Rezultaty wyszukiwania dla: Wydawnictwo RM
Nie w inność
"Nie w inność" to zbiór opowiadań z pogranicza horroru i science fiction z domieszką post-apokalipsy.
Synowie światłości
– Esseńczycy byli stronnictwem religijnym, tak jak faryzeusze i saduceusze. Ale w przeciwieństwie do nich działali… dyskretnie.
– Czyli co? Chodzili w kapturach i chowali się po piwnicach? – zapytała z ironią.
– Nie bądź śmieszna, Kate – odpowiedział jej Oliver – po prostu woleli nie bratać się zbytnio z innymi. Jakby się nad tym zastanowić, można to uznać za zaletę… – przerwał na chwilę, po czym dorzucił:
– Trzymali się cienia, mimo że sami nazywali siebie Synami Światłości.
Zabierając się za czytanie „Synów Światłości” Tomasza Serzysko spodziewałam się fajnej, lekkiej historii przygodowej podsyconej realnymi historycznymi faktami. I można powiedzieć, że to dostałam, ale jednocześnie w pakiecie autor sprzedał mi wielki czytelniczy zawód. Bo „Synowie światłości” to książka oczywista, przewidywalna, w której jeden absurd goni kolejny i która według mnie, niestety, jest stratą czasu. Szkoda, bo zapowiadało się tak dobrze.
Ale zacznijmy od początku. Książka zaczyna się w momencie kiedy Olivera Monroe – głównego bohatera powieści – spotyka bardzo dziwny dzień. Najpierw jeden nadgorliwy student wręcza mu gazetę z dziwnym artykułem na temat Jezusa, a następnie pojawia się dziwny jegomość proponujący mu wyprawę życia, która ma wpłynąć na jego karierę. Nasz profesor w początku się opiera, ale w końcu ulega pokusie. W końcu jest zmęczonym życiem młodym wykładowcą. W jego wyprawę wplątuje się jego przyjaciółka – również wykładowczyni – Kate. Razem próbują rozwikłać tajemnice esseńczyków, tajnego stowarzyszenia, które miało posiąść Prawdę absolutną.
Brzmi nieźle prawda? Też mi się tak wydawało. Jednak wszystko psują wcześniej wspomniane absurdy. Helikopter podlatujący pod okno wysokiego budynku? Czemu nie? Kto by się przejmował, że przy tej odległości, to jednak śmigło mogłoby się nie zmieścić? Już pomijam spostrzegawczość głównych bohaterów, którzy helikopter zauważyli dopiero kiedy był pod oknem. Jakby nie powinno było go słychać już od dawna. Kolejna sprawa - 10 minut na zakup biletu i przejście odprawy na jerozolimskim lotnisku? Żaden problem. Przecież na pewno nikt nie nabierze podejrzeń wobec cudzoziemców wręcz przelatujących przez lotnisko? I ja rozumiem, że autor chciał żeby sytuacja wyglądała trochę bardziej dramatycznie, no ale to było lekko nierealne. A chyba chociaż jakieś śladowe ilości realizmu powinny się znajdować w takiej książce?
I może można byłoby to wszystko przeboleć, gdyby nie płytkość głównych bohaterów. Miałam wrażenie, że oboje są tacy sami, że właściwie różnią się tylko płcią. Nieporadni, kompletnie zagubieni w tym co robią i jeśli mam być szczera to jakoś tak, strasznie mało inteligentni jak na wykładowców akademickich. Odniosłam wrażenie, że te postacie zostały napisane na kolanie, bez jakiegoś większego pomysłu, byle by byli i byle by w jakiś sposób wpasowali się w historię.
Gwoździem do trumny jednak tej książki było coś innego. Było zakończenie historii, które zostało żywcem ściągnięte z jednego filmu przygodowego. Nie będę spoilerować i zabierać wątpliwej przyjemności z czytania, jeśli ktoś się skusi, ale mnie osobiście jako czytelnika mocno to uraziło.
Labirynt Fauna
Mroczna i nastrojowa, bogato ilustrowana baśń oparta na nagrodzonym trzema Oscarami filmie Guillermo del Toro.
Guillermo del Toro, zdobywca Oscara za najlepszy film za "Kształt wody", wraz z Cornelią Funke, autorką bestsellerowych powieści "Atramentowe serce" i "Król złodziei", wspólnie stworzyli epicką i mroczną powieść fantasy dla czytelników w każdym wieku, wzbogaconą poruszającymi poetyckimi ilustracjami.
Jednookie walety
Na Ellis Island przebudziło się coś tak niebezpiecznego, że wygasiło nawet rozżarzone do białości napięcia między dzikimi kartami a ludźmi…
Wydarzenia na konwencji Partii Demokratycznej w Atlancie zniszczyły życie i kariery wielu postaci. Minęły czasy Wieży Asów oraz mody na dzikie karty, czasy współpracy między asami, dżokerami i natolami. Ich miejsce zajęły napięcia, nieufność i narastający mrok. Okrutny gang posługujący się nazwą „skoczkowie” opanował moc przenoszenia swych umysłów do ciał innych ludzi. Skoczkowie wykorzystują tę moc do aktów terroru i przemocy, po czym porzucają swe ofiary, by poniosły konsekwencje swych czynów. Ich bezlitosne plany zdobycia kontroli nad społecznością dzikich kart rozpalą na nowo konflikt między asami, dżokerami i zwyczajnymi ludźmi do nieznanych dotąd rozmiarów.
Krwawa róża - zapowiedź
Drugi – po Królach Wyldu – tom cyklu „Saga”
Żyj szybko, umieraj młodo.
Pam Hashford ma już dość pracy w podrzędnej spelunce. Gdy w mieście pojawia się owiana legendą grupa najemników prowadzona przez niesławną Krwawą Różę, Pam wykorzystuje pierwszą nadarzającą się okazję, by dołączyć do znanych awanturników jako ich bard. Oto przygoda, której tak pragnęła! Jest tu jednak mały haczyk: wyprawa równie dobrze może zakończyć się zdobyciem ogromnej sławy, jak gwałtowną i bardzo nieprzyjemną śmiercią.
Mam na imię Jutro
Ludzie zgodnie twierdzą, iż pies jest najlepszym przyjacielem człowieka; zawsze lojalny, kochający, wspierający na swój własny, zwierzęcy sposób. Nasz główny bohater wabiący się Jutro, pozornie niczym nie wyróżnia się na tle swojego gatunku. No właśnie, tylko pozornie- żyje bowiem już 217 lat, co dla zwykłego psa jest granicą nie do osiągnięcia. I praktycznie przez większość tego czasu czeka wiernie na powrót swojego ukochanego pana. Dni spędza w swojej mało przytulnej "norze" u wybrzeża Wenecji, wierząc, że w końcu na pokładzie któregoś zawijającego do portu statku znajdzie się jego najdroższy człowiek. Niestety, każdy nowy dzień staje się kolejnym rozczarowaniem, a czekanie przerywa jedynie przymus zdobycia jedzenia oraz zaczepki ze strony młodszego kolegi Sporco, ocalonego przez niego lata temu, jak również spacery pod katedrę, którą wyznaczył właściciel Jutra jako miejsce ich ponownego spotkania. Niespodziewanie psi bohater trafia na jakiś trop; jest nim Vilder, człowiek o raczej niesympatycznym usposobieniu, którego poznał wiele lat temu za sprawą swojego pana. Zresztą, tych dwóch mężczyzn łączy o wiele więcej niż wspólna tajemnica nieśmiertelności. Jutro ma wybór- albo pozostać na swoim wieloletnim posterunku, albo ruszyć w ślad za dawnym wrogiem, wciąż noszącym na sobie zapach jego właściciela.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to magnetyczna okładka; widać, że wydawnictwo włożyło wiele wysiłku w to, aby tę nietuzinkową historię upiększyć jeszcze bardziej i nakarmić czytelnicze oczy czymś więcej, niż literkami w środku. Od pierwszej chwili, w której ją ujrzałam wiedzialam, że musi być moja. I oczywiście sam fakt, że głównym bohaterem powieści jest pies o wdzięcznym imieniu Jutro, a nic tak bardzo nie przyciąga do lektury jak fakt, iż występują w niej zwierzęta (choć nierzadko w trakcie akcji umierają, przez co granica mojego wzruszenia zostaje przekroczona). Czy te wszystkie aspekty złożyły się jednak na równie fantastyczną treść?
Jutro jest już bardzo starym psem, choć patrząc na niego, nikt nie dałby mu tylu lat, ile naprawdę ma. W jego chodzie oraz zachowaniu widać jednak tę stateczność, nabywaną z upływającym czasem. Ów psi bohater za wszelką cenę chce odnaleźć pana, a mimo to przez wiele lat nie opuścił swojego "punktu dowodzenia", wierząc w obietnice człowieka. Ale czeka. A lata lecą. Chyba takim impulsem do wskoczenia na statek był widok Vildera i wieści, że on również poszukuje zaginionego mężczyznę. No i entuzjazm Sporco co do podróży w nieznane krainy, od której to wizji zupełnie nie dało się go odciągnąć. Przez chwilę nawet myślałam, że ta wrodzona rozwaga czworonoga wynika z jakiejś odrobinki strachu kryjącej się w jego sercu, ale nie. Późniejsze wydarzenia jedynie podkreśliły, jak wiele miał w sobie odwagi. Jak to mówią: "Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana".
Pan Dibben w pierwszych rozdziałach dokładnie wprowadza nas w meandry relacji między człowiekiem a zwierzęciem, zaś sam Jutro wielokrotnie przywołuje wspomnienia, dzięki czemu czytelnik z łatwością widzi tę miłość, która ich łączy. Poznajemy dokładnie zaginionego mężczyznę, to, czym się zajmuje i jak doprowadził do tego, iż obaj są nieśmiertelni. Na scenę wychodzą również jego związki z Vilderem, który mianuje się jego przyjacielem, mimo że trudno to odebrać w ten sposób. I oczywiście (bo jakby tak mogło być) ktoś umiera, a konkretniej jeden z psich bohaterów. Ten moment kompletnie złamał mi serce, ale oczywiście do takich autorskich zabiegów można się przyzwyczaić (choć ciężko jest się na tę śmierć przygotować i nie reagować łzami). Akcja toczy się szybko, szczególnie od momentu, w którym Jutro spotyka Vildera. Nie sposób się nudzić, bowiem na jaw wychodzą coraz to nowsze tajemnicze, mroczne intrygi. Vilder emanuje zawiścią, choć początkowo nie wiemy, dlaczego.
Mam na imię Jutro to piękna historia wierności i miłości, jaka rodzi się między zwierzęciem a jego właścicielem. Niejednokrotnie można natrafić na artykuły, w których opisywane są reakcje czworonogów po śmierci ich panów. One czują tak jak my i równie mocno przywiązują się do nas. Pan Damian Dibben pięknie to ukazał, podkreślając, ile lat czekał Jutro na choćby najmniejszy ślad zaginionego, z jaką rozpaczą przyjmował kolejny, fałszywy trop. Czasu spędzonego z tą książką na pewno nikt nie uzna za zmarnowanego.
Konkurs: Vice Versa
Niektórzy podpisują cyrograf, Żaneta Wawrzyniak podpisała umowę szkoleniową z PS Business Consulting. Nikt wcześniej nie wspomniał, że oprócz studiów i pracy będzie też miała dwójkę nienormatywnych mentorów. A za rogiem czekają już szamani, wilkołaki, łowcy potworów (tym razem prawdziwi!) i Złoty Cuś, którego koniecznie trzeba uratować. Tylko kto uratuje przed tym wszystkim Żanetę?
Konkurs: Saga Mrocznej Phoenix
Oficjalna powieść Uniwersum Marvela.
Przeprowadzając wahadłowiec przez potężny rozbłysk słoneczny, Jean Grey poświęca swoje życie, by uratować X-Menów. Zdarza się cud i superbohaterka się odradza.
Phoenix – jak głosi jej imię – powraca do życia, stając się jedną z najpotężniejszych istot we wszechświecie. Lecz kiedy wraz z X-Menami bierze udział w ataku na tajną organizację o nazwie Hellfire Club, pada ofiarą manipulacji, zdradza przyjaciół z drużyny i zmienia się w Czarną Królową.
Gdy moce Jean wymykają się spod kontroli, staje się jasne, że trzeba ją powstrzymać. Są tacy, którzy za wszelką cenę pragną jej śmierci; tymczasem X-Meni robią wszystko, by opanować siłę Phoenix, nie zabijając przy tym Jean. Od ich zmagań zależą losy świata.
Mistrz thrillera medycznego powraca!
Przenieś się w świat najnowszych odkryć genetyki, które dają człowiekowi możliwości, o jakich dotychczas nie mógł nawet marzyć.
The Goon. Kolekcja, tom 2
Znacie już Zbira? Jeśli nie, najwyższa pora to zmienić. Zwłaszcza że okazja jest ku temu nie lada – Wydawnictwo Non Stop Comics wznowiło komiksy z serii The Goon w kolekcjonerskim, zbiorowym wydaniu. Drugi tom właśnie za mną. I wiecie co? Jest jeszcze lepszy niż poprzedni.
W ramach krótkiego wprowadzenia, bądź też przypomnienia. Tytułowy Zbir trzyma twardą ręką pewne miasteczko. Oficjalnie jest prawą ręką i siepaczem niejakiego Labrazzio, w rzeczywistości samodzielnie sprawuje rządy i jednocześnie wymierza sprawiedliwość. Bądź też sprawia innym łupnia dla samej radości, jaką daje porządne mordobicie. Jego wiernym kompanem jest psychopatyczny Franky, lubujący się w „sprzedawaniu kos” pod żebro bądź prosto w oko. Razem stanowią duet, na który nie ma mocnych.
Tym razem Zbirowi przyjdzie zmierzyć się z nowymi przeciwnikami. Walka z Bezimiennym Kapłanem Zombie i jego armią to już niemalże przeszłość, a tłuczenie zombiaków wydaje się z perspektywy czasu przyjemną rozrywką. Miasto opanowują bowiem nowe monstra. Nieoczekiwanie zjawia się także tajemnicza cygańska czarownica, dzięki której czytelnik może poznać wreszcie bliżej tajemniczą Bellę, która przed laty złamała serce Zbira i sprawiła, że stał się on tym, kim jest obecnie.
Drugi tom składa się z siedmiu historii, opowiadania oraz szkicowników do trzech z zawartych tu zeszytów. Wszystko to jest okraszone albo słowem wstępu autora, albo też (jak w przypadku szkicowników) jego komentarzami. Najbardziej spodobały mi się opowieści zawarte w Paskudnych skłonnościach, Chinatown i Tajemnicy Pana Wiskera oraz w Cnocie i jej ponurych konsekwencjach. Są one nie tylko przesiąknięte charakterystycznym „zbirowatym” klimatem miasteczka toczonego od środka przez zgniliznę (moralną i tę bardziej dosłowną), ale też mają w sobie nutę goryczy, czasem pewnej nostalgii. Są też momenty, gdy człowieka aż ściska coś w środku. Co nie zmienia faktu, że już dwie strony później może się popluć ze śmiechu.
Już przy okazji pierwszego tomu wspominałam, że mimo mojej fascynacji Zbirem, zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to komiks, który każdemu przypadnie do gustu. Dla Erica Powella nie ma właściwie ani rzeczy świętych, ani tematów tabu. Absurd i groteska przeplatają się tu z brutalnością i grozą, a wszystko to mocno okraszone tryskającą krwią i latającymi flakami. Wśród pozornie normalnych mieszkańców miasteczka, przechadzają się istoty rodem z koszmarów, ożywione trupy i zwyrodniali degeneraci. Mamy tu gangsterskie porachunki, ale i czarną magię w jej najgorszym wydaniu.
Jestem pozytywnie zaskoczona. Drugi tom okazał się jeszcze lepszy niż pierwszy, mroczniejszy, brutalniejszy, ale i z głębszym przesłaniem. Fani Zbira będą zachwyceni, bez dwóch zdań.