kwiecień 25, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: paranormal

wtorek, 26 październik 2021 19:02

Zamknięta na klucz

Nie pierwszy raz i zdaje się, że nie ostatni, padłam ofiarą sięgania po książki, których okładki bardziej niż inne zwrócą moją uwagę. Front debiutu M.M. Kowalskiej wydawał mi się taki mroczny, a przez co pociągający i zwiastujący lekturę, od której ciężko będzie się oderwać. Nie bez znaczenia była też klasyfikacja książki, bo fantasy uwielbiam... No cóż, okazało się, że do fantastyki tej książce daleko, a mówić jedynie możemy o paranormal romance i w dodatku kiepskim.

Zacznę może od pytania: lubicie, gdy prawie cała książka to zbity tekst, a dialog to jakieś objawienie, na które czeka się niemal z utęsknieniem? Ja niekoniecznie, bo w dziewięćdziesięciu dziewięciu procent przypadków to się nie udaje. Bardzo mało jest książek, które napisane w ten sposób, czyta się z zapartym tchem. Jednak wracając do Zamkniętej na klucz, dodajmy do tego jeszcze nie za wielką czcionkę i pierwsza katastrofa gotowa.

Ciężko czyta się tę książkę również dlatego, że właściwie nic się w niej nie dzieje, a gdy niby się dzieje, to nadal zasadniczo się nie dzieje, bo to „dzianie się” jest tak fascynujące, jak zeszłoroczny śnieg. Ale od początku. Na przysłowiowe „dzień dobry” M.M. Kowalska raczy nas opisami życia szkolnego. Stereotypowo amerykańskiego. Szkoła średnia – są cheerleaderki, sportowcy-idioci niegrzeszący gramem inteligencji i szare myszki zagubione we mgle życia. Oczywiście, by było „ciekawiej”, dodajemy do tego zestawu tajemniczego ktosia o nieziemskiej wręcz urodzie, na którego widok głównej bohaterce miękną kolana, a mózg zdaje się pakować walizkę w jakieś cieplejsze rejony, no ale jak mogłoby być inaczej? I tu dochodzimy (w niektórych książkach to bardzo brzydkie słowo) do clou, bo już nic więcej nie trzeba dodawać, by wiedzieć, jak to wszystko będzie wyglądało. Przewidywalne?

Załóżmy teraz, że przebrnęliście przez szkolne korytarze i pojawił się ten promyk nadziei, że oto właśnie zaczyna się coś dziać! Zacieracie ręce ze zniecierpliwienia, szykujecie popcorn i napoje wyskokowe (oczywiście bezalkoholowe) i nagle czujecie, że z pompowanego fotela, na którym siedzieliście, zaczyna schodzić powietrze. Tak, właśnie tak to wygląda w przypadku tej powieści. Autorka w przypadku tortur zdaje się bardzo, ale to bardzo monotonna i wzbudza tym samym co najwyżej irytację w czytelniku.

Teraz bohaterowie. Elizabeth jest klasycznym przykładem idiotki, która zapomina, że jest coś takiego, jak wspomniany wyżej, mózg, który u zdroworozsądkowej osoby ogarnia, co to zagrożenie i nakazuje uciekać, a nie wychodzić temuż zagrożeniu naprzeciw. Ona jednak jak to przysłowiowe ciele pcha się, tam gdzie nie trzeba i wychodzi jak zawsze w takich wypadkach. Może to hormony, któż to wie? Porażające jest jednak to, że z każdą kolejną stroną i kolejnymi doświadczeniami absolutnie nie można mówić, o tym by wyciągała jakieś wnioski. Za to idealnie odgrywa rolę rozpuszczonego bachora.
Bohaterem tej samej kategorii jest Will, który z czasem mam wrażenie, że coraz bardziej idiocieje, jeśli to w ogóle możliwe.
Ogólnie ta dwójka rozkłada całość na łopatki.

A przysłowiowym gwoździem do trumny jest styl autorki. Chociaż może to kwestia bohaterów? Wieje bowiem infantylizmem, nijakością i, pomimo iż to książka z elementami fantastyki, brakiem wyobraźni, a już na pewno umiejętności w urodzeniu czytelnika światem wykreowanym. Bo niby opisy są, niby można by się nimi zachwycić, ale... Znacie ten moment, gdy zauważycie, że coś się błyszczy w trawie i podążacie w tym kierunku, a gdy osiągniecie cel, okazuje się, że to kawałek szkła odbija promienie słońca i czujecie rozczarowanie? No to mniej więcej ten efekt udało się osiągnąć autorce.

Zdaję sobie sprawę, książka ta wpisuje się w pewną grupę odbiorów, szczególnie młodych dziewcząt złaknionych czegoś na kształt romantycznej miłości i chłopca, który wybawi je z każdej opresji, rzucając przy tym głębokie i powłóczyste spojrzenia, jednak... Jakościowo jest to słaba książka, przy której tylko marnuje się godziny i cenny czas.

Dział: Książki

Pasjonująca książka o historii spirytyzmu, mediumizmu i o zjawiskach paranormalnych

Początek XX wieku. Nowy Jork opanowuje istny szał spirytystyczny. Duchy wywołują wszyscy: od praczki po prominentnych nowojorczyków. Fascynacja zjawiskami paranormalnymi osiąga niebywałe rozmiary, jak grzyby po deszczu mnożą się kolejni znawcy tematu i media. Od wirujących stolików aż drży powietrze…

Dział: Książki
wtorek, 06 lipiec 2021 22:10

Dziewczyna, która klaszcze

„Miał wrażenie, że systematyczne, jednostajne klaskanie dobiega z pokoju, z którego przed chwilą wyszedł. Obrócił się na pięcie i zrobił krok przed siebie. Przystanął. Nadal słyszał klaskanie, teraz ciut intensywniejsze. Zrobił kolejny krok i znów zamarł. Odgłos narastał.”

Mam mieszane odczucia po spotkaniu z książką, z jednej strony wiele elementów zrobiło pozytywne wrażenie, z drugiej znalazłam kilka niedostatków. Przekonywał zgrabnie oddany klimat ciężkości mroku, początkowo zupełnie niedefiniowalny, wymykający się rozsądkowi, wielokrotnie przekraczający granicę jawy i snu. Z czasem coraz więcej ciemności osadzało się w wyobraźni, zaciskały się węzły iluzji wokół bohaterów, sugestywnie odbierałam ich wpadnięcie w pajęczynę niemocy, przyklejanie się niebezpiecznych sekretów. Odpowiadało mi końcowe zafiksowanie myśli postaci, bez możliwości ucieczki od wyimaginowanych obrazów. Tomasz Kozioł udanie pokazał, jak rzeczywistość może zmienić się w koszmar, a wyobrażenie przyjąć realną postać. Coś, co najpierw szokowało, stopniowo zbliżało się do percepcyjnej normalności. Zwątpienia i obawy były przenoszone do sfery przeświadczenia, podszytej niejednoznacznością i paranormalnością.

Sam pomysł na fabułę - nieoczekiwany spadek, nawiedzony dom, niezamieszkany przez ćwierć wieku - nie należy do nowych. Wielokrotnie był już wykorzystywany, a jednak udało się autorowi wyjść nieco poza schemat, sprawdziło się dołączenie tajemnic skrywanych przez mieszkańców małej podlaskiej wsi, co ciekawe, trudnej do znalezienia na mapach, czy przytoczenia nazwy. Wymykająca się uchwyceniu ludzka osada, niejako zapomniana przez świat, chroniąca się szczelnie przed obcymi. Jednak i w tym kryje się przerażający sekret, ciekawie się go poznawało. Rozrywkę psuło szybkie odkrywanie kart, przesadą było wystawienie staruszki na intensywne zeznania, gdyby podzielić je na fragmenty i wpleść między inne ze scenariusza zdarzeń, byłoby bardziej frapująco niż w ramach jednego ciągu. Za wcześnie też pojawiła się kobieta ostrzegająca przed niebezpieczeństwem. Miała wzmocnić aurę niepokoju, dziwnej atmosfery, podskórnego napięcia, oddać przygnębiającą moc okolicy, a jednak nie wniosła nic szczególnego.

Fantastycznie rozprzestrzeniały się niezrozumiałe dla bohaterów szepty i klaskania, szczelnie przylegały do incydentów, wywoływały nieprzyjemne myśli i wrażenie bycia obserwowanym, nakładały się na osobliwe zjawiska. Bohaterom przytrafiały się rzeczy dziwne i wymykające się interpretacji. Atmosfera gęstniała, dramatycznie ograniczały się pola manewru, wydawało się, że wszystko sprzysięgło się przeciwko Adamowi i Mirkowi. Popsuty nagle samochód, brak zasięgu sieci komórkowej, nieuzasadniona agresja mieszkańców, to łagodne niedogodności w porównaniu z kolejnymi. Szkoda, że autor nie wprowadził do pierwszego planu jeszcze kogoś, kto znacząco pojawiałby się równolegle do rozmów między mężczyznami. Ograniczenie się do dialogu między Adamem i Mirkiem nie do końca wybrzmiewało naturalnie. Natomiast zakończenie wyśmienite, zaskoczy niejednego czytelnika, przypasowało mi. Jak bardzo nieprzepracowane traumy z przeszłości, niewyjaśnione tajemnice, nieodkryte prawdy, potrafią zatruć życie człowieka?

Dział: Książki
niedziela, 09 maj 2021 20:05

Nie kochaj mnie. Iskra bogów.

 

Pierwszy tom miłosnej trylogii o starciu bogów i tytanów na Ziemi. 

 

Czy znacie serię książek z gatunku młodzieżowej fantastyki autorstwa C.C. Hunter, która rozpoczyna się tomem „Urodzona o północy”? Jeżeli tak i powieść Wam się podobała, to tak samo dobrą historię, w podobnym klimacie odnajdziecie w cyklu „Iskra bogów” spod pióra Marah Woolf. 

 

Zarys fabuły

 

Nastoletnia Jess wraz z przyjaciółką jedzie na górski obóz. Tam zakochuje się w chłopaku, który jednak okazuje się nie być kimś całkiem zwyczajnym. Bogowie mają swoje własne sprawy i toczą grę, o której zwykli śmiertelnicy nie mają pojęcia, nawet jeżeli, tak jak główna bohaterka, bardzo starają się zostać w nią wplątani. 

 

Moja opinia i przemyślenia

 

Książkę czyta się rewelacyjnie szybko. To typowy, lekki młodzieżowy romans fantasy z ciekawą akcją i dobrym pomysłem na fabułę. Powieść jest pięknie wydana, a okładki serii doskonale do siebie pasują. Niestety nie wszystkie elementy „Iskry bogów” przypadły mi do gustu. Lubię czytać o silnych bohaterkach, które znają swoją wartość i nie dają sobie w kaszę dmuchać. Jess niestety taka nie jest i powiem szczerze, nie chciałabym, żeby moja własna, nastoletnia córka brała z niej przykład. Profile psychologiczne młodzieży, która pojawia się w powieści, w ogóle do mnie nie przemówiły. Pozostałe postacie jednak ratują sytuację. 

 

Tytuł zawiera sporą dawkę mitologii i myślę, że zachęci nastoletnich czytelników do jej lepszego poznania. Autorka starała się też odejść od typowego schematu (od czasu do czasu z lepszym, a niekiedy z gorszym skutkiem). Podczas lektury towarzyszy nam dobry, nieco czarny, ale wyjątkowo przyjemny humor, który dodatkowo umila czytanie. Mimo wymienionych wcześniej wad jestem pewna, że sięgnę po kolejne części. Mam nadzieję, że kiedy pisarka już się rozkręci, to jeszcze bardziej mi się spodobają. Potencjał powieść ma naprawdę duży.   

 

Podsumowanie

 

„Iskra Bogów. Nie kochaj mnie” to przyjemna, lekka lektura. Jedna z tych książek, przy których nie sposób się nudzić. Jest to jednak również typowa beletrystyka, bez żadnego głębszego przesłania czy drugiego dna. To powieść czysto rozrywkowa, która ma na celu zachęcić młodzież do czytania i poznawania mitologii. Za to zdecydowanie należy się jej dobra ocena. Lekturę polecam miłośniczkom gatunku paranormal romance i lekkiej, niewymuszonej fantastyki. 

Dział: Książki
poniedziałek, 08 marzec 2021 14:48

Co kryją jej oczy

 

Nie ufaj tej książce… Nie ufaj tej historii… Nie ufaj sobie.

 

Niezwykle lubię czytać thrillery psychologiczne, często jednak odnoszę wrażenie, że są bardzo powtarzalne. Przy setkach premier rocznie naprawdę trudno wpaść na coś nowego, oryginalnego. Sarah Pinborough to jedna z tych pisarek, którym naprawdę udało się mnie zaskoczyć. 

 

Zarys fabuły

 

Louise znalazła się w bardzo niezręcznej sytuacji. Zauroczył ją szef, z którym wdała się w romans. Tylko że David jest żonaty i to z naprawdę piękną kobietą, która wydawać by się mogło, świata poza nim nie widzi. Z poczucia winy i czystej, ludzkiej empatii Louise zaczyna się z nią przyjaźnić. Z czasem na jaw wychodzą kolejne tajemnice, a drobne wydarzenia i poszlaki nie pozostawiają kobiecie wątpliwości, że w związku Davida i Adele dzieje się coś bardzo niedobrego. Tylko które z nich jest katem, a które ofiarą?  

 

Moja opinia i przemyślenia

 

W natłoku kolejnych premier i każdej następnej przeczytanej książki naprawdę rzadko zdarza się, że jakaś historia mnie zaskoczy. Tak jednak właśnie stało się w przypadku „Co kryją jej oczy”. Autorka pozwoliła ponieść się wyobraźni, dzięki czemu mogła sprezentować czytelnikom niesamowitą niespodziankę. Przez całą powieść zastanawiałam się nad biegiem wydarzeń i motywacjami postaci, które tak naprawdę, ostatecznie w ogóle nie miały żadnego znaczenia. 

 

Powieść jest dobrze napisana i niezwykle wciąga. Trudno oderwać się od jej stron. Ciężko nie analizować zachowań bohaterów i przeróżnych sytuacji, w których się znajdują. Na kartach książki teraźniejszość miesza się z przeszłością, odkrywając coraz to nowe sekrety. Z każdą kolejną stroną układanka staje się coraz bardziej kompletna. Dopiero jednak na końcu powieści wybucha prawdziwa bomba.

 

Myślę, że dzięki naprawdę dobrej ekranizacji, która pojawiła się na platformie Netflix, książka tylko jeszcze bardziej zyska na popularności i tego właśnie jej życzę. Zdecydowanie warto ją przeczytać. 

 

Podsumowanie

 

„Co kryją jej oczy” to zaskakujący thriller, który podczas lektury obudził we mnie wiele skrajnie różnych emocji. Opowiada o obsesji, chorobach psychicznych i różnych rodzajach szaleństwa. Wciąga od samego początku. Przyznam jednak, że nie jest to tytuł odpowiedni dla osób, które nie lubią wątków paranormalnych. Tacy czytelnicy mogą być trochę zawiedzeni przedstawioną przez Sarah Pinborough historią. Miłośnikom fantastyki szeroko pojętej oraz rozważań nad ludzką psychiką książkę jak najbardziej polecam. Myślę, że to właśnie im najbardziej się spodoba. 

Dział: Książki

Łowczyni istot paranormalnych Roxy ma przed sobą trudne zadanie – musi odesłać z powrotem do krainy umarłych 449 zmarłych dusz, które niechcący uwolniła z zaświatów, inaczej sama tam trafi. Na razie nie idzie jej to zbyt dobrze, dlatego jest już niemal pogodzona z losem i odlicza kolejne dni, starając się przy tym maksymalnie korzystać z życia – objada się smakołykami i umawia na kolejne randki. Podczas jednej z nich wzywa ją jej partner Finn – potrzebuje pomocy w walce z duchem. Roxy niechętnie wstaje od stołu, ale obiecuje, że zaraz wróci, żeby dokończyć deser. W dotrzymaniu tej obietnicy staje jej na drodze inny duch – szybko go przegania, ale opętany przez niego mężczyzna traci przytomność. Roxy nie może go tak zostawić, a gdy nieznajomy odzyskuje przytomność, okazuje się, że nic nie pamięta – nawet jak się nazywa. To pierwszy taki przypadek w historii. Mężczyzna nadaje sobie imię Shaw, a ponieważ jest utalentowany, rozpoczyna szkolenie na łowcę. Ze względu na amnezję Shawa Roxy jest skazana na jego towarzystwo, co początkowo wcale się jej nie uśmiecha, ale z czasem się z nim zaprzyjaźnia. Do tego stopnia, że zdradza mu swoją tajemnicę…

Dział: Zakończone
środa, 20 styczeń 2021 06:43

Moc amuletu. Midnight Chronicles. Tom 1

Łowczyni istot paranormalnych Roxy ma przed sobą trudne zadanie – musi odesłać z powrotem do krainy umarłych 449 zmarłych dusz, które niechcący uwolniła z zaświatów, inaczej sama tam trafi.

Dział: Patronaty
niedziela, 20 grudzień 2020 01:35

Z duchami przy wigilijnym stole

" [...] Tak mi ciężko zaznajamiać się z mogiłą, Tak się nie chce być czymś innym, niż się było!"
Bolesław Leśmian
 
Zajmująco było sięgnąć po klasykę grozy, aby zerknąć w materiał, który wywoływał dreszcze emocji wśród ówczesnych czytelników. Kiedyś rodziny częściej zbierały się, aby wspólnymi rozmowami, opowieściami i pogaduszkami, wypełnić wolny czas, najczęściej przy kominku i po świątecznej strawie. Właśnie słowo, gawędziarski styl, wspaniale niosło rozrywkę dla umysłów spragnionych lekkiej sensacji i zadziwiających osobliwości. Mistrzowie pióra wybornie zachęcali czytelników do wysłuchania pasjonujących historii, ale też do skupienia i zadumy. Subtelniej i finezyjniej niż obecnie autorzy drażnili wyobraźnię odbiorców, sprawiając, by nabierała niecierpliwych rumieńców i szybowała w głąb ukrytych w każdym człowieku lęków. Strachu przed nieuniknioną śmiercią i zupełną niewiedzą, co dzieje się z duszą, kiedy oderwie się już od ciała w finale egzystencji.
 
Wspomniane elementy doskonale wypływają z zaprezentowanego nastrojowego zbioru opowiadań i wierszy. Oddają klimat delikatnej niepewności, w niewielkim stopniu zaskakują, jednakże potrafią przykuć uwagę nawiązaniami do odwiecznych obaw przed upiornymi zjawami, nieuchwytnymi zjawiskami, paranormalną obecnością, nawiedzającą esencją. Zajmująco jest zagłębiać się w to, co powstało jeszcze w szesnastym wieku, olśniewało w dziewiętnastym, przyciągało na początku dwudziestego. Okazuje się, że nawet dzieła, które odległe są od ery telewizyjnej i informatycznej, sprawiają radość i przyjemność. A przecież, trudno zawrzeć w krótkiej formie literackiej składniki niezbędne do atrakcyjnego zainteresowania. Zatem warto czytać, w kameralnym gronie i na głos, opowieści z duchami, zapraszać w świąteczne dni odwołania do nadprzyrodzonych pierwiastków.
 
Moją sympatię zdobyły zwłaszcza "Ja gorę" z duchem poczucia winy, "Duch z Hollow Field" z obrazem zmarłej kobiety, podobny utwór "Tajemniczy gość", z obrazem zmarłego mężczyzny, "Wolverden Tower" z presją wywieraną przez zjawy, "Ostatni z rodu Valerio" z pogańskim rysem, "Wigilia w Beach House" z kryminalną nutą. Bardzo podobała mi się "Ścieżka Szlachetnej Damy" z duchem opiekunem rodu, "Ślepy tor" z przybliżeniem ku fantastyce. Natomiast "Gobelinowa komnata albo Dama w sukni z trenem" wdzięcznie przywiodła w okolice horroru. Atrakcyjności antologii dodały wiersze, które jako przerywnik między opowiadaniami, znakomicie sprawdzały się, podtrzymywały nastrój, a jednocześnie same stanowiły pożywkę dla czytelniczej duszy.
Dział: Książki
czwartek, 01 październik 2020 23:27

Co, jeśli...

Myślę, że każdy miał w swoim życiu chwile, gdy zastanawiał się „co by było, gdyby...”. Takie gdybanie jest naturalną rzeczą, zresztą – przemyślenie kilku scenariuszy pozwala podjąć najlepszą decyzję lub całkowicie zmienić swoje dotychczasowe życie. „Co, jeśli...” autorstwa Kate Hope Day poniekąd podejmuje ten temat, ukazując zwyczajne życie ludzi, w na pozór zwyczajnym miasteczku, którzy… stają naprzeciw katastrofy.

Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy w trakcie lektury „Co, jeśli...” jest mnogość bohaterów, którzy przewijają się w swoich historiach wzajemnie. Z początku nieco ciężko było mi odnaleźć się w ich problemach i pasjach, niemniej z każdą stroną coraz bardziej zapadałam się w historii. Książka przepełniona jest wątkami obyczajowymi oraz ludzkimi problemami, które czyta się całkiem przyjemnie, a z niektórymi rozterkami niejeden osoba z powodzeniem się utożsami. Ot, jeden z bohaterów nie jest gotowy na dorastanie syna, inna bohaterka myślami krąży obok piegów swojej koleżanki z pracy (a ma męża i syna), jeszcze inna przeżywa żałobę w swoisty sposób… Od tej strony „Co, jeśli...” jest lekturą naprawdę interesującą i wciągającą, ale – przyznam Wam szczerze – spodziewałam się absolutnie czegoś innego. Wszak lektura w empiku i na LubimyCzytać wisi w kategoriach „kryminał, sensacja, thriller”. Krótko mówiąc, spodziewałam się więc czegoś bardziej tajemniczego i nadprzyrodzonego, bo choć wątki lekko paranormalne się tu przeplatają tak… napięcia jest niewiele. A szkoda.

Szczególną uwagę należy zwrócić w „Co, jeśli...” również na wątki filozoficzne i naukowe, bo i one płynnie tutaj przepływają pomiędzy rozdziałami. Jedna z bohaterek, młoda matka z drygiem do filozofii, zatraca się tutaj w swoim macierzyństwie i zdaje się gubić siebie, swoją pasję, zapominać o planach. Sam motyw „kontrfaktyczności”, który poniekąd rozwija, jest dla mnie tematem fascynującym, o którym chętnie przeczytałabym jeszcze więcej. Nie zdradzę Wam jednak na ten temat za wiele, aby nie psuć Wam przyjemności z odkrywania tej frazy. Dodam jedynie, że w książce ukazana jest również znaczenie zachowanie zwierząt w przewidywaniu zjawisk naturalnych, katastrof. Cieszę się, że w książce, poza odrobiną nadnaturalności, pojawiły się i rzeczy warte przemyślenia, czy też znane już od dłuższego czasu, potwierdzone nauką. Powieść naprawdę wiele na tym zyskuje, bo dzięki interesuje czytelnika na wielu płaszczyznach – nie tylko ludzkich perypetii i myśli.

„Co, jeśli...” to książka zdecydowanie warta uwagi, choć obawiam się, że nie każdemu przypadnie do gustu. Jest według mnie źle skategoryzowana, przez co miłośników thrillerów i kryminałów może zawieść i – co gorsza – nie trafić do grona osób, które faktycznie by się w niej zakochały. Dla mnie to było świetne czytadło, nieoczywiste i otwierające umysł, trochę zachęcające do „gdybania”. Jeśli szukacie nadzwyczajnej książki o – pozornej – zwyczajności i alternatywności, jest to lektura wprost stworzona dla Was. Polecam serdecznie!

Dział: Książki
czwartek, 24 wrzesień 2020 13:32

Brahms: The Boy II

Ostatnimi czasy kino grozy cieszy się popularnością. Jednak ilość wydawanych produkcji wcale nie przekłada się na jakość. „Wyspa Fantazji”, „Klątwa 2020” czy „Guwernantka” to tylko kilka z wielu tytułów, które ukazały się w tym roku, a które raczej straszyły nudą i brakiem pomysłu. „The Boy II” jest kontynuacją filmu z 2016 roku, a niestety, jak wiadomo, rzadko kiedy zdarza się, aby część druga dorównała pierwowzorowi. Przynajmniej pod tym względem ta produkcja nie sprawi wam zawodu.

Jak wspominałem, pierwsza część filmu została wydana w 2016 roku. Zapowiedzi wiały starym utartym schematem, w którym fabuła kręci się wokół laleczki z piekła rodem i rodzinnych zmaganiach z nią. Po Chucky czy Annabelle naprawdę ciężko wyciągnąć coś nowego z takiego pomysłu. Przez cały seans reżyser wmawiał nam, że mamy do czynienia z paranormalnym horrorem, by na końcu pozytywnie nas zaskoczyć. I to właśnie finałowe sceny pierwszej części zasługiwały na brawa za pomysłowość. Dowiedzieliśmy się, że lalka wcale nie ma paranormalnych zdolności, a zagrożenie czaiło się zupełnie gdzieś indziej. Całość może nie była wybitna, ale zakończenie filmu wpłynęło na moją ocenę, która ostatecznie wyniosła 6/10.

Po krótkim wstępie mogę przejść do tego, czym właściwie jest „The Boy II”. Fabuła skupia się na rodzinie Lizy, Seana i ich syna Jude’a. Rodzina przeżyła atak zamaskowanych złodziei, w wyniku którego chłopiec przestał mówić, zaś jego matkę dręczą powracające nocne koszmary. Rodzina przeprowadza się w odludne miejsce, by odciąć się od problemów. To przecież logiczne rozwiązanie, prawda? Z pewnością lepsze niż podjęcie terapii psychologicznej, która mogłaby pomóc w zwalczeniu traumy. Oczywiście całkiem przypadkiem Jude znajduje w lesie tytułową lalkę. Ktoś zapyta: i co z tego, skoro reżyser ujawnił wcześniej, że lalka nie posiada żadnych paranormalnych zdolności? Widocznie zapomniał, jak zakończył część pierwszą, bo cztery lata później próbuje udowodnić zupełnie coś innego… Skoro więc bohaterowie mają do czynienia z czymś na wskroś złym, demonicznym, to wydawałoby się, że można liczyć na kulminację scen grozy. Nie tym razem. Mija pierwsze trzydzieści minut filmu, a z ekranu wieje nudą, przez co siedzący na wygodnej kanapie widz prędzej zaśnie niż dotrwa do końca. Naprawdę próbowałem znaleźć tu coś więcej niż posklejane schematy, w dodatku przedstawione w tak nieudolny sposób, ale nie udało mi się.

Cały seans trwa dziewięćdziesiąt minut, jednak dłuży się niemiłosiernie. O jakimkolwiek aktorstwie nie ma co mówić, ponieważ role rozpisane zostały bardzo miałko, bez zaangażowania. Efekty specjalne nie zachwycają, a sceny grozy wywołują raczej przeciągłe ziewanie.

Podsumowując, dostajemy znaną, schematyczną historię o opętanej lalce, stworzoną bez polotu i raczej od niechcenia. Fani horrorów zrezygnują po dwudziestu minutach seansu, a reszta wytrwa tylko dlatego, że będzie liczyć na równie zaskakującą końcówkę jak w pierwszej części. Tym razem jednak można się po prostu przeliczyć.

 

Plusy:

nie znaleziono.

 

Minusy:

nudny;

schematyczny;

przewidywalny.

Dział: Filmy