Rezultaty wyszukiwania dla: powie���� grozy
Kocham się bać - słów kilka o literaturze grozy
Literaturze grozy przypięto łatkę niewymagającej, trywialnej, czasem wręcz prymitywnej, co jest krzywdzące zarówno wobec tworzących ją pisarzy, jak i sięgających po nią czytelników. W końcu horror horrorowi nierówny, a obok nieskomplikowanych historii, których siłą napędową jest ilość tryskającej krwi, mamy całą gamę powieści, które naprawdę potrafią wbić w fotel i pozostać w pamięci na długie lata.
Zapowiedź: "Płacz" Marty Kisiel
Są takie przygody, które zostają w człowieku na zawsze. Są takie przygody, po których nie ma co zbierać.
Zapowiedź: Żelazny Kruk. Gniazdo
Strzeżcie się, potwory!
Dzielna Claudette rozprawiła się już z olbrzymami i smokami. Kto więc jeszcze pozostał? Potwory, oczywiście. A najlepszym ku tego miejscem, które pozwoli kilkuletniemu rudzielcowi zdobyć chwałę i uznanie ma być wielki turniej. Tyle w teorii, rzeczywistość okaże się bowiem dosyć zaskakująca, a przeciwnik nieoczekiwany.
Strzeżcie się, potwory! to trzeci tom przygód Claudette, jej młodszego brata Gastona i przyjaciółki Marie. Tym razem bohaterowie wcale nie muszą opuszczać rodzinnego miasteczka, by walczyć ze złem, które czyha na jego mieszkańców. Zło wkrada się bowiem całkiem oficjalnie, chociaż pod przykrywką. Przyjdzie im też zmierzyć się nie tylko z prawdziwymi potworami, lecz także zadaniami, które mogą czasem być sprawdzianem dla prawdziwego wojownika, jak... tkanie czy nakrywanie do stołu. Powracają dawni wrogowie, ale też niewidziani przyjaciele. Jednym słowem, dzieje się, oj dzieje.
Bez zbędnej przesady mogę przyznać, że cała seria jest rewelacyjna, a bieżąca część jest jej świetnym zwieńczeniem. Z jednej strony mamy tu przemyślaną, wciągającą opowieść, w której elementy grozy (dostosowane do dzieci, więc spokojnie) i fantastyki przeplatają się z momentami wzruszenia. Nad wszystkim przy tym dominuje wszechobecny dowcip i to niewymuszony, a przyprawiający o nieustanne chichoty.
Bohaterowie, zarówno ci główni, jak i drugoplanowi, są przeuroczy i niepoprawni, nie sposób im nie kibicować, nawet jeśli pomysł mają dosyć dzikie lub niecodzienne. Postać Claudette, nieco zaślepionej wizją potencjalnej chwały, nieco schodzi na drugi plan, a na pierwszy wysuwają się Marie i Gaston, dbający o to, by ich towarzyszka wychodziła cało z opresji i starający się ze wszystkich sił ocalić miasto przed zagrożeniem, którego inni nie chcą dostrzec.
Fabuła to jedno, ale w komiksie ważna, o ile nie kluczowa, jest także kreska, a ilustracje Rafaela Rosado są po prostu do zjedzenia. Kolorowe, pełne szczegółów, kiedy trzeba (czasem warto dobrze się po nich rozejrzeć, bo można wychwycić ciekawe smaczki) i bardzo dobrze oddające ducha tej opowieści.
Mówiąc krótko, gorąco polecam całą serię Przygody Claudette. To nie tylko świetna rozrywka dla dzieci (i dorosłych), ale też dobry pomysł na rozpoczęcie przygody z komiksem i przekonanie się, że może być on doskonałą rozrywką.
Milczenie
Gdy jedno z najbardziej fascynujących odkryć geograficznych staje się przekleństwem dla całego świata...
Wysyłamy rakiety i sondy w kosmos, aby poznać jego tajemnice, a jednak nadal istnieją miejsca na naszej własnej planecie, które pozostają nieznane. Mimo że człowiek zbadał niemal każdą piędź ziemi, jej wnętrze - podobnie jak głębiny oceanów - zazdrośnie strzeże swych sekretów. Co naprawdę kryje się w labiryntach podziemnych jaskiń? Czy czyha tam coś, co mogłoby nam zagrozić? Tim Lebbon puścił wodze wyobraźni i uznał, że ludzka ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Dosłownie.
Wszystko zaczyna się od odkrycia nieznanego dotąd systemu jaskiń na terenie Mołdawii. Odizolowane od reszty świata przez miliony lat, wykształciły własny biosystem. Doniesienia na żywo z pierwszej eksploracji jaskiń śledzą widzowie Discovery Channel. I to oni jako pierwsi są świadkami tego, jak z jaskini wydostają się nietoperzopodobne stworzenia, które w kilka minut zabijają całą ekipę speleologów, naukowców i reporterów. I ruszają dalej, na podbój nowego świata.
Mordercza fala ogarnia stopniowo całą Europę, zbliżając się w błyskawicznym tempie do jej wybrzeży i Wielkiej Brytanii, gdzie żyje rodzina głównych bohaterów. Obserwujemy ich oczami kolejne doniesienia medialne oraz narastający powszechnie niepokój, który przeradza w panikę i wywołuje masowe ucieczki z miast. Żadna broń nie może sobie poradzić ze stworzeniami, które atakują błyskawicznie i jeszcze szybciej się mnożą. Wiadome jest tylko jedno - są ślepe i przyciąga je najlżejszy hałas, dlatego ludzie starają się ukryć wśród lasów i innych ostępów, z dala od hałaśliwych zdobyczy cywilizacji.
Do życia w ciszy lepiej od innych zdają się przygotowani główni bohaterowie. W wyniku wypadku, w którym przed pięcioma laty zginęli jej dziadowie, nastoletnia obecnie Ally straciła słuch, dlatego cała rodzina siłą rzeczy musiała opanować język migowy. Obserwując coraz bardziej dramatyczne doniesienia w mediach i zbliżającej się w stronę Wielkiej Brytanii śmiercionośnej fali, bohaterowie postanawiają wyjechać na północ. Szybko przekonują się, że w nowej rzeczywistości ludziom puszczają hamulce, a zwykłe ludzkie odruchy tracą na znaczeniu. Wkrótce też okazuje się, że równie poważnym zagrożeniem, co latające potwory, są dla nich inni ludzie.
Milczenie nie jest może przykładem literatury najwyższych lotów, ale to naprawdę niezła mieszanka ekologicznego postapo i literatury grozy. Lebbon bardzo dobrze pokazał różne reakcje ludzi na nadciągające zagrożenie - od podświadomych prób wyparcia i zdania się na to, co ogłasza rząd (nawet jeśli logika każe podejść do wygłaszanych komunikatów z dużą dozą sceptycyzmu), poprzez panikę aż do porzucenia cywilizowanej otoczki i walki o przetrwanie za każdą cenę.
Sama koncepcja jest pomysłowa, zwłaszcza że naprawdę nie wiadomo, co skrywa się w niezbadanych czeluściach Ziemi. Jednocześnie, niektóre jej elementy mogą budzić pewne wątpliwości. Jeśli jednak przymkniemy oko na niektóre niedociągnięcia, otrzymamy naprawdę dobrą, wciągającą lekturę.
W 2019 roku na podstawie książki został nakręcony film, w Polsce wypuszczony pod tytułem Cisza. Tu jedna bardzo istotna uwaga - fragmenty opisu na okładce wprowadza w błąd. Według niego Milczenie jest “książkową adaptacją filmu”, a naprawdę jest odwrotnie – to produkcja Netflixa jest adaptacją powieści Lebbona. I to adaptacją tak kiepskiej jakości, że książka wydaje się przy niej niemal genialna. Jeśli więc widzieliście już film, nie zrażajcie się i sięgnijcie po powieść.
Podsumowując, Milczenie to całkiem dobra, trzymająca w napięciu opowieść o świecie, który pogrąża się w chaosie. I to tylko dlatego, że ludzka ciekawość okazała się nieposkromiona.
Spełnienia/Niespełnienia 2019
Coś się kończy, coś się zaczyna… Początek roku to czas podsumowań – zarówno tych życiowych, jak i kulturalnych. Fajnie tak usiąść, pomyśleć, wybrać książki najlepsze, najgorsze, spojrzeć wstecz na poprzedni rok. Recenzneci Secretum, Dużego Ka i Papierowych Motyli specjalnie dla czytelników wspomnieli o najlepszych i najgorszych książkach, jakie mieli okazje przeczytać w minionym roku. Co osoba to inny gust, więc tytułów również znajdziecie sporo. Może wpadnie wam coś w oko?
Księga dryfującej bawełny
„Czeka tu na was jedynie szelest drzew, szum strumienia oraz płacz cykad.”
Sądziliście, że historia w pierwszym tomie „Gdy zapłaczą cykady” została zamknięta? Nic bardziej mylnego! W „Księdze dryfującej bawełny” po raz kolejny lądujemy w Hinamizawie i choć historia rozpoczyna się złudnie podobnie, tak jej rozwinięcie jest zupełnie inne i niesie sobie jeszcze więcej pytań. Czy znowu ktoś umrze i zniknie bez śladu?
W tym tomie poruszanych jest wiele wątków, ale wyraźnie na pierwszy plan wysuwa się solidarność mieszkańców Hinamizawy oraz istota wioski – jej historia, folklor oraz informacje o założycielach. W ten sposób autor wyjaśnia nam nieco więcej, serwuje nam również kilka poszlak, jednakże – tak, jak w poprzednim tomie – tak i tutaj przedstawione fakty można dwojako interpretować. W związku z tym, jak się zapewne domyślacie, nic nie jest tak naprawdę klarowne i jasne i czasami – a szczególnie na ostatnich stronach – czytelnikowi zwyczajnie wyrywa się „co do diabła?!” (choć w tym wypadku bardziej pasowałoby zamienienie w przysłowiu diabła na demona). Manga jest tak klimatyczna, że w trakcie lektury strach się za siebie obejrzeć, ale i jednocześnie nie można odłożyć książki na bok – zupełnie, jakby za przerwanie lektury miała dopaść winnego klątwa czcigodnego Oyashiro, bóstwa Hinamizawy…
„Księga dryfującej bawełny” to jednak nie tylko opowieść grozy. Ten tom zawiera w sobie nieco elementów romantycznych oraz słodyczy, które zdają się być zmyłką, zdradliwą osłonką dla nadchodzących wydarzeń straszliwych. To także opowieść o siostrach oraz różnicach pomiędzy nimi, a także o tym, jak czasem z pozoru nieważny niuans może przerodzić się w coś niebezpiecznego. Wyraźnie to widać na twarzach bohaterów, których ekspresja zdaje się być bardziej dopracowana – tym razem za tę kwestię odpowiadała Yutori Houjyou, jednakże w scenopisie ponownie królował autor serii, Ryukishi07. Warto także wspomnieć, że i w tym tomie nie brakuje wstawek w postaci zajęć klubowych przyjaciół, siostrzanych wygłupów oraz znacznie więcej…
„Księga dryfującej bawełny” jest zarówno uroczą, jak i makabryczną historią, która całkowicie angażuje czytelnika. Ponownie jesteśmy świadkami, jak w spokojnej i radosnej wiosce nadchodzi straszliwy czas, który – niestety – dotyka grupkę bohaterów, nastawiając ich przyjaźń na próbę i – dosłownie – masakruje ją. Jeśli lubicie niepokojące historie przyprawione tajemnicami na ostro i ozdobione nutką zbereźności, humoru, uroczych postaci i horroru – zakochacie się w tej serii. Polecam z całego serducha!
Księga uprowadzenia przez demony
„Gdy zapłaczą cykady” to zdecydowanie jeden z najciekawszych tytułów, z jakimi miałam do czynienia. Przed sięgnięciem po mangę miałam już przyjemność poznać tę historię, ale podaną w zupełnie inny sposób – obejrzałam anime. Spotkanie z bardziej „książkową” wersją uważam za niezwykle ciekawe doświadczenie, ponieważ fantastyczne scenopisy Ryukishiego07 sieją w czytelniku znacznie więcej niepewności i niepokoju…
„Przecież nie ma takiego błędu, który byłby niewybaczalny. Nie ma takiego błędu, którego nie można by próbować naprawić. A jeśli to rzecz nie do naprawienia, to i tak przecież nie można już nic zrobić i tym bardziej powinno się wybaczyć.”
Historia przedstawiona w „Księdze uprowadzenia przez demony” zaczyna się sielsko-anielsko. Obserwujemy radosne chwile z życia codziennego bohaterów, szkolne zabawy, uroki małej wioski – nie zabrakło również kilku scen w stylu ecchi (sprośności). Z czasem jednak w historii pojawiają się doprawdy „creepy” sceny – ukrywanie historii o morderstwie oraz tajemniczych zgonach i zaginięciach, pojawianie się informacji o klątwie Hinamizawy, niepokojące zachowanie mieszkańców wioski. Czytelnikowi – podobnie jak głównemu bohaterowi, Keiichiemu, stale zaczyna towarzyszyć atmosfera napięcia i grozy. Kto – lub co – odpowiada za tajemniczymi zgonami? Czy naprawdę ktoś czyha na życie młodego Maebary? No cóż, tego Wam nie zdradzę.
Ogromnym atutem mangi jest fenomenalna kreacja bohaterów. Poznajemy ich zarówno w wesołych, jak i tragicznych chwilach – tutaj przede wszystkim Keiichiego oraz jego przyjaciółki – przeuroczą Renę (którą kocham za „tryb słodkości”), wesołą Mion, mistrzynię pułapek Satoko oraz słodziutką Rikę. Postaci są nie tylko fantastycznie wykreowane i narysowane, ponieważ nawet bardziej poboczne osoby zapadają w pamięć (wewnątrz kryje się również kilka kolorowych kadrów). Najfantastyczniejsza jest jednak swoista przemiana bohaterek, gdy ich słodycz zanika… brrr. Uwielbiam takie horrorowe zagrywki!
„Księga uprowadzenia przez demony” kryje w sobie fascynującą tajemnicę, która wciąga czytelnika i trzyma w napięciu aż do ostatnich stron. Początkowy radosny klimat mangi stopniowo przeradza się w mrożące krew w żyłach wydarzenia, często niejednoznaczne - każdy może zrozumieć je na swój sposób. To daje duże pole do interpretacji oraz rozumienia tematu, a przepięknie narysowane kadry (i humorystyczne dodatki) czynią tę mangę wyśmienitą lekturą pod każdym względem. „Gdy zapłaczą cykady” to seria wprost stworzona dla miłośników opowieści grozy oraz niełatwych tajemnic…
Czara cieni
Są tacy autorzy, którzy, nawet po jednej przeczytanej ich książce, zapadają w pamięć. Tak było właśnie z Frances Hardinge, gdy dwa lata temu przeczytałam jej Drzewo kłamstw. Chodziło nie tylko o oryginalnie opowiedzianą historię z dreszczykiem, w gotyckich klimatach. Głównie spodobał mi się sposób opowiadania i, choć historia była prosta do odczytania, bo mówiła o sile kłamstwa, które raz puszczone w obieg drastycznie się rozrasta, to snucie tej historii, ten nastrój grozy, przeplatające się ze sobą elementy realistyczne i fantastyczne, urzekły mnie i to bardzo. To dlatego, gdy zobaczyłam okładkę Czary cieni, najlepszą rekomendacją książki było dla mnie nazwisko jej autorki. I powiem od razu. Po raz kolejny się nie zawiodłam. Frances Hardinge naprawdę ma wielki talent.
12-letnia Zgódka, jest niezwykłym dzieckiem. Sama jeszcze za dobrze nie rozumie, na czym ta niezwykłość polega, dobrze jednak wie, że nie jest taka jak inni ludzie. Dziewczynka mieszka z mamą w Topoli, małej osadzie pod Londynem w bardzo purytańskiej i surowej społeczności, która wszystko, co inne, ponadzmysłowe i umykające ramom realności, uważa za wymysł Szatana. Gdy niespodziewanie i tragicznie umiera matka dziewczynki, bohaterka trafia pod opiekę rodziny ojca, którego nigdy nie było jej dane poznać. Rodzina Fellmote’ów to ród bardzo stary i dobrze sytuowany, pozostający w bardzo bliskich kontaktach z samym królem. Źródłem ich mocy i potęgi jest pewien sekret, który wiąże się także z umiejętnościami Zgódki. Dziewczynka szybko zdaje sobie sprawę, że jest dla swoich krewnych tylko pionkiem w wielkie grze, toczącej się od wielu stuleci. Czy uniknie losu innych, podobnych do siebie?
Powiedzieć, że świat Czary cieni jest magiczny i niezwykły, byłoby zbyt dużym uproszczeniem. On jest tak mroczny i tak niesamowity, że nie można się od niego oderwać. Realia życia przypominają późne średniowiecze. Przeplatający się ze sobą świat żywych i umarłych nie jest tylko biały ani tylko czarny. Duchy są żądne energii, mściwe i przewrotne, a żywi nie ustępują im pola. Czy osamotniona w swej walce nastolatka ma szansę wygrać z tabunem potężnych krewnych? Będzie trudno. A jeśli miałaby do pomocy grupę dziwacznych duchów? Szansa wzrasta, choć i tak łatwo nie będzie.
Czara cieni to świetna powieść przygodowa. Nie da się nudzić podczas czytania, bo wciąż zmieniamy lokalizacje: Topola, zamek Felmotte’ów, podróż do Londynu i znowu zamek. Gdy już wydawało mi się, że przewiduję, co się stanie, autorka tak zawracała akcję, że nie mogłam wyjść z podziwu. Bardzo łatwo polubić główną bohaterkę, która jest zwyczajną, prostą dziewczyną, ma jednak ogromną wolę walki o siebie i głęboko zakorzenione poczucie godności i uczciwości. Jest także bardzo pomysłowa i nie poddaje się bez walki. No i jest jeszcze Niedźwiedź. Nie zdradzę jednak o co chodzi, by nie psuć przyjemności poznawania tej historii, a ten wątek, jest w całej książce jednym z lepszych.
Jeśli ktoś czytał Drzewo kłamstw, to myślę, że nie muszę go specjalnie zachęcać do lektury Czary cieni. Jeśli jednak nie, to polecam lekturę ze szczerego serca. To barwna i zaskakująca historia, opowiedziana w sposób pomysłowy i sprawny.
Dziennik. Wyprawa 1907
Gry komputerowe czy tradycyjne planszówki to dla ciebie codzienność i bez problemu pokonujesz zarówno kolejne poziomy, jak i uczestników? Hasła krzyżówek nie mają dla ciebie tajemnic, zaś sudoku zajmuje ci zaledwie kilka chwil? Jesteś prawdziwym mistrzem w rozwiązywaniu zagadek, charakteryzujesz się bystrością, umiejętnością dostrzegania szczegółów czy analizy faktów? Jesteś przekonany, że Sherlock Holmes i panna Marple razem wzięci nie daliby ci rady, a w awanturniczym podejściu do życia i chęci przeżywania przygody prześcigasz samego Indianę Jonesa?
Jeśli choć na jedno (a najlepiej na wszystkie) z tych pytań odpowiedziałeś twierdząco, to jesteś gotowy podjąć wyzwanie. Interaktywna gra książkowa „Dziennik. Wyprawa 1907” to wyjątkowa publikacja, adresowana raczej do dorosłych czytelników / graczy, a także do tych nastolatków, którzy bardziej niż zabijać potwory czy wyimaginowanych wrogów, wolą rozwiązywać naprawdę skomplikowane zagadki, wymagające wielu umiejętności. Ta propozycja Foxgames może zachwycić wszystkich, którzy lubują się w spiskowych teoriach dziejów, a także unikają wyboru prostych rozwiązań. Lektura Wyprawy 1907 z pewnością prosta nie jest i wielokrotnie będzie nas kusiło, by dać sobie z nią spokój, ale ta gra uzależnia – jeśli już zaczniesz, nie będziesz w stanie zrezygnować z gry.
O co w tym wszystkim chodzi? Tak naprawdę do końca nie jest nam wiadomo. To, na czym się opieramy to świadomość istnienia legendarnego dziennika pokładowego z wyprawy morskiej, która miała miejsce w 1907 roku. Jednak odkrycie historii statku oraz jego losów zależy wyłącznie od nas i naszego talentu do rozwiązywania łamigłówek, a także od chęci ćwiczenia umysłu. Jeśli trzymałeś w ręku spektakularny produkt firmy, czyli „Dziennik 29” wiesz już, czego możesz się spodziewać. Mimo iż poprzednia książka / gra oparta była na motywach opowieści o kosmitach, to jej idea jest taka sama – masz rozwiązać zagadki, przesyłać odpowiedzi (pilnując swojej poczytalności), a na końcu złamać kod.
By w pełni zanurzyć się w historii i czerpać z niej przyjemność potrzebujesz, poza dostępem do Internetu, egzemplarza książki, ołówka, nożyczek, a także słuchawek. I choć nasza aktywność daleka będzie od zajęć DIY, to z pewnością kreatywność będzie niezbędna, bowiem czeka nas liczenie, kreślenie, rysowanie, oglądać będziemy nawet film.
Wraz z Mattem Emersonem, który popadł w obsesje na jego punkcie, a teraz udostępnia nam notatki ze swoich badań nad nim, zanurzymy się w mroczny klimat dziennika, zachwycając się przy tym ilustracjami, ale i będąc pod wrażeniem grozy, którą wprowadzają. Samej treści w książce jest niewiele – musimy zatem sięgnąć po wskazówki dotyczące kolejnych rozdziałów, ukryte na stronie internetowej. Rozwiązując zagadki i przechodząc do kolejnych rozdziałów musimy natomiast zapisywać słowa kodowe na Stronie Słów Kodowych na końcu książki.
Ale uwaga! Wskazówki kosztują, a ich użycie zmniejsza wartość wskaźnika poczytalności - pierwsza podpowiedź kosztuje bowiem „3” jednostki zdrowia psychicznego, kolejna „6”, natomiast poprawna odpowiedź dodaje do wyniku „2”. Tyle tylko, że wyjście awaryjne, kiedy wskazówki nie pomogą znaleźć rozwiązania, kosztować nas będzie „9” jednostek poczytalności.
Podczas tej interaktywnej gry nie musimy się spieszyć, nikt nie mierzy nam czasu, warto zatem skupić się na zgłębianiu tajemnic, czy nawet kolejnych próbach szukania rozwiązań. Z każdym podaniem słowa kodowego kolejnym rozdziałem lektura robi się coraz bardziej wciągająca i warta polecenia. Szczególnie, że jest fenomenalnym ćwiczeniem umysłu, a ponad czterdzieści zagadek, których rozwiązanie ma nas zbliżyć do celu, aktywizuje obie półkule i zdecydowanie nie pozwala się nudzić. Szczególnie, jeśli do zabawy zaprosimy również rodzinę czy kolegów i wspólnie będziemy przeżywać tę wyjątkową przygodę!