listopad 22, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Romans

środa, 14 sierpień 2019 19:12

Mroczne Wybrzeża

Istnieją takie motywy w literaturze, które nigdy się czytelnikom nie znudzą i sięgną po nie oni zawsze. Jest tak być może dlatego, że kojarzą się one z dobrą literacką przygodą, gwarantując rozrywkę na poziomie. Jednym z moich ulubionych są piraci, bo kojarzą mi się z morskimi wypadami i widowiskowymi scenami. Bardzo także lubię starożytność ze względu na realia epoki, styl życia, ubiór, itp. Wygląda na to, że Danielle L. Jensen także bardzo je lubi, czego dowodem jest jej najnowsza powieść, otwierająca cykl zatytułowany Mroczne Wybrzeża.
Autorka zdążyła już zaskarbić sobie serca czytelników Trylogią Klątwy o świecie ludzi i trolli. O przygodach Cecile i Tristana czytałam z wypiekami na twarzy i kiedy nadarzyła się okazja zapoznania się z nową powieścią D. L. Jensen, nie wahałam się ani chwili.


Akcję swojej nowej historii umiejscowiła autorka w starożytności przypominającej czasy Imperium Romanum. Struktura państwa, jego ekspansywność, nazwy stopni woskowych zaczerpnęła autorka z tej epoki. Przystosowała je jednak do własnych potrzeb i jak sama przyznaje w Posłowiu, pozwoliła sobie na swobodę typową dla powieści fantasy. Mamy tu dwoje, skrajnie różnych bohaterów.
Młoda piratka Teriana należy do ludu morskich nomadów Maarinów i jest pierwszym oficerem na statku Quincesne należącym do jej matki. Maarinowie handlują z Imperium i jako jedyni swobodnie przemierzają bezkresne morza i oceany, strzegąc pewnej tajemnicy, która oddziela Wschód od Zachodu.
Dowódca 37 legionu Marek Domicjusz także ma swoje sekrety, od których zależy życie jego całej rodziny. Ten młody żołnierz umożliwił Imperium Celendoru podbicie całego Wschodu.
Gdy wybory pozwalają dojść do władzy ambitnemu senatorowi Kasjuszowi, ten sprytnym szantażem zmusza Terianę i Marka do współpracy, początkując wyprawę na Zachód, o którym do tej pory jedynie szeptano jako o mitycznej pogłosce. Tak rozpoczyna się wielka przygoda, której przebieg zmieni losy całego świata.
Jak można się spodziewać Teriana i Marek nie od razu zapałają do siebie sympatią. Połączy ich jednak przymus oraz wspólny interes czyli troska o los bliskich i wtedy zdecydują się na współpracę. Tylko czy w starciu z interesem żarłocznego Imperium mają jakąkolwiek szansę? Na Zachodzie nad światem śmiertelników unoszą się bóstwa, które lubią ingerować w działania ludzi; sześciu z nich jest w miarę przyjaznych lub znośnych, ale siódmy to ojciec wszelkiego zepsucia. Ten ostatni także ma swoich zagorzałych wyznawców.


Historia jest opisana brawurowo. Bardzo lubię styl pisania Danielle L. Jensen. Pisze w prosty, ciekawy sposób. Głos oddaje dwójce głównych bohaterów; naprzemiennie narratorami są Teriana i Marek. Są to wyraziści i wpadający w pamięć bohaterowie, pełni wewnętrznych sprzeczności i dylematów. Uwikłani w sieć sprzecznych zależności próbują przetrwać i jakoś, bo graniczy to z cudem, zachować swoje zasady.
Bardzo barwny i efektowny jest cały świat przedstawiony. Z fascynacją czytałam nie tylko o meandrach żeglarstwa, ale też o strukturze legionów oraz o tym, jak sobie one radzą w bitwie. Słowem, nowa powieść autorki robi czytelnikowi niezłego smaczka na więcej.
Pierwsza część nowej serii dopiero się tak naprawdę zaczyna. Wspólnie z Terianą i Markiem poznajemy tajemnice Zachodu i Siódmego boga, którego wyznawcy są bardzo groźni. Być może podbój tej części świata wcale nie przyniesie intruzom spodziewanych korzyści? Kto kogo podbije? Odpowiedź może się okazać zaskakująca.
Mroczne Wybrzeża to powieść przygodowa adresowana do czytelników lubiących odważne, niezwykłe ekspedycje, szalone, namiętne romanse i zaskakujące połączenia motywów literackich. Danielle L. Jensen napisała naprawdę świetną powieść, która mnie porwała. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać na kontynuację.
Polecam. Naprawdę warto.

Dział: Książki
środa, 07 sierpień 2019 18:20

Kryształowe serce

Całkiem współcześnie i zupełnie blisko, bo na Zielonej Wyspie żyły sobie dwie nastoletnie siostry. Jedna, Oliwia, była bardzo piękna i miała tłumy adoratorów. Druga, całkiem zwykła, w dodatku, rudowłosa i piegowata Iris, obserwowała tę sytuację z pewnym znudzeniem. No bo ileż można znosić te tłumy i obrastające dom suweniry? Brzmi jak początek romantycznej historii? Być może, ale nic bardziej mylnego. To nie będzie romans, tylko szalona, magiczna przygoda.


Pierwszy tom trylogii fantasy dla młodzieży zatytułowany Kryształowe serce wyszedł spod pióra Michała Bergela, wielbiciela podróży i herbaty. Historia zaczyna się zupełnie zwyczajnie i czytelnik nawet nie podejrzewa, co czeka go w dalszej części lektury. Mamy zatem dwie siostry zmagające się z natrętnymi wielbicielami tej pierwszej, Oliwii. W wyniku bardzo podstępnego i magicznego zaklęcia siostry trafiają najpierw do więzienia pewnego czarodzieja, a potem do niezwykłego świata Czajniczka, gdzie wszystko jest zupełnie inne niż w świecie ludzi. To znaczy Iris trafia. Gdy uda się jej uciec z niewoli, postanowi zrobić wszystko, by doprowadzić do uwolnienia siostry. W tym celu będzie musiała odbyć długą i bardzo zwariowaną podróż, podczas której pozna nowych przyjaciół i doświadczy wielu nowych przeżyć. Świat Czajniczka (tak nazywa się ta kraina, zresztą na mapie ma też taki właśnie kształt) jest bardzo różnorodny i barwny. Zamieszkują go niesamowite, oryginalne istoty, rodem z baśni, wszędzie panoszy się magia, a każda decyzja ma potężne konsekwencje. Czy młodziutka Iris osiągnie swój cel i uratuje Oliwię? A może w świecie, w którym magia powoli umiera, już nie ma miejsca dla bohaterów?


Lektura Kryształowego serca obudziła we mnie kilka skojarzeń z innymi tekstami kultury. W ogóle im dłużej nad tym myślę, tym więcej przychodzi mi ich do głowy. Skupię się jednak tylko na tych najważniejszych.
Tak jak Carrolowska Alicja pobiegła za Królikiem i wpadła do jego Nory, tak Iris wpadając do kielicha olbrzymiego tulipana, przekracza barierę światów. Żadna ze spotkanych tu postaci nie jest taka jak się spodziewamy. Złośliwa wiedźma Jemiołuszka cierpi na poważną amnezję, która utrudnia jej życie. Prześliczny świerszcz Fabili, fałszuje jak sto szalonych kotów, a okrutna królowa Ismela myśli tylko o swojej urodzie i jest dla niej w stanie zrobić wszystko. Ta ostatnia bohaterka i jej obsesja na punkcie wyglądu to wyraźny, moim zdaniem ukłon w stronę Złej Królowej, macochy Snieżki. Mieszkańcy Czajniczka często korzystają z ludzkich przedmiotów i tu do głowy przyszła mi rodzina Pożyczalskich.
Jedną z moich ulubionych animacji komputerowych jest film Tajemnice Zielonego Królestwa. Gdy bohaterowie tam trafiają, ulegają zmniejszeniu i tylko w ten sposób mogą dostrzec co dzieje się w maleńkim świecie. Podobnie jest z Iris. Zmniejszona do rozmiarów myszki, brana przez wszystkich za żywiołową wiewiórkę, dziewczyna zdaje sobie sprawę, że bardzo trudno jest być małym stworzeniem. Wszystko staje się wtedy poważnym zagrożeniem, a każdy plan czy inicjatywa nie lada wyzwaniem.
Przywiązani do tradycji i działający jak jeden stadny umysł Hufronowie ze swoimi srebrzystymi ciałami i misternie zaplatanymi włosami bardzo kojarzyli mi się z plemieniem Naavi z filmu Avatar.


Pomysłowość autora nie ma granic. Żeby dotrzeć do celu swojej podróży Iris będzie musiała wykazać się pomysłowością i odwagą. Bardzo podobało mi się, że bohaterka zamiast jęczeć i marudzić, po prostu brała sprawy w swoje ręce i niewielkie gabaryty nie były tu wymówką. Kryształowe serce to dopiero pierwsza część planowanej trylogii i dobrze to widać po pewnych rozwiązaniach, które serwuje nam autor. Porwanie sióstr McBlack było tylko początkiem i elementem większej intrygi i to naprawdę jeszcze nie koniec wielkiej przygody. To dopiero preludium.
Kryształowe serce to zabawna, pomysłowa i dowcipna powieść, która zabiera czytelnika do świata, w którym buty mogą stanowić świetny środek lokomocji, a psotne sztućce mieć romantyczne zapędy. Bystry kot wcale nie musi być tym, za kogo się podaje, a Gruchawka może być groźnym potworem.


Zachęcam do lektury młodych i nieco starszych czytelników. Powieść daje czytelnikowi solidną porcję dobrej zabawy i pozostawia trochę w niedosycie. Mam ogromną nadzieję, że na drugą część nie trzeba będzie czekać jakoś specjalnie długo. Przywiązałam się do świata Czajniczka i chętnie odwiedzę go ponownie.

Dział: Książki
środa, 31 lipiec 2019 09:59

Ja, inkwizytor. Przeklęte krainy

Kiedy Bóg wzywa, trzeba wstawić się na Jego wołanie.

Opuszczony przez towarzyszy Mordimer Madderdin, inkwizytor Świętego Oficjum, musi stawić czoła heretyzmowi panującemu na Rusi. Ludmiła, księżna Peczory, nie wypuści go tak łatwo ze swoich rąk. A wszystko przez niebywałą odwagę i przezorność skromnego sługi Bożego... która, w obecnej ocenie, wcale się Mordimerowi zanadto nie przysłużyła. Niby nie jest więźniem księżnej, acz każdy wybór wskazujący na niesuboordynację może zaprowadzić go prosto w paszczę agresywnych psów, a rozszarpywanie jego ciała na pewno umili dzień poddanych Ludmiły, żądnych inkwizytorskiej krwi. Madderdin musi przymykać oko na to, z czym do tej pory walczył- niewiarą, magią, potwornościami. To -jak się okazuje- może służyć o wiele wyższym celom...

Cykl o inkwizytorze Mordimerze Madderdinie poznałam kilka lat temu, podczas jednej z wypraw do biblioteki. Zadziorny, buntowniczy sługa Boży zajął wówczas w moim czytelniczym sercu wysokie miejsce, a czytanie o jego kolejnych polowaniach było czystą przyjemnością. Ów inkwizytor był kimś, kto niby służy Stwórcy, jednocześnie buntując się przeciwko rygorystycznym zasadom Świętego Oficjum. Każda kolejna przygoda tego walecznego męża wciągała od pierwszych stron sprawiając, iż z utęsknieniem czekałam na kontynuację. W najnowszej książce pana Jacka Piekary coś się jednak zmieniło... i to niekoniecznie na plus.

Już w ostatnio wydawanych książkach polskiego autora, opowiadających o innym inkwizytorze, Arnoldzie Lowefell, można zauważyć ostudzenie emocji. Wspomniany bohater jest spokojniejszy od dotychczas znanego nam dzikiego Mordimera, podejmuje mniej pochopnych decyzji, słowem- mniej w nim agresji. Z jednej strony to duży plus, gdyż łatwo owych mężczyzn od siebie odróżnić, z drugiej... owe cechy powoli przenoszą się na Madderdina. W Ja, inkwizytor. Przeklęte krainy Mordimer nie jest do końca sobą, i to nie przez zabiegi Ludmiły, które miałyby na celu go "urobić". Wciąż cechuje się przenikliwością, ostrożnością oraz inteligencją, aczkolwiek... czegoś brak. Może owe zmiany zaszły za sprawą wychowanki wiedźmy z bagien, która roztopiła inkwizytorskie serce.

Inkwizytor Mordimer Madderdin się zmienił. Jedni twierdzą, że zły wpływ na odbiór lektury ma fakt, iż bohater danego cyklu przez wszystkie części jest wciąż taki sam, jego charakter nie ulega żadnej zmianie. Opozycja z kolei sądzi, że niektóre postacie zwyczajnie nie powinny się zmieniać, aby nie uleciał cały czar opowiadanej historii. Zazwyczaj zgadzam się z grupą pierwszą, jednakże w przypadku cyklu inkwizytorskiego muszę przyznać rację stronie drugiej. Główny bohater niby wciąż jest taki sam, ale wyraźnie... zmiękł. Jak już wspominałam, prawdopodobny wpływ ma na to kobieta, która została mu przysposobiona. Nie możemy też zignorować faktu, iż jest to wychowanka wiedźmy, której lęka się cała Ruś. Z Madderdinem łączy ją jednak porozumienie dusz i poniekąd wspólna misja. A także chęć posiadania głowy na właściwym miejscu.

Ruś sama w sobie jest przerażająca; na wpół dziki lud, którym włada nie mniej szalona księżna. Do tego umiłowanie przez społeczeństwo rozlewu krwi (w końcu najmilsze jest dla nich rozszarpywanie oskarżonych przez agresywne psy), brak jakiejkolwiek ogłady, wiara w zabobony. Unoszące się nad wszystkim irytujące komary również nie poprawiają statusu życia w owym miejscu. Tu muszę oddać autorowi pokłon, gdyż bardzo intrygująco zarysował nam tamtejszą krainę. Jest mrocznie, strasznie i jakoś tak... pierwotnie. Nigdy nie chciałabym trafić w takie miejsce, skoro nawet dla Mordimera Ruś jest w pewien sposób obrzydliwa.

Ja, inkwizytor. Przeklęte krainy po części jest książką wciągającą, aczkolwiek w tym wypadku pan Piekara zaserwował nam fantastykę z garścią romansu. Nie znałam inkwizytora Madderdina od tak... romantycznej strony (a przynajmniej dotychczas nie dbał zbytnio o dobro drugiej osoby, tym bardziej nie związał się nigdy z kobietą). Zawsze na pierwszym miejscu stawial służbę Bogu, korzystając co prawda z dóbr doczesnych, acz nie przywiązując się do innego człowieka. Teraz czytelnik otrzymuje zupełnie inny obraz mężczyzny. Ciekawe, co przyniosą kolejne tomy. I powiem szczerze, że mimo wszystko nadal czekam na nie z utęsknieniem.

Dział: Książki
niedziela, 07 lipiec 2019 14:40

Batman Noir - zapowiedź

BATMAN NOIR
ekskluzywna kolekcja z okazji 80-lecia Mrocznego Rycerza!

Człowiek nietoperz skończył 80 lat. Pierwszy komiks z jednym z najpopularniejszych superbohaterów na świecie ukazał się w 1939 roku. Z okazji urodzin obrońcy Gotham nakładem Egmont w połowie sierpnia br. ukaże się limitowana kolekcja albumów komiksowych – „Batman Noir”.

Dział: Komiksy
czwartek, 04 lipiec 2019 20:18

Wielkie magiczne nic

Świat wypełniony jest cierpieniem, które w zależności od okoliczności, w jakich występuje, uznać można za łatwe do zniesienia i to, które odbiera dech w piersi. Bez względu na jego rodzaj, w momencie jego odczuwania nie masz innych myśli, nikt i nic nie istnieje poza źródłem bólu. Gdyby tak nie było cierpienia, bólu, smutku i pustki? Gdyby nie było ciebie? Rat Queens muszą odpowiedzieć na to pytanie. Czym jest wielkie magiczne nic?

Jeszcze nie opadł kurz po ostatniej wyprawie i zwycięstwie naszych królowych, a już dookoła nich dzieją się niepojęte rzeczy. Co z nich jest prawdą, a co dziwną rzeczywistością? Po kolejnej zakrapianej imprezie Dee, Violett, Hannah i Betty wyruszają na poszukiwania Jasona, który jest przyjacielem tej ostatniej. Miała uczestniczyć w jego narkotycznej wyprawie, jednak zaspała, a mężczyzna zaginął. Królowe postanawiają wyruszyć jego śladem i dowiedzieć się gdzie poniosło mężczyznę. Gdzie zaprowadzi je wyprawa? Czym skończy się polizanie martwej żaby i jakie plany ma wobec Palisad tajemniczy mag?

Nie miałam wątpliwości, że powrócę do historii Królowych szczurów. Z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnej odsłony ich krwawych, zabawnych i zakrapianych przygód. Czy nadal zakochana jestem w lekkości pióra tworzącego fabułę Rat Queens i kresce niezawodnego Owena Gieni?

Od pierwszych stron, okienek czy obrazków, które dojrzały me oczy po otrzymaniu piątego już tomu przygód najbardziej znanych awanturnic nie miałam nawet cienia wątpliwości, że przepadłam. Nie tylko otrzymałam ten sam luz i poczucie humoru, które idealnie wpisuje się w dorosły komiks fantasy, ale i sporo momentów wzruszenia i powagi, które świetnie przełamują fabułę i tworzą spójną całość z obrazem, który znają fani serii.
To, co cenie w tej publikacji to przede wszystkim kunszt, z jakim połączono słowo i obraz. Lekkie pióro pana Wiebe wymalowuje nam świetne dialogi i nakreśla historię, którą niemalże kreska w kreskę obrazuje Gieni. Tak, jestem fanką kreski, która niemal namacalnie wprowadza nas w świat pełen magii, awantur i potworów, z którymi przyjdzie walczyć.

W tym miejscu powinna pojawić się najzwyklejsza charakterystyka postaci, prawda? Tyle, że jeśli znacie Rat Queens, nie trzeba wam ich przedstawiać. Nie zmieniają się za mocno. Dają się ponosić emocjom, pragnieniom i pożądaniu. Nie ma dla nich nic ważniejszego niż przyjaźń, której będą bronić nawet w obliczu własnych demonów. Śmiałam się razem z nimi, wzruszałam i wściekałam, jednak to smutek sprawia, że historia nabiera tempa. Chcesz poznać swoich ulubieńców bliżej, sprawdzić jakiego wyboru dokonają w obliczu własnych tragedii.

Każdy kolejny tom serii Rat Queens odkrywa przed czytelnikiem inne oblicze tych z pozoru rozpustnych i nielubiących niczego poza alkoholem pięciu kobiet, jednak całość skrywa więcej, choć przede wszystkim to pełna magii, walk i humoru powieść graficzna, którą warto poznać.

Co jeszcze wymyślą twórcy serii? Czy Hannah okaże się niebezpieczeństwem dla paczki przyjaciół? Jak potoczy się romans Violett z orkiem Dave’em, którego tu poznajemy ciut lepiej? Mnie pozostaje czekać na Rat Queens 6 i zachęcać was do czytania komiksów.

Dział: Komiksy
wtorek, 02 lipiec 2019 17:06

Blask nocy letniej

Po tragicznym wypadku, który odmienił jej całe życie, Kati postanawia wyjechać z rodzinnych Niemiec do Los Angeles. Zrywa kontakt z najlepszym przyjacielem Luke'm i podejmuje pracę jako au pair u bogatej rodziny. Oswajając się z istnieniem szpecącej jej twarz blizny, dziewczyna postanawia skupić się na pracy czyli opiece nad trójką dzieci. Jednak przypadek sprawia, że Kati trafia do ekskluzywnego baru o nazwie Lived.

Każdy serwowany tam drink jest specjalnie przygotowywany dla danego klienta. Nie ma dwóch takich samych przepisów, a wszystkie składniki opierają się na owocach, warzywach i ziołach. Są idealne pod względem koloru i konsystencji. Ich działanie wydaje się wręcz magiczne. To, co miało być dla Kati misją, szybko staje się sposobem na nowe życie. Właścicielami baru są Jeff i Lucy, rodzeństwo o filmowej przeszłości. Obecnie prowadzą lokal dla celebrytów i gwiazd. Zdeterminowana, by zapomnieć o starym życiu i nieszczęśliwej miłości Kati, szybko podaje się urokowi Jeffa, który umiejętnie o nią zabiega. Czy naprawdę jest tak zakochany, jak się zachowuje?

Przyznam, że o lekturze Blasku nocy letniej zadecydował przypadek, choć na książkę z racji bajecznej okładki zwróciłam uwagę dużo wcześniej. Bardzo podobało mi się nawiązanie tytułem do sztuki Szekspira oraz upodobanie głównej bohaterki do recytowania pasujących do sytuacji fragmentów z ulubionych tragedii i komedii tego autora.

Autorka umiejętnie buduje klimat, opisując życie sławnych i bogatych; liczą się tu wpływy oraz znajomości, a im większy przepych, tym lepiej. Tak samo jak Kati, dałam się wciągnąć w ten świat. Bo któż nie chciałby, aby pomimo jego oczywistych defektów i wielu kompleksów na naszej drodze nie stanął ktoś, kto jest nami zachwycony, obsypuje nas prezentami i nie widzi poza nami świata. Kati chętnie zapomniała o paskudnej bliźnie i dała się wciągnąć w świat, z którego wcześniej nieco drwiła, raz po raz powtarzała sobie jednak, że przecież musi rozpocząć nowe życie.

Z drugiej strony oczami Luke'a śledzimy zażyłość pomiędzy nim a Kati. Dla niego to przyjaźń, dla niej od dawna coś więcej. Paradoksem jest fakt, że bohaterowie tak świetnie się dogadują, a nie potrafią wyznać, co do siebie czują. Koniec końców Luke zaniepokojony nocnym telefonem od Kati, przyjeżdża na ratunek. Tylko czy Kati jeszcze chce być ratowana?

Idealny Jeff od razu budzi niepokój, a zaufaniem nie obdarzyłabym go nigdy. Przystojny, z koneksjami, pomysłowy, szarmancki. No właśnie, zbyt doskonały. Im głębiej Kati wchodzi w ten świat, tym staranniej szukamy dziury w całym. No bo przecież gdzieś musi tkwić haczyk, prawda? Jeff musi czegoś chcieć, nikt nie jest tak anielsko bezinteresowny. Pewne zdarzenia i kwestie bohaterów, a zwłaszcza imiona kotów podadzą nam właściwy trop. Do samego końca jednak nie poznajemy motywów działania bohatera i wyjaśnia go nam dopiero sam epilog powieści.

Blask nocy letniej to urocza i miła w odbiorze historia na wakacyjne popołudnie. Przyciągnie uwagę i każe westchnąć tęsknie za wspaniałością świata możnych i wpływowych. Zawiera ona w sobie jednak także pewną przestrogę. Nie wszystko co piękne, jest dobre dla nas. Być może od cudnej i złotej, ale jednak klatki, lepsza jest nieco uboższa, ale też bezpieczna i wolna przestrzeń?

Dział: Książki
sobota, 22 czerwiec 2019 09:09

Rektorski czek

Jak ja dawno nie czytałam tak uroczej książki. Dokładnie tak - UROCZEJ! A pomyśleć, że jak zobaczyłam na okładce opis, że to “romans kryminalny” to mnie zmroziło.

“Rektorski czek” to opowieść tocząca się w dwóch rzeczywistościach - tej współczesnej - i tu mamy wątek kryminalny,  taki napisany z werwą i dowcipem, i tej z 1919 r. - czasów kształtowania się na nowo polskiej państwowości. Romanse, jakie wówczas się nawiązały, jak się okazało, miały swe brzemienne skutki dla zdarzeń o całe sto lat późniejszych. A w tle tych romansów toczy się brawurowo napisana opowieść o tym, jak to Uniwersytet Poznański powstawał, zaś o niepodległą Polskę młodzi ludzie walczyć ruszyli.

Joanna Jodełka z niesamowitym smakiem połączyła wątki współczesne z napisanym w starym stylu romansem, zaś tło wydarzeń historycznych przemyciła, niby ot tak - niepostrzeżenie, a jednak znacząco na tyle, by nazwisko Heliodora Święcickiego zapamiętać na zawsze. Co ważne, wspaniale także połączyła zupełnie współczesny styl wypowiedzi, z tym, jak mówiło się (i pisało - bo i listy miłosne w książce zawarte wzruszają i zachwycają) kiedyś. I chyba właśnie te pisane na starą modłę rozdziały są największym atutem książki. 

Fabuła kryminalna naiwna - to fakt. Romans - jak romans, romantyczny i już, a mimo to całość składa się w naprawdę fajną, lekką, wakacyjną powieść, pełną barwnych postaci. Nie sposób bowiem nie zapałać sympatią dla Jana Kantego, czy nie uśmiechnąć się z sympatią czytając o sercowych perypetiach Olchy. Że już o spiskach wiekowej Apolonii Polańczyk nie wspomnę. Oj ubawiła mnie babcia setnie, ale przyznać jej trzeba, że fantazji i energii życiowej miała więcej, niż wszyscy jej współcześni bohaterowie razem wzięci.

Powieść jest pełna subtelnych żartów, takich mrugnięć okiem w kierunku czytelnika, a jednocześnie ogromnego szacunku dla czasów mienionych, kiedy to w rękach zwykłych ludzi leżały losy odradzającego się kraju. Czasów, kiedy oczywistością dla młodego mężczyzny było, że należy o Polskę walczyć, dla kobiety, że należy o takiego walczącego mężczyznę dbać, zaś dla ludzi starszych - tych majętnych i wykształconych, że swe dobra - materialne i niematerialne, dla dobra kraju przekazać. Stukacie się w głowę, że to naiwność? Może. Ale ja za takim pojmowaniem patriotyzmu tęsknię. I tylko się zastanawiam, jak bardzo rozpaczałby nad losem naszej Polski sam profesor Święcicki, gdyby mu dane było współczesnych czasów dożyć.

Dział: Książki
poniedziałek, 17 czerwiec 2019 22:52

Vice Versa - zapowiedź

Drugi tom serii o nienormatywnych z przymrużeniem oka!
Przezabawny misz-masz gatunków. Mamy tu urban fantasy z przymrużeniem oka, umowny kryminał, pastisz paranormalnego romansu i powieść obyczajową – oficjalna recenzja z portalu lubimyczytac.pl

Dział: Książki
piątek, 31 maj 2019 14:42

Fragment powieści "Zenith"

Porywająca galaktyczna przygoda! Żywiołowi bohaterowie, trzymająca w napięciu akcja i rozległy wszechświat sprawiły, że uzależniłam się już od pierwszych stron!  — Sarah J. Maas

Dział: Książki
środa, 01 maj 2019 11:05

Dzieło przypadku

Na lekturę książki pt. Dzieło przypadku zdecydowałam się, gdy okazało się, że jest to zbiór opowiadań. Lubię czasem sięgnąć po ten gatunek, po części, by odpocząć od powieści, a po części dlatego, by sprawdzić, co to za autor. Nie miałam do tej pory do czynienia z twórczością tego pisarza. Gdy patrzy się na jego biografię, odczuwa się coś w rodzaju podziwu.

Jeffrey Archer jest Anglikiem i ma arystokratyczne pochodzenie. Na przełomie lat 70. i 80. pełnił ważne funkcje w rządzie, typowano go nawet na następcę Żelaznej Damy. Jego pisarska kariera zaczęła się w latach 70 książką Co do grosza. Obecny nakład wszystkich książek Archera przekroczył 100 milionów egzemplarzy i na stałe ugruntował jego pozycję we współczesnej literaturze.

Dzieło przypadku, jak już wcześniej wspomniałam, jest zbiorem opowiadań i trzeba pisarzowi przyznać, że bardzo udanym. Nie są to długie teksty; ich objętość, z wyjątkiem jednego czy dwóch, nie przekracza kilkunastu stron, dzięki czemu czyta się szybko i sprawnie. Nie ma tu niepotrzepanych dłużyzn czy odwlekania zakończenia. Jednak najlepsze w tych historiach jest to, że wspomniane wcześniej zakończenie, trudno przewidzieć. Bywa, że niekiedy autor tworzy kilka alternatywnych wersji zakończenia, pozwalając czytelnikowi wybrać to najlepiej pasujące. Akcja opowiadań toczy się współcześnie, choć zdarza się, że cofa się do lat II wojny światowej i przeważnie dzieje się na terenie Wielkiej Brytanii, choć czasami też przeskakuje do Włoch.

Tematyka opowiadań jest różnoraka. Oto czterej przyjaciele od pokera czynią tytułową Spowiedź z całego życia, nie mając tym samym pojęcia, że to ostatnia szansa na zmianę. Dlaczego młody dziedzic rodzinnego majątku nagle decyduje się wstąpić do seminarium duchownego? Przyznam, że tekst Droga do Damaszku nie tylko mnie najbardziej zaskoczył, ale też i poruszył. Zapamiętam go na długo. Równie pomysłowym i wartym uwagi okazało się opowiadanie Pierwszy zastępca dyrektora banku, bardzo przyjemnie się je czytało i zabawna oraz przemyślana była cała jego koncepcja.

Jefrrey Archer nie pomija żadnego z popularnych motywów. Mamy tu więc zabójstwo, nieuczciwe wzbogacenie się, kosztem cudzej krzywdy, niespodziewane spotkanie z pisarskim idolem, a nawet zdradę i romans. Autor, rasowy gawędziarz, naprawdę potrafi ciekawie opowiadać i chce się go czytać.

Zbiór Dzieło przypadku to lektura dobra dla czytelników mających niewiele czasu na czytanie. Ot, jedno, dwa opowiadania przed snem. Wystarczająco, żeby coś przeczytać i żeby się za bardzo nie zmęczyć. To mądre i pomysłowe teksty, które rozbawią, wzruszą, pozostawią w głębokiej refleksji. Polecam. Dobra pozycja, nie tylko dla fanów autora.

Dział: Książki