Rezultaty wyszukiwania dla: Zysk i ska
Jakby nikogo nie było
XX wiek był bez wątpienia tym, który przyniósł najbardziej krwawe żniwo konfliktów zbrojnych prowadzonych na nieznaną wcześniej skalę. I o ile o obu wojnach światowych powiedziano już niemal wszystko, co powiedzieć się dało, skatalogowano je, opisano oprawców i ofiary, o tyle pozostaje wiele konfliktów, których osąd wciąż wzbudza kontrowersje. Należy do nich wojna w Bośni i Hercegowinie, podczas której doszło do masakry w Srebrenicy – i tego właśnie ludobójstwa dotyczy oparta na faktach powieść Marco Maginiego.
„Jakby nikogo nie było" to fabularyzowana historia procesu jedynego żołnierza serbskich oddziałów paramilitarnych, który przyznał się do winy przed Trybunałem Haskim - Dražena Erdemovicia. W krótkiej powieści Maginiego opowieść o wojennych przejściach pół-Serba, pół-Chorwata splata się z relacją Dirka, żołnierza sił pokojowych ONZ, tzw. Błękitnych Beretów, a także z zapisem wątpliwości hiszpańskiego sędziego, członka Trybunału. Trzy przeplatające się narracje, trzy punkty widzenia na to samo zdarzenie – i trzy osądy, z których żaden nie jest do końca pewny. Włoski autor pokazuje, jak bardzo różnią się spojrzenia na bałkańską wojnę domową – i że jednoznaczne uznanie Serbów za jedynych winnych to tak naprawdę droga donikąd, wyrok wydany wyłącznie dla uspokojenia sumień.
Książka liczy raptem 240 stron, na których Magini zaledwie szkicuje sytuację, skupiając się na emocjach towarzyszących każdemu z prowadzonych przez niego bohaterów bardziej niż na faktach czy dokładnych opisach wojennych działań. Charakterystyki głównych postaci są podane między słowami, mimochodem, dla podkreślenia, że tak naprawdę nie mają żadnego znaczenia dla fabuły. Romeo González mógłby być jakimkolwiek sędzią, Dirk – jakimkolwiek żołnierzem ONZ, a Dražen – jakimkolwiek uczestnikiem działań wojennych. Kogo widzimy w istocie? Nie wyróżniających się w tłumie bohaterów, tylko targanego zrozumiałymi wątpliwościami przedstawiciela wymiaru sprawiedliwości, cudzoziemskiego żołnierza, który dusi się atmosferą nieswojej wojny (i w pewien sposób pogardza wszystkimi stronami konfliktu jako obcymi, gorszymi), oraz młodego męża i ojca, zaciągniętego na front wbrew woli, zbyt wrażliwego i nieprzygotowanego na okrucieństwa wojny, a jednocześnie zdeterminowanego, by przetrwać za wszelką cenę.
W „Jakby nikogo nie było" nieśmiało pobrzmiewa kontrowersyjna teza: to, co znamy jako bohaterstwo, to tak naprawdę egoizm. Jeden z sędziów Trybunału wykazuje się odwagą i wyraża odmienne stanowisko – by zaprzepaścić swoje starania przez pychę. Okazuje się, że proces Erdemovicia traktuje on jak pole do popisu, zyskania uznania tłumów i zaspokojenia własnej próżności. „Bohaterskie" działania Dirka prowadzą do nieuchronnej klęski. Z kolei to, co mogłoby być bohaterstwem w przypadku Dražena – odmowa wykonania rozkazu i dokonania egzekucji bośniackich Muzułmanów – zostaje zdemaskowane jako egoizm. Jeśli nie on, ktoś inny pociągnąłby za spust, a heroizm jednego żołnierza spowodowałby tylko przedłużenie agonii przyszłych ofiar. Dražen zostałby bohaterem wyłącznie we własnych oczach, ponieważ w żaden sposób nie mógł zatrzymać wojennej machiny.
Gdy czytałam powieść Maginiego, takie postawienie istoty bohaterstwa wydawało mi się szukaniem prostych odpowiedzi na trudne pytania. Chociaż mój stosunek do bośniackiego konfliktu różni się od opinii wielu przedstawicieli zachodniej cywilizacji, irytowało mnie, że jedyna pozytywna postać „Jakby nikogo nie było" to właśnie skazany żołnierz serbskiego oddziału. Maginiemu nie wystarczył dramatyzm prawdziwej sytuacji, musiał dodać swojej powieści hollywoodzkiego posmaku: przedstawić męki Dražena, „obcego" wśród „swoich" żołnierzy, bezwzględnie zachowującego człowieczeństwo i reagującego fizycznym niedomaganiem na postępowanie wbrew sobie... Czy da się tak zachować na wojnie? Czy ten lukier jest potrzebny? Książka zdaje się krzyczeć: „Słuchajcie, ten chłopak jest niewinny, on nie chciał źle, to świat jest zły! Nie skazujcie go za to!" – zupełnie jak jeden z powieściowych sędziów Trybunału. A jak wiemy z motta „Zniewolonego umysłu" Miłosza: „Taki, co mówi, że ma 100 procent racji, to paskudny gwałtownik, straszny rabuśnik, największy łajdak".
Męczyły mnie te wątpliwości bardzo długo – aż przypomniałam sobie podstawową rzecz. Magini nie zamierzał pisać reportażu. To tylko powieść oparta na faktach. To powieść, która ma za zadanie pokazać drugą stronę medalu, tę zazwyczaj pomijaną przez Zachód. Sądzę, że Magini chciał pokazać, że czasem czarne to tak naprawdę białe, a białe – czarne, i podobnie jak jego ideowi oponenci posłużył się uproszczeniem. Czy możemy go za to osądzać?
Ja nie potrafię.
„Jakby nikogo nie było" to napisana prostym językiem powieść o skomplikowanych sprawach. Krótka historia długiego konfliktu. W przystępnej formie opowiada o tragedii, której pamięć wciąż jest żywa nie tylko na Bałkanach – i mimo wszystko unika popadania w banał. Może tłumaczenie mogłoby być lepsze (cierpiałam z powodu nadmiaru zaimków), ale nadal trzyma poziom, na który nie powinno się narzekać. Polecam tę książkę wszystkim, którzy szukają dobrego i bardzo autentycznego tekstu o wojnie. Tylko najlepiej weźcie wolne na czas lektury, bo nie gwarantuję, że po skończeniu „Jakby nikogo nie było" będziecie w stanie wrócić do pracy.
Przesprzedaż "Blood Rage"
Rusza przesprzedaż gry planszowej "Blood Rage", która szturmem zdobyła serca graczy na całym świecie. W przeciągu kilkunastu miesięcy została obsypana licznymi nominacjami do wielu nagród.. Możecie wybrać spośród dwóch modeli przedsprzedażowych.
Spotkanie z Magdaleną Kubasiewicz
W poniedziałek 9 maja o godzinie 12:00 obędzie się spotkanie z Magdaleną Kubasiewicz. Autorką powieści "Spalić wiedźmę".
Fragment: "Inwazja na Tearling"
Rozdział 1
Hall
Było niemal pewne, że druga inwazja Mort będzie wyglądała jak rzeźnia. Po jednej stronie stała pierwszorzędna armia mortmesneńska uzbrojona w najlepszą broń, jaką widział Nowy Świat, dowodzona przez człowieka, który nie zawaha się przed niczym. Po drugiej stro- nie stała armia tearlińska: czterokrotnie mniejsza, uzbrojona w tanie żelazo, które nie wytrzymałoby uderzenia solidnej stali. Szanse Tear- lingu nie były niewielkie. Były katastrofalnie małe. Nikt nie widział możliwości ucieczki przed tragedią.
Wydawnictwo Jaguar zapowiada "Gen Atlantydzki"
„Gen Atlantydzki" to pierwsza cześć trylogii „Zagadka pochodzenia". Powieść sprzedała się w ilości ponad miliona egzemplarzy, przetłumaczona została na 20 języków, a w krótce zostanie zekranizowana.
PYRKON - spotkanie z Robertem Cichowlasem
8 kwietnia rusza tegoroczna edycja Festiwalu Fantastyki Pyrkon. 9 kwietnia na stanowisku wydawnictwa Zysk i S-ka będziecie mogli spotkać się z Robertem Cichowslasem.
"Pożar" Brandona Sandersona już w sprzedaży
4 kwietnia na półki sklepowe trafiła druga odsłona cyklu Mściciele, powieść "Pożar" Brandona Sandersona.
Patronat: "Remedium" Suzanne Young
Już 13 kwietnia nakładem wydawnictwa Feeria Young oraz pod patronatem medialnym Secretum ukaże się ostania część Programu autorstwa Suzanne Young, Tom 0 został zatytułowany :Remedium" i to w nim uzyskamy odpowiedzi na piętrzące się pytania. Tutaj odkryjemy zakończenie historii. Gotowi na wielki finał?
The Witch Hunter. Łowczyni.
Mając szesnaście lat każdy z nas -powoli, krok za krokiem- wchodzi w dorosłość, strefę, która tak intrygowała przez wiele lat. Ten wiek to być może pierwsze towarzyskie spotkania, imprezy, kontakty z innymi ludźmi. A teraz przenieśmy się w czasy średniowiecza, czasy, gdy przyszło żyć Elizabeth Grey. Mimo filigranowej figury, łagodnej twarzyczki i zaledwie szesnastu lat na karku ta dziewczyna widziała więcej zgonów, niż niejeden starzec, dobiegający setki. Dlaczego? Otóż ta na pierwszy rzut oka nastolatka jest łowczynią czarownic, należącą do gwardii króla Malcolma. Jej codzienność wypełniona jest polowaniami na ludzi oskarżonych o stosowanie magii, zabijaniem dziwnych stworów, oglądaniem wzbijających się do nieba płomieni, słuchaniem krzyków palonych na stosach oskarżonych. Ale jak każda nastolatka Elizabeth ma swoje marzenie- dopaść największego maga w Anglii, Nicholasa Perevila.
Los jednak uwielbia płatać ludziom psikusy, więc przez pewien zbieg okoliczności to właśnie Elizabeth zostaje oskarżona o korzystanie z magicznych zaklęć. Wtrącona do więzienia, z którego nie da się uciec, oczekuje na pomoc najlepszego przyjaciela, Caleba. Na ratunek przybywa ktoś zupełnie inny- ktoś, kogo łowczyni nigdy by się nie spodziewała. I od tej pory musi zweryfikować swoje poglądy na niemal wszystkie kwestie, które dotychczas stanowiły podstawę jej lojalności.
The Witch Hunter. Łowczyni. to pozycja, która intrygowała mnie od chwili, w której ujrzałam okładkę. Czytając opis od wydawcy zaciekawiła mnie jeszcze bardziej, gdyż lubię książki osadzone w czasach średniowiecza, a do tego dotyczące czarownic, palenia na stosie, etc. Decyzja o przeczytaniu literackiego dziecka pani Boecker była jedną z najlepszych decyzji literackich, jakie do tej pory podjęłam w tym roku.
Autorka nie bawi się z czytelnikiem w czułe słówka, nie wprowadza nas delikatnie w wykreowany przez siebie świat; od razu stajemy się świadkami płonących stosów, a także tego, jak wygląda aresztowanie ludzi posądzonych o korzystanie z magii. Dostajemy bardzo dokładny i dynamiczny opis walki, od pierwszych stron książki coś się dzieje. Jednocześnie pani Boecker pokazuje nam drugą, ludzką twarz łowców, przenosimy się wówczas do baru u Joego, gdzie spędzają czas, jesteśmy świadkami ich rozmów. Dzięki temu, iż narratorem jest sama Elizabeth Grey, możemy poznać jej myśli, uczucia, a ponadto widzimy świat jej oczami. Trzeba przyznać, iż dziewczyna (mimo krwawego fachu) nie jest aż tak bezwzględną morderczynią, jak jej kompani. Czasem drgnie jej serce, zaś przysłuchiwanie się krzykom płonących nie należy do jej ulubionych rozrywek.
Podczas lektury myślałam, że wiem o pannie Grey już wszystko, a autorka zajmie się raczej opisem wypełnienia pewnej misji. Ha, jakże się myliłam! Już, już wydaje się, że oto spada ostatnia zasłona z przeszłości łowczyni, a tu... cóż, okazuje się, że istnieje kolejna. To jak obieranie cebuli, warstwa po warstwie. Elizabeth należy do tego typu bohaterek literackich, których nie da się nie lubić; jest wyszczekana, waleczna, dumna i przede wszystkim lojalna, choć -jak się okazało- niektórzy korzystają z owego oddania w złym celu. I jak zapewne każda dziewczyna oddała swe serce komuś, kto towarzyszył jej od najmłodszych lat- Calebowi. Jednakże Elizabeth zostaje oskarżona, Caleb nie rusza jej na ratunek niczym rycerz na białym koniu, a mydlana bańka dziewczęcych uczuć w końcu pęka. Czas pokazuje, kto jest ogarnięty manią panowania, a kogo tak naprawdę można uważać za przyjaciela. O ironio, to w osobach uważanych za największych wrogów króla, a tym samym i swoich, dziewczyna odnalazła prawdziwych sprzymierzeńców.
The Witch Hunter. Łowczyni. jest książką, którą czyta się bardzo szybko i za żadne skarby nie chce się jej odkładać na stolik nawet na minutę. Wartka akcja, ciekawi bohaterowie i opisy kolejnych zadań czy potyczek bitewnych sprawiają, że z łatwością można wczuć się w dany moment, niemal poczuć smród dogasających stosów. Wbrew pozorom to nie jest lekkie czytadło, napisane tylko po to, by wątek miłosny przebił się na pierwszy plan i całkowicie pochłonął myśl przewodnią, nie. Owszem, jest miłość, ale to nie ona jest tu najważniejsza. Najważniejsza jest wolność i życie pewnego maga...
Refleksja na koniec? Z niecierpliwością czekam na kolejne tomy. Także Was zachęcam do sięgnięcia po tę nietuzinkową lekturę. Zapewniam, że Was nie zawiedzie.
Zające na łące
Seria „Dr Knizia poleca” to gry przygotowane przez jednego z najbardziej znanych autorów, doktora matematyki Reinera Knizię. Do tej pory stworzył blisko 600 tytułów, które zostały przetłumaczone na ponad 50 języków, a wiele z nich zdobyło liczne nagrody i wyróżnienia.
Wiek: 6+
Liczba graczy: 2-4 osób
Czas gry: ok. 20 minut
Cel i fabuła
Po planszy kicają kolorowe zające, które mają ogromną ochotę na zjedzenie kilku marchewek. Wraz z każdym zdobytym warzywem gracze zyskują kolejne punkty. Grę wygrywa osoba, która uzyska największą ich ilość.
Strona wizualna
Gra jest śliczna, kolorowa, a jej elementy zostały starannie wykonane. Również instrukcja jest niezwykle prosta i przejrzysta. Myślę, że „Zające na łące” mogą być idealnym prezentem od Zajączka Wielkanocnego. Pod względem oprawy graficznej gra jest naprawdę czarująca.
Przygotowanie
Planszę rozkładamy na środku stołu, przed nią ustawiamy wszystkie zające. Każdy gracz losuje jedną z sześciu płytek zajęcy i nie pokazuje jej innym. Karty ruchu tasujemy i tworzymy z nich zakryty stosik, na początek gracze dobierają po cztery. Z dziewięciu żetonów dużych marchwi losujemy trzy i układamy w wyznaczonych miejscach na planszy. Dwa małe żetony marchwi układamy na planszy przy torze. Znaczniki punktów kładziemy na stole cyframi do góry.
Przebieg rozgrywki
Gra trwa trzy rundy, a każda z nich przebiega w podobny sposób. W swojej turze każdy kolejny gracz wykłada kartę ruchu z ręki i wykonuje przedstawione na niej działanie (opis kart znajduje się na końcu instrukcji), odkłada kartę na stos kart wykorzystanych i dobiera nową, zabiera marchew jeżeli jako pierwszy skończy ruch na polu z małą marchwią. Jeżeli natomiast dotrze do stosów marchwi zając umieszczany jest na pierwszym wolnym stosie od lewej strony. Runda kończy się w momencie gdy trzeci z zajęcy dotrze do stosu marchwi. Wówczas gracze odkrywają leżące przed nimi płytki z kolorami zajęcy i zdobywają punkty zależnie od tego jaka cyfra znajduje się na stosie na którym stoi jego zając. Przebieg rundy powtarzany jest jeszcze dwukrotnie.
Wrażenia
Gra jest genialna w swojej prostocie. To wyścig, który nie jest wyścigiem. Rozgrywka z pewnością rozwija zdolność dedukcji u najmłodszych graczy. Przyznam szczerze, że do gier Dr Knizia podchodzę dość sceptycznie - są dla mnie zazwyczaj zbyt matematyczne lub wręcz takie, do grania w które wystarczyłby ołówek i kartka papieru. W tym wypadku jednak zającami jestem zachwycona - zarówno pod względem mechaniki gry jak i oprawy graficznej.
Podsumowanie
„Zające na łące” to prosta, szybka gra, w której dziecko doszkala swoje zdolności matematyczne oraz umiejętność logicznego myślenia. Jest niewielkich rozmiarów, wesoła i ładna pod względem graficznym. Może się także poszczycić przystępną ceną. Polecam każdemu kto ma ochotę pograć w coś z dzieciakami.