Rezultaty wyszukiwania dla: Rea
Moc amuletu
Moc amuletu rozpoczyna cykl Midnight Chronicles autorstwa Laury Kneidl i Bianci Iosivoni. Ten tytuł jest dość zaskakujący. Po pierwsze – autorki znane są z powieści, które można zaliczyć do gatunku YA/NA. Po drugie napisanie dobrej powieści fantastycznej nie jest łatwym zadaniem, nawet jeżeli książka skierowana jest do młodzieży. Czy autorkom udało się stworzyć lekturę, od której nie można się oderwać?
Roxy Blake jest hunterką. Razem ze swoim partnerem, Finnem, patroluje Londyn i szuka różnych dziwnych stworów, duchów, demonów, które odsyła tam, gdzie jest ich miejsce, czyli do podziemi. Dziewczyna skrywa sekret, a czas, żeby wykonać niemożliwe zadane, nieuchronne upływa. Gdy pewnego wieczoru ratuje chłopaka, opętanego przez ducha, Roxy nie spodziewa się, że sprawy nie potoczą się tak jak zazwyczaj. Czynności życiowe uratowanego tajemniczego zanikają, co nie jest „normalne”, więc chłopak ląduje w kwaterze hunterów. Gdy się budzi to okazuje się, że nic nie pamięta. Nie wie kim jest. Mężczyzna nadaje sobie imię Shane i okazuje się, że jest bardzo utalentowany, dlatego rozpoczyna szkolenie na huntera. Jednak okazuje się, że nie wszyscy zmarli odeszli na zawsze, a przywrócenie pamięci bywa bardzo trudne.
To dopiero pierwsza część cyklu, ale ja już nie mogę doczekać się kolejnej. Świat hunterów jest ekscytujący – pełny przedziwnych stworów, magii, różnych dziedzin walki z potworami i innymi kreaturami, a nie wszystko poznaliśmy w pierwszej części. Wydarzenia, które zawarte są w Mocy amuletu, dopiero rozpoczynają prawdziwą akcję, co można wywnioskować po rewelacjach, jakie zafundowały nam autorki w zakończeniu. Tutaj pojawia się zaczątek jednego wątku i coś czuję, że połączy się z dwoma pozostałymi – misją Roxy i przeszłością Shena. Tożsamość mężczyzny jest czarną kartką, a on nie ma żadnych wspomnień z czasu sprzed opętania. Czuję, że nie jest on obojętny dla fabuły, ale to, że autorki nie zdradziły niemal nic na jego temat, jeszcze bardziej podsycało moją ciekawość podczas lektury. Gdyby rozrysować linię akcji całej serii to czuję, że jesteśmy dopiero na samym początku, a to co wydarzy się w kolejnych części bardzo nas zaskoczy. Moc amuletu ma w sobie wszystko to, co ma mieć ciekawa książka; taka, po lekturze której bez wahania sięgnęlibyśmy po kolejną część – intrygujący i mroczny świat pełen potworów, akcję, tajemnice, sekrety i rewelacyjnych bohaterów.
Hunterzy prezentują wachlarz charakterów. Są zwinni, szybcy, odważni i dowcipni. Roxy skrywa swoje prawdziwe ja za kurtyną sarkazmu, obojętności. Korzysta z życia, ale jednocześnie boi się dnia następnego. Chęć uratowania kogoś bliskiego jest jej siłą napędową; daje jej odwagę. Chociaż wiele o niej wiemy, to nadal jest dość tajemnicza. Shane’a nie da się nie lubić, ale jego zapomniana przeszłość, ze strony na stronę coraz bardzie intryguje. Co kryje się w jego pamięci? Mam nadzieję, ż autorki bardzo nas zaskoczą, bo w Mocy amuletu nie dały zbyt wielu wskazówek. Miałam o wątku miłosnym nie wspominać, ale nie mogę, bo jest on tak poprowadzony, żeby doprowadzić czytelnika do szaleństwa. Czuć chemię między bohaterami, ich wzajemne przyciąganie, ale… To za mało! Jednak patrząc na to wszystko z drugiej strony, dobrze, że autorki pozwoliły tej relacji się rozbudowywać.
Moc amuletu to bardzo dobra książka. Pełna tajemnic, akcji i magii. Jeżeli polubiliście Nocnych Łowców, to pokochacie Hunterów!
Droga wiedzie przez sen
Droga wiedzie przez sen to trzeci, ostatni tom historii o grupie nastolatków obdarzonych niezwykłymi mocami, którzy walczą ze swoim przeznaczeniem i kilkusetletnią klątwą. Jak potoczyły się losy Alicji, Nikodema i pozostałych mieszkańców Czarcisławia?
Wydarzenia opisane w bieżącym tomie stanowią bezpośrednią kontynuację poprzedniego, dlatego warto sięgnąć po niego od razu po zakończeniu lektury, Nie wywołuj wilka z lasu. Dzięki temu nie uciekną Wam żadne szczegóły fabularne. A już na pewno nie sięgajcie po trzeci tom bez znajomości poprzednich (z własnego doświadczenia wiem, że i takie sytuacje się zdarzają).
[UWAGA! SPOILER ALERT! Poniższy akapit zawiera informacje zdradzające rozwój wydarzeń w pierwszym i drugim tomie, jeśli jeszcze czekasz z ich lekturą, przeskocz od razu do kolejnego akapitu.]
Rytuał, który miał unicestwić klątwę ciążącą nad czterema przeklętymi rodami, nie powiódł się. Pozornie wszystko przebiegło bez zakłóceń - Nikodem okazał się koryfeuszem i dzięki pomocy Alicji odnalazł naczynie, dzięki któremu było możliwe przeprowadzenie ceremonii. Jak się jednak okazało tuż po zakończeniu obrzędu i ku zgrozie Alicji, to nie Nikodem jej towarzyszył, a jego brat bliźniak, o którego istnieniu nie zdawała sobie nawet sprawy. Zresztą nie tylko ona – bracia od lat naprzemiennie zamieniali się miejscami. Dzięki zaklęciu makowego kwiatu każdy z nich zapadał w półroczny sen, by następnie wejść w rolę tego drugiego. Tyle tylko, że Mikołaj zaczął mieć już dosyć tej maskarady i zapragnął żyć własnym życiem.
Brzmi obłąkańczo i nierealnie? Na szczęście zwięzły opis wypada słabiej niż jego realizacja – podczas lektury szalony pomysł autorki nie gryzie tak bardzo i właściwie powieść czyta się lepiej niż tom drugi, który - nie będę ukrywała - irytował dość mocno.
Najmocniejszą stroną całego cyklu jest wykreowany przez Karinę Bonowicz świat, opierający się mocno na słowiańskim folklorze. Wśród bohaterów mamy strzygi, nocnice i wilkołaki, są rytuały opierające się na fazach Księżyca i mroczne legendy z zamierzchłych czasów. Nie brakuje dawki grozy i niepewności co do tego, komu można ufać i czy każdy jest tym, za kogo się podaje. Akcja jest dynamiczna, czasem może aż nadto; dzieje się tu naprawdę dużo i z pewnością nie można narzekać na nudę.
Jest jednak pewne “ale”, a właściwie “ALE” - takie wielkie, pisane gigantycznymi wersalikami. I jest to “ale” niezmienne już od pierwszego tomu, a mianowicie postać głównej bohaterki. Początkowo Alicja dała się poznać jako dziewczyna niby inteligentna, a jednocześnie głupia jak przysłowiowy but. W nic nie wierzy, nic nie rozumie, postępuje irracjonalnie i irytująco. Tym razem jednak przeszła samą siebie. Po pierwsze, dopiero co zdążyła się wykaraskać z niebezpiecznej przysięgi, której złamanie groziło jej śmiercią, a po chwili bez większych oporów składa niemal identyczną i to wobec niemal obcego jej człowieka. Po drugie, jest nieposkromiona emocjonalnie. Pomijając zdawkowe znajomości, ma bliski kontakt z trzema chłopakami i w obecności KAŻDEGO z nich traci rozum, z jednym się całując, z drugim flirtując, z trzecim idąc do łóżka. I to w ciągu kilku dni. Może jestem jakaś niedzisiejsza, ale jakoś mi to zgrzyta.
Mówiąc krótko, Droga wiedzie przez sen to udane zwieńczenie całego cyklu, mimo że autorka pozostawia nas z otwartym zakończeniem, a seria to ciekawa historia, której najsłabszym punktem jest główna bohaterka. Tu jednak warto wspomnieć, że jest „Gdzie diabeł mówi dobranoc” jest skierowany do młodzieży, więc może docelowi czytelnicy odbiorą Alicję z większym zrozumieniem.
Miłość wśród zbrodni? Słynne pary w kryminałach
Nic tak nie zbliża, jak wspólna sekcja zwłok... To żart, rzecz jasna, niemniej, faktem jest, że uczucie może się pojawić w najmniej sprzyjających temu okolicznościach. Autorzy powieści kryminalnych dobrze o tym wiedzą i chętnie łączą w pary bohaterów uwikłanych w tę samą morderczą zagadkę. Co z tego wychodzi? Cóż, bywa trudno, pięć przedstawionych poniżej par pokazuje jednak, że o prawdziwą miłość, nawet zrodzoną wśród zbrodni, zdecydowanie warto walczyć.
Nieobliczalny
„Prawda o człowieku wychodzi w trudnych sytuacjach”.
Typowy thriller napakowany dynamicznie zmieniającą się akcją i efektownymi mocnymi scenami. Pomysł na fabułę nie jest nowy, opiera się na utartych schematach, nagłe zwroty w scenariuszu zdarzeń nie są zaskoczeniem, zastanawiamy się jak, a nie, czy coś się stanie. Ciekawie się ogląda, lecz nie trzyma silnie w niepewności, chociaż napięcie stopniowo narasta. W kilku scenach zachowanie głównej bohaterki wymyka się logicznym uzasadnieniom, w końcu taka jest konwencja tego typu filmów. Caren Pistorius dobrze oddaje osobowość ofiary, która może do najsprytniejszych nie należy, ale doprowadzona do ekstremalnej sytuacji potrafi w końcu postawić się oprawcy i zawalczyć o życie swoje i bliskich. Kobieta jest na rozstaju dróg, tuż przed rozwodem, zaraz po utracie pracy, z finansowymi problemami, młodszym bratem na utrzymaniu, matką w domu opieki. Jeden dzień jest wyjątkowo parszywy. Przesadnie reaguje na opieszałość jednego z kierowców po zapaleniu się zielonych świateł. Rachel nie zdaje sobie sprawy, jakie nieobliczalne zło wyzwoliła i z czym przyjdzie się jej zmierzyć.
Russel Crowe gra czarny charakter, trzeba przyznać, że całkiem nieźle mu to wychodzi, wzbudza w widzu niekorzystne odczucia, im dłużej się go obserwuje, tym większej podlegają intensyfikacji. Solidnie sfanatyzowana kreacja, zwłaszcza że charakteryzacja dalece odbiega od gladiatorskiego wizerunku. Patrząc na wzmagającą się frustrację strąbionego mężczyzny, widzimy, jak niewiele potrzeba, by doprowadzić się do szewskiej pasji, wpaść głęboko w obsesję przerażającej zemsty za pozorną zniewagę. Inna osoba staje się zapłonem tykającej bomby nienawiści, pretekstem do odpalenia wściekłości, bez względu na konsekwencje. Szykana zaślepia, nakręca spiralę agresji i bezwzględności, negatywne emocje eksplodują jak wulkan. Problemy osobiste stają się paliwem. Film proponuje niemal dziewięćdziesięciominutową rozrywkę brutalnych scen, ale też poddaje pod rozwagę skutki pospieszności i powierzchowności współczesnego życia. Każdego dnia napływ nieistotnych i przelotnych informacji, wypełnionych przemocą i argumentami siły, natychmiastowe rozpowszechnianie się niepożądanych wzorców i wybujałych ideałów w social mediach i środkach masowego przekazu, ogromna presja w życiu zawodowym i prywatnym. Jednakże, czy nie jest to uproszczenie i generalizowanie? Czy faktycznie coraz więcej z nas drepcze w mroczną stronę?
Droga stali i nadziei
„Niekiedy warto obejrzeć się za siebie, by zobaczyć coś przed sobą.”
Lubię zaglądać w postapokaliptyczne klimaty, w których człowiek, a nie przyroda, jest sprawcą globalnych katastrof. Poszukiwać źródeł sił i nadziei funkcjonowania w odmienionej rzeczywistości. Interesująco obserwuje się całkowity upadek cywilizacji, odejście tego, co było na wyciągnięcie ręki, uznawane za normalne i przynależne, stanowiło o tożsamości i wyznaczało przyszłość. Kiedy ludzie odbierają sobie wszystko, stawiają się w konieczności walki o każdy dzień, nie mają ogólnej recepty na przeżycie w niebezpiecznych warunkach, wówczas człowiek szybko dociera do najmroczniejszych odsłon swojej natury, ale zaledwie znikoma część ocalonych zastanawia się, jaki procent człowieczeństwa wciąż w nich drzemie. Na jakich zasadach ludzkość zbuduje zalążki nowych cywilizacji? Co przetrwa z przeszłości? A co odejdzie w zapomnienie?
Akcja powieści osadzona jest w dwa tysiące trzydziestym trzecim roku, dwadzieścia lat po tym, jak radioaktywny kwas wypalił większą część planety, a atmosfera bez ozonu dała wstęp wolny popromiennym porażeniom. Przeraża szara goła ziemia, czarne wyspy budynków, okopcony beton i cegły. Wojna globalna doprowadza do ostatecznych rozwiązań i zagrożenia istnienia gatunku ludzkiego, odsuwa człowieka od przyznanej samemu sobie priorytetowej roli na Ziemi, sprowadza do parteru przetrwania. Zmutowani ludzie i zmutowane zwierzęta przejmują stery, opanowują lądy, wody i powietrze, wzbudzają ogromną trwogę i stanowią realne zagrożenie, zdecydowana większość z nich. Patrzymy, jak niawki z czterema mackami zakończonymi ostrymi kolcami wstrzykują toksyczne substancje, czyniąc z ludzi niewolników. Napotykamy krwiożercze owady, pełzające bestie, czarne cienie rzek, skrzydłożerców, śmierdzące padliną bestie.
Dmitrij Manasypow proponuje czytelnikowi nie tylko cykl przygód rozgrywanych w ciekawych epizodach scenariusza zdarzeń, bazujących na schemacie polowania i ucieczki, ale również frapująco prowadzi po mentalności człowieka. Walka dobra ze złem, których granice zacierają się, w jednym ujęciu coś przyjmuje cechy przyzwoitości, humanitarności i sprawiedliwości, za chwilę ukazuje się w świetle okrucieństwa, moralnego potępienia i nieprawości. Czasem, aby podążać własną drogą, nie zbaczać z wyznaczonego celu, mieć szansę na długą wędrówkę, trzeba wypełniać dobre uczynki za pomocą stali. Przemoc rodzi przemoc, nawet jeśli uprawiana w szczytnych celach, a może właśnie najbardziej wtedy. Autor sprawnie lawiruje w odcieniach szarości bohaterów, czyniąc osobowości wyrazistymi a postawy przekonującymi.
Ciekawie przedstawiane są trzy ścieżki fabuły, atrakcyjnie przeskakujemy między nimi, a w finalnej odsłonie z entuzjazmem przypatrujemy się stycznym punktom. Azamat, służył dawniej w jednostkach specjalnych, teraz podąża tropem córki zamordowanego przyjaciela. Morhołt, stalker szuka krewnych, obecnie pomaga Darii, dziewczynie z dziwnymi zdolnościami i w osobliwym położeniu. I jeszcze reprezentantka Zakonu Odrodzenia, major Inga Wojnowska, nie cofa się przed niczym, by złapać Darię. Interesująco osadzono postać nadporucznik Jewgieniji Ukołowej, jej przemiana jest symbolem wyrwania z ekstremalnych idei. Dmitrij Manasypow barwnie wpisuje się we współtworzenie Uniwersum Metro 2033 zapoczątkowane przez Dmitrija Głuchowskiego. Warto uwzględnić jego pomysł rozwinięcia historii w planach czytelniczych. Wciągające czytanie.
Trasa promocyjna
„To historia domokrążnego sprzedawcy encyklopedii...”
Fantastycznie bawiłam się przy komiksie, im głębiej w niego wchodziłam, tym bardziej mi się podobał, tym bardziej go doceniałam. A już zakończenie to istna perełka, znalazłam do niego aż trzy interpretacje, każda wydaje mi się jedynie słuszną, może właśnie o to chodziło. No ale od początku, wkroczyłam w świat średnio ulokowanego na rynku pisarza, który właśnie zaczął promocję nowej książki.
Już pożegnanie z rodziną przed podróżą dało nieco osobliwe sygnały, pierwsze lekkie zastanowienie i delikatny niepokój. Następnie kradzież walizki z egzemplarzami promocyjnymi. Rozpoczęło się zgrabne nawijanie spirali dziwacznych incydentów, które z każdą sceną zyskiwały na dynamiczności i absurdalności. Robiło się coraz bardziej surrealistycznie i koszmarnie. Chwytałam przygnębienie i niemoc bohatera, niesprecyzowany lęk i poczucie zagrożenia. Wydarzenia miały tendencję do powtarzania się, jednak za każdym razem w mroczniejszej i duszniejszej wersji. Problemem nie był już brak publiczności na spotkaniach autorskich, niewywiązywanie się wydawnictwa z obietnic, niski standard hoteli, ale proste słowa, które spadały na margines, kiedy powinny być głośno słyszalne. Gesty jednoznaczne w powszechnym rozumowaniu podlegały intensywnej manipulacji, zaś przekazy były ignorowane.
Kluczowej postaci wszystko wymykało się spod kontroli, niczego nie mogła przewidzieć, jedynie płynąć nurtem kłopotów i nieszczęść. Wpadła w wir niezrozumienia, odrzucenia, przygnębienia i samotności. W fabułę wpleciono wątek kryminalnym, podłoże do abstrakcyjnych nici humoru sytuacyjnego o sporym zabarwieniu czerni. Przyznam, że w miarę poznawania książki rodziło się we mnie mnóstwo pytań, zastanawiałam się, co tak naprawdę chciał w danym momencie przekazać autor. Poszukiwanie odpowiedzi sprawiło mi wiele przyjemności, dochodziłam do ciekawych wniosków, na dłużej zatrzymywałam niektóre refleksje. Komiks bazował na prostej czarnej kresce, mocno klimatycznej, cofającej w czasie, zdecydowanie przekonywała.
Ocalić przyszłość
Książka Ireneusza Osłowskiego zaintrygowała mnie przede wszystkim z jednego powodu – opis fabuły mocno nawiązywał do mitologii i tematyki Annunakich, których historia jest poniekąd tematem tabu, poniekąd wiedzą tajemną, a dla innych chorym wymysłem, któremu w ogóle nie należy poświęcać uwagi. Jednak uznałam, że nawiązanie do tego motywu w literaturze science-fiction jest naprawdę ciekawym rozwiązaniem. I faktycznie, pomysł sam w sobie okazał się nawet ciekawy, ale niestety sposób jego zaprezentowania niekoniecznie przypadł mi do gustu.
Autor stara się w jak najlepszy sposób przybliżyć czytelnikowi świat, w którym rozgrywa się akcja. Mocne, rozbudowane opisy, bardzo rozległe, chwilami po prostu męczące i sprawiające wrażenie typowego przesytu – jakby za dużo na raz zostało wrzucone do jednego worka. Dla niektórych zdecydowanie będzie to mocno przytłaczające, bowiem nie da się też ukryć, że wpływa to na tempo akcji. Oczywiście rozumiem, że Osłowski chciał po prostu w odpowiedni sposób pokazać nam swoją wizję tego świata, omamić czytelnika dokładnością jego kreacji, ale czasami co za dużo, to niezdrowo.
Mamy tutaj do czynienia z motywem rasy, która nie radziła sobie niegdyś z życiem samym w sobie, nie dbała o planetę i jej zasoby – to jest takie mocne odzwierciedlenie tego, co obecnie rozgrywa się na naszych oczach. To takie swoiste ostrzeżenie i cieszy mnie, że niektórzy autorzy nawet w typowych powieściach, które nie muszą mieć takiego wydźwięku moralizatorskiego, zwracają na to uwagę. Możemy również zaobserwować konflikt między rasami Geminidów i Annunakich, bunt, próbę przekazywania wiedzy i rozwój technologiczny.
Nawiązanie do mitologii przejawia się przede wszystkim w imionach bohaterów, którzy biorą udział w ekspedycji kosmicznej i trafiają na obcą planetę. Ktoś zaznajomiony z mitologią szybko połapie się zatem w tym, kto, za co odpowiada na pokładzie statku. Jeżeli wiemy, czego boginią była Demeter, to szybko domyślimy się, że odpowiadać ona będzie za wiedzą związane z rolnictwem i plonami. Wiemy, że Zeus to szef wszystkich szefów itd. Jednak chociaż w pewnym momencie książki otrzymujemy mocną charakterystykę wszystkich postaci, po prostu mocne czyste opisy jakby z ich akt, które miałyby się znaleźć w dokumentacji ekspedycji, to osobiście uważam, że nie wzbudzają oni w czytelniku żadnych emocji.
Dosyć męczące są też niektóre wypowiedzi poszczególnych postaci, często zbyt wyniosłe, wypadające dosyć sztywno i sztucznie. Jest to coś, co dosyć często spotyka się w przypadku debiutów literackich – sama kiedyś próbowałam sklecić choćby opowiadanie i pisanie dialogów czy wypowiedzi niektórych bohaterów jest naprawdę ciężkim zadaniem. Zapewne wszystko przychodzi z czasem, a może i są tacy szczęśliwcy, którzy mają tak lekkie pióro, że, tak czy siak, wszystko przychodzi im z łatwością.
Tak naprawdę ciężko mi ocenić tę książkę, bowiem niektóre elementy były na tyle męczące i przytłaczające, że szybko straciłam zapał do zgłębiania fabuły samej w sobie i śledzenia rozwoju wydarzeń. Wydaje mi się, że sam zamysł był naprawdę w porządku, ciekawie nawiązujący do motywu Annunakich, dający różnego rodzaju smaczki fanom mitologii czy typowego science-fiction. Nieco gorzej jednak z wykonaniem, aczkolwiek kto wie – być może znajdą się czytelnicy, którym to wszystko będzie wręcz idealnie odpowiadać.
Sezon drugi
Uwielbiamy obserwować czyjeś życie, szczególnie, jeżeli dochodzi w nim do licznych dramatów. Tacy jesteśmy, że czyjeś nieszczęście budzi w nas chorobliwą ekscytację. No i niewątpliwie wpływa to na wzrost oglądalności...
Ewa nie ma w swojej codzienności niczego, o co mogłaby walczyć; egzystuje z dnia na dzień, walcząc z demonami przeszłości. Dlatego tak bardzo zaskakuje ją informacja, iż została wybrana do drugiego sezonu popularnego reality show. Przez rok ma przebywać w domu ukrytym gdzieś pośród leśnej gęstwiny, za jedyne towarzystwo mając dobranego do niej partnera. Ich zadaniem będzie udawanie małżeństwa, jak również "walka" o głosy widzów. Za dotrzymanie warunków umowy czeka ją ogromna nagroda pieniężna. Z jednej strony Ewa zastanawia się, czy podoła zadaniu- w końcu ma żyć z zupełnie obcym mężczyzną przez rok! Z drugiej jednak wie, że potężny zastrzyk gotówki może pomóc stanąć jej na nogi. Czy jednak może na pewno zaufać swojemu partnerowi, Michałowi... ?
Sezon pierwszy zakończył się tragicznym wypadkiem. Czy kolejny ma szansę dobić do ostatniego odcinka bez żadnych przykrych konsekwencji... ?
Pana Maxa Czornyja raczej nie muszę nikomu przedstawiać, a to za sprawą bardzo popularnej serii z komisarzem Deryło. To właśnie ona zapoczątkowała moją literacką miłość do twórczości autora, która rośnie z każdą kolejną jego książką (nawet spoza serii). Zdecydowanie pan Czornyj należy do wąskiej grupy moich ulubionych pisarzy, a to za sprawą niezwykle wciągających historii, jakimi raczy czytelnika w każdej kolejnej książce. Tym razem dostałam coś równie smacznego...
Po odczytaniu tego sms-a w Ewie wezbrała ogromna radość- wreszcie to ona, a nie ktoś inny, trafi do popularnego reality show! Wreszcie jej życie ma jakieś znaczenie, a jej twarz stanie się rozpoznawalna. No i do tego ta wysoka nagroda... czy istnieje ktoś, kto nie skusiłby się na tak ogromne pieniądze? A ona nie ma nic, nic i nikogo, kto mógłby za nią tęsknić przez ten rok odizolowania. Co prawda trochę obawia się swojego partnera Michała, ale wierzy w zapewnienia organizatora o zastosowaniu wszelkich środków bezpieczeństwa. I tak trafia do domu na odludziu. I dopiero wtedy dowiaduje się o tragedii z sezonu pierwszego- pewna kobieta w dziwnych okolicznościach straciła życie. Tragiczny przypadek? A może chory pomysł organizatorów na zwiększenie oglądalności... ?
Akcja książki toczy się dwutorowo; możemy śledzić poczynania Ewy i Michała, a jednocześnie poznać arkana sezonu pierwszego, w którym to bohaterami byli Sara oraz Adam. Początkowo wydaje się, że te dwie pary nie mają ze sobą żadnego związku, jednak pamiętajcie, że pan Czornyj uwielbia się bawić z czytelnikiem. Nastawcie się na jazdę bez trzymanki i przede wszystkim nikomu nie ufajcie. Osobiście nastawiałam się raczej na to, że to organizatorzy starali się jak najwięcej namieszać, by zyskać kolejnych widzów. Szczerze powiedziawszy nigdy nie uwierzyłabym w to, co tak naprawdę się wydarzyło- zarówno w sezonie pierwszym, jak i drugim. Każdy ma swoje tajemnice, to fakt; jednak to, co ukrywają przed sobą Ewa i Michał, jest o wiele... większe.
W Sezonie drugim nie chodzi wyłącznie o sekrety, śmierć, tragiczną przeszłość. W tej pozycji mowa także o swoistym konsumpcjonizmie, skupiającym się już nie na posiadaniu różnorodnych dóbr materialnych, lecz na wchodzeniu z butami w życie innych ludzi. Pragniemy śledzić każdy ich krok, patrzeć na nich jak na robaki pod mikroskopem, decydować o tym, co się z nimi stanie. Ludzie stali się produktem, za którego oglądanie płacimy- i tak właśnie jest w przypadku bohaterów tej książki.
Myślę, że najnowszy thriller autorstwa pana Czornyja wielu z Was przypadnie do gustu. Jest mrocznie, tajemniczo, a czytelnik ma nie tylko pole do popisu w kwestii dokopania się do prawdy, lecz również spojrzenia na pewne aspekty reality show z dystansu. Pisarz dzięki tej lekturze tylko umocnił swoją pozycję na polskim rynku literackim. Zdecydowanie polecam!
Supersisters
Cykle Sisters i Super Sisters tworzy dwóch Francuzów Cazenove i William Maury. Po raz pierwszy pomysł pojawił się w Internecie, kiedy William zamieścił kilka komiksowych historii o własnych córkach. Potencjał jego prac dostrzegło wydawnictwo Bamboo, którego nakładem seria ukazuje się do dziś.
Zarys fabuły
Dwie siostry, Wendy i Marine, mają drugą tożsamość. Są super bohaterkami, które niestrudzenie wykonują powierzone im misje. Nigdy nie wiadomo, kiedy będą musiały odeprzeć atak kosmicznych stworów, powstrzymać zombie-necromantę, stawić czoła tyranozaurowi, a kiedy odzyskać ukochanego misia z rąk robota giganta. Dwie rzeczy jednak zawsze są niezmienne: siostry powinny się dobrze wyspać i ze sobą współpracować. Nie zawsze jednak jest to takie proste!
Strona graficzna
Ilustracje w komiksie są cudowne! Są niezwykle szczegółowe, pełne uroku i niekiedy bardzo zabawne. Zeszyt zawiera tom pierwszy i drugi przygód Super Sisters, a obydwa wydrukowane zostały w pełnym kolorze. Jestem pod ogromnym wrażeniem talentu Williama Maury i tego, jak ilustracje pozytywnie wpływają na postrzeganie całego komiksu.
Moja opinia i przemyślenia
Fabuła serii jest dość płytka, ale wciągająca i bardzo zabawna. Jeżeli chcemy, by komiks czytały nasze już prawie nastoletnie dzieci, bez trudu możemy mu nadać głębi, rozmawiając z nimi o różnych wydarzeniach i problemach. Autorzy serii przenoszą czytelników do niezwykłego świata wyobraźni dwóch małych dziewczynek. Panuje tam oczywiście niezły bałagan, ale o dziwo ma całkiem solidne podstawy.
Czasy, w których dziewczynki chciałyby się bawić tylko i wyłącznie w dom, opiekę nad dziećmi i gotowanie, bezpowrotnie minęły. Teraz niemalże każda mała marzycielka pragnie zostać super bohaterką. Taki właśnie świat czytelniczki (niezależnie od wieku) znajdą w komiksach z serii Super Sisters. Dziewczynki rozwiązują wiele małych i dużych problemów, nie zawsze jednak używają do tego potężnej broni laserowej. Czasami wystarczy odrobina empatii, a nawet największy potwór może okazać się wcale nie taki straszny.
Podsumowanie
Podczas lektury Super Sisters doskonale się bawiłam, mimo że dzieckiem już od dawna nie jestem. Komiks jest interesujący, świetnie ilustrowany, a wyobraźnia jego Autorów nie ma granic. Sądzę, że kreacja super bohaterek i ich niesamowitych przygód bez trudu zachęci starsze dzieci do samodzielnego czytania. Podejrzewam nawet, że nie będą mogły się od komiksu oderwać.
Błyszczące sześciany
Błyszczące sześciany to debiutancka powieść autora skrywającego się pod pseudonimem Dex Carster. Debiut całkiem udany, znakomicie osadzony w klimacie science-fiction, przedstawiający ciekawą i zdecydowanie interesującą wizję niedalekiej przyszłości. Cieszy mnie fakt, że moja zła passa dotycząca debiutów polskich pisarzy prawdopodobnie odeszła w zapomnienie. O ile kiedyś mocno się do nich zniechęciłam, bo trafiałam na same kiepskie dzieła, które w ogóle niczym mnie do siebie nie przekonywały, o tyle od jakiegoś czasu w moje ręce trafiają całkiem udane lektury z tego obszaru. I powieść Carstera również mogę do nich zaliczyć.
Oto świat, który zdominowała technologia, ale nie byle jaka. Zaledwie w ciągu kilku lat jedno z miast mogło osiągnąć niesamowity postęp w tej dziedzinie, a wszystko dzięki tajemniczym skrzyniom eksploracyjnym. To artefakty, które umożliwiają znalazcy przenieść się do świata kreacji i zdobywać różne cenne nagrody oraz narzędzia technologiczne. To dzięki nim miasto Aylon jest tym, czym jest. Kwestia ta została również szybko podłapana przez sprytnych i wpływowych ludzi, którzy założyli firmę technologiczną całkowicie nadzorującą eksploracje skrzyń. Każdy, kto robi to bez ich zgody, jest przestępcą. W tym główny bohater, Roger Orter.
Autor naprawdę dobrze poradził sobie z kreacją tego świata. Z jednej strony odnosimy wrażenie, że jest w tym wszystkim nutka lekkiego postapo – jakby świat jakiś czas temu stanął na krawędzi zagłady, zatrzymał się, a potem powoli powracał do życia, gdzie punktem przełomowym było odnalezienie owych skrzyń. Z drugiej strony przypomina to niemal grę komputerową, w której trzeba stopniowo wykonywać konkretne zadania i szukać tajemniczych artefaktów, które przynoszą odpowiednie korzyści. Wciąż jest to jednak mocna dawka typowego science-fiction, gdzie nie brakuje dosadnej technologii czy androidów.
Zdecydowanie mamy tutaj do czynienia z dobrą dynamiką, zaskakującymi zwrotami akcji i ciekawą fabułą. Z jednej strony śledzimy poczynania Ortera, który handluje znaleziskami na czarnym rynku, przez co w końcu popada w poważne tarapaty. Z drugiej obserwujemy, jak mocno uzależnił się on od eksploracji, jak wiele jest w stanie zaryzykować dla tego zajęcia, jak być może chwilami nawet traci zmysły. Jednak ostatnia wyprawa całkowicie odmieniła jego życie – zaczął dostrzegać wiele intryg i spisków, a jedyne, czego pragnie, to odnalezienie Kreatora, który stoi za wymyślaniem różnych światów związanych ze skrzyniami. Tylko kim tak naprawdę jest ów Kreator? Jaki ma związek z gigantem technologicznym, który praktycznie rządzi całym miastem? I czy faktycznie da się go odnaleźć?
Książka ma naprawdę dobry klimat i potrafi zainteresować czytelnika. Jest przyjemna w odbiorze i znaleźć w niej można sporo ciekawych, dobrze ze sobą współgrających wątków. Jest tajemnica, jest intryga, akcja i determinacja. Są emocjonalne przeżycia głównego bohatera i próba uporania się z otaczającą go rzeczywistością. To naprawdę niezłe połączenie sensacji i typowego science-fiction, które ma spore szanse spodobać się tym, którzy pokochali Łowcę androidów, czy też dobrze bawili się przy tytułach takich jak Warcross Marie Lu, czy Cyberpunk. Odrodzenie Andrzeja Ziemiańskiego.