kwiecień 08, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: powieść grozy

poniedziałek, 21 listopad 2022 02:13

Konkurs: Lśnienie w ciemności

Odważ się wejść do mrocznego świata mistrzów grozy

Niezapomniana antologia opowieści grozy najbardziej znanych i najbardziej utalentowanych autorów tego gatunku

Dział: Zakończone
piątek, 04 listopad 2022 19:05

Zapowiedź: Północ w Everwood

Kiedy magia wkroczy w jej życie, na zawsze już pozostaniesz w jej migotliwym uścisku.
Hoffmannowski "Dziadek do orzechów” w wersji dla dorosłych. Opowieść pełna baśniowych czarów, niesamowitości i grozy – uwodzicielska i niepokojąca.

Dział: Książki
niedziela, 16 październik 2022 20:01

Szklany dom

 

W rocznicę straty dziecka w domu Harringtonów wybucha pożar. Matka z dziećmi i ich nianią przenoszą się na wieś, ojciec prowadzi interesy i tylko... nadzoruje - tak to dobre słowo - poczynania żony. W lesie otaczającym posiadłość najpierw znajdują niemowlę, potem ciało... Co skrywa las? Co skrywa każda z postaci w książce?

Książka niepokoi i oplata tym uczuciem jak bluszczem już od pierwszej strony, zamyka pod kloszem, ale pod tym kawałkiem szkła absolutnie nie jest bezpiecznie. Jest strasznie, mrocznie, chciałoby się rozbić tafle i uciec, a mimo to brnie się dalej przez kolejne strony, bojąc się przeoczyć coś ważnego. Autorka tak dobrze maluje atmosferę dusznej grozy, że choć wiem, że to irracjonalne i nieprawdziwe, cały czas miałam wrażenie, że w powieści pada deszcz lub przynajmniej niebo zasnuwają ciężkie chmury. Trochę jaśniej było we współczesnych momentach, tam nawet słońce wychodziło zza chmur, ale niepokój i poczucie ogromnej tajemnicy zostawało. Podejrzewam, że te fragmenty miały uspokoić czytelnika, przygotować go na kolejną „bombę” w przeszłości, jednak dla mnie było trudne przez osobiste doświadczenia. Kiedy matka Sylvie leży w szpitalu odzywają się we mnie niezagojone rany. Autorka pięknie odmalowuje emocje, które nakładają się jeszcze na moje i przez to jeszcze trudniej przebrnąć przez teraźniejszość bohaterek.

To naprawdę dobra książka. Mocna, tajemnicza, wymagająca myślenia i składania nawet najdrobniejszych szczegółów na półce pamięci, by potem je wydobyć i złożyć z nich spójną, logiczną całość. Autorka lawiruje, przeskakuje między czasami i postaciami, nadając dzięki temu wydarzeniom nowy, głębszy wymiar. Powoli układa przed czytelnikiem kawałki układanki, rzuca na nie nowe światło i kolejne spojrzenie, by zbudować napięcie i atmosferę oczekiwania. Nie ukrywa wszystkiego do końca, można się domyślić, o co chodzi, ale nadal pozostaje cień niepewności, czy aby na pewno jest tak, jak podejrzewa czytelnik.

Koło „Szklanego Domu” nie da się przejść obojętnie. Już okładka kusi, przyciąga lakierowanymi fragmentami, tłoczonymi literami, tajemniczym zdjęciem. Zaprasza do poznania swego sekretu. Ma w sobie coś magicznego, co każe ją przeczytać tuż po tym, jak trafia w ręce czytelnika. Dałam się porwać tej magii i nie żałuję.

Tej książki nie da się przeczytać wolno. Od pierwszej strony wpełza pod skórę niepokojem i ciekawością, które usunąć może jedynie ostatnia strona. I choć czasem strach zajrzeć głębiej w duszę i serce ludzkie, w ich popędy, namiętności i motywacje, to czyta się dalej. Polecam tym, którzy nie boją się mrocznych zakamarków duszy, smutku, cierpienia, zdrady i chęci przeżycia. Nie zawiedziecie się, bo autorka świetnie gra emocjami, maluje je tak, że od razu trafiają na czułe struny w naszym sercu. I zostawiają wiele pytań. Jeśli jesteście się w stanie z nimi zmierzyć, koniecznie sięgnijcie po tę książkę.

Dział: Książki

Odważ się wejść do mrocznego świata mistrzów grozy.


Niezapomniana antologia opowieści grozy najbardziej znanych i najbardziej utalentowanych autorów tego gatunku.

Dział: Książki
wtorek, 20 wrzesień 2022 19:40

Głusza

To mogła być naprawdę dobra powieść i wiele wskazywało na to, że będzie to naprawdę mocny thriller. W "Głuszy" znajdziemy ciekawe i dające duże pole do manewru miejsce akcji, owiane tajemnicą morderstwo sprzed lat oraz duszny klimat niedużego miasteczka, którego mieszkańcy niechętnie patrzą na obcych? Co więc nie zagrało? Niemalże wszystko.  
 
Głównym bohaterem powieści jest Tom Anderson, który przyjeżdża z nastoletnią córką do ośrodka wczasowego położonego w malowniczym lesie gdzieś w dzikich ostępach stanu Maine. Po rozwodzie mężczyzna rzadko widuje Frankie, dlatego liczy, że w ciągu następnych dziesięciu dni będzie mógł nadrobić stracony czas. Na miejscu okazuje się, że na przed dwudziestu laty na terenie “Płytkich Zdrojów” popełniono makabryczne podwójne morderstwo, której sprawcy do tej pory nie ujęto. Nierozwiązana sprawa nadal przyciąga uwagę osób zafascynowanych zbrodnią i właśnie część z nich również zawitała do ośrodka.  
 
Już pierwszego dnia Frankie i jej nowopoznany rówieśnik wpadają w tarapaty i zwracają na siebie uwagę miejscowej młodzieży, która już od pierwszego spotkania jest do nich wrogo nastawiona. Jakby tego było mało w ośrodku zaczyna dochodzić do tajemniczych incydentów. Jakie tajemnice skrywają malownicze, lecz nieprzyjazne “Płytkie Zdroje”? 
 
Jak wspomniałam już wcześniej, Głusza naprawdę miała duży potencjał. Sam blurb brzmi intrygująco i sugeruje mroczną lekturę, która wywoła prawdziwe ciary. Niestety, nic z tego. Mark Edwards może i miał dobry pomysł, ale jego realizacja nie wypaliła. Po pierwsze, fabuła i intryga są przewidywalne i sztampowe, a motywy, jakie stały za popełnioną przed laty zbrodnią oraz współczesnymi wydarzeniami są tak nieprzekonujące, że aż żenujące.  
 
Po drugie, nie ma tu ani jednej dobrze i realistycznie przedstawionej postaci. Tom irytuje już od pierwszych stron, podobnie zresztą jak pozostali bohaterowie. Dialogi drażnią, ale tu nie jestem pewna, czy to kwestia warsztatu i stylu autora, czy też może tłumaczenia. Nadmierne spolszczanie i kolokwializmy nie brzmiały naturalnie (“fejzbuk”, “jutub”, “pościk z wojaży”), ale to już może moje subiektywne odczucie.  
 
Nie będę ukrywać, jestem naprawdę rozczarowana. Oczekiwałam mocnego thrillera z dużą dawką grozy, tak jak sugerował to opis na okładce. Otrzymałam przeciętną fabularnie, przewidywalną powieść, która nie wzbudza żadnych większych emocji. Nie polecam. 
Dział: Książki
poniedziałek, 05 wrzesień 2022 11:20

Kill znaczy zabić

Jeżeli znacie Ulicę Strachu, to koniecznie musicie przeczytać książkowy pierwowzór. W skład cyklu wchodzą trzy odrębne historie, które sprawią, że Wasze serce zacznie szybciej bić.

Gretchen Page właśnie zmieniła szkołę i chce zapisać się do drużyny cheerleaderek. Jest bardzo utalentowana, więc trener zgadza się dać jej szansę. Niestety, w drużynie jest inna dziewczyna, bardzo zazdrosna o Gretchen – Devra Dalby. Nasza bohaterka pada ofiarą złośliwych i niebezpiecznych żartów. Kto za nimi stoi? Devra? Dlaczego jedna z cheerleaderek chciałaby śmierci Gretchen?

„Kill znaczy zabić” to wznowienie i gdybym trafiła na tę historię w gimnazjum czy na początku liceum, byłabym zachwycona. To opowieść, która rozbudzi w nastoletnich czytelnikach miłość do horrorów i grozy, a także sprawi, że chętniej sięgną po dzieła innych, dojrzalszych autorów. Książka bardz mi się podobała, bo przeczytałam ją w dwa popołudnia, jednak okazała się niesamowicie przewidywalna. Dużo w niej pustych wydarzeń, które nic nie wnoszą do fabuły. Ich zadanie było utwierdzenie czytelnika w przeświadczeniu, że to Devra jest winna temu, co spotyka Gretchen, jednak było tego tak dużo, że nawet niedoświadczony odbiorca wyczułby, że nie o to w tym wszystkich chodzi. Żeby nie było tak źle dodam, że tożsamość zabójcy do samego końca pozostaje nieznana, więc jest na co czekać.

Nasza uwaga skupia się na dwóch bohaterkach – Gretchen i Devry. Postacie drugoplanowe są nieistotne i zostały bardzo słabo zarysowane. Cała akcja i wydarzenia skupiają się na dwóch dziewczynach, ale żadnej z nic nie mogłam polubić, co paradoksalnie jest plusem. Obie są nastolatkami, podejmują lekkomyślne decyzje, autor nie uczynił z nich młodych dorosłych, przez co książka nabrała lekkości i świeżości.

„Kill znaczy zabić” nie otrzymała ode mnie wysokiej oceny, ale nie uważam, że jest zła. Jak wspomniałam, młodzi czytelnicy, którzy nie znają innych powieści grozy,  będą się przy niej świetnie bawić. Ja również przy lekturze odpoczęłam, dałam się ponieść emocjom i wydarzeniom, które prezentował mi autor. Kartki niemal uciekły mi sprzed oczu, a sama fabuła stanowiła przyjemny dreszczyk orzeźwienia w upalne dni. Jednak to nie jest dzieło ambitne, w którym można by doszukiwać się drugiego dna.

Dział: Książki
czwartek, 01 wrzesień 2022 19:08

Zagrabione życie i inne opowieści niesamowite

„Zacieramy w umyśle złe rzeczy, szczególnie wtedy, gdy sami się do nich przyczyniliśmy…”

W zeszłym roku miałam okazję spotkać się z „Kobietą w czerni. Rączką”. Trafiłam z wyborem, ponieważ książka okazała się fantastyczną przygodą i niemal w pełni zaspokoiła pokładane oczekiwania. Dlatego z wielkim zainteresowaniem sięgnęłam po kolejny utwór Susan Hill „Zagrabione życie i inne opowieści niesamowite”. Otrzymałam zbiór opowiadań rozpisanych w tonacji grozy. Również się nie zawiodłam. Z zaangażowaniem mknęłam niesiona pragnieniem jak najszybszego poznania mini opowieści. Aktywowałam wyobraźnię i odczuwałam sympatyczny dreszczyk emocji podszyty nadnaturalnością. Zadziorne pomysły na fabułę, nieoczekiwane rozwiązania, nieszablonowe uwikłania. Wdzięczne dla imaginacji historie podgrzewały zmysł śledzenia pierwszego planu i obserwowania obrazów skrywających się za kotarą drugiego. Narracja całkowicie mi przypasowała. Zgrabnie niosła i sugestywnie budowała napięcie. Atmosferę opowiadań często owiewała luźna lub gęsta mgła wiktoriańskiego klimatu, zakurzonych wiekowych sekretów, groźnych przerażających sekretów. Niekiedy intryga delikatnie splatała się niepewnością, kiedy indziej z wyraźnym wzorem horroru. Postaci mierzyły się z czymś nienamacalnym i niewyjaśnionym, a przy tym posępnym, zwodniczym, wykradającym zdrowe zmysły i wystawiającym na szwank zdrowie psychiczne.

„Zagrabione życie” pamiętnikarskim tekstem wchodziło w niebywałą historię manipulowania sferami życia i śmierci, niefrasobliwego igrania z przeznaczeniem. Odwiedzało obszary czegoś odwiecznie niezrozumiałego, niepoznanego, budzącego trwogę. Zakończenie wymykało się przewidywaniom, bardzo mi przypasowało, pozostawiło z frapującym wspomnieniem. „Lalka” sugestywnie przeniosła w podmorskie pustkowie, odludne miejsce, ponurą okolicę, zamglone kontury kościelne, stary cmentarz i opuszczony dom. Narrację prowadziły przywołane z pamięci migawki z dzieciństwa i porcelanowa lalka. Intrygująca przeszłość, pozornie drobne zdarzenia a silnie determinowały przyszłość. Czystej postaci zło kryjące się w człowieku. Niepojęte mistyczne sztuczki, trudne do wyjaśnienia. „Mężczyzna z obrazu” efektownie przemówił. Połączył wenecki klimat z magicznym zaklinaniem rzeczywistości. Plastycznie oddał efekt zamknięcia, bezsilności wobec przeniesienia się w inny wymiar, osobliwych zjawisk i niewyobrażalnej tragedii łączącej losy wielu osób. Empatycznie odbierałam emocje postaci, obezwładniający strach i paraliżującą trwogę. Przewidywalny scenariusz, lecz wdzięczne odmalował nadciąganie nieuniknionego, ze stygmatem niszczenia mającym początek w osiemnastym wieku, z sidłami fantazji i zmór.

„Torba podróżna” kręciła się wokół źródeł rewanżu. Udowodniła, że zemsta zemście nierówna. Przewrotność krzywego uśmiechu losu, zamiana ról ofiary i oprawcy, niejednoznaczność w interpretacji incydentów, zachowań i motywów. Widzenie czegoś, czego nie doświadczyło się, a można było przywołać nocnymi motylami. „Dwudziesty pierwszy” rozpoczął się od relacji pożaru siedemnastowiecznego budynku, strawienia przez ogień zatrważającej tajemnicy. Chłopięca przyjaźń, znikanie i pojawianie się duszy. Realnej i uświadomionej lub złudnej i podświadomej. Rozpamiętywanie przeszłości nie zawsze okazywało się bezpieczne, zwłaszcza uwikłanej w stratę. „Alice Baker” umiejętnie oddziaływała na wyobraźnię. Odwoływała się do klasycznych chwytów budowania grozy. Jednocześnie czarująco prowadziła ścieg złożony z obrzydliwego zapachu butwienia, zgnilizny i rozpadu. Wymieszała go z widmowymi zjawami, ponurością starego budynku, straszliwym lękiem i koszmarnym przeczuciem wydarzenia się czegoś okropnego. Praca biurowa powoli zmieniała się w horror nawiedzenia miejsca i przywołania zapomnianych faktów. „Frontowy pokój”, żywiołowo odbierane opowiadanie, łączyło elementy diabelskiej odsłony ludzkiej duszy i kontrastowało z religijnym pojmowaniem dobra. Przebiegało w zgodzie z przesłaniem, że żaden dobry uczynek nie pozostaje bez kary. Fabuła schematyczna, ale niosła ładunek emocjonalny, zwłaszcza w finalnej odsłonie, dałam się zaskoczyć.

Dział: Książki
sobota, 13 sierpień 2022 11:12

Ostatnia misja Gwendy

Niezwykłe drewniane pudełko z kolorowymi przyciskami i maleńkimi dźwigienkami pojawiło się po raz pierwszy w życiu Gwendy, gdy ta była zaledwie nastolatką. Zmieniło jej życie, wywracając do góry nogami i obarczając ją wielką odpowiedzialnością. Teraz pojawiło się ponownie, a nam przyjdzie pożegnać się z bohaterką, z którą wielu czytelników z pewnością zdążyło się szczerze zżyć. 
 
"Ostatnia misja Gwendy" to trzeci tom, wieńczący trylogię, której głównymi bohaterami są na równi Gwendy, jak i wspomniane już pudełko. Od wydarzeń, jakie miały miejsce w poprzednich tomach, minęło kilka lat – jest rok 2026, a Gwendy, licząca już około sześćdziesiątki, jako senator Stanów Zjednoczonych wyrusza właśnie z misją w... kosmos. Brzmi nieco absurdalnie? Gdy poznamy szczegóły, już tak nie będzie. Historia przeklętego pudełka w końcu zmierza bowiem do końca i wszystko wskazuje na to, że będzie to koniec ostateczny. A może nie? 
 
Podobnie jak poprzednie części, tak i ostatnia jest krótka, a jej lektura nie zajmuje wiele czasu. Wszystkie tomy to bardziej rozbudowane opowiadania niż długie powieści, do jakich wielokrotnie miał okazję przyzwyczaić nas Stephen King. Podobnie też jak w przypadku "Magicznego piórka Gwendy", tak i "Ostatnia misja..." nie jest typową powieścią grozy. Pojawiają się w niej elementy mroczne i wywołujące w głównej bohaterce, więcej tu jednak nostalgii i refleksji. Towarzyszymy Gwendy w misji straceńczej i to nie tylko ze względu na miejsce, gdzie musi się ona odbyć, lecz również - a może przede wszystkim – ze względu na pogłębiające się problemy zdrowotne, przez które pełna energii kobieta, staje się zaledwie cieniem dawnej siebie.
 
Cieszę się, że do pracy nad historią pudełka powrócił Stephen King (pierwszy tom trylogii powstał jako efekt współpracy Kinga i Richarda Chizmara, ale drugi napisał on już samodzielnie, Mistrz już się w nim nie udzielał). Smaczkiem dla fanów amerykańskiego króla grozy będą zaskakujące odniesienia do opus magnum jego twórczości, czyli "Mrocznej Wieży". Innym smakowitym kąskiem mogą okazać się nawiązania do współczesnej sytuacji i epidemii koronawirusa, przez które lektura wydaje się jeszcze bardziej aktualna i na czasie. 
 
Wprawdzie z trylogii najlepiej wspominam pierwszy tom, który wywołał we mnie najwięcej emocji i wzbudził ogrom niepokoju, ale uważam, że "Ostatnia misja Gwendy" to dobre zwieńczenie całej opowieści. Jeśli czytaliście poprzednie tomy, z pewnością nie będziecie rozczarowani.
Dział: Książki
środa, 13 lipiec 2022 17:31

Znajdź mnie

Benjamin Fisher, seryjny morderca, od 30 lat odsiaduje wyrok w więzieniu. Jego ofiarami były kobiety, wabione przez niego za sprawą okrutnego i chytrego planu, w którym bez skrupułów wykorzystywał swoją malutką córeczkę Reni.

Po latach mężczyzna postanawia w końcu pójść na kompromis z policją — wskaże miejsca, gdzie ukrył ciała swoich ofiar, ale tylko wtedy, gdy będzie miał możliwość spotkać się ze swoją córką, z którą po wyroku sądu, stracił całkowicie kontakt.

Ostatnie życzenie, o jakim może marzyć Reni, to konfrontacja z bezwzględnym ojcem. Kobieta, mimo upływu wielu lat od tragicznych wydarzeń, wciąż nosi w sobie ogromne poczucie winy — czuje się współodpowiedzialna za dokonane zbrodnie. Dziewczyna postanawia jednak spotkać się z Fisherem - ma bowiem nadzieję, że odkrycie miejsca zwłok zamordowanych, choć w niewielkim stopniu zmniejszy jej poczucie winy. Reni podejmując tę decyzję, nie spodziewa się, jak cała sytuacja mocno wymknie się spod kontroli, przyjmując całkowicie nieoczekiwany obrót.

Ostatnimi czasy pochłaniam z największą przyjemnością powieści sensacyjne i thrillery. Z zainteresowaniem sięgnęłam więc po powieść Anne Frasier „Znajdź mnie”, która stanowi dopiero wstęp do całej serii.

Autorka dużą część powieści poświęciła warstwie psychologicznej: przede wszystkim obserwujemy Reni i jej codzienne zmagania ze wciąż wracającą do niej przeszłością. Wspomnienia z domu, gdzie wizerunek jej ojca przedstawiony jest jako portret dobrego i troskliwego rodzica, mieszają się z obrazem bezlitosnego i wyrachowanego mordercy. Czytelnik, razem z bohaterką, kluczy między tymi dwoma rysami osobowości Fishera, próbując znaleźć uzasadnienie dla jego zwyrodniałych czynów.

Dużą rolę w tej powieści przypisuje się również dzikiej pustyni, na której osiadła zmęczona życiem Reni. Jest ona niejako jednym z kluczowych bohaterów. Reni zrezygnowała z pracy w policji, by w odosobnieniu i ciszy tworzyć różnorodne wyroby z gliny. Nieokiełznana pustynia dodaje całej historii mroku i tajemnicy, a niebezpieczeństwa czające się za cieniem pustynnych roślin, dopełniają klimatu grozy.
Podsumowując, „Znajdź mnie” to wciągający i ciekawy thriller, który jest zapowiedzią wartej uwagi nowej serii. Plastyczne opisy, niepokojący i mroczny klimat oraz bogata warstwa psychologiczna — to główne atuty powieści, które finalnie sprawiają, że książka wyróżnia się spośród innych tytułów.

Dział: Książki
czwartek, 09 czerwiec 2022 11:15

Zamknij wszystkie drzwi

 

W jednej chwili życie Jules Larsen posypało się jak domek z kart - nie dość, że została wyrzucona z pracy, to jeszcze tego samego dnia przyłapuje swojego chłopaka na zdradzie. Reasumując: nie ma pracy, chłopaka, ani mieszkania. Całe szczęście, że jej przyjaciółka przyjęła ją pod swój dach bez żadnego słowa sprzeciwu. Jules jednak nie zamierza w nieskończoność koczować na kanapie dziewczyny, pilnie rozgląda się więc za pracą. I mieszkaniem, oczywiście. Ogłoszenie o opiece nad mieszkaniem spadło na nią jak dar z niebios. Co więcej, nie chodzi o mieszkanie w jakiejś tam kamienicy, lecz o umieszczone w najbardziej tajemniczym hotelu zwanym Bartholomew. Za przebywanie w nim przez trzy miesiące kobieta ma dostać 12 tysięcy. Czy jest coś lepszego dla osoby, która nie ma innego wyjścia?

I zapewne Jules dziękowałaby niebiosom za tak niespodziewany dar, gdyby nie kilka dziwnych spraw. Po pierwsze, dość restrykcyjne zasady - zero gości czy niemożność spędzania nocy poza budynkiem. Nowo poznana opiekunka mieszkania znika, choć nie zająknęła się słowem, że planuje wyjechać. Do tego te dziwne dźwięki, które rozlegają się nocą...

Czy mroczna sława, która ciągnie się za Bartholomew, jest prawdziwa?

Nie ma nic ciekawszego niż hotel z długą historią dziwnych wypadków, do których dochodziło na jego terenie. Zresztą, znając poprzednią historię, stworzoną przez autora czułam, że i ta przypadnie mi do gustu. I na szczęście się nie pomyliłam.

Jak już wspomniałam, nasza główna bohaterka jednego dnia straciła wszystko. Nic więc dziwnego, że liczyła na przyjęcie ją do tej swoistej pracy, jaką jest opiekowanie się mieszkaniem w Bartholomew. Na trzy miesiące miałaby spokojną głowę i odnośnie pieniędzy, i mieszkania. Szybko jednak pewne wydarzenia zaczynają rodzić coraz liczniejsze pytania, a zagłębienie się w historię mrocznego hotelu nie daje żadnych odpowiedzi.
Uwielbiam, kiedy autor pogrywa z nami w taki sposób. Kiedy nie wiadomo, czy mamy do czynienia z czymś nadprzyrodzonym, czy po prostu za dziwnymi wypadkami stoi dobrze ukryta działalność ludzka. Riley Sager potrafi w taki sposób omotać czytelnika, że niemalże do końca nie jesteśmy pewni, co jest prawdą a co fikcją. Skrzętnie budowane napięcie czyha na nas na każdej kolejnej stronie, a my - mimo że będący niemymi świadkami historii - czujemy się tak, jakbyśmy sami zamieszkiwali pełen grozy hotel. Towarzyszymy naszej Jules na każdym, nawet najdziwniejszym etapie amatorskiego śledztwa. I powoli dopuszczamy do siebie prawdę o niemożliwym.

Liczyłam na to, że po „Wróć przed zmrokiem” autor utrzyma bardzo dobry poziom swojej twórczości i tak się właśnie stało. Podobnie jak poprzedniczka, tak i „Zamknij wszystkie drzwi” przyszpiliła mnie do fotela dopóty, dopóki nie dotarłam do ostatniej strony. I choć przyzwyczajona jestem do wszelkiego rodzaju pisarskich prób omotania mnie w pajęczynę niepewności, to Sagerowi udaje się to za każdym razem. Mimo tego, że przeczuwałam, co spotka mnie podczas lektury. Zresztą, chyba chciałabym wierzyć, że do głosu w tej książce doszło coś, co wykracza poza ludzkie rozumienie.

Riley Sager w inteligentny sposób włada piórem, tworząc historię, która wciąga czytelnika bez reszty. Nieobce jest mu tworzenie pajęczej sieci kłamstw, niedopowiedzeń i tajemnic, która stopniowo podczas czytania owija się wokół odbiorcy, pętając aż do ostatniej strony. Historia początkowo prowadzona dość niespiesznie, już po kilku rozdziałach nabiera coraz szybszego tempa, aż w końcu nie wiemy, kiedy zakończyliśmy naszą wspólną przygodę. Jestem pełna podziwu, a „Zamknij wszystkie drzwi” tylko utwierdziło mnie w tym, że warto sięgać po jego książki. W każdej z nich bowiem może na mnie czekać coś zupełnie innego, a przy tym mam gwarancję bardzo dobrze spędzonego czasu. I choć niektórzy uważają tę pozycję za słabszą niż poprzedniczka, to ja uważam, że nadal trzyma poziom. Jednak jak to mówią: „do trzech razy sztuka”, zobaczymy więc, co zaserwuje nam Sager w kolejnej powieści. Niemniej jednak polecam jego literackie dzieci każdemu, kto jeszcze się z nimi nie zetknął, a uwielbia taki misz-masz. Na pewno nie będziecie zawiedzeni

Dział: Książki