Rezultaty wyszukiwania dla: krymina��

czwartek, 05 luty 2015 13:34

Premiera: "Czarne jak heban"

Dzięki wydawnictwu YA! już 18 marca ukaże się finalny tom trylogii "Lumikki Andersson" autorstwa Salli Simukki - "Czarne jak heban". Książka z gatunku literatury fińskiej dla młodzieży, będąca po trochu thrillerem, kryminałem, i tak lubianym ostatnio New Adlut. Cała trylogia została przyjęta przez czytelników niezwykle pozytywnie, autorka zdobyła sympatię pomysłowością i nieprzewidywalnością.

Dział: Książki
środa, 04 luty 2015 11:36

Kroniki Amberu

Roger Zelazny znany jest każdemu miłośnikowi literatury fantasy – jeśli ktoś dopiero raczkuje w tej dziedzinie i o nim nie słyszał, niech lepiej natychmiast zapisze sobie jego nazwisko. Nie bez przyczyny zaliczany jest on do grona pisarzy, których powieści przeszły do kanonu literatury fantasy, a na ich czele plasują się Kroniki Amberu.

Nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka ukazało się właśnie wznowienie pierwszych pięciu części (Dziewięciu książąt Amberu, Karabiny Avalonu, Znak Jednorożca, Ręka Oberona, Dworce Chaosu) zebranych w jeden, naprawdę pokaźny tom. Co więcej, prezentujący się o niebo lepiej niż wydanie z 2010 roku, którego koszmarna okładka powodowała spazmy u wielu fanów Zelazny'ego. Nowa wersja wygląda świetnie i zapowiada intrygującą lekturę. I nie jest to obietnica bez pokrycia.

Narratorem i głównym bohaterem tej opowieści jest mężczyzna, który pewnego dnia budzi się w szpitalu – nie pamięta, jak się tam znalazł, ale czuje, że musi go jak najszybciej opuścić. Nie wie, kim jest, ale dzięki wrodzonej przebiegłości dość szybko odkrywa, że padł ofiarą wypadku i nie może nikomu ufać, a już najmniej swojej rodzinie. Równie szybko dowiaduje się, że nie jest zwykłym człowiekiem, lecz księciem Amberu, nie może jednak do niego powrócić, bo oznacza to dla niego wyrok śmierci.

Dzięki wykorzystaniu amnezji głównego bohatera, autor wprowadza nas stopniowo w zbudowany przez siebie z ogromnym rozmachem świat. Sam Corvin nie wie nic o tym, kim jest, ani jakie prawa panują w otaczającej go rzeczywistości, zdecydowanie dalekiej od tej, jaką znamy na codzień. Z tego też względu, towarzysząc mu krok po kroku, czytelnik nie jest rzucany od razu na głęboką wodę, a raczej odkrywa magię Amberu krok po kroku, dając sobie czas na poukładanie sobie w głowie, kto jest kim i co potrafi, a także kto jest prawdopodobnym zdrajcą i spiskowcem, a komu można zaufać.

Czym jest więc Amber? Jedynym prawdziwym światem, którego centrum stanowi Wzorzec, rządzonym przez dynastię obdarzoną zdolnością tworzenia i przekształcania tzw. światów-cieni lub jak kto woli rzeczywistości alternatywnych, do których należy zarówno arturiański Avalon, jak i nasza Ziemia. A także setki (o ile nie tysiące) innych miejsc, mniej lub bardziej do siebie podobnych, zamieszkałych przez ludzi lub antropomorficzne stworzenia. Na przeciwstawnym biegunie znajdują się Dworce Chaosu, druga – obok Amberu – prawdziwa rzeczywistość. Aby świat mógł istnieć, musi zostać zachowana między nimi równowaga, jednak działania części rządnych władzy amberyckich książąt znacząco ją zaburzają. A kiedy bestie Chaosu zostają spuszczone ze smyczy, wtedy następuje, no cóż... chaos.

Zelazny stworzył niesamowity świat, niemal na każdym kroku pobudzając wyobraźnię czytelnika, a jednocześnie czarując go słowem. Zachował doskonałe proporcje między sugestywnymi opisami, a pełną ironii i humoru narracją prowadzoną przez wspomnianego już Corvina. Właśnie ten lekki styl, brak pompatyczności i puszczanie oka do czytelnika sprawiają, że lektura Kronik... jest naprawdę przyjemna, a ponad 600-stronicową cegiełką łyka się w ciągu dwóch-trzech dni.

Kroniki Amberu nie są czystym fantasy, wręcz przeciwnie – stanowią wybuchową mieszankę wielu gatunków, z których prym wiedzie wypełniona magią kombinacja fantasy i science fiction. Nie brak tu jednak wątku kryminalnego, morderstw, intryg i tajemnic, dramatycznych scen walki i ucieczek oraz filozoficznych rozważań nad ludzką naturą. Jednym słowem, każdy znajdzie tu coś dla siebie. Są też wspaniale opowiedzianą historią, która porywa i trzyma w swoich kleszczach od początku do końca. Gorąco polecam!

Katarzyna Chojecka-Jędrasiak

Dział: Książki
niedziela, 18 styczeń 2015 17:49

Premiera: "Blackguards 2"

"Blackguards 2" to gra RPG z turowym systemem walki. Produkcję opracowało niemieckie studio Daedalic Entertainment, czyli ten sam zespół, który odpowiadał za pierwszą część, wydaną w 2014 roku. Polska premiera już 20 stycznia!

Dział: Z prądem
poniedziałek, 12 styczeń 2015 19:37

Czarci Most

Wszystkie niestworzone historie mają swoje podstawy. W legendach i mitach tkwi ziarno prawdy. Gdy ludzie zaczynają zbiorowo dostrzegać niesamowite rzeczy, a one masowo pojawiają się w jednym, niewielkim miasteczku, coś musi z nim być nie tak, nawet jeśli w rzeczywistości nie jest nawiedzone...

Po śmierci babci Mikołaj wraca do rodzinnego miasteczka z którym wiążą się nieprzyjemne historie z przeszłości. W odziedziczonym domu zastaje jednak lokatora, a raczej uroczą lokatorkę, w której rozpoznaje swoją przyjaciółkę z dzieciństwa, Jagę. Gdy jej siostra, Maria, zostaje brutalnie zamordowana, a siostrzeniec znika, obydwoje zrobią wszystko, by odkryć kto jest mordercą i uratować Tomka – o ile oczywiście chłopiec jeszcze żyje.

Czarci Most to miejscowość niezwykła. Tu przenikają się „warstwy", a świat realny łączy się z tym zupełnie fantastycznym. Legendy ożywają i nic nie jest już oczywiste, a szpital psychiatryczny pęka w szwach. Z pewnością nie jeden czytelnik mógłby powiedzieć „ale to już było". Wiele fantastycznych światów zostało opartych na takiej właśnie zasadzie. Mało kto nie wie jeszcze jak dostać się na ulicę Pokątną. J.K. Rowling, Neil Gaiman, Anne Bishop – oni wszyscy opisywali takie właśnie, przenikające się z tym realnym, równoległe światy. Każdy jednak robił to na swój własny, unikalny sposób i tak też podeszła do zagadnienia Anna Bichalska.

Z początku po „Czarcim Moście" nie spodziewałam się zbyt wiele. Powieść zaczynała się niepozornie. Szybko jednak wykreowany przez Autorkę świat okazał się prawdziwą ucztą wyobraźni. Wiele pomysłów zostało zaczerpniętych z podań, legend, mitologii i innych źródeł, ale pojawiają się też takie zupełnie oryginalne, albo przynajmniej ja nie potrafiłabym doszukać się ich pochodzenia. Taki obrót sprawy niezwykle przypadł mi do gustu, a w fantastycznym misz-maszu czekało na mnie całe morze niespodzianek.

Główni bohaterowie powieści są wyraźnie i mocno zarysowani, inni jednak, choć wydają się być interesujący, zostali właściwie jedynie liźnięci. To takie epizodyczne postacie, a szkoda, ponieważ chętnie poznałabym historie paru z nich. Wydaje mi się jednak, że Anna Bichalska na „Czarcim Moście" nie poprzestanie, ponieważ w historii zostało wiele otwartych drzwi, do pokoi, które zapełnić można nowymi pomysłami. Zdecydowanie miałabym ochotę je poznać.

„Czarci Most" to prawdziwa uczta wyobraźni, historia jakiej nie powstydziłby się sam Neil Gaiman. Powieść została napisana w lekkim, okraszonym humorem stylu. To barwna, fantastyczna, pełna magii baśń z wątkiem kryminalnym i paroma, ważnymi wartościami w tle. Książka niejednokrotnie zaskoczyła mnie i oczarowała. Bez wątpienia warto po nią sięgnąć.

Dział: Książki
środa, 07 styczeń 2015 19:06

Białe jak śnieg

"Białe jak śnieg" to kontynuacja doskonałej, kryminalnej serii spod pióra Salli Simukka, która rozpoczęła się tytułem "Czerwone jak krew". Pisarka urodziła się i mieszka w Tampere. Obecnie jest najpopularniejszą fińską autorką powieści dla młodzieży. To właśnie trylogia o przygodach Lumikki Andersson przyniosła jej międzynarodową sławę.

Wygląda na to, że spokojne do tej pory życie Lumikki już nigdy nie wróci na dawny tor. Od ostatnich wydarzeń minęło kilka miesięcy. Dziewczyna wyjeżdża do Pragi by tam móc wreszcie odpocząć i dojść do siebie. Na miejscu jednak spotyka osobę, która twierdzi, że jest jej starszą siostrą i ma na to całkiem mocne dowody. Nie jest to jedyny problem, który bohaterka musi w jakiś sposób rozwiązać. Natomiast stawką będzie nie tylko jej własne życie.

Tym razem wątek kryminalny dotyczył będzie działalności "Białej Rodziny", zorganizowanej, niebezpiecznej sekty. Ulice Pragi okażą się wcale nie takie spokojne i słoneczne na jakie nadzieję miała Lumikka. Dziewczyna zostanie zmuszona by podjąć kolejne, trudne wyzwanie, a także by zmierzyć się z własną przeszłością, która być może odsłoni przed nią zupełnie nową, niespodziewaną przyszłość.

Powieść, a właściwie cała trylogia, została niesamowicie wydana (trzeci tom co prawda możemy zobaczyć póki co jedynie w zapowiedziach, ale wygląda na to, że nie będzie odbiegał od dwóch pozostałych). Książki posiadają intrygujące, tajemnicze, niekrzykliwe okładki, obiecujące niezwykłą zawartość. Redakcja tekstu, korekta oraz tłumaczenie również stoją na wysokim poziomie. Takie wydania czyta się z prawdziwą przyjemnością.

Lumikka to bohaterka silna, niezależna i inteligentna. Nie ma w niej żadnych cech oczekującej ratunku księżniczki. Sama kreuje swoją przyszłość i bierze odpowiedzialność za własne działania. Gdy poznajemy ją lepiej, skorupa opada i dowiadujemy się, że to dziewczyna z krwi i kości, która również posiada uczucia i duszę, a osoba, którą czytelnicy poznali w pierwszym tomie ukryta była pod maską. Szczerze przyznam, że Lumikka to jedna z lepszych postaci o których kiedykolwiek czytałam. Nie podlega żadnym schematom czy wzorcom. Jest intrygująca i niepowtarzalna. Z prawdziwą przyjemnością zagłębiłam się w jej świat.

To zaskakujące jak Salla Simukka potrafi zupełnie zmienić sposób pisania i klimat całej historii. Sama idea zostaje dosyć podobna, ale cała reszta jest zupełnie świeża i nowa. Wątek kryminalny wydaje się nieco lżejszy od poprzedniego, ale w dalszym ciągu wysuwa się na pierwszy plan. Zaraz po nim pisarka przywiązuje wagę do prywatnego życia Lumikki, które z pewnością do nudnych nie należy. Nawet gdy już skończymy czytać cały tom, w dalszym ciągu pozostaje wiele pytań, domysłów i niedopowiedzeń oraz oczywiście ogromna ochota, by jak najszybciej poznać historię, którą przyniesie ze sobą tytuł "Czarne jak heban".

"Białe jak śnieg" to, w odróżnieniu od "Czerwone jak krew", już nieco bardziej typowa literatura młodzieżowa. Książkę czyta się szybko i z ciekawością. Fabuła jest nieprzewidywalna i doskonale skonstruowana. Wątek kryminalny potrafi zaintrygować, tak samo zresztą jak i główna bohaterka. Trylogię spod pióra Salli Simukka jak najbardziej wszystkim polecam, zwłaszcza osobom, które lubią książki dla młodzieży, a chciałyby nieco odpocząć od niezwykle popularnej literatury paranormalnej czy też antyutopijnej. Nic dziwnego, że skandynawskie kryminały są uważane za najlepsze na świecie.

Dział: Książki
niedziela, 28 grudzień 2014 18:24

Adam Krypczyk - Słońce

Gdzie jestem? Sunę z niemożliwą do pojęcia prędkością ku odległej plamie światła. Czy to tunel prowadzący do kresu istnienia? Nie mam ciała. Z trudem próbuję wspomnieć przeszłość, lecz jest pusta. Czas płynie. Wiem, że tuż za drzwiami podświadomości leży odpowiedź. Wystarczy tylko przekręcić klucz. Najpierw jednak należy go odnaleźć. Kolejne chwile upływają na dławiącej bezsilności. Niespodziewany błysk wynurza mnie na ląd zrozumienia. Pęcznieje pojęcie. Laboratorium. Tak. Zostałem podpięty do jakiejś chorej maszyny. Kolejne kondygnacje wspomnień błyskawicznie wypełniły pustkę, tworząc kompletną konstrukcję przeszłego życia. Jeśli ten lśniący w oddali punkt jest końcem to z pewnością spłonę w piekle. Może jednak plan tego wariata się powiedzie?

*

– Plan się powiódł! – wrzasnął Henry. – Za niespełna piętnaście minut dusza naszego wybrańca dotrze wprost na Słońce – dodał z uśmiechem.
– A co z powrotem? – zapytała asystentka Anna, prywatnie córka ekscentrycznego naukowca.
– Jakim powrotem? I tak był skazany na śmierć. Wróci sam, kiedy nauczy się kontrolować, choć pewnie zajmie to trochę czasu.
– Znowu mnie okłamałeś – dziewczyna syknęła złowieszczo. – Czasem wydaje mi się, że pod tą stalową kopułą siedzi ktoś zupełnie obcy.
– Przestań kochanie. Wiesz, że mnie nie stać na rekonstrukcję ciała, a te refundowane blachy nie są wcale takie złe.
– Nie stać – parsknęła śmiechem. – Mama wydaje tyle na zabiegi, że wygląda młodziej ode mnie, a ty zastępujesz skórę kawałkiem żelastwa, bo nie masz czasu polecieć do lepszej kliniki. Ta praca cię wykończy...
– Wierzę, że moje geny pozwolą ci uniknąć próżności, która skazuje tę pustą sukę na rozpustę – rzekł z lekkim smutkiem, ciągle wpatrzony w ekran. – Dusza dotrze na Słońce za niespełna trzy minuty.
– Może gdybyś...
– Przestań – przerwał zdecydowanie. – Nie wtrącaj się w sprawy, o których nie masz pojęcia. Nie obchodzą mnie jej nowe cycki ani sztuczni kochankowie. Kiedyś świat był lepszy, a ludzie potrafili godnie dojrzewać.
– Jesteś niemożliwy, tatku. Przecież byłeś jednym z odkrywców transplantacji dusz, a to najbardziej skrajny przypadek odmładzania.
– Patrz na ekran, zaraz dotrze na miejsce – Henry oblizał wargi i z podnieceniem spojrzał na rosnącą plamę światła.

*

Chciałbym zacisnąć dłonie na żelaznej szyi tego zmechanizowanego skurwiela. Rząd powinien eksterminować psychopatycznych kombinatorów, zamiast wypłacać im milionowe odszkodowania. Przecież eksplozja okaleczyła go w jego własnym mieszkaniu z jego własnej winy. Pieprzone układy. Dlaczego wybrał właśnie mnie? Pewnie nigdy nie będę miał okazji o to zapytać. Wokoło nie ma już mroku. Może wewnątrz Słońca mieści się niebo? Jak stąd powrócę? Przecież nie potrafię się poruszać. Wszechobecna jasność w żaden sposób nie razi, choć temperatura przekracza pewnie kilkanaście milionów stopni. Pragnę jedynie zniknąć, lub wrócić do swego ciała. Czy zostanę tu na wieczność? Jakim cudem udało mu się nadać mojej duszy takiego pędu? Nie wiem. To bez sensu. Teraz z pewnością stoję w miejscu, chociaż stoję to chyba złe określenie.
– Kim jesteś?
Czy naprawdę to usłyszałem? Rozpaczliwie próbuję nawiązać kontakt z nieznaną istotą. Chyba udało mi się wykonać niewielki ruch, lecz jednolita przestrzeń w asyście nieczułości, uniemożliwia jakąkolwiek ocenę.
– To ludzka dusza – głos zabrzmiał identycznie, choć musiał należeć do innej osoby.
– Słyszy co mówimy?
– Pewnie tak, ale nie potrafi mówić, więc nie przybyła tu z własnej woli.
– Sugerujesz, że ktoś próbuje nas odkryć?
To bez znaczenia i ta k nigdy nie dotrą tu w cielesnej formie.
– Kilka tysięcy lat temu mówiłeś, że nigdy nie wylecą w kosmos.
– Od tego czasu Marsjanie zesłali tam kilkaset tysięcy dusz. Jak mam ograniczyć ich rozwój, skoro nie mam kontroli nad zarządcami pozostałych planet?
– Inne układy słoneczne nie mają takich problemów. Myślę, że pomysł zbierania wszystkich niespełnionych dusz na ziemi był nietrafiony. Mogliśmy po prostu pracować nad nimi tutaj a planetę pozostawić dinozaurom.
– Przestań. Relacje tamtejszych zdarzeń są najchętniej odtwarzanym programem we wszystkich najbliższych układach słonecznych. Niemal cały wszechświat z zaciekawieniem obserwuje okrucieństwo tych zbłąkanych dusz o niemal zerowym stopniu rozwoju.
– Mają nas za sadystów. Dusze należy leczyć, a nie katować w niespełnieniu. Są dobrą przestrogą, ale już dawno osiągnęliśmy przesyt. Inne układy niedługo oficjalnie nas potępią, a może nawet kompletnie unicestwią, jeśli uznają, że sobie nie radzimy.
– Nonsens. I tak niedługo Eurazja wysadzi w powietrze Amerykę.
– Jeśli dobrze pamiętam to amerykanie podłożyli w jądrze ziemi ładunek wybuchowy, który zniszczy planetę, kiedy przestaną działać ich główne komputery, prawda?
– Rakiety umieszczone są w oceanie arktycznym, nie w jądrze, ale mniejsza z tym. Rozwalić rozwalą, więc nasz problem niebawem się rozwiąże.
– A co z duszami? W innych układach z pewnością nie przyjmą tak pokracznie rozwiniętych istnień, a nasze pozostałe planety już dawno temu zakazały wstępu ziemianom.
– Nie wiem. Ci kretyni nie rozumieją, że dusze są nieśmiertelne. Nawet boję się pomyśleć ile miliardów przyszło na świat przez zwykły przypadek. Niczego z nimi nie zrobimy. Będą dryfować w pustce aż nie osiągną wyższego poziomu świadomości; wtedy można eksportować je do jakiegoś opustoszałego układu.
– Wierzysz, że samoistnie wzejdą na odpowiednio wysoki pułap?
– To nie mój problem. Skoro jeden mimo cielesnych ograniczeń zdołał wysłać tu duszę, może wszyscy doznają kiedyś olśnienia.
– Prędzej nas stąd wywalą. Myślisz, że wyrzucenie ich wszystkich do pustej przestrzeni rozwiąże problem?
– Daj mi na razie spokój. Zlokalizuję mądralę, który próbuje nas odkryć i odeślę tego biedaka z powrotem do ciała. Pewnie latami uczyłby się samokontroli. Nie mam zamiaru znosić jego obecności.

*

– Jakim prawem dusza wróciła? – rozczarowany Henry był bliski płaczu. Nie mógł uwierzyć, że plan zawiódł. Gdzie popełnił błąd? Dlaczego nie znalazł wewnątrz Słońca żadnych istot i jakim prawem morderca niemal natychmiast znalazł się w ciele bez pokonywania drogi powrotnej? – Wyślę go jeszcze raz – zdecydował z nadzieją, że tym razem ujrzy na ekranie monitora poszukiwane istoty. Za pomocą zainstalowanego w mózgu chipu błyskawicznie przygotował ponowną podróż, lecz nagle komputer przestał reagować na polecenia.
– Co się stało, ojcze? – Anna ze strachem spojrzała na niezawodne do tej pory urządzenie. Nerwowo poprawiła kasztanowe włosy, kątem błękitnego oka rejestrując niewielki ruch ciała skazańca, który na szczęście ciągle był unieruchomiony platynowymi kajdanami.
– To niemożliwe – Henry z niedowierzaniem spoglądał jak komputer automatycznie wykonuje sekwencję budzenia i oswabadzania groźnego przestępcy. Przez kilka najbliższych chwil przez jego głowę przeszło tysiące myśli. Może mieszkańcy Słońca poczuli zagrożenie i zechcą go teraz zabić? Spojrzał niechętnie na ohydnego kryminalistę o przystojnej twarzy i wydatnej muskulaturze. Właśnie podnosił się flegmatycznie ze szklanego stołu.
– Zastrzel go! – krzyknął naukowiec.
– Dobrze się czujesz, tatku? – Anna z niepokojem podeszła do roztrzęsionego ojca.
– Gdzie on jest? – wyszeptał Henry. Jakim prawem ciało zniknęło w ciągu ułamka sekundy?
– Chodzi ci o tego biedaka, którego chciałeś wysłać na Słońce?
– Tak.
– Przecież przed drzemką kazałeś go przenieść z powrotem do więzienia. Komputer nie dał rady. Urządzenie nie jest gotowe do takich akcji. Powiedziałaś, że należy sporo dopracować. – dziewczyna sprawiała wrażenie mocno zdziwionej. – Powinieneś więcej odpoczywać.
– Przenieść? Wydawało mi się, że komputer się zepsuł, a on nagle wstał i...
– Przestań wygadywać takie głupoty! – przerwała zdecydowanie. – Naprawdę niczego nie pamiętasz? Powinieneś zrobić sobie wakacje.
– Pamiętam – skłamał i spojrzał z niedosytem na ekran, który niedawno odbierał pewnie obraz mieszkańców Słońca. Widocznie nie zamierzali się ujawniać, dokonując manipulacji czasowej lub rzeczywiście był tak przemęczony, że wszystko pomieszał. Drażniąca niemożność poznania prawdy nigdy nie zostanie ugaszona.


* opowiadanie bierze udział w konkursie http://secretum.pl/konkursy/item/282-konkurs-na-fantastyczne-opowiadanie

Dział: Opowiadania
sobota, 20 grudzień 2014 09:38

Czerwone jak krew

Nigdy nie byłam wielką miłośniczką kryminalnych zagadek czy powieści akcji. Tytuł "Czerwone jak krew" jednak w jakiś sposób mnie do siebie przyciągnął. Może to dzięki temu, że w powieści występują nastoletni bohaterowie, a może dlatego, że spodobało mi się wydanie. Tego nie jestem w stanie określić, za to chętnie opowiem nieco o samej lekturze. Podobno właśnie skandynawskie thrillery należą do najlepszych na świecie.

Lumikki Andersson w szkolnej ciemni odkrywa ubrudzone krwią pieniądze. Instynkt bierze górę i dziewczyna ucieka. Gdy po chwili wraca, banknotów już tam nie ma. Ciekawość wygrywa. Siedemnastoletnia uczennica elitarnej szkoły artystycznej zostaje wplątaną w bardzo niebezpieczny wyścig i kryminalne tango. Czy jednak chodzi w nim tylko o fortunę?

Akcja powieści toczy się wartko, a fabuła trzyma w napięciu. Salla Simukka bez wątpienia potrafi skupić uwagę czytelnika na opowiadanej przez siebie historii. Książka jest mroczna i pełna krwi. Potrafi przyprawić o dreszcze. Padają trupy. Po raz kolejny okazało się, że skandynawscy pisarze naprawdę znają się na rzeczy i posiadają umiejętności w kreowaniu naprawdę świetnych, intrygujących thrillerów.

Pisarka położyła duży nacisk na kreację głównej bohaterki i to ona jest słońcem wokół którego krążą inne planety, ale fabuła przedstawiona została nie tylko z jej punktu widzenia, a narrator jest wszechwiedzący. Wydaje mi się, że dzięki temu konstrukcja powieści zyskała swoje własne, oryginalne elementy.

Lumikki jest postacią ciekawą. Posiada urodę Królewny Śnieżki i swoje zdanie na każdy temat. Dziewczyna jest typem samotnika, outsiderki, która unika problemów. Ma swój własny sposób na życie i konsekwentnie się go trzyma. Wszystko układało się tak jak tego chciała. Dopiero wydarzenia przedstawione w powieści zachwieją posadami jej świata, a czytelnicy powoli zaczynają rozumieć motywy jej działania.

W tym wypadku zwróciłam również uwagę na samo wydanie książki. Niewiele odbiega od typowych standardów, ale jednak. Posiada skrzydełka, wypukłości na ciekawej graficznie okładce i dodające nastroju, grafitowe strony, które oddzielają rozdziały. Niewiele było trzeba by, dzięki ciekawej szacie graficznej, książka stała się niezwykle zachęcająca do czytania.

"Czerwone jak krew" to powieść napisana w lekkim, przyjemnym stylu. Jej treść niejednokrotnie potrafi wywołać wrażenie w czytelniku. Ta książka to świetny kryminał, który ma szansę spodobać się nie tylko miłośnikom gatunku, ale również takim osobom jak ja, które sporadycznie po tego typu literaturę sięgają. Jestem zadowolona, że udało mi się tak dobrze trafić i niecierpliwie czekam na drugą część, noszącą tytuł "Białe jak śnieg".

Dział: Książki
sobota, 13 grudzień 2014 09:43

Black Ice

Becca Fitzpatrick to pisarka znana z fantastyczne sagi "Szeptem", która została przetłumaczona na kilkadziesiąt języków. Tym razem jednak postanowiła stworzyć coś zupełnie innego. "Black Ice" to lodowato-zimna powieść akcji z kryminalnymi zagadkami i delikatnym wątkiem romantycznym w tle.

Podczas gdy wszystkie jej koleżanki spędzają przerwę wiosenną na Hawajach, Britt wybiera się na wyprawę w góry. Z początku zaplanowała ją by wykazać sie przed swoim byłym chłopakiem. Miała nadzieję, że znów będą razem. Jednak wraz z upływem miesięcy przebycie górskiego szlaku stało się jej prywatną krucjatą. Gdy jednak wraz z przyjaciółką rozpoczęły podróż do domku w górach, niespodziewanie zastała ich śnieżyca. Musiały błąkać się po okolicy, szukając jakiegokolwiek domku. Pech chciał, że trafiły do miejsca, w którym ukrywało się dwóch młodych przestępców. którzy postanowili zatrzymać dziewczyny jako zakładniczki.

Do powieści podchodziłam odrobinę sceptycznie i w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że tak bardzo mnie wciągnie. Akcja toczy się wartko, niekiedy bywa naprawdę groźnie. Fabuła przeplatana jest przemyśleniami głównej bohaterki. Bez przerwy coś się dzieje i w tej historii nie ma miejsca na nudę. Książkę czyta się z niecierpliwością - bez chwili wytchnienia. Jest w niej wszystko. Od spraw zwyczajnej młodzieży, takich jak trudy przyjaźni, zauroczenie czy ból po rozstaniu, po wątek czysto kryminalny, w którym główną rolę odgrywają tajemnicze morderstwa.

Britt jest zwyczajną nastolatką, niekiedy dość bystrą, innym razem zupełnie głupiutką. Mającą swoje zalety i wady. Jest bohaterką prawdziwą, zupełnie realistyczną. To nie Mary Sue, ani żadna super bohaterka. Niekiedy się pogubi, nie do końca rozumie swoje uczucia, postępuje pochopnie i lekkomyślnie. Uważam, że została wykreowana naprawdę rewelacyjnie. W Calvinie natomiast nieco brakowało mi pewnej spójności, kilku drobnych szczegółów, które łączyłyby całą układankę. Pozostali jednak również przedstawieni zostali perfekcyjnie.

"Black Ice" określiłabym mianem młodzieżowego thrillera. Od pierwszej do ostatniej strony książka trzyma w napięciu. Powieść posiada intrygującą fabułę, dobrze skonstruowaną akcję i wiele ciekawych wątków pobocznych. Mroźny klimat gór, w którym dzieją się wydarzenia, jest niesamowity. Do tego historia została opowiedziana w taki sposób, że bez trudu można sobie wyobrazić co czuła podczas swojej wędrówki Britt. Lekturą jestem zauroczona, a tytuł "Black Ice" wszystkim serdecznie polecam, to naprawdę świetnie napisana książka.

Dział: Książki
poniedziałek, 08 grudzień 2014 21:38

Odwet

"Odwet" to kolejna część cyklu "CHERUB", o nastoletnich szpiegach - osieroconych dzieciach, którymi zaopiekował się brytyjski rząd. Tak zwani "Cherubini" mieszkają i szkolą się w tajnym ośrodku ukrytym na angielskiej prowincji. W wieku dziesięciu lat zaczynają brać udział w przeróżnych, często niebezpiecznych misjach.

Fay Hoyt, od dzieciństwa żyjąca "na granicy", planuje poważną zemstę na człowieku, który zamordował jej matkę. Gdy Ryan i Ning wyruszają na misję by walczyć przeciwko handlarzom narkotyków, to właśnie ona może im pomóc. Problem polega na tym, że dziewczyna chce zrealizować swoje własne plany, a nie mają one nic wspólnego z działaniem zgodnie z prawem. Do czego to doprowadzi oraz czy agenci CHERUB'a i tym razem wykonają swoje zadanie?

Chociaż była to pierwsza część cyklu, którą czytałam, bardzo szybko wciągnęłam się w fabułę powieści. Całe założenie, już na samym początku, zostało bardzo starannie wyjaśnione i jedyne czego mi brakowało to historie niektórych bohaterów (zapewne poznam je, gdy uda mi się sięgnąć po pozostałe tomy). "Odwet" trafił do mnie właściwie zupełnie przypadkiem, ale jestem naprawdę zadowolona, że miałam okazję ten tytuł przeczytać. Robert Muchamore posiada dar tworzenia wciągającej historii, która bez trudu pochłania czytelnika, przenosząc go do zupełnie innej rzeczywistości - pełnej pościgów, bijatyk i niebezpiecznych wydarzeń.

Akcja w książce toczy się wartko, a prowadzona jest ciekawie i pomysłowo. Niczego w niej nie brakuje. Obserwować możemy brutalny, nierzadko przerażający świat, w którym bohaterowie jakoś muszą sobie radzić. Myślę, że "Odwet" (a zapewne również cały cykl "CHERUB") to idealna powieść dla nieco starszej młodzieży. Czyta się ją tak, jakby oglądało się barwny film akcji - tylko fabułę ma znacznie lepiej skonstruowaną. Zdecydowanie jest to pozycja, po którą warto sięgnąć i sądzę, że to właśnie jedna z tych książek, które bez trudu zachęcą do czytania, nawet tych opornych, twierdzących, że tego nie lubią.

Tworząc cykl o młodych, tajnych agentach, Robert Muchamore trafił w dziesiątkę. Mimo że pojawiało się wiele tego typu książek, filmów i seriali, to jednak jedyną dobrą, którą wspominam jest historia "Detektywa Blomkvist" znanej wszystkim doskonale Astrid Lindgren, która jednak z zupełnie innej perspektywy podchodzi do kreowania napięcia i niebezpieczeństwa. "Odwet" znacznie lepiej przemówi do współczesnej młodzieży. Lekturę książki jak najbardziej polecam, a sama chyba będę musiała zaprzyjaźnić się z wcześniej wydanymi tomami.

Dział: Książki
wtorek, 02 grudzień 2014 23:47

Fartowny pech

„– O Jezusicku kochany, o w kurwę jebane, panie milicjancie kochany, to nasienie diabelskie zatruło mi wszystkie pomidory! Uschły jak nic! Wszyściutkie!".*

Pecha miewa każdy, czasem są to jednorazowe sytuacje, a chwilami jeden ciąg niefortunnych wypadków. Tak czy inaczej, w końcu ta zła passa się kończy i wszystko wraca na właściwe tory. Zazwyczaj tak bywa, jest jednak ktoś, kogo te złe licho nie opuszcza i nigdy nie wie czy w danej chwili nie wydarzy się coś strasznego lub ośmieszającego.

Porucznik Filip Nadziany ma już dość swojego pecha, tego, że cały czas z niego żartują i go wyśmiewają oraz pracy w mieście. Przeprowadza się do małej osady – Paszczy – gdzie odziedziczył dom po krewnym i tam zaczyna służbę w policji. W tym samym czasie do kraju zjeżdża Gianni, będący zabójcą na zamówienie, ma do wykonania pewne zlecenie i przy okazji chce odwiedzić swojego brata, Krystiana Dzianego, mundurowego rozpoczynającego na własny rachunek karierę detektywa. Losy tej trójki się plączą i sprawy przybieraj niespodziewany obrót. Walka między gangami, ucieczki, poszukiwania i... a przekonajcie się sami.

Z twórczością Olgi Rudnickiej pierwszy raz spotkałam się przy okazji czytania „Natalii5", co ja się naśmiałam, to moje, następnie był „Cichy wielbiciel" – już nie zabawny, a wywołujący dreszcze i ciarki na plecach. Następnie zaś powrót do sióstr Sucharskich w „Drugim przekręcie Natalii". Wszystkie trzy tytuły mnie zachwyciły i wiedziałam, że Rudnicka stanie się jedną z moich ulubionych pisarek.

Po zapoznaniu się, jak dotąd, z czterema książkami autorki śmiało mogę napisać, że tym co cechuje styl pisania autorki jest dynamiczność prowadzenia fabuły, w jej historiach zawsze dzieje się dużo, szybko i intensywnie. Nie ma nawet chwili by się nudzić czy chociaż czuć chęć odłożenia powieści na bok. Nie ma takiej możliwości, bo jak najszybciej chce się poznać zakończenie. Co jeszcze wyróżnia twórczość powieściopisarki, to niebywałe poczucie humoru, w „Fartownym pechu", jak i innych tytułach nie ma chyba nawet jednego momentu gdzie nie chce się chociażby uśmiechnąć. Rudnicka bardzo umiejętnie plącze komedię z kryminałem, tworząc historię w sposób, spójny logiczny, a także pod każdym względem dopracowany. Akcja, jak już wspominałam, toczy się szybko i zawile. Taki właśnie jest „Fartowny pech" – prze zabawny, intrygujący, przezabawny, pełen akcji i przezabawny.

Dziany, Nadziany, Gianni są postaciami niezwykle barwnymi i nieprzewidywalnymi. Zaskakują na każdym kroku i za nic nie można ich rozgryźć. Różnią się od siebie jak tylko jest to możliwe. Nadziany zdobył chyba moją największą sympatię, bo częstotliwość z jaką spotykały go pechowe sytuacje oraz to, co mu się przytrafiało, było... rozbrajające. Nie mniej interesującą postacią był Gianni, zabójca z zasadami, których zawsze przestrzega. Z jednej strony facet, którego wszyscy się boją, a z drugiej facet, który nie da skrzywdzić niewinnej osoby. Muszę przyznać, że z miejsca zdobył moją sympatię.

Cóż mogę napisać. Miałam, co do tej książki, pewne oczekiwania i nie zawiodłam się. Liczyłam na dużą dawkę śmiechu, chociaż trochę zawiłą historię i nutkę niebezpieczeństwa. I wszystko to dostałam, ubawiłam się do łez, przy niektórych scenach wręcz nie mogłam się uspokoić i co spoglądałam z powrotem na czytnik wszystko zaczynało się od nowa. Fabuła wciągnęła mnie od pierwszych stron i trzymała w napięciu do samego końca. Wczułam się w akcję, zżyłam z bohaterami i z prawdziwym zainteresowaniem śledziłam ich losy. Fakt, że nie są to Natalie, ale wyśmienicie się bawiłam przy „Fartownym pechu" i już czekam na kolejną książkę autorki.

Komu mogę polecić książkę? Zdecydowanie fanom twórczości Olgi Rudnickiej, zwolennikom mieszanek gatunkowych, w tym przypadku komedii i kryminału oraz sympatykom czarnego humoru. Co prawda nie leje się tu krew strumieniami, ale dreszczyk emocji i mnóstwo zabawnych sytuacji jest. Polecam z czystym sumieniem i ogromnym entuzjazmem.

„Kryś przebiegł przez podwórze, rozglądając się czujnie, czy nie pędzi za nim przebrzydłe białe ptaszysko, łopoczące skrzydłami i gęgające straszliwie. Jego gospodyni twierdziła, że to tylko nieszkodliwa gęś, ale nie był co do tego przekonany. To znaczy, wierzył, że to gęś, miał tylko wątpliwości co do owej nieszkodliwości. Uszczypnęła go wczoraj w tyłek i nie dał sobie wmówić, że to z sympatii. W dodatku goniła go po podwórku i syczała jak bazyliszek. A ta wiedźma z piekła rodem śmiała się do łez".**

*Olga Rudnicka, „Fartowny pech", s. 39
**Tamże., s. 125-126

Dział: Książki