Rezultaty wyszukiwania dla: Romans
Fałszywy pocałunek
17-letnia księżniczka Lia z domu Morrighan szykuje się do zamążpójścia, które właściwie zaraz się odbędzie. Mariaż ten to sprawa polityczna, ma połączyć ze sobą dwa królestwa i zapobiec wojnie. Lia jednak nie chce wychodzić za mąż z powodów politycznych za kogoś, kogo nie zna, dlatego decyduje się na ucieczkę.
W odległej, spokojnej wsi ma zamiar rozpocząć nowe życie. Czy zmyli licznych łowców?
Historia z pewnością spodoba się młodszym, nastoletnim czytelniczkom, które będą się identyfikować z rozterkami uczuciowymi Lii oraz wątpliwościami dotyczącymi życiowych decyzji.
Starsi, bardziej wymagający czytelnicy, mogą być nieco zirytowani powolnym tempem narracji oraz brakiem bardziej radykalnych rozwiązań. W trakcie czytania miałam takie wrażenie, że wszyscy bohaterowie są jakby za dobrzy, nawet ci źli, innymi słowy nie czułam grozy sytuacji. Być może młodsi czytelnicy tego nie wyczują.
Książka dzieli się właściwie na dwie części. Pierwsza opowiada o ucieczce głównej bohaterki od rodzinnego przeznaczenia, a pobyt w spokojnej osadzie z dala od domu nie obfituje w zbyt wiele wydarzeń. Lia wciela się w nową rolę dziewczyny służącej, uczy się pracować i sama na siebie zarabiać. Oczywiście taka historia nie może się obyć bez wątku romansowego. Wokół Lii zaczynają się kręcić dwaj przystojni młodzieńcy: Raffe i Kaden. Jeden z nich to niedoszły przyszły mąż, a drugi wysłany zabójca. Który jest który? Autorka stara się mylić tropy i przez pewien czas się jej to udaje. Dla którego z nich serce księżniczki zabije mocniej? Hmmm, tego nie zdradzę, powiem tylko, że obydwaj panowie mają wiele przymiotów.
Druga część powieści to podróż, w trakcie której Lia dowiaduje się więcej na temat swojego daru, poznaje też lepiej krainy na obrzeżach swojego królestwa. Z bezbronnej dotąd dziewczyny rodzi się wojowniczka, na którą trzeba będzie uważać, nie jest bowiem tak łagodna, na jaką do tej pory wyglądała.
Czy Lia odkryje swoje przeznaczenie? Czy pozna prawdę na temat starych manuskryptów? Z kim zwiąże swoje życie: dzielnym, upartym księciem czy gburowatym, odważnym zabójcą?
Fałszywy pocałunek to miła i sympatyczna pozycja na wakacje. Jeśli szukacie dla siebie historii o księżniczce w opałach, przystojnych konkurentach o jej względy, prastarym królestwie z bogatą tradycją oraz naturalnych magicznych darach, to powieść M. E. Pearson Fałszywy pocałunek powinna Wam się spodobać!
"Moja Lady Jane" już w księgarniach
Od wczoraj dostępna jest w księgarniach fantasy historyczna dla młodzieży - "Moja Lady Jane" od Wydawnictwa SQN.
Prześmieszna, fantastyczna, romantyczna i całkowicie (ale tak naprawdę, to wcale nie) prawdziwa historia lady Jane Grey.
Urok Grace'ów
River jest nowa w mieście. Jest tak zwyczajna, jak tylko może być współczesna dziewczyna. Niepozorna z wyglądu, mól książkowy, z nieciekawym drugim śniadaniem, miejscem zamieszkania i mamą, z którą nie umie się porozumieć. W tle majaczy ojciec, który niespodziewanie odszedł i inne problemy, o których na razie bohaterka tylko napomyka półgębkiem.
Całe miasto równie mocno jak podziwia i zazdrości, tak mocno żyje życiem najbogatszej rodziny nazwiskiem Grace. Wszyscy chcieliby się z nimi przyjaźnić, u nich bywać, przez nich być zauważonym lub choć trochę popławić się w blasku ich glorii.
Bliźnięta Thalia i Fenrin oraz ich młodsza siostra Summer to szkolni celebryci. Uczniowie albo ich kochają albo nienawidzą, nie ma opcji pośredniej. Młodzi Grace'owie żyją niczym bogowie, poza granicą wszelkich norm społecznych i obyczajowych. Wszystkich to oburza i bulwersuje, ale nikt nie potrafi być wobec tego obojętny. River także nie jest. Bardzo chciałaby zostać przez Grace'ów zauważona, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że nie ma nic co by ją wyróżniało, a patentami wzdychania i uwieszania się (tak jak u innych) nie chce się posługiwać). I oto zdarza się istny cud. River zaprzyjaźnia się z Grace'ami zaczyna bywać u nich w domu, poznawać ich sekrety i ich samych. Chce odkryć magię, którą jak sama wierzy, bohaterowie się parają, a przy tym sama stać się jej częścią.
Czy nad rodem Grace faktycznie ciąży stara klątwa? Co takiego ukrywa River, dziewczyna o zmienionym imieniu? I czy naprawdę magia istnieje? Czy to może tylko kwestia woli i intencji? Autorka, jakby na przekór, bardzo długo nie daje czytelnikowi jednoznacznej odpowiedzi i chyba to jest najlepsze w całej powieści. Ta dusząca niepewność.
Gdyby natomiast odstawić otoczkę grozy i paranormalności, historia przestawiona w tej książce mogłaby być odbiciem problemów współczesnych młodych ludzi. Samotność, zagubienie, pragnienie akceptacji i rozpaczliwie poszukiwanie swojego miejsca w świecie. Z tym boryka się wielu nastolatków. Grace'owie są może i piękni i bogaci, ale gdy oczyma głównej bohaterki przyjrzymy się im z bliska, zobaczymy, że pomimo zewnętrznego blasku, wcale nie są tacy szczęśliwi, ani cudowni, jak o nich myślą mieszkańcy. Uważny czytelnik wyłapie te problemy, co tylko będzie dodatkowym smaczkiem podczas czytania. Zaburzenia jedzenia, odmienna orientacja, stalking, nadużywanie alkoholu, brak granic stawianych przez dorosłych. Grace'owie są żywym dowodem na to, że pieniądze i pozycja nie dają szczęścia. Wiele ułatwiają, to fakt, ale równie skutecznie odgradzają człowieka od prawdziwego życia.
Urok Grace'ów nie jest jednak dramatem obyczajowym, ten rozgrywa się w tle. Równie mocno zaakcentowany jest tutaj wątek czarów i czarownic. Główna bohaterka tak mocno wierzy w niezwykłość rodzeństwa, że z rozdziału na rozdział trudno oprzeć się gęstniejącej atmosferze. Podskórnie czujemy też, że River szuka magii nie tam, gdzie faktycznie się ona znajduje i dlatego zakończenie tej historii tak zaskakuje. Odkryte sekrety i odmieniona River wgniatają w fotel.
No cóż, dałam się zwieść. Spodziewałam się kolejnego romansu z wątkiem paranormalnym, a tymczasem dostałam niesamowity thriller z pogłębioną analizą psychologiczną. Co z tego wyniknie? Otóż, doczytałam na Goodreads, że istnieje część druga tej historii i zastanawiam się, o czym będzie oraz jak przerwane wątki będą kontynuowane. Autorka zaczęła opowieść z bardzo wysokiego pułapu i moje wymagania czytelnika są teraz dość duże. Czy im sprosta? Nie będę się martwić na zapas.
Jeśli zaś idzie o część pierwszą to Urok Grace'ów niewątpliwie może pretendować do wakacyjnego top 10, ma bowiem wszystko, czego tylko można oczekiwać od takiej historii: ciężki od sekretów i niedomówień klimat, bieżące, aktualne problemy współczesnych nastolatków, zaskakujące tajemnice i magię. Jestem bardzo mile zaskoczona. Polecam. Wreszcie coś ożywczo nowego!
Skażona magia
Czy chęć odkrycia czegoś nowego może doprowadzić do obłędu? Czy pragnienie wspięcia się na wyższy poziom może zniszczyć człowieka? Czy ambicja może sprawić, że już człowiek nie będzie już taki sam, jak wcześniej? Gdy pragniemy coś odkryć, robimy to ze względu na siebie i na otaczający nas świat, by sprawić, by był lepszy. Chcemy odnaleźć samego siebie. Kiedy próbujemy coś odkryć, wynaleźć coś nowego, nie zważamy na konsekwencje. Może zacząć się to wszystko od niewinnych rzeczy. Najpierw pracujemy po godzinach, za chwilę zaczynamy zaniedbywać rodzinę, później powoli popadamy w obłęd. W naszych myślach dominuje tylko coś, co pragniemy stworzyć. Nic innego nie ma znaczenia. Coś się w nas psuje. Sprawia, że zatracamy się w swojej nowej pasji. Nic ani nikt nie może oderwać nas od pracy. Wszystko traci na znaczenia, aż w końcu pewnego dnia możemy uświadomić sobie, że zostaliśmy sami. Zniszczyliśmy to, co najważniejsze, a wtedy nawet nasz wynalazek nie może zapewnić szczęścia. Zapraszam was do zapoznania się z recenzją prequel'a serii ,,Królotwórca, Królobójca", z którą bardzo chcę się zapoznać. Karen Miller zachwyciła mnie swoimi pomysłami, wykreowanym światem oraz bohaterami, którzy wcale nie są tacy dobrzy. Autorka nie boi się podejmować trudnych tematów, które, choć pojawiają się w fantastycznym świecie, to są jak najbardziej obecne w naszym świecie. ,,Skażona magia" to opowieść o upadku człowieka, chorej ambicji, która potrafi doprowadzić do zguby i miłości, która zaślepia. Niesamowita, magiczna, mroczna - zachwyciła mnie i sprawiła, że pragnę więcej!
Setki lat przed wielką Wojną Magów był sobie kraj nieświadomy, że znalazł się na skraju katastrofy…
Młoda i porywcza Barl pragnie sprawdzić granice swojego magicznego potencjału. Jednak z powodu surowo przestrzeganej hierarchii społecznej studiować mogą tylko magowie o wysokim pochodzeniu. Barl rozpaczliwie pragnie się uczyć, a ten zapał pcha ją ku buntowi, przez co dziewczyna popada w konflikt z Radą Magów. Okazuje się, że być może już nigdy nie będzie mogła posługiwać się mocą. Wtedy poznaje Morgana Danfeya, członka Rady. Barl i Morgan uświadamiają sobie, że razem potrafią stworzyć niezwykłe nowe zaklęcia. Lecz pokusa, jaką niesie tak potężna moc, obnaża mroczną stronę duszy maga, który wkrótce rzuci kraj na kolana.
Skażona magia to opowieść rozgrywająca się w tym samym świecie, co wydarzenia przedstawione w bestsellerowej serii Karen Miller „Królotwórca, Królobójca”.
Dorana pełna magii jest najbardziej wpływowym krajem na świcie. Nic nie może jej powstrzymać. Nikt nie śmie jej zaatakować. Każdy wie, że to miejsce, w którym dzieją się niewyjaśnione rzeczy, a ludzie posiadają tajemnicze zdolności. Dorana to miejsce, którego nie można pokonać. Do czasu...
Barl Lindin to pospolity mag o niezwykłej mocy. Młoda kobieta o wybuchowym temperamencie wie, że osiągnie w życiu coś ważnego. Pragnie stać się najpotężniejszym magiem w Doranie, ale z racji na jej pospolite urodzenie, nie ma szansy zrealizować tego marzenia. Pracująca w zakładzie wytwarzającym zegary dziewczyna nie potrafi zaakceptować tak jawnej niesprawiedliwości. Barl pragnie uczyć się w Akademii w Elvado, która kształci najsilniejszych magów w całej Doranie. Warunek jest jedne - uczniami mogą zostać tylko osoby o szlacheckim pochodzenie. Barl Lindin nie boi się wyzwań, a nauka w najlepszej szkole magii w kraju staje się jej obsesją...
Morgan Danfey jest najmłodszym członkiem Rady odpowiedzialnej za porządek w Doranie. Niesamowicie uzdolniony młody mężczyzna pragnie być kimś więcej. Chce zostać magiem, o którym będzie się mówiło wiekami. Od jakiegoś czasu pracuje nad niezwykle trudnym zaklęciem, które ma zapewnić bezpieczeństwo kraju przed każdym wrogiem. Morgan wie, że jeśli czegoś nie zrobi, jego praca pójdzie na marne. Czuje, że do Dorany zbliża się wielkie niebezpieczeństwo i ma zamiar być tym, który je powstrzyma...
Gdy ścieżki tych dwóch magów się skrzyżują, nikt nie będzie bezpieczny. Razem mają wystarczająco dużo mocy, by uratować Dorane lub ją zniszczyć. Coś się zbliża, ciemność nadciąga, a w magię powoli sączy się jad, którego nic nie może powstrzymać....
,,Skażona magia" to niezwykle tajemnicza, budząca grozę powieść opowiadająca o upadku człowieka. Mrocznej walce z samym sobą, która może albo wszystkich zniszczyć, albo ocalić. To historia człowieka, który dążąc do doskonałości, spadł w najgorsze otchłanie piekła. Próbie uratowania tego, co zostało nieumyślnie zniszczone. Ta opowieść o pewnego rodzaju pamiętnik osób, których chęć zrobienia czegoś dobrego doprowadziła do chorej ambicji, a ta do zniszczeń, których nic nie może naprawić. To również historia o miłości, która sprawia, że człowieka staje się ślepy na niepokojące sygnały i zaczyna dostrzegać prawdę wtedy, gdy jest już za późno. Karen Miller jest niezwykle zdolną autorką, która potrafi ukazać czytelnikowi wykreowany przez siebie świat w każdej odsłonie. ,,Skażona magia" to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku. Nie spodziewałam się takiego zakończenia, tak wielkiej burzy emocji, które do tej pory nie chcą mnie opuścić. Na samym początku nie przeczuwałam, że tak bardzo mną wstrząśnie i zaszokuje. Myślałam, że natrafiłam na kolejny romans z magią w tle, a tymczasem dostałam opowieść o destrukcyjnej stronie miłości, która sprawia, że człowiek staje się słaby oraz historię o upadku tak niezwykłych osób, których ambicja doprowadziła do szaleństwa. ,,Skażona magia" zniszczyła moje serce i sprawiła, że przez pewien czas tkwiłam w pewnym letargu, z którego naprawdę trudno było się obudzić!
Barl Lindin to młoda kobieta, której porywczy charakter i niezwykły upór, sprawiają, że kłopoty zawsze ją znajdują. Dziewczyna jest pewnym siebie magiem, który wie, co takiego potrafi i uwielbia przekraczać granice. Pragnienie uczęszczania do Akademii staje się jej obsesją, a wszelkie odmowy są strzałem w jej niezachwianą dumę. Barl pragnie walczyć z system, w którym tylko magowie o szlacheckim pochodzeniu mają coś do powiedzenia. Sarkastyczna, dumna, uparta dziewczyna nigdy się nie poddaje. Wybuchowy charakter wpędza ją w kłopoty, które z czasem zmienią wszystko. Remmie to bliźniak Barl. Spokojny, opanowany, pogodzony ze swoi losem nie ma zamiaru się wychylać. Pragnie domu, pracy z dziećmi oraz miejsca, z którego nie będzie musiał nigdy uciekać. Kiedy umierali jego rodzice, złożył im przysięgę na łożu śmierci, iż zawsze będzie się opiekował upartą siostrą. Niezwykle lojalny, łagodny mężczyzna robi wszystko, by uratować Barl przed samą sobą. Morgan przeżył w swoim życiu wiele tragedii. Śmierć matki we wczesnym dzieciństwie, wychowanie surowego ojca, ukochana, która zmarła mu na rękach - nic nie może wyrwać go z letargu, w który wpadł. Jakby jeszcze tego było mało, jego ojciec umiera, a mężczyzna przekonany jest, że jego ojczyźnie grozi niebezpieczeństwo. Ambitny, niezwykle wrażliwy mag pragnie stworzyć zaklęcie, które pomoże przegnać wrogów, ale z każdą kolejną próbą jest coraz bardziej zdesperowany. Kiedy drogi Barl i Morgan się krzyżują, pomiędzy tą dwójką wybucha namiętność, a pragnienie stworzenia czegoś niezwykłego popycha ich w stronę niebezpiecznych czarów. Czy uda im się uratować Dorane przed niebezpieczeństwem? A może to oni będą jej zagładą?
,,Skażona magia" to zaskakująca, mroczna, wciągająca powieść, o której nie można szybko zapomnieć. Dajcie się porwać Karen Miller do świata, w którym magia nie jest tematem tabu, a ludzie korzystają z niej na każdym kroku. Zobaczcie walkę człowieka z samym sobą. Poznajcie historię, która rozpoczęła wszystko i dowiedźcie się, jak początkowa nienawiść może zmienić się w miłość, która może zniszczyć wszystko. Jeśli szukacie historii, która was zaskoczy i sprawi, że nie będziecie mogli o niej zapomnieć, to sięgnijcie po ,,Skażoną magię". Polecam!
Zatrzymać gwiazdy
Rzadko spotyka się romans, w którym już na wstępie zdradza się zakończenie, a co więcej bardzo prawdopodobne, że para głównych bohaterów kochanków poniesie śmierć. Jeśli dodać do tego, że znajdują się w przestrzeni kosmicznej bez szans na ratunek, a powietrza mają tylko na 90 minut, to robi się bardzo interesująco. Skąd się tam wzięli? I dlaczego czeka ich tak dramatyczny koniec? Taką zagadką raczy swoich czytelników Katie Khan w swojej debiutanckiej powieści Zatrzymać gwiazdy. Brzmi intrygująco?
Świat, jaki znamy i w którym żyjemy obecnie, już nie istnieje. Na skutek wojennych kataklizmów i użycia przez światowe mocarstwa broni nuklearnej, Stany Zjednoczone i Bliski Wschód przestały istnieć. Ocalała Europa, chcąc się ratować, stworzyła utopijny ustrój społeczny, którego podstawą jest tzw. Rotacja. W praktyce oznacza to, że obywatele muszą co 3 lata zmieniać miejsce zamieszkania. Ma to sprzyjać poznawaniu innych kultur i niwelowaniu różnic. Nie zawiera się poważnych związków, a jedynie przygodne relacje, a rodziny oraz dzieci można mieć dopiero po 40. roku życia.
W powieści pobrzmiewają echa Nowego, wspaniałego świata autorstwa Aldousa Huxleya i podejrzewam, że to właśnie na cześć tego pisarza autorka nadała jednemu z urzędników jego imię. To także z tej powieści zaczerpnięty został motyw społecznej rozwiązłości czyli zachęcania obywateli do przygodnego seksu, jak i kiedy się spodoba. Młodzi bohaterowie są co prawda dopiero drugim pokoleniem żyjącym w tym ustroju, a już widać wyraźnie, że ta powierzchowność i płytkość relacji wielu bardzo przypadła do gustu i zakorzeniła się w ich świadomości na tyle, że próby stworzenia czegoś stałego są postrzegane jako dziwactwo.
Jak zawsze jednak w takim ustroju znajdzie się ktoś, kto zapragnie żyć inaczej, tak jak kiedyś.
Carys jest pilotem agencji kosmicznej, Max to kucharz, marzący jednak o czymś więcej. Kiedy się poznają coś między nimi iskrzy, choć nie powiedziałabym, że to wybuch supernovej. Wyraźnie widać, że mogłoby coś z tego być, więc bohaterowie krążą wokół siebie, chcieliby, ale nie wypada, bo reguły społeczne, itd. Prawda jest taka, że wychowani w mocno zlaicyzowanym pod względem zasad świecie, Carys i Max muszą dorosnąć do bycia razem i do podjęcia kilku ważnych decyzji. Podróż w kosmos ma być sprawdzianem ich decyzji.
Podobało mi się, że Carys i Max nie są nastolatkami, tylko ludźmi pod trzydziestkę. Dzięki temu fabuła ma zupełnie inny wymiar; nie ma tu łez, wątpliwości i małoletnich dylematów. Jest za to dwoje dorosłych ludzi, którzy próbują coś razem stworzyć, a do ideałów im daleko. Na tym przecież polega życie; trzeba ze sobą rozmawiać, docierać się, razem dojrzewać, słowem łamać się z życiem. Coś może się nie udać, nie ma stuprocentowej pewności, że będzie jak w bajce. Ale na tym przecież polega dorosły związek.
Finał składa się z trzech wariantów zakończenia. Plusem tego jest możliwość wybrania, który wariant najbardziej przypadł czytelnikowi do gustu. Nie jestem jakąś wielką zwolenniczką dramatów, ale osobiście najbardziej realne i logiczne wydało mi się zakończenie numer trzy.
Przeróżne recenzje w Sieci nazywają Carys i Maxa nowymi Romeo i Julią. Nie do końca się z tym zgadzam, bo w moim odczuciu Romeo i Julia byli parą niedojrzałych emocjonalnie nastolatków, zaś Carys i Max to dorośli ludzie, rozsądni i myślący, a także pełni wad, przez co prawdziwsi i bardziej wiarygodni. Myślę, że powieść Zatrzymać gwiazdy nie potrzebuje takich porównań, bo jej fabuła świetnie obroni się sama. Na przykładzie głównych bohaterów widzimy, że do miłości i bycia razem, trzeba razem dążyć i razem dojrzewać. Osobno nie zdziałają nic, razem mogą osiągnąć bardzo wiele.
Zatrzymać gwiazdy to piękna i mądrze napisana powieść. Pochłania swoją fabułą, jak kosmos, w którym się toczy.
Polecam. Wartościowa pozycja.
"Tysiąc odłamków dla ciebie" już w sprzedaży!
10 maja premierę miał pierwszy tom cyklu science-fiction dla młodzieży - Firebird.
Tysiąc żyć. Tysiąc możliwości. Jedno przeznaczenie.
Marguerite Caine dzięki swoim rodzicom – wybitnym fizykom – od dziecka poznaje najśmielsze teorie naukowe. Najbardziej zdumiewający wśród nich jest najnowszy wynalazek jej matki, urządzenie nazwane Firebirdem, pozwalające na podróż do równoległych wymiarów.
Gdy ojciec Marguerite zostaje zamordowany, wszystkie poszlaki wskazują na jedną osobę – Paula Markova, błyskotliwego, ale enigmatycznego asystenta jej rodziców. Zanim dosięgnie go ramię sprawiedliwości, Paul ucieka do innego świata. Nie bierze jednak pod uwagę determinacji Marguerite.
Z pomocą Theo, drugiego asystenta rodziców, Marguerite ściga Paula poprzez różne wymiary. W każdym świecie, do którego przeskakuje, spotyka inną wersję Paula, co sprawia, że zaczyna wątpić w jego winę i przestaje dowierzać własnemu sercu. Już niebawem wplątuje się w romans równie niebezpieczny, jak i kuszący.
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron:
Oprawa:miękka
ISBN: 978-83-7686-554-6
Cena: 39,90 zł
Konkurs - "Upadli"
Mistrz gry emocjami i magią, reżyser Scott Hicks, autor niezapomnianego „Blasku” przedstawia ekranizację światowego bestsellera autorstwa Lauren Kate.
Oskarżona o spowodowanie tragicznego w skutkach pożaru nastoletnia Lucinda „Luce” Price trafia do szkoły z internatem. Próbując otrząsnąć się z poczucia winy i odkryć prawdę o tym co się stało, Luce wdaje się w niezwykłą znajomość z dwoma tajemniczymi młodymi mężczyznami. Wkrótce odkryje, że są oni upadłymi aniołami, którzy od wieków rywalizują o jej miłość. Jeśli tak – kim w takim razie jest ona sama i gdzie jest jej miejsce na Ziemi?
Upadli
Po latach powieść „Upadli” spod pióra Lauren Kate doczekała się swojej ekranizacji w reżyserii Scotta Hicksa. Czy jednak film zadowolił fanów i przede wszystkim, czy jest wart naszej uwagi?
Nastoletnia Luce (Addison Timlin) jest uważana za chorą psychicznie. Kiedy cudem udaje jej się uciec z pożaru, w którym ginie jej chłopak, dziewczyna trafia do szkoły z internatem przeznaczonej dla trudnej młodzieży. Tam spotyka milczącego Daniela (Jeremy Irvine) i ma wrażenie, jakby znała go od zawsze. Poznaje również Cama (Harrison Gilbertson), chłopaka, który sprawia kłopoty i wyraźnie jest nią zainteresowany. Tylko czy Luce może pozwolić sobie na zabawę i beztroską, młodzieńczą miłość, gdy wciąż otaczają ją cienie?
Ogromnie ucieszyłam się widząc tytuł „Upadli” w zapowiedziach Monolith Studio. Do oglądana zabrałam się z wielkim entuzjazmem, który jednak szybko przerodził się w zawód i lekkie rozgoryczenie. Po tylu świetnych ekranizacjach, które oglądałam w ostatnich latach, Lauren Kate dostały się okruchy. Nawet „Ciepłe ciała” i „Akademię Wampirów”, których filmowe wersje potraktowane zostały w nieco komediowy sposób, oglądałam z prawdziwą przyjemnością. Miały w sobie to coś, czego w „Upadłych” zupełnie nie ma.
Niestety scenariusz został napisany w dużym skrócie. Wszystko dzieje się zbyt szybko zostało pominiętych wiele wydarzeń i istotnych szczegółów. Właściwie to nawet nie jestem pewna, w jaki sposób bohaterka na filmie doszła do swoich różnych wniosków. Nie było też zbyt wyraźnie widać łączącego główne postacie uczucia, zwłaszcza ten „trójkąt miłosny” zszedł na dalszy plan, a jest on dość istotną częścią historii.
Film ma jednak również swoje plusy. Pierwszym z nich jest zdolny, młody aktor, który zagrał Daniela (Jeremy Irvine). Zrobił to bardzo dobrze i na ekranie wyraźnie widać jak się męczy ze swoimi uczuciami i trudnym, niemożliwym wręcz wyborem. Drugim jest naprawdę piękna sceneria. Stary pałacyk, klimaty rodem z angielskiej wsi, cudowna biblioteka i wyróżniająca się na tle starego budynku, pełna życia młodzież. Jest na co popatrzeć. Odrobinę rozbawiły mnie, ale również przypadły mi do gustu nietypowe skrzydła, które otrzymali tytułowi Upadli. Z pewnością nie można odmówić im oryginalności.
Podsumowując - „Upadli” to kolejna produkcja, którą oglądało się sympatycznie, ale bez której mogłabym się obejść. Myślę, że fani twórczości Lauren Kate z przyjemnością obejrzą ekranizację, chociaż by po to, żeby porównać czy właśnie tak sobie to wszystko wyobrażali. Dla przeciętnego odbiorcy jednak film może być nieco niezrozumiały, a produkcja po prostu sztampowa. Warto jednak dać temu tytułowi szansę, zwłaszcza gdy jest się miłośnikiem tego typu kina.
Trilby. Iluzja miłości
Powieść dziewiętnastowieczna zajmuje obszerną półkę, z której nieprzebranych skarbów można czerpać bez końca wciąż odnajdując coś nowego. Tak też trafiłam na ”Trilby. Iluzja miłości” George'a du Mauriera – autora, którego wcześniej znałam jedynie jako rysownika. Znakomitego rysownika. Czy jednak jego powieść przekonała mnie do jego talentu literackiego – trudno na to odpowiedzieć, bo wobec „Trilby” stoję z bardzo ambiwalentnymi odczuciami – raz uważając ją za dzieło niezwykłe, to znów roztrząsając jej niedoskonałości. Ale do rzeczy.
Tytułowa Trilby to piękna i szlachetna dziewczyna z niższej warstwy społecznej, stanowiąca inspirację wielu paryskich artystów. Jest pogodna i szczera, jednak nie ma złudzeń dotyczących swojego położenia. Czyste i pozbawione egoizmu uczucie do młodego malarza nakazuje jej porzucić myśl o szczęściu u jego boku i wpędza w tragiczną sytuację. Reszta dramatu, a właściwie większość powieści, naznaczona jest właśnie tą wymuszoną obyczajem decyzją.
Podtytuł książki sugeruje, iż stanowi ona głównie o miłości, czy raczej jej „iluzji”. Prawdopodobnie odnosi się to głównie do sztuczek hipnotycznych, które przywiązały Trilby do Svengalego. Podtytuł jest jednak pomysłem tłumaczki, a ja nie odniosłam wrażenia by był to wątek dominujący. Tematy poruszane w powieści krążą wokół kondycji moralnej człowieka, jego wewnętrznych rozterek w zetknięciu z nieubłaganymi prawami świata i odnajdywaniu się w min. Widać to na przykładzie beztroskich młodzieńców, którzy po latach stają się dumnymi książętami; mężczyzn stających przy boku mało zajmujących acz bogatych panien i – w końcu – poszukujących duchownych, którym prawdy wiary stały się zbyt ciasne by pomieścić ich światopogląd. Spojrzenie du Mauriera na obyczaje i przesądy chyba najlepiej oddają losy Trilby – autor daje wyraźnie do zrozumienia, iż widzi nierówność płci wobec obyczaju i nie jest mu ona obojętną. Opisał dramat kobiety, której status społeczny i pewne epizody z życiorysu – które mężczyznom uchodzą bez konsekwencji – jej złamały życie i pociągnęły za sobą kilka innych nieszczęść. To ciekawy i światły wątek, a jednak ta walka z przesądami traci nieco wymowę wobec uprzedzeń na tle rasowym i narodowościowym, jakim co i rusz autor daje wyraz.
Jednym z najbardziej zajmujących wątków powieści jest wiara. Są to fragmenty, które ukazują możliwości du Mauriera – na przykład rozterki młodego malarza noszące znamiona takiej prawdziwości i intensywności doznań, iż sprawiają wrażenie osobistych wynurzeń autora. Podobnie wyznanie wiary Trilby, rozprawiającej o swoim rozumieniu zadośćuczynienia za grzechy, to przejmujący i przemyślany fragment – i doskonale obrazuje niezwykłość dziewczyny. „Żaden pastor na świecie, nawet papież w Rzymie nie sprawi, żebym kiedykolwiek zwątpiła w papę albo uwierzyła w jakąkolwiek karę po tym, przez co wszyscy musimy przejść tutaj!” Te słowa uderzają.
Powieść chwilami urzeka, a pośród jej bohaterów można odnaleźć prawdziwe perełki. Niemniej portrety kreślone przez George'a du Mauriera nie są zbyt wnikliwe, daleko mu do rozbudowanych obrazów Henry'ego Jamesa. Stylem zmierzają nieco w kierunku dickensowskich indywiduów, nie dosięgają jednak ich mistrzostwa. Są zbyt powierzchowne i chaotyczne, gdzieniegdzie tylko uchylają rąbka by ujawnić więcej – właśnie tam, gdzie zapalają się do rozmyślań nad religią i porządkiem świata.
Sama konstrukcja powieści jest rozpisana w sposób dość zgrabny – forma swobodnej relacji rozlewającej się niekiedy poza główny nurt powieści, odwołania do czasów współczesnych opowiadającemu, anegdoty, uwagi, charakterystyki. Klasyka we wdzięcznej formie. Jednak tę strukturę psuje wrażenie powierzchowności, pośpiechu i nieładu – jakby autor nie zdążył dokonać ostatnich poprawek, które nadałyby wszystkiemu sens i uczyniły „Trilby” arcydziełem. Bo powieść niewątpliwie ma potencjał – podejmuje ciekawe tematy społeczne, obyczajowe i egzystencjalne w scenerii dziewiętnastowiecznych Paryża i Londynu; jej bohaterzy mierzą się z uczuciami i namiętnościami różnej natury; a nad losami głównej bohaterki unosi się demoniczny muzyk o zdolnościach hipnotyzerskich – zjawisko tyleż tajemnicze co realne. Cóż, gdy potencjał powieści nie został w pełni wykorzystany i pozostawił po sobie jedynie wrażenie tego, czym powieść zapewne była w zamierzeniach Georga du Mauriera.
Na koniec kilka słów należy się fizycznej emanacji książki. Otóż wewnątrz jest ciekawie – szary miękki papier bogato zadrukowany wspaniałymi rycinami du Mauriera doskonale oddającymi treść powieści. Dlatego nie pojmuję – bo doprawdy trudno to zrozumieć – czemu projektant okładki nie poszedł tym tropem. Okładka ta bowiem to twór po prostu kiczowaty, przywołujący na myśl kiepski romans hrabianki z księciem, zupełnie nie przystający do – skądinąd zajmującej – powieści psychologiczno-obyczajowej. I choć można mieć pewne zastrzeżenia do samego dzieła – z pewnością nie zasłużyło na tak nędzną oprawę.
Najdłuższa noc
Byłam w sporej grupie ludzi, którzy wiele sobie obiecywali po „najdroższym polskim serialu”, czyli Belle Epoque. Byłam też w niewiele mniejszej grupie ludzi, którzy po pierwszym odcinku tegoż poczuli głębokie rozczarowanie – drogie kostiumy i scenografia nie były w stanie zakryć naiwności scenariusza i nijakich bohaterów. Liczyłam, że szeroko rozreklamowana produkcja obroni się jednak – w formie książkowej. Dlatego też z wiarą sięgnęłam po „Najdłuższą noc” autorstwa scenarzystów serialu, Marka Bukowskiego i Maciej Dancewicza.
Historia zaczyna się u progu XX wieku, równolegle w Krakowie, gdzie dokonywane są morderstwa na przypadkowych – zdawałoby się – kobietach, oraz na płynącym na Madagaskar statku Legion, na którym znajduje się między innymi młody Polak Jan Edigey-Korycki. Edigey uciekł z rodzinnego miasta po nieszczęśliwym – wskutek starań rodzin obu stron – romansie z arystokratką Konstancją, jednak wkrótce dowiaduje się, że musi wrócić do Polski: zmarła jego matka. Tymczasem w Krakowie dawny znajomy Jana, Henryk Skarżyński, w swym eksperymentalnym laboratorium wykorzystującym najnowsze osiągnięcia nauki w służbie kryminalistyki, wraz z wyemancypowaną siostrą Weroniką pracuje nad odkryciem tożsamości mordercy kobiet. Niebanalny intelekt Skarżyńskich w połączeniu z odwagą i determinacją Jana stają się potężną bronią przeciwko nieuchwytnemu zbrodniarzowi i skostniałym metodom śledczym galicyjskiej policji…
Powyższy opis z konieczności skrótowo i bez spojlerów oddaje to, co można znaleźć zarówno w książce, jak i w serialu. Nie wiedząc, jak dalej potoczyły się wydarzenia w Belle Epoque, mogę z całą pewnością rzec jedynie, że fabuła pierwszego odcinka i książki w pewnym momencie się rozchodzą. To dobrze, ponieważ czytelnik, który widział chociaż kawałek serialu, nie ziewnie z nudów. To jednak również źle – z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, niemal połowę wątku Jana w „Najdłuższej nocy” zajmuje jego podróż na Madagaskar i z powrotem, a także bogate retrospekcje, wskutek czego linia kryminalna sprowadza się do: przyjechał – pokłócił się z policją – dostał mądrą książkę, która otworzyła mu oczy na modus operandi mordercy – zdemaskował mordercę… Wydarzenia dzieją się zbyt szybko, a Jan tak naprawdę nie jest stroną aktywną w śledztwie – dostaje w swoje ręce poszlaki, wpada (dosłownie!) na tropy zamiast faktycznie ich szukać. Jego poszukiwania prawdy są tak chaotyczne, że gdyby nie pomoc imperatywu narracyjnego, nie znalazłby własnego fraka, a co dopiero sprytnego mordercy. Po drugie – okazuje się, że z tym zbrodniarzem to wcale nie taka prosta sprawa i że Jan Edigey-Korycki też może się mylić. To akurat dla logiki książki dobrze. Gorzej, że faktyczne wyjaśnienie zostaje upchnięte w epilogu, przedstawione w sposób naiwny i na zasadzie „…a potem bohater obudził się i odkrył, że cała fabuła niniejszej powieści mu się tylko przyśniła”. To już wolę Jana-superbohatera, który samą swoją obecnością rozwiązuje zagadki kryminalne…
Kolejną bolączką „Najdłuższej nocy” są bohaterowie. Ich jednowymiarowość aż boli. Weronika to Postępowa Feministka, Henryk – Typowy Nieśmiały Intelektualista, Jan – Buntownik z Wyboru, Orest – Ojciec Buntownika… Postacie grają przypisane im role i czynią to równie niewiarygodnie jak aktorzy w serialu Belle Epoque. Brak pogłębionego psychologizmu, możliwości wczucia się w bohaterów. Gdyby to był klasyczny kryminał stylizowany na epokę Agaty Christie, byłoby to uzasadnione, ale „Najdłuższa noc” nie może się zdecydować, czym właściwie jest. Jeśli kryminałem – pół powieści nadaje się do kosza, ponieważ do śledztwa ma się nijak (mowa o wszystkich egzotycznych przygodach Jana). Jeśli prozą gotycką (czy wręcz neogotycką, biorąc pod uwagę rozszalały postmodernizm w opisach przestrzeni) – brak psychologii i fabuły, która pozwala poczuć dreszczyk.
Czy jest zatem coś, co się Bukowskiemu i Dancewiczowi udało? Niewątpliwie to język i przestrzeń topograficzna tekstu. Czytając „Najdłuższą noc”, poczułam mrok krakowskich uliczek, napięcie wiszące w powietrzu, zobaczyłam gaszone lampy uliczne. Madagaskar udał się autorom trochę gorzej, ale opisy są nadal wysokiej jakości. Z tekstu tchnie brud, mrok i niebezpieczeństwo, podszyte absurdalną nutką postmodernistycznych zagrywek (chociażby smakowite odniesienia do krakowskiej rzeczywistości XXI wieku, by wymienić tylko wszechobecny smog). Naprawdę szkoda, że w tym misternie zbudowanym świecie zabrakło fabuły, tak jak w kosztownej scenografii Belle Epoque zabrakło spójnej i wiarygodnej historii.