Rezultaty wyszukiwania dla: Sci Fi
Zapowiedź: Bezsilna
W świecie rządzonym przez obdarzonych mocami Elitarnych Zwyczajna dziewczyna ze slumsów staje przed wyzwaniem, jak przetrwać.
Skarga Utraconych Ziem. Lord Heron
„Skarga Utraconych Ziem: Lord Heron" to fascynujący pierwszy tom nowego cyklu w ramach epickiej sagi fantasy autorstwa Jean Dufauxa i Paula Tenga. Jest to zarazem kontynuacja opowieści znanej z poprzednich cyklów, takich jak „Sioban”, która przenosi nas z powrotem na tajemniczą wyspę Eruin Dulea, gdzie poznajemy dalsze losy młodej królowej klanu Sudenne, Sioban, oraz jej lojalnego opiekuna, rycerza Seamusa.
Fabuła rozpoczyna się od wizyty Sioban i Seamusa w zamku jej stryja, Lorda Herona. Młoda królowa stara się spełnić swoje obowiązki rodzinne i zjednoczyć klan poprzez zaaranżowanie małżeństwa córki Lorda Herona, pięknej Aylissy. Jednak klątwa ciążąca nad rodem oraz intrygi i żądza władzy stawiają przed Sioban nowe wyzwania. Przyjaciele i wrogowie z przeszłości powracają, a jasnowłosa królowa musi stanąć do walki o swoje i swojego klanu szczęście.
Jean Dufaux, znany twórca komiksów, wplata w tę opowieść elementy mrocznej magii, legend i mity, nadając jej niepowtarzalny klimat fantasy. Autor doskonale balansuje między narracją opartą na historii a fantastycznymi elementami, co sprawia, że czytelnik zostaje wciągnięty w świat magicznych przygód i intryg. Z kolei Paul Teng, holenderski rysownik, wspaniale oddaje na kartach komiksu atmosferę średniowiecznej krainy. Jego ilustracje są szczegółowe, a postacie i pejzaże wydają się realistyczne. Dzięki temu czytelnik może głębiej wczuć się w opowieść i poczuć się częścią tego świata, który bez wątpienia ma swój niepowtarzalny klimat.
Choć „Skarga Utraconych Ziem: Lord Heron" to część dłuższej sagi, jest to również doskonały punkt wejścia dla nowych czytelników. Opowieść ma swoje korzenie w poprzednich cyklach, ale można ją czytać jako samodzielny komiks i cieszyć się zarówno pięknem ilustracji i wydania, jak i bogatym światem, który autorzy stworzyli. Choć osadzony w znanym świecie, tom jest osobną fabularnie historią.
Podsumowując, jeśli jesteś miłośnikiem epickich opowieści fantasy pełnych magii, intryg i niezwykłych postaci, „Skarga Utraconych Ziem: Lord Heron” z pewnością przypadnie Ci do gustu. To komiks, który z pewnością dostarczy Ci wielu godzin świetnej rozrywki i zapadnie Ci w pamięć dzięki swojej fascynującej historii i wspaniałej oprawie graficznej. To fantastyka na wysokim poziomie, która moim zdaniem nie zawiedzie nawet wytrawnych czytelników.
Czworo przeciw ciemności
Duchy nocy wigilijnej
Ręce Boga
Kryminały są dziedziną literatury, która praktycznie od zawsze cieszy się sporym zainteresowaniem. Zwłaszcza współcześnie, kiedy mamy jesteśmy świadkami rozkwitu kryminalnych podcastów czy serialowych adaptacji książek tego nurtu. Mogłoby się wydawać, że temat jest mocno wyeksploatowany i trudno będzie zaskoczyć. Nic bardziej mylnego! Maciej Torebko swoim debiutem udowadnia, że można praktycznie z biegu i bez doświadczenia wedrzeć się na szczyt polskiej sceny kryminałów!
„Podkomisarz Ariel Janicki staje w obliczu niezwykle brutalnego morderstwa białostockiego komornika. Mężczyzna został unieruchomiony, przebity maczetą, a na powiekach wypalono mu tajemnicze znamię – symbol Ręce Boga. Niestety całkowity brak śladów na miejscu zbrodni i kolejne ślepe tropy sprawiają, że policjanci muszą zmierzyć się z kolejnym morderstwem. Śledztwo przybiera jeszcze bardziej niebezpieczny obrót, kiedy okazuje się, że sprawca zabójstw odtwarza makabryczne zbrodnie opisane w Biblii.”
(Opis wydawcy)
Książka „Ręce Boga” - bo taki tytuł nosi debiutanckie dzieło Macieja Torebko – od razu nasuwa już czytelnikowi, czego może się spodziewać. Nie ukrywam, że sam sceptycznie podszedłem do powieści, mając na uwadze, że temat mordercy, którego zabójstwa inspirowane są Biblią, czy wiarą, jest w literaturze bardzo dobrze znany. Zresztą nie tylko, każdy z nas chyba pamięta film „Ręka Boga” czy chociaż kultowe już „Siedem”, gdzie przedstawiono temat zabójstw wzorcem Bożych przypowieści czy przykazań. Również obraz podkomisarza Ariela może wydawać się lekko sztampowy, jest to osoba (a jakże) na ciągłym kacu, zmęczona życiem, w konflikcie małżeńskim i w ciągłej pogoni za uwagą dziecka, nad którym opiekę po części utracił. Nie brzmi znajomo? Jak widać, niektóre czynniki wskazują nam jednogłośnie, że powieść Macieja Torebko to odgrzany kotlet. Jednak trzeba zaznaczyć, że kotlet z górnej półki, bez oszukanej panierki, gruby i soczysty, podany z najsmaczniejszymi dodatkami.
Mocnym atutem powieści jest styl pisarski, ciekawy komentarz rzeczywistości, lekkość pióra. To są rzeczy, które stwarzają z książki dzieło niezwykle wciągające – z każdą stroną zainteresowanie czytelnika wzrasta. Fabuła, tak jak już nakreśliłem powyżej, nie jest czymś nowym i niespotykanym, niemniej historia podana przez Macieja Torebko jest niesamowicie świeża i współczesna. W dodatku powieść należy do tych brutalniejszych: mam tu na myśli mnogość scen, które lajka mogą lekko zniesmaczyć. Lajka, bo wprawionego wielbiciela kryminałów, mam wrażenie, jeszcze bardziej zachęcają do lektury.
Muszę przyznać, że chociaż nie jestem jakimś wielkim fanem kryminałów i sięgam po nie dość sporadycznie, to książka „Ręce Boga” zdają u mnie egzamin na piątkę. Aspektem wpływającym na ocenę jest również fakt, że to debiut i mam szczerą nadzieję, że przychylne, podobne mojej recenzję zachęca autora do dalszego rozwoju i stworzenia czegoś jeszcze lepszego. Polecam!
Zapowiedź: Pociągnięcie pióra. Zagubione opowiadania
„We wszystkich tych opowiadaniach widzimy młodego Terry’ego Pratchetta stającego się Terrym Pratchettem” – z przedmowy Neila Gaimana
Dawno, dawno temu nastolatek Chris Lawrence zakochał się w jednym z opowiadań pisarza imieniem Terry Pratchett, wyrwał je z lokalnej gazety i powiesił na ścianie. Minęło trzydzieści pięć lat, Lawrence kilkakrotnie się przeprowadzał, ale tekst zawsze miał przy sobie. Pewnego dnia postanowił dowiedzieć się o jego historii czegoś więcej.
Krasnoludy Ooram z Bractwa Wykluczonych. Tom 4
Na białym koniu
„Najwyraźniej ludzie dostrzegają cię tylko, gdy odstajesz”.
Lubię sięgać po polskich autorów kręcących fabuły wokół szeroko rozumianych sensacyjnych klimatów, zaryzykować spotkanie z nieznanym pisarzem, poznać styl tworzenia, zawiązywania intrygi, oprowadzania po akcji i podtrzymywania klimatu. Kiedy dobrze trafię, wówczas wciągam na listę ulubionych i pilnie śledzę pojawiające się premiery tytułów. Moje pierwsze spotkanie z książką Adama Dzierżeka zaliczam do przeciętnych, pod względem atrakcyjności scenariusza zdarzeń, charakterystyki postaci i czytelniczego wciągnięcia.
Pierwsze strony zapowiadały się obiecująco. Autor wytworzył frapujący nastrój niedopowiedzenia i tajemniczości. Wydawało się, że postać Karola Szczygła, administratora danymi klientów w parabanku, będzie miała wiele ciekawego do powiedzenia w aspekcie przeszłości. Jednak fabuła podążyła innym tropem, jedynie na chwilę odrywała się, by spojrzeć w traumę z dzieciństwa mężczyzny. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie dziwnie przeprowadzone sceny akcji, chociażby zwolnienia i sklepowa. Czułam sztuczność, nie przekonały, jakby odhaczenie punktu w intrydze, by móc iść dalej z narracją, a nie oprowadzanie czytelnika w procesie tworzenia napięcia. Pozostało przyjąć założenie, że to taki styl pisania, bez preferowanego przeze mnie rozbudowania, cechujący się surowością i bezpośredniością. Trzeba przyznać, że pisarz konsekwentnie trzymał się wypracowanej narracji i za to plus.
Kolejny plus za głębokie zajrzenie w mroczną odsłonę ludzkiej duszy, namacalne dotknięcie zła drzemiące w człowieku i czekające na okazję do wyłonienia się na powierzchnię postaw i zachowań. Główny bohater wpadał w sidła zewnętrznej i wewnętrznej manipulacji, przekraczania granic ustalonych w toku kształtowania człowieczeństwa, ustalania hierarchii wartości, udzielania pomocy. Karol, za namową sąsiada, zaangażował się w poszukiwania dawnej przyjaciółki. Tropy wiodły czarnymi ścieżkami internetu i brutalnego obłąkania. Z rozdziału na rozdział atmosfera gęstniała w intensyfikującym się mroku, brutalności i bestialstwie. Zło wysuwało się na pierwszy plan. Autor atrakcyjnie je przybliżał, lecz brakowało umocowania przyczynowego, nie ze względu na naturę człowieka, ale dla potrzeb nasycania intrygi. Książkę poznałam, nie przyniosła rozrywki, na jaką liczyłam, nie zdołałam mocno wczuć się i zaangażować, kilka elementów przypasowało, inne doceniłam.
Londyńskie zasady
„Mów tak jakbyś wiedział więcej, niż możesz powiedzieć, zachowuj się, jakbyś miał zrobić więcej, niż zamierzasz. A podczas kampanii kłam, ile tylko wlezie...”
Seria rządzi się specyficznym klimatem, do którego łatwo się dostosowujemy, chociaż niektóre sceny potrafią wywołać lekkie obrzydzenie, zwłaszcza kiedy udział bierze Jackson Lamb. Nie do końca podchodzi mi wówczas ten rodzaj czarnego humoru, ale trzeba przyznać, że podkręca atmosferę szaleństwa kulawych koni, zdegradowanych do podrzędnej roli członków wywiadu, którzy już nie mają co liczyć na powrót do elity agentów, a wszystko za sprawą rażących wpadek i pomyłek. A kiedy nie ma się nic do stracenia, wówczas rodzą się w głowach zwariowane pomysły, puszczają moralne hamulce, świat zmienia się w mikroskalę.
Wydawałoby się, że dawna alkoholiczka, uzależniony od komputerów, aktywna narkomanka, podejrzany o psychopatię, zniecierpliwiona kobieta i bazujący na protekcji mężczyzna, nie mają wiele do zaoferowania w życiu zawodowym i prywatnym. A jednak, kiedy amerykańska ojczyzna zostaje postawiona w stan niebezpieczeństwa, nie wahają się przyjść jej z pomocą, na miarę własnych możliwości i pod wodzą ekstremalnie egocentrycznego szefa. Pierwszy tom „Kulawe konie” oscylował wokół porwania pakistańskiego studenta, drugi „Martwe lwy” wszedł w cień kontrwywiadu, trzeci „Prawdziwe tygrysy” mierzył się z niebezpiecznymi przeciwnikami, czwartego „Ulicy szpiegów” jeszcze nie poznałam, a piąty „Londyńskie zasady” walczy z szerokimi atakami terroryzmu.
Mick Herron ma smykałkę do udanego łączenia różnorodnych bohaterów, tworzenia pozornie mało zgranej grupy uwikłanej w działania, których nikt nie chce się podjąć, lecz ich pozytywne rezultaty mają wielu ojców. Obskurny budynek Slough House w londyńskiej dzielnicy to siedziba nieudaczników i wyrzutków z głównego nurtu tajnych służb Regent’s Park. Jednakże zesłańcy do strefy owianej wstydem zapomnienia wciąż liczą, że kiedyś wreszcie odpracują grzechy. Kiedy Wielka Brytania zostaje postawiona w najwyższy stan gotowości ze względu na ciąg zamachów terrorystycznych, narażając życie, włączają się w walkę z bestialstwem. Intryga ciekawie zapleciona bazuje na wielu ujęciach, wartkim nurcie i mnogości zdarzeń. Czasem rzeczy przybierają absurdalny wymiar, kiedy indziej wymykają się prawdopodobieństwu, ale na tym polega unikalny urok serii.
Dociekanie prawdy, kto stoi za strzelaniną w wiosce Abbotsfield, podczas której zginęło dwanaście osób, wybuchem bomby w ogrodzie zoologicznym miasta dzwonów i paraliżem londyńskiego ruchu kolejowego, to tylko wybrany kierunek obrany przez pariasów ze Slough House. Drugim jest ratowanie jednego ze swoich, przed zabójczymi wrogami, zdradliwą kobietą i samym sobą. Czy klątwa kulawych koni pomoże, czy przeszkodzi w osiągnięciu sukcesu? Komu tym razem się narażą i jakie poniosą konsekwencje?
Powieść szybko się czyta, przyjemny styl narracji, bogaty scenariusz zdarzeń, różnorodny plan, wyjątkowe postaci. Sensacyjnie, szpiegowsko, kryminalnie, z nutą czarnego humoru i politycznego pastiszu.
Doskonała para
„Czasem musimy spojrzeć na nasze życie pod innym kątem, żeby rozpoznać dysfunkcje i zniszczenia, które powodują pewne relacje”.
Powieść spodobała mi się, zwłaszcza od strony konstrukcji fabuły, wciągającej, intrygującej, często zaskakującej. Odpowiadała mi dwutorowa narracja, spojrzenie z różnych ujęć na wydarzenia, zarówno z zewnątrz ciągu tajemnic, jak i wewnątrz piętrzących się problemów. Charakterystyka postaci nie należała do pogłębionych, ale na potrzeby zwykłego thrillera w zupełności wystarczała. Ciekawe połączenie różnych osobowości, a pomiędzy echa dawnej tragicznej przeszłości i dynamicznie zmieniającej się teraźniejszości. Autorzy zgrabnie posuwali akcję, kiedy było potrzebne, wzmacniali wątpliwości, szybko zerkali na echo incydentu sprzed dwudziestu lat.
Znakomicie bawiłam się w snucie domysłów, wydawało mi się, że już wiem, co tak naprawdę miało miejsce, kto był po stronie dobrych, a kto przynależał do zła, a jednak szybko orientowałam się, że zostałam sprowadzona na manowce. Szkoda tylko, że konsekwencji budowania napięcia właśnie w ten sposób zabrakło do finałowej odsłony. W pewnym momencie powstała pusta przestrzeń w prowadzeniu intrygi, za szybko dochodziło do ujawnienia najważniejszej karty, tak jakby miało być coś jeszcze, ale okoliczności zmusiły do szybszego zakończenia powieści. Mimo wszystko książka fantastycznie relaksowała, na chwilę ukazywała światło prawdy, a za chwilę gasiła wszelkie podpowiedzi ku niej prowadzące. Gra pozorów prowadzona z wielu stron, uczestnicy zapętleni w swoich i cudzych sekretach, a stawka z każdą chwilą podwajała się, a nawet potrajała, i prowadziła w niebezpiecznym sensacyjnym kierunku. Thriller z wyższej półki, chociaż nie brakowało drobnych potknięć i niekonsekwencji, przykładowo w sferze potężnych mocy firmy farmaceutycznej w zdobywaniu wszelkich informacji, ale nie w docieraniu do zwykłych bilingów telefonicznych.
Avery Chamber straciła licencję psychoterapeutki, teraz pracowała z ludźmi jako konsultantka. Porzuciła tradycyjną terapię na rzecz nowej metody opierającej się na dziesięciu krokach. Kiedy po pomoc zgłosili się zamożni czterdziestolatkowie z problemami małżeńskimi, przeprowadzała ich przez kolejne etapy, tak aby mogli zmierzyć się z rzeczywistością w związku. Avery nie tylko wysłuchiwała klientów, ale również sama docierała do szczegółowych informacji z ich życia, gdyż wiedziała, jak perfekcyjnie ludzie potrafią maskować się przed innymi, nawet najbliższymi, co więcej, przed samym sobą. W miarę wgryzania się w życie Marissy, właścicielki butiku, i Matthew, waszyngtońskiego prawnika, okazywało się, że sprawa nie wiązała się tylko z tą dwójką, kilka trzecich osób aktywnie kształtowało przestrzeń życiową klientów.
Frapująco było dociekać, jaką naprawdę odgrywali rolę, kogo należało zaliczyć do przyjaciół, a kto okazał się wrogiem. Wciągnęłam się, poczułam dreszcze emocji, chętnie poddałam intensyfikującemu się napięciu, odkrywaniu nakładających się kłamstw. Pod koniec poczułam się lekko oszukana zbyt łatwymi wyjaśnieniami, lecz trzeba przyznać, że zgrabnie łączącymi wątki i relacje między bohaterami.