Rezultaty wyszukiwania dla: krymina��

wtorek, 08 listopad 2016 19:01

Łaskun

“Łaskun” to szósty tom sagi o Lipowie. Przez te niespełna cztery lata, które minęły od ukazania się “Motylka” Katarzyna Puzyńska wykonała kawał dobrej roboty. Napisała i opublikowała sześć powieści o łącznej liczbie 3904 stron (jeśli doliczyć “Dom czwarty, wyjdzie nam 4480). Co najważniejsze, każda z powieści trzyma jakość. Jak wiecie, w chwili gdy piszę recenzję ukazał się już “Dom czwarty”. I to jest chyba jedyny plus czytania powieści z tak dużym opóźnieniem. Bo już dzisiaj zacząłem kolejny tom.

W “Łaskunie” policjanci z Lipowa muszą się zmierzyć z brutalnym morderstwem sędziego i nieznanej kobiety. Sprawca nie dość, że zabił dwie niewinne osoby, to rozczłonkował ciała i stworzył z nich coś na kształt upiornej ludzkiej układanki. Co najciekawsze, na miejscu zbrodni odnalezione zostają dowody świadczące o winie Daniela Podgórskiego. Czy Daniel jest winny morderstwa? Jeśli nie, dlaczego ucieka?

Kłamałbym pisząc, że przeczytałem “Łaskuna” jednym tchem. Objętość powieści sprawiła, że przyjemność lektury rozłożyłem sobie na kilka dni. I był to mile spędzony czas. Zresztą z książkami Katarzyny Puzyńskiej inaczej być nie może. Porywają i oczarowują czytelnika. Wszystko inne przestaje się liczyć. Nie przeszkadza wyjący za oknem autoalarm, zalegające w zlewie brudne naczynia. Bo jak może nas to irytować? Przecież jesteśmy daleko stąd, w malowniczym Lipowie. Bierzemy udział w skomplikowanym, pasjonującym policyjnym śledztwie i poznajemy dalsze losy naszych ulubionych bohaterów. U Katarzyny Puzyńskiej warstwa obyczajowa jest równie ważna i rozbudowana jak kryminalna. Podobnie psychologia postaci. Ze szczegółami autorka wyjaśnia nam powody zachowania mieszkańców Lipowa i okolic. Poznajemy je ze wspomnień, listów i przeżywamy wraz z nimi często traumatyczne wydarzenia. To sprawia, że “Łaskun” nie jest kolejnym kryminałem, gdzie zmęczony życiem policjant tropi psychopatycznego mordercę, rozwikłuje sprawę i wsadza go za kratki, by przejść do kolejnego tomu. Katarzyna Puzyńska ożywiła całą społeczność, nadała swoim bohaterom (a jest ich wielu) odrębne osobowości, bagaże doświadczeń i tym samym cele, które pragną zrealizować.

“Łaskun” to znakomity kryminał obyczajowo-psychologiczny, który dostarczy niezapomnianych wrażeń. I można zacząć od dowolnego tomu, bo autorka tak konstruuje powieści, że możemy zacząć przygodę z policjantami z Lipowa od dowolnej powieści. I gwarantuję Wam, że nie poprzestaniecie na jednej. Na koniec napiszę tylko: polecam.

Dział: Książki
poniedziałek, 07 listopad 2016 17:03

Tulipanowy wirus

Do sięgnięcia po książkę „Tulipanowy wirus” zachęciła mnie intrygująca, tajemnicza okładka. Może szata graficzna nie powinna być kryterium wyboru lektur, ale czasem gdy dużo się czyta, to tak właśnie się dzieje. Czy jednak nie pożałowałam swojej decyzji?

Dział: Książki
niedziela, 30 październik 2016 17:17

Nic oprócz milczenia

Bezpośrednim efektem strachu często jest milczenie, dlatego po dramatycznych wydarzeniach, jakie były udziałem Anny i jej bliskich, główna bohaterka zaszyła się w egzotycznej, barwnej Wenecji i nabrała wody w usta. Nie przyznaje się nikomu, kim jest, ani czym zajmowała się w poprzednim życiu. Pamięć o zamordowanej śpiewaczce Sofii Stiatessi wciąż jest tu żywa i Anna trochę się obawia niezdrowego rozgłosu, który mógłby dotknąć jej osobę.
Nie kontaktuje się z rodziną ani przyjaciółmi, sprawy firmowe prowadzą za nią pełnomocnicy i kobieta może w spokoju zastanawiać się, co powinna zrobić z własnym życiem.

Tak w skrócie przedstawia się początek drugiej części trylogii o komisarz Annie Lindholm, po trochu Szwedce, po trochu Polce.
Anna nie szuka przygód. Zamieszkała u antykwariuszki Lucrezzi Doldano i pomaga jej w wycenie oraz sprzedaży mebli. Zbliża się karnawał, w Wenecji obchodzony wyjątkowo hucznie i barwnie. W dniu jego rozpoczęcia Anna i Lucrezzia znajdują w jednej z uliczek ciało młodego gondoliera, a w rezydencji Marconich na inauguracji balu palona na stosie kukła okazuje się martwą kobietą. W głównej bohaterce budzi się policyjny instynkt, uśpiony od czasów Malmo. Rozpoczyna współpracę z prowadzącym śledztwo commissario Antonio Valle. Szybko okazuje się, że sprawa jest bardziej złożona, niż to się początkowo wydawało. Jej początki sięgają czasów drugiej wojny światowej, a zamieszanych w całą intrygę jest kilka najpotężniejszych w Wenecji rodzin.

Kiedy myślę o książce teraz, zbierając wrażenia, dochodzę do wniosku, że druga część jest lepsza od pierwszej z kilku powodów. Po pierwsze sam klimat Wenecji, jej krętych uliczek, życzliwych, gadatliwych ludzi i długiej historii, odpowiadał mi bardziej niż zimna, surowa Szwecja. Obraz Wenecji w książce jest żywym dowodem, że autorka dokładnie przygotowała kreację świata przedstawionego. Wenecja na kartach książki jest ciekawa i intrygująca oraz tak żywa, że nabiera się chęci, by pojechać tam osobiście.
Po drugie równie dokładnie, żeby nie rzec pieczołowicie, jest zbudowana cała intryga, której początki sięgają II wojny światowej i istniejącego w rzeczywistości frachtowca Niobe, który przewoził belgijskich Żydów. Sprawa odnawia się w l. 90 z udziałem potomków Marconich, Foscarich i Ronsardów, by w 2015 roku znaleźć swój dramatyczny finał. Bardzo lubię tak zbudowane fabuły, a motyw skarbu, który już pochłonął tyle istnień ludzkich, dodatkowo dodaje całej historii głębi i tajemniczości.
Wreszcie po trzecie, główny bohater męski jest taki, jak powinien być. Po ciamajdowatych i tylko wzdychających do Anny Leonie i Ingverze, nastała era komisarza Vallego, który jest właściwym facetem na właściwym miejscu. Oprócz tego nie wzdycha, ale też działa i nie boi się podejmować ryzykownych decyzji, zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym.

Być może właśnie w powieściach z solidną bazą historyczną tkwi potencjał autorki i taką drogę powinna kontynuować? Tak, chyba właśnie o to chodzi i właśnie dlatego lektura części drugiej poszła znacznie sprawniej.
Nic oprócz milczenia jest godną kontynuacją swojej poprzedniczki, a nawet lepszą. Widać, że autorka się rozwija, starannie przygotowuje, chcąc dać czytelnikowi naprawdę dobrą opowieść z polskim akcentem. Dobra lektura na jesienną szarugę. Polecam.

Dział: Książki
niedziela, 30 październik 2016 17:14

Nie ma innej ciemności

Po przeczytaniu debiutanckiej powieści Sarah Hilary W obcej skórze, stałam się zadeklarowaną fanką poczynań inspektor Marnie Rome i z niecierpliwością czekałam na kontynuację. W obcej skórze czytałam z wypiekami na twarzy; zagadnienie przemocy domowej to temat stary jak sam świat, jednak Sarah Hilary przedstawiła go w zupełnie innym świetle, brawurowo łącząc elementy obyczajowe i sensacyjne, co sprawiło, że historia udała się śpiewająco, przyprawiając czytelnika o dreszcz.

W drugiej części, bazując na relacjach rodziców z małym dzieckiem, autorka ponownie wykreowała powieść, od której nie sposób się oderwać.
W jednej z wschodnich dzielnic Londynu, na nowo powstałym osiedlu, pracujący w ogrodzie Terry Doyle natrafia na podziemny bunkier. Schodzi do niego i dokonuje makabrycznego znaleziska. Odkryte szczątki dwóch małych chłopców stawiają na nogi policyjny oddział pod dowództwem inspektor Rome. Śledztwo nie będzie łatwe. Z ciał chłopców nie pozostało zbyt wiele, oprócz tego okazuje się, że nie figurują oni z żadnych kartotekach jako zaginieni czy poszukiwani. Wszystko to bardzo utrudnia policji pracę.

Kolejna sprawa Marnie Rome jest jeszcze trudniejsza od poprzedniej. Tym razem ofiarami są małe dzieci, które zależne od kochających je dorosłych, są zupełnie bezbronne. W ostatnich latach zagadnienie depresji poporodowej zyskało rozgłos, nadal jednak kojarzy się głównie ze smutkiem młodej matki i brakiem chęci do działania i opieki nad dzieckiem. Tymczasem okazuje się, że jest to zaledwie wierzchołek problemu. Autorka, opierając się na najnowszych artykułach i badaniach, ukazuje czytelnikowi mroczną stronę tego schorzenia, które jest zagrożeniem nie tylko dla zdrowia kobiety, ale też dla życia dzieci. Do czego może być zdolna matka, która kochając swoje dzieci i chcąc je chronić, jest dla nich potencjalnym niebezpieczeństwem? Jak te dolegliwości wpływają na życie rodziny i jak odbijają się na partnerach i mężach? Na podstawie dramatycznej historii Esther i Matta Reidów dowiemy się, jak to może wyglądać.

Pomimo drastycznych opisów i kilku niespodziewanych rozwiązań, tak mniej więcej w połowie, historia traci rozpęd. Stało się tak głównie dlatego, w moim odczuciu, że autorka w ogóle nie rozwinęła wątku przyrodniego brata Marnie, Stephena. Pojawiło się co prawda kilka poszlak, jednak nadal nie zyskujemy odpowiedzi na dręczące nas pytania. Myślę, że zadziałało tu głównie prawo środkowych części i liczę na to, że kolejny tom wyjaśni tę tajemniczą sprawę i da odpowiedzi na liczne pytania w związku z motywami, którymi się Stephen kierował.
W tomie drugim trochę lepiej poznajemy Noaha Jake'a i jego życie prywatne co akurat było miłym urozmaiceniem.
Pomijając kwestie tempa fabuły, powieść czyta się naprawdę dobrze. Sarah Hilary ma lekkie pióro, a przy tym jest bardzo wnikliwa, dzięki czemu tworzone przez nią historie przerażają, ale też fascynują, przez co nie można się od nich oderwać.

Każdy, kto czytał część pierwszą, powinien być zadowolony, a nowi czytelnicy mogą zacząć od części drugiej, by ewentualnie potem nadrobić sobie pierwszą. Prowadzone sprawy nie łączą się ze sobą, dzięki czemu obie książki można czytać niezależnie od siebie, niemniej jednak znajomość obu daje fajne poczucie pełni.
Polecam.

Dział: Książki
czwartek, 20 październik 2016 20:26

Śliski interes

“Śliski interes” Ryszarda Ćwirleja to kolejny solidny polski kryminał. Celowo użyłam słowa “solidny”, bo jednym z wyznaczników dobrej książki jest czas w jakim ją przeczytam. A akurat tę czytałam dosyć długo. Mimo to nie mogę pozycji postawić żadnych zarzutów, które pozwoliłby mi napisać o niej, że jest kiepska. Jest po prostu solidna.

Akcja powieści toczy się w roku 1983 tuż przed Bożym Narodzeniem. A jak Boże Narodzenie to zima, a jak zima za komuny to i urok jakiś taki inny niż teraz. Inny - bo i zimy inne były. Mroźne.

Główny bohater powieści to niejaki chorąży Teofil Olkiewicz. Pijaczyna, babiarz, leń patentowany. Do tego policjant. I farciarz. Ta niezwykle barwna postać niewątpliwie nadaje kolorytu całości, bo chociaż postaci w książce bez liku, to Olkiewicz jest jedyny w swoim rodzaju. I nie do pomylenia. Poczułam do faceta sporo sympatii już od samego początku, gdy okazało się, że tak jak ja nie przepada za “Zacznij od Bacha” Zbigniewa Wodeckiego, chociaż akurat zrozumienie treści piosenki mamy diametralnie różne.

Akcja - wartka. Czasem aż za bardzo. Autor miesza, kombinuje, wprowadza coraz to nowe postaci, a każda okazuje się ważna. Mam jak zwykle problem jak napisać, by nie spoilerować, dość powiedzieć, że o ile bardzo szybko można zorientować się o jaką “śliską sprawę” chodzi, to mimo wszystko końcówka jest ciekawa i zaskakująca.

Komu polecam? Na pewno czytelnikom pamiętającym czasy komuny i reguły według jakich się wówczas grało, a z młodszych - miłośnikom epoki. Autor wspaniale opisuje tamten czas i tamte obyczaje, z nutą humoru charakterystyczną dla kogoś, komu dane było to nie tylko opisać, ale i przeżyć.

Minusy - używanie gwary poznańskiej. Z literackiego punktu widzenia - zabieg w punkt. W końcu bohaterowie to postaci, jakie spotkać można każdego dnia, zwykli szarzy ludzie, wykonujący - lepiej lub gorzej - swoją robotę. Ale jak gwary w książkach nie lubię. Stąd dla mnie to minus, chociaż spodziewam się, że większość czytelników zabieg ten doceni. Drugi zaś to powieść w powieści, ot jeden z policjantów ma zacięcie literackie. Zapewne miało to na celu wprowadzenie kolejnego humorystycznego aspektu, bo styl owej powieści jest wybitnie patetyczny i w “klimacie epoki”, nie mniej jednak dla mnie zbędny. No ale nie zaskoczy mnie, jak inni czytelnicy będą zachwyceni, bo rzeczywiście może się podobać.

Ogólnie daję uczciwą czwórkę. I polecam na długie jesienne wieczory.

Dział: Książki
środa, 19 październik 2016 14:43

Konkurs - Nieobecna

Najnowszy kryminał Agnieszki Olejnik to pełna niepokoju historia sióstr, które przekroczyły dozwolone granice.

Dział: Zakończone
środa, 19 październik 2016 08:03

Lodowata pustka

Sięgając po Lodowatą pustkę, stałam się poniekąd ofiarą własnej nieuwagi, co miało swoje dobre, jak i złe strony. Dlaczego? O tym poniżej.
Gdy w środku nocy do domu detektywa Jonathana Stride'a puka przemarznięta i zakrwawiona dziewczyna, w mężczyźnie budzą się przykre wspomnienia. Dziewczyna to 16-letnia Catalina Mateo prostytutka i narkomanka. Uciekinierka twierdzi, że ktoś próbował ją zabić i od dłuższego czasu nastaje na jej życie. Detektyw bardzo chce jej wierzyć, głównie ze względu na pamięć jej matki, z którą łączył go związek uczuciowy. Czy jednak dziewczyna śpiąca z nożem w bucie, w otoczeniu której co raz to ktoś ginie, może być godna zaufania? Czy rzeczywiście ktoś jej zagraża, czy też może to ona jest właściwym zagrożeniem? Zapoczątkowane w ten sposób śledztwo wikła się, wciągając w to kolejne osoby, a zamknięta przed laty sprawa włamania u znanego polityka odżywa na nowo.
Przyznaję bez bicia, że nie doczytałam uważnie informacji, że powieść jest literackim powrotem detektywa Stride'a. Dlatego na początku lektury, gdy poznawałam kolejne szczegóły z życia bohaterów, zaczęłam się czuć jakby mnie coś ominęło. Nie lubię tego uczucia, przykra jest dla mnie sama niewiedza na temat tego, co się już wydarzyło, a o czym nie czytałam. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że czytana przeze mnie książka jest kolejną częścią serii o tym bohaterze i to szóstą z kolei. To była niemiła strona pierwszego spotkania z mieszkańcami Duluth.
Druga strona, znacznie przyjemniejsza, jest taka, że po przeczytaniu Lodowatej pustki, chętnie zapoznam się z innymi przygodami detektywa i jego współpracowników.
Do gustu przypadł mi sposób prowadzenia śledztwa, stopniowo odkrywane przed czytelnikiem szczegóły oraz spora garść prywatnych perypetii policjantów z komendy. Jonathan Stride to bardzo interesujący człowiek, generalnie porządny facet, choć rzecz jasna nie ustrzegł się pewnych życiowych błędów. Podobnie jego partnerka Maggie czy była dziewczyna Serena. Jeśli o mnie idzie, wolę powieści, gdzie życie prywatne policjantów idzie na równi ze sprawami kryminalnymi. Dzięki temu powieść nie tylko lepiej się czyta, ale też mocniej odbiera się poznawane postaci. Są one po prostu prawdziwsze i ciekawsze.
Pomijając początkową irytację związaną z tym, że książka okazała się częścią serii, jestem z niej bardzo zadowolona. Żyjąca na marginesie społecznym Catalina to bardzo intrygująca bohaterka i przez długi czas tak naprawdę nie wiadomo, czy faktycznie ktoś ją ściga, czy też może to ona sama jest zagrożeniem dla osób z własnego otoczenia. Szybko okazuje się, że sprawa nastolatki to jedynie mała część większej intrygi, w którą zamieszani są ważni obywatele miasta. Kto nie lubi takich historii? Ja lubię bardzo, zwłaszcza te momenty, gdy już mam podejrzenie co do tożsamości tajemniczego prześladowcy. Okazuje się, że moja pierwsza myśl była prawidłowa, ale potem porzuciłam ją, bo wydała mi się zbyt oczywista.
Lodowata pustka to dobry thriller z ciekawie wykreowanymi bohaterami i światem przedstawionym, który mam nadzieję poznać dokładniej dzięki innym tomom cyklu. Polecam powieść czytelnikom szukającym dla siebie lektury na długi jesienny wieczór.

Dział: Książki
sobota, 15 październik 2016 15:16

Kamienne anioły

Po książkę Kamienne anioły sięgnęłam z ogromną przyjemnością. Po dwóch pierwszych tomach serii, Szklanych dzieciach i Srebrnym chłopcu, miałam wręcz pewność, że trzeci będzie równie dobry. I nie zawiodłam się.

Bohaterką wiodącą książki tym razem jest Simona, przyjaciółka Billie. Dziewczynka przyjeżdża do Ahus, by spędzić ferie wielkanocne z ukochaną babcią. Jednak nie wszystko idzie tak, jak sobie dziewczynka zaplanowała. Babcia jest dziwnie smutna i zamyślona, a w niezamieszkanych pokojach słychać dziwne odgłosy. W dodatku stojące w ogrodzie kamienne posągi nieznacznie się poruszają! Zaniepokojona dziewczynka prosi o pomoc przyjaciół Billie i Aladina. Młodzi detektywi amatorzy staną w obliczu wyzwania, jakim jest zagadka wielkich posągów oraz stara historia miłosna sprzed wielu, wielu lat.

Z przyjemnością mogę powiedzieć, że trzecia część cyklu trzyma poziom swoich poprzedniczek. Zaściankowe Ahus, mimo że małe, kryje w sobie wiele tajemnic, czekających tylko, by ktoś dociekliwy i wścibski je odkrył.

Fabuła Kamiennych aniołów skupia się na przeszłości położonego nad morzem domu, w którym mieszka babcia Simony. Kiedyś był to luksusowy pensjonat, dziś większość pomieszczeń stoi pusta. Simona i jej przyjaciele przekonują się, że dom kryje w sobie wiele sekretów. Czy posągi w ogrodzie faktycznie się przemieszczają? Dlaczego stary magnetofon na zmianę się psuje i działa? Kim była Majken? I czego oczekują głosy z Pokoju Westchnień? Tajemnic jest sporo i nasi bohaterowie będą mieli ręce pełne roboty. To pierwszy wątek powieści utrzymany w nieco gotyckim klimacie.

Drugi, poważniejszy, dotyczy babci Simony i jej choroby. Każdy z głównych bohaterów stracił bliską osobę. Billie długo zmagała się ze śmiercią ukochanego taty, Aladinowi umarł dziadek, a teraz Bilie i jej rodzina muszą zmierzyć się z chorobą babci Małgorzaty. W wielu książkach dla dzieci zazwyczaj wszystko, czasem w cudowny sposób, kończy dobrze. Tymczasem w serii Szklane dzieci, autorka nie oszczędza uczuć bohaterów. Nie chcę przez to powiedzieć, że jest wobec nich okrutna, ale pilnuje, by w jej opowieściach panowały realizm i zasada prawdopodobieństwa, ucząc w ten sposób młodego czytelnika, że jeśli ktoś jest chory, to może umrzeć, albo jeśli rodzina ma kłopoty, to może udać się za chlebem tam, gdzie niechybnie go znajdzie. Bardzo podoba mi się takie ujmowanie tematu.

Wspólne rozwiązywanie zagadki Kamiennych aniołów było dla mnie wielką przyjemnością. Co prawda nieco już wyrosłam z tej kategorii wiekowej, do której książka jest skierowana, ale co tam.

Polecam lekturę trzeciej części Szklanych dzieci amatorom prostych zagadek detektywistycznych oraz szukającym dla siebie lekkiej, ale mądrej historii na jesienne, wietrzne popołudnie.

Dział: Książki
piątek, 14 październik 2016 19:11

Rewers

„Rewers to podróż po mrocznej stronie polskich ulic, zaułków i dzielnic” jak głosi napis z tyłu okładki. Wydawnictwo Czwarta Strona wpadło na pomysł stworzenia antologii opowiadań, której autorami są najpopularniejsi w Polsce pisarze thrillerów i kryminałów.

Po zbiór opowiadań zdecydowałam się sięgnąć z bardzo prostej przyczyny - chciałam poznać twórczość popularnych, ale nieznanych mi dotąd pisarzy i dowiedzieć się z kim warto zapoznać się bliżej. Dlatego uważam, że tego typu antologie są niezwykle przydatnym elementem rynku wydawniczego. Jeżeli natomiast ktoś dostrzegł na okładce dobrze znane i lubiane nazwiska tym lepiej - będzie miał okazję przeczytać opowiadania, które powstały spod pióra ulubionych pisarzy, a być może jako nagrodę niespodziankę pozna również jakieś nowe nazwiska i dowie się po czyją twórczość warto sięgnąć w następnej kolejności.

W tytule „Rewers” poznajemy jedenaście polskich miast, a każde z nich od tej mrocznej, ukrytej strony. Są to porządne, długie, niekiedy przerażające historie (na przykład „Niedzielne popołudnie” Gai Grzegorzewskiej). Napisane zostały w przeróżnym stylu, niestety bardzo odbiegają od siebie jakościowo. Niektóre wciągnęły mnie niesamowicie, inne kompletnie znudziły i zniechęciły do czytania zbioru. Mimo wszystko cieszę się, że miałam okazję je poznać, ponieważ, choć naprawdę dużo czytam, była to moja pierwsza styczność z autorami opowiadań w zbiorze.

Podoba mi się dobór tekstów - są od siebie zupełnie różne i to nie tylko pod względem sposobu pisania. Indywidualni bohaterowie, odmienne realia, pomysłowe zbrodnie - wszystko to tworzy niezwykle intrygujący misz-masz, na którym opiera się cała idea „Rewersu”. Dodatkowo miejsca o których czytamy nie są jakimiś abstrakcyjnymi kreacjami - wręcz przeciwnie, to doskonale znane nam, polskie miasta takie jak Toruń czy Kraków. Sam ten fakt dodaje smaku tego typu literaturze.

Czy mogę polecić lekturę „Rewersu”? Powiem szczerze - i tak i nie. W zbiorze pojawia się kilka opowiadań, które naprawdę warto przeczytać, ale są tam również takie, które zmuszą do ziewania i utulą do snu. Osobom, które mają ochotę poszukać nowych, interesujących nazwisk i tym, które chcą poznać krótkie formy stworzone przez ulubionych pisarzy zbiór jak najbardziej powinien przypaść do gustu. Czytelnikom spragnionym pasjonującej lektury od pierwszej do ostatniej strony książki, antologia ma jednak pełne prawo w ogóle się nie spodobać.

Dział: Książki
poniedziałek, 10 październik 2016 19:51

Najgorsze dopiero nadejdzie

Nie zależało mi już na niczym. Jeśli miałem umrzeć, to ten moment był idealny. Śmierć byłaby wybawieniem. Spojrzałem na przybysza stojącego w progu, ale cieknący z czoła pot rozmazywał mi obraz. Zauważyłem tylko, że podnosi pistolet i celuje. Czas się zatrzymał.
Żadne obrazy z dzieciństwa nie przewijały mi się przed oczami. Nie modliłem się, a może zwyczajnie tego nie pamiętam. Nie widziałem też nikogo z bliskich zmarłych, chcącego radośnie powitać mnie w zaświatach. Jedyna rzecz jakiej wówczas doświadczałem, to brak czucia własnego ciała. Pełne zobojętnienie. Tak to zapamiętałem.


Muszę przyznać, że „Najgorsze dopiero nadejdzie” Roberta Małeckiego było dla mnie naprawdę miłą niespodzianką. Spodziewałam się kolejnego przewidywalnego kryminału, a dostałam coś nietuzinkowego z fabułą, która trzymała w napięciu, aż do ostatnich stron.


Zacznę może od początku. „Najgorsze dopiero nadejdzie” jest to powieść o dziennikarzu prasowym u schyłku swojej kariery. Marek Bener jest na tyle pogrążony w szaleńczych wręcz poszukiwaniach żony, że nie widzi iż jego życie zawodowe właśnie się skończyło. Na sam koniec dostaje on zadanie, które może pozwoli mu dostać jakąś ciepłą posadkę w biurze dogorywającego polityka. Nie spodziewa się jednak, że przez przypadek (a być może całkiem specjalnie) zostanie on uwikłany w kryminalną grę, w której stawką jest zdrowie i życie jego najbliższych. Sam Marek jest postacią niezwykle sympatyczną. Pewny siebie i tego co robi potrafiłby pewnie namówić nawet mnie do swoich nie do końca legalnych zagrań.


Co do samej fabuły - jest dość zaskakująca. W pierwszej chwili mamy wrażenie, że dostaniemy kolejne nudne śledztwo dotyczące podpalenia i przypadkowego morderstwa. Jednakże kolejne fakty ukazywane na poszczególnych stronach pokazują nam, iż wszystko zostało wcześniej zaplanowane, a każdy szczegół ma znaczenie. Ostateczne rozwiązanie koszmaru w jaki został wplątany Marek, okazuje się również rozwiązaniem spraw z przeszłości głównego bohatera.


„Najgorsze dopiero nadejdzie” jest książką dla fanów dobrego, polskiego kryminału, którzy w ciemne, jesienne wieczory lubią, tak jak ja, dostarczyć sobie odrobinę emocji i napięcia. Cicho liczę na to, że spotkam jeszcze Marka Benera w jakiejś innej, równie świetnie wykreowanej powieści.

Dział: Książki