kwiecień 19, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: czasu

Graham Masterton oddaje do rąk czytelnika wciągającą powieść, która zmusza zarazem do poważnej refleksji nad kondycją współczesnego świata i nad koniecznością ponoszenia odpowiedzialności za błędy naszych przodków. "Infekcja" ukaże się nakładem wydawnictwa Rebis i między innymi pod patronatem medialnym Secretum już 3 czerwca.

Dział: Patronaty
środa, 04 czerwiec 2014 17:28

Wywiad z Andrzejem Pilipiukiem

Witam serdecznie i chciałbym podziękować za poświęcenie nam swojego czasu.

Cała przyjemność po mojej stronie.

1.Zacznę od tradycyjnego już pytania: jak to się stało, że zainteresował się Pan literaturą fantastyczną, jakie były początki pisarstwa?

Fantastyką zainteresowałem się, gdy miałem jakieś 11 lat. Przeczytałem masę literatury dla dzieci i młodzieży i stwierdziłem, że już z tego wyrastam. Współczesna proza polska – to, co dziś nazywamy głównym nurtem, od początku była dla mnie kompletnie niestrawna. Pozostawała fantastyka... Chodząc po zakupy, przechodziłem koło małego antykwariatu. Kompletowałem w nim brakujące numery Fantastyki (w połowie lat osiemdziesiątych zdobycie jej w kioskach graniczyło z cudem...) oraz kupowałem sobie książki Janusza A. Zajdla.

Wtedy też zacząłem pisać. To, co sobie pracowicie skrobałem, fantastyką w ścisłym tego słowa znaczeniu nie było. W 1985 roku powstała pierwsza wersja „Hotelu pod Łupieżcą", zaraz potem zabrałem się za „Norweski Dziennik". Dopiero w kolejnych wersjach skierowałem moją prozę na właściwy kierunek.

W tym mniej więcej okresie pomyślałem sobie po raz pierwszy, że w przyszłości mógłbym zostać pisarzem, jednak owo pracowite skrobanie w kajecie było przede wszystkim ucieczką od rzeczywistości.

Dział: Wywiady
piątek, 23 maj 2014 15:18

Wywiad z Tomaszem Pacyńskim

Wywiad przeprowadzony w 2004 roku.

Witam serdecznie i w imieniu Secretum.pl chciałbym  podziękować za udzielenie wywiadu. Zacznę od tradycyjnego już  pytania: jak to się stało, że zainteresowałeś się literaturą  fantastyczną, jakie były początki Twojego pisarstwa?

Cóż, jak powszechnie wiadomo, facetom po czterdziestce odbija. I, niestety, zamiast przeżywać drugą młodość, wziąłem się za pisanie, co pewnie jest jednak nieco bardziej szkodliwe dla otoczenia.

Widzisz, fantastykę czytałem odkąd pamiętam, ten gatunek to były moje pierwsze lektury. Dość długo to trwa, i, bez przesadnej skromności mogę powiedzieć, że znam gatunek. A takim bezpośrednim bodźcem do pisania stała się proza Andrzeja Sapkowskiego. Po prostu postanowiłem też spróbować. Spróbowałem, a ponieważ zawód, który wykonywałem (czyli informatyka), tak mniej więcej po ćwierci wieku staje się śmiertelnie nudny, postanowiłem nawet zmienić zajęcie.

Dział: Wywiady
piątek, 23 maj 2014 14:59

Wywiad ze Stefanem Dardą

Dawid Gorczyca: Miałeś w życiu kilka pasji. Podczas studiów muzyka, turystyka, później żeglarstwo. Jak to się stało, że zainteresowałeś się poezją, a następnie rozpocząłeś przygodę z pisaniem?

Stefan Darda: Podejrzewam, że moje pierwsze – bardziej lub mniej literackie – próby zrodziły się ze wszystkich wcześniejszych zainteresowań po trosze. Jakoś tak życie zaczęło mnie uwierać, nadmiernie przyduszało do ziemi i trzeba było coś z tym począć, spróbować przemodelować charakterystykę równi pochyłej, prowadzącej do nadreprezentacji szarości w dniu codziennym. Dzięki pasjom, o których wspomniałeś w pytaniu, optymistycznie stwierdziłem, że mam się czym podzielić z czytelnikiem. Spróbowałem i się udało. Dziś moje życie znów wygląda mniej więcej tak, jak powinno.

Dział: Wywiady
niedziela, 18 maj 2014 22:07

Buntownik

„Bo nigdy nie ufam nikomu przez cały czas. Zwykle największą krzywdę robią ludzie, na których mi najbardziej zależy.”*

Każdy człowiek jest inny, można mieć wspólne cechy, podobne zainteresowania, identyczny wygląd, ale zawsze jest coś, co różni ludzi od siebie, co sprawia, że stają się indywidualni. Lubimy to, cenimy bycie sobą, swoją odrębność i gdy zdarza się, że jest ktoś, kto chce zmienić nas na siłę, sprawić byśmy byli, jak ktoś inny, to zaczynamy się buntować. Bo takich zmian dokonywać trzeba tylko, jeśli się chce, a nie bo ktoś sobie tego życzy lub wymaga. Nikomu nie wyjdzie to na dobre.

Rule Archer to dwudziestojednolatek, który nie ma łatwych relacji z rodziną - zawsze był uważany za czarną owcę i porównywany do swojego brata bliźniaka, Remy’ego. Gdy trzy lata temu Remy zginął w wypadku, winą za jego śmierć obarczono Rule, od tej chwili kontakt z rodziną stał się jeszcze słabszy i gdyby nie Shaw - dziewczyna zmarłego i przyjaciółka rodziny - zapewne ustałby całkowicie. To ona co niedzielę jechała po najmłodszego Archera, znosiła jego wieczne docinki, zły humor, zawsze nową panienkę w łóżku i zawoziła do rodziców. Postawiła sobie za cel zjednoczyć na nowo rodzinę, dla nich i dla siebie, bo nie może znieść myśli, że ci, którzy okazali jej tyle serca, tak bardzo cierpią. Nie jest jej łatwo, bo musi dochować tajemnicy zmarłego i tylko ona wie, że w jej sercu zawsze był Rule.

Od jakiegoś czasu rynek wydawniczy zalewają powieści nowej fali New Adult, są one o ludziach wchodzących w dorosłe życie (19-25 lat), zmagających się z trudną przeszłością za pomocą miłości we wszystkich odcieniach. W skład tych książek wchodzi „Buntownik” autorstwa Jay Crownover, który otwiera serię "Naznaczeni Mężczyźni".

Jay Crownover nie pisze może o niczym nowym, ale robi to na tyle dobrze, że nie czuje się znużenia powtarzanym materiałem. Bo chociaż o miłości i zmaganiach z przeszłością napisano już wiele, to amerykańska powieściopisarka potrafi zainteresować swoją twórczością. „Buntownik” jest książką, którą czyta się spokojnie, bez porywów emocji czy też obgryzania paznokci ze zdenerwowania, ale pomimo tego jest w nim zawartych mnóstwo emocji, które przechodzą na czytelnika. Tylko odbywa się to bez takiego wielkiego „wow”. Może na to nie wygląda, ale historia wciąga od samego początku, intryguje i sprawia, że nie wiadomo kiedy już się kończy. Crownover pisze ciekawie, równomiernie, snuta przez nią opowieść jest logiczna i spójna, nie ma w niej niedokończonych wątków (chyba, że te poboczne, które jak podejrzewam będą kontynuowane w dalszych częściach), akcja toczy się równomiernie, a jej przebieg, chociaż przewidywalny, powoduje, że i tak z prawdziwym zaciekawieniem przewraca się kolejne strony.

Podobał mi się kontrast między dwójką głównych bohaterów. Rule, który ma swój indywidualny styl bycia, wyglądu i ubioru, to cały w tatuażach, żyjący chwilą, zawsze robiący, co chce, mający co chwilę inną dziewczynę, a raczej towarzyszkę na jedną noc, zimny, nie angażujący się i niedostępny twardziel. To jednak pozory, bo wewnątrz jest chłopakiem, który cierpi po stracie brata, odtrąceniu i nieakceptowaniu przez rodziców, to oddany przyjaciel i ktoś, kogo można pokochać. Widzi to jednak tylko Shaw, dziewczyna z tak zwanego dobrego domu. Jej rodzice to ludzie, dla których liczy się pozycja i pieniądze, ale ona jest inna, patrzy na wnętrze człowieka, to jaki ktoś jest, a nie ile ma pieniędzy. Silna i wytrwała, uparta i z pazurem. Tylko ona oprócz przyjaciół i starszego brata chłopaka widzi, jaki naprawdę jest Rule. Połączenie tych dwoje jest jak ogień i woda, ale mieszanka ta jest bardzo udana. Ogólnie mówiąc o postaciach, są one dopracowane i wyraziste, każda jest inna, z wadami oraz zaletami. Widać, że poświęcono im dość dużo czasu.

To opowieść, która mimo tego spokojnego czytania, niesamowicie wciąga. Pełna sprzecznych emocji, niedomówień, tajemnic, wyrzutów sumienia, bolesnych słów, oczekiwań nie możliwych do spełnienia… Mogłabym tak chyba wymieniać bez końca, ale gdzieś pomiędzy tym całym bagnem przebija się nadzieja i miłość. I mnie to porwało, nie mogłam oderwać się od lektury, strony przewracały się praktycznie same, a ja zżywałam się z bohaterami, przeżywałam z nimi ich wzloty i upadki, cieszyłam się i smuciłam. Autorka porusza w niej tematy trudne, ale ważne i często spotykane. Robi to porządnie i widać, że wczuwa się w położenie bohaterów. Podoba mi się to, bo chociaż książka jest taka spokojna to zarazem nie jest pozbawiona emocji i uczuć. Fabuła jest też w sam raz, nie jest ani naciągana ani przesłodzona, nie wieje w niej sztucznością. Nie żałuję ani sekundy na nią poświęconej, nieraz będę też do niej powracać i już niecierpliwie oczekuję na kolejny tom z tej serii.

Moje pierwsze spotkanie z New Adult uważam za bardzo udane, romans z trudnymi wątkami pobocznymi, który z pewnością spodoba się wielbicielom tego gatunku. Język oraz styl pisania Jay Crownover na początku jest trochę słabszy, ale z biegiem czasu staje się coraz lepszy. Historię czyta się szybko oraz przyjemnie, jest idealna na odstresowanie po ciężkim dniu lub leniwe popołudnie.

*str. 228

Dział: Książki
niedziela, 04 maj 2014 03:17

Wilcza księżniczka

Mroźna, śnieżna Rosja, romantyczna i przerażająca legenda rodu Wołkońskich, posiadłość, która przez lata stoi zaniedbana z dala od cywilizacji. Białe wilki, które opiekują się arystokratycznym rodem. I nastoletnia dziewczynka, która na swój temat nie wie niemalże nic, ale potrafi marzyć i ofiarować innym całe swoje serce.

Rodzice Sophie nie żyją, a ona sama trafia pod opiekę przyjaciółki matki, Rosemary, która wcale nie chce zajmować się dziewczynką i tak naprawdę nie ma pojęcia co z nią zrobić. Dlatego oddycha z ulgą, gdy może wysłać ją do angielskiej szkoły z internatem i pozbyć się niechcianego problemu. Tam Sophie wiedzie nudne, zwyczajne życie. Do czasu gdy w szkole nie pojawia się tajemnicza, rosyjska dama, która zaprasza ją podczas przerwy świątecznej do swojej petersburskiej posiadłości. Sophie wraz z dwiema najlepszymi przyjaciółkami wyruszają do Rosji, by przeżyć tam niezwykłą, pełną magii przygodę.

Sam pomysł na fabułę jest intrygujący, ale przygoda nie należy do jakichś wyjątkowo specjalnych, za to sposób w jaki została opisana już owszem. Zwyczajny świat staje się niesamowity i pełen magii. Nutki fantastyki przeplatają się z historią, kryminalną zagadką, przyjaźnią i oddaniem. Czytelnik bez trudu może sobie wyobrazić śnieżny, rosyjski las, zamarznięte jezioro i rzekę. I przede wszystkim baśniowy Pałac Wołkońskich, który zachował swoje piękno nawet mimo tego, że został niemalże doszczętnie splądrowany. Fascynujące były także podróże pociągiem - zarówno same opisy maszyn jak i niezwykłość takiej wycieczki.

Kreacje postaci w tej niezbyt obszernej powieści są niezwykłe. Dokładnie poznajemy Sophie i jej dwie przyjaciółki, które mają kontrastujące ze sobą, silnie zarysowane charaktery. Główna bohaterką jest jednak zwyczajną, dobrą dziewczynką, której poza dużą dozą empatii nic specjalnego nie wyróżnia z tłumu. Chciała poczuć się jak w bajce, jeszcze raz usłyszeć głos ojca, pomóc księżniczce Annie, której tragiczna historia wydała jej się aż nazbyt romantyczna. Jest naiwna, łatwowierna i przyjazna. Lubi się śmiać i cieszyć radością innych. Sophie to moim zdaniem bohaterka idealna - prawdziwa, żywa dziewczynka, w której istnienie bez trudu można uwierzyć. Natomiast Anna przedstawiona została niesamowicie. Do ostatnich stron nie wiemy co mamy o niej myśleć, przez co jej sylwetka wydaje się być niezwykle fascynująca.

Książka zawiera w sobie pewnego rodzaju paradoksy. Jednocześnie jest przewidywalna i zupełnie taka nie jest. Czytając domyślamy się kilku faktów, ale nie sposób odgadnąć przebiegu całej fabuły. Zakończenie pozostaje otwarte i możemy jedynie domyślać się tego, co stanie się dalej, a jednocześnie zostało domknięte na tyle, że mamy jakieś oparcie ku temu by odgadywać co teraz się stanie. W historii nie ma tandetnych i naiwnych wątków. Autorce z powodzeniem udało się ich uniknąć. Najważniejsza część akcji potoczyła się nieco zbyt szybko - trwała zaledwie kilka dni, ale w sumie czemu nie. Bohaterowie "Narnii" byli w tej krainie przecież tylko parę chwil, a zdążyli przeżyć tam swoje drugie życie.

Powieść niezwykle wciąga i jest naprawdę pięknie napisana. Bez trudu można znaleźć się pośród jej stron. To książka, w której baśniowej oprawie bez trudu można się zakochać. Pozycję polecam młodszym nastolatkom i tym już nieco starszym czytelniczkom. Pod żadnym pozorem nie jest to romans paranormalny. To urokliwa baśń, zamknięta w śnieżnym, magicznym klimacie rosyjskiej dziczy. Przyznam szczerze, że ja sama "Wilczą księżniczką" czuję się oczarowana.

Dział: Książki
niedziela, 27 kwiecień 2014 21:09

Zamach na Polskę

Każdy przypuszczał, że Al Kaida prędzej czy później uderzy na Polskę, wszystko było tylko kwestią czasu. W piątek 24 czerwca terroryści dokonują ataku w jednym z największych centrów handlowych w Warszawie. Giną dziesiątki niewinnych ludzi. Przez następne dni trwa żałoba narodowa, a do Polski docierają depesze z kondolencjami.

Wielu polityków podaję się do dymisji, a najbliższe wybory parlamentarne wygrywają partie antyeuropejskie, sprzeciwiające się obecności wojsk polskich w Iraku.  Rozpoczyna się największe dotychczas śledztwo międzynarodowe, w wyniku którego zostaje rozbita europejska siatka Al Kaidy. Wielu odetchnęło z ulgą, gdyż przez najbliższe miesiące był spokój – istna cisza przed burzą.

18 sierpnia po zlikwidowaniu polskiego kontyngentu w Iraku do domu wraca młody i świetnie wyszkolony komandos Ryszard Mazur.  Tutaj zostaje wrobiony w serię niewyjaśnionych morderstw, m.in. kolegi z wojska, którego parę dni wcześniej zastał z własną żoną w łóżku i dotkliwie pobił. Mając za sobą pościg wymiaru sprawiedliwości, sam prowadzi śledztwo. Po trafnym połączeniu faktów dochodzi do przerażającego odkrycia. Czerwcowy zamach w Warszawie był tylko wstępem do większego ataku, który odbędzie się 31 sierpnia w Gdańsku podczas hucznych obchodów 25-lecia Solidarności, na którym pojawią się największe osobistości z całego świata.

„Zamach na Polskę”, podobnie jak inne książki Marcina Wolskiego charakteryzuje wielopłaszczyznowa i ciągle rwąca do przodu akcja. Już od pierwszego rozdziału czytelnik wraz z głównym bohaterem zostaje wciągnięty w wir niewyjaśnionych wydarzeń i nagłych zwrotów akcji. Fabuła może służyć za doskonały materiał na scenariusz do filmu sensacyjnego. Czasami jednak za dużo w niej scen żywcem wyjętych z kina amerykańskiego. Ryszard Mazur ze swoimi umiejętnościami to istny Rambo i niejeden polski „gromowiec” by mu pozazdrościł odwagi i zręczności, zaś pościg agenta Rudzkiego za komandosem przypomina sceny z filmu „Ścigany”. Sam Mazur ma również wiele szczęścia, gdyż cało udaje mu się wyjść z kilku poważnych postrzałów. Zdarzają się również mało prawdopodobne oraz czasem zbyt przewidywalne motywy w fabule. Jednak książkę bardzo szybko i przyjemnie się czyta.

Podsumowując „Zamach na Polskę” po ostatnich zamachach w USA, Madrycie i Londynie wydaję się być książką wydaną w odpowiednim czasie. Miłośnicy dobrej sensacji oraz fani Wolskiego na pewno się nie zawiodą, gdyż jest to pozycja bardzo dobrze napisana z nieprzerwaną akcją, która wciągnie niejednego czytelnika. Ogólnie – lektura w sam raz na coraz to chłodniejsze wieczory sierpniowe.

Dział: Książki