Rezultaty wyszukiwania dla: bajka

czwartek, 08 październik 2020 12:07

Uściski

W Polsce mamy doprawdy wielu fantastycznych pisarzy kryminału, dlatego z entuzjazmem podchodzę do debiutów tego typu. „Uściski” od razu rzuciły mi się w oczy i zaintrygowały opisem, ponieważ bardzo lubię motyw odkrywania tajemnic zmarłych i niepokojącą fabułę, ciągnącą za sobą kolejne śmierci, tudzież zaginięcia. Aurelia Blancard mnie nie zawiodła w żadnej z tych kwestii i – co tu dużo pisać – już wypatruję kolejnych jej powieści!

Zacznę może od tego, że poza wciągającą fabułą, pełną sekretów i wątkiem kryminalnym, autorka serwuje nam prawdziwą bombę emocjonalną. W dużej mierze „Uściski” są powieścią obyczajową, niemniej w tym wypadku nie uznaję tego za wadę, bowiem detektywistyczne aspekty są bardzo ładnie w całość wplecione, dzięki czemu od książki nie idzie się oderwać. Najważniejsze dla mnie było jednak to, że wykreowani tutaj bohaterowie nie byli mi obojętni i ich losy – bardziej lub mniej rozbudowane – śledziłam z przyjemnością. Zżyłam się z nimi i empatycznie podeszłam do ich problemów i rozterek, które w dużej mierze będą bliskie wielu czytelnikom. Bardzo się cieszę, że Aurelia Blancard skupiła się w swoim dziele nie tylko na głównym pomyśle, ale i całej reszcie – pięknie dopracowała historię.

W wielu miejscach powieść jest nieoczywista i zadziwia podejmowanymi tematami. W „Uściskach” pierwsze skrzypce gra nie tylko motyw „młodej samobójczyni”, ale przewija się wiele innych wątków, a każdy z nich jest warty uwagi i tka ciekawą intrygę, przeplataną ludzkimi słabościami, marzeniami, błędami i… makabrą. Muszę przyznać, że autorce udało się również nie raz mnie wzruszyć – być może dlatego, że z tekstu płynęły zadziwiająco prawdziwe emocje. Tutaj warto dodać, że książka napisana jest bajecznym językiem, dzięki czemu całość czyta się po prostu wyśmienicie. Jestem pewna, że styl Aurelii Blancard urzeknie wiele osób, bo to jak misternie skonstruowana jest ta powieść to… bajka.

Pokrótce podsumowując, „Uściski” to FENOMENALNY debiut, który aż się prosi o polecenie szerokiemu gronu odbiorców. Historia jest spójna, życiowa, zaskakująca, pełna emocji i… zmusza do refleksji, bo kryje się tu niespotykany przekaz oraz poruszone zostają aktualne problemy. Jestem przekonana, że każdy miłośnik bardziej obyczajowo-psychologicznych thrillerów będzie tą pozycją zachwycony. To jedna z tych książek, które – można rzec – mają duszę. Polecam z całego serducha i – jak wspominałam wcześniej – czekam na kolejne przepyszne twory od tej nietuzinkowej debiutantki!

Dział: Książki
wtorek, 12 maj 2020 10:08

Zwariowane opowieści

Na pewno każdy pamięta z dzieciństwa bajki o pięknych królewnach, dzielnych rycerzach, złych wilkach i zamienionych w ropuchy książętach. Bawią i uczą kolejne pokolenia i choć dziś dla dzieci ważne są również dinozaury i podróże kosmiczne, to wyżej wymienione motywy nadal znajdują się na liście ulubionych. A teraz wyobraźcie sobie bajki kompletnie pomylone, opowiedziane inaczej, przewrotne i zupełnie inne, niż te, które znamy z dzieciństwa. Oto Zwariowane opowieści. Kompletnie nieszablonowe, innowacyjnie opowiedziane historie, które gdzieś znamy, ale jednak nie w tej wersji. Bawiły zarówno małych, jak i nas. Czytałam ciągle parskając śmiechem i słysząc śmiech i prośby o jeszcze. Dawno nie spotkałam tak krótkiej i tak pełnej treści książeczki. Zwariowane opowieści otwierają drzwi do wyobraźni i kreatywności, zmieniają myślenie, pokazują, że nawet coś, co jest dobrze znane, może być opowiedziane inaczej. Pozwalają bawić się bajkami, dostrzegać furtki do zmian historii. Dodatkowo każda z nich była początkiem dyskusji o tolerancji, inności, higienie, czy zwyczajach. Bardzo wartościowa treść podana w przystępnej formie, bawi, uczy i nie może się znudzić.

Publikacja jest wpisana w kategorię wiekową od sześciu do ośmiu lat, ale starsze dzieci też nie będą się nudzić, myślę nawet, że bardziej skorzystają, wyłapią wszystkie niuanse i dostrzegą ironię sytuacji. Dla młodszych dzieci świetnie się sprawdzą, jako bajeczki do snu. Nie ma w nich przemocy, są króciutkie i proste. Książka składa się z trzynastu opowieści, więc nie będzie problemu, że ciągle trzeba czytać to samo. I choć na pewno znajdzie się jakaś ukochana, to jest większa szansa na zmianę. Co ważne, dorosłym też się będą podobać, więc wieczorne czytanie stanie się rytuałem nie do opuszczenia.

Dodatkową zachętą do sięgnięcia po Zwariowane opowieści na pewno jest okładka i ilustracje w środku. Wypukłe, błyszczące litery sprawiają, że książkę chce się ciągle oglądać, a twarda okładka zapewnia, że się przy tym nie zniszczy. Dzieciakom ogromną frajdę sprawiło oglądanie jej w słońcu. Także pastelowe rysunki bardzo im się podobały. Świetnie oddają treść, jednocześnie nie narzucając się nachalnością i nie przytłaczają tekstu.

Przepięknie wydana książka na pewno będzie trafionym prezentem dla całej rodziny. Zapewni chwile świetnej zabawy, rozerwie, ale i skłoni do przemyśleń. Moim dzieciom najbardziej podobała się bajka o wróżce walczącej o bajkową telewizję i to, że książka uczy mimochodem. Wiele razy byli zaskoczeni, a to też niełatwe w dzisiejszym świecie, w którym większość bajek jest przewidywalna. Ogromny plus za jej niezwykłość, piękno i przesłanie. Oraz za humor, bo bez niego nie byłaby tak dobra.

Dział: Książki
wtorek, 04 luty 2020 16:06

Ukryte ciała

Kochasz czytać książki? Uwielbiasz ich zapach, lubisz dotykać wysłużonych niekiedy stron? Z prawdziwą ekscytacją buszujesz na wyprzedażach garażowych, odwiedzasz likwidowane mieszkania i polujesz na zawartości biblioteczek, jesteś nawet gotowa zanurkować w śmietniku by wyciągnąć cenny egzemplarz książki opatrzony autografem autora? Wyobraź sobie teraz, że w swoim życiu spotykasz mężczyznę, który ma dokładnie takie same zainteresowania, który nigdy nie skrytykuje cię za kolejną książkę w kolekcji czy przypalony obiad, który padł ofiarą intrygującej lektury w której się zatopiłaś, zapominając o całym świecie. Brzmi jak bajka?

Jeśli twoja odpowiedź jest twierdząca oznacza to, że znalazłaś się w prawdziwym niebezpieczeństwie. Łatwo bowiem możesz stać się ofiarą takiego ideału, w postaci trzydziestoparoletniego Joe Goldberga ze Składu Książek Mooneya. Mężczyzna, który cierpliwie krąży po targach staroci, kupuje fiołki i czuwa nad swoją dziewczyną to marzenie wielu z nas, pod warunkiem jednak, że owa opieka nie zamienia się w inwigilację, zaś karą za jakiekolwiek przewinienie, które w jego pojęciu kończy miłość nie jest … śmierć.

Socjopatyczny Goldberg rozpaczliwie poszukując miłości zatraca bowiem świadomość istnienia granicy pomiędzy dobrem a złem, bez skrupułów pozbywając się kolejnych partnerek. Kiedy zaczyna spotykać się z rezolutną i oryginalną Amy, którą zatrudnił do pomocy w firmie, mogłoby się wydawać, że nareszcie spotkał ideał. Co więcej, ten ideał jest całkowicie offline, co sprawia, że mężczyzna nie musi już jak przy poprzedniej partnerce Beck śledzić aktywności na jej kontach społecznościowych czy czytać wiadomości e-mail.

Co zatem sprawia, że i tym razem się nie udaje? Kiedy Amy znika zabierając ze sobą kilka wydawniczych białych kruków, by – jak się okazuje – rozpocząć aktorską karierę, Goldberg nie może tego tak pozostawić. Wyrusza do Los Angeles planując rozliczyć się z kolejną kobietą, która okazała się życiową porażką … Jak skończy się ta opowieść? Przekonamy się sięgając po powieść pt. Ukryte ciała”, autorstwa Caroline Kepnes. Być może część czytelników doskonale zna ten tytuł, bowiem opublikowana nakładem Wydawnictwa WAB książka stała się prawdziwym serialowym hitem.

Paradoksalnie książka pojawiła się na rynku już kilka lat temu - w 2014 roku ukazała się powieść „Ty”, zaś rok później do sprzedaży trafił jej sequel – właśnie „Ukryte ciała”. I książki być może pozostałyby dla wielu nie zauważone, gdyby nie fakt, iż w 2018 roku stacja Lifetime zamówiła 1. sezon serialu „You”, z Pennem Badgleyem w roli głównej. Po powieść sięgnąć jednak mogą nie tylko miłośnicy serialu (czy odtwórcy postaci Goldberga), ale wszyscy lubiący osobliwych bohaterów, pod warunkiem że są uodpornieni na wulgaryzmy, czy stwierdzenia typu „olewamy was ciepłym moczem, gówno nas obchodzi, co o nas myślicie (...)”.

Nie oglądałam serialu, ale jestem przekonana, że nie zmieniłby on mojego zdania o książce, która okazała się dość mocno rozczarowująca. Psychopatyczny Goldberg wciąż wypada ze swojej roli „miłego faceta”, zniechęcając swoimi porównaniami czy komentarzami. Więcej w nim nieogarniętego i żałosnego mordercy niż mężczyzny, który był w stanie spotykać się z kimkolwiek, zaś nieustanne wspominanie o kubku z moczem w domu Salingerów ostatecznie przekreśla go jako partnera. Nie znajduje w nim owego socjopatycznego uroku, o którym tak głośno się mówi, podobnie jak nie znajduje w książce większych emocji. Nawet świadomość, że mamy do czynienia z wielokrotnym mordercą nie robi wrażenia, tak naprawdę nie intryguje nawet fakt, iż Joe wyrusza śladem Amy, zaś pytanie, czy ją odnajdzie i jak się zakończy opowieść nie budzi dreszczyku emocji. To po prostu kolejna książka, o której zapomina się zaraz po przeczytaniu...

 

Dział: Książki
sobota, 11 styczeń 2020 12:29

Spełnienia/Niespełnienia 2019

Coś się kończy, coś się zaczyna… Początek roku to czas podsumowań – zarówno tych życiowych, jak i kulturalnych. Fajnie tak usiąść, pomyśleć, wybrać książki najlepsze, najgorsze, spojrzeć wstecz na poprzedni rok. Recenzneci Secretum, Dużego Ka i Papierowych Motyli specjalnie dla czytelników wspomnieli o najlepszych i najgorszych książkach, jakie mieli okazje przeczytać w minionym roku. Co osoba to inny gust, więc tytułów również znajdziecie sporo. Może wpadnie wam coś w oko?

Dział: Miszmasz
sobota, 15 czerwiec 2019 15:40

Nazywają mnie śmierć

Czy to możliwe, by płatny zabójca miał na swoim sumieniu blisko 500 ofiar i nadal cieszył się wolnością? Tym bardziej, że jego imię i nazwisko zostało ujawnione w fabularyzowanym reportażu, wydanym w kilku językach? Okazuje się, że tak.

Klester Cavalcanti, brazylijski dziennikarz śledczy, wielokrotnie nagradzany zarówno w swojej ojczyźnie, jak i na świecie, postanowił opowiedzieć historię Julia Santany, obecnie liczącego ponad sześćdziesiąt lat byłego rewolwerowca. Zbieranie materiałów zajęło mu siedem długich lat. W tym czasie prowadził niezliczone rozmowy z Santaną i osobami, z którymi na przestrzeni las skrzyżował on swoje drogi.

Ta opowieść miała olbrzymi potencjał. Już sam opis elektryzuje, zwłaszcza gdy staje się oczywiste, że to nie fikcja literacka, a rzeczywistość. Gdy dotrze do nas, że w XXI wieku, w dobie powszechnej infiltracji i teoretycznie nieograniczonych możliwości, można bezkarnie zamordować setki osób i nie ponieść za to żadnych konsekwencji. Przynajmniej prawnych, bo te moralne to już zupełnie inna bajka. Widząc książkę w zapowiedziach, wiedziałam, że muszę ją przeczytać i prawdopodobnie właśnie przez wysokie oczekiwania, lektura okazała się rozczarowaniem.

Historia Julia rozpoczyna się, gdy jest on zaledwie siedemnastoletnim chłopakiem, który mieszka wraz z rodziną w jednej z niemalże odciętych od świata amazońskich wiosek. Nie dochodzi tu prąd, a ludzie żyją praktycznie z dnia na dzień z tego, co uda im się upolować bądź wyrwać ziemi. W tym czasie głowę Julia zaprząta śliczna dziewczyna z sąsiedniej wioski i myśli o założeniu rodziny. Ma jednak pecha, ponieważ jego wujek, któremu bezgranicznie ufa, ma wobec niego inne plany. To właśnie on wciąga chłopaka w świat, w którym jednym strzałem można zapewnić rodzinie byt na cały kolejny miesiąc.

Lektura książki uświadamia kilka rzeczy, o których ludzie na co dzień nie myślą, bądź też wolą się nad nimi nie zastanawiać. Po pierwsze, nadal są na świecie regiony, gdzie ludzie dosłownie egzystują, a nie żyją. Gdzie dostęp do bieżącej wody, gazu i prądu to luksus, a niepewność jutra to chleb powszedni. Po drugie, ludzkie życie bywa wyceniane za marne grosze, a niektórzy są gotowi zamordować na błahostkę, która innych nie sprowokowałaby nawet do wszczęcia kłótni. Po trzecie, bliskie związki policji z przestępcami zdają się niewiarygodne, a jednak to właśnie przedstawiciel prawa skontaktował autora reportażu z jego bohaterem. Czyli znał go, był świadomy popełnionych przez niego zbrodni, a jednak w jego sprawie nie toczyło się, a nie toczy żadne postępowanie. Przypomnę, mężczyzna ma na sumieniu blisko 500 ofiar.

Co więc nie zagrało, skoro historia życia takiego człowieka to praktycznie materiał na gwarantowany bestseller? Trzy rzeczy. Cavalcanti postanowił nie tyle przedstawić poznane akty, a stworzyć z nich fabularyzowaną historię – z dialogami, wewnętrznymi przemyśleniami bohatera, itd. Zrobił to jednak w suchym, pozbawionym emocji stylu, który nie pozwala wczuć się w czytaną opowieść. Przede wszystkim jednak rzuca się w oczy raczej pobieżne potraktowanie tematu, co przy siedmioletnim okresie zbierania materiałów zakrawa na absurd. Czytelnik ma szansę poznać młodość i okoliczności pierwszych popełnionych przez Santanę zbrodni, jego krótką, lecz traumatyczną współpracę z wojskiem i… przeskakuje do zakończenia „kariery” płatnego zabójcy. Przedstawione zlecenia są potraktowane raczej ogólnikowo i jest ich zaledwie kilka. Książkę można przeczytać w dosłownie dwie godziny i to nie ze względu na to, że tak wciąga, ale z powodu jej objętości.

Czy warto więc sięgnąć po Nazywają mnie śmierć? Mimo rozczarowania formą, myślę, że tak. Wbrew pozorom nie jest to bowiem historia wyrafinowanego zabójcy, który niczym filmowy geniusz zbrodni wodzi wszystkich za nos. To przygnębiająca opowieść o prostym człowieku, który padł ofiarą naiwności i okoliczności, które postawiły na jego drodze człowieka, który miał go wprowadzić w lepszy świat, a skazał na moralne bagno. Paradoksalnie, mimo popełnionych zbrodni, Julio Santana wzbudza współczucie i litość. A może jego geniusz tkwi w tym, że właśnie w ten sposób potrafił przedstawić swoje dzieje?

Dział: Książki
czwartek, 23 maj 2019 21:05

Cień - zapowiedź

Qole Uvgamut jest najlepszą poławiaczką cienia, substancji, która stanowi tajemnicze źródło energii.
Do załogi statku poławiaczy dołącza Nev. Nikt nie wie, że to dziedzic arystokratycznego rodu. Występuje w przebraniu, aby zdobyć zaufanie Qole i wykorzystać jej niezwykłe zdolności.
Wkrótce okazuje się jednak, że nie tylko Nev i jego krewni mają plany wobec dziewczyny. Rywalizujący ród również chce dopaść dziewczynę, ale w przeciwieństwie do Neva nie zamierza przebierać w środkach.
Po wymknięciu się z rąk wroga Quole zgadza się polecieć z Nevem do siedziby jego rodu i poddać się badaniom nad cieniem. Okazuje się jednak, że ród Dracorte’ów nie ma czystych intencji.

Dział: Książki

ZAPRASZAMY NA WARSZAWSKIE TARGI KSIĄŻKI

STOISKO WYDAWNICTWA JAGUAR NR 55/D8

SPOTKANIA Z AUTORAMI:

Justyna Drzewicka pt. 24.05 12-13 stoisko
Milena Wójtowicz sob. 25.05 11-12 stoisko
Ałbena Grabowska sob. 25.05 12-13 stoisko
Anna Lewicka sob. 25.05 13-14 stoisko
Pola Rewako sob. 25.05 14-15 stoisko
Taran Matharu sob. 25.05 15-16 sala spotkań LONDYN C
Taran Matharu sob. 25.05 16-17 stoisko

poniedziałek, 06 maj 2019 15:10

Tropiciel

„Tropiciel” Pauliny Hendel to drugi tom cyklu „Zapomniana Księga”, tworu znakomicie łączącego mitologię słowiańską z motywem apokalipsy w czasach współczesnych. Ku mojej radości, kontynuacja okazała się lepsza od „Strażnika”, niemniej i tak posiada kilka dość poważnych wad oraz niespójności. Mam nadzieję, że zostaną one wyjaśnione w kolejnej części, w innym wypadku będę bardzo zawiedziona…

Zacznę od tego, że postaci w tym tomie są mniej irytujące, jednakże ich kreacja zdaje się być bez zmian. Wciąż wypadają dość blado – jedynie główny bohater nabrał charakteru i nieco się rozwinął. To z pewnością zasługa tego, że poznajemy jego przeszłość, niemniej w tym wypadku absolutnie nie rozumiem motywu z zapomnieniem w pierwszym tomie. Nie pojmuję również, dlaczego reszta postaci nie została w żaden sposób urozmaicona. Podobnie sytuacja ma się ze stworami, które zdawały mi się tym razem bardziej śmieszne niż straszne, a walki z nimi – no cóż – to zdecydowanie najbardziej żenująca i niedopracowana część „Tropiciela”.

Zupełnie inną kwestią jest akcja powieści, która doprawdy pędzi. Autorka buduje wciągającą historię, w którą czytelnik szybko się angażuje, a lekki styl całości pozwala na efektywne skonsumowanie książki. Nie ma tutaj miejsca na zbędne opisy, a i dialogi prezentują się całkiem nieźle. Jedynie miejscami autorka używa zbyt wzniosłego języka, co przy zestawieniu ze znacznie uboższymi opisami wcześniej i licznymi powtórzeniami, wypada bardzo nienaturalnie. Niemniej, opowieść prowadzona jest niczym mroczna bajka, co naprawdę fantastycznie się czyta. I choć „Tropiciel” ma wiele wad, tak doskonałe stopniowanie napięcia, pomysłowość Pauliny Hendel oraz zaskakujące zakończenie książki, rozgrzeszają ten tytuł i sprawiają, że chcę jak najszybciej dostać w swoje ręce kolejny tom.

„Tropiciel” to udana kontynuacja interesującej serii dla młodzieży. Połączenie demonologii słowiańskiej oraz apokalipsy wypada tutaj fantastycznie i gdyby całość dopracować, cykl mógłby stać się prawdziwym fenomenem – szczególnie, że autorce nie można odmówić kreatywności oraz umiejętności tworzenia. Jednakże w tej chwili, „Tropiciel” to jedynie frapująca poczytajka, idealna na kilka wieczorów. Polecam przede wszystkim nastolatkom oraz miłośnikom nietuzinkowych kombinacji.

P.S. Do tego wydania został dodany również pierwszy rozdział „Żniwiarza”.

Dział: Książki
niedziela, 17 marzec 2019 21:32

Co w trawie piszczy

Bajki od zawsze lubiłam oglądać, nie ma znaczenia czy są bardziej lub mniej "dziecinne", po prostu oglądam niemalże każdą produkcje animacyjną. Tym razem mój typ padł na "Co w trawie piszczy". Z opisu dowiedziałam się, że poznamy pasikonika, który przemierza świat, nie goszcząc zbyt długo w wybranym miejscu. I nagle trafia na pewną łąkę, tak piękną, że decyduje się zostać, w dodatku jego serce reaguje szybszym uderzeniem, na widok pięknej pszczoły. Planuje zdobycie względów swej ukochanej i sympatii mieszkańców łąki, ale czy Tonikowi uda się osiągnąć swój życiowy cel?

Poznajemy Tonika (głosu użyczył Janusz Wituch), pasikonik dociera do pewnej łąki, od razu zachwyca się sielskością tego miejsca, spokojem i jedynym w swoim rodzaju urokiem. W dodatku poznaje pewną piękną pszczołę, jak się później okazuje Margerytka (głosu użyczyła Paulina Łaba) jest królową. Jak wiadome, jej rola w ulach jest bardzo ważna i nie może ot tak sobie wylatywać na łąkę, a właśnie tego najbardziej jej brakuje. Bycia zwykłą pszczołą, która może sobie polatać i nacieszyć urokiem wolności. Chociaż przez chwilę.

Gdy poznaje Tonika, zaczyna rozważać pewną decyzje, ale sprawa nie wygląda zbyt łatwo. W dodatku mieszkańcy łąki, nie bardzo potrafią zaufać nowemu przybyszowi. Pasikonik, za wszelką cenę chce udowodnić swoje zasługi. I trafić do serce innych pszczół, nieświadomie, albo bezmyślnie decyduje się na układ z osą Vespulą (głosu użyczyła Olga Bończyk). Jest to ogromny błąd z jego strony. A konsekwencje przysporzą wielu nieprzyjemnych wydarzeń.

Byłam bardzo pozytywnie nastawiona do tej bajki, miałam nadzieje, że ta produkcja będzie wesoła i jak wiadomo z morałem. No niestety, może i jakiś tam morał był, ale wymuszony, a całość chyba niekoniecznie wydawała się przeznaczona do najmłodszych odbiorców.

Przede wszystkim dialogi, ale i również wizerunek postaci. O ile pszczółki wyglądały jak latające beczułki, albo kulki, co jeszcze mona było znieść, tak osa Vespula, została wykreowana dosyć osobliwie, na taką osią famme fatale. Nie wiem, ale myślę, że takie za bieg był zupełnie niepotrzebny o ile grupą docelową faktycznie miały być dzieci.

Kolejna rzecz, to dialogi. Tutaj w ogóle nie umiałam stwierdzić, co miał na myśli twórca. Ponieważ całość trąciła intrygami na poziomie dorosłych ludzi. Słownictwo było dalekie do zrozumienia dla małych dzieci. I jak wspomniałam, zachowanie osy, po prostu zwaliło mnie z nóg. Ja wiem, że już mieliśmy złe królowe, które chciały odebrać życie pięknym królewną, a wszystko z zazdrości. Mimo wszystko w tamtych bajkach czuć było klimat dziecięcy, tutaj nie.

Żeby nie było, moje spostrzeżenia zostały poparte u głównych zainteresowanych - czyli dzieci. Obejrzały bez wielkiego zainteresowania, a gdy już bajka dobiegła końca, nie umiały powiedzieć czy była fajna. Po prostu kolorowa. Żarty, które miały rozbawić ani razu nie wywołały śmiechu, myślę że nie pozostaje nic więcej do dodania. Bajka "Co w trawie piszczy", nie sprawdziła się w swojej roli. Mnie samą znudziła, oglądałam byle jak najszybciej skończyć.

Nie umiem polecić tej bajki. Sama nie spędziłam zbyt przyjemnie czasu podczas oglądania, myślę, że jest sporo o wiele ciekawszych produkcji.

Dział: Filmy
piątek, 04 styczeń 2019 10:50

Marzycielki - zapowiedź

Siostrzana miłość, siła wyobraźni, dziewczęca odwaga i walka o niezależność... Jessie Burton, autorka światowych bestsellerów: Miniaturzystka oraz Muza, powraca z zachwycającą i przepięknie ilustrowaną baśnią dla tych, w których drzemie dziecko.

Dla dwunastu córek króla Alberta śmierć królowej Laurelii oznacza nie tylko utratę matki. Decyzją ojca dziewczęta zostają objęte ścisłą ochroną. Odbiera się im ukochane lekcje, przedmioty, i – co najważniejsze – osobistą wolność.

Dział: Książki