Rezultaty wyszukiwania dla: powieść dla dzieci
Zwariowane opowieści
Na pewno każdy pamięta z dzieciństwa bajki o pięknych królewnach, dzielnych rycerzach, złych wilkach i zamienionych w ropuchy książętach. Bawią i uczą kolejne pokolenia i choć dziś dla dzieci ważne są również dinozaury i podróże kosmiczne, to wyżej wymienione motywy nadal znajdują się na liście ulubionych. A teraz wyobraźcie sobie bajki kompletnie pomylone, opowiedziane inaczej, przewrotne i zupełnie inne, niż te, które znamy z dzieciństwa. Oto Zwariowane opowieści. Kompletnie nieszablonowe, innowacyjnie opowiedziane historie, które gdzieś znamy, ale jednak nie w tej wersji. Bawiły zarówno małych, jak i nas. Czytałam ciągle parskając śmiechem i słysząc śmiech i prośby o jeszcze. Dawno nie spotkałam tak krótkiej i tak pełnej treści książeczki. Zwariowane opowieści otwierają drzwi do wyobraźni i kreatywności, zmieniają myślenie, pokazują, że nawet coś, co jest dobrze znane, może być opowiedziane inaczej. Pozwalają bawić się bajkami, dostrzegać furtki do zmian historii. Dodatkowo każda z nich była początkiem dyskusji o tolerancji, inności, higienie, czy zwyczajach. Bardzo wartościowa treść podana w przystępnej formie, bawi, uczy i nie może się znudzić.
Publikacja jest wpisana w kategorię wiekową od sześciu do ośmiu lat, ale starsze dzieci też nie będą się nudzić, myślę nawet, że bardziej skorzystają, wyłapią wszystkie niuanse i dostrzegą ironię sytuacji. Dla młodszych dzieci świetnie się sprawdzą, jako bajeczki do snu. Nie ma w nich przemocy, są króciutkie i proste. Książka składa się z trzynastu opowieści, więc nie będzie problemu, że ciągle trzeba czytać to samo. I choć na pewno znajdzie się jakaś ukochana, to jest większa szansa na zmianę. Co ważne, dorosłym też się będą podobać, więc wieczorne czytanie stanie się rytuałem nie do opuszczenia.
Dodatkową zachętą do sięgnięcia po Zwariowane opowieści na pewno jest okładka i ilustracje w środku. Wypukłe, błyszczące litery sprawiają, że książkę chce się ciągle oglądać, a twarda okładka zapewnia, że się przy tym nie zniszczy. Dzieciakom ogromną frajdę sprawiło oglądanie jej w słońcu. Także pastelowe rysunki bardzo im się podobały. Świetnie oddają treść, jednocześnie nie narzucając się nachalnością i nie przytłaczają tekstu.
Przepięknie wydana książka na pewno będzie trafionym prezentem dla całej rodziny. Zapewni chwile świetnej zabawy, rozerwie, ale i skłoni do przemyśleń. Moim dzieciom najbardziej podobała się bajka o wróżce walczącej o bajkową telewizję i to, że książka uczy mimochodem. Wiele razy byli zaskoczeni, a to też niełatwe w dzisiejszym świecie, w którym większość bajek jest przewidywalna. Ogromny plus za jej niezwykłość, piękno i przesłanie. Oraz za humor, bo bez niego nie byłaby tak dobra.
Narzeczona
Bardzo lubię Rywalki (chociaż jak dla mnie część czwarta i piąta nie powinny ujrzeć światła dziennego) więc wiedziałam, że Narzeczoną przeczytam. Nie jestem wybrednym czytelnikiem, przy lekturze chcę się dobrze bawić i zapomnieć o świecie, jaki mnie otacza. Chcę przenieść się do miejsca opisanego w powieści i razem z bohaterami przeżywać wszystkie przygody i zawirowania. Taka historia musi być ciekawa, dobrze napisana, z postaciami, które czymś się wyróżniają. I dodatkowo, taka książka musi mieć iskrę, dzięki której się od niej nie oderwę i długo o niej nie zapomnę. Nie pogardzę też ciekawym romansem. Ale czy to wszystko ma Narzeczona?
Hollis jest najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Przyciągnęła zainteresowanie młodego, przystojnego króla Jamesona. Niedługo ma zostać królową, być panią na zamku i wieść dostatnie życie u boku władcy. Oboje wydają się parą idealną. Hollis tak jak inne wysoko urodzone panny marzyła o tym, aby król zwrócił na nią uwagę. Jednak gdy pojawia się Soren, który potrafi zajrzeć w głąb duszy dziewczyny i zobaczyć, jaka jest naprawdę, młoda narzeczona zaczyna wątpić, że poślubienie króla będzie dobrym wyborem.
Ciężko napisać opis fabuły tak, aby nie zdradzić wam za dużo. Jedno słowo więcej i odebrałabym wam te wszystkie emocje, którymi autorka postanowiła zaskoczyć swoich czytelników, wprowadzając na scenę nowego bohatera czy mieszając w relacjach między nimi. Kiera Cass znowu przenosi nas do wspaniałego świata pałaców, pięknych sukien, balów i przystojnych książąt. Od pierwszej strony zapadamy się w ten wspaniały świat, jednak to, co jest pomiędzy Hollis a królem nie satysfakcjonuje – te wszystkie emocje są sztywne i zaplanowane. Czekałam z ekscytacją na to, co wydarzy się na kolejnej stronie, bo Kiera Cass kilka razy pozytywnie mnie zaskoczyła. Wiadomo, że Narzeczona to opowieść dość schematyczna, ale autorka wszystko podała w ciekawej odsłonie, dodała trochę od siebie, a zakończeniem mnie zaskoczyła tak bardzo, że czytałam je kilka razy. Nie mam pojęcia, co może wydarzyć się dalej, ale chcę się tego dowiedzieć. Narzeczona to opowieść, która jest wprowadzeniem do dokładniejszej historii. Mam wrażenie, że autorka bardzo mnie zaskoczy w kolejnym tomie.
Muszę wspomnieć o wątku romantycznym. Jakie to było piękne! Kupiłam to od razu, od pierwszego spojrzenia i pierwszej wymiany zdań. Nie chcę więcej zdradzać, bo musicie sami się przekonać, że warto. Cass kilkakrotnie odwróciła karty i pokazała prawdziwą twarz niektórych bohaterów, po których się tego nie spodziewałam. Takie smaczki budują klimat tej historii i sprawiają, że chcę się więcej i więcej. Hollis jest bohaterką, która potrafi wzbudzić pozytywne, jak i negatywne emocje. Co mi się najbardziej w niej podobało? To, że dorasta. Z kolejnym zdaniem, stroną widać, jaką przemianę przechodzi i jak wydarzenia, w których uczestniczy, na nią wpływają.
Narzeczona to historia, która wciąga, fascynuje i jest zdecydowanie za krótka. Gdy już zaczniecie lekturę, nie będziecie się mogli od niej oderwać. Kiera Cass złamała moje czytelnicze serducho i mam nadzieję, że w kolejnej części, szybko je naprawi.
Dom między chmurami
Ostatnio zaczytuje się w fantastyce. Połykam książki z tego gatunku w wielkich ilościach, bo kocham przenosić się do innych światów, pełnych magii. Dom między chmurami to nowość, a dodatkowo to powieść napisana przez naszą rodzimą autorkę.
Dom między chmurami rozpoczyna cykl Opowieści Ostrodu. W pierwszych rozdziałach poznajemy Koro, który przyleciał Królestwa Doire wraz z ortisem, legendarnym ptakiem. Gdy towarzysz naszego bohatera ginie, ten wyrusza na misje do sąsiedniego Wielkiego Księstwa Ostrodu, który boryka się z najazdami stepowych wojowników z Imperium Bataarskiego. Koro musi poskromić wielkiego ptaka, kolejnego ortisa i pomóc Ostródowi walczyć z wrogimi sąsiadami. Ich ataki są ciężkie i bardzo obciążające. Tami, która jest krewną Derwana, dowódcy, nie cierpi miasta i tęskni za wsią, gdzie mieszkała przez ostatnie lata. Między nią a Koro zawiązuje się nić porozumienia i uczucia. Jednak nic nie jest proste – Derwan nie ufa przybyszowi.
Dom między chmurami nie jest powieścią pozbawioną wad. To debiut, więc na wiele mankamentów można przymknąć oko i dać się porwać lekturze, ale wiem, że nie wszystkich ten argument przekona. Największym plusem tej historii jest miejsce akcji. Autorka włożyła dużo pracy, aby wykreować piękny, a zarazem przerażający świat. Na pierwszych stronach znajdziecie mapkę, która ułatwi orientacje w terenie. Ja sama zaglądałam do niej kilka razy, a zagłębiając się w lekturę, byłam w szoku z jaką dokładnością C.Klobuch wykreowała ten magiczny świat. To, co zdradziła czytelnikom w tej części, było idealnie zaplanowane i dopracowane. Opisy miejsc, rytuałów czy prób poskromienia ortisa były plastyczne, zachwycające, szczegółowe i dzięki temu mogłam zbudować sobie w głowie kompletny obraz danej sceny i całego świata. Dużą rolę w tej powieści odkrywa polityka – to ona napędza akcję, a wszystkie spiski, pogłoski tylko dodają pewnej pikantności i potrafią odwrócić akcję w takim kierunku, że jesteśmy w szoku.
Mam jednak pewne ale. Po pierwsze – nie odczułam tej chemii między Koro a Tami. Autorka za mało miejsce poświęciła na to, aby rozbudować ich romans. Były pojedyncze, słabe sygnały, które nic nie zwiastowały. Co więcej, ich uczucie nie było odpowiednio zaznaczone w powieści. Nie wywoływało należytych emocji i było tylko tłem. Romans mógłby nadać tej historii odrobinę pikantności, podburzyć emocje czytelnika, ale tak się nie stało. C. Kolbuch dużo miejsca w swojej powieści poświęciła na wykreowanie Koro który staje się głównym bohaterem. Tami, która wydawałoby się, powinna grać również główne skrzypce, jest odsunięta na dalszy plan. Na scenie, zaaranżowanej przez autorkę, przewija się kilka głównych postaci, ale one bledną znacząco przy Koro, jednak nawet jemu brakuje pewnej iskry, dzięki której mógłby chwycić za serce czytelnicze serca.
Dom między chmurami to książka, która budzi sprzeczne emocje. Z jednej strony – podziw dla autorki za to, jaki wspaniały świat wykreowała. Z drugiej – brak odpowiedniej kreacji bohaterów, a bez tego akcja, nawet najciekawsza nudzi. Ta historia ma dobre momenty, ale też niektóre fragmenty spowalniają fabułę i nudzą czytelnika. Jednak jestem na tyle zaintrygowana, aby przeczytać kolejny tom i dowiedzieć się o dalszych losach bohaterów.
Śpiący Rycerze
Pamiętacie przygody Igora i Hanki, obdarzonych magicznymi zdolnościami i odkrywających solidne dawki prawdy zawarte w naszych rodzimych legendach? Dzieci dwóch światów powracają w kolejnej, równie dobrej odsłonie. Tym razem zamiast zgłębiać tajemnice jeziora Gopło, ruszą na poszukiwanie Mistrza Twardowskiego oraz Śpiących Rycerzy.
Śpiący Rycerze stanowią bezpośrednią kontynuację wydarzeń przedstawionych w Mysiej Wieży, dlatego po książkę powinny sięgnąć osoby, które już mają za sobą lekturę pierwszego tomu. Po pokonaniu Popiela i Dragomiry, Hanka i Igor wracają do szarej rzeczywistości. Spotykają się ponownie dopiero w czasie zimowych ferii, ale za to w wyjątkowych warunkach – na obozie dla tak zwanych dzieci dwóch światów, czyli obdarzonych magicznymi talentami i zdolnościami. Niestety, już na początku okazuje się, że główny organizator, Mistrz Twardowski gdzieś zniknął. Mało tego, dawni wrogowie powracają w podstępny sposób i nie wiadomo już, komu można naprawdę zaufać.
Już pierwszy tom przygód Igora i Hanki zauroczył mnie od pierwszych stron. Ujęło mnie nie tylko wykorzystanie motywu polskich legend, ale i przedstawienie fabuły z punktu widzenia całkowicie odmiennych bohaterów. Hanka to typowa gorąca głowa, szybko mówi, potem myśli (albo i nie), niespecjalnie też przejmuje się odczuciami otoczenia. Jeśli wbije sobie coś do głowy, prze ku temu niczym lodołamacz, nawet jeśli skutki takich działań okazują się katastrofalne. Z kolei Igor, nieco wyalienowany, oczytany intelektualista, nie potrafi do końca dogadać się z rówieśnikami, za to doskonale orientuje się w historii i literaturze. Razem stanowią ekipę niemal nie do pokonania. Niemal, ponieważ tym razem, z różnych względów, nie potrafią tak dobrze współpracować jak wcześniej. Każde skrywa tajemnicę, którą obawia się podzielić z pozostałymi, co – jak się okazuje – ma nie do końca szczęśliwe skutki.
Na scenę wkraczają także nowe postaci, skrywające niezwykłe moce, które jednakże ujawniają się dopiero w połowie, a czasem i pod koniec opowieści. Prawdziwą gwiazdą okazał się za to Lis Przechera, kłamliwy w sposób naprawdę rozbrajający i wprowadzający w pewnym momencie prawdziwie komiczne akcenty. Nie jest on jedynym bohaterem rodem z legend i baśni, który ożywa na kartach powieści duetu Fulińska&Klęczar. Pojawia się tu także Kogut Mistrza Twardowskiego, górskie koboldy, a także... duch tatrzańskiego bajarza Sabały. Cały tom związany jest bowiem z pewną góralską legendą...
W powieści nie brak wartkiej akcji, niesamowitych przygód, mrocznych tajemnic i słownych przepychanek między bohaterami, wśród których pewnie każdy dwunastolatek znajdzie takiego, z którym mógłby się utożsamić. Dodatkowo całość jest okraszona motywami fantastycznymi bogato czerpiącymi z polskich legend. Jednym słowem, warto sięgnąć i podsunąć dziecku.
Pamiętnik 8-bitowego wojownika. Nowy wojownik
Seria o wieśniaku Runcie, Cube Kid pt. Pamiętnik 8-bitowego wojownika, który chciał zostać wojownikiem, liczy już kilka tomików opowiadań dla dzieci. Teraz do kompletu dostajemy dwa zeszyty komiksowe z rysunkami Jez i kolorowaniem Odone. To pełne kolorów i humoru opowieści o dążeniu do własnego celu, który jest bardzo sprzeczny z tym, co oczekuje od bohatera, a właściwie dwóch, społeczeństwo i najbliższa rodzina. Pierwszy tom pt. Nowy wojownik jest wprowadzeniem do historii dla tych, którzy książek Cube Kida jeszcze nie czytali.
Poznajemy tu zwykłego chłopca Runta, który jest fanem wojownika Steave’a i dąży on do tego, by stać się właśnie jak on. Jednak nie jest to łatwe. Może i Runtowi nie brakuje odwagi - no, może jednak trochę brakuje, bo zwiewa przed zombiakami gdzie pieprz rośnie - ale brakuje mu akceptacji. Rodzice krzywo patrzą na całonocne eskapady poza wioskę, nauczycielom nie pomyśli wysłuchiwać jakiś dyrdymał o zabijaniu Endermana zamiast handlu z nim jak każdy wieśniak by zrobił. Prawilny wieśniak z Minecrafta sadzi marchewki i w głowie mu tylko szmaragdy. Noc przecież powinna służyć do spania! Noc jest zła i pełna potworów! Ale Runt ma inne plany: zabicie Endermana i zdobycie perły kresu, dzięki której może dostać się do Kresu i może nawet zabić Smoka Kresu. Zwrócę tu przy okazji uwagę, ze tłumaczka Agnieszka Wawrzkiweicz nie nadała Kresowi polskiej nazwy, a została przy międzynarodowej nomenklaturze. Dlatego znajdziemy tu End jako krainę i panującego w niej Smoka Endu.
Ale nie tylko historia Runta tu zostaje nam pokazana. Po drugiej, można powiedzieć ciemnej stronie jest przecież świat zombiaków. Przypadkiem Runt spotyka jednego z nich, Blurpa. Uciekając wieśniak gubi plecak z książkami, m.in. Pamiętnikiem nooba (btw. został wydany w Polsce właśnie jako Pamiętnik 8-bitowego wieśniaka wojownika). To właśnie ta lektura zmienia postrzeganie Blurpa – on chce być właśnie wieśniakiem. Chce zaprzyjaźnić się z jednym z nich i porozmawiać, a nie straszyć, gonić i zjadać, choć wieśniacy nadal mu smacznie pachną. Dlatego tak jak wcześniej Runt, musi odejść z pełnej swoich jaskini, w której jednak nie był rozumiany.
Obydwu młodzieńców ucieka więc ze swoich domów i zrządzeniem losu spotykają się w lesie, gdzie przyjdzie im walczyć nie tylko z mobami, ale i własnymi uprzedzeniami czy przyzwyczajeniami wyniesionymi ze swojej społeczności. Nowy wojownik jest piękną historią o poszukiwaniu tożsamości i dążeniu do celu.
Tajemniczy przeciwnik
Tommy i Tuppence Beresfor to znane z powieści Agathy Christie, poszukujące przygód małżeństwo. Ona bystra, z bujną wyobraźnią i talentem do pakowania się w kłopoty. On spokojny, twardo stąpający po ziemi, ktoś na kogo można liczyć w każdej sytuacji. Z humorem i odwagą rozwiązują zarówno banalne zagadki kryminalne, jak i uczestniczą w ważnych dla losów świata rozgrywkach politycznych. „Tajemniczy przeciwnik” to pierwsza powieść z udziałem Tommy’iego Beresford i jego przyszłej żony.
Zarys fabuły
Młodzi Tommy i Tuppence nie mogą znaleźć pracy w Londynie. Gdy przez przypadek na siebie wpadają, jako przyjaciele jeszcze z dzieciństwa, pół żartem, pół serio, postanawiają założyć drużynę poszukiwaczy przygód, która miałaby zajmować się wszelkimi zadaniami, którymi zleceniodawca nie chciałby pobrudzić sobie rąk. Okazuje się jednak, że ich pierwsza sprawa będzie znacznie bardziej poważna, niż kiedykolwiek mogliby się spodziewać.
Moja opinia i przemyślenia
Za scenariusz i rysunki tomu „Beresfordowie. Tajemniczy przeciwnik” odpowiada Emilio Van der Zuiden, autor wielu popularnych francuskich komiksów, m.in. „Mc Queen”, „Les Enquêtes auto de Margot”.
Tommy i Tuppence to ulubieni bohaterowie Agathy Christie. W swojej autobiografii pisała o nich wiele ciepłych słów. Ostatnia książka o Beresfordach, "Tajemnica Wawrzynów” jest również w ogóle ostatnią powieścią pisarki. Niedawno, z okazji 100-lecia twórczości Agathy Christie wydany został komiks, przedstawiający ich pierwszą przygodę.
Powieść graficzna narysowana jest w kolorze. Ma ciekawą kreskę i wiernie oddaje postacie. Zachowuje doskonały klimat, który towarzyszy bohaterom historii w powieściowym pierwowzorze. Przyznam, że tak jak do „Nocy w bibliotece” miałam całkiem sporo zastrzeżeń, tak do „Tajemniczego przeciwnika” praktycznie w ogóle ich nie mam. Jedynym minusem pozostaje dla mnie brak całkowitego przekładu na język polski i pozostawienie w dialogach anglojęzycznych wstawek. Nie widzę w nich sensu.
Podsumowanie
Myślę, że świetny klimat komiksów na podstawie powieści Agathy Christie przekona do siebie wszystkich fanów twórczości pisarki. Mimo że było bardzo wiele różnych adaptacji filmowych, to jednak historie graficzne mają w sobie coś niepowtarzalnego. „Tajemniczy przeciwnik” to krótka, doskonale narysowana historia, która będzie potrafiła umilić kilka chwil. Myślę, że warto po nią sięgnąć.
Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety
Ruś może nie jest tak piękna dla kogoś, kto całe życie spędził w Cesarstwie, ale po jakimś czasie można się przyzwyczaić do jej twardego uroku. Zresztą, Mordimer Madderdin zrobi wszystko ku chwale Ojca Najwyższego- skoro Bóg skierował ścieżki swojego wiernego sługi w to pełne pogaństwa miejsce, to na pewno miał w tym swój cel, z którym nie można polemizować. Takie są wyroki Pana. A ponadto inkwizytor ma jeszcze jeden powód do zadowolenia z przymusowego pobytu na tych dzikich terenach- Nataszę, z którą połączyła go nie tylko magia wizji, ale również szczere przywiązanie. Księżna Ludmiła ma jednak coraz to nowsze plany odnośnie skromnej osoby Mordimera, razem ruszają w podróż przeciwko buntownikowi i choć bitwa kończy się wygraną ruskiej księżnej, to przed naszymi bohaterami kolejne problemy. Cesarstwo chce z powrotem swojego inkwizytora, a "dobre" wieści przekazuje Madderdinowi Nontle, afrykańska księżniczka, a także badaczka wszelakich anomalii, znajdujących się na świecie. Coś jednak w zachowaniu Mauretanki nie do końca świadczy o jej szczerości względem Bożego sługi... i już Mordimera w tym głowa, aby znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania.
Nawet nie pomyślałabym, że moja przygoda z inkwizytorem Mordimerem Madderdinem trwa już piętnaście tomów! Co prawda nie miałam szansy przeczytać wszystkich części cyklu, ale na tyle poznałam już głównego bohatera, że potrafię zauważyć zachodzące w owej postaci zmiany. Ale o tym zaraz. Nie wiedzieć czemu, opowieści o inkwizytorach ciągle w jakimś stopniu kojarzą mi się z... Wiedźminem. Może to przez fakt, iż obaj główni bohaterowie należą raczej do milczków, dbających o własne dobro, a może też przez to, że na swojej drodze napotykają przeróżne istoty, o jakich nigdy nam się nie śniło. W każdym razie do obu -i do Geralta, i do Mordimera- mam ogromny sentyment, jako że przygodę z nimi rozpoczęłam jeszcze w liceum.
Mordimer Madderdin- inkwizytor, pokornie służący Bogu, niebojący się wyrazić jasno (choć kulturalnie) swojego zdania na dany temat. Pamiętam go jeszcze jako mężczyznę, który na uwadze miał nie tylko ścieżki wytyczone mu przez Pana, ale również wino, kobiety i śpiew (no, to ostatnie może nie do końca). Parał się zabijaniem potworów, bez skrupułów zabierając należną mu zapłatę. Choć działał w imię Boga, to nigdy nie określiłabym go jako litościwego- wróg to wróg, a jego los może być tylko jeden. Teraz, mam wrażenie, nasz główny bohater nieco złagodniał. Co prawda Ruś nie należy w jego mniemaniu do idealnych miejsc do życia, lecz dla dobra Nataszy gotowy jest na poświęcenie. No właśnie, Natasza. Kobieta, a może jeszcze dziewczyna, która skradła jego serce, mimo że inkwizytor nigdy nie przyzna się do tego ani przed nami, ani przed sobą. Ciekawe, jak dalej potoczą się losy tej zawadiackiej dwójki.
Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety to tom skupiający się po części na damskiej stronie całej historii. Ludmiły, księżnej Rusi, nie muszę Wam już raczej przedstawiać- każdy pamięta, w jak malowniczy sposób pozbyła się swojego męża (zresztą, pan Piekara raczy nam usłużnie o tym przypominać). Kanciasta, mało urokliwa, dbająca tylko o siebie samą, porywcza- to jedyne określenia, jakie przychodzą mi na myśl o tej władczyni. Z drugiej strony mamy słodką Nataszkę, która swoim anielskim wyglądem zwiodłaby niejednego mężczyznę. Gdyby, oczywiście, ktoś nie wiedział, iż była wychowanką wiedźmy Olgi, a jedno machnięcie jej dłoni może przyprawić człowieka o niewypowiedziane katusze. Nie mogę także zapomnieć o badaczce Nontle, niezwykle pięknej, ale i niebezpiecznej kobiecie, z którą Mordimer miał styczność po raz pierwszy podczas podróży na Ruś. Teraz spotykają się ponownie, acz inkwizytor nie wyczuwa w niej żadnych dobrych zamiarów. Te trzy kobiety mogą przyprawić niejednego o palpitacje serca, i to bynajmniej nie z powodu ich pięknych twarzy.
Przy każdej nowej części cyklu inkwizytorskiego obiecuję sobie, że w końcu cofnę się nieco w czasie i wrócę do tomów rozpoczynających przygodę inkwizytora Mordimera Madderdina. Nigdy jednak nie mam na to czasu, a poza tym... zawsze zapomnę. Teraz, z czystej ciekawości, chciałabym jeszcze wrócić do początków, aby móc dokładniej porównać sobie owego Bożego sługę wtedy oraz teraz. Dla czystej przyjemności, oczywiście. W końcu nic dziwnego, że przez piętnaście tomów główny bohater się zmienił.
Dla wszystkich fanów twórczości pana Jacka Piekary książka jest lekturą wręcz obowiązkową, choć więcej w niej potyczek słownych, niż fizycznych. Dla tych, którzy jeszcze nie poznali się na piórze naszego polskiego autora, sugeruję rozpoczęcie przygody od tomu pierwszego. Na pewno się nie zawiedziecie!
Nie wywołuj wilka z lasu
Kilka miesięcy temu na polską scenę fantastyki młodzieżowej wkroczyła Karina Bonowicz z obiecującym pierwszym tomem serii Gdzie diabeł mówi dobranoc. Powieść, okraszona mrocznymi tajemnicami i bogato czerpiąca z mitologii słowiańskiej, rozbudziła wyobraźnię i ciekawość, zwłaszcza że zakończenie pozostawiło więcej niedomówień niż rozwiązań. Teraz możemy się przekonać, jak autorka dalej poprowadziła losy obdarzonych nadnaturalnymi mocami nastolatków z Czarcisławia.
Nie wywołuj wilka z lasu stanowi bezpośrednią kontynuację wydarzeń przedstawionych w poprzednim tomie, dlatego po jej lekturę należy sięgnąć dopiero, gdy przeczytacie już Księżyc jest pierwszym umarłym. Z tego samego powodu warto czytać je w krótkim odstępie czasu, zanim poszczególne informacje i wątki wywietrzeją nam z głowy.
Gwoli przypomnienia i wprowadzenia. Główną bohaterką powieści jest siedemnastoletnia Alicja, która po śmierci rodziców przeprowadza się z Warszawy do niewielkiej miejscowości, wspomnianego już Czarcisławia. Na miejscu poznaje legendę o pakcie z diabłem, jaką mieli zawarli założyciele miasteczka, obdarzeni nadnaturalnymi mocami. Jak się okazuje, opowieść ta ma w sobie coś więcej niż tylko ziarno prawdy, a sama Alicja wywodzi się w bezpośredniej linii od jednej z założycielek i odkrywa w sobie rosnące w siłę magiczne zdolności. Dziewczyna dowiaduje się też, że już musi wziąć udział w niepokojącym rytuale.
[Poniższy akapit zawiera spoilery do pierwszego tomu, jeśli jeszcze go nie czytaliście, biegnijcie od razu do kolejnego akapitu.]
Zbliża się termin rytuału, dlatego Alicja i Nikodem, związani przysięgą, nie ustają w próbach odnalezienia naczynia, bez którego nie będzie można go przeprowadzić. Ich poszukiwania przerywają kolejne morderstwa, do których dochodzi w Czarcisławiu, a w które zdaje się być wplątany chłopak. Jednocześnie wychodzą na jaw tajemnice z przeszłości, nie wszyscy też okazują się być tymi, za których uważali ich zarówno czytelnicy, jak i bohaterowie.
Mam z tą książką pewien problem. Z jednej strony, podoba mi się stworzony przez autorkę świat i otaczająca opisywane wydarzenia mroczna mgiełka tajemnic i czarów. Akcja pędzi do przodu, nie można narzekać na jej przestoje. Kolejne elementy układanki wskakują na miejsce i dowiadujemy się coraz więcej na temat samych bohaterów, jak i ich historii, ale w tym samym czasie zmienia się perspektywa i to co braliśmy za obraz całości okazuje się jedynie niewielkim jej fragmentem. Autorka zręcznie lawiruje między prawdą a niedopowiedzeniem, podkręca fabułę dorzucając kolejne smaczki. Dzieje się, oj dzieje.
Z drugiej strony, główna bohaterka staje się jeszcze bardziej męcząca niż w pierwszym tomie. Nie powiem, jest jak najbardziej wiarygodną nastolatką, która po ciężkich przejściach, z burzą hormonów i kolejnymi rewelacjami spadającymi jej na głowę, stara się wyjść na prostą. Potrafi być jednak przy tym tak głupiutka, tak mało domyślna, że czasem pozostaje pokręcić głową i odłożyć na pewien czas książkę na półkę. Nie na długo, bo fabuła wciąga, ale od Alicji trzeba czasem zwyczajnie odpocząć. A może po prostu nie nadaję z nią na tych samych falach, bo jestem dwa razy starsza – do rówieśników zachowanie bohaterki prawdopodobnie lepiej przemówi.
Druga kwestia, która uwiera, może wydawać się kosmetyczna, ale drażniła mnie bardziej niż zachowanie Alicji. Już od pierwszych stron można odnieść wrażenie, że bohaterowie nie potrafią ze sobą normalnie rozmawiać - oni non stop na siebie “ryczą”, “syczą przez zaciśnięte zęby” i generalnie buzuje w nich złość i agresja. Nawet w sytuacjach zupełnie do tego nie adekwatnych, jak choćby w scenie, gdy nastolatka siada sobie na szafce “ryczy”, by z niej zeszła, jakby nie mogła po prostu “zwrócić uwagi”, czy po ludzku “powiedzieć”. Nadmiar ryku trąbił mi w uszach jeszcze długo po skończeniu lektury.
Nie wywołuj wilka z lasu to dobra kontynuacja całkiem przyzwoitego cyklu fantastycznego dla młodzieży. Znajdziecie w niej mroczne tajemnice, barwną, dynamiczną akcję oraz kiełkującą historię miłosną, której daleko jednak do romantycznych porywów i czułego patrzenia sobie w oczka. Jednym słowem, nastoletnim fanom fantastyki szczerze polecam.
Zapowiedź: Miasteczko Rotherweird
Rok 1558: Dwanaścioro dzieci o talentach niewiarygodnych jak na ich wiek zostaje wygnanych przez królową do miasta Rotherweird. Niektórzy uważają je za wyjątkowe, inni za pomiot szatana. Jednak wszyscy zgodnie uznają, że trzeba je traktować z respektem i… obawą.
Wróżka Prawdomówka
Czytam dosłownie wszystko. Na moje nieszczęście chyba nie ma gatunku, który by mnie nie interesował. Dziś padło na… bajki dla dzieci. Zaintrygował mnie tytuł, piękna okładka i historia „Wróżki Prawdomówki”. Bo mówienie prawdy nie może być chyba aż takie złe?
Tak, jak sugeruje imię wróżki, nasza bohaterka nie potrafi kłamać. Na domiar złego, prawdę mówi prosto w twarz, bez żadnych ogródek. I to niestety… boli. Dlatego z czasem każdy stara się uniknąć jej towarzystwa. Wróżka staje się bardzo samotna i doskonale wie, że winić za to może tylko siebie. Czy na przekór wszystkiemu uda jej się znaleźć przyjaciół? Czy na zawsze pozostanie sama jak palec?
Książka zwraca uwagę już samym wydaniem. Jej format jest niestandardowy, a okładka wręcz przepiękna. Mieni się na złoto i srebrno, ma urocze kolory i grafikę. Ta sama kreska, co na okładce, czeka nas również w środku książki. Ilustracje w niej zamieszczone są śliczne, bajkowe i bardzo dobrze obrazują treść. Co jakiś czas pewne fragmenty tekstu są ilustrowane niczym motto, ładnie się to prezentuje i zwiększa przyjemność czytania.
Na okładce zamieszczono też bardzo ciekawą deklarację „100% bez bujania” i coś w tym jest. Przygody wróżki Pradomówki nie są słodką historyjką. Dziewczyna mówi prawdę tak dosadną, że nie raz włos się jeży na głowie. Nie ma tu owijania w bawełnę, trudne i smutne sytuacje opisywane są bezpośrednio.
Dość długo miałam wrażenie, że opowieść nie będzie miała głębszego morału. Jeśli spodziewacie się górnolotnych „prawda wyzwala” albo „mów prawdę, ale ładnymi słowami” to nic z tych rzeczy. Ostatecznie książeczka uderza w jeszcze mocniejszy przekaz, który zarówno wyciśnie łzy, jak i sprowadzi uśmiech na twarz malucha.
Od strony narracji historia napisana została w całości rymowanym wierszem. Fajnie się to czyta, jest przystępne w odbiorze, a niektóre rymowanki rozbawiają do łez. Reasumując, jest to naprawdę fajna książeczka, która sprawi przyjemność nie tylko maluchom, ale też dorosłemu czytelnikowi. Lekka, zabawna, momentami dosadna i z wartościowym przekazem. Mnie zauroczyła, a wy jak sądzicie, przypadłaby wam do gustu?