Rezultaty wyszukiwania dla: Rea
Światłorodni
Alison Sinclair jest twórczynią powieści Science Fiction, które nominowano do nagrody Arthura C. Clarke'a. Książki te jednak nigdy nie zostały wydane w Polsce. Poza tym do jej dzieł należy również trylogia „Zrodzeni z mroku". Pisarka mieszka w Montrealu. „Światłorodni" to drugi tom cyklu „Zrodzeni z mroku", opowiadającego historię dwóch ras – jednej nie mogącej żyć bez słońca i drugiej, dla której przebywanie w świetle ma bardzo nieprzyjemne skutki. Alison Sinclair udało się wykreować oryginalny, pobudzający wyobraźnię świat.
Światłorodni i Ciemnorodni żyją tuż obok siebie – jedni w świetle dnia, drudzy w mroku nocy. Mimo że do tej pory byli nastawieni do siebie pokojowo, stają na krawędzi wojny. Ciemnorodni to rasa, która swoją egzystencje opiera na technice i nauce, Światłorodni natomiast polegają przede wszystkim na magii. Kim jednak są budzące grozę w obydwu rasach, bohaterowie najmroczniejszych koszmarów – Cieniorodni?
Książka, mimo że w dalszym ciągu kilku rzeczy jej brakuje, napisana została o wiele lepiej od swojej poprzedniczki. Widnieje pomiędzy nimi szeroka przepaść i nie żałuję, że zdecydowałam się sięgnąć po drugi tom cyklu. W historię co prawda wkradło się nieco chaosu, jej akcja jednak toczy się znacznie bardziej wartko niż w przypadku pierwszego tomu. Dzieje się więcej rzeczy, są one znacznie ciekawiej opisane. Narracja w powieści prowadzona jest z punktu widzenia różnych postaci, co jeszcze bardziej urozmaica całą, barwną opowieść.
Bohaterowie, choć szczegółowo opisani, wydają się być dość puści i niewiele odstają od tła. Nie potrafiłam się z nimi zżyć i z zapartym tchem śledzić ich przygód. Momentami autorce nie udało się również ustrzec przed dłużyznami. Sprawiało to wrażenie jakby sama zaplątywała się w stworzone przez siebie wątki. Może za bardzo starała się o oryginalność. Choć pisarka pomysły miała dobre i unikatowe, to myślę, że nie udało jej się ich w pełni wykorzystać, nie na tyle by oczarować nimi czytelnika.
Powieść jest dobrze napisana, ale brakuje jej polotu. Niewiele osób stwierdzi, że „Zrodzeni z mroku" to ich ulubiony cykl. Jest to twórczość, która przypomniała mi o dziełach Alison Croggon, ładnie napisanych, ale niekiedy po prostu nudnych. Krótko mówiąc, książka „Światłorodni" jest dobra, ale nie pyszna. To pozycja, którą można przeczytać, nic się jednak nie stanie, jeśli ją pominiemy w swoim spisie lektur. O tym jednak czy ma szansę wzbudzić zachwyt, każdy musi zdecydować sam.
13 ran
Po "11 cięciach" i "15 bliznach" przyszła pora na kolejną antologię horroru zatytułowaną "13 ran". W jej skład wchodzą opowiadania autorstwa czołówki polskich i zagranicznych pisarzy, których proza jest dobrze znana miłośnikom gatunku. Rozpoznawalne nazwiska, które łatwo skojarzyć z charakterystycznym dla każdego z twórców stylem, w pewnym stopniu przygotowują czytelnika na to, co czeka nań w tekstach zgromadzonych w niniejszym zbiorze, idealnie wpisującym się w konwencję swoich poprzedników.
Antologię otwiera mocne uderzenie w postaci opowiadania Jacka Ketchuma, "Silniejszy". Autor "Jedynego dziecka" i "Dziewczyny z sąsiedztwa" i tym razem postawił na psychologiczną grozę po mistrzowsku budując mroczny, ponury klimat. Jest to opowieść o mężczyźnie, którego psychikę naznaczyła przeżyta w dzieciństwie trauma i który po latach wreszcie zdobywa się na to, by odpłacić swemu oprawcy. Historię tyleż przygnębiającą i posępną, co wzruszającą, wieńczy mocny i dosadny, jak to u Ketchuma, finał potwierdzający jego pisarski kunszt.
Kolejne opowiadania cechuje dość spora różnorodność tematyczna oscylująca między klasyczną ghost story, gatunkami slasher, gore i dopiero zdobywającym wiernych fanów bizarro. Oferują one czytelnikowi całe spektrum wrażeń - od ekstremalnej grozy, poprzez odrazę wywołaną epatowaniem wyuzdanym seksem, przemocą i makabrą po nieco łagodniejsze doznania zasadzające się głównie na psychologicznym niepokoju. Taka rozpiętość tematyczna gwarantuje, że każdy miłośnik horroru znajdzie tu coś dla siebie. Jak to zwykle bywa w przypadku antologii, nie wszystkie teksty charakteryzuje równy poziom i porównywalna intensywność doznań, dlatego w pierwszej kolejności chciałabym omówić te, które w jakiś sposób wyróżniają się na tle pozostałych.
Edward Lee, dobrze czytelnikom znany ze swego zamiłowania do makabry i tym razem nie zawiódł stając na wysokości zadania. "Pan Kadłubek" opowiadający o zmaganiach policyjnego detektywa z psychopatą porywającym i okaleczającym kobiety, przekonanym o swej boskiej misji, jest dokładnie tak odrażające, jak po autorze "Sukkuba" można się było spodziewać. To jedno z najbardziej pokręconych i ohydnych opowiadań w zbiorze dobitnie świadczące o tym, że Lee nie wyczerpał jeszcze wszystkich swych zwyrodniałych pomysłów. Świetna stylizacja językowa i finał, który ścina z nóg to kolejne elementy charakterystyczne dla prozy tego autora, rozpoznawalne na pierwszy rzut oka.
Rick Hautala proponuje nam całkiem przyzwoite opowiadanie o starszej kobiecie, której odlot samolotem uniemożliwia zjawa pilota kamikadze. Tekst wyróżnia się interesującym pomysłem, odpowiednio mrocznym klimatem oraz smutną i refleksyjną, zapadającą w pamięć wymową.
Dla odmiany Łukasz Radecki oferuje czytelnikowi historię o zupełnie innym charakterze. "Imperium robali" przeraża tyleż psychologicznym realizmem, co odpychającymi obrazami. W odróżnieniu od niektórych opowiadań zawartych w zbiorze, mają one jednak swoje uzasadnienie i wzmagają wymowę treści. Jest ono posępne, balansujące na granicy surrealizmu - i skłaniające do refleksji, warto poświęcić mu większą uwagę.
Na drugim końcu tematycznej skali plasuje się "Duch z Greenbriar" autorstwa Jonathana Mayberry'ego. Jest to historia będąca udaną wariacją na temat przygód Sherlocka Holmesa, klasyczną ghost story o klimacie i stylistyce porównywalnej do prozy Artura Conan Doyle'a oraz "Opowiem ci mroczną historię" Stefana Dardy. Niczym nie rozczarowuje ona wielbicieli jego talentu proponując to, do czego zdążył już przyzwyczaić czytelnika autor "Domu na Wyrębach".
W pamięć zapada wyjątkowo udane opowiadanie Aleksandry Zielińskiej zatytułowane "Lipiec w Coyoacan", które zaskakuje mroczną atmosferą i przerażająco realistycznym studium szaleństwa kobiety przeżywającej głęboka traumę na wskutek utraty dziecka. Tekst zwraca uwagę ponurym klimatem, psychologiczną wiarygodnością i wyrazistą puentą oraz niezwykłym dopracowaniem stylistycznym.
W skład antologii wchodzi również kilka innych opowiadań, które jednak nieszczególnie zwróciły moją uwagę i nie wywołały większych emocji. Zaliczyć do nich z całą pewnością należy "Wszystkich nieświętych" Roba Kaymana, które poza tym, że próbuje łączyć grozę z humoreską, niczym specjalnym się nie wyróżnia. Obiecujący początek przechodzi w absurdalne zakończenie pozostawiając palące uczucie niedosytu. Również "Kulka" Anny Klejzerowicz wypada co najwyżej przeciętnie. Zalety historii magicznego przedmiotu destrukcyjnie wpływającego na życie pewnej rodziny ogranicza się do ciekawego pomysłu, rozczarowuje brakiem napięcia oraz zbyt przewidywalnym przebiegiem akcji i mało zaskakującym finałem.
"13 ran" zawiera także teksty nastawione tylko i wyłącznie na szokowanie i wywoływanie obrzydzenia, nie dające nic poza głębokim niesmakiem. Prym wiedzie tu opowiadanie duetu pisarskiego, Robert Cichowlas - Kazimierz Kyrcz Jr, zatytułowane "Pragnienie". Historia chłopaka, który zafascynowany znajomą ze studiów postanawia odszukać jej dom, stanowi pretekst do szafowania wulgaryzmami, epatowania seksem i dziwacznymi wizjami, które jak rozumiem stanowią koszmar każdego mężczyzny. Siła rażenia obrazu jest śmiesznie niewspółmierna do treści przesłania, co razi dodatkowo. Podobnie nie zachwyca "Mechanik" Grahama Mastertona, będący charakterystycznym dla tego autora połączeniem pierwiastka niesamowitości, wyuzdanego seksu i makabry w stylu horroru klasy B. Jestem jednak pewna, że oba opowiadania znajdą swoich zwolenników.
Podsumowując: "13 ran" to świetnie skomponowana antologia, której głównym atutem jest duże zróżnicowanie tematyczne i wymieszanie konwencji. To atrakcyjna, mocna lektura, w której każdy znajdzie coś dla siebie - czy to pełną grozy opowieść o duchach, czy też makabryczną groteskę. I choć można odnieść wrażenie, że w porównaniu do swojej poprzedniczki, czyli "15 blizn", mieści w sobie znacznie więcej przemocy i erotyki, wynaturzeń i makabry, jaką najłatwiej można odnaleźć w filmach klasy B, po raz kolejny zaskakuje zmianami konwencji, nastroju, tematyki oraz sposobami oddziaływania na wrażliwość i emocje czytelnika. Nie zawiedli uznani twórcy literatury grozy i horroru, zarówno polscy, jak i zagraniczni: teksty zamieszczone w zbiorze są rozpoznawalne pod względem stylu i charakterystyczne dla autorów, co w tym wypadku jest zaletą, nie wadą. Warto dać się ponieść wyobraźni, poznać granice własnej odporności i przekonać się na własnej skórze, czy rzeczywiście po tym spotkaniu pozostaną Wam rany.
Ekranizacja drugiego scenariusza z gry „Unlimited Blade Works”
Już niedługo - 5 października 2014 - pojawi się ekranizacja drugiego scenariusza z gry "Unlimited Blade Works". "Fate/stay night: Unlimited Blade Works" zrealizowane zostało przez studio Ufotable. Pierwszy odcinek z serii ukazał się jeszcze w 2010 roku.
Premiera: "Księga portali"
Dzięki wydawnictwu Dreams już 20 października do księgarń trafi nowa książka autorstwa Laury Gallego Garcia. Tym razem jej tytuł to "Księga portali". Przeniesiemy się wraz z nią do Akademii Portali, gdzie skrywa się niebezpieczne tajemnice, a komuś bardzo zależy na zniszczeniu Akademii.
Premiera: Akatsuki no Yona
Akatsuki no Yona studia Pierrot swoją premierę będzie miało 7 października 2014 roku. Anime realizowane jest na podstawie mangi o tym samym tytule.
Retrowizja odc. 5 - "Człowiek, który się śmieje" (1928)
Witam Was po przerwie w kolejnej „Retrowizji". Tym, którzy nie orientują się, na czym polegają reguły rządzące tą rubryką, wyjaśniam, że rzecz jest prosta. Banalna wręcz. Opisuję Wam tutaj stare, mocno przykurzone filmy fantastyczne, s-f lub horrory, i dodaję kilka słów komentarza. Poza dobrą zabawą podczas oglądania i opisywania Wam, przyświeca mi jeszcze cel – pokazać Wam jak, głęboko sięgają korzenie elementów kultury popularnej, które niektórym mogą wydawać się nierozerwalne ze współczesnym filmem i około filmowymi tematami.
Hall of Games 2014 we Wrocławiu
W dniach 14 – 16.11. 2014 we wrocławskiej Hali Stulecia odbędzie się pierwsza edycja targów gier komputerowych Hall of Games 2014. Impreza skupi najważniejszych producentów i dystrybutorów gier, sprzętu i akcesoriów związanych z szeroko rozumianą branżą gier. Hall of Games to trzy dni prezentacji, turniejów gier i warsztatów, a także największy w regionie zlot fanów gier planszowych.
Komiksofon 12 - wielki powrót
Komiksofon, projekt, w którym twórcy komiksowi stają przed zadaniem łączenia swojej twórczości komiksowej z muzyką lub szerzej, z dźwiękiem, powraca 9 października we Wrocławiu. Gośćmi spotkania będą: Katarzyna Babis oraz Daniel GEDEON Grzeszkiewicz. Serwis Secretum jest oficjalnym partnerem projektu. Szczegóły w rozszerzeniu.
Wywiad z Colleen Houck
Dlaczego wybrała Pani Indie? Skąd pomysł na taka fabułę? (Why did you choose India? Where the idea for this plot came from?)
Właściwie to wybrałam motyw "Pięknej i Bestii", a w rezultacie skończyłam z białym tygrysem zamiast bestii. W planach miałam umieścić fabułę książki w Rosji, ponieważ myślałam, że to stamtąd pochodzą białe tygrysy, ale kiedy trochę poszukałam, odkryłam, że białe tygrysy z Rosji tak naprawdę pochodzą od maluchów schwytanych w Indiach i właśnie wtedy postanowiłam, że to tam będzie działa się akcja mojej książki.
Relic Runners
Gdyby znalazł się sposób na oderwanie od rzeczywistości, poczucie beztroski rodem z dzieciństwa, to każdy skorzystałby z szansy na tego typu spełnienie. Być może jednym z wielu dziecięcych marzeń była chęć zostania odkrywcą, poszukiwanie przygód oraz znalezienie cennego skarbu, który wniósłby coś nowego do historii. Jeżeli chcielibyście zagłębić się w świat znany z filmów z takimi bohaterami jak Indiana Jones lub Jack Colton, to zapraszam w podróż, która pomimo wzbudzania dziecięcych pragnień, wcale nie jest do końca taka infantylna...
"Relic Runners" po wypakowaniu pudełka robi ogromne wrażenie wizualne. Gra dopracowana w każdym detalu, bogata w mnóstwo ciekawych elementów została wydana przez Days of wonder. W naszym kraju ukazała się dzięki wydawnictwu Rebel. Jej autorem jest młody projektant Matthew Dunstan, mający na swoim koncie również grę "The Empire Engine". Ilustracje natomiast to dzieło Julien Delval.
Na pierwszy rzut oka ogrom dodatków i elementów sprawia wrażenie, że gra jest ciężka w zrozumieniu zasad, ale nic bardziej mylnego. Jest przyjemna i łatwo wpada się w jej rytm. Instrukcja oraz elementy żetonów rozpisane są w języku angielskim, można więc poćwiczyć swoje umiejętności w tym temacie. Dla mniej obdarzonych w zdolności lingwistyczne, w pudełku znajduje się również pełne tłumaczenie w języku polskim (niestety tylko jako kilkustronicowy wydruk).
Cała idea tej przygody to odkrywcza podróż w głąb dzikiej dżungli, przeszukiwanie świątyń, ruin w celu odnalezienia zaginionych reliktów i cennych skarbów. Gracz, który uzyska jak najwięcej cennych znalezisk, oczywiście wygrywa. Część punktów, zdobywanych poprzez specjalnie oznakowane kafelki nie jest ujawniana przeciwnikom. W związku z tym dopiero na samym końcu, podczas podliczania punktów dowiadujemy się, że sprytem można przechytrzyć pozostałych graczy, zupełnie jak w realnych warunkach.
W pudełku znajdziemy:
• dużą, ładnie ilustrowaną, grubą tekturową planszę,
• 5 różnokolorowych pionków gracza o wdzięcznej nazwie: figurki odkrywcy, wraz z całym ekwipunkiem, tj. ścieżkami, skrzyniami oraz indywidualną planszą odkrywcy,
• 24 zielone żetony Ruin,
• 20 kolorowych zestawów świątyń (każdy zestaw składa się z trzech żetonów),
• 20 fantastycznych figurek Reliktów, w konfiguracji: Święty Ropuch, Kryształowa Czaszka, Rajski Ptak, Grymaszące Juju
• 25 paczek z żywnością,
• 10 żetonów skrzynek,
• 79 monet zwycięstwa.
Gra przeznaczona dla 2-5 graczy. Jednakże w przypadku rozgrywki w duecie poziom ruin na planszy będzie pomniejszony o jeden kafelek w każdej z nich.
Na środku planszy znajduje się baza z racjami żywnościowymi. Każde odkrywanie ruin, czyli kafelków na planszy, wymaga od nas wysiłku, w związku z czym musimy poświęcić swoje racje z posiłkami. Jeśli nasze zapasy się kończą musimy wrócić do bazy. Każdy gracz ma jeden ruch, ale jeśli sprytnie określimy swoja strategię i będziemy stawiać ścieżki na planszy, to nasz pionek będzie mógł poruszać się sprawniej, dynamiczniej i w rewelacyjny sposób osiągać zamierzone cele. Postawione znaczniki ścieżek oznaczają bowiem odkrytą już przez nas trasę, co czyni ją bezpieczną (i darmową patrząc na wykonany ruch).
Niektóre żetony z poziomów świątyń dają dodatkowe akcje dla odkrywcy, które może wykorzystać w dowolnym momencie. Dodatkowo za pośrednictwem odpowiednio wylosowanych kafli może rozwijać swoje umiejętności na indywidualnej karcie rozwoju. Przykładowo jedną z takich akcji jest przełożenie swoich ścieżek na planszy. Gdy piętra świątyń zostaną odkryte, pojawia się relikt. Aby zdobyć relikt nasz pionek odkrywcy musi wyruszyć z miejsca, w którym się on znajduje, aż do kolejnego, tego samego rodzaju. Jeśli ma ułożone ścieżki, które ułatwiają mu sprawne dostanie się do danego obiektu, to jest oczywiście na wygranej pozycji, bo szybko zdobywa skarb i myśli jak dostać się do kolejnego. Trzeba kombinować, planować, przewidywać...
Zdecydowanie podkreślam jakość wykonania gry i jej ciekawe opracowanie. Małym minusem może być zbyt płytka wypraska na elementy. Żetony świątyń niestety nie mieszczą się w niej.
Sama rozgrywka, w moim odczuciu jest interesująca i wciągająca. Kilkukrotnie już do niej wracałam. Największym jej atutem jest przygodowy klimat. Dodatkowo elementy strategii wzbogacają rywalizację pomiędzy graczami. "Relic runners" to pozycja, którą można spokojnie polecić starym wyjadaczom mocno rozbudowanych i skomplikowanych gier planszowych. Na pewno odkryją liczne jej plusy. Ponadto może być ona znakomitym początkiem dla osób rozpoczynających swoją przygodę z planszówkami. Warto pomyśleć o niej przed zbliżającymi się Świętami. Niewątpliwie w decyzji o jej zakupie może zaważyć cena. Jest to dość drogie wydanie na rynku jak na polskie realia, ale tak ładna gra to też niecodzienność.