kwiecień 26, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: młodzieżowa

poniedziałek, 11 maj 2020 22:52

Narzeczona

Bardzo lubię Rywalki (chociaż jak dla mnie część czwarta i piąta nie powinny ujrzeć światła dziennego) więc wiedziałam, że Narzeczoną przeczytam. Nie jestem wybrednym czytelnikiem, przy lekturze chcę się dobrze bawić i zapomnieć o świecie, jaki mnie otacza. Chcę przenieść się do miejsca opisanego w powieści i razem z bohaterami przeżywać wszystkie przygody i zawirowania. Taka historia musi być ciekawa, dobrze napisana, z postaciami, które czymś się wyróżniają. I dodatkowo, taka książka musi mieć iskrę, dzięki której się od niej nie oderwę i długo o niej nie zapomnę. Nie pogardzę też ciekawym romansem. Ale czy to wszystko ma Narzeczona?

Hollis jest najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Przyciągnęła zainteresowanie młodego, przystojnego króla Jamesona. Niedługo ma zostać królową, być panią na zamku i wieść dostatnie życie u boku władcy. Oboje wydają się parą idealną. Hollis tak jak inne wysoko urodzone panny marzyła o tym, aby król zwrócił na nią uwagę. Jednak gdy pojawia się Soren, który potrafi zajrzeć w głąb duszy dziewczyny i zobaczyć, jaka jest naprawdę, młoda narzeczona zaczyna wątpić, że poślubienie króla będzie dobrym wyborem.

Ciężko napisać opis fabuły tak, aby nie zdradzić wam za dużo. Jedno słowo więcej i odebrałabym wam te wszystkie emocje, którymi autorka postanowiła zaskoczyć swoich czytelników, wprowadzając na scenę nowego bohatera czy mieszając w relacjach między nimi. Kiera Cass znowu przenosi nas do wspaniałego świata pałaców, pięknych sukien, balów i przystojnych książąt. Od pierwszej strony zapadamy się w ten wspaniały świat, jednak to, co jest pomiędzy Hollis a królem nie satysfakcjonuje – te wszystkie emocje są sztywne i zaplanowane. Czekałam z ekscytacją na to, co wydarzy się na kolejnej stronie, bo Kiera Cass kilka razy pozytywnie mnie zaskoczyła. Wiadomo, że Narzeczona to opowieść dość schematyczna, ale autorka wszystko podała w ciekawej odsłonie, dodała trochę od siebie, a zakończeniem mnie zaskoczyła tak bardzo, że czytałam je kilka razy. Nie mam pojęcia, co może wydarzyć się dalej, ale chcę się tego dowiedzieć. Narzeczona to opowieść, która jest wprowadzeniem do dokładniejszej historii. Mam wrażenie, że autorka bardzo mnie zaskoczy w kolejnym tomie.

Muszę wspomnieć o wątku romantycznym. Jakie to było piękne! Kupiłam to od razu, od pierwszego spojrzenia i pierwszej wymiany zdań. Nie chcę więcej zdradzać, bo musicie sami się przekonać, że warto. Cass kilkakrotnie odwróciła karty i pokazała prawdziwą twarz niektórych bohaterów, po których się tego nie spodziewałam. Takie smaczki budują klimat tej historii i sprawiają, że chcę się więcej i więcej. Hollis jest bohaterką, która potrafi wzbudzić pozytywne, jak i negatywne emocje. Co mi się najbardziej w niej podobało? To, że dorasta. Z kolejnym zdaniem, stroną widać, jaką przemianę przechodzi i jak wydarzenia, w których uczestniczy, na nią wpływają.

Narzeczona to historia, która wciąga, fascynuje i jest zdecydowanie za krótka. Gdy już zaczniecie lekturę, nie będziecie się mogli od niej oderwać. Kiera Cass złamała moje czytelnicze serducho i mam nadzieję, że w kolejnej części, szybko je naprawi.  

 

 

 

 

 

 

Dział: Książki
czwartek, 16 kwiecień 2020 17:17

Zbuntowana księżniczka

Wybór Philipa, księcia Vittery, powoli dobiega końca. Elektryzuje to cały kraj, także jego, pozostającą w ukryciu siostrę. Bo oto dowiadujemy się, że książę nie jest jedynakiem, lecz ma siostrę! A ta siostra zasługuje na własną miłosną historię.  

Niespełna 18-letnia Ewelina, dla przyjaciół Lina, źle znosi ograniczenia wynikające z życia w ukryciu i odosobnieniu. Nie czuje się dobrze z dala od rodziny, bo ma wrażenie, że ich nie obchodzi. Z niechęcią myśli o jej własnym wyborze, który czeka ją za rok. Nie ufa także swoim towarzyszkom, co do których ma wrażenie, że są przy niej tylko dla dworskich korzyści. Marzy, by choć raz wyrwać się na zwykły bal, potańczyć, być anonimową. Jedna decyzja zmienia przyszłe życie księżniczki, a nowo poznany, przystojny Logan wciągnie dziewczynę w wir wydarzeń, które wszystko zmienią.

W ten sposób rozpoczyna się niesamowita przygoda pełna porwań, zwrotów akcji i dramatycznych decyzji. Jedno jest pewne; życie Eweliny na pewno już nigdy nie wyda się jej nudne.

Zbuntowana księżniczka pozwala zobaczyć tę samą historię, ale z drugiej strony i nie mam tu na myśli tylko Eweliny. W każdym systemie, prędzej czy później, pojawią się spiskowcy czy buntownicy, którzy chcieliby ten system obalić. Dzięki Ewelinie, której uda się do tego środowiska przeniknąć, poznamy inne racje i przekonamy się, że nie ma tylko jednego punktu widzenia. Każdy ma swój punkt widzenia i uważa, że jest on słuszny i jedyny.

Czytając serię o wyborze jednak po cichu kibicowaliśmy Vitterze i jej władzom, choć karmili obywatelami kłamstwami. Dlatego też dobrze jednak, że autorka pokazała tę drugą stronę, bo jej istnienia negować jej absolutnie nie można.

Historia Eweliny jest historią o dorastaniu. Energiczna i nieco lekkomyślna księżniczka, która myślała tylko o tym, żeby wyrwać się spod kontroli dorosłych, zmienia się i dojrzewa. Jest gotowa poświecić się dla najbliższych i nie myśleć tylko o własnym szczęściu. Sprawy kraju i przyszłości Vittery stają się dla niej ważniejsze niż ona sama.

Zbuntowana księżniczka jest miłym i dobrym uzupełnieniem serii głównej. Przyjemnie było znowu spotkać Philipa, Tanię oraz ich przyjaciół.

Powieść z pewnością spodoba się fankom serii. Nie radziłabym  jednak zaczynać znajomości ze światem Vittery od tej akurat powieści, bo zepsuje to suspens serii głównej i przeżyć Tani. To taka wisienka na torcie, gdy już skończymy całą serię.

 

Dział: Książki
wtorek, 14 kwiecień 2020 21:20

Las na granicy światów

Cieszę się bardzo, że twórczość Holly Black zadomowiła się u nas na dobre. Po trylogii, którą pokochałam od pierwszych stron, przyszła pora na jedno tomówkę, która pochodzi z uniwersum stworzonego przez Black, ale opowiada o innych bohaterach. Dzięki tej książce poznamy historię syna króla Olszyn, Sewerina.

Fairfold to miasteczko niezwykłe. Pełne magii, elfów, dziwnych stworów, niezbadanych lasów i przesądów, których mieszkańcy przestrzegają. To tutaj świat śmiertelników i elfów przenika się i łączy, a Mały Ludek żyje tuż obok zwykłych ludzi. Turystów przyciąga do tego miejsca magia, a lokalni mieszkańcy wiedzą, że czasami ktoś zniknie bez śladu. W Fairfold, w szklanej trumnie, śpi królewicz. Nikt nie wie, kim jest. Nikt przez lata go nie obudził. Kolejne pokolenia imprezują przy jego trumnie.

Hazel od zawsze chciała być rycerzem. Wraz z bratem, Benem, który otrzymał od elfów niezwykły dar, przemierzała lasy i zabijała potwory. Te czasy jednak minęły, a rodzeństwo dorosło. Gdy ktoś roztrzaskał szklaną trumnę królewicza, a na Fairfold spłynęła rozpacz i dziwna, przerażająca moc, dziewczyna musi przypomnieć sobie, co robiła przez ostatnich kilka nocy. Król Olszyn, którego wszyscy się boją, nie przyjmuje kompromisów. Miasteczku i jego mieszkańcom grozi wielkie niebezpieczeństwo, a jedyna nadzieja spoczywa w Hazel, Benie i Severinie.

Las na granicy światów to historia, która rozbudowuje świat, który poznaliśmy w Okrutnym Księciu. Jest wciągająca, porywająca, przepełniona magicznymi stworzeniami i tajemnicami; ma w sobie wszystko to, czego oczekiwałam po Holly Black. Podchodziłam do niej z wielką obawą, bo tęsknię za bohaterami, których wykreowała autorka i za całym światem, który dzięki jej powieściom poznałam. Jednak przygoda Hazel, Bena i tajemniczego królewicza mnie wciągnęła i otumaniła. Nie mogłam się od niej oderwać; od pierwszych stron zagłębiłam się w ten świat, w tajemnice i chciałam dowiedzieć się, jak ta historia się zakończyła. Kolejne strony mnie zaskakiwały, a gdy akcja nabrała tempa, musiałam odłożyć na chwilę książkę, aby złapać oddech. Holly Black zdecydowała się na użycie kilku zaskakujących suspensów, które jeszcze bardziej przyciągają czytelnika do tej historii.

Najbardziej intrygującą postacią jest król Olszyn – tajemniczy, przerażający, podstępny i bezwzględny. Czarny charakter, którego ludzie się bali i opowiadali na jego temat legendy. Jednak wszyscy bohaterowie, których wykreowała Holly Black, zasługują na uwagę – Hazel, która może popisać się wielka odwagą, Ben, wrażliwy muzyk, Jack – elf, który wychował się wśród ludzi oraz śpiący królewicz. Gdy zagłębiałam się w magiczny świat, chłonęłam wszystkie kreacje – wiadomo, że Mały Ludek jest przedziwny, niezwykle kontrastowy, a ich zwyczaje zadziwiające. Jedyne, czego mi zabrakło, to rozbudowany wątek miłosny, bo w Lesie na granicy światów miłość jest delikatna, niewinna i prosta.

Jeżeli tęsknicie za światem, stworzonym przez Holly Black, to ta powieść Was zachwyci. Las na granicy światów to taki powiew świeżości, który wypełnia białą plamę na mapie magicznego świata.

Dział: Książki
wtorek, 17 marzec 2020 09:18

Wszechmrok

Szemrzący Brzask wszyscy czekają na północ, ale nie taką zwykłą, a taką, podczas której odrodzi się feniks i zapewni kolejne lata szczęśliwości i magii na świecie. Jednak feniks się nie odradza, a w zamian powstaje okrutna i zła harpia Morga. Powstrzymać ją może jedynie Plamka, wyśmiewana, pogardzana, niewiele umiejąca uczennica wraz ze swoją małpką. Ale dziewczyn nie waha się i rusza ratować świat.

Plamka jest najgorsza na egzaminach, wiedza wchodzi jej do głowy opornie i nie zostaje na długo. Do tego ma irytujący zwyczaj pytania "Co jeśli..." i "A może...", co też nie przysparza jej popularności i przyjaciół. Jednak to właśnie ona, z otwartym umysłem i ogromną wiarą w to, że można inaczej ma przed sobą prawie niewykonalne zadanie. Rusza w świat, z głową pełną wiedzy o dalekich wyprawach i niebezpiecznych przygodach, o dawnych odkrywcach, która to wiedza jakoś zawsze sama wskakiwała do głowy i mapą na żaglu łodzi jej idola, który kiedyś nie wrócił z wyprawy. Już na samym początku zderzamy się z bardzo sympatyczną, choć nie do końca rozumianą bohaterką, której nie da się nie lubić, ba, jej nie da się nie podziwiać, że mimo tylu przeciwności nadal ma w sercu wiarę we własne możliwości. Jestem przekonana, że dla wielu młodych osób Plamka stanie się najlepszą przyjaciółką, inspiracją, bo wielu z nich też czuje, że nie pasuje do otoczenia, a wiary w siebie brakuje im, jak nikomu innemu.Autorka stworzyła sympatyczną dziewczynę, z którą czytelnik może się utożsamić i przywołać jej obraz w chwilach zwątpienia. Nie od pominięcia jest też Bartolomeo, małpka, która marzy tylko o spokoju, a mimo to idzie z Plamką w świat i wspiera ją w każdym "a może", motywując do pracy, wysiłku i podnosząc na duchu w najgorszych chwilach.

Wszechmrok to opowieść o rodzącej się przyjaźni, trudnej, bo przyjaciele są diametralnie różni, mają różne doświadczenia i oczekiwania, a jednak potrafią współdziałać i docierać się tak, by stworzyć mocną i niepowtarzalną więź.

Książkę czytałam wraz z ośmioletnią córką. Co prawda Wszechmrok dedykowany jest starszym czytelnikom, ale zauroczyła ją okładka, zaczęła i już nie mogła się oderwać. Przygody Plamki i jej małpki chwyciły ją za serce, często słyszałam, że ona też czasem nie wierzy w siebie, ale widzi, jaka to siła. Co prawda bała się przeokrutnie, momenty, w których występuje Morga są napisane bardzo plastycznie i nie sposób sobie tych sytuacji nie wyobrazić, jednak trzymanie za rękę pomogło i pozwoliło czytać dalej. Starszy czytelnik na pewno się nie przestraszy aż tak, ale mocne sceny są tu jak najbardziej potrzebne. Właśnie po to, by uzmysłowić czytelnikowi, jak bardzo wiara w siebie potrafi przenieść góry i zmienić świat. Nawet w najczarniejszych momentach właśnie przekonanie, że się da radę ratowało bohaterów.

Młodzieży potrzebne są takie książki, na poły fantastyczne, na poły prawdziwe, by coś nierealnego przenieść w jak najbardziej realny świat, by czerpać z niego inspirację, a niekoniecznie widzieć w nich odbicie całego swojego życia. My z ciekawością poczytamy o kolejnych przygodach Plamki i Bartoleomeo.

Dział: Książki
piątek, 07 luty 2020 23:18

Wywiad z Marcinem Mortką

Dzień dobry, nazywam się Katarzyna Abramova i w imieniu swoim oraz czytelników portalu Secretum.pl serdecznie dziękuję za poświęcony mi czas.

Dział: Wywiady
sobota, 16 listopad 2019 09:59

Sadie

Gdy młodsza siostra Sadie, Mattie, zostaje zamordowana, dla dziewczyny nie liczy się już nic prócz zemsty.

Od zawsze były tylko we dwie; gdzieś w tle przewijała się matka, Claire, notorycznie uzależniona od alkoholu, zawsze w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Jedni zostawali w ich przyczepie na dłużej, inni zmywali się po kilku tygodniach. To Sadie wzięła na siebie opiekę nad młodszą siostrą, mimo że sama potrzebowała jeszcze matczynego wsparcia. Pewnego dnia Claire po prostu wyjeżdża, zostawiając córki samym sobie; mimo tego oczywistego porzucenia Mattie tęskni za matką. Chce być z nią, a nadesłana kartka pocztowa sprawia, że dziewczyna wpada w obsesję. Musi dostać się do matki, za wszelką cenę. Czy właśnie dlatego tego feralnego dnia wsiadła do czyjegoś auta? Sadie, chcąc pomścić śmierć siostry, kupuje samochód i rusza w trasę. Doskonale wie, kto odpowiada za zamordowanie Mattie. Musi tylko złapać jego trop, a potem... potem zostaanie już tylko zemsta.

Bardzo wiele pozytywnych opinii wyczytałam w Internecie; oczywiście nie tylko one miały wpływ na mój wybór. Nie mogłabym przejść obojętnie obok książki z tak przyciągającą wzrok okładką (choć już nie od dziś wiadomo, że magnetyczny front nie zawsze idzie w parze z ciekawą historią), a opis książki dodatkowo podsycił ciekawość. Ruszyłam więc w trasę razem z Sadie i... chciałabym, żeby ta historia nigdy się nie kończyła.

Sadie nigdy nie mogła liczyć na matkę; ta, skupiona wyłącznie na alkoholu i kolejnych facetach nie zauważała swojej córki, można by rzec, że wręcz za nią nie przepadała. Dopiero narodziny Mattie poruszyły w Claire jakąś czułą, matczyną strunę, choć i to nie sprawiło, że porzuciła dotychczasowy tryb życia. Sadie już wtedy wiedziała, że uczyni wszystko, aby jej siostra była bezpieczna i szczęśliwa. Jedna bez drugiej nie istniała. To Mattie nadawała cel jej życiu. Dla niej brała dodatkowe godziny w pracy, gotowała, dbała, jak tylko mogła dbać nastoletnia dziewczyna o młodszą od siebie istotę. Ale dla Mattie to było za mało- chciała matki. Nieidealnej, ale wciąż matki. Dlatego chciała ruszyć do miasta, z którego Claire przysłała kartkę. Dlatego zginęła. Tropem Sadie rusza West McCray, który na co dzień tworzy audycje radiowe poświęcone małym miasteczkom. Gdzieś w trasie obiła mu się historia sióstr i postanowił podzielić się nią ze swoimi słuchaczami, jednocześnie starając się natrafić na jakikolwiek ślad zaginionej dziewczyny. Czy ta historia może mieć szczęśliwe zakończenie... ?

Początkowo -przez wspomniane audycje West'a- nie mogłam wkręcić się w tę opowieść. Dlaczego? Otóż pani Summers relacje czy audycje pana McCray zapisywała jako rozmowę telefoniczną- forma ni to wywiadu, ni to dialogu, ciężko mi to określić. Oczywiście później już przestało mi to przeszkadzać, ale na początku było dość ciężko. W Sadie mamy właśnie takie mieszane formy zapisu: rozmowy mężczyzny (często prowadzone przez telefon) z bliskimi czy znajomymi dziewcząt są utrwalone w ten specyficzny sposób, a z drugiej strony mamy historię podróży Sadie, która jest przedstawiona w znany nam już, literacki sposób. 

Nie wyobrażam sobie, co musiała przeżywać główna bohaterka po śmierci młodszej siostry. I wcale się nie dziwię, że zapragnęła pomścić to młode życie. Jak już wspominałam, od wielu lat matkowała Mattie; przez jej głowę pewnie nie raz przeszła myśl, że "gdyby tylko...". Co ciekawe, dziewczyna od razu wiedziała, kto stoi za morderstwem. Rusza więc jego tropem, po drodze nie raz pakując się w niezłe kłopoty, ale za to demaskując kilka fałszywych obliczy. Podziwiam ją. Jest odważna, silna, pewna swojej misji. Nie cofnęła się mimo wielu przeciwności. Wiedziała, że tylko ona jest w stanie wymierzyć sprawiedliwość- bo któż inny mógłby to zrobić? Zapijaczona matka, o której od dawna nic nie słyszała? Policja, nie mająca ani jednego świadka, ani skrawka tropu? Można pomyśleć, że Sadie to wyłącznie historia zemsty, ale nic bardziej mylnego. To opowieść o sile siostrzanej miłości, o zemście, która może i przynosi chwilową ulgę, ale ostatecznie prowadzi nas do destrukcji. Początkowo zakładałam, że cała fabuła będzie się toczyła wokół śmierci Mattie i powiązanych z nią działaniami Sadie, ale autorka mnie zaskoczyła. Główna bohaterka doskonale wie, kogo szukać, gdyż sama przez wiele lat cierpiała z ręki tego samego człowieka. W jej przeszłości jest skryta tajemnica, o której nikt nie miał pojęcia. Dziewczyna przez długi okres poświęcała siebie dla dobra młodszej siostry, o czym nikt nie miał zielonego pojęcia. Czy znajdziecie gdzieś lepszą definicję miłości... ?

Książka autorstwa pani Courtney Summers z założenia należy do literatury młodzieżowej, z czym nie do końca się zgodzę. Dobrze, mamy tutaj nastoletnich bohaterów, lecz ich problemy są o milion lat świetlnych oddalone od "udręk" współczesnej młodzieży. Nie znajdziecie w Sadie kłopotów sercowych, które to często nie dają spać postaciom z innych młodzieżówek. Odosobnienie? Samotność? Niezrozumienie? Może w pewnym sensie tak, aczkolwiek to, z czym przyszło walczyć Sadie, jest o wiele, wiele mroczniejsze. Już się nie dziwię, że tak wielu czytelników poświęciło swoją uwagę tej pozycji, polecając ją kolejnym molom książkowym- dziś i ja dołączam do Waszego grona. To jest po prostu utwór, który TRZEBA przeczytać.

Dział: Książki
środa, 28 sierpień 2019 10:11

Skrzynia ofiarna

Te wakacje były zupełnie inne; to właśnie wtedy Sep poczuł, że nie jest zupełnie sam. Piątka całkowicie różnych od siebie dzieciaków nawiązała nić przyjaźni: sportowiec Mack, inteligentny Sep, cicha Hadley, wojownicza Lamb oraz żartowiś Arkle. Magiczny czas, który zapisał się w ich pamięci jako jeden z najszczęśliwszych okresów. Ukoronowaniem pączkującej przyjaźni stało się złożenie pamiątek do skrzyni ofiarnej, znalezionej zupełnym przypadkiem na polanie przez Sepa. Ale jeszcze wtedy piątka przyjaciół nie zdawała sobie sprawy z tego, że ich przyjaźń zostanie skryta pod gąszczem nowego roku szkolnego. I że ta zwykła, stara skrzynia będzie chciała zemścić się za złamaną przysięgę. 

Pochłonę horror w każdej postaci, choć szczerze przyznam, że odnośnie Skrzyni ofiarnej nie miałam zbyt dużych oczekiwań. Jako że jest to młodzieżowa powieść grozy, spodziewałam się bardziej nastoletniego love story, nie zaś powieści z dreszczykiem. A tu proszę, totalne zaskoczenie! Co z tego, że bohaterowie to młodzież? Jak się okazuje, w dobrej lekturze wiek nie ma znaczenia.

Małe miasteczko na wyspie, gdzie każdy zna każdego. Jeżeli w szkole nie nawiążesz żadnych relacji z rówieśnikami, to nie masz co liczyć na inne przyjaźnie. Sep był typowym odludkiem- skupionym na nauce, niesłyszącym na jedno ucho nastolatkiem. A do tego jego mama -miejscowy szeryf- spotykała się z dyrektorem szkoły, do której uczęszczał. Chłopak czuł urazę do osób, z którymi cztery lata wcześniej połączyła go przyjaźń- teraz, w szkolnej dżungli, każde z nich powróciło na swoje miejsca w szkolnej hierarchii, zupełnie zapominając o tym, że obiecywali sobie przyjaźń na całe życie. I wydawałoby się, że sytuacja już się nie zmieni, aż każde z nich pójdzie w swoją stronę, opuszczając wyspę. A jednak coś, o czym bohaterowie kompletnie zapomnieli, uaktywniło się. Wokół tej piątki zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a wrony (na pozór martwe) śledzą każdy ich krok. 

Jak już wspominałam, nie spodziewałam się tak ciekawej historii. Jestem fanką mrocznych opowieści, ale groza w wersji młodzieżowej zawsze (bezwiednie) kojarzy mi się z filmami, pseudo- horrorami, gdzie grupę młodzieży ściga seryjny morderca, ewentualnie jakieś monstrum nie z tego świata. Co w takich filmach dzieje się dalej, nie muszę Wam mówić. Dlatego do Skrzyn ofiarnej podchodziłam z lekkim dystansem. Rozpoczęłam przygodę, przeniosłam się na tę małą wysepkę i nawet nie wiem w którym momencie tak wciągnęłam się w toczące wydarzenia, że inny świat zdawał się dla mnie nie istnieć. Każdego dnia kolejna osoba spośród tej piątki doświadczała rzeczy, powiązanych z darami, które złożyli w tajemniczej skrzyni. Nie mieli pojęcia, kto był na tyle głupi, by ją otworzyć; z drugiej strony nie spodziewali się, że za niedotrzymanie obietnicy czeka ich jakakolwiek kara. Ale skrzynia pamięta i co więcej, bardzo agresywnie reaguje na łamanie obietnic, celując w każdego, kogo kochali.

Bardzo, bardzo dobra książka. Skrzynia okazała się być nie tyle starym, ukrytym przez kogoś pudłem, ale rzeczą wypełnioną pradawną magią. Otworzona, wypuszcza na świat kłęby zła, kóre przywracają zmarłych do życia. Karmi się krwią, polując nawet na zwierzęta. Nikt nie jest w stanie uciec przed jej mocą, choć wiele lat temu, zupełnie innej grupie przyjaciół, udało się to. Oczywiście do czasu, aż Sep, Arkle, Mac, Hadley lub Lamb otworzyli ją ponownie. Autor nie bawi się z nami w żadne sentymenty, dokładnie opisując kolejne wydarzenia. Zdecydowanie jest tu bardzo dużo krwawych opisów, aż przez chwilę miałam wrażenie, że trafiłam w sam środek apokalipsy zombie. W ogóle nie dał nam odczuć tego, że bohaterami są nastolatkowie, bowiem od razu ruszają na ratunek ich małej mieścinie, jednocześnie starając się ocalić własne życia. Ostatecznie mają świadomość, że skrzynia idzie właśnie po nich. Niestety, pradawne zło zdążyło zebrać już krwawe plony wśród bliskich im osób. Ranni, wytarzani w błocie, z niepojętymi obrazami pod powiekami przyjaciele wciąż walczą. Poniekąd to doświadczenie sprawiło, że ich więź "obudziła się" z letargu. Nigdy do końca nie zapomnieli o tych wakacjach, które ich połączyły. Tęsknili za sobą, choć żadne z nich przez te cztery lata nie zrobiło najmniejszego ruchu, by wszystko naprawić. Dopiero groźba skrzyni obudziła w nich to, co wydawało się zapomniane.

Nie dajcie się oszukać. Owszem, to po części jest powieść młodzieżowa, ale tylko ze względu na głównych bohaterów. Poza tym spotkacie się tam tylko z mrokiem i okrucieństwem, jakiego możecie szukać wyłącznie w książkach autorstwa m.in. Grahama Mastertona. Dla horrorożercy to bardzo dobry... smakołyk. Polecam i smacznego!

Dział: Książki
środa, 24 lipiec 2019 22:09

Mroczne Wybrzeża - zapowiedź

Mroczne Wybrzeża

Już 14 sierpnia zostanie wydana kolejna książka autorki Danielle L. Jensen pt. „Mroczne Wybrzeża”. Piraci, szantaż i bogowie wtrącający się w sprawy ludzi – to wszystko można znaleźć w trzymającym w napięciu pierwszym tomie nowej serii fantasy autorstwa Danielle L. Jensen.

W świecie podzielonym przez zdradzieckie oceany i bogów wtrącających się w sprawy ludzi jedynie Maarinowie umieją przemierzać Bezkresne Morza. Kierują się tylko jednym przykazaniem: „Wschód nie może spotkać się z Zachodem”.

Dział: Książki
środa, 10 lipiec 2019 02:38

Proroctwo cieni

Michelle Madow na nowo opowiada historię greckiej mitologii, przenosząc stare wierzenia do współczesnych czasów.

Bardzo lubię młodzieżową fantastykę. Najczęściej jest lekka, przyjemna i pozwala odpocząć od codzienności. Nie sposób się przy niej nudzić. Czy jednak książka „Proroctwo cieni” spod pióra Michelle Madow spełniła moje oczekiwania? 

Nicole rozpoczyna naukę w nowej szkole i nie jest to łatwe doświadczenie. Zwłaszcza że dziewczyna zostaje zapisana na dodatkowe zajęcia, na których dowiaduje się, że jest czarownicą, która potrafi wykorzystywać otaczającą ją energię. Tam poznaje nowych przyjaciół i razem z nimi pakuje się w bardzo poważne tarapaty. Czy wspólnymi siłami uda się im wyjść z nich cało?

Powieść zgodnie z moimi oczekiwaniami należy do tych lżejszych. Szybko i przyjemnie się ją czyta, ale wyraźnie widać, że pisarka tworząc ją, nie miała zbyt wielkich ambicji. Ot kolejna młodzieżówka, którą z grona pozostałych wyróżniają jedynie nawiązania do greckiej mitologii. Nie żałuję jednak lektury, gdyż miło spędziłam przy niej czas. Twierdzę jednak, że to pozycja dla zdecydowanie młodszych czytelników, starszym nastolatkom może się już nie spodobać. 

Fabuła historii jest nieskomplikowana i biegnie jednotorowo. Bohaterowie po drodze nie natykają się na zbyt wiele przeszkód, a ich problemy właściwie same się rozwiązują. Mimo to jednak Michelle Madow przez cały czas udało się utrzymać moje zainteresowanie. Kto wie, może sama jest czarownicą i wykorzystała do tego jakąś magiczną sztuczkę, a może to po prostu kwestia jej lekkiego pióra? W każdym razie co by to nie było, nie nudziłam się ani przez chwilę. 

Bohaterowie powieści są niezwykle sympatyczni. Nieco tajemniczy, może odrobinę zbyt zwyczajni, ale nie sposób ich nie polubić. Wzbudzają w czytelniku ciekawość i chęć towarzyszenia im w nadchodzących tomach. W serii „Elementals” pojawiają się też oczywiście stworzenia z greckiej mitologii. Są świetnie opisane i naprawdę dobrze przedstawione. Są też tajemnice, ale niestety zdecydowanie zbyt prosto je rozwiązać. 

Książka jest lekka i zabawna. W jej towarzystwie bez trudu można zapomnieć o otaczającym nas świecie. Polecam wszystkim wielbicielom motywów mitologicznych i osobom, które mają ochotę na czysto rozrywkową pozycję. W „Proroctwie cieni” nie ma żadnego wymuszonego elementu. Ono po prostu czyta się samo, równie wartko, jak toczy się jego akcja. 

Dział: Książki
piątek, 05 lipiec 2019 12:55

Mam na imię Jutro

Ludzie zgodnie twierdzą, iż pies jest najlepszym przyjacielem człowieka; zawsze lojalny, kochający, wspierający na swój własny, zwierzęcy sposób. Nasz główny bohater wabiący się Jutro, pozornie niczym nie wyróżnia się na tle swojego gatunku. No właśnie, tylko pozornie- żyje bowiem już 217 lat, co dla zwykłego psa jest granicą nie do osiągnięcia. I praktycznie przez większość tego czasu czeka wiernie na powrót swojego ukochanego pana. Dni spędza w swojej mało przytulnej "norze" u wybrzeża Wenecji, wierząc, że w końcu na pokładzie któregoś zawijającego do portu statku znajdzie się jego najdroższy człowiek. Niestety, każdy nowy dzień staje się kolejnym rozczarowaniem, a czekanie przerywa jedynie przymus zdobycia jedzenia oraz zaczepki ze strony młodszego kolegi Sporco, ocalonego przez niego lata temu, jak również spacery pod katedrę, którą wyznaczył właściciel Jutra jako miejsce ich ponownego spotkania. Niespodziewanie psi bohater trafia na jakiś trop; jest nim Vilder, człowiek o raczej niesympatycznym usposobieniu, którego poznał wiele lat temu za sprawą swojego pana. Zresztą, tych dwóch mężczyzn łączy o wiele więcej niż wspólna tajemnica nieśmiertelności. Jutro ma wybór- albo pozostać na swoim wieloletnim posterunku, albo ruszyć w ślad za dawnym wrogiem, wciąż noszącym na sobie zapach jego właściciela. 

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to magnetyczna okładka; widać, że wydawnictwo włożyło wiele wysiłku w to, aby tę nietuzinkową historię upiększyć jeszcze bardziej i nakarmić czytelnicze oczy czymś więcej, niż literkami w środku. Od pierwszej chwili, w której ją ujrzałam wiedzialam, że musi być moja. I oczywiście sam fakt, że głównym bohaterem powieści jest pies o wdzięcznym imieniu Jutro, a nic tak bardzo nie przyciąga do lektury jak fakt, iż występują w niej zwierzęta (choć nierzadko w trakcie akcji umierają, przez co granica mojego wzruszenia zostaje przekroczona). Czy te wszystkie aspekty złożyły się jednak na równie fantastyczną treść?

Jutro jest już bardzo starym psem, choć patrząc na niego, nikt nie dałby mu tylu lat, ile naprawdę ma. W jego chodzie oraz zachowaniu widać jednak tę stateczność, nabywaną z upływającym czasem. Ów psi bohater za wszelką cenę chce odnaleźć pana, a mimo to przez wiele lat nie opuścił swojego "punktu dowodzenia", wierząc w obietnice człowieka. Ale czeka. A lata lecą. Chyba takim impulsem do wskoczenia na statek był widok Vildera i wieści, że on również poszukuje zaginionego mężczyznę. No i entuzjazm Sporco co do podróży w nieznane krainy, od której to wizji zupełnie nie dało się go odciągnąć. Przez chwilę nawet myślałam, że ta wrodzona rozwaga czworonoga wynika z jakiejś odrobinki strachu kryjącej się w jego sercu, ale nie. Późniejsze wydarzenia jedynie podkreśliły, jak wiele miał w sobie odwagi. Jak to mówią: "Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana".

Pan Dibben w pierwszych rozdziałach dokładnie wprowadza nas w meandry relacji między człowiekiem a zwierzęciem, zaś sam Jutro wielokrotnie przywołuje wspomnienia, dzięki czemu czytelnik z łatwością widzi tę miłość, która ich łączy. Poznajemy dokładnie zaginionego mężczyznę, to, czym się zajmuje i jak doprowadził do tego, iż obaj są nieśmiertelni. Na scenę wychodzą również jego związki z Vilderem, który mianuje się jego przyjacielem, mimo że trudno to odebrać w ten sposób. I oczywiście (bo jakby tak mogło być) ktoś umiera, a konkretniej jeden z psich bohaterów. Ten moment kompletnie złamał mi serce, ale oczywiście do takich autorskich zabiegów można się przyzwyczaić (choć ciężko jest się na tę śmierć przygotować i nie reagować łzami). Akcja toczy się szybko, szczególnie od momentu, w którym Jutro spotyka Vildera. Nie sposób się nudzić, bowiem na jaw wychodzą coraz to nowsze tajemnicze, mroczne intrygi. Vilder emanuje zawiścią, choć początkowo nie wiemy, dlaczego.

Mam na imię Jutro to piękna historia wierności i miłości, jaka rodzi się między zwierzęciem a jego właścicielem. Niejednokrotnie można natrafić na artykuły, w których opisywane są reakcje czworonogów po śmierci ich panów. One czują tak jak my i równie mocno przywiązują się do nas. Pan Damian Dibben pięknie to ukazał, podkreślając, ile lat czekał Jutro na choćby najmniejszy ślad zaginionego, z jaką rozpaczą przyjmował kolejny, fałszywy trop. Czasu spędzonego z tą książką na pewno nikt nie uzna za zmarnowanego.

Dział: Książki