Rezultaty wyszukiwania dla: opowiadania
Kłamca 2,5. Machinomachia
Jeśli byłeś przekonany, że Kłamca ma kiedykolwiek urlop, grubo się myliłeś. Ktoś, kto pracuje dla tak ważnej instytucji jak Niebo, nie może pozwolić sobie na chwilę odpoczynku, zwłaszcza kiedy grzeszników ciągle przybywa. Na nową odsłonę przygód Lokiego składają się trzy opowiadania. Już w pierwszym tekście pt. Handlarz snów półbóg znów będzie zmuszony nacisnąć spust swojej niebiańskiej pukawki, aby zadowolić Gabriela i Michała, jednocześnie powstrzymując indiańskiego szamana przed użyciem cennych... snów! W drugim z opowiadań – Swat – Loki spróbuje zabawić się, czego chyba łatwo domyślić się po tytule, w swata – pomoże emerytowanemu Aniołowi Stróżowi przybrać ludzką postać w celu zdobycia pięknej, ludzkiej kobiety. Te dwa teksty stanowią jednak zaledwie przystawkę przed daniem głównym, jakim jest najobszerniejsze, tytułowe zresztą opowiadanie pt. Machinomachia. Tutaj przenosimy się do Tokio, a głównym przeciwnikiem Lokiego będzie starożytny bóg, który jak nikt wcześniej wie, jak wykorzystać technikę przyszłości i to jeszcze w skali makro. Gwarantuję dużą dozę zamieszania oraz sporo mitologii. Kłamca będzie miał okazję zabłysnąć przed Archaniołami, jednak czy zdoła wykrzesać z siebie tyle sił, by godnie współzawodniczyć z kimś tak potężnym?
Kłamca 4. Kill’em All ujrzał światło dziennie prawie 6 lata temu. Czwarty tom cyklu o Lokim – półbogu na usługach anielskich zastępów miał definitywnie zakończyć jego książkową przygodę. Cóż jednak poradzić, jeśli w głowie autora zaczynają się pojawiać nowe historię z Kłamcą w roli głównej? Jakub Ćwiek najwidoczniej wybrał najlepsze rozwiązanie i postanowił przelać na papier swoje pomysły, czego rezultatem jest właśnie Kłamca 2,5. Stosunkowo cienkie – zalewie lekko ponad 200 stron lektury – dzieło wpasowuje się między drugą a trzecią część cyklu. Co więcej, do tomiku bonusowo dołączona jest gra karciana – Kłamcianka – która powinna przynieść wiele frajdy miłośnikom tego typu rozrywki, lecz którą wcześniej trzeba sobie niestety wyciąć. Wydawnictwo zrezygnowało z osobnego dodatku, tak jak miało to miejsce w wydaniu pierwszym.
Pomysły na nową odsłonę Lokiego zaledwie trzy, lecz moim zdaniem bardzo dobrze spełniające rolę godnej kontynuacji (chociaż może trafniej byłoby użyć słów „godnego dodatku”, zważając na umiejscowienie w całości). Fabuła w każdym tekście jest jak najbardziej dopracowana, nie brak nawet przez chwilę znakomitych pomysłów. Akcja ani trochę nie zwalnia, dzieje się dużo i to chyba największy plus zwłaszcza krótkich form literackich, gdyż z każdą nową historią od razu dostajemy kolejną porcję wrażeń. Styl jak najbardziej przyjemny, książkę można przeczytać w jeden dzień, co też uczyniłem z czystą przyjemnością. Jedyne, czego mi nieco brakowało, to błyskotliwy dowcip głównej postaci, który prezentował się znakomicie w dwóch pierwszych częściach cyklu. W trzecim i czwartym tomie nieco tego poczucia humoru zabrakło, w tym dodatku również. Niemniej nie jest to powód, by książkę ocenić źle. Wydaje mi się, że fanom Kłamcy z pewnością Machinomachia przypadnie do gustu. Czas spędzony na lekturze z czystym sumieniem mogę uznać za owocny!
Poklatkowa rewolucja
Twórczość kanadyjskiego pisarza Petera Wattsa jest dobrze znana polskiemu czytelnikowi, dzięki między innymi Ślepowidzeniu, Echopraksji, czy cyklowi o Ryfterach. Co więcej w 2017 był on gościem Pyrkonu, na którym miłośnicy hard sf mogli spotkać autora. W tym roku Wydawnictwo Mag wydało Poklatkową rewolucję, obszerniejszą nowelę, która ukazała się w ramach serii Uczta Wyobraźni.
Poklatkowa rewolucja należy do cyklu krótkich opowiadań Sunflower, na które składają się The Island (2009; Wyspa NF 5/2011, Odtrutka na optymizm, Mag 2013), Hotshot (2014), Giants (2014; Giganci NF 9/2014). Wielka szkoda, że Wydawnictwo Mag nie zamieściło wszystkich dotychczas napisanych opowiadań wspólnie z nowo wydaną nowelą, zapewne czytelnik miałby większe rozeznanie w tym świecie, a i nomen omen Uczta Wyobraźni byłaby obfitsza.
Peter Watts nie należy do pisarzy, którzy idą na łatwiznę i piszą przyjemne i lekkie utwory, mające na celu umilić czas czytelnikowi. Jego opowiadanie to czysta hard science fiction, więc sięgając po nią należy nastawić się na trudne relacje z tekstem.
Eriophora to statek umieszczony wewnątrz planetoidy, który został stworzony do budowania bramek łączących tunele czasoprzestrzenne. Na okręcie mieszkają tysiące, specjalnie przystosowanych genetycznie i wyselekcjonowanych specjalistów, którzy stanowią biologiczną załogę Eri. Wnoszą oni do misji „czynnik ludzki”, który wspomagany jest przez AI, imieniem Szymp (ang. Chimp, szympans). Razem tworzą oni załogę, której celem jest tworzenie wspaniałych kosmicznych autostrad dla Imperium Ludzkiego. Wędrówka tej wyjątkowej arki jest niezwykła, bowiem trwa miliony lat, a załoganci podzieleni na szczepy, budzeni są co kilkaset lat przez AI według jemu tylko znanego planu i potrzeb danej chwili.
Historię Eriophory (a propos jest to rodzaj pająka tkającego misterne sieci) czytelnik poznaje z punktu widzenia Sunday Ahzmundin, specjalistki od systemów podtrzymywania życia. To przez jej pryzmat myśli i spostrzeżeń Peter Watts, próbuje nakłonić czytelnika do zadawania pytań. W jakim stopniu AI zarządzająca tysiącami ludzi powinna być inteligenta? Czy można w ogóle mówić o więzach emocjonalnych między ludźmi, a zaprogramowaną AI? Czy imperatyw misji rozgrzesza wszelkie działania na jej rzecz? W jakim stopniu można „wyhodować” człowieka przystosowanego do życia fragmentarycznego życia?
Jak w ogóle zorganizować bunt, kiedy jest się aktywnym przez kilka dnia na sto lat, a garstka współspiskowców przetasowuje się po każdym rozmrażaniu? Jak spiskować przeciwko wrogowi, który nigdy nie śpi, ma do dyspozycji setki samotnych lat, by brutalnie przeszukać i przeanalizować wszystkie otwarcia, by przypadkiem natrafić na wszystkie ślady, które się niedbale pozostawiło?
Na Eriophorze po milionach lat, pomiędzy tysiącami gwiezdnych budowniczych, jedno drobne pragnienie, roznieci iskrę buntu – pragnienie wolności. Tylko, czy starczy ludziom przebiegłości, inteligencji, cierpliwości i wytrwałości, by przeprowadzić powstanie, gdy ich życie to wyrwane ze snu klatki?
Jak to w ogóle zrobić?
Otóż na więcej sposobów, niż sobie w życiu wyobrażałam.
Nowela Petera Wattsa naszpikowana jest trudnym naukowym językiem. Jak sam pisarz w wywiadzie wspomina nie było innej możliwości, gdy jego życie jest nadbudowane na nauce. Tym zresztą różni się science fiction, od fiction, a science fiction od hard sf, tym, że należy mocno zagłębić się w terminologię naukową, aby zrozumieć treść.
Historia Sunday, Szympa, Lian i wielu innych Eriophorczyków to na szczęście krótka, ale treściwa nowela, która zmusza do zadawania pytań, nie dając jednocześnie na nie odpowiedzi. Z ciekawości sięgnę po pozostałe opowiadania, by zgłębić i uzupełnić opowieść. Poklatkowa rewolucja nie jest dla każdego, ale osoby, które znają serię Uczta Wyobraźni, zapewne wiedzą, że w jej szeregach zawsze znajdzie się dobrą literaturę, która nie rozleniwia umysłu i rozszerza przestrzenie wyobraźni.
Dynia i jemioła. Nietypowe historie świąteczne
Najpyszniejsze opowiadania tej zimy!
Świąteczny koniec roku, okres od Halloween do sylwestra. Magiczny czas między dynią a jemiołą.
Dora Wilk, Nikita, Witkacy, Karma, Malina, Roman, Baal i inni przybywają z nowymi historiami. Burzliwe przygody i ciepłe opowieści to wszystko, czego trzeba, by przegonić zimową chandrę.
Księga mieczy
Jestem człowiekiem, który zawsze w negatywny sposób podchodzi do antologii czy też po prostu zbiorów opowiadań. Może nie bronię się przed nimi rękami i nogami, aczkolwiek zdecydowanie nie są to moje ulubione formy przekazu. Przepadam za dłuższymi i bardziej konkretnymi historiami, które rozwijają się stopniowo, a ja mam okazję kroczek po kroczku zagłębić się w świat tworzony przez autora. I byłam przekonana, że mój odbiór tego typu książek nigdy się nie zmieni, aż tu nagle w moje ręce wpadła „Księga mieczy”. Podchodziłam do niej niby niechętnie, ale jednak biorąc pod uwagę, że Gardner Dozois zebrał w niej dzieła najpopularniejszych autorów fantastyki, czułam, że powinnam zobaczyć, z czym to się je. Teraz śmiało mogę napisać, że ta antologia całkowicie mnie oczarowała!
Fantastyka zawsze była bliska mojemu sercu – jako dziecko uwielbiałam „Gwiezdne Wojny”, razem z tatą oglądałam „Wiedźmina”, a książki Sapkowskiego spoglądały na mnie z wysokiego regału. Potem przyszła pora na „Władcę Pierścieni”, a po tej historii to już poleciało z górki. Zawsze mnie ciągnęło do tych klimatów i zawsze potrafiłam żyć opowieściami, które czytałam czy oglądałam. Wiele z nich zajmuje specjalne miejsce w moim sercu, więc być może dlatego „Księga mieczy” mnie tak urzekła. Pojawiają się tutaj naprawdę dobre historie, które spokojnie mogłyby stanowić zaczątek czegoś większego. Każde z opowiadań mogłoby być prequelem pełnowymiarowej powieści i wierzcie mi, po większość z nich chętnie bym sięgnęła. Czemu tylko po większość? Bo wiecie jak to jest, różne bywają ludzkie gusta, dlatego niektóre opowiadania spodobały mi się bardziej, inne nieco mniej, aczkolwiek każde z nich jest świetnie napisane.
Z tych najpopularniejszych nazwisk mamy tutaj do czynienia z Georgem R.R. Martinem, Robin Hobb, Scottem Lynchem czy Kenem Liu. Poruszana tematyka jest dosyć oczywista: poszukiwanie swojej drogi, dworskie intrygi, mroczne czary, odległe królestwa, niebezpieczne przygody, bitwy i wojny. Elementy typowe dla gatunku jakim jest fantastyka, przedstawione na wiele różnych sposobów. W wielu opowiadaniach pojawiają się zaskakujące zwroty akcji, ale tym, co urzekło mnie najbardziej, był fakt, że naprawdę miałam czas na wczucie się w każde z opowiadań... Niby nadal to krótka forma przekazu, ale akurat te opowiadania dały mi okazję ku temu, aby naprawdę poczuć ich klimat. A może wynika to z tego, że jednak przez tak wiele stron oscylowałam wokół podobnej tematyki? Nie dbam o to, ważne jest to, że ta antologia naprawdę mi się podobała!
„Księga mieczy” to szesnaście opowiadań, wśród których każdy znajdzie coś dla siebie. To także świetna okazja ku temu, aby spróbować zapoznać się z twórczością największych autorów fantastyki – oto próbka ich umiejętności, dzięki której możemy zobaczyć, czy najdzie nas ochota na coś więcej z ich twórczości. Przed każdym opowiadaniem pojawia się też krótka nota biograficzna, w której znajdziemy podstawowe informacje o danym pisarzu, o jego powieściach i nagrodach, którymi został uhonorowany. Myślę, że dzięki tej pozycji chętnie przyjrzę się bliżej pewnym sylwetkom autorów, a także ich twórczości – przyznaję, że kilka historii naprawdę mnie do siebie mocno przekonało, aż chciałabym poznać dalsze losy bohaterów, którzy się tutaj pojawili.
Śmiało mogę polecić tę pozycję wszystkim fanom dobrej fantastyki. Dla fanów antologii to wręcz książka obowiązkowa! Przepięknie wydana, robi wrażenie nie tylko swoim wyglądem, ale także zawartością – i piszę to ja, osoba z urazem wobec antologii. Gdybym zawsze trafiała tylko na takie antologie jak „Księga mieczy” to z pewnością moja przygoda z tym rodzajem literatury wyglądałaby zupełnie inaczej.
Kurt Vonnegut. Opowiadania wszystkie
PIERWSZY KOMPLETNY ZBIÓR KRÓTKICH FORM LITERACKICH AUTORSTWA KURTA VONNEGUTA, JEDNEGO Z NAJGENIALNIEJSZYCH PISARZY XX WIEKU.
Ponad połowa utworów Vonneguta to krótkie formy, które jednak nigdy dotąd nie zostały zebrane. W tomie Opowiadania wszystkie pogrupowano tematycznie dziewięćdziesiąt osiem opowiadań napisanych między 1941 a 2007 rokiem. Znalazły się wśród nich zarówno teksty wcześniej publikowane w rozmaitych antologiach, jak i te, które do tej pory wyszły jedynie w czasopismach lub w internecie.
Mass Effect. Anromeda: Inicjacja
N.K. Jemisin & Mac Walters
Mass Effect. Anromeda: Inicjacja
Opis
Porucznik Cora Harper zaciągnęła się do armii Przymierza, by rozwinąć i wzmocnić swoje wyjątkowe talenty biotyczne. Otrzymuje przydział do Córek Talein, oddziału komandosów asari, gdzie staje się znakomicie wyszkoloną i śmiertelnie niebezpieczną łowczynią.
Po powrocie na Ziemię Cora czuje się obco między ludźmi i postanawia dołączyć do Inicjatywy Andromeda jako zastępca Aleca Rydera. Celem misji, którą dowodzi, jest wysłanie stu tysięcy kolonistów w sześciusetletnią podróż w jedną stronę w nieznane. Kiedy niezwykle istotna i niebezpieczna technologia zostaje skradziona, Cora otrzymuje zadanie powstrzymania złodzieja, nim ten wykorzysta swoją zdobycz przeciwko Inicjatywie, a może nawet doprowadzi do udaremnienia misji jeszcze przed jej rozpoczęciem.
Dziedzictwo Posłańca
“Dziedzictwo posłańca” to dowód na to, że niektóre opowieści nigdy się nie kończą. A nawet jeśli się kończą, to zawsze można chwycić za wątek poboczny i dalej snuć historię. Tak właśnie jest w przypadku trzech opowiadań zawartych w tej książce. Poza bowiem samym tytułowym opowiadaniem, mamy jeszcze “Święto w Potoku Tibbeta” oraz “Selia, zwana wyschniętą”.
“Dziedzictwo posłańca” to historia Briara do momentu, w którym wkroczył na arenę zdarzeń opisaną w głównych tomach Cyklu Demonicznego. To krótka historia dzielnego chłopca, który poza tym, że co noc mierzy się z demonami wychodzącymi z Otchłani, musi mierzyć się także z tymi, które tkwią w nim samym - z wyrzutami sumienia - nie odchodzącymi z pierwszym brzaskiem.
“Święto Potoku Tibbeta” to z kolei historia ojca Arlena - człowieka, który z odpowiedzialnego za śmierć żony tchórza, przeobraził się w bohatera. Czy mimo wszystko to wystarczy, by zmyć z siebie piętno i pogardę do samego siebie. To historia o odwadze, przebaczeniu i tym, że czasem warto dać kolejną szansę.
“Selia, zwana wyschniętą” porusza zaś prawdę, do której ludzkość niechętnie się przyznaje, a mianowicie, że ludzie bywają gorszymi potworami niż demony. Uzbrojeni w nietolerancję przed którą nie chronią żadne runy, potrafią wyrządzić więcej zła niż cała horda Otchłańców.
Peter V. Brett wspaniale połączył problemy z jakimi borykamy się jako ludzie od początków swego istnienia z główną historią o demonach. W losy drugoplanowych bohaterów cyklu wplótł historie dramatów dnia codziennego, wywołanych tchórzostwem, niedbałością, czy brakiem tolerancji dla inności drugiego człowieka, czyniąc to jednak w sposób bardzo subtelny. Pomimo tych nauk, opowiadania nie stają się nudnymi moralizatorskimi kawałkami, lecz napędzają główne wątki.
Zdarzenia i postaci pojawiające się w opowiadaniach sytuują książkę pomiędzy trzecim a czwartym tomem cyklu. Nie ma jednocześnie przymusu, by pomiędzy tymi tomami za opowiadania się zabierać. Czytane oddzielnie również nic nie tracą, co więcej, jestem głęboko przekonana, że mogą stanowić idealną rekomendację całości dla kogoś, kto do historii Arlena się dopiero zabiera.
Peter V. Brett udowadnia, że jest mistrzem małych i dużych form literackich. Opowiadania to perełka - dopracowane, z charakterystycznymi dla autora barwnymi opisami, są małymi dziełami sztuki. Czytane zaś razem z cyklem, wzbudzają zachwyt nie tylko nad warsztatem, ale przede wszystkim wyobraźnią Bretta, któremu udało się stworzyć uniwersum tak spójne, że niewielu autorów fantasy jest się z nim w stanie równać.
Arkhamer 2018 w Kaliszu
Czwarty już kaliski Arkhamer to wydarzenie nastawione na rodzinną atmosferę, niepowtarzalny kontakt między uczestnikami i dobrą zabawę. Skierowany jest nie tylko do miłośników fantastyki w każdej postaci: literatury, komiksu, planszówek czy seriali. Pierwsza edycja Arkhamera przyciągnęła ponad 400 osób i sprawiła, że Kalisz pojawił się na konwentowej mapie Polski. W roku 2016 gościliśmy 500 osób, w roku 2017 poprawiliśmy ten wynik, zachowując przyjacielską atmosferę.
Tajemnica godziny trzynastej
Nie będzie cienia przesady w stwierdzeniu, że Anna Kańtoch to jedna z najbardziej wszechstronnych autorek literatury popularnej w dzisiejszej Polsce. Pisarka ma w dorobku powieści i opowiadania z różnych gatunków: fantastykę dla dorosłych, kryminały, a teraz także i fantastykę dla młodszego czytelnika. Za cokolwiek się Kańtoch nie weźmie, wychodzi jej co najmniej bardzo dobrze. Czy takie wrażenia będę mieć i po lekturze „Tajemnicy godziny trzynastej”?
Powieść ta, to trzecia, po „Tajemnicy diabelskiego kręgu” i „Tajemnicy nawiedzonego lasu”, część przygód Niny, nastoletniej dziewczynki wciągniętej w rozgrywkę między aparatem bezpieczeństwa PRL, a siłami nadprzyrodzonymi w osobie przede wszystkim tajemniczych aniołów. Tym razem los rzuca Ninę i jej znajomych – starych i nowych – do Wilczych Dołów, niewielkiej miejscowości, w której czas jakby się zatrzymał. Nina wie, że ma do rozwiązania zagadkę i że kluczem jest zapowiadany afiszami bal oraz tajemnicze wydarzenie, które ma nastąpić dwudziestego szóstego lutego o tytułowej godzinie trzynastej. To jednak zaledwie cień tropu. Grupa młodych detektywów ze wsparciem PRL-owskich służb stara się rozwikłać zagadkę jednocześnie kryminalną i paranormalną. Czy ich nowy kolega coś przed nimi ukrywa? Czy zima w Wilczych Dołach to przypadek? I jaką rolę odgrywa w tym wszystkim zepsuty samochód oraz co i rusz wpadający na bohaterów ornitolog?
O powieści Kańtoch można rzec bardzo krótko: zachwycająca. Autorka zgrabnie łączy powieść przygodową dla młodzieży (w najlepszej polskiej tradycji „Szatana z Siódmej Klasy” czy cyklu o Panu Samochodziku), kryminał i fantastykę. Opowieść nie jest ani infantylna, ani przesadnie „dorosła”, w sam raz dla nastolatków. Główna bohaterka nie udaje na siłę chłopca, ale też nie jest schematyczną młodą damą w opałach – to dziewczynka ciekawa świata, aktywna, świadoma swoich słabości i mocnych stron. Jej dojrzałość emocjonalna ma wiarygodne podstawy, a podejmowane wyboru, choć nie zawsze logiczne, nie straszą dziecinnością. Inni bohaterowie też zostali zarysowani wystarczająco, by nie być postaciami papierowymi. Wreszcie – oczarowuje język, i prosty, i magiczny zarazem, doskonale wpasowujący się w klimat całości.
Nie sposób nie wspomnieć także o osadzeniu historii w konkretnym momencie dziejów Polski. W czasach, kiedy epoka socjalistyczna jest traktowana z przesadną niekiedy ostrożnością i niemalże negowana, Kańtoch korzysta z niej, pokazując niejednoznaczności tamtejszej polityki, uwikłanie specsłużb w trudną sytuację, czy w końcu ludzką twarz „komuny”. To też bardzo na plus dla autorki.
Nie jestem w docelowej grupie wiekowej „Tajemnicy godziny trzynastej”, ale bawiłam się przy lekturze tej książki wybornie. Podejrzewam, że młodsi będą się bawić jeszcze lepiej. Polecam.
XIII Dni Jakuba Wędrowycza już w najbliższy weekend
W dniach 20-22 lipca 2018 roku Lubelskie Stowarzyszenie Fantastyki „Cytadela Syriusza” z Fundacją „Ku Przeszłości”organizują w Wojsławicach (woj. lubelskie, 23 km od Chełma) XIII Dni Jakuba Wędrowycza.
Dni Jakuba Wędrowycza to interdyscyplinarna trzydniowa impreza kulturalna o profilu związanym z szeroko pojętą fantastyką, organizowana nieprzerwanie od 2006 roku. Powstała ona na cześć bohatera literackiego wykreowanego przez pisarza Andrzeja Pilipiuka. Opowieści o przygodach Jakuba Wędrowycza cieszą się w Polsce ogromną popularnością, zaś Wojsławice to miejsce akcji wielu utworów, w których występuje ów bohater.