Rezultaty wyszukiwania dla: fantasy
Tern
Nik Pierumow, a właściwie Nikołaj Daniłowicz Pierumow, to pisarz fantasy, któremu rozgłos na całym świecie przyniosła kontynuacja „Władcy pierścieni" J. R. R. Tolkiena napisana w 1993 roku. Jego trylogia „Pierścień mroku" zdobyła szereg nagród oraz przyczyniła się do tego, że autor został uznany najlepszym pisarzem na największym konwencie fantastycznym w Europie – Euroconie w 2004r. W 2007 roku, po próbach ze space-operą czy Steampunkiem, Pierumow rozpoczął nowy cykl fantasy „Siedem Zwierząt Rajlegu". Wydany w Polsce przez wydawnictwo Solaris w 2010 roku „Tern" rozpoczyna naszą przygodę w niesamowicie wykreowanym świecie Rajlegu.
Fabuła powieści skupia się wokół podróży dość niezwykłej drużyny. Dlaczego niezwykłej? W żadnej klasycznej fantasy nie spotkało się takiej różnorodności wśród głównych bohaterów, których łączy jeden cel. Tytułowy Tern jest kolczastym dhussem, który za członka tej rasy się nie uważa. Wraz z nim w wędrówce po magicznych krainach Rajlegu uczestniczy zmieniona genetycznie przez nekromantów Gończa Nekropolis – Stein, piękna sidha Neiss, mistrz alchemii Ksarbirus, przyzwany z innego wymiaru demon-poeta, który brzydzi się przemocą - Krojon oraz gnomi łowca demonów – Braber. Pozornie członkowie są indywidualnościami niepasującymi do siebie, na dodatek żywiącymi do siebie nawzajem urazę. W końcu Stein wymordowała cały ród Neiss, a Tern wbrew jego woli przywołał Krojona, na którego poluje Braber. Ostatecznie różne okoliczności, które splotły ścieżki ich historii, sprawiają, że muszą połączyć swoje siły i wyruszyć w podróż, aby zbadać sposób działania Zgnilizny, morderczej plagi gnębiącej Rajleg. Wspólnie muszą stanąć do heroicznej walki ze złem, typowej dla epic fantasy.
Spoiwem łączącym tą niezwykłą drużynę, która w normalnych okolicznościach nie miała by racji bytu, jest postać tytułowego bohatera. Tern jest osobą jakby wyjętą z kontekstu, niepasującą do klimatu. W życiu kieruje się honorem, miłosierdziem i szlachetnością, walka jest dla niego ostatecznością. Wyróżnia się inteligencją i wiedzą na temat całego świata Rajlegu, jego mieszkańców i używanych języków. Używa technik magii, które odeszły w zapomnienie. Ponadto jego przeszłość jest wielką niewiadomą. Nikt nic o nim nie wie. Ta tajemniczość wokół jego postaci jest również elementem, który napędza fabułę.
Na uwagę zasługuje wykreowany przez Pierumowa Rajleg. Już we wstępie do „Terna" autor zaprasza nas do swojej krainy wykorzystując mit o drzewie światów. Zabieg ten umacnia nas w przekonaniu, że pisarz profesjonalnie podszedł do zadania. Sam świat uderza różnorodnością i bogactwem, a z umieszczonych w książce dwóch mapek możemy wywnioskować, że w pierwszej części cyklu poznajemy tylko niewielki jego wycinek. Spotkamy w nim wiele znanych nam już ras (m.in. gnomy czy trolle), ale dodatkowo przyjdzie nam poznać masę nowych (dla gatunku fantasy): dhussy, sidhy, aelwy, taengowie. Autor znakomicie przedstawił relacje międzyrasowe, opisał społeczne hierarchie, kulturę, stosunki polityczne czy pozyskiwane umiejętności magiczne.
Na koniec uwaga odnośnie polskiego wydania. „Tern" wydany przez wyd. Solaris zachwyca piękną ilustracją na okładce. W tłumaczeniu znaleźć można kilka literówek, które nie wpływają jednak na przyjemność czytania. Sposób wykończenia książki jednakże przy takiej objętości (500 stron) jest nieco dokuczliwy - przy przewracaniu kartek należy uważać, by nie złamać jej grzbietu.
Czytając „Terna" bardzo często na myśl przychodzą nawiązania do Tolkiena. Już sam pomysł wędrującej drużyny wydaje się nam bardzo dobrze znany. Ponadto sposób opisywania Rajlegu, choć jest o wiele lżejszy, kojarzy nam się ze stylem autora „Władcy pierścieni". Pierumow zachował jednak swoją oryginalność, która powoduje, że jego cykl ma aspiracje do pozostawienia swojego piętna w historii literatury fantastycznej. Pomimo czasami dłużącej się fabuły, lektura sprawia przyjemność, zaś dialogi głównych bohaterów wywołują niejednokrotnie uśmiech na twarzy. Można tylko liczyć, że autor nie wypadnie z dobrego rytmu i pozostałe tomy (w trakcie pisania tej recenzji w Polsce ukazała się czwarta powieść z cyklu Siedem Zwierząt Rajlegu) będą trzymały nadany w pierwszej części wysoki poziom. Podsumowując, żaden miłośnik fantasy nie powinien przejść obojętnie obok najnowszej twórczości Nika Pierumowa.
Legenda Kella
"Każdy zasłużył na odrobinę odpoczynku. Nawet bohater." Tylko jak tu odpoczywać, kiedy kraj, w imię którego kiedyś toczyło się opiewane pieśniami boje, został celem inwazji wrogiej armii, o której mało kto słyszał? Kell, sędziwy wiekiem weteran, o którym krążą legendy, a bardowie śpiewają w tawernach ballady na jego cześć, którego imię budzi szacunek i trwogę wśród ludności, ponownie musi dobyć swój topór, z którym łączą go więzy krwi. Choć ciało wyszło już z formy, zaś nadużycie alkoholu i fajek dają o sobie znać, walka w obronie życia ukochanej wnuczki jest dla niego najważniejsza. Nie cofnie się przed niczym, byle tylko osiągnąć cel. W każdej legendzie tkwi ziarno prawdy. Pytanie tylko, jak jest ono duże w przypadku Kella?
Andy Remic w swojej opowieści zabiera nas do Królestwa Falanoru. W krainie tej, po erze wojen, zwanej Dniami Krwi, które wysławiły wojownika Kella, ludzie wiodą spokojne życie pod rządami króla Leanorica. Nie zdają sobie sprawy, że zza gór zwanych Czarnymi Grotami, które w wyobrażeniu wielu są nie do przebycia, nadciąga Żelazna Armia pod wodzą generała Graala. Wojsko zabójczych albinosów służących Vaszynom - rasie wampirów, których ciała wypełnione są zegarowymi mechanizmami, pełnymi zębatych kół i przekładni. Do życia niezbędny im jest krwawy olej. W inwazji królestwa pomagają im Żniwiarze, tajemnicze istoty wysysające wnętrzności z ofiar oraz Zgnilce, niedorozwinięte pod względem fizycznym, ale zabójcze, Vaszyny.
Zbrojnemu wtargnięciu żołnierzy na terytorium Falanoru, w istnym wyścigu z czasem, przeciwstawia się Kell, którego pradawna magia łączy więzami krwi z labrysem, toporem o podwójnym ostrzu, zwanym Ilianna. Wraz z wnuczką Nienną, jej przyjaciółką Kat oraz Saarkiem, mistrzem rapiera i istnym "psem na baby", jako jedyni ocaleni z najazdu na miasto Jalder, wyruszają w niebezpieczną podróż by ostrzec króla.
Historię Kella poznajemy praktycznie cały czas, wraz z rozwojem fabuły dowiadujemy się nowych rzeczy na jego temat. Autor odsłania nam po kawałku przeszłość wojownika, jego wcześniejsze wyprawy, historię łaknącej krwi broni. Odnosimy wrażenie, że Kell to wręcz bohater negatywny, brutalny i bezwzględny w mordowaniu. Opuszczony przez przyjaciół i znienawidzony przez najbliższą rodzinę. Jedynie emanująca z niego miłość do ukochanej wnuczki sprawia, że patrzymy na niego inaczej. Z czasem zyskuje sympatię czytelnika.
"Legendy Kella" nie skupiają się wyłącznie na tytułowym bohaterze. Na kartach tej powieści poznajemy losy innych, ważnych dla fabuły, postaci. Ich historię niejednokrotnie się krzyżują, wzajemnie na siebie oddziaływają. Są także przeplatane z losami Kella, uzupełniając i urozmaicając historię człowieka-legendy. Jedną z nich jest Vaszynka Anukis, córka wynalazcy mechanicznej technologii, która dała niezwyciężoność rasie. Z powodu herezji i nieczystości zostaje ona wyrzutkiem społeczeństwa, zhańbiona przez swoich pobratymców. Jej losy łączą się z królową Allorią, porwaną przez Armię Graala.
Remic stworzył historię, która znacznie odstaje od stereotypów powieści fantasy. Choć wzorował się na jednym z mistrzów gatunku, Davidzie Gemmellu (autor Sagi Drenarów) i wykorzystał znane schematy, stworzył bardzo oryginalne dzieło. W końcu w "Legendzie Kella" nie spotkamy znanych z kart książek magii i miecza krasnoludów, elfów czy orków. Wymyślona przez niego koncepcja mechanicznych wampirów jest czymś innowacyjnym w literaturze fantastycznej. Pomysł wykorzystania mechanizmów zegarowych, niczym wszczepów cybernetycznych w literaturze sci-fi, które "żyją" w symbiozie z ciałem ludzkim, jest wręcz pionierski. Ponadto wprowadzając rasę Vaszynów, dzieli ją na klasy Kardynałów, Zegarmistrzów, Mechaników czy zwykłych obywateli zamieszkałej przez nich krainy - Doliny Silvy, tworząc hierarchię. Przedstawia relacje zachodzące pomiędzy klasami, które związane są z nadanymi przywilejami.
"Legendy Kella" obfitują w brutalne i drastyczne opisy. Krew leje się strumieniami, trup ścielę się gęsto, zaś obcięte głowy w przeciągu całej historii można liczyć w tuzinach. Z drugiej strony, kontrastowo, nie zabrakło barwnych opisów krain, które poruszają wyobraźnię. Język postaci jest wulgarny i jednocześnie potoczny. Doskonale pasuje do posługujących się nim bohaterów i nadaje swoisty klimat. Prawdziwą kwintesencją książki są dialogi Kella i Staarka, pełne sarkazmu, ironii i zgryźliwości, które czasami wręcz wywołują uśmiech na twarzy czytelnika.
Remic dzieląc książkę na przeplatające się historie różnych bohaterów, niejednokrotnie budował napięcie, aby urywać akcję w najważniejszym momencie i przejść do następnego rozdziału. Taka zabawa czytelnikiem, choć czasami już irytująca (ostatecznie "Legendy Kella" kończą się w środku akcji), wpłynęła na zainteresowanie dalszymi losami postaci oraz na szybkość czytania.
Podsumowując "Legendy Kella" Andy'ego Remica, będące pierwszym tomem „Kronik Mechanicznych Wampirów", to opowieść nieprzewidywalna, odstająca od utartych schematów gatunku fantastycznego, łącząca w sobie elementy dark fantasy z technologią rodem ze Steampunku. Świerzy pomysł, wartka akcja, brutalna i mroczna historia, język oraz świetne dialogi, sprawiają, że o tej książce tak szybko się nie zapomni. Niejeden czytelnik - włącznie ze mną - będzie czekał z niecierpliwością na kolejny tom.
Stroiciel ciszy
Fantastykę religijną w polskiej literaturze można szukać ze świeczką. Choć już na początku lat 90 wraz z umocnieniem się pozycji Kościoła w Polsce zaczęły pojawiać się pierwsze opowiadania nawiązujące do wiary katolickiej, nurt ten wśród autorów zaczął zmierzać w innym kierunku. Motywy religijne w fantastyce zaczęły skupiać się na metafizyce, siłach nadprzyrodzonych, duchowych reprezentantach, zostawiając gdzieś z boku sens istnienia Kogoś oraz nasze wewnętrzne uwikłania z Nim.
Wojciech Szyda w swoim drugim zbiorze opowiadań po raz kolejny mierzy się z połączeniem chrześcijańskich dogmatów z nurtem science fiction i fantasy. "Stroiciel ciszy" zawiera dziesięć jakże odmiennych historii. Każda jest wyjątkowa i zmusza czytelnika do refleksji oraz odpowiedzenia sobie na pytanie - kim w moim życiu jest Bóg.
Już pierwsze opowiadanie, które otwiera antologię - "Raport łotrów", ukazuje w jaki sposób podróż w czasie i zamach na życie ledwo co narodzonego Chrystusa może mieć wpływ na dzieje ludzkości. Krótkie, lecz ciekawe opowiadanie ukazuje miłosierdzie Jezusa nad każdym grzesznikiem, który szczerze wyrazi swoją skruchę.
Postać Syna Bożego jest również tematem kolejnego, tytułowego opowiadania "Stroiciel ciszy". Tym razem autor przenosi nas w daleką, nieokreśloną, przyszłość. Główny bohater, John Caspar, podróżuje specjalnym statkiem kosmicznym, aby w samotności odpokutować swoje winy, jednocześnie zaś rozgrzeszyć odległe kolonie. Na jednej z nich odnajduje tajemniczą postać, której istnienie jest sprzeczne z nauką Kościoła. Bohater, a wraz z nim czytelnik, staje przed próbą zrozumienia sensu zmartwychwstania i ponownego przyjścia Zbawiciela.
Kolejna historia, "Ciało i krew", która według mnie, choć gatunkowo odbiega od pozostałych zawartych w zbiorze, była jedną z lepszych, porusza dylematy dotyczące poświęcenia i wiary. Oto rycerz, samotny wędrowiec, z oddaniem poszukuje legendarnego Graala, kielicha z którego Chrystus pił podczas Ostatniej Wieczerzy.
Inny opowiadaniem, które zasługuje na szczególną uwagę jest "Po'Sen. Plaga cudów". Bardzo abstrakcyjne, częściowo psychodeliczne, z drugiej strony zaś malownicze. Autor porusza wyobraźnię czytelnika, kreując alternatywny Poznań. Miasto to w niejednym naszym śnie przerażało i fascynowałoby jednocześnie. W opowiadaniu obecny jest również motyw spowiedzi, jako leku na grzechy.
W "Planach na przeszłość" autor kreuje wizję niedalekiej przyszłości, w której istnieje możliwość posiadania kilku wersji samego siebie. Główny bohater prowadzi życie jednocześnie jako m.in. gangster, policjant, erotoman czy znudzony życiem księgowy, zaś z pomocą tabletek jego świadomość "przeskakuje" pomiędzy danymi wersjami. Oskarżenie o morderstwo poprzez porzucenie jednej ze swoich wersji powoduje, że bohater zaczyna się zastanawiać nad konsekwencjami zabawy w Boga.
"Drabina i łańcuch" to jeden z trudniejszych tekstów. Zrozumienie historii o walce z drapieżnymi aniołami, które przedostały się do naszego świata, przedstawionej w formie metafizycznego kryminału, wymaga od czytelnika nie lada wysiłku intelektualnego. Filozofia św. Augustyna, rozważania na temat czasu i zastosowanie podobnych imion głównych bohaterów znajdujących się w różnych ramach czasowych (typu Uriasz - Uriah, Falstrom - Fallstorm itp.) powoduje u czytelnika przemęczenie lekturą.
W zbiorze Wojciecha Szydy oprócz długich i przepełnionych filozofią opowiadań, znajdziemy krótkie historie, które wcale nie ustępują jakością tym dłuższym. Szort "Osobodante" przedstawia świat, gdzie króluje Kościół Danych Osobowych, dane osobowe są przedmiotem kultu, natomiast życie prywatne każdego człowieka nie jest tajemnicą. "Jeden dzień" zaś w obrazowy sposób przedstawia nam Biblię w opisie jednego dnia pary głównych bohaterów. Zbiór zamykają "Fałszerze" - lekki utwór, stanowiący istną odskocznią po poważnej lekturze zbioru.
Antologie opowiadań, czy to jednego czy wielu autorów, mają to do siebie, że rzadko są doskonałe pod każdym względem – bywa, że utwory w nich zgromadzone są różne pod względem jakościowym i wzbudzają różne reakcje czytelnika. Nie inaczej jest ze „Stroicielem ciszy”. Opowiadania wchodzące w skład tomu mogą się podobać bardziej i mniej, ale każdy czytelnik znajdzie tu coś dla siebie. Dobra fantastyka z przesłaniem, która sprawia, że wraz z przewróceniem ostatniej kartki, nawet jeśli trudno nam było przebrnąć przez niektóre historie, czujemy satysfakcję.
Wojny duszków
Sięgając po „Wojny Duszków” myślałem iż mam do czynienia z kolejną powieścią podobną do przygód młodego czarodzieja Harry’ego. Kampania reklamowa książki, hasła reklamowe oraz opis z okładki utwierdzały moje przekonanie. Pod wieloma względami jednak się myliłem. Ale przejdźmy do rzeczy. O czym mianowicie jest owa książka ??
Kraina Duszków to świat magów i demonów, w którym pełno jest intryg i nieustannych wojen pomiędzy dobrem i złem. Nad obydwiema stronami pieczę sprawuję Purpurowy Cesarz. Jego pierworodny syn, młody awanturnik i obrońca zwierząt, Pyrgus Malvae wpada w kłopoty, narażając się największym magnatom ciemnej strony magii oraz największemu z demonów – Belethowi. Ojciec, chcąc ukryć go aż do zakończenia konfliktu, postanawia wysłać go portalem do równoległego świata.
Tymczasem w świecie szarej rzeczywistości, Henry, nastolatek i zapalony modelarz, który nigdy w życiu nie miał problemów nawet w szkole, dowiaduje się o romansie swojej matki z ... sekretarką ojca. Odkrycie, iż matka jest lesbijką jest dla niego bolesne. Chłopak popada w melancholię, a ucieczkę od przygnębiającej rzeczywistości odnajduje pracując u starego paranoika - pana Fogarty. Tam w ogrodzie splatają się ścieżki obydwóch młodzieńców, gdyż Pyrgus w wyniku uszkodzenia portalu przenosi się w inne, niż wcześniej zamierzone miejsce, a na dodatek zostaje zamieniony w małego, skrzydlatego duszka.
"Wojny Duszków" to pierwszy tom powieści, pełnej przygód i magii, która jest skierowana głównie do młodzieży. Książki nie poleciłbym jednak młodszym czytelnikom, ponieważ autor porusza w niej wiele kontrowersyjnych spraw, których mogą nie zrozumieć (np. związki homoseksualne), jak i nie oszczędza drastycznych opisów (np. topienie kociaków we wrzącej masie czy torturowanie przez zanurzenie w gorącej siarce). Podobnych przykładów można w opowieści znaleźć wiele. Inne zastrzeżenie można mieć do polskiego tłumaczenia tytułu książki. „Wojny Duszków” to w oryginale „Faerie Wars”. Angielskiemu wyrażeniu faerie bliżej jednak jest do elfów niż do duszków, często przedstawianych jako małe, opiekuńcze wróżki ze skrzydełkami. Dlatego dość dziwnie brzmi określenie mrocznych i dość nieprzyjemnych magów jako Duszki Nocy, choć zapewne Wojny Elfów za bardzo by się kojarzyły z prozą Tolkiena, a Wojny Wróżek brzmią dość dziwnie.
Przejdę jednak do dobrych stron książki. Pierwsze co się rzuca w oczy to ładne wydanie, o które postarało się wydawnictwo Rebis. Twarda oprawa oraz gruby papier wpływają znacznie na estetykę i przyjemność czytania. Jeśli chodzi zaś o fabułę to jest ona typowa dla powieści przygodowo-fantastycznej. Pełna jest zaskakujących zwrotów akcji, trzymających w napięciu wydarzeń. Światy baśniowe i realne zostały umiejętnie ze sobą powiązane, a ich wątki się splatają i uzupełniają. W krainie Duszków siostra Pyrgusa – Holly Blue odkrywa spisek Duszków Nocy przeciw Cesarzowi, zaś w międzyczasie Henry i książę próbują znaleźć drogę powrotną do świata magii. W opowieści nie zabrakło wszelkiego rodzaju postaci władających magią: magów, kapłanów, demonów czy czarnoksiężników. Innym plusem jest to, iż książka została napisana dość prostym i lekkim językiem, choć brak jest rozbudowanych dialogów i szczegółowych opisów.
Podsumowując „Wojny Duszków” to bardzo dobra powieść, przeznaczona raczej dla starszej młodzieży z powodu poruszanych tematów i licznych okrutnych i pełnych krwi obrazów. Wciągająca fabuła sprawia, iż ciężko jest oderwać się od niej nawet na czas obiadu (wiem to po sobie). Bardzo miłym faktem jest również to, iż ukazał się drugi tom, pt. „Purpurowy cesarz”.
Mugole i Magia
Jakże się ucieszyłem kiedy przeczytałem w sieci o planowanym wydaniu wyjątkowego opracowania dotyczącego Harry'ego Poterra, innego niż wszystkie wcześniejszego. Jeszcze większe było moje zaskoczenie, kiedy olbrzymie tomisko wylądowało na moim biurku parę dni przed polską premierą. Choć stary byk ze mnie, przeczytałem wszystkie tomy przygód młodego czarodzieja, postanowiłem jak najszybciej zapoznać się z tą książką. No i nastał moment aby podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami.
Zacznę od autora – George'a Beahma. Ten bardzo aktywny fan literatury fantasy i science fiction do tej pory ma na swoim koncie kilka opracowań dotyczących wielkich pisarzy i najbardziej znanych bohaterów literackich. Najbardziej godne uwagi są m.in. „The Essential J.R. Tolkien Sourcebook” czy „Stephen King from A to Z: An Encyclopedia of His Life and Work” ( mam nadzieje, że te publikacje również doczekają się swojej polskiej edycji).
No ale wróćmy do głównego wątku, czyli nieoficjalnego przewodnika o J.K. Rowling i fenomenie Harry'ego Pottera. Jak wspomniałem wcześniej opracowanie te to naprawdę olbrzymie tomisko. Książka liczy prawie 500 stron, wydana jest w twardej (i pięknej) oprawie, za co ukłon w stronę wydawnictwa Rebis. Duża czcionka, gruby papier oraz liczne kolorowe i czarno-białe ilustracje umilają wgłębianie się w magiczny świat. To tyle co można zobaczyć na pierwszy rzut oka.
Książka została skonstruowana tematycznie, podzielona na sześć głównych części. Na początek czytelnik ma okazje bardziej poznać twórcę całej potteromanii, czyli autorkę J.K. Rowling. W dwóch pierwszych częściach znajdziemy wszytko o jej życiu, począwszy od różnych ciekawostek, skończywszy na odniesieniach w przygodach Harry'ego do jej życia.
Kolejna część to spojrzenie na wszystkie ekranizacje. Znajdziemy tu szczegółowe informacje o trzech pierwszych filmach, łącznie z recenzjami, pełną obsadą i plakatami. Na dodatek autor serwuje nam ciekawe cytaty i dykteryjki filmowe oraz wypowiedzi różnych osobistości (m.in. Stevena Spielberga) dotyczące ekranizacji.
W części czwartej znajdziemy zaś wszelkie informacje dotyczące książek. Zaprezentowane zostały oryginalne okładki z różnych wydań, wszystkie tła powieści, dedykacje, wybrane recenzje, ważne cytaty, a nawet spojrzenie na parodię Harry'ego – powieść Michaela Gerbera - „Barry Trotter”.
Pozostałe dwie części poświęcone są wybranym towarom reklamowym czyli klockom Lego, grom komputerowym i karcianym, pluszowym zabawkom, a nawet artykułom gospodarstwa domowego. Na dodatek znajdziemy przewodnik po głównych stronach internetowych.
„Mugole i magia” to doskonały przewodnik i skarbnica wiedzy dla wszystkich fanów młodego czarodzieja. Każdy „mugol” po przeczytaniu książki może sprawdzić swoją wiedzę w teście o zróżnicowanym stopniu trudności, zawierającym ponad 220 pytań. Choć dla mnie pytania wydawały się trudne, młodym ekspertom raczej nie powinny sprawić problemów.
Więc jeśli uważasz się za prawdziwego fana młodego czarodzieja, Twoje szkolne zeszyty poobklejane są wizerunkami bohaterów serii, na Twoich półkach stoją figurki Harry'ego, najchętniej grałbyś w Quidditcha zamiast w piłkę, a zamiast psa czy kota wolałbyś sowę płomykówkę to Ciebie nawet nie trzeba namawiać. Tą książkę musisz mieć w swojej kolekcji i traktować ją jako lekturę obowiązkową. Jeśli zaś jesteś zwykłym zjadaczem chleba, który zapoznał się z przygodami Pottera, to polecam ten nieoficjalny przewodnik, abyś mógł pogłębić swoją „magiczną” wiedzę.
Kwiat paproci
Znacie baśń Kraszewskiego o kwiecie paproci, który kwitnie tylko raz w roku w Noc Świętojańską? Podobno, gdy znajdzie się ten niepozorny kwiatuszek o pięciu złotych listkach i błyszczącym, wirującym oczku można mieć wszystko (dosłownie wszystko), czego tylko dusza zapragnie. Są tylko dwa warunki: nie można nikomu powiedzieć, że jest się w posiadaniu tego cudeńka i nie wolno dzielić się swoim szczęściem. Wierzcie mi, miałabym problem z wypełnieniem tak pierwszego, jak i drugiego warunku.
Mimo, że to tylko baśń, to niesamowicie działa na wyobraźnię i niektórzy w noc świętego Jana zamiast bawić się przy blasku ognia, zapuszczają się do lasu w poszukiwaniu legendarnego kwiatu. Niestety, las nocą to nie moja bajka, a po „Kwiat paproci" spokojnie można się wybrać do księgarni, bo taki oto tytuł nosi debiut literacki Dominika Sokołowskiego.
Debiutancka powieść tego początkującego pisarza fantasy to trzy historie trzech bohaterów. Pierwszym z nich jest młody cesarzewicz Isaakios. Po napadzie na cesarstwo swojej matki musiał uciekać wraz ze swoim opiekunem przed bezwzględnymi mordercami, którzy z uśmiechem na ustach zarżnęli zakochanego w cesarzowej dowódcę gwardii, a piękną władczynię bestialsko zasztyletowali. Teraz, po jedenastu latach przymusowego ukrywania się w jednej z wiosek, młodzieniec wyrusza wraz ze swoim opiekunem, centurionem Łamignatem, aby odzyskać tron i należne mu miejsce oraz szacunek ludu. Drugą bohaterką powieści jest Michelle, pół sierota walcząca o życie na ulicach miasta Bourges. Podczas jednej z kradzieży zostaje złapana przez inkwizytora Aleksandrosa, który postanawia zaopiekować się brudną żebraczką. Po kilku latach z małej, zastraszonej i niekochanej złodziejki wyrasta prawdziwa piękność. Michelle pobiera nauki od swojego wybawcy i z czasem staje się agentką inkwizycji – mistrzynią w swoim fachu. Ostatnim z bohaterów jest Ilias, który wraz ze swoim wiernym giermkiem Basarabem ściga bezwzględnych barbarzyńców – morderców jego ukochanej żony i nienarodzonego synka. Żadna podróż i żadna misja każdego z trójki bohaterów nie będzie łatwa, lekka i przyjemna, wręcz przeciwnie. Na każdym kroku i niemalże w każdym człowieku kryje się niebezpieczeństwo, które może definitywnie zakończyć życie Isaakiosa, Michelle oraz Iliasa.
Przyznam się wam, że od zawsze miałam pewne opory przed czytaniem debiutów literackich. Wiem, że początki są trudne i staram się z przymrużeniem oka patrzeć na, niekiedy, bardzo liczne potknięcia początkujących pisarzy i pisarek. Niestety, rzecz ma się inaczej, jeśli chodzi o literaturę fantasy, której jestem fanką i od tych debiutów wymagam dużo. Czasami wydaje mi się, że zdecydowanie zbyt dużo.
Kiedy po raz pierwszy przeczytałam zapowiedź „Kwiatu paproci" pomyślałam sobie, że musi to być niesamowita lektura pełna magii i niebezpieczeństw pisana w starym stylu, gdy fantasy była wolna od iskrzących się wampirów, nieszczęsnych wilkołaków i innych stworzeń paranormalnych. Gdy pierwszy tom „Kronik Arkadyjskich" znalazł się w moim posiadaniu bez żalu porzuciłam wszystkie zaczęte powieści i zagłębiłam się w uliczki arkadyjskiego cesarstwa. Niestety, zamiast zapierających dech w piersiach przygód, książka powiała niesamowitą nudą. Akcja całymi rozdziałami wlekła się niemiłosiernie tylko po to, żeby nagle gwałtownie przyspieszyć i po kilku linijkach znowu zwolnić do swojego stałego, ślimaczego wręcz tempa. A przecież obiecano mi przygody, podróże, magię i niebezpieczeństwa. Brnęłam dalej wraz z bohaterami, którzy przypominali mi marionetki potrząsane bezładnie przez swojego twórcę, przez krainy cesarstwa, zdobywałam zamek, walczyłam ze smokiem, drżałam przed samym Satanem i pokonywałam zarazę, ale nie było w tym dynamiki. Gdzieś zniknęła akcja zastąpiona suchymi, beznamiętnymi opisami znanymi mi z powieści historycznych, za którymi nie przepadam. Postaci także mnie nie urzekły. Były zbyt sztuczne, a ich przewidywalne zachowania drażniły mnie ze strony na stronę, z rozdziału na rozdział i momentami musiałam odkładać książkę na półkę, żeby odpocząć od wypływającego spomiędzy stron infantylnego zachowania całej trójki. Poza tym, gdy tylko odrywałam się na chwilkę od lektury obrazy Isaakiosa, Michelle i Iliasa szybko blakły. Może to przez to, że autor niewiele poświęcił miejsca na stworzenie ich rysu psychologicznego?
Widać, że autor miał świetny pomysł na niesamowitą książkę, niemniej jednak czegoś tutaj zabrakło, żeby „Kwiat paproci" stał się lekturą porywającą, intrygującą i trzymającą w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Fabuła stworzona przez Sokołowskiego przypomina tytułowy kwiat, który bardzo, ale to bardzo powoli rozkwita i jest to raczej lektura dla tych, którzy uwielbiają delektować się literaturą fantasy z bogatym tłem historycznym oraz nieposiadających mdłości na wzmianki o patroszeniu, ścinaniu głów, zrywaniu z twarzy skóry, pod której aż roi się od robactwa i bezlitosnym sztyletowaniu. „Kwiat paproci" zdecydowanie odradzam tym, którzy (tak jak ja) są przyzwyczajeni do pędzącej na łeb na szyję akcji, w której można bez reszty się zatracić i mają słaby żołądek. Wierzcie mi, „Kwiat paproci" momentami spływa litrami krwi i nie tylko.
Nie powiem, że debiut Sokołowskiego jest beznadziejny i nie warto po niego sięgać, bo tak nie jest. Może i nie rzuca na kolana, ale co poniektórzy na pewno zasmakują w „Kwiecie paproci", który jest tylko preludium do kolejnych tomów trylogii. Osobiście czekam na drugi tom „Kronik Arkadyjskich", bo może to w nim znajdę to, czego szukam w polskiej literaturze fantasy? Kto wie?
Królestwa Nashiry. Marzenie Thalithy
Z twórczością Licii Troisi miałam przyjemność zapoznać się w zeszłym roku dzięki trylogii pod tytułem „Legendy Świata Wynurzonego", która niesamowicie przypadła mi do gustu z powodu lekkiego stylu pisarki oraz wspaniałej wyobraźni i pomysłowości. Kiedy na rynku pojawiła się najnowsza powieść Włoszki postanowiłam za wszelką cenę ją przeczytać, a jak się czegoś bardzo mocno pragnie, to się to dostaje. Wcześniej czy później. Tak samo było z pierwszym tomem najnowszej trylogii Troisi pod tytułem „Królestwa Nashiry". Kiedy już wyciągnęłam książkę z pieczołowicie oklejonej koperty przez głowę przemknęła mi przykra myśl, że „Marzenie Talithy" może być niewypałem. Sama nie wiem, skąd się to wzięło, ale mimo chęci przeczytania prześlicznie wydanej powieści odłożyłam ją na bok i zabrałam się za przygotowanie materiału do prezentacji mojego tematu pracy magisterskiej, a potem przyszła okropna niechęć do czytania czegokolwiek i książka zaczęła kurzyć się na jednej z półek mojej biblioteczki. Kilka dni przed świętami dopadło mnie paskudne przeziębienie i chcąc poprawić sobie humor oraz przeżyć jakąś przygodę podszytą klasyczną fantasty sięgnęłam po „Marzenie Talithy".
Główną bohaterką najnowszej powieści Troisi jest rudowłosa, siedemnastoletnia Talitha, córka niezwykle okrutnego i bezwzględnego hrabiego Megassy, władcy Krainy Lata. Dziewczyna ma duszę wojowniczki i szkoli się na gwardzistkę pod opieką Roye'a – mistrza Gwardii w Messe, mieście, w którym mieszka Talitha. Najbliższym przyjacielem nastolatki jest uroczy, zielonowłosy Saiph – jej osobisty niewolnik, którego wcale nie traktuje jak swojego sługi. Spokojne, wypełnione ukochanymi przez dziewczynę treningami życie zmienia się, gdy Lebitha, siostra głównej bohaterki, zakonnica i pretendentka do roli Małej Matki klasztoru poważnie podupada na zdrowiu. Ojciec dziewcząt żądny władzy wysyła swoją zbuntowaną latorośl do zakonu. Nowy dom Talithy i Saipha nie ma nic wspólnego z miastem w Krainie Lata, w którym oboje się wychowali. W zakonie panują brutalne, nieludzkie reguły i dotkliwe kary zahaczające o bestialstwo w czystej postaci. Dziewczyna, w której drzemie duch wojownika nie jest w stanie znieść atmosfery ponurego zakonu, zakazów, nakazów oraz kar i po kilku dniach pobytu postanawia uciec z tego przeklętego miejsca razem ze swoim przyjacielem. Niestety, ucieczka z więzienia strzeżonego przez śmiertelnie niebezpieczne kombatantki – zakonnice-wojowniczki wcale nie będzie łatwa.
Powiem szczerze, początek „Marzenia Talithy" boleśnie mnie rozczarował, a pierwsze rozdziały rozłożyły mnie na łopatki sączącą się z nich nudą. Zmęczona brakiem jakiejkolwiek akcji odłożyłam powieść na stolik i wróciłam do niej dopiero po kilku dniach z silnym postanowieniem, że przeczytam ją do końca, nawet, jeśli miałaby być niemiłosiernie nudna. Po mordędze, którą zafundowały mi pierwsze rozdziały w końcu dotarłam do akcji właściwej, która wciągnęła mnie bez reszty. Przypominało to kolejkę górską: najpierw długi podjazd w górę, a potem gwałtowna jazda w dół z głośnym, niekontrolowanym piskiem. Z wypiekami na policzkach chłonęłam kolejne strony, rozdziały i części „Marzenia Talithy" totalnie zaskoczona kreatywnością i pomysłowością młodej pisarki. Swoją drogą dziewczyna jest niesamowita – napisać tyle powieści i jeszcze mieć nowe niebanalne pomysły? Szacun.
Troisi stworzyła kolejny fantastyczny, niebezpieczny, tajemniczy i interesujący świat dopracowany w najmniejszym nawet szczególe. Mamy tutaj intrygujących mieszkańców Nashiry – Talarytów (dominująca rasa w Nashirze) i Femtytów (niższa, podporządkowana Talarytom rasa, która nie odczuwa fizycznego bólu), cztery Królestwa, bardzo szczegółowo opisaną religię wyznawaną przez jedną z ras i precyzyjnie przedstawioną hierarchię panującą w klasztorach, a wszystko opisane przyjemnym, lekkim stylem, którzy czytelnicy mogli poznać podczas lektury poprzednich powieści Troisi.
„Marzenie Talithy" to, jak już wspomniałam, klasyczna powieść fantasy, więc panuje tutaj utarty, znany wszystkim schemat, który często stosuje sama pisarka: młodziutka, zbuntowana i mężna wojowniczka w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela przeciwstawia się rozkwitającemu czernią i brutalnością złu. Nuda i banał? Może, jednak autorka ten utarty schemat zaklęła w niesamowicie wciągającą, porywającą, pełną emocji i przygód powieść, która sprawi, że czytelnik na chwilkę straci dech w piersi, jego serce zerwie się do galopu, a rzeczywistość przestanie być istotna.
Co z tytułową bohaterką?
Talitha to prześliczna, młoda, nieco porywcza i niezwykle charakterna osóbka z duszą wojownika. Jej największym marzeniem jest służenie w Gwardii, nic więc dziwnego, że w zakonie nie ma łatwego życia: upokarzające kary to nic w porównaniu do intryg tkanych przez Grele – kandydatce do roli Małej Matki klasztoru i córki króla Królestwa Jesień. Na szczęście młodą hrabiankę na duchu podtrzymuje zielonowłosy Saiph, który skradł moje serce delikatnością i oddaniem względem swojej właścicielki, nauczycielka magii Pelei i nowicjuszka Kora, która stała się przyjaciółką Talithy. Sama Talitha jest nieco irytująca. Fajnie, że jest to buntowniczka z charakterem, jednak jej ośli upór, który niejednokrotnie sprawiał dziewczynie i jej niewolnikowi kłopoty jest po prostu nie do zniesienia. Dziewczyna jest niecierpliwa i pała taką nienawiścią do zakonnic, które ukrywają przed ludem zbliżający się koniec świata (swoją drogą, Troisi, która z wykształcenia jest astrofizykiem wykorzystała swoją wiedzę i 'wrzuciła" do swojej powieści motyw o dwóch słońcach, które zagrażają Nashirze), że czasami przestaje myśleć logicznie przez co cierpi jej przyjaciel, ale mimo to nie da się jej nie polubić.
Czarne charaktery, które czytelnik spotka podczas przygody w świecie stworzonym przez pisarkę wzbudzą w nim przeróżne emocje zaczynając od złości, a na czystej nienawiści kończąc. Sama momentami miałam ochotę zrobić krzywdę pannie Grele, która swoim zachowaniem doprowadzała mnie do furii.
Co jeszcze mogę powiedzieć?
„Marzenie Talithy" zostało bardzo pięknie wydaje. Baśniowa okładka niesamowicie zachęca do sięgnięcia po najnowszą powieść Troisi, jednak niech jej urok was nie zwiedzie – nie znajdziecie tam magii w postaci barwnego, migoczącego pyłu. W świecie Talithy magia jest śmiertelną bronią, a także praktycznym narzędziem na przykład do otwierania zamkniętych na głucho drzwi. Poza prześliczną okładką czytelnik w pierwszym tomie przygód młodej wojowniczki znajdzie niezwykle czytelną mapkę Talarii (zresztą we wszystkich książkach Troisi pojawiają się mapki magicznego uniwersum) oraz spis imion i nazw, który pomoże mu odnaleźć się w świecie Talithy i Saipha.
Podsumowując, „Marzenie Talithy" jest historią zbudowaną na klasycznym schemacie, na którym opierają się powieści fantasy, pełną wartkiej akcji, która wynagradza nudnawy początek i ciekawych, budzących w czytelniku skrajne emocje, bohaterów. Samo uniwersum jest dopracowane w najmniejszym szczególe, a pomysłowość autorki powala czytelnika na kolana. Z ręką na sercu przyznaję, że sama jestem zachwycona najnowszą książką Włoszki i z niecierpliwością czekam na drugi tom „Królestw Nashiry".
Klątwa tygrysa. Wyprawa
„Wyprawa" to już trzeci tom przygód Kelsey i dwóch towarzyszących jej tygrysów. To historia natchniona sagą „Zmierzchu", którą autorka postanowiła wydać na własną rękę, ponieważ nie udało jej się znaleźć żadnego zainteresowanego wydawcy. I tym razem wydawnictwa popełniły poważny błąd, ponieważ powieść szybko trafiła na listy bestsellerów, po drodze zdobywając setki tysięcy fanów.
Po tym jak książę Ren (biały tygrys) został porwany przez Lokesha, dzieją się z nim dziwne rzeczy. Przede wszystkim nie pamięta swojej ukochanej, przyjaciółki i wybawczyni – Kelsey. Na dodatek sam dotyk dziewczyny sprawia mu fizyczny ból. Za to uczucie Kishana (czarnego tygrysa) rozkwita. Chłopak staje się dojrzalszy, mądrzejszy, a dla ukochanej jest w stanie poświęcić dosłownie wszystko. Mimo dziwnej sytuacji, bohaterowie decydują się podjąć przerwaną przygodę i rozwiązać zagadkę, a dziewczyna postanawia, że jeżeli Ren jej już nigdy więcej nie pokocha, to przynajmniej odzyska jego przyjaźń.
Wydawało mi się, że przeczytałam gdzieś informację o tym, że „Klątwa tygrysa" ma być trylogią. Jeżeli tak jest rzeczywiście, to będzie mi bardzo przykro z tego powodu, ponieważ książka tak naprawdę się nie kończy. Nawet epilog to jedynie wstęp do ciągu dalszego. Bardzo chciałabym się dowiedzieć, co ostatecznie stanie się z bohaterami... Cóż, „Wyprawa" w każdym razie nie rozwiązuje tego dylematu.
To samo co w pierwszym tomie „Klątwy tygrysa" podobało mi się bardzo, w drugim i trzecim zwyczajnie mi przeszkadza. Wyprawy w stylu Indiany Jonesa niestety stały się motywem nudnym i oklepanym, ponieważ przez ile tomów może dziać się ciągle to samo? Nie podobało mi się również to, że Kelsey się w ogóle nie zmieniła. Przez cały czas zachowuje się dokładnie tak samo. Podczas gdy Ren i Kishan przeszli wewnętrzną przemianę ona jest tą samą, chaotycznie postępującą dziewczynką, która ma swój własny, dość nierzeczywisty, pogląd na świat. Naprawdę liczyłam na to, że coś w tej kwestii się w końcu zmieni.
Pomysł fabularny jest ciekawy i innowacyjny. Autorka pisze dość dobrze, jej największym problemem jest jednak sztuczność niektórych sytuacji. Na przykład kiedy chce coś przedstawić czytelnikowi, najczęściej Kelsey pyta o to pana Kadama, a on jej w dość nużący sposób różne rzeczy opowiada. Sądzę, że można było to zrobić znacznie bardziej interesująco.
Największą zaletą książki są relacje między głównymi bohaterami. Trójkąt miłosny, Ren – Kelsey – Kishan, wyszedł autorce perfekcyjnie. Postacie przekomarzają się ze sobą w naturalny i przyjemny sposób. Ich uczucia to naprawdę spora część fabuły. Obok przygód właśnie to w tej powieści stało się najważniejsze i do opisywania takich scen Colleen Houck ma prawdziwy talent. Jestem niezmiernie ciekawa ekranizacji i tego, w jaki sposób ukaże to reżyser.
Trylogia „Klatwy tygrysa" to pełna przygód, fantastyczna powieść. Ma swoje braki i niedociągnięcia, ale i tak bardzo przyjemnie się ją czyta. Z ciekawością śledzi się losy Kelsey i dwóch tygrysich braci. Sama autorka ze swoich książek jest bardzo dumna, a na Facebooku śledzą ją setki fanów. Książka reprezentuje sobą coś nowego. Jest inna od setek takich samych historii i choćby dlatego warto ją przeczytać. Myślę, że każda dziewczyna o romantycznym sercu i duszy, ucieszy się z poznania pełnej uczuć, dzielnej i dobrej Kelsey. Nie wspominając już o dwóch zabiegających o jej względy książętach. Jeżeli szukasz czegoś, co pomoże Ci oderwać się od szarej rzeczywistości, ta książka jest właśnie dla Ciebie.
Klątwa tygrysa. Wyzwanie
Mogłoby się wydawać, że w świecie romantycznych powieści paranormalnych było już wszystko. Colleen Houck jednak postanowiła rozwiać ten mit. Dwa tygrysy, dwaj zaklęci hinduscy książęta i jedna, przeciętna, amerykańska dziewczyna, od której zależy ich los. „Klątwa tygrysa" to niezwykła, pełna wartkiej akcji, intrygująca historia, która zachwyci niejednego czytelnika.
Drugi tom powieści zaczyna się w miejscu, w którym skończył się pierwszy (co wbrew pozorom wcale nie jest takie oczywiste w przypadku niektórych książek). Kelsey wróciła do Stanów Zjednoczonych, jednak w nagrodę za swoją pracę otrzymała dom, samochód i sporą sumę pieniędzy. Została również, wbrew swojej woli, zapisana na uniwersytet. Ren, tak jak sobie tego życzyła, w ogóle nie odzywa się do niej, więc dziewczyna, żeby zapomnieć o swoim tygrysim księciu, zaczęła umawiać się na randki. Chętnych kandydatów jej nie brakuje, najbardziej jednak polubiła Li, swojego trenera sztuk walki. Sytuacja komplikuje się jednak, kiedy Ren również przyjeżdża do Ameryki, oznajmiając Kelsey, że nie mógł już dłużej bez niej wytrzymać.
Mimo wszystkich środków bezpieczeństwa, jakie zastosował pan Kadam, Lokeshowi udaje się namierzyć dziewczynę. Bohaterowie zostają rozdzieleni i tym razem, Kelsey przyjdzie (tak jak oczekiwali czytelnicy) spędzić sporo czasu z Kishanem (zmieniającym się w czarnego tygrysa bratem Rena). Protagoniści uświadamiają sobie wiele uciekających im wcześniej rzeczy, a autorka książki postanowiła zaskoczyć czytelników, wykorzystując niestety dość ograny motyw (którego jednak nie będę zdradzała, ponieważ jeżeli ktoś nie czytał trylogii „Igrzysk Śmierci" czy choćby przygód Drowa Drizzta Do'Urdena, to naprawdę będzie zaskoczony). Niestety przez takie chwyty powieść straciła sporo ze swojej wcześniejszej oryginalności.
Książka jest napisana ciekawie i bardzo obrazowo. Colleen Houck maluje słowem, dokładnie przedstawiając czytelnikowi miejsca, ubrania, czy przygody swoich postaci. Barwne opisy wyróżniają „Klątwę tygrysa" z grona współczesnych powieści młodzieżowych, które są pisanie niczym przepełnione akcją scenariusze filmowe. Oczywiście Indii i przygód rodem z „Indiany Jonesa" również nie zabraknie. Pod tym względem nic się nie zmieniło.
Niejednokrotnie podczas czytania powieści, szczerze się uśmiechałam. Niektóre sceny i zachowania bohaterów są po prostu do zakochania. Czasami z kolei postawa Kelsey bardzo mnie irytowała, ale nie mogłabym nazwać dobrą książki, która nie wywołuje we mnie żadnych emocji. Określenie bilauta (czyli kociak), jak nazywał ją Kishan, zdecydowanie do dziewczyny pasuje.
Wydanie książki może nie jest perfekcyjne, ale z pewnością również się nie rozpada (czytałam kilka takich właśnie opinii). Okładka zdecydowanie przyciąga wzrok, tłumaczenie i opracowanie edytorskie są bez zarzutu. Brakuje mi chyba tylko skrzydełek, dzięki którym nie zaginają się rogi. Natomiast te braki nieco wynagradza cena, która jest niższa niż ceny podobnej grubości książek innych wydawców. No cóż, coś kosztem czegoś. Chyba po prostu tego rodzaju kompromisów czasami nie sposób uniknąć.
„Wyzwanie" to barwna, pełna tajemnic i intrygująca historia, w której każdy będzie w stanie znaleźć coś dla siebie. To nie tylko „trójkąt miłosny" (jak wyczytałam z okładki), ale również ciekawa, pełna magii przygoda. Akcja przeplatana jest zabawnymi sytuacjami i legendami z Indii. Mimo powielania pewnych wzorców, książka wnosi w życie czytelników pewien powiew świeżości – jest to coś zupełnie nowego. Opowieść jakiej jeszcze dotąd nie było.
Klątwa tygrysa. Przeznaczenie
„Przeznaczenie" jest czwartym, kończącym całą tygrysią serię, tomem. Kelsey wraz z zaklętymi w drapieżniki książętami wykonała już trzy misje, teraz wspólnie stoją przed czwartą – ostatnią. Jeśli uda im się wykonać zadanie, czar przestanie działać, Ren i Kishan odzyskają swoje ludzkie postacie, a klątwa zniknie na zawsze. Bohaterowie są już o krok od przełamania tytułowej „klątwy tygrysa". Ostatnim zadaniem, które na ich drodze stawia bogini Durga jest niebezpieczna i niezwykle ryzykowna wyprawa na wyspy Adama w Zatoce Bengalskiej, gdzie na odnalezienie czeka ostatni już dar. Czy i tym razem uda im się wykonać misję?
Podczas akcji „Wyprawy" Kelsey została porwana przez Lokesha – potężnego, żyjącego już kilkaset lat czarnoksiężnika i zagorzałego wroga młodych książąt. Ma on wobec dziewczyny swoje własne plany, jednak Ren i Kishan nie zamierzają zostawić ukochanej na pastwę losu. W poprzedniej części bohaterka zdecydowała się związać z młodszym księciem, gdy jednak pamięć – a wraz z nią miłość – Rena powracają, sprawy zaczynają się ponownie komplikować. Jak zwykle pisarka położyła duży nacisk na wątek romantyczny i zawiłe uczucia ulubionych postaci. Oprócz tego oczywiście nie zabrakło akcji w stylu filmów „Indiana Jones". „Klątwa Tygrysa: Przeznaczenie", to po raz kolejny przygodowo-uczuciowy miszmasz.
Oprócz ogólnej radości i dobrego humoru do powieści wkradają się również melancholijne i bardzo smutne momenty. Pisarka traktuje swoją sagę niczym małe dziecko i stara się ją dopieścić niemalże do perfekcji. To już czwarta część i – moim zdaniem – obok pierwszej, jest jedną z najlepszych. Wszystkie tajemnice, zagadki i niedopowiedzenia zostały w „Przeznaczeniu" rozwikłane, a podobno ma ukazać się kolejna książka. Bardzo ciekawi mnie jej zawartość. Choć chyba i tak ten właśnie tom liczony jest jako ostatni i miał właśnie zamknąć całą historię. Co pisarka stworzy później, musimy przekonać się już sami.
Ciekawy pomysł, wymyślna fabuła, wartka akcja, wątki nadprzyrodzone i romantyczne – pokusiłabym się o stwierdzenie, że „Klątwa Tygrysa" ocieka tym wszystkim. Momentami powieść wydaje się nieco płaska, ale z tomu na tom autorka staje się coraz lepsza. Wyraźnie widać, że uczy się na własnych błędach. I cała, pomysłowa przygoda staje się lekturą, którą warto przeczytać. Czasami jeszcze infantylizm i bezmyślność niektórych postaci może rozbawić, ale z pewnością nie odbierze uroku i ciekawości pozostałej części książki.
Powieść Colleen Houck od samego początku kojarzyła mi się z barwnym scenariuszem filmowym i najwyraźniej nie było to jedynie moje zdanie. Ineffable Pictures nabyło prawa do ekranizacji bestsellerowej sagi „Klątwa tygrysa". Wytwórnia planuje rozpocząć zdjęcia w przeciągu najbliższych dwóch lat. Scenarzystką została Julie Plec, która pracowała między innymi przy produkcji ABC Family's "Kyle XY" i dla CW przy „Pamiętnikach Wampirów". Wyczekiwany przez fanów film najprawdopodobniej ukaże się w 2015 r. Póki co śledzić możemy jedynie wybór wymarzonej obsady – typowanej zarówno przez fanów jak i samą autorkę.
„Klątwa Tygrysa" to wreszcie coś nowego w świecie literatury paranormal romance. Jest to powieść zupełnie inna od tych wampirzo-wilkołaczych serii i przypomina bardziej barwną baśń niż mroczną, gotycką sagę. Pomysłów autorce z pewnością nie brakowało, a i ich realizacja nie pozostawia wiele do życzenia. Myślę, że jeżeli ktoś ma ochotę na lekką fantastykę i udział w dobrej przygodzie, to jest to idealna seria dla niego. Polecam również lekturę wywiadu z Colleen Houck, która w „Klątwę Tygrysa" włożyła całe swoje serce.