Rezultaty wyszukiwania dla: fantasty
Czerwona tygrysica
„Dziedzictwo krwi” Amelie Wen Zhao to jedna z lepszych książek, jaką miałam przyjemność przeczytać w zeszłym roku. Dlatego, gdy tylko drugi tom trylogii wpadł w moje ręce, od razu zabrałam się za czytanie. Jak tym razem oceniam dążenia Any do objęcia tronu?
Ana bez rodziny, pozbawiona tytułu i sojuszników musi znaleźć sposób, aby odzyskać tron i uniknąć zemsty ze strony okrutnej cesarzowej. Morgiana, aby dopiąć swego, nie będzie miała skrupułów dla nikogo, będzie przelewała krew zarówno powinowatych, jak i niepowinowatych.
Ana, by zwiększyć swoje szanse na powodzenie, postanawia zawiązać sojusz z Ramsonem Złotoustym. Jednak Ramson nigdy nie robi niczego bezinteresownie. We współpracy z Ana widzi, też korzyść dla siebie, nie będzie miał też oporów przed porzuceniem Any, gdy tylko sytuacja zrobi się niebezpieczna.
Zło rośnie w siłę, czy rewolucja przyniesie upragniony pokój?
„Czerwona tygrysica” to książka pełna intryg i akcji. Od początku jest się wrzuconym w wir wydarzeń, dlatego z początku brakowało mi kilku zdań przypomnienia, co działo się w poprzednim tomie. Między wydaniem tomu pierwszego i drugiego jest kilka miesięcy różnicy i chociaż wiedziałam, że „Dziedzictwo krwi” bardzo mi się podobało i mniej więcej kojarzyłam wątki, to nie wszystko tak dobrze pamiętałam. Na szczęście autorka w trakcie książki przypomina niektóre wydarzenia.
Tym razem Ana i jej sojusznicy wyruszają za morze, do ojczyzny Ramsona. Tam okazuje się, że nie wszystko jest tym, czym wydaje się na pierwszy rzut oka. Dawni przyjaciele już nimi nie są, natomiast okazuje się, że wrogowie nie są do końca źli. Nie wiadomo już komu ufać, a komu nie.
Pojawiają się też nowi bohaterowie, niestety głównie ci negatywni. Siostra Ramsona, Sorsha, jeśli dobrze przewiduję, może w zakończeniu trylogii mocno namieszać.
W tej części podobało mi się to, że bohaterowie sporo dorastają. Ana zaczyna panować nad swoim darem. Uzmysławia sobie, że może nim zdziałać dużo dobrego, niestety dochodzi do tego, gdy jest już za późno. Sporą przemianę przechodzi również Linn oraz Kais, nawet Ramson, staje się mniej samolubny.
W tomie pierwszym zabrakło mi trochę romansu, niestety w tej części również nie ma go zbyt dużo. Co prawda jest go więcej niż poprzednio, ale dalej, jak dla mnie za mało. Może zmieni się to w zakończeniu.
Żałuję, że o tej trylogii tak mało się mówi, ponieważ naprawdę warto po nią sięgnąć. Jest w niej akcja, nieoczekiwane zwroty wydarzeń i dobrze wykreowani bohaterowie.
Baśń o Wilczej Dolinie
Baśni istniejących na świecie nie da się zliczyć. Są te spisane, przekazywane z ust do ust i te praktycznie zapomniane, majaczące w głowach zaledwie garstki ludzi. Fascynują nas i wciągają w swój świat bajkowym klimatem, niesamowitymi wydarzeniami i tym, że nigdy nie da się przewidzieć, dokąd nas zaprowadzą.
Zarys fabuły
W pewnym królestwie Pomiar walczy z sułtanem, którego wojskami dowodzi wilkarska księżniczka Wolin – córka Czcirada, osobnika na wskroś złego, knującego nieustannie i niszczącego życie wszystkich napotkanych na swojej drodze. Tych dwoje, chociaż walczy po przeciwnej stronie, darzy się szacunkiem. Gdy napotykają umarlaków, obie strony są przerażone, bo czują, że nadchodzi coś, czego nie rozumieją. Nie wiedzą też, że od tej chwili ich losy zostaną na zawsze ze sobą złączone. Tymczasem gdzieś w górach mała osada celebruje lato i przygotowuje się do Nocy Kupały. W ich pobliżu znajduje się wyspa, gdzie są pochowani umarli, śpiący spokojnie, dzięki złotu znajdującemu się przy nich. Kilku młodych barwnych chłopców za nic ma przestrogi starszych i udaje się tam w celu wzbogacenia. Po drodze napotykają utopki, atakujące przy pełni i nocami. Czy mieszkańcom osady uda się ochronić przed tym, co nadchodzi? I jaki związek mają z tym dwie przeciwne strony walczące w dalekim królestwie?
Chociaż to całkowicie moje klimaty, to gdyby nie #booktourubatorego zapewne nigdy nie sięgnęłabym po Baśń o Wilczej Dolinie. Wcześniej nigdy o niej nie słyszałam. Czy było warto zmierzyć się z tym tytułem?
Moje wrażenia
Agata Kasiak wykonała kawał porządnej roboty podczas tworzenia tej książki. Widać to od pierwszego do ostatniego zdania. Tutaj nie tylko świat został stworzony od podstaw, ale dosłownie wszystko. Dobrze przedstawiona przeszłość oraz teraźniejszość, wszystko ma swoje wyjaśnienie i bierze się z wcześniejszego elementu. To piękne puzzle z tysiącem elementów, które stopniowo się układa i tworzy przepiękny obraz. Nie można zapomnieć również o tym, że powieść składa się z wielu wątków, a te główne toczą się obok pobocznych, czasami się ze sobą splatając, a niekiedy dzieją równolegle obok. I mimo tego łatwo się we wszystkim odnaleźć, łączyć te wszystkie niewiadome, zachwycać złożonością fabuły, czuć ukryte w słowach emocje i czekać na kolejne zwroty akcji. Na uwagę zasługuje także język, w jakim została napisana cała książka jak trochę poetycki, archaizowany. Myślę, że śmiało można porównać go do średniowiecznych podań.
Słów kilka o bohaterach
Postacie. O nich można byłoby napisać osobne teksty. Każdy z bohaterów ma do odegrania swoją rolę i gdyby kogoś zabrakło, to jakby zgubić element puzzli. Mamy tutaj złe i dobre charaktery, ale w każdym z nich tkwi cząstka światła lub ciemności. Rewelacyjne jest to, że nawet pomniejsi bohaterowie mają swoje charaktery, wiemy, co myślą, robią, jak się ubierają, mówią i ruszają. Nikt w tej historii nie został pominięty. Każdy jest inny i wyróżnia się na tle pozostałych. Osobiście uwielbiam Olche, Krzesąda, Wolin oraz Pomira.
Na zakończenie
Baśń o Wilczej Dolinie najlepiej zacząć czytać, gdy ma się więcej wolnego czasu. To dość obszerna powieść, z językiem, z którym trzeba się oswoić. Przez ten styl pisania książkę czyta się wolniej i w dużym skupieniu. Niestety nie miałam tego komfortu i musiałam podczytywać powieść po parę stron, przez to minęło trochę czasu, zanim dałam się pochłonąć tej historii. Jednak już od pierwszych stron byłam zachwycona tym baśniowym klimatem, każdym detalem, emocjami i legendami. Im więcej stron było za mną, tym większą fascynację czułam i rosnącą ciekawość. Chciałam jak najszybciej odkryć prawdę i dowiedzieć się co los przygotował dla moich ulubieńców. Ciekawił mnie też motyw wilkarów oraz Białego Wilka i muszę przyznać, że jestem zadowolona, z tego, co na ich temat zostało napisane. Jestem zachwycona, oczarowana i z pewnością długo nie zapomnę tej książki. Ba, ja nawet z radością przyjęłabym kilkadziesiąt dodatkowych stron.
Baśń o Wilczej Dolinie zachwyci każdego fana powieści fantastycznych, baśniowych klimatów i długich historii spisanych wręcz poetyckim językiem. To opowieść o przeklętej krainie, niezwykle trudnej miłości oraz konsekwencji podjętych decyzji. Baśń ta pokazuje, że warto podejmować trudne decyzje, mieć nadzieję i walczyć o swoje i nie przeciwstawiać się przeznaczeniu. Bywa brutalna, przerażająco smutna, ale równie magiczna, dająca nadzieję i pełna miłości łamiącej wszelkie przeszkody. Niesamowita i warta każdej poświęconej jej sekundy.
Rick i Morty długo i szczęśliwie
Rick i Morty w baśniowym świecie!
Na podstawie komiksów często powstają adaptacje filmowe. Tym razem jednak było na odwrót. „Rick i Morty” to seria komiksów, która powstała na podstawie popularnego serialu animowanego studia Adult Swim. Tym razem jednak będzie nietypowo, bo zamiast podróży rodem z powieści SF dziadek z wnuczkiem wybiorą się do świata smutnych baśni dla niegrzecznych dzieci.
Zarys fabuły
Komiks opowiada o przygodach ekscentrycznego, uzależnionego od alkoholu naukowca Ricka Sancheza, któremu w przeróżnych, zwariowanych przygodach (niejednokrotnie wbrew własnej woli) towarzyszy jego wnuk Morty. Tym razem bohaterowie zostają wciągnięci w świat odbitych w krzywim zwierciadle baśni braci Grimm.
Strona graficzna
Komiks pod względem graficznym jest wierny swojej animowanej wersji. Idealnie pasuje do pozostałych historii z cyklu. Wydany został w miękkiej oprawie, ale na dobrej jakości papierze i w pełnym kolorze. Zeszyt ma rozmiar większy od A5, ale mniejszy od A4, idealny, by wygodnie go czytać.
Moja opinia i przemyślenia
Kolejna część serii komiksowej „Rick i Morty” to również kilka zeszytów zebranych w jeden tom. To ostatnio częsta praktyka wydawnicza i nie da się ukryć, że również wśród czytelników zyskuje spore uznanie. Znacznie wygodniej jest postawić na półce takie wydanie zbiorcze niż pojedyncze, cieniutkie zeszyty.
Fabuła komiksu jest czysto komediowa, chociaż najczęściej pojawia się w niej czarny humor. Gdybym miała do czegoś porównać zamysł całej historii, myślę, że najbliżej by mu było do owianych złą sławą, rewelacyjnie napisanych „Kronik Jakuba Wędrowycza”. W komiksie wiele się dzieje i można doskonale się przy nim bawić. Tym razem jednak zamiast czystego SF czytelnicy otrzymują baśniowy świat fantasy.
Podobnie jak „South Park”, „Rick i Morty” to jednak nie tylko czysty humor. Twórcy starają się w prześmiewczy sposób pokazać również wiele nieco poważniejszych problemów. Bez trudu można je wyłapać pośród fantastyki i czystej abstrakcji.
Podsumowanie
„Rick i Morty długo i szczęśliwie” to ciekawy, zabawny i świetnie narysowany komiks, który spełni oczekiwania wszystkich amatorów animacji. Przyznam szczerze, że to właśnie komiksy zachęciły mnie do poznania całej serii. Przed ich lekturą produkcję znałam jedynie ze słyszenia. Myślę jednak, że dzięki Netflixowi i wydawnictwu Egmont szybko stanie się popularna również w Polsce. Jeżeli nie boisz się humoru bez cenzury (oczywiście najczęściej czarnego), to śmiało sięgaj po przygody dwójki niecodziennych bohaterów. Nie spodziewaj się jednak pozytywnego przesłania czy altruizmu w żadnej postaci!
Zapowiedź: Fantastyczne zwierzęta. Tajemnice Dumbledore’a. Scenariusz oryginalny
Fantastyczne zwierzęta. Tajemnice Dumbledore’a – trzecia część czarodziejskiego cyklu książek dla młodzieży autorstwa J.K. Rowling i Steve’a Klovesa, którego akcja rozgrywa się w magicznym uniwersum Wizarding World.
Obłęd na krańcu świata. Wyprawa statku Belgica w mrok antarktycznej nocy
„Podróżnicy z Belgiki, uwięzieni na nieuruchomionym statku i zdani na łaskę nacisku lodowych tafli, pośrodku niemal monolitycznej potężnej kry, jednej z milionów dookoła, które razem tworzyły bezkresną białą pustynię otaczającą bezludny kontynent na samym spodzie globu, z każdym dniem tracili resztki nadziei”.
Fantastycznie wbiłam się w książkę, niczym statek penetrujący polarne środowisko, uwięziona zostałam przez kry lodowe w postaci fascynujących zdarzeń i opisów skrajne zimowej pogody. Reportaż zachwycił merytoryczną odsłoną, widać było, jak wiele pracy włożył Julian Sancton w zgromadzenie informacji na temat Belgijskiej Ekspedycji Antarktycznej, żmudną obróbkę materiału i atrakcyjne zaprezentowanie. Ciekawie przedstawił trzyletnie przygotowania do wyjątkowej wyprawy, pomysły, które natchnęły jej inicjatora, trudy pozyskiwania aprobaty, zdobywania środków finansowych, kupna odpowiedniego statku, skompletowania doświadczonej załogi i naukowców zdolnych do prawdziwych poświęceń. Podobało mi się wyczerpujące przybliżenie sylwetek uczestników niezwykłej przygody na mroźnym kontynencie, bogate zaplecze motywów, zachowań i osobowości. To znakomicie wpłynęło na postrzeganie postaci i przekonująco zobrazowało podłoże relacji między nimi.
Wyprawa odbywała się od tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego siódmego do dziewiątego roku, na trójmasztowym żaglowcu Belgika. Zamierzała dotrzeć do niezbadanych dotąd brzegów kontynentu wysuniętego najbardziej na południe globu, jak najdalej zagłębić się w niego, zebrać informacje o florze, faunie i geologii. Chciała zlokalizować biegun magnetyczny. Komendantem wyprawy był trzydziestojednoletni Adrien de Gerlache de Gomer, w wielu aspektach skonfliktowany z załogą i samym sobą. Kapitanem został dwudziestoośmioletni Georges Lecointe, persona wzbudzająca skrajne emocje. Jako chemik i geolog wystąpił Henryk Arctowski, wcześniej niewiele wiedziałam o polskim geografie. Innym polskim akcentem był udział Antoniego Dobrowolskiego w charakterze asystenta meteorologa. Funkcję zoologa objął Emile Racovitz, z sympatią czytałam o pasji zbierania różnorodnych okazów, a przy tym wystawiania innych na cierpliwość wyczekiwania, kiedy skończy przystanek, by móc podążyć za duchem przygody pchającym dalej na południe. Wiele miejsca w książce poświęcono Roaldowi Amundsenowi, człowiekowi o niezwykłym pędzie ku nieznanemu, nieodkrytemu, nienazwanemu, z ambitnym przesłaniem „po raz pierwszy” silnie rozbrzmiewającym w tle. Jednak nikt nie budził takich kontrowersji jak Frederick Cook, pokładowy lekarz, wykazujący się niezwykłą pomysłowością rozwiązywania wszelakich problemów.
A wyzwań na Belgice nie brakowało. Nieustanna walka z surowym przejmującym zimnem, bezwzględnymi szponami zamarzniętego mrozu, wielomiesięczną ciemnością. Oswajanie myśli z ciągnącą się w nieskończoność pokrywą lodową, bezkresnymi polami jałowej bieli. Kolosalna rozpaczliwa próba przetrwania podczas pierwszego zimowania pośród arktycznych lodów, a zatem przesuwanie granic ludzkich możliwości i tworzenie wyjątkowej historii o zdobywaniu jednego z najbardziej niedostępnych miejsc na Ziemi. Jednak to nie tylko walka z zatrważająco wykończającym środowiskiem i pogodą, ale również z nieuniknionymi konfliktami w ramach ludzkich relacji, wyczerpującym społecznym aspektem wyprawy. Na to nakładały się fizyczne i psychiczne stany i procesy, bagaże ciężkich chorób, skrajnego wyczerpania, dojmującego uczucia niepewności, strachu, zagrożenia, izolacji, zamknięcia, samotności, bezsilności, zbliżającej się katastrofy roztrzaskania statku, dokuczliwego głodu i śmierci zaglądającej przez ramię.
Książka bazowała na sugestywnej i barwnej narracji. Płynnie przechodziłam przez styl pisania Juliana Sanctona, wciągnął nie tylko samą przygodą, lecz także umiejętnością snucia opowieści. Kolejny raz okazało się, że to prawdziwe życie napisało najlepszy scenariusz, niemniej jednak sztuką było zajmujące jego przedstawienie na łamach stron. Pomagały liczne cytaty, fragmenty wypowiedzi uczestników ekspedycji, notatek, wspomnień, dzienników, prasowych artykułów. Powstawało wrażenie, że przeniosłam się na statek, kiedyś służył do połowów wielorybów, a później wystawiono go na jeszcze bardziej ekstremalne warunki. Przyświecała mi wyjątkowa misja badawcza i odkryć naukowych, lecz wystawiałam się na obłęd polarnych warunków i krańcowe cierpienie. Autor podsunął czytelnikowi listę tematycznych książek. Uwzględnił indeks ułatwiający wyszukiwanie haseł. Szkoda tylko, że zaprezentowano mało zdjęć. „Obłęd na krańcu świata” to wartościowa publikacja, można się z niej wiele dowiedzieć, a przy tym zatracić w przygodzie pod znakiem dojmującego zimna i oślepiającej bieli, dotrzeć do szaleństwa ludzkiej ciekawości, odkrywania i przetrwania, poczuć długie cienie antarktycznego koszmaru i trwogi.
Czarodzieje i ich dzieje. Tom 1
„Czarodzieje i ich dzieje” to włoski cykl komiksowy, publikowany od 2006 roku w słynnym tygodniku „Topolino” („Myszka Miki”).
Nadszedł czas legend, czarodziejów i bohaterów, a także magii, która niekiedy wymyka się spod kontroli. Do świata tego natomiast wrzuceni zostają Myszka Miki, Kaczor Donald i Goofy, ale wielu ich przyjaciół i wrogów.
Zarys fabuły
W pierwszym tomie poznajemy czarodziejskie drużyny, zarówno złożonych z bohaterów, jak i czarnych charakterów. Miki, Donald i Goofy to drużyna o nazwie Miki i Magowie, a Daisy, Minnie i Klarabella zakładają drużynę Diamentowego Księżyca. Ich najgroźniejsi przeciwnicy to drużyna Czarnych Widm pod wodzą Czarnego Piotrusia. Wszyscy bohaterowie będą ze sobą rywalizować w Wielkim Turnieju o magiamenty – magiczne kryształy zapewniające ogromną moc. Po drodze jednak na drużyny czeka wiele przygód i niebezpieczeństw.
Moja opinia i przemyślenia
Przygody znanych disnejowskich bohaterów wrzuconych w wir pełnego magii, fantastycznego świata, to świetny pomysł na historię familijną. Postacie jak zawsze bawią i sprawiają, że czytelnik z przyjemnością śledzi ich losy. Myślę, że żaden miłośnik Disney’owskich produkcji nie poczuje się zawiedziony, szczególnie jeżeli bliższe są mu te nieco starsze koncepcje.
Wydanie komiksu jest kolorowe, ma twardą oprawę i prostą, ale solidną kreskę. Historia wydrukowana została na doskonałej jakości, kredowy papierze. Format zeszytu nie jest zbyt duży, dzięki czemu wygodnie się go czyta. Tom zawiera w sobie jedną, kompletną historię i część następnej przygody. Niedługo ukaże się druga część, więc czytelnik nie będzie musiał długo czekać, by poznać dalsze losy bohaterów.
Pamiętam czasy, gdy zaczytywałam się w komiksach Kaczora Donalda. Przez przeszło rok kupowałam w kioskach każdy, papierowy numer pisemka. „Czarodzieje i ich dzieje” to taki przyjemny, niezwykle nostalgiczny powrót do przeszłości. Przyznam, że mam nadzieję na to, że spodoba się również moim dzieciom.
Podsumowanie
Jeżeli, drogi Czytelniku, lubisz Myszkę Miki i Kaczora Donalda, to serdecznie polecam Ci lekturę komiksu „Czarodzieje i ich dzieje”. Zeszyt jest pięknie wydany, a historie w nim zawarte ciekawe i pełne dobrego humoru. Dla mnie komiks był przyjemną, niezwykle nostalgiczną podróżą do czasów dzieciństwa, ale myślę, że przygody czarodziejskich drużyn znajdą swoich zwolenników również wśród obecnego, młodego pokolenia. Polecam! To seria komiksowa warta uwagi.
Zapowiedź: "Przetaina" Andrzej Pilipiuk
Wędrujemy, by odnaleźć siebie. Żeby po tragicznych chwilach poskładać strzaskaną duszę.
W odległej krainie, na brzegu nieznanego morza żyją Plemiona. Czczą Boga o Stu Twarzach i jego kociogłową córkę Nefem i prowadzą proste, spokojne życie.
Jeszcze w czerwcu World of Warcraft: Dzień smoka
Wyjątkowa opowieść o magii, wojnie i bohaterstwie, oparta na bestsellerowej, wielokrotnie nagradzanej serii gier firmy Blizzard Entertainment.
Dawno temu, w spowitych mgłą niepamięci czasach, Azeroth zamieszkiwały najprzeróżniejsze niezwykłe stworzenia. Tajemnicze elfy i śmiałe krasnoludy współistniały z plemionami ludzi w harmonii, ciesząc się pokojem.
Krew i popiół
Pierwszy tom cyklu "Z krwi i popiołu". Niezwykła powieść z gatunku new adult dla wszystkich miłośników fantasy.
Od długiego już czasu Jennifer L. Armentrout to jedna z moich ulubionych autorek młodzieżowej fantastyki. Znam wszystkie tytuły spod jej pióra, które ukazały się w Polsce. Nie mogłam więc przejść obojętnie również obok serii, rozpoczynającej się tytułem „Krew i popiół”, która ukazała się nakładem nowej marki wydawniczej You&Ya.
Zarys fabuły
Poppy jest wyjątkowa, wybrali ją sami bogowie. Oznacza to jednak również, że pozbawiono ją własnego życia. Zawsze musi zachowywać się stosownie do roli, jaką odgrywa. Ubrana na biało, z welonem zasłaniającym twarz, z dala od innych ludzi. Mimo że na pozór pogodzona ze swoim przeznaczeniem, to jednak jej serce aż rwie się do walki, a dziewczyna robi rzeczy nie do pomyślenia. Czy uda jej się odmienić swój z góry przesądzony los?
Moja opinia i przemyślenia
Jennifer L. Armentrout ma lekkie pióro i jak zawsze umiejętnie, strona po stronie, buduje napięcie. W powieści wiele się dzieje. Pisarka po raz kolejny od podstaw wykreowała doskonały, fantastyczny świat. Jej bohaterowie są żywi i mienią się setkami barw. Nigdy nie wiadomo, komu można zaufać, ani w co wierzyć. Ta książka naprawdę wciąga i nie sposób odłożyć jej nawet na moment.
„Krew i popiół” to doskonała, młodzieżowa fantastyka, podczas której nie tylko przeżywamy wspaniałą przygodę, ale również zachłystujemy się morzem emocji, jakie towarzyszą bohaterom. Po skończonej lekturze nie mogę doczekać się kolejnego tomu. Mam nadzieję, że wydawca nie każe czytelnikom zbyt długo na niego czekać. Jennifer L. Armentrout to jedna z moich ulubionych pisarek, a „Krew i popiół” to dowód na to, że ta opinia szybko się nie zmieni. Książkę i tym razem stawiam na półce, w domowej biblioteczce, wśród moich ulubionych pozycji.
Podsumowanie
Jeżeli, drogi Czytelniku lubisz połączenie gatunku new adult z fantastyką, to „Krew i popiół” jest jak najbardziej dla Ciebie. To porywająca, ciekawa, świetnie skonstruowana powieść, która spełniła wszystkie moje pokładane w niej oczekiwania. Ma intrygujących, barwnych bohaterów i ciekawy świat i świetnie skonstruowaną przygodę. Od lektury nie mogłam się oderwać, a teraz niecierpliwie wyczekuję na kolejny tom i szczerze liczę, że jest na co czekać. Polecam! Zdecydowanie warto dać tej powieści szansę.