kwiecień 20, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: czasu

poniedziałek, 11 grudzień 2017 17:02

Zapowiedzi Wydawnictwa Mag

Wydawnictwo Mag podało wstępne plany wydawnicze na pierwszy kwartał roku 2018 roku.

STYCZEŃ

Neil Gaiman Dym i Lustra
Robin Hobb Wyprawa Błazna
William Gibson Wypalić Chrom (Artefakty)
Dan Simmons Endymion (Artefakty)
Tui T. Sutherland Najjaśniejsza noc

Dział: Książki
środa, 06 grudzień 2017 10:38

Zawisza Czarny

Kto powiedział, że prawdziwy patriota, rozkochany w Polsce do granic możliwości, nie może być... czarny? I pochodzić z głębokiej Afryki? Otóż może! Piotrek, ze względu na ciemniejszy odcień skóry, zwany jest Zawiszą. Mieszka na Śląsku, gdzie wychowywał go emerytowany żołnierz oraz mistrz sztuk walki, pełniący posługę misjonarską. Nasz bohater trafia do stolicy, Warszawy, gdzie pragnie obejrzeć mecz Polska - Hiszpania. Nie wie jednak, że trafi w sam środek spisku tak zwanych polskich patriotów, a za dziwnymi wydarzeniami może stać... prawdziwy Zakon Krzyżaków. Zawisza zyskuje jednak popleczników- warszawską pannę taksówkarz, która oprócz podróży dziadkową Syrenką uwielbia obić kilka mord, Gośkę, czyli zwykłą, wrocławską matkę o ciężkiej pięści i ludzi z podziemia, ze staruszkiem- Pająkiem na czele.

Nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z twórczością pana Jakuba Ćwieka, choć czytałam o niej bardzo pozytywne opinie. Tak więc, gdy nadarzyła się możliwość przeczytania jego najnowszej książki, nie zastanawialam się ani sekundy. I teraz wiem, dlaczego ów polski autor ma aż tylu fanów.

Pan Ćwiek zaserwował nam patriotyczną historię, wytykając palcem (choć nie bezpośrednio) zachowania charakteryzujące naszych rodaków, między innymi brak tolerancji, przesadzoną polskość (nieumiejętność poszanowania innych racji, brak zrozumienia). Do tego wszystko umieszczone jest w fantastycznej otoczce, gdzie pojawia się patriotyczny napój Dumny Rodak (dostępny tylko drogą połowicznie legalną), zombie- korpoludki i wiele, wiele przedziwnych wydarzeń. Istna mieszanka wybuchowa!

Zawiszę Czarnego czyta się w trybie przyśpieszonym; każdy krok głównego bohatera to pewność, że coś będzie się działo. I choć on sam chciał wyłącznie obejrzeć mecz reprezentacji, to świat ma wobec niego zupełnie inne plany. Zawisza nie jest jakimś opętanym manią polskości patriotą, a jedynie robi to, co uważa za słuszne. Trafienie do tajnej "jaskini" Pająka jakoś go specjalnie nie zadziwiło, szybko odnalazł się w nowej rzeczywistości. A że ma aparycję oraz umiejętności maszyny do zabijania... cóż, takie czasy. 

Polubiłam Sawkę, czyli kobietę, która na co dzień pracowicie przemierza warszawskie drogi, aby swoją Syrenką dowieźć klientów w wyznaczone przez klienta miejsce. Bohaterka jest buntownicza, zawsze ma coś do powiedzenia i nieszczególnie przejmuje się konsekwencjami. A to, jak operuje kastetem i kijem, budzi tylko dodatkowy podziw. Z toku wydarzeń można wywnioskować, że będzie jakiś ciąg dalszy historii owych postaci. Ciekawe, czy Sawka zapała do Zawiszy czymś więcej niż tylko bojowym szacunkiem? A może miejsce u jego boku przeznaczone jest dla Gośki, wrocławskiej matki- karateki?

Bawiłam się świetnie. W tej książce nie brakuje czarnego humoru, a czytając miałam wrażenie, że wcale nie przeniesiono mnie do Warszawy, lecz do innego miejsca na ziemi. Polska jako cel ataków tego rodzaju? Ciekawe! Można by rzec, że historia kołem się toczy, ostatecznie Krzyżacy już raz zapisali się w historii... Do tego liczne zwroty akcji, wydarzenia nie z tego świata, wspomniany już czarny humor czy świetnie stworzeni bohaterowie i otrzymujemy przepis na książkowy sukces.

Po tej literackiej przygodzie już wiem, czego się chwytać- pozostałych książek pana Ćwieka. Czas nadrobić zaległości! A Was zachęcam do poświęcenia czasu dla Zawiszy Czarnego, gdyż ta opowieść pochłonie Was bez reszty. Tak jak i mnie!

Dział: Książki
wtorek, 05 grudzień 2017 15:49

Zwierciadło piekieł

Jeden z najpopularniejszych horrorów Grahama Mastertona w nowym wydaniu!

Autor stworzył niesamowicie klimatyczną powieść, której fabuła skupia się wokół tajemniczego lustra należącego do zmarłego w tragicznych okolicznościach chłopca, gwiazdy wielkiego ekranu lat 30-tych XX wieku. Masterton wykorzystuje tu liczne przesądy i gusła, uwiarygodniając w ten sposób swoją opowieść. Czytelnik ma do czynienia z różnymi zabobonami dotyczącymi zwierciadeł, a także szatana i zła absolutnego. Wszystkie idealnie się ze sobą komponują, tworząc w ten sposób nadzwyczaj wciągającą historię, od której nie można się oderwać choćby na chwilę.

Graham Masterton odnosi się także do wielu istniejących dzieł np. “Alicji po drugiej stronie lustra” autorstwa Lewisa Carolla czy filmu “Omen”, który swego czasu robił piorunujące wrażenie na widzach.

Należy pamiętać, iż jest to książka dość makabryczna. Autor nie boi się krwawych opisów i wymyślnych zbrodni. Ma niewiarygodną wyobraźnię i wciąż gra na emocjach czytelnika. Szczególnie dotknięci mogą się poczuć miłośnicy zwierząt - autor nie oszczędza nawet ich. To jeden z tych horrorów, których nie należy czytać w nocy. Taki, który wywołuje koszmary senne i odciąga uwagę od prozaicznych czynności.

Na uwagę zasługuje też ukazanie Hollywood takim, jakim jest naprawdę. Aktorzy, piosenkarze i reżyserzy dążący jedynie do sławy, władzy i bogactwa. Zepsute osobistości, które za nic mają innych, skupiając się jedynie na własnych potrzebach. Gwiazdy, które do sukcesu idą po trupach i są gotowe zaprzedać duszę diabłu, by zawsze być cenionym i pięknym. Tutaj jedyną walutą jest mamona, wartości takie jak życzliwość i empatia spychane są na dalszy plan.

Znaleźć tu można także świetny humor w idealnej ilości, który nie rozprasza, lecz nadaje bohaterom cech, dzięki którym można się z nimi utożsamić i tak po ludzku polubić. Dialogi są niezwykle naturalne. Masterton unika przydługich wynurzeń i monologów, które nie mają miejsca w zwykłym życiu.

Jedynym rozczarowującym elementem jest zakończenie. Niezwykle przewidywalne, banalne i całkowicie bez polotu. Jakby autor zbyt szybko chciał doprowadzić sprawę do końca i uwolnić czytelników od napięcia, które tak fenomenalnie wykreował. Wszystko po prostu dzieje się zbyt szybko. Mimo to książka robi ogromne wrażenie i zostaje w pamięci przez naprawdę długi czas. “Zwierciadło piekieł” to horror, któremu warto dać szansę, nawet jeżeli nie jest się miłośnikiem gatunku.

Dział: Książki
wtorek, 05 grudzień 2017 09:39

Thorgal, 40 lat – Artbook

Najbardziej popularna komiksowa seria fantasy w Polsce i jedna z najsłynniejszych w Europie liczy sobie już 40 lat! Dziś Egmont obchodzi okrągły jubileusz opublikowania pierwszej przygody Thorgala. Z tej okazji już 7. grudnia br. ukaże się specjalny album „Rosiński Artbook. Thorgal 40 lat”. Celebrowanie rocznicy pojawienia się Gwiezdnego Dziecka uświetniają również kolejne tomy komiksów w seriach pobocznych Kriss de Valnor „Góra czasu” i Młodzieńcze lata „Slivia”. Fani słynnej wikińskiej sagi nie mogą tego przegapić!

Dział: Komiksy
sobota, 02 grudzień 2017 14:19

Lekcja martwej mowy

Dwadzieścia dziewięć lat temu pracowali wspólnie nad "mającym wszystko zmienić" artykułem, po którego opublikowaniu miało spaść kilka sławnych głów. W jego wydaniu przeszkodziła im wojna. Dziś spotykają się ponownie, lecz nie przypadkiem... ktoś bardzo dobrze przygotował się do swojego zdania, zapraszając tak, aby nikt z zainteresowanych nie wiedział o obecności drugiej osoby. Do czasu. Jakub Stern i Wilga de Brie otrzymali zaproszenie do Lwowa, siedziby ich dawnej redakcji. Jak się jednak okazuje na miejscu, zapraszający ich mężczyzna dzień wcześniej uległ poważnemu wypadkowi. Nie wiadomo, w którym z lwowskich szpitali obecnie przebywa, nie wiadomo, po co wezwał dawnych znajomych. Mimo tego ich śladem podąża ktoś, kto za ich każdy sekret... i słabości. I pragnie, aby wykonali pewne zadanie.

Z twórczością pana Pawła Jaszczuka miałam do czynienia kilka lat temu; kojarzyłam nazwisko, ale dla pewności musiałam sprawdzić, czy mowa o tym samym autorze. Jak się okazuje, czytałam wówczas jeden tom z serii o Jakubie Sternie. i z tego, co pamiętam, lektura nie do końca trafiła w moje gusta. Tym bardziej byłam ciekawa tego, jakie okażą się pozostałe części serii.

Rzecz dzieje się we Lwowie, w roku 1968. Główny bohater, choć od wielu lat nie postawił stopy w owym mieście, na zaproszenie dawnego znajomego z redakcji postanawia ruszyć w podróż. Kierowany dziennikarską ciekawością nie wie, skąd to nagłe zainteresowanie jego osobą. Sprawa ma jednak o wiele głębsze, drugie dno. A głównym celem pewnych osób jest odkrycie, o czym miał być artykuł, który ostatecznie nie ukazał się. I jak wiele osób zna jego treść...

Cała sprawa jest mocno poplątana, ponieważ dobrzy mieszają się ze złymi, a źli z dobrymi. Nie wiadomo, komu ufać, a kto chce zrobić bohaterom krzywdę. Wilga de Brie, dawna współautorka wspomnianego artykułu, przyjeżdża do Lwowa aż z Francji, gdzie obecnie mieszka z córką i mężem. Tylko wrogowie znają jej problem. I nie zamierzają trzymać go w tajemnicy, chyba że kobieta zgodzi się na współpracę. Bohaterka jest tutaj słabszym ogniwem, łatwiejszym do manipulacji, choć walczy twardo. 

Lekcja martwej mowy cechuje się historycznym tłem, dzięki któremu czytelnik może się bardzo wiele dowiedzieć. W tej kwestii jestem zupełna ignorantką, a historię toleruję jedynie w literaturze tego typu. Najbardziej intrygowały mnie raporty niejakiej Wandy, podstawionej towarzyszki znanego pisarza. Ona również miała swego rodzaju związek z dwójką głównych bohaterów, choć jest to relacja raczej drugoplanowa. Całość skupia się na próbach ucieczki Sterna i de Brie, na śledzących ich osobach i tym, czego tak naprawdę od nich żądają. Bo mimo upływu lat ani Jakub, ani Wilga nie zapomnieli ani jednego słowa z artykułu. I za żadne skarby nie chcą przekazać go w ręce wroga...

Motywy polityczne w literaturze nie do końca trafiają w moje gusta; Lekcję martwej mowy ratuje fakt, iż posiada ona bardzo wartką akcję. Nie sposób się przy niej nudzić, a już na pewno nie można odłożyć na chwilę książki- grozi to jeszcze większym poplątaniem wątków. Dzięki temu lekturę czyta się w trybie natychmiastowym. Nie zapominajmy jeszcze o tym, iż nie wiadomo, kto przyjaciel, a kto wróg. Elementy zaskoczenia również na dobrym poziomie.

Reasumując, Lekcja martwej mowy to książka dobra, aczkolwiek ten cały polityczny pościg to nie moja bajka. Dla osób, które lubią tło historyczne i różnego rodzaju polityczne akcje czy zagrywki lektura będzie idealną do spędzenia czasu. 

Dział: Książki
niedziela, 26 listopad 2017 17:14

Pocałunek zdrajcy

„Znakomita lektura dla fanów serii Rywalki” – głosi zachęta na okładce „Pocałunku zdrajcy”, debiutanckiej powieści Erin Beaty i jednocześnie „jednej z najbardziej oczekiwanych powieści dla młodych czytelników fantasy 2017 roku”. Jeśli dostrzegacie tu pewną sprzeczność, to nie martwcie się – polski wydawca wybrał najłagodniejszy zabieg marketingowy z szerokiego wachlarza zastosowanego przez wydawcę w USA („retelling Mulan”, „Jane Austen z bandytami”). Ten amerykański marketing bardziej zniechęca niż zachęca, tym bardziej, gdy człowiek pamięta o zmarnowanym potencjale Rywalek, natomiast opis na okładce powieści wydaje się intrygujący. Dziewczyna, która nie chce wyjść za mąż, zostaje asystentką swatki i szpieguje damy z wpływowych rodzin oraz kandydatów dla nich. Brzmi jak coś nowego w literaturze młodzieżowej ostatnich lat.

Główna bohaterka, Sage Fowler, to wychowywana przez wujostwo sierota, którą ojciec-buntownik nauczył nonkonformizmu. W skrajnie patriarchalnym społeczeństwie, w którym przyszło żyć Sage, dziewczyna uczy się czerpać wiedzę z książek i nie liczyć tylko na dobre małżeństwo, ale na swoje własne możliwości. Wuj Sage ma na ten temat inny pogląd i próbuje wydać ją za mąż, by chociaż w ten sposób polepszyć jej pozycję w świecie. Podczas spotkania ze swatką okazuje się jednak, że Sage to fatalny materiał na żonę. Zajmująca się łączeniem ludzi w pary Darnessa Rodelle uznaje za to dziewczynę za idealną przyszłą pomocnicę. I tak Sage otrzymuje zadanie bojowe. Wkrótce ma się odbyć Concordium – uroczystość, podczas której młodzi przedstawiciele najważniejszych rodów w kraju mają znaleźć sobie żony. Sage ma szpiegować potencjalne kandydatki na małżonki i pomagać swatce zdobywać informacje. Dziewczyna nie podejrzewa jeszcze, że drogi zdążających na Concordium dziewcząt skrzyżują się z drogami strzegących granic państwa żołnierzy dowodzonych przez kapitana Alexandra Quinna. I że jej postanowienie „nigdy nie wychodzić za mąż” mogło być odrobinę pochopne. Do czego zmierza ta historia? Czy się domyśliliście, czy nie, resztę musicie doczytać sami.

Erin Beaty miała dobry pomysł. Miała wizję skomplikowanych stosunków rodzinnych głównej bohaterki – szczególnie relacji z wujem, który, jak się wydaje, nie miał być stereotypowym złym krewnym. Wspomnienia dziewczyny z pierwszej ucieczki i zachowanie Williama wyraźnie wskazuje, że autorka chciała stworzyć wielowymiarową postać. Tylko że ten wątek urywa się w powieści brutalnie. I jest zaledwie wierzchołkiem góry lodowej problemów, które mam ze światem „Pocałunku zdrajcy”.

No właśnie, świat. Świat przedstawiony. Wiem, że akcja toczy się w jakiejś fikcyjnej rzeczywistości, w której jest kilka krain (ich mieszkańcy różnią się przede wszystkim kolorem skóry), dzieci z nieprawego łoża otrzymują imiona od nazw roślin, wszyscy posługują się językiem angielskim (na co wskazują angielskie imiona oznaczające rośliny)... i to właściwie tyle. Geografia świata przedstawionego to kilka rzuconych nazw i kompletny brak pogłębionej informacji. Nie wiadomo nic o genezie konfliktu Demory z Kimisarą, o ustroju samej Demory, o stopniu rozwoju cywilizacji i korzeniach karykaturalnego patriarchatu, w którym kobieta musi przepraszać męża, jeśli urodziła mu córkę zamiast syna. Tak radykalne założenie musi mieć bardzo dobre wyjaśnienie, by czytelnik zechciał uwierzyć w jego prawdopodobieństwo. Nie wiem tez, paradoksalnie, nic o funkcjonowaniu swatek: jakie warunki musi spełnić kobieta, by zostać swatką, czy może być zamężna i dlaczego swatki – rodzaju żeńskiego, zaznaczmy – cieszą się aż takim poważaniem, skoro są kobietami, czyli w założeniu świata przedstawionego tą głupszą i gorszą płcią. Z logicznego punktu widzenia swatami powinni być mężczyźni, oni wszak w ocenie możnych znają się lepiej na ludzkiej psychice i dobieraniu ludzi w pary.

To dość znamienny przykład głównego problemu tej książki. Autorka miała sporo dobrych pomysłów: sprytna asystentka swatki, wykorzystywanie Concordium (którego przebieg koniec końców nie został nawet opisany), trudne relacje rodzinne Sage. Tymczasem na pierwszy plan szybko wybił się wątek romantyczny i nie minęło wiele czasu, a zredukował całą resztę fabuły do dekoracji pojawiających się w zależności od potrzeb autorki. Świat przedstawiony to Nigdzie i Nigdy, postacie są papierowe, ich motywacje – albo słabe (co kierowało Darnessą, kiedy proponowała Sage stanowisko?), albo pominięte, a niektóre chwyty fabularne sprawiają, że czytelnik łapie się za głowę. Fascynuje mnie chociażby wrzucenie do fabuły Charliego – dziewięciolatka, który z uwagi na koligacje rodzinne z przyszłym ukochanym Sage podróżuje razem ze strzegącymi pogranicza żołnierzami. Wszyscy organizatorzy misji wiedzą, jak bardzo jest ona niebezpieczna. I mimo to postanawiają, że może z nimi jechać dzieciak wysoko postawionych rodziców. Rozumiem konieczność ocieplenia wizerunku kapitana Quinna i pokazania jego relacji z młodszym bratem, ale nie rozumiem, dlaczego to się odbywa kosztem elementarnej logiki. Charlie nie musiał być dzieckiem. Mógł być nieznacznie młodszy i zapatrzony w Alexa jak w obrazek. Niestety, takie i podobne nieprzemyślane decyzje kompletnie rujnują tę książkę.

Od strony strukturalnej książka też wzbudza wątpliwości – narracja przedstawiająca Quinna i jego towarzyszy mogłaby spokojnie zniknąć, ponieważ poza ukazaniem bohatera nie wnosi do tekstu absolutnie nic. Gdyby dostarczała czytelnikowi informacje o Demorze i konflikcie, miałaby rację bytu, ale to po prostu chodzący w kółko żołnierze i krótkie zaspojlerowanie ich strategii (co mogłoby pozostać tajemnicą i tekst lepiej by na tym wyszedł). Język jest poprawny, bez fajerwerków. Tłumaczenie – tak samo. Można by się paru drobiazgów przyczepić („odziedziczył ciemne kolory po swojej matce” czy podobne kalki), ale to potknięcia, których nie wyłapała redakcja. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że tłumaczka próbowała uratować tekst, ale poległa, ponieważ „Pocałunku zdrajcy” uratować się nie da. To książka słaba, miałka, a jedyne, co jest w niej spektakularne, to zmarnowany potencjał.

Dział: Książki
czwartek, 23 listopad 2017 20:48

Monstressa. Tom 1: Przebudzenie

Czasami trzeba odważyć się i wyjść poza utarte szlaki.

„Monstressa. Tom 1: Przebudzenie” to pierwszy „dorosły” komiks, po który odważyłam się sięgnąć. Jak dotąd lubowałam się w komiksach cartoonowych w twórczości naszych rodzimych artystów Tadeusza Baranowskiego, czy Janusza Christy, we francuskim humorze Christophe Cazenove, Williama Maury, Jean-Jacquesa Sempé, belgijskim Raoula Cauvina, Luca Dupanloupa, czy amerykańskim Charlesa Schulza, Jima Davisa, czy Billa Wattersona. Jak widać w komiksie przeznaczonym, może nie tylko, ale dla młodszego czytelnika, mogłabym pisać i pisać, jednak w komiksie przeznaczonym dla dorosłego czytelnika, poruszam się po omacku. Stwierdziłam, że jednak należy iść naprzód i spróbować czegoś nowego. Wybierając po prostu pod kątem wizualnym i kierując się pochlebnymi opiniami, trafiło na komiks Non Stop Comics i na nową serię dark fantasy „Monstressę” z tekstem Marjorie Liu, rysunkami Sana Takeda i, co dla mnie nie było bez znaczenia, w tłumaczeniu Pauliny Braiter.

Monstressa to historia siedemnastoletniej Maiki Półwilk, Arkanijki, która próbuje odnaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytania dotyczące jej przeszłości. Podejmuje ona niebezpieczną grę z Zakonem Cumaei, z którego to siostrami swojego czasu współpracowała jej matka, Moriko. W trakcie niebezpiecznej misji okaże się, że w Maice kryje się monstrum, nad którym zapanować będą chciały zarówno siostry z zakonu, jak i władcy z Dworu Świtu i z Dworu Zmierzchu.

Sięgając po Monstressę wiedziałam jedno, że wizualnie komiks spełni moje oczekiwania. Jest przepięknie narysowany w klimacie art deco z domieszką steampunka. Sana Takeda jest Japonką, dlatego nie ma co się dziwić, że styl europejski przeplata się ze stylem dalekowschodnim; i jak ornamentyka jest w stylu art deco, tak już kreska w szczególności oczu, czy zwierząt zbliżona jest do mangi. Kolorystyka zgodnie z klimatem dark fantasy utrzymana raczej w mrocznychkolorach z domieszką złota, jak przystało na art deco. Największe i najprzyjemniejsze zaskoczenie sprawiła mi jednak fabuła. Nigdy nie przypuszczałam, że historia w komiksie może zostać poprowadzona tak wielowątkowo i może być tak bogata. Trzeba przyznać Marjorie Liu, że przez to, że nie podała wszystkich faktów od razu, że wprowadza ciągłe retardacje poprzez retrospekcje i wyjątki z wykładów szacownego profesora Tam Tam, wymusza cały czas na czytelniku aktywny udział w czytaniu. Nie ma możliwości, aby czytać Monstressę i się nudzić, trzeba uważnie składać elementy układanki, by poznawać tajemnicze życie Maiki Półwilk. Obie panie w sposób proporcjonalny wymieszały tradycje wschodnie z zachodnimi i stworzyły magiczną mieszankę fantasy, mroczną historię o obciążonej wewnętrznym monstrum bohaterce, w świecie, w którym rządzi technika rodem z powieści steampunkowych, a jednocześnie jest to świat, w którym pojawiają się magiczne koty, dziewczynki liski i półbogowie. Cudownie głęboki, choć czasami przygnębiający świat pełen okrucieństwa i zdrad.

Moje pierwsze spotkanie z „poważnym” komiksem uznaję za wyjątkowo udane. Bardzo żałuję, że jedynie nie przemyślałam jednego, że kolejny tom Monstressy zostanie wydany dopiero w lutym. A może do tego czasu znów znajdę ciekawy „dorosły” komiks i szczerze będę mogła Wam polecić.

Dział: Komiksy
środa, 22 listopad 2017 20:11

Bez odkupienia

Ich myśli kształtują rzeczywistość. Każde urojenie staje się prawdą. Potężni, niezwyciężeni, przerażający - potrafią sprawić, że to, co wymyślone, zmienia się w oczywistość. Manipulują ludzkimi umysłami. Otaczają świat swoimi przeklętymi myślami i kontrolują nasze wyobrażenia. Każdy wie, że istnieją, ale nikt nie potrafi im się sprzeciwić. Ich moc jest zbyt potężna. Kim są? Zwą ich Geisteskranken. Osoby zdolne wierzyć w swoje urojenia tak bardzo mocno, że czynią je rzeczywistością. Pełni nieokiełznanej mocy szalonego umysłu, dający się ponieść swoim zgubnym myślom - Ułudników nikt nie powstrzyma. Oni są tymi, którzy kształtują prawdę. Wiara innych ludzi, którą im wszcepiają swoimi szeptami, czyni ich niepokonanymi. Ułudnicy są szaleńcami. Obłęd staje się im najbliższy. Traktują go jak najlepszego przyjaciele. Geisteskranken wgryzają się w umysły innych istot, manipulują ich wierzeniami, kształtują rzeczywistość i odbierają wolną wolę tym, którzy staną na ich drodze. W dzisiejszych czasach trudno natrafić na mroczną, brutalną powieść fantasy, w której wątek romansowy nie stanowi głównego motywu, a bohaterowie wcale nie są ułożonymi, zranionymi istotami, a raczej okrutnymi, egoistycznymi postaciami pełnymi ikry. Michael R. Fletcher to autor, który ukazuje swoim czytelnikom prawdziwą głębię tajemniczości i bezwzględności w swojej książkę, która pozwala zagłębić się w świat urojeń, nieprzeniknionych myśli i trosk przejmujących kontrolę nad człowiekiem. ,,Bez odkupienia" to I tom cyklu ,,Świat urojeń" - historii przepełnionej oryginalnością i ludzkimi wadami. Co takiego ma w sobie ta powieść, że czytelnik pragnie się nią delektować? Jakie tajemnice skrywają ludzkie urojenia? Czy można stworzyć boga? Mam nadzieję, że dalsza część mojej recenzji zachęci was do sięgnięcia po ,,Bez odkupienia"!

,,Percepcja to rzeczywistość, a Geisteskranken rozumieli to aż nazbyt dobrze. Stanowiło to źródło ich potęgi, czyniło ich szczególnymi i wyróżniało ich na tle pospólstwa. Ale Aufschlag rozumiał, dzięki swoim eksperymentom poznał prawdę: oni byli zwyczajnie szaleni."

Wiara kształtuje krajobraz, określa prawa fizyki i kpi sobie z prawdy. Powszechna wiedza jest siłą natury, nie aksjomatem. Oczywistością jest to, w co wierzy motłoch. Lecz szaleństwo stanowi oręż, a przekonanie – tarczę. Urojenia rodzą ohydnych nowych bogów.

Ten mroczny i brutalny świat zaludniają Geisteskranken – mężczyźni i kobiety, których urojenia przyjmują realne kształty, wypaczając rzeczywistość. Najwyższy kapłan Konig usiłuje stworzyć porządek z chaosu. Dyktuje wiernym, w co mają wierzyć, skupiając ich wiarę na jednym celu: chłopiec imieniem Morgen musi wstąpić na niebiosa, aby zostać bogiem. Bogiem, którego będą mogli kontrolować.

Jednak wielu innych też chciałoby zagarnąć przyszłego boga dla siebie, w tym sobowtóry – Dopple – samego najwyższego kapłana oraz Łowca Niewolników, któremu nikt nie potrafi się oprzeć. Trójka zatwardziałych grzeszników – Najwspanialszy Szermierz Świata, Kleptyczka o morderczych zapędach i prawdopodobnie ostatni zdrowy psychicznie człowiek – również ma co do młodego bożka własne, nikczemne plany.

Do tego dochodzi jeszcze jedna przeszkoda: uciekający czas. Im potężniejsze stają się urojenia, tym trudniej je kontrolować. Nieuniknionym losem każdego z Geisteskranken jest znaleźć się w Zaśmierci. Pozostaje tylko pytanie:

Kto będzie tam rządził?

,,Tam, gdzie percepcja definiuje rzeczywistość, wiara stanowi potęgę."

Urojenia kształtują rzeczywistość, prawda miesza się z obłędem, umysł stanowi potęgę...

Geisteskranken Koning jest najwyższym kapłanem Geborene Damonen - religii twierdzącej, że świat nie został wcale stworzony przez bogów, lecz powstał przed nimi, a istotami odpowiedzialnymi za stworzenie tych potężnych stworzeń są ludzie.

Świat, w którym urojenia kształtują rzeczywistość, nie jest bezpieczny. Morderstwa, niewolnictwo, kradzież może spotkać innych ludzi na każdym kroku. To brutalne otoczenie zamieszkują Geisteskranken - osoby, których szaleństwo przyjmuje realne kształty, a wiara innych czyni ich silniejszymi.

Koning pragnie zapanować nad swoimi urojeniami. Wie, że nie zostało mu dużo czasu. Jego Doppel'e pragną przejąć władzę. Obłęd przejmuje nad nim kontrolę. Jedyną szansą Koninga na zapanowanie nad samym sobą jest stworzenie boga, który będzie mu służył w Zaśmierci.

Morgen od dziecka był przygotowywany do Wstąpienia. Bezgranicznie posłuszny, uzdolniony chłopiec jest zabawką w rękach najwyższego kapłana, a ludzie w niego wierzący, staną się wkrótce niewolnikami Koninga. Kiedy zbliża się ostateczny dzień Morgena, Koning traci kontrolę nad swoim stworem.

Wiele osób chciałoby zyskać kontrolę nad przyszłym bogiem. Przerażony najwyższy kapłan, jego Doppel'e pragnący zniszczyć Koninga i stać się samoistnymi tworami, Łowca Niewolników potrafiący manipulować umysłami innych w taki sposób, aby spełniali jego zadanie oraz przeklęta banda składająca się z gburowatego wojownika Bedeckt'a, najlepszego szermierza Wichtig'a oraz szalonej kleptomanki Stehlen - komu z nich uda się uzyskać kontrolę nad przyszłym bogiem?

Koniec nadciąga, Wstąpienie jest coraz bliżej...

Kto wygra? Kto będzie rządził w Zaśmierci?

Kiedy urojenia stają się coraz silniejsze, zaczyna braknąć nadziei...

,,Ogień to nie tylko zniszczenie, ale i odrodzenie."

,,Bez odkupienia" wprowadzi was w najciemniejsze otchłanie ludzkiego umysłu, ukaże proces samozniszczenia oraz rosnącą potęgę obłędu, który ogarnia wszystko na swojej drodze. Mroczna powieść fantasy ukaże świat, w którym percepcja kształtuje rzeczywistość, a okrutne czyny ludzi nikogo nie dziwią. Powoli budująca napięcie powieść o tym, że każdy zasługuje na drugą szansę, dobre czyny mogą zniszczyć, a szaleństwo stanowi najważniejszy motyw. Historia, którą na łamach swojej książki przedstawia Michael R. Fletcher, intryguje i zachęca czytelnika do przeczytania, choć jeszcze jednego rozdziału, który zarówno może wiele wyjaśnić, jak i bardziej zamieszać w niejasnych podejrzeniach. Dobro nie zawsze ma piękną postać, a zło potrafi się doskonale kamuflować. ,,Bez odkupienia" została podzielona kilkadziesiąt rozdziałów, w których przeplatają się wydarzenia opisane przez kilka osób. Każdy z tych fragmentów pozwala lepiej zapoznać się z urojeniami pochłaniającymi umysły bohaterów powieści. Autor stworzył świetną powieść trzymającą w napięciu do ostatniej strony, szokującą i intrygującą. ,,Bez odkupienia" zabierze was w podróż do okrutnego świata, w którym obłęd zakradnie się do waszych umysłów i ukaże prawdziwą głębię mrocznych zakamarków ludzkich umysłów.

,,Wiara określa rzeczywistość, a obłęd - który Aufschlag definiował jako dowolne nienaturalnie silne przekonanie - manifestuje się jako moc. Lecz to, jak rozumiał Aufschlag, nie stanowiło jedynej formy mocy. Wiedza to też potęga. Choć Aufschlag nie potrafił zmieniać rzeczywistości siłą swoich przekonań, mógł manipulować nią dzięki zrozumieniu rządzących nią praw."

,,Bez odkupienia" to powieść, która zachwyci wielbicieli mrocznych odłamów fantasy, zachwyci wykreowanym światem oraz bohaterami, którzy zapadają w pamięć. Brutalność i zamęt to słowa charakteryzujące tę książkę. Michael R. Fletcher zabierze was tam, gdzie każdy człowiek o zdrowych zmysłach nigdy by się nie udał. Czy jesteście na tyle odważni, aby zmierzyć się z potęgą urojeń? ,,Bez odkupienia: zapewni wam jazdę bez trzymanki w odłamy najgorszych ludzkich wad. Polecam!

Dział: Książki
sobota, 18 listopad 2017 11:41

Córka króla moczarów

Dobiegająca trzydziestki Helena jest, na pozór, zwyczajną kobietą. Ma dom, kochającego męża i dwie, małe urocze córeczki. Na co dzień zajmuje się produkcją konfitur, które potem z powodzeniem sprzedaje. Od czasu do czasu zabiera ze sobą psa, broń oraz na kilka dni udaje się w głuszę. Nietypowe? Otóż szybko okazuje się, że Helena nie jest tak zwyczajna, jak się to może wydawać.

Lata temu ojciec Heleny, Indianin Jacob Holbrock porwał małoletnią wówczas matkę Heleny i przez 13 lat więził ją na odludnych moczarach. Helena jest owocem tego związku. Kobieta żyje pod przybranym nazwiskiem, gdyż historia ta, w momencie gdy zyskała swój dramatyczny finał, stała się bardzo głośna i utrudniała Helenie życie we względnej normalności. Obecnie matka Heleny już nie żyje, a ojciec odsiaduje wyrok w więzieniu, z którego niebawem ucieknie, zmuszając córkę do walki o życie własne i swojej rodziny.

Fabuła powieści Karen Dionne toczy się dwutorowo.
Przygotowując się do spotkania z ojcem, Helena opisuje swoje obecne życie u boku męża i córek. Wspomina trudne dorastanie pod opieką dziadków, którzy zamiast dać wnuczce wsparcie po śmierci jej matki (a swojej córki), widzieli w niej tylko córkę porywacza i zwyrodnialca, ale też źródło zysku, który czerpali z wywiadów z żądnymi sensacji dziennikarzami.

Jednocześnie kobieta opowiada o życiu na moczarach, gdzie przyszło jej spędzić wczesne dzieciństwo, gdzie, pod okiem ojca, uczyła się tropić i polować. Z punktu widzenia dorosłej siebie krytycznie patrzy na sytuację w rodzinie; apatyczną i uległą matkę, której nie umiała zrozumieć oraz silnego i brutalnego ojca, który był jej idolem, bo nie postrzegała go jeszcze wtedy w kategoriach porywacza i gwałciciela. Była tylko dzieckiem i nie rozumiała całokształtu sytuacji.

Ciekawym i bardzo oryginalnym nawiązaniem, które stało się inspiracją do napisania tej powieści, są umieszczone na początku rozdziałów fragmenty baśni H.Ch. Andersena Córka króla moczarów, znanej też pod tytułem Córka króla błot.

Finał powieści nie zaskakuje, czytelnik od początku wie, jak skończy się konfrontacja Heleny z Jacobem. Myślę jednak, że nie to tu chodziło. Autorka chciała raczej pokazać pewne mechanizmy oraz relacje międzyludzkie, rodzące się w danej sytuacji, dlatego najciekawsze są te fragmenty książki, gdy Helena opowiada o swoim pobycie na moczarach. To, co dla nas, wychowanych w cywilizacji ludzi, jest normą, dla niej nie było i vice versa. Jednocześnie w opisywanych przez nią trudach życia na odludziu, bez prądu, zgodnie z rytmem przyrody, tkwi jakiś ukryty urok, coś pierwotnego, do czego wielu z nas zaczyna i próbuje dziś dążyć.

Córka króla moczarów to bardzo dobra powieść psychologiczna, która wciąga spokojem prowadzonej narracji i dogłębnie porusza rzeczowością opowiadania. Nie ma tu hollywoodzkiego koloryzowania i zbędnego dramatu. Jest brutalna codzienność, z którą należy sobie jakoś radzić, zaś ostatecznym celem jest przetrwanie.

Wartościowa pozycja. Polecam.

Dział: Książki

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, nie tylko czas otrzymywania prezentów, ale również spotykania się w gronie rodzinnym. Mamy dla Was propozycję gry, która pozowli połączyć kilka pokoleń.

 ​„Jak to wtedy było?” - wyjątkową gra, która łączy pokolenia i w przyjemny sposób, pomaga​​trenować​​pamięć.

LICZBA​​GRACZY:​​​ 2​​-12​​graczy
WIEK:​​ od​​6​​do​​120​​lat
CZAS​​GRY:​​​ 45-90​​minut

Gra zawiera dużą planszę, karty z retro zdjęciami, karty z pytaniami i 12 drewnianych pionków.

Dział: Kids