lipiec 18, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Nowa Ba����

sobota, 15 sierpień 2015 00:07

Nowa Fantastyka 8/2015

Jak zapowiada się sierpniowa Nowa Fantastyka? Już z okładki widać między innymi, że będzie można poczytać o Fantastycznej Czwórce, o drugiej części artykułu Groza w sosie słodko-kwaśnym z lipcowego numeru oraz jakich autorów opowiadania opublikowano. Zapowiada się ciekawie!

Redaktor naczelny ponownie otwiera obecny numer tekstem zachęcającym do chwili refleksji nad tym co po sobie zostawiamy i niestety nie są to przyjemne myśli. Nie zabraknie konkursów (tym razem także wyników z konkursu Moda na Nową Fantastykę) oraz nowinek z rynku wydawniczego. Przyznać trzeba, że sierpień obfituje w premiery, zarówno książkowe (opowiadania Anny Kańtoch w Światy Dantego) jak i filmowe (O dziewczynie, która nocą wraca sama do domu – horror, muszę obejrzeć!). I wiecie co? Ja stroniąca od komiksów chyba zacznę je czytać a wszystko to przez Strażnicy Galaktyki #01 oraz New Avengers gdyż Marvel podbił moje serce. Tylko skąd brać pieniądze na te wszystkie cudowności?

W niemały szok wprawił mnie tekst Mateusza Wielgosza o tym jak bardzo zaczynamy ufać technologii, diagnozy chorób jestem jeszcze w stanie zrozumieć z postępem technicznym, ale za żadne skarby nie wsiadłabym ani nie wsadziła dziecka do samo prowadzącego się samochodu. W jednym z pierwszych artykułów Robert Ziębiński opowiada o zmarłym w czerwcu tego roku Christopherze Lee (Saruman czy też Hrabia Dooku) przybliżając czytelnikom jego sylwetkę oraz dorobek filmowy. Z kolei Radosław Pisula przybliża losy Fantastycznej Czwórki z przeszłości oraz teraźniejszości.

Jak już wspominałam wyżej, w lipcowym numerze NF Tomasz Zliczewski omawiał a raczej starał się opowiedzieć, bo jest tego ogromnie dużo, o japońskich zjawach i duchach. W tym wydaniu czasopisma kontynuuje temat. O Japonii i strasznych historiach z których ten kraj słynie można przeczytać w artykule Marty Sobieckiej. Oba teksty są ciekawe i wyczerpujące na tyle na ile pozwala ograniczenie znaków, a co ważniejsze zachęcają do sięgnięcia po inne źródła.

W dziale z felietonami również nie da się nudzić, Rafał Kosik mówi o tym jak bardzo przyzwyczajamy się do tego, że mamy wszystko na twardym dysku, pieniądze na koncie a nie zastanawiamy się nad tym co będzie w razie awarii. Trudno się z nim nie zgodzić, prawda? Natomiast Peter Watts patrzy optymistycznie na to, że zaczniemy bardziej dbać o ekologie i korzystać z zasobów natury nie szkodzących naszej planecie. Robert Ziębiński przedstawia swoje zdanie na temat horrorów, z którym w zupełności się zgadzam. Trzeba przekopać się przez wiele gniotów by trafić na coś godnego uwagi i poczuć dreszcze strachu.

W dziale z prozą w tym miesiącu prawdziwy urodzaj, bo do przeczytania jest aż siedem opowiadań. Na pierwszy rzut dano Krypty Neoazji Marcina Staszaka, zdecydowanie dla miłośników science fiction, autor miał niebanalny pomysł na przedstawienie świata w którym dzieje się akcja. Dalej było opowiadanie Pawła Palińskiego Bóg Miasta – tekst pełen metafor i wydaje mi się, że każdy odbierze go inaczej. Właśnie to oraz oczywiście pomysł jest w nim najlepsze. Z żalem muszę stwierdzić, że mimo ciekawego pomysłu Marcin Luściński swoim krótkim Ogrodem walk mnie do siebie niestety nie przekonał. W prozie zagraniczne nic mnie szczególnie nie zachwyciło, co muszę przyznać mało kiedy się zdarza. Najmniej zaś przypadły mi do gustu Fragmenty biografii Juliana Prince'a Jake'a Kerr'a, chociaż forma w jakim został napisany tekst, jakby wycięte fragmenty z Wikipedii, było fajnym pomysłem, to mnie nie zaciekawił.

Jedno do czego bym się mogła przyczepić, to fakt, że ten kto sprawdzał teksty przed puszczeniem do publikacji był chyba okropnie głodny bo zjadał niektóre literki lub złośliwie zmieniał słowa. Poważnie mówiąc zawiodła mnie korekta w tym numerze.

Dział: Książki
sobota, 29 sierpień 2015 21:40

"Ostatni rekrut" już niebawem!

Do restauracji Roberta Trumana przychodzi Karl Dertone, który składa właścicielowi propozycję nie do odrzucenia. W nocy na moście w tajemniczych okolicznościach ginie Laurence Fuble – bliski przyjaciel senatora Graff'a. Ktoś morduje z zimną krwią dwójkę homoseksualistów w jednym ze szwajcarskich hoteli. Wkrótce na prywatnym przyjęciu ginie senator Graff. Śledztwo prowadzi inspektor Desmond Brand, a wszystkie tropy wskazują, że zlecenia wyeliminowania senatora, który nie popierał związków homoseksualnych, dokonał płatny zabójca.

Dział: Patronaty
sobota, 29 sierpień 2015 15:08

Czasy ostateczne. Pozostawieni

Ostatnio zatęskniłam za złymi, nudnymi filmami, które nawet nie starają się przynależeć do kategorii „tak złe, że aż dobre". A jaki aktor zaczął specjalizować się w podobnych produkcjach? Mój ukochany Nicolas Cage. Z każdym kolejnym rokiem udowadnia, że poprzednie obrazy, w których występował nawet nie dosięgały dna. Nie, wydaje się, że wszystko jeszcze przed nim, a najgorszy film wszechczasów nadal na niego czeka.

Historia przedstawiona w „Czasach ostatecznych. Pozostawionych" została luźno zainspirowana cyklem książek Tima LaHaye'a i Jerry'ego B. Jenkinsa o tym samym tytule. Rayford Steele (Nicolas Cage) jest pilotem samolotu. Jego córka Chloe (Cassi Thomson) spotyka się z nim w dniu jego urodzin zaledwie przelotem, na lotnisku. W ich rodzinie nie dzieje się najlepiej – Rayford nie może porozumieć się z żoną, która nagle zaczęła stawiać wiarę w Boga oraz chrześcijańskie życie ponad wszystko. Z tego też powodu nie dogaduje się z nią Chloe. Właśnie w tym dniu, dniu urodzin, na świecie zapanowuje chaos – nagle dzieci oraz niektórzy dorośli znikają (robią takie, dosłowne, „puf!"). To samo dzieje się na Ziemi, jak i w przestworzach, w których znajduje się pilot razem ze spanikowanymi pasażerami. Gdzie ci wszyscy ludzie się podziali? Czy to początek apokalipsy?

„Czasy ostateczne. Pozostawieni" w zasadzie opowiada o lądowaniu samolotu. Co ciekawe, Nicolas Cage tym razem ratuje zaledwie kilkanaście osób, a nie cały świat, jak to od, mniej więcej, 2007 roku miał w zwyczaju. Lecz tym razem bohater, w którego się wciela nie dogaduje się z żoną, w sumie to prawie ją zdradza (wydarzenia powodują, że nagle chłopak się opamięta), niszczy relację z córką. Jednak jak tylko uratuje te kilkanaście, kilkadziesiąt osób uratuje również swoje życie i nastąpi cudowne pogodzenie się  z tymi członkami rodziny, którzy pozostali na Ziemi.

Byłoby pół biedy, gdyby jeszcze ta produkcja była choć trochę zabawna. Gdyby ta sącząca się z ekranu słabizna okazała się na tyle żenującą, że wywoływałaby wybuchy śmiechu z politowania. Jednak nie, twórcy zdecydowali się na... patos. Duże ilości patosu, w niezdrowych dawkach oraz silenie się na ambitne rozmowy o Bogu, niebie i życiu po śmierci. Nie mogło również zabraknąć rozpadającej się rodziny, której kryzys został wywołany odmiennymi zdaniami na temat wiary.

Wszystkie dialogi wywołują raczej odruch wymiotny. Ewentualnie uczucie jakiegoś tam politowania. W tym akapicie warto również wspomnieć o efektach specjalnych. Otóż produkcja musiała mieć tak bardzo niski budżet, że raczej nikogo nie było na nie stać. Najbardziej spektakularnym efektem są... ubrania porozwalane po całym mieście, na siedzeniach w samolocie, dołóżmy do tego lądujący samolot i zamkniętą drogę. Ot, cały wachlarz możliwości, jeśli chodzi o kina XXI wieku. Nic, tylko się wzorować!

Gdyby tego było mało, Vic Armstrong, postarał się, żeby widza w trakcie seansu dobić jeszcze metaforycznym baseballem. Zaserwował więc muzykę nie do zniesienia oraz koszmarną obsadę. Oszczędzę już biednego Nicholasa, a za to poświęcę kilka słów Chadowi Michaelowi Murray'owi. Obiekt westchnień wszystkich nastolatek oglądających namiętnie „One Tree Hill" (wtedy dla nikogo się nie liczyło, że jego zdolności nie wykraczają poza odgrywanie konaru), wygląda tak, jakby w ogóle się nie starzał! Gdyby tylko nie musiał zmieniać miny albo zasłużył sobie na rolę manekina, który ma wielce istotne znaczenie dla fabuły, mógłby zostać nominowany do jakiejś fantazyjnej nagrody. Z resztą aktorów jest trochę tak, że im dalej w las tym gorzej, a nikomu nieznane nazwiska powodują, że nawet nie chce się nad ich talentem zastanawiać.

„Czasy ostateczne. Pozostawieni" to film tak zły, nudny, słaby, że aż zasługuje na wszystkie istniejące pejoratywne określenia. Mimo to, czekam na kontynuację. Mogłaby na przykład opowiadać o jakimś meteorycie, który Cage zasłoni swoim ciałem, bo okaże się, że dostał dar od Boga i uratuje cały świat.Naprawdę, nadal serce mi się kraje na wspomnienie „Dzikości serca" i aktora, który miał szansę zostać jednym z najlepszych swojego pokolenia.

Dział: Filmy
piątek, 28 sierpień 2015 09:07

Konwent Kultury Japonii Nejiro 2015

W dniach 4-6 września 2015 roku Lubelskie Stowarzyszenie "Cytadela Syriusza" organizuje w Lublinie Konwent Kultury Japońskiej Nejiro 2015. Jest to jedyny w Lublinie festiwal poświęcony kulturze Kraju Kwitnącej Wiśni oraz organizowany nieprzerwanie od 2009 roku.

Dział: Konwenty

Konwój to gra karciana, której akcja rozgrywa się w postapokaliptycznym świecie Neuroshimy, znanym z takich gier jak Neuroshima Hex, 51. Stan, czy Nowa Era.

Konwój jest grą asymetryczną - jeden z graczy kieruje tytułowym konwojem potężnych maszyn Molocha, które zmierzają w kierunku Nowego Jorku obracając w ruinę mijane po drodze miasta. Ich celem jest dotrzeć do Nowego Jorku i obrócić go w perzynę. Drugi gracz dowodzi oddziałami partyzantów z Posterunku, a jego celem jest spowolnić czy wręcz zatrzymać marsz Molocha.

Dział: Bez prądu
wtorek, 25 sierpień 2015 18:37

Nowa frakcja do gry "Tezeusz: Mroczna Orbita"!

Portal Games zapowiada wydanie Łowców - drugiego dodatku do gry Tezeusz: Mroczna Orbita zaprojektowanego przez Michała Oracza oraz Andrzeja Sosnowskiego. Łowcy to zupełnie nowa frakcja w świecie Tezeusza, która posługuje się nieczystymi zagraniami aby pozostać w cieniu i zaatakować z ukrycia. Ich zdolności pozwalają na podkradanie kart bonusowych, żetonów ulepszeń, hackowanie kart przeciwników dla własnych korzyści oraz zdalne aktywowanie swoich kart.

Dział: Bez prądu
wtorek, 25 sierpień 2015 18:32

Patronat: "Zabij mnie, tato"

Premiera już w II połowie września!

Rok 2015, centralna Polska. Trzynastoletnia Wiktoria wraz z dwiema młodszymi siostrami wraca ze szkoły. Dwieście metrów od domu spotyka znajomych, dziewczynki idą dalej same, lecz nie docierają do celu. Niedługo potem przyjaciel zrozpaczonej rodziny, emerytowany policjant, korzystając z nieformalnych informacji dowiaduje się, że zwolniony z więzienia psychopatyczny zabójca zniknął i nie wiadomo gdzie przebywa. Ani „Ustawa o bestiach", ani dyskretna obserwacja policji nie okazała się skuteczna. Kolejne zdarzenia świadczą o tym, że te dwie sprawy mogą się ze sobą łączyć. Tymczasem nękana wyrzutami sumienia nastolatka jest bliska obłędu. Jej rodzice obawiają się, że może targnąć się na własne życie, a system państwa bezradnie rozkłada ręce.

Dział: Patronaty
wtorek, 25 sierpień 2015 10:49

Mission: Impossible - Rogue Nation

Wiecie, że od wyprodukowania pierwszej filmowej opowieści o Ethanie Hunt'cie minęło już 19 lat? Czas bardzo szybko płynie, prawda? W ciągu tych kilkunastu lat doczekaliśmy się aż czterech kontynuacji. Każda z nich prezentowała inny poziom, lecz chyba żadna nie zyskała takiej popularności jak kinowa produkcja Briana de Palmy. „Mission: Impossible – Rogue Nation" udowadnia, czemu seria o agencie IMF zdobyła serca fanów akcji na całym świecie i czemu kultowy już film dorobił się aż tylu kolejnych części cyklu.

Ethan Hunt (Tom Cruise), agent IMF – Impossible Missions Force – po raz kolejny musi uratować świat. Niestety, rząd postanawia rozwiązać organizację, w której działa, więc Hunt postanawia sam stawić czoła Syndykatowi, który jest siecią wyspecjalizowanych agentów. Na całym świecie dokonują aktów terrorystycznych, a zdaje się, że nikt nie chce połączyć ze sobą faktów i przyznać, że tajna organizacja istnieje. Szybko okazuje się, że Ethan nie poradzi sobie bez pomocy kolegów. Dawni agenci IMF znów będą musieli wykonać misję niemożliwą.

„Mission: Impossible – Rogue Nation" to rasowe kino sensacyjne. To idealny przykład na to, jak ważne jest rozpatrywanie podobnych produkcji oceniając je w skali gatunku, a nie w skali całej kinematografii. Okrojona fabuła, wręcz szczątkowa stała się jedynie pretekstem do nagrania znakomitych scen ociekających dynamizmem. Utrzymany w duchu szpiegowskim obraz składa się z wielu wyśmienitych scen będących esencją kina akcji. Pościg na motocyklach w Maroku, włamanie do elektrowni i wymiana danych pod wodą (która to sekwencja jest hołdem dla pierwszej części serii przynależącej do „heist movie") prezentują się spektakularnie.

Wybierając się na piątą część „Mission: Impossible" należy pamiętać, że w świecie, w którym zaraz się znajdziemy nie istnieją prawa fizyki, logiki, grawitacji. Tutaj każdy może wszystkiego dokonać, a tytułowa misja niemożliwa dla Ethana Hunta jest wyłącznie kolejnym wyzwaniem. To taka  „szybka bajka", na której nie należy myśleć, tylko w nią wpaść, ciesząc swoje oczy kolejnymi popisami Toma Cruise'a i kaskaderów.

Ethan Hunt i reszta agentów przemieszcza się tym razem po całym świecie – będą stawiać czoła zły w Maroku, Austrii i Londynie. Oczywiście nie obędzie się od spektakularnych zamieszek – w „piątce" padło na Operę Wiedeńską oraz tamtejszego kanclerza.

Ogromną zaletą produkcji jest niewielkie wykorzystanie efektów specjalnych. Tom Cruise zdecydował się sam biegać po startujących samolotach i jak najczęściej rezygnować z pomocy kaskaderów. Również dzięki temu na próżno szukać w filmie patosu oraz niepotrzebnego zadęcia, a także przywraca to atmosferę kina akcji sprzed dekady albo dwóch.

Ciekawie zostały przedstawione również gadżety, którymi posługują się agenci. Zobaczymy więc między innymi laptopa (lub tablet) udającego gazetę, broszurę, która zmienia się w bazę danych, okulary będące komputerem, soczewki-kamery, a także klucz otwierający każde drzwi. Technologiczne bajery to jednak nie wszystko – poczekajcie aż zobaczycie klarnet (a może to był saksofon?), który zamienia się w pistolet z tłumikiem!

Dialogi oscylują wokół żartów oraz ironii. McQuarrie wyraźnie zdecydował się okroić padające na ekranie słowa do minimum, po to, aby nie odrywać widza od akcji. Nadają one produkcji lekkiego wymiaru, pozbawiają pretensjonalności oraz tekstów rodem z książek Coelho. 

Aktorsko „Mission: Impossible – Rogue Nation" wypada bardzo przyzwoicie. Simon Pegg zdobył więcej ekranowego czasu, co tylko sprawiło, że produkcja sporo na tym zyskała. To w głównej mierze dzięki niemu obraz okazał się uroczo zabawny oraz lekki. Dokłada się do tego jeszcze Jeremy Renner, który wciela się w postać najlepiej ukazującą, że agenci IMF to przede wszystkim grupa przyjaciół. Charyzmatyczna Szwedka – Rebecca Ferguson – gdy pojawia się na ekranie sprawia, że nie trudno patrzeć na cokolwiek innego niż na nią. Hipnotyzuje spojrzeniem, przyciągając wzrok widza na swoją osobę. W całości wypada mdło jedynie szwarccharakter. Jego motywy zdają się logiczne, poświęcono mu wystarczająco dużo scen, lecz wydaje mi się, że winę za jego nijakość ponosi wyłącznie Sean Harris, wcielający się w postać.

Produkcja Christophera McQuarrie'a to nie daje, że jest czymś więcej niż widowiskowym blockbusterem z pędzącą na łeb, na szyję akcją oraz z pomysłowym, jak na standardy hollywoodzkie, zakończeniem. W połączeniu z wizualnymi rozwiązaniami, do których realizacji wcale nie potrzebowano skomplikowanych programów graficznych oraz komputerowej pomocy (a właściwie zminimalizowano je do minimum). Nigdy nie byłam fanką serii „Mission: Impossible", a „trójka" i „czwórka" mnie rozczarowały. Za to na „piątkę" mam odwagę wysłać każdego widza, który musi się odstresować i przestać myśleć. Bo ten film to niezobowiązująca rozrywka na odpowiednim poziomie.

Dział: Filmy
poniedziałek, 24 sierpień 2015 15:43

Konkurs - "Droga do Nawi"

Zapraszamy do udziału w konkursie, w którym do wygrania jest patronowana przez Secretum powieść "Droga do Nawi".

Dział: Zakończone
poniedziałek, 24 sierpień 2015 08:30

"Istanbul" już w przedsprzedaży

Wydawnictwo Portal poinformowało, iż do przedsprzedaży trafiła polska edycja gry ekonomicznej "Istanbul". Dla pierwszych klientów przewidziano gratis w postaci mini-dodatku "Budka z kebabem". Cena gry to 135,00 zł.

Dział: Bez prądu