Rezultaty wyszukiwania dla: Steampunk
Gwiezdny Zamek. Międzyplanetarna wystawa z 1875 roku
„Gwiezdny zamek. Międzyplanetarna wystawa z 1875 roku” (w oryginale „Le Château des Étoiles. 1869: La Conquête de l’espace") to pięknie ilustrowany komiks autorstwa francuskiego twórczy Alexa Alice. Łączy w sobie elementy steampunku, przygody i fantastyki naukowej. Niedawno nakładem wydawnictwa Egmont ukazał się w Polsce już szósty tom serii.
Komiks opowiada historię z 1869 roku, kiedy to naukowcy i odkrywcy zaczynają eksperymentować z eterycznym gazem - tajemniczą substancją, która może napędzać pojazdy i umożliwiać podróżowanie w przestrzeni kosmicznej. Główny bohater, młody Séraphin, wraz ze swoim ojcem, również naukowcem, biorą udział w tym niezwykłym przedsięwzięciu. Po tragicznej utracie ojca, Séraphin spotyka dwójkę ekscentrycznych podróżników i dołącza do nich w epickiej przygodzie, w trakcie której razem badają tajemnice kosmosu i próbują znaleźć matkę chłopca, która zaginęła podczas jednej z ekspedycji kosmicznych.
Seria wyróżnia się pięknie wykonanymi, akwarelowymi ilustracjami, które przyciągają oko i nadają opowieści bajkowy, oniryczny charakter. Styl graficzny Alice'a oddaje zarówno piękno, jak i grozę nieskończonej przestrzeni kosmicznej, ukazując majestatyczne krajobrazy i fantastyczne pojazdy steampunkowe. Fabuła jest wciągająca i pełna zwrotów akcji, a postacie są dobrze nakreślone i złożone, z indywidualnymi cechami i motywacjami. Na uwagę zasługuje również wspaniałe wydanie, na które składają się świetna szata graficzna, twarda oprawa i doskonałej jakości papier.
„Gwiezdny zamek” to komiks, który z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom fantastyki naukowej i przygody, zwłaszcza w konwencji steampunk. Jego unikalny styl wizualny i fascynująca historia sprawiają, że jest to pozycja warta uwagi dla czytelników w różnym wieku, którzy są gotowi na podróż do fantastycznego, alternatywnego świata pełnego tajemnic i niesamowitych odkryć. Mistrzowska kreska, urzekająca historia, wiarygodne postacie — to wszystko sprawia, że komiks jest naprawdę mistrzowską kreacją.
Mimo że historia nie jest trudna do śledzenia, nic w niej nie jest naprawdę proste, co sprawia, że jest to świetną lekturą zarówno dla młodszych, jak i dorosłych czytelników. Przyznam, że z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! Uważam, że ten album to prawdziwy sukces, a obok serii nie można przejść obojętnie.
Zapowiedź: Shade, Człowiek Przemiany
„Shade, Człowiek Przemiany” to dzieło przez wielu krytyków uznane za przełomowe, zarówno jeśli chodzi o niekonwencjonalne podejście do tematu superbohaterów, jak i warstwę graficzną.
Niezwykły powieściowy debiut: „Apostata” 9 marca w księgarniach
Co może wyjść z połączenia wątków zaczerpniętych z mitologii Lovecrafta oraz historycznych inspiracji i wierzeń, począwszy od starożytnych religii po XIX (ziemski) wiek? Co się stanie, jeśli taką miksturę przyprawimy szczyptą steampunku, przesączymy demoniczną grozą, a fabułę osadzimy w niespokojnych czasach, w których legitymizowany przez państwo fanatyzm religijny Cesarstwa ściera się z demokratycznym liberalizmem Republiki?
Różne oblicza Myszki Miki w interpretacji cenionych europejskich autorów
Disnejowski Miki ma różne oblicza – nie tylko humorystyczne, znane z komiksów o Myszogrodzie. Od 2016 r. francuskie wydawnictwo Glénat realizuje własne artystyczne wizje przygód Myszki Miki, powierzając je zasłużonym i docenianym europejskim twórcom. Dzięki temu mamy okazję przeczytać niezwykle oryginalne i różnorodne opowieści na nowo interpretujące przebogate uniwersum stworzone przez Walta Disneya.
Magik i złodziejka
„Czas to wielki pałac, w którym jest mnóstwo drzwi wychodzących na wszystkie strony świata, za każdymi otwiera się zupełnie nowe życie.”
Nareszcie trafiłam na książkę skierowaną do młodzieży, bazującą na klimacie fantastyki, zawierającą wiele cennych treści, materiałów do refleksji i kierunków do frapujących przemyśleń. Traktującej odbiorcę jako partnera do rozmyślań, a nie biernego odbiorcę fabuły. Anniina Mikama wciąga w coś więcej niż przygodę, niewątpliwie szalenie uroczą i ujmującą, ale również sprawia, że czytelnik zastanawia się nad różnymi aspektami rozumienia człowieczeństwa, tego, co stanowi o wyjątkowości gatunku ludzkiego w świecie zwierząt, a może nie tak unikatowego, jak nam się wydaje. Delikatnie i elegancko popycha do uchwycenia istoty życia, znaczenia duszy, definicji tożsamości i inteligencji. Zestawia człowieka i jego wytwór, samouczącą się maszynę, która dąży do naśladownictwa swego twórcy, ma marzenia, pragnienia i wątpliwości.
Przez wszystko przebijają różnorodne brzmienia emocji, od zimnych i ponurych, bolesnych i dokuczliwych, do ciepłych i wesołych, zabawnych i szczęśliwych. A gdzieś pomiędzy nimi słychać przodujące nuty empatii, zrozumienia, szacunku i akceptacji. Jestem pod wrażeniem, jak zgrabnie miesza się w oczach magii dobro ze złem, a nawet to, że w samym środku kamiennych serc można natknąć się na życzliwość, z koli centrum dobra potrafi zagrać fałszywie. Rozpisuję się o tym ujęciu powieści, ale to jej szalenie mocny atut, coś, co sprawia, że niesie wartość dodaną, tak wyczekiwaną przez kogoś, kto pragnie od książki czegoś więcej niż tylko rozrywki. Choćby wyłuskiwanie skojarzeń do „Dzielnego ołowianego żołnierzyka”, baśni Hansa Christiana Andersena, wkroczenie w wiktoriański steampunk, otulenie mechanikę czarodziejskością.
Autorka powoli rozwija nić przygody, nie spieszy się z podkręcaniem tempa, dopiero pod koniec przyspiesza, intensyfikuje intrygę, dołącza wzór sensacji i kryminalnego blasku. Pośrodku lekkie przedłużenie akcji, pozornie niepotrzebne wstrzymanie, ale właśnie tego spodziewamy się przed efektowną sztuczką magika, zwodzi wyobraźnię, pozostawia na chwilę w zastygnięciu, a potem wprawia w zdziwienie. Nie mam zastrzeżeń do koncepcji akcji, z zamysłem stworzona, ani do wspaniałego klimatu. Brakło nieco głębszej konstrukcji postaci, szkielety wyraziste, lecz mało otoczki osobowości. Narracja przyjemna i przyjazna, wzbogacona dowcipem, swobodnie niesie po intrydze, przyciąga atmosferą Helsinek z końca dziewiętnastego wieku, rozpala żar tajemnic.
Z sympatią odnosimy się do kluczowych postaci, szesnastoletniej Minie, złodziejki i sieroty, oraz utalentowanego młodego artysty Toma, genialnego wynalazcy i konstruktora maszyn. Czekamy na pojawianie się zgryźliwego i zrzędliwego staruszka, samozwańczego profesora, już sam powód przyznania sobie tytułu wywołuje uśmiech, a i polski akcent mile widziany. Drogi Miny i Toma stykają się, a później prowadzą coraz szerszym wspólnym szlakiem, ku uczciwości, zaufaniu i ciepłym uczuciom. Sztuczki magiczne w Teatrze Cudów rozpalają kreatywność Miny, chętnie włącza się w przygotowywanie repertuaru, odkrywa samą siebie, swój potencjał i zaspakaja ciekawość świata. Równocześnie podąża za niebezpiecznym tropem rodzinnej przeszłości domagającej się wyjaśnienia, zbrodni, za którą nikt nie poniósł kary. I osobliwe zjawiska w otoczeniu mieszkańców domu profesora splatają się w zagadkę, której rozwiązanie zaskakuje.
Strażnicy Starego Lasu. Tom 2. Miecz Lelka
Drugi tom młodzieżowej trylogii fantasy opartej na bestiariuszu słowiańskim.
Niepowtarzalne, w pełni oryginalne uniwersum oparte na wierzeniach słowiańskich.
Ilustracje Witolda Vargasa otwierające każdy rozdział, przedstawiające głównych bohaterów.
Skażenie
Biorąc do ręki ten cieniutki komiks z zakutym w mechaniczną, steampunkową zbroję osiłkiem raczej nie spodziewałabym się znaleźć w wiktoriańskiej Anglii. A jednak właśnie to ona jest tłem tego tomu. Ona, Sherlock Holmes i… zombie. Ale to nie wszystko, bo ktoś przecież ten zombiegenny wirus musiał wypuścić. Ktoś, kto zaraz na początku mierzy do królewskich gwardzistów na barykadach. Czy lepsza jest śmierć od spotkania z tłumem krwiożerczych zombiech czy może kulka snajpera czającego się gdzieś na londyńskich dachach? W sumie śmierć to śmierć, ale Londynu trochę szkoda...
Oto wizja nie do pozazdroszczenia dla stolicy Anglii: oto hordy nieumarłych, stworzone przez atak wirusa, pustoszą budynki, zabijają ludzi, palą pustostany. Londyn jęczy, płacze. Jednak gdzieś są jeszcze przylądki wolne od zarazy. To do nich podąża nieczynnym tunelem metra Sherlock, by dołączyć nie tylko do najważniejszych oficjeli w państwie, ale przede wszystkim ocalić miasto.
Sytuacja jest nie do pozazdroszczenia, bo nawet nie ma jak poradzić się rannego Watsona. Można liczyć tylko na spryt detektywa z Baker Street, kapitana Mycrofta i… Doktora Jekylla. Tym razem Holmes ramię w ramię z tym szalonym naukowcem będzie walczył nie tylko o Londyn, ale i o własne człowieczeństwo. Tym razem Holmes nie tylko będzie dedukował, ale i narażał własne życie i zdrowie.
Pod względem graficznym niesamowita jest nie tylko okładka projektu Ronana Toulhoata, ale jestem pod wrażeniem kreski. Sceny batalistyczne i walk są realistyczne, kuleje trochę projekt postaci po przemianie dokonanej przy pomocy szczepionki. Kadry są szczegółowe, w stonowanej kolorystyce Axela Gonzalabo. Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to błąd w podanym imieniu rysownika na okładce.
Historia pozostaje spójna, bez przestojów w scenariuszu, napięcia dawkowane w racjonalnych dozach, a te rzadkie bardziej dramatyczne chwile z Holmesem w roli głównej sprawiają, że wydaje się on być bardziej ludzkim niż był przedstawiony w literaturze. Eksperyment reżyserski Sylvaina Cordurie się zdecydowanie udał. Dzięki temu otrzymujemy świetną detektywistyczną przygodę z wątkiem batalistycznym i z zombie bez pogrążania się w fantastyce! To jest to co lubię.
Monstressa. Tom 2 : Krew
Dwa lata z rzędu Marjorie Liu i Sana Takeda zdobywały Nagrodę Hugo za najlepszą powieść graficzną (The Best Graphic Story); w 2017 za tom pierwszy Monstressy pt. Przebudzenie i w 2018 roku za tom drugi – Krew. Pierwszy tom był dla mnie niebywałym odkryciem. Był to tak naprawdę pierwszy „dorosły” komiks, który w dodatku okazał się strzałem w dziesiątkę.
Jeżeli nie czytaliście tomu pierwszego, musicie nadgonić zaległości. Świat wykreowany przez Marjorie Liu jest tak rozbudowany, że nie można w niego wskoczyć ot tak, tym bardziej, że “Monsterssa: Krew” kontynuuje wątek fabularny z tomu pierwszego.
Po ucieczce chyżem Corvina, Maiko Półwilk, Ren i Kippa udają się do nadmorskiego miasta Thyrii. Tam zatrzymują się w domu Maiko, w którym przebywała kiedyś krótko z matką przed wyprawą na pustynię. Dzięki lisiczce dziewczyna odnajduje kościany klucz, który Moriko przywiozła z jednej z wypraw. Zaopatrzona w tajemniczy kościany artefakt, w towarzystwie Rena i Kippy odwiedza starych przyjaciół braci Imura. Seizi, jeden z dwóch braci, udostępnia swój najlepszy okręt – „Wesołego Łupieżcę”, by Maiko mogła udać się śladami swojej matki na przeklętą Wyspę Kości. Ścigana przez Królowe Krwi trafia na wyspę, na której nic nie jest tym, czym się wydaje, a na której będzie musiała zmierzyć się nie tylko z uwięzionymi duchami, ale także z Krwawym Lisem.
Gdyby Hayao Miyazaki tworzył mroczne animacje, to zapewne byłyby one właśnie Monstressą. Świat Maiko to świat przesycony duchami, demonami, bogami i widmami, rodem z japońskich wierzeń, które na myśl przywodzą yōkai. Pradawni, Starzy Bogowie, koty, lisy, Arkanijczycy, morskie istoty, anielscy przedstawiciele Dworu Zmierzchu, zantropomorfizowane tygrysy i rekiny, jest tego wszystkiego taki nadmiar, że można nie tylko się pogubić, ale również doznać przesytu. Jednak w tym całe sedno tego cyklu. To męczące piękno i bogactwo, przytłacza i wprowadza czytelnika w stan niepokoju, który wynika nie tyle z samej fabuły, co ze skrajnej odmienności tego świata. Sana Takeda postarała się, aby czytelnik cały czas był wizualnie pobudzony. Ten mroczny styl z pogranicza steampunku i mangi, secesyjna ornamentyka i bogactwo linii, mami i wabi swym pięknem, ukazując nawet najgorsze okrucieństwo. Pod względem fabularnym “Krew” jest nieco spokojniejsza od “Przebudzenia”. Akcent marynistyczny wprowadza wątek przygodowy, retardacje w postaci wykładów szacownej profesor Tam Tam i retrospektywne fragmenty z dzieciństwa Maiko, przyniosły mniej zwrotów akcji i jeszcze mniej odpowiedzi.
Monstressa ma magiczną moc, uwodzi czytelnika swoim pięknem okrucieństwa. Pomimo że dialogi Marjorie Liu są sztywne i trochę teatralne, to dzięki niezwykłej kreacji świata i niewypowiedzianie cudownym rysunkom, nie można wyrwać się spod jej uroku.
Miasto żaru. Kroniki Żaru tom 1
Czy czytając jakąś książkę mieliście wrażenie, że historię w niej zawartą – przynajmniej mnie-więcej – już znacie? Mnie takie przekonanie męczyło przez niemal całą lekturę „Miasta Żaru”. Ze wstydem przyznam, że podejrzewałam nawet jakiś plagiat, ale na szczęście sytuacja szybko się wyjaśniła – książka została zekranizowana w 2008 roku pod nieco inną nazwą („Miasto Cienia”). Niemniej, przed sięgnięciem po ten film, zdecydowanie polecam zapoznanie się z książką, ponieważ – jak się zapewne domyślacie – ma ona znacznie więcej do zaoferowania i wiele rzeczy znacznie przystępniej wyjaśnia.
Głównymi bohaterami powieści są Lina i Doon. Jak się wkrótce okazuje, to na ich barkach spoczywają losy tytułowego miasta oraz jego mieszkańców. Nikt nie wierzy, że tajemnicza wiadomość znaleziona przez dziewczynkę ma znaczenie – nikt poza Doonem, który za wszelką cenę pragnie uratować Żar. Koniec ich społeczności jest coraz bliższy – niespodziewane ciemności zapadają coraz częściej, zapasy żywności (i wszystkie inne) się kończą, a burmistrz-intrygant wszystkim mydli oczy słodkimi słowami. Czy dwójce przyjaciół uda się uratować miasto?
Chociaż „Miasto Żaru” to powieść zdecydowanie młodzieżowa, to ma fantastyczny steampunkowo-postapokaliptyczny klimat. I – jak na poczytajkę dla nastolatków – jest bardzo dobrze przemyślana. Bohaterowie są charyzmatyczni, role w społeczeństwie wyjaśnione (pod względem pełnionej pracy), a wygląd i geneza powstania tytułowego miasta mają sens. Sama powieść napisana jest doprawdy przystępnym językiem, całość czyta się z zapartym tchem, choć nie brakuje i tutaj spadków napięcia spowodowanymi opisami oraz przemyśleniami bohaterów. Czasami odrobinę się przez to całość dłuży, jednakże Jeanne DuPrau ma bardzo przyjemny styl, dzięki czemu nawet w odrobinę nudniejszych fragmentach zagłębia się w historię z zainteresowaniem.
Bardzo spodobał mi się tutaj fakt, że społeczeństwo nie zna innego świata niż miejsce, w którym mieszkają. Nie mają pojęcia o takich drobnostkach choćby jak świece i zapałki, całym ich światem są magazyny, wybrakowane książki w bibliotece oraz zadania, które wykonują. Są tutaj Posłańcy, którzy przekazują wiadomości, Elektrycy odpowiadający za pracę generatora (a tak naprawdę o elektryce niewiele wiedzący) oraz wiele innych bardziej lub mniej dziwnych „zawodów”. Ta niewiedza, przerwy w dostawie światła oraz wiele innych smaczków tworzą niepowtarzalny klimat.
„Miasto Żaru” to nieszablonowa i fascynująca powieść młodzieżowa, po którą warto sięgnąć, nawet gdy jest się dorosłym. Co prawda, bohaterowie czasem bywają odrobinkę niedomyślni, jednak ich błędy napędzają akcję i wywołują dreszcze. Czytelnik pragnie, aby ich misja im się powiodła, sama złapałam się na ściskaniu kciuków z całych sił. Poza tym to historia prawdziwej przyjaźni, pełna tajemnic i oryginalnych rozwiązań oraz prawdy o ludziach. Bo ciemność panująca wokół, to czasem nic w porównaniu z mrokiem skrywanych w ludzkich duszach – chciwości, kłamstwie, nieuczciwości. Koncepcja „Miasta Żaru” jest niesamowita i jestem przekonana, że przemówi do każdego czytelnika. Polecam z całego serca.
Magia i stal
“Magia i stal” to pierwszy tom świetnie zapowiadającej się serii będącej połączeniem steampunku i cyberpunku, w której główną rolę gra dwunastoletnia dziewczynka odkrywająca w sobie niebywałe zdolności mogące stać się przyczyną jej śmierci.
Nik Pierumow stworzył fenomenalną opowieść o tym, do czego może doprowadzić nadmierne zafascynowanie ludzkości technologią oraz bagatelizowanie roli natury w naszym życiu. W ciekawy sposób zestawił ze sobą dwa światy: ten owładnięty żądzą władzy nad wszystkim i kontrolowania nawet najmniejszego skrawka Ziemi oraz ten, którym niezmiennie rządzi natura, a egzystencję ludzi kształtuje magia. Kontrast ten wywołuje w czytelniku ogrom emocji, pozwala na ujrzenie możliwych konsekwencji pogoni za ułatwianiem sobie życia poprzez urządzenia wymagające niebotycznych ilości prądu i spalania różnego rodzaju źródeł nieodnawialnych.
Autor główną bohaterką uczynił dwunastoletnią dziewczynkę, niebywale rozwiniętą i inteligentną jak na swój wiek, jednak nie można stwierdzić, by przez to “Magia i stal” stała się książką dla dzieci. Wprost przeciwnie. Tak naprawdę zrozumieją ją tylko dorośli, a Pierumow tak pokierował akcją, by nawet doświadczony przez życie czytelnik został całkowicie oczarowany i zafascynowany wykreowaną przez rosyjskiego pisarza rzeczywistością.
Ogromne wrażenie robi dopracowanie przedstawionej w książce maszynerii. Każde urządzenie zostało zobrazowane czytelnikowi z chirurgiczną wręcz precyzją, dzięki czemu wyobrażenie sobie jej działania przychodzi jak najbardziej naturalnie, choć z pewnością ogrom informacji i szczegółów umieszczonych na kilkudziesięciu pierwszych stronach powieści może być przyczyną lekkiej dezorientacji.
Pierumow uczynił swą historię zdumiewająco wiarygodną przez kilka prostych zabiegów m.in. wplecenie języka rosyjskiego, którym posługuje się część bohaterów. Główna bohaterka nie zna oczywiście ich mowy, podobnie jak większość czytelników, przez co całość nabiera nuty tajemniczości i zagadkowości.
Autor posiada niezwykłą lekkość pióra i zdolność do fenomenalnego nakreślania wykreowanej przez siebie rzeczywistości w taki sposób, by ten dokładnie wyobraził ją sobie nawet w najmniejszych szczegółach. Używa adekwatnego do wieku i bagażu emocjonalnego bohaterów języka, dzięki czemu całość jest bardzo prawdziwa. “Magia i stal” to jedna z tych książek, których lektury nie chce się przerwać ani na moment i już pierwszy tom tej serii zasługuje na ogromny rozgłos.