Rezultaty wyszukiwania dla: czasu
Piorun kulisty
Oczarowana twórczością chińskiego autora Cixina Liu, ogromnie ucieszyłam się, gdy zobaczyłam zapowiedź jego najnowszej książki (choć tak naprawdę została ona napisana przed słynną trylogią Wspomnienie o przeszłości Ziemi). Jednak czy słyszeliście kiedykolwiek w swoim życiu o piorunie kulistym? I nie, nie chodzi mi o to, czy słyszeliście po prostu o tej powieści, ale konkretnie o tym rodzaju pioruna. Ja nie. Sama się zdziwiłam, bo takie ciekawostki naukowe to zdecydowanie mój konik i znam wiele dziwnych zjawisk atmosferycznych (wiecie, marzę o zobaczeniu na żywo tornado), a jednak piorun kulisty gdzieś mi umknął. I główny bohater tej książki też nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia, dopóki taki piorun nie zabił jego rodziców. Całe szczęście, że ja dowiedziałam się o nim w bardziej sprzyjających okolicznościach i tylko dzięki książce, nie autopsji.
Piorun kulisty to bardzo rzadkie zjawisko meteorologiczne, którego nigdy nie udało się przebadać. Zjawisko istnieje, udało się je niejednokrotnie zaobserwować, powstały pewne teorie próbujące wyjaśnić jego istnienie, ale tak naprawdę wciąż pozostaje on czymś nieuchwytnym. I to właśnie stanowi punkt wyjścia do najnowszej powieści Cixina Liu. Czternastoletni Chen jest świadkiem tego, jak piorun kulisty w trakcie burzy zabija jego rodziców, pozostawiając po nich tylko kupki popiołu. Ten przełomowy moment w jego życiu zadecydował o jego przyszłej karierze naukowca – całe życie postanowił poświęcić temu, aby badać naturę tego zjawiska. Obsesyjnie wręcz zaczął poszukiwać prawdy, udając się nawet do opustoszałej bazy radzieckiej na Syberii... A to tylko jedna z jego przygód.
Cixin Liu musi sobie wyjątkowo cenić naukę, bowiem to już kolejna jego powieść, w której życie naukowców oraz ich badania mają ogromne znaczenie i stanowią bardzo istotny, w tym przypadku nawet główny motyw całej książki. Piorun kulisty prowadzi bohatera do całkowicie nieznanych obszarów fizyki, do podejmowania bardzo ryzykownych decyzji, do zagłębiania się w wiele teorii i stawiania nowych hipotez. Choć wokół niego stopniowo zaczyna się zbierać cały zespół badawczy, interesujący się potencjałem pioruna, to jednak każdy z nich ma nieco inne cele z nim związane. Chen pragnie odkryć prawdę, działa jak typowy naukowiec, chce rozwikłać zagadkę. Ale są też tacy, którzy chętnie skorzystaliby z tej nieposkromionej mocy burzy w celach wojskowych... O tak, niesamowicie śmiercionośna broń, która spala wszystko na swojej drodze na czysty popiół.
Jest to ten rodzaj literatury, w którym nie mamy do czynienia z mocną i szybką akcją, ale w zamian za to autor oferuje nam coś więcej – wprowadza nas w niesamowity świat naukowych teorii i pokazuje, jak ogromnym sensem życia może być dla kogoś tego działanie w kierunku odkrywania czegoś. Niestety, biorąc pod uwagę iż Chen dosyć szybko nawiązuje kontakty z wojskiem, nie brakuje tutaj swoistych intryg i pewnego ryzyka. Autor w umiejętny sposób połączył mechanikę kwantową z klasyczną fizyką i meteorologią – bazując na faktach stworzył naprawdę dobrą i logiczną historię, z dobrymi motywami, choć lekko pozbawioną dynamiki – ale wierzcie mi, to nie dynamika jest tutaj najważniejsza!
W przypadku poprzednich dzieł tego autora, odnosiłam chwilami wrażenie, że bardziej stawia on na przemyślaną i wciągającą fabułę niż na bohaterów, którzy odgrywają w niej swoją rolę, aczkolwiek nigdy nie twierdziłam, że są oni kreowani na jedno kopyto. W przypadku Pioruna kulistego bardzo łatwo można zauważyć, jakim człowiekiem jest główny bohater, zwłaszcza dzięki temu, że mamy do czynienia z pierwszoosobową narracją. Nauka stała się sensem jego życia, jego ogromną pasją, którą stawia zawsze na pierwszym miejscu. Widzimy, jakie ma przemyślenia na temat prowadzonych doświadczeń, nie brakuje tutaj jego wewnętrznych rozterek, targających nim emocji, gdy do gry wkracza wojsko. Wyraźnie zaznaczona jest również postać urzekającej pani major, a moją sympatię zdecydowanie zyskał promotor Chena z czasu studiów, choć nie pojawia się on tutaj wyjątkowo często.
Piorun kulisty to bardzo udana powieść z gatunku science-fiction, która ma wiele do zaoferowania. Świetnie napisana, w pełni przemyślana i dopracowana, łączy w sobie elementy nauki i thrillera, a co więcej, pokazuje czytelnikowi, jak bardzo pasja może nas czasami zgubić, jak bardzo czasami potrafimy zbłądzić. Nie brakuje tutaj mocniejszych scen i wojskowych spisków, autor w umiejętny sposób balansuje na granicy nauki i fikcji, a na pewno mogę śmiało napisać, że jest to powieść bardzo oryginalna, poruszająca niecodzienną tematykę. Tylko uważajcie i nie popadnijcie w paranoję – chyba nie chcecie, żeby piorun kulisty spalił was na popiół...
Stalowe Szczury. Otto - zapowiedź
Paryż wzięty!
Harmonia przygrywa radośnie, gdy oddziały pod flagą Kaiserreichu wkraczają do zdobytej szturmem stolicy Francji. Jest lato 1918 roku, a Wielka Wojna potoczyła się w sposób, który zaskoczył równie bardzo tych chwilowo pokonanych, jak i ulotnych, nietrwałych zwycięzców ofensywy. Gdzieś pośród pożarów stolicy pewna nieco spóźniona kompania inżynieryjno-szturmowa musi wyciągać nogi, żeby zdążyć wraz z wycofującymi się oddziałami... Leczy gdy niemalże wpadają pod koła rozpędzonej ciężarówki, wiozącej tajemniczy ładunek, o którym nigdy nie powinno byli się dowiedzieć, wielu innych wyciągnie kopyta.
Chorągiew Michała Archanioła - zapowiedź
Po ogromnym sukcesie cyklu Materia Prima (Adept, Namiestnik, Cień) warto wrócić do początków.
Dlatego z początkiem 2019 r. w ręce czytelników trafią ponownie kultowe powieści Adama Przechrzty z cyklu Depozytariusz Chorągwi Archanioła w odświeżonych wydaniach.
Chorągiew Michała Archanioła PREMIERA 18 stycznia 2019
Białe Noce PREMIERA marzec 2019
O książce:
Wojna polsko-ruska pod flagą archanielską
Tajne operacje sił specjalnych. Afgańcy. Terroryści. Rosyjska mafia. Walka na śmierć i życie. Braterstwo broni. Miłość, chemia... alchemia. I bezcenna relikwia. Krótko mówiąc, metafizyka łamana przez akcje Specnazu.
Naprawdę byłem gotowy zabijać. Jeśli przeżyjesz piekło, stajesz się twardszy, mądrzejszy, bardziej cyniczny. Ale nigdy, przenigdy nie stajesz się lepszy. Coraz więcej bestii, coraz mniej człowieka... - mówi Janusz Korpacki, naukowiec zajmujący się historią i cybernetyką społeczną. Jednocześnie ekspert walki nożem z nietypową dla mola książkowego umiejętnością otwierania wszelkiego typu zamków. Na prośbę przełożonego podejmuje się prywatnego śledztwa w sprawie śmierci jednego ze studentów. Nawet nie przeczuwa, że z woli sił wyższych przyjdzie mu przewodzić wcale nie anielskim zastępom...
Harry Potter. Podróż przez historię magii
W 2018 roku minęło 20 lat od momentu wydania pierwszego tomu przygód o Harrym Potterze i z tej okazji British Library przygotowało wystawę pełną magicznych eksponatów, co stało się inspiracją do powstania Harry Potter. Podróż przez historię magii.
Publikacja ta, to takie kompendium wiedzy, coś jak elementarz, który zapewni niezbędną wiedzę dla początkującego czytelnika serii oraz dla tych, którzy są już z nią zaznajomieni. Może służyć, jako wprowadzenie w ten magiczny świat oraz stanowić zbiór ciekawych smaczków uzupełniających informacje czy też będących przypomnieniem niektórych faktów.
Jako fanka serii nie mogłam odmówić sobie przeczytania Harry Potter. Podróż przez historię magii i muszę przyznać, że przepadłam z książką na długie godziny, bo trudno oderwać się od jej zawartości.
Przede wszystkim na uwagę zasługuje wydanie, które zachwyca już samą okładką. Jej kolorystyka trafiła idealnie w moje gusta, uwielbiam niebieski, a ten na okładce jest śliczny. Po zajrzeniu do środka można znaleźć całą masę ilustracji, na które składają się na przykład szkice oraz rysunki Jima Kaya.
Nie zabraknie też oryginalnych zapisków Rowling, historię powstawania scen, wyglądu postaci, sposobu działania oraz, jak z biegiem czasu autorka zmieniła pierwowzory. W publikacji zawarta została też pierwsza recenzja Kamienia Filozoficznego, dzięki której seria trafiła na księgarniane półki. Poza tym nie zabraknie też tutaj spisu nauczycieli oraz przedmiotów, jakich nauczali i faktów, a także ciekawostek o nich, historii niektórych zaklęć czy też magicznych rzeczy, zastosowanie niektórych zaklęć, wzmianki o wydanych dodatkach oraz kilka słów od scenarzysty historii o młodym czarodzieju. W książce znajdują się również zadania do wykonania i wiele więcej.
Jak już wspominałam, mnie Harry Potter. Podróż przez historię magii przypadła do gustu i to bardzo. Zachwyca nie tylko zawartym informacjami, ale chyba przede wszystkim oprawą graficzną. Jestem wzrokowcem i nie mogłam oderwać oczu od przeglądanych stron. Myślę, że to książka dla każdego, niezależnie od wieku. Każdy doceni włożony w nią nakład pracy. Osobiście wiem, że często będę do niej wracać.
Polecam z czystym sumieniem, fanom, jak i tym, którzy mają Harry'ego Pottera przed sobą. Harry Potter. Podróż przez historię magii to fantastyczna publikacja, która będzie budzić zainteresowanie przez bardzo długi czas.
Ernest i Rebeka #01: Mój kumpel mikrob
Problemy dzieci wcale nie są mniejsze. Wręcz odwrotnie! Maluchy muszą stawiać czoło przeciwnościom, których nie rozumieją, co więcej, których nikt nie chce im wyjaśnić. Radzą sobie z nimi na swój sposób, czasem... bardzo niestandardowy.
Rebeka ma sześć lat i słabą odporność. Co chwilę choruje i musi siedzieć w domu. A gdy ma się sześć lat, niespożyte pokłady energii i głowę pełną pomysłów to... rodzice muszą mieć się na baczności. A oni coraz więcej czasu poświęcają nie dzieciom, ale wzajemnym oskarżeniom. Rebeka czuje, że dzieje się coś niedobrego. I właśnie wtedy pojawia się Ernes, mikrob, a już wkrótce jej najlepszy przyjaciel. Od tej pory będzie jej towarzyszyć w licznych przygodach, walce z nudą, samotnością i... głupotą dorosłych.
Dzieci i ryby głosu nie mają?
Zakochałam się w tym komiksie! Od pierwszej strony, od pierwszej puenty! Jest w pełni dopracowany i genialny w każdym calu. Na coś takiego czekałam od czasów „Wilczych dzieci”. Sama historia jest prosta, aż chciałoby się powiedzieć, bardzo codzienna. Ot mała dziewczynka z kiepskim zdrowiem i rodzice, którzy nie najlepiej się dogadują. Ale przecież Rebeka jest malutka, zbyt mała, by rozumieć problemy dorosłych. Jak się okazuje, niekoniecznie. Komiks świetnie pokazuje, jak dzieciaki odbierają relacje między rodzicami, jak chłoną emocje, które nimi targają i jak bardzo rani je pomijanie ich zdania. Nie trzeba wszystkiego rozumieć, by czuć zagrożenie.
Ta myśl jest akcentowana przez sposób prezentowania historii. Najczęściej towarzyszmy Rebece i stajemy się powiernikiem jej myśli. Jednak bieg wydarzeń poznajemy z perspektywy trzecioosobowej, czyli dokładnie tak samo, jak dziewczynka. I to niesamowicie wpływa na odbiór całości. Z jednej strony mamy ograniczony dostęp do informacji, bo mała we wielu scenach nie bierze udziału. Czasami musimy domyślać się rozwoju sytuacji, jesteśmy jak... dziecko. Z drugiej jednak to, co ona odbiera na poziomie emocjonalnym, do nas dociera z pełną wyrazistością. Ten zabieg zdecydowanie daje do myślenia! Z tego właśnie powodu jest to pozycja idealna dla rodziców.
Blaski i cienie codzienności
Czasami jednak porzucamy perspektywę Rebeki, by stać się świadkiem scen dziejących się poza jej zasięgiem. I są to momenty naprawdę wiele „mówiące”. Dobitnie podkreślają całą sytuację, chociaż z reguły jest to przekaz na poziomie emocjonalnym. Nie słowa, nie dialogi, ale niedopowiedzenia tworzą klimat komiksu, dokładnie tam samo, jak w prawdziwym życiu.
Świetne jest również to, że w „Ernest i Rebeka” nie ma pustych scen, arkuszy, które nic nie wnoszą, czy opowieści zapychających wolne miejsce. Chociaż niektóre sytuacje rozpoczynają się niepozornie, zawsze kończą się morałem. Czasem lekkim, czasem humorystycznym, ale są też wiele razy wzruszającym i dającym do myślenia. „Ernest i Rebeka” to komiks, który skłania do refleksji.
Przyjemność czytania dodatkowo potęguje piękna grafika. Idealnie pasuje do opowiadanej historii, jest słodka, trochę dziecinna i urocza. Co więcej, świetnie oddaje perspektywę Rebeki. Nie otrzymujemy po prostu relacji z życia jej rodziny. Grafika prezentuje też uczucia dziewczynki, wszystko, co dzieje się w jej głowie (a dzieje się naprawdę sporo!).
Dla każdego coś miłego
Jestem przekonana, że „Ernest i Rebeka” trafią do czytelników w każdym wieku. Dzieci zachwyci piękna grafika i dynamiczna historia. Dorośli znajdą w niej drugie dno, a rodzice inspirację do rozmowy ze swoimi maluchami. Warto sięgnąć po ten komiks! Bo dzieci, wcale nie są tylko dziećmi.
Grzechy Imperium
Każdy, kto czytał “Trylogię Magów prochowych” z cała pewnością powinien sięgnąć po “Grzechy Imperium”. Jest to bowiem kolejny cykl, kontynuacja ze świata, w którym najsilniejszym orężem jest proch i magia.
W Fatraście wrze, a w samym środku wydarzeń pojawiają się starzy znajomi - Vlora zwana Krzemień i Szalony Ben Styke. Ich losy krzyżują się w sposób nawet dla nich zaskakujący, tylko po to, by oboje przekonali się, że tak naprawdę są marionetkami w rękach innych. I to nie jednej a kilku osób. W tle powieści zaś przewijają się wykopaliska archeologiczne, to co wykopano bowiem, jest pożądane przez władców krain tak bardzo, że znów swymi umiejętnościami w walce będą mieli okazję wykazać się nie tylko magowie prochowi, ale też Uprzywilejowani. Na scenę zdarzeń zza kurtyny wychodzą kolejne znane z pierwszego cyklu postaci, zaś historia kończy się w sposób, który u czytelnika powoduje nerwowe dreptanie w miejscu w oczekiwaniu na kolejny tom.
Brian McClellan ma ten dar, że potrafi w liczącej ponad siedemset stron powieści nie umieścić jednego zbędnego, nudnego czy zbyt długiego opisu lub wątku. Pomimo mnogości postaci historia toczy się gładko, wydarzenia następujące po sobie mają swój logiczny ciąg, chociaż - nie ukrywam - pewnie miałabym problemy ze zrozumieniem niektórych kwestii, czy zależności między bohaterami, gdybym już wcześniej nie poznała historii Taniela Dwa Strzały. Dlatego uważam, że akurat w przypadku tych cykli, kolejność ich czytania ma znaczenie i to ogromne.
Postaci w powieści ewoluowały, dorosły. Zmieniło ich życie, doświadczenie, często niesprawiedliwy los. Chociaż same nie potrafią się pogodzić z upływającym czasem, McClellan bez litości wplątuje je w sytuacje, które boleśnie ten upływ czasu im uświadamiają. Z tej perspektywy patrząc największy podziw, ale i żal budzi Szalony Ben Styke, któremu los, poza dolą żołnierza dołożył koleją - ojca dla nieswojego dziecka. I to na dodatek dziewczynki poniewieranej przez życie nie mniej niż jej opiekun. Stąd może ta więź, która tych dwoje połączyła.
Mamy tu romans, brutalną i krwawą wojnę, polityczne intrygi, rodzinne tajemnice. Wszystko wyważone, podane w proporcjach tak idealnych, że nie sposób się od powieści oderwać. Mamy też motto, tak bardzo życiowe, chociaż z kart powieści fantastycznej: “Dwie rzeczy jednoczą ludzi, strach i wspólny cel”
Smocze kły
Michael Crichton to jeden z niewielu pisarzy, których twórczość oparła się próbie czasu. W 1993 roku na ekrany kin wszedł film Stevena Spielberga, który był, jak zresztą sporo innych jego filmów, obrazem przełomowym dla kinematografii. Historia wskrzeszonych dinozaurów doczekała się jeszcze czterech kontynuacji, a polscy czytelnicy sięgnęli po powieści Michaela Crichtona. Przez te prawie dwadzieścia sześć lat od pierwszej książki przeczytanej z zapartym tchem, zapoznałam się z wieloma tytułami, tego nadzwyczajnego pisarza, który świetnie czuł się snując zarówno opowieści sięgające daleko w przeszłość, jak i w niedaleką przyszłość. Czytając powieści Michaela Crichtona zawsze można spodziewać się pełnej napięcia przygody.
William Jason Tertullius Johnson, syn filadelfijskiego armatora, typowy przedstawiciel swojej zamożnej klasy, student w Yale College określany był jako „zdolny, przystojny, wysportowany, bystry”, ale także jako „uparty, leniwy i strasznie rozpuszczony, a także najwyraźniej zainteresowany jedynie zaspokajaniem własnych zachcianek” młody człowiek. W 1975 roku on, i jemu podobni młodzieńcy bez celu w życiu, synowie apodyktycznych rodziców, staczało się w otchłań lenistwa i występku. Ta niemiłosierna nuda i brak realnego podejścia do dnia codziennego, pchnęła osiemnastoletniego Johnsona w objęcia studenckiego zakładu. Wyzwanie, którego się podjął, wymagało wyjazdu na Zachód z ekipą badawczą Othniela Charlesa Marsha. Pierwszy raz pan Johnson podejmuje się czegoś, co wyrywa go z marazmu i konformizmu. Młody William rozpoczyna nawet naukę fotografii, aby móc przyłączyć się do wyprawy paleontologicznej w poszukiwaniu skamieniałych kości wielkich gadów. Podejrzewany przez profesora Marsha o szpiegowanie na rzecz jego konkurenta Edwarda Drinknera Cope'a, zostaje Johnson porzucony w Cheyenne. Zrządzeniem losu trafia on pod skrzydła Cope'a i kontynuuje swoją podróż na dzikie tereny, gdzie rządzą Indianie, rewolwerowcy i bezprawie. Czy Cope i Johnson znajdą tytułowe smocze kły? Czy młodzieniec wygra zakład z Haroldem Hannibalem Marlinem? Proponuję sięgnąć po książkę i się przekonać.
„Smocze kły” nawiązują do wycinka z historii Stanów Zjednoczonych, dotyczącego rywalizacji profesora Edwarda D. Cope'a z profesorem Othnielem C. Marshalem, a nazywanej „wojną o kości”. Ten wyścig po skamieliny trwał aż dwadzieścia lat od 1877 do 1897. Michael Crichton, jak sam pisze w słowie „Od autora” przedstawił złagodzony obraz tej niezdrowej, aczkolwiek pożytecznej dla nauki, rywalizacji. W posłowiu napisanym przez żonę, Sherri Crichton, można przeczytać jedno zdanie, idealnie oddające ducha i podsumowujące twórczość autora: „Uwielbiał snuć opowieści zacierające granicę między faktami a przypuszczeniami”. Dlatego w „Od autora” dokładnie tłumaczy on co jest fikcją, a co faktem w opowieści o „wojnie o kości”, a ci, co zaciekawią się tematem, mogą uzupełnić swoją wiedzę korzystając z bibliografii załączonej do książki.
„Smocze kły” zostały napisane prawdopodobnie ok. 1974 roku, czyli po „Andromeda” znaczy śmierć”, ale przed swoimi najwybitniejszymi dziełami. Historia fikcyjnego studenta z Yale, relacjonującego walkę o miejsce w panteonie paleontologów, która toczyła się między dwoma profesorami, napisana została tak, by wciągnąć czytelnika w wydarzenia od samego początku. Nie ma w powieści zbędnych fragmentów, akcja prze do przodu, a prosty język, tylko pomaga utrzymać dynamizm wydarzeń. Prawdę powiedziawszy jest to świetny materiał na kolejny scenariusz filmowy.
„Smocze kły”nie są oczywiście najlepszą książką Michaela Crichtona, ale pozwalają raz jeszcze przeżyć przygodę stworzoną przez człowieka, który wskrzesił dla wielu pokoleń dinozaury. W „Smoczych kłach” została pokazana „euforia i niebezpieczeństwa początków paleontologii”, czyli ten wycinek historii, który potem przerodził się w klasyczny już technothriller o manipulacjach genetycznych.
Rewolwerowcy, poszukiwacze skamielin, Indianie, piękne kobiety, hazard i niebezpieczeństwa Dzikiego Zachodu -czy może być lepsza rozrywka?
Niegodziwość
“Niegodziwość” to piąty i ostatni tom fenomenalnej serii “Przeczucia” Amy A. Bartol, która z pewnością spodoba się miłośnikom “Zmierzchu” Stephenie Meyer czy “Darów anioła” Cassandry Clare. To opowieść o mrocznych tajemnicach, przeznaczeniu i wielkiej miłości, która przezwycięża największe przeciwności.
Zakończenie tej niezwykłej serii (choć nie można powiedzieć, by była to literatura szczególnie ambitna) obfituje w ogrom informacji i wydarzeń. Autorka stara się pozamykać wszystkie wątki, wyjaśnić wszelkie wątpliwości, odpowiedzieć na nasuwające się pytania. Często czytelnik może się przez to czuć odrobinę skołowany, jednak to nagromadzenie wszystkich wiadomości jest jak najbardziej uzasadnione. W końcu jest to zamknięcie dość skomplikowanej historii z wieloma wątkami pobocznymi, z których każdy ma ogromne znaczenie dla części odbiorców.
Amy A. Bartol nadal posługuje się prostym językiem pozbawionym homeryckich porównań i epickich wypowiedzi, jednak dzięki temu jej książki są tak dobrze przyswajalne i czyta się je błyskawicznie. Jest w tym wszystkim bardzo prawdziwa, a wykreowane przez Amerykankę postaci głęboko zapadają w pamięć.
Niezmiennie jednym z najważniejszych wątków pozostaje wielka miłość i choć często to nadmierne zaciekawienie płci przeciwnej osobą głównej bohaterki może drażnić, tak historii tej nie można odmówić uroku. Evie to postać w którą nastolatki (i nie tylko one) chciałyby się wcielić choć na chwilę, dzięki czemu seria “Przeczucia” to fantastyczny sposób na oderwanie się od szarej i smutnej codzienności. To jedna z tych skrajnie słodkich - często wręcz przesłodzonych - powieści, których większość kobiet potrzebuje od czasu do czasu, by przeżyć osobliwą przygodę, by poczuć się inaczej.
Zakończenie pozostawia lekki niedosyt. Bartol nie wyjaśniła kilku kwestii, nie do końca klarownie zobrazowała czytelnikom dalsze losy bohaterów, jednak dzięki temu autorka pozostawiła wolną drogę wyobraźni fanów tej historii. Tego typu zakończenie może sugerować, że “Niegodziwość” wcale nie jest ostatnim tomem opowieści o przygodach Evie, Reeda, Russela, Buns i Brownie, jednak jak poinformowała sama Amy A. Bartol - nie ma żadnych perspektyw na kontynuowanie tej serii. Czytelnicy powinni być jednak z tego faktu zadowoleni - bowiem skoro sama autorka woli rozstać się z wykreowanymi przez siebie bohaterami, nic dobrego nie wyszłoby z ciągnięcia na siłę omawianej opowieści.
Świat Inkwizytorów. Płomień i krzyż, t.II
Inwizytor Arnold Lowefell mimo wielu prób wciąż nie pamięta, kim był, nim Wewnętrzny Krąg Inwizytorów stworzył go takim, jakim jest obecnie. Co oczywiście nie powstrzymuje go przed podejmowaniem kolejnych prób przywołania wspomnień. Wie tylko tyle, że był bardzo potężnym magiem o imieniu Narses. Jednak nie skupia się wyłącznie na pokonaniu amnezji; nieustannie walczy z intrygami oraz mrocznymi tajemnicami, dręczącymi Święte Oficjum. Czy to jednak nie za wiele jak na jednego, nawet tak uzdolnionego inkwizytora...?
Pan Jacek Piekara jest jednym z najpopularniejszych autorów książek fantastycznych w naszym kraju. I nic dziwnego- wkraczając w stworzoną przez niego rzeczywistość czytelnik niemalże dziękuje Stwórcy, że nie przyszło mu żyć w czasach Inkwizycji. Trafiłam na jego twórczość przypadkiem, przekopując biblioteczne regały. Jeden tom o Mordimerze Madderdinie wystarczył, abym przepadła. A już kolejne książki wychodzące spod pióra naszego rodaka (i niekoniecznie dotyczące Inkwizytorów) sprawiły, że przepadłam z kretesem. Chcę więcej i więcej.
Płomień i krzyż jest drugim tomem serii, mimo to nie wyczuje się tego podczas lektury. Jest wiele nawiązań, wyjaśnień oraz wtrąceń, dzięki którym nie musimy przerywać czytania i cofać się do tomu pierwszego. Autor prowadzi nas przez historię, zarysowując tło części poprzedniej, co oczywiście jest sporym ułatwieniem dla osób nie znających utworu rozpoczynającego serię. Warto jednak wrócić i do niego. Czytelnik ma nie tylko okazję poznać samego głównego bohatera, lecz również otaczające go kobiety- Katarzynę, Katrinę, Valerię Flawię czy Matyldę. Damy wysuwają się na pierwszy plan, zaś każda "otrzymała" swój rozdział, dzięki czemu ich sylwetki zostały nam wyraźnie zarysowane. Ułatwia to przede wszystkim rozróżnienie ich. I tak mamy do czynienia z wiedźmą o ogromnej mocy (obecnie wspomagającą chrześcijan), której umiejętności przekraczają wyobrażenia zwykłego zjadacza chleba- Katriną. Duże znaczenie ma także postać Matyldy, która dzięki Arnoldowi Lowefellowi mogła wreszcie stać się normalną kobietą, zachowując przy tym wszelkie magiczne zdolności. Ów tom jest jakby nakierowany na damskie postacie, aby podkreślić, jak duże piętno odcisnęły na losach Świętego Oficjum. W końcu świat, nawet tak brutalny, nie opiera się wyłącznie na mężczyznach.
Da się odczuć różnicę między wspomnianym już wcześniej Mordimerem Madderdinem, a Arnoldem Lowefellem. Mimo że obaj są bardzo użytecznymi inkwizytorami, to pod względem charakteru są niczym ogień i woda. Mordimer jest butny, odważny (a czasem wręcz szaleńczo brawurowy), lubi kobiety oraz alkohol, a ponadto często sprzeciwia się Inwizycji dla samej satysfakcji. Z kolei Lowefell jest bohaterem raczej spokojnym, nie dającym się ponieść emocjom, nie atakującym bez wyraźnego powodu. Kobiety, alkohol- to nie dla niego. Duży wpływ na jego postawę na pewno ma jego poprzednie życie, które dociera do niego zaledwie w niewielkich fragmentach. Książki z serii Ja, Inkwizytor są bardziej... brutalne, krwawe. Ukazują brudniejszą, agresywniejszą stronę życia w tamtych czasach. W Płomień i krzyż z kolei całość jest nieco bardziej ugładzona, bowiem Lowefell większość czasu spędza w Świętym Oficjum, mając za wrogów jedynie kolejnych intrygantów.
Mimo owych różnic książkę czyta się bardzo szybko, zaś akcję podganiają szczególnie kobiece postacie. Ciekawiła mnie ich przeszłość, ich plany, a być może i intrygi. Zdecydowanie muszę zaznajomić się z tomem pierwszym- może wówczas ukaże mi się inna twarz inkwizytora Lowefella. Kto jeszcze nie zna twórczości pana Piekary, temu serdecznie polecam wszystkie jego książki; tym, którzy już je znają, polecać ich nie muszę.
Umrzesz kiedy umrzesz
Angus Watson to nazwisko jeszcze niezbyt znane na polskim rynku fantastyki. Zasłynął swoją debiutancką trylogią Czasu Żelaza - która została nominowana do nagrody David Gemmel Award. Jak widać autor nie osiadł na laurach i bardzo szybko wziął się za pisanie kolejnej, większej powieści, która planowana jest także na trzy tomy. Właśnie jestem świeżo po lekturze pierwszego z nich - Umrzesz kiedy umrzesz. Zapraszam do krótkiej opini.
Człowiek nie może zmienić swojego przeznaczenia. Rzuć się więc w wir bitwy, bo możliwości są tylko dwie: albo czeka cię chwała zwycięzcy, albo zasiądziesz do stołu Odyna, gdzie rychło wychylisz kielich z przodkami. A przynajmniej tak to widzi lud Finna. Natomiast sam Finn wolałby przeżyć. Gdy jego wioska zostaje zmasakrowana przez wrogą armię, Finnbogi zwany Zbukiem oraz grupka przyjaciół i niezupełnie-przyjaciół ruszają w drogę, która wiedzie ich przez nieprzyjazną i niebezpieczną krainę. Aby przeżyć, Finn musi być dzielny i waleczny jak nigdy dotąd.
Historie o Wikingach są aktualnie na czasie. Znakomity serial Vikings rozbudził na nowo legendy o tych mężnych wojownikach, a współcześni mężczyźni, owładnięci ogniem zimnej Skandynawii dzielnie zapuszczają zarost, dążąc do fizycznego i mentalnego obrazu wojownika. Wydawać by się mogło, że opowieści o Wikingach z reguły muszą być brutalne, poważne, pełne mistycyzmu i wartkiej akcji. Angus Watson jednak pokazał ich świat w nieco innych kolorach - swoją twórczość umiejscowił w zamierzchłych czasach Ameryki Północnej i zestawił naszych rdzennie Północnoeuropejskich mocarzy z Indianami.
Jak prezentuje się książka? Czekałem na pewno na coś podobnego do Czasu Żelaza, bo chociaż nie była to jakaś znakomita i porywająca historia, to jednak miała w sobie dużo oryginalnego pomysłu, a sam będąc na fali serialowych Wikingów. jakoś polubiłem ich tamtejsze przygody, chociaż obraz ich, był całkowicie inny. Pomysł Watsona na powieść rozbudziła nadzieję na bardzo dobrą książkę, jednak muszę przyznać, że jest ona dość średniawa. Czta się ją troszkę ciężko, w moim odczuciu dzieję się tak dlatego, że wykreowane postacie ukazane są w sposób bardzo schematyczny i prosty. Ten sam problem mają dialogi - są do bólu prostackie, pełne wularyzmów. Oznajmiają czytelnikom, wręcz krzycząc, że bohaterowie to mało rozwinięta kultura, która rządzi się dość prymitywnymi prawami. Nie uważam, że niegdyś tak nie było, aczkolwiek uważam, że cały tamtejszy świat był dziki i pierwotny, ale to przecież powinno dodwać powagi całości i budować klimat bardziej mroczny, niż komiczny, jak w mojej ocenie wyszło naprawdę.
Umrzesz kiedy umrzesz, to książka, od której nie pownniśmy wymagać czegoś więcej. Jest to powieść ciekawa głównie ze względu na pomysł na fabułę, zestawienie dwóch całkiem fajnych kultur i dość sprawne poprowadzenie całej akcji. Jeśli jednak przeanalizować postacie i dialogi, to jest całkiem średnio. Uważam, że dobrze wykreowani bohaterowie, to połowa sukcesu dobrej ksiażki, tutaj mi tego zabrało, więc ocena jest, jaka jest.