześniej wspomniałam – zagłębienie się w tajniki pracy patomorfologów (działające na wyobraźnię opisy procesów zachodzących w człowieku, opisy sekcji – czego nigdy nie brakowało, jak przystało na dr Laurie Montgomery-Stapleton).
Niemniej jednak polecam przeczytanie „Niebezpiecznej gry” każdemu miłośnikowi tego typu literatury, aby sam mógł przekonać się, czy moja ocena była słuszna.