Rezultaty wyszukiwania dla: Niepokorne
Hellblazer. Paul Jenkins. Tom 1
„Hellblazer. Paul Jenkins. Tom 1” to kolejna odsłona legendarnej serii wydawnictwa Vertigo. Publikacja wprowadza czytelników do świata Johna Constantine’a, brytyjskiego maga i okultysty, nieustannie walczącego z demonicznymi siłami zagrażającymi jego duszy. Tom oparty jest na scenariuszu Paula Jenkinsa. Kontynuuje mroczne i niepokojące przygody, jednocześnie wprowadzając nowe wątki, które rzucają światło na nieznane wcześniej aspekty życia Constantine’a. Historia jak zawsze osadzona jest w znajomym, brudnym i posępnym świecie. Tym razem jednak stara się otworzyć nowe drzwi do mistycznych obszarów. Czy się udało?
O czym jest komiks?
Główna oś fabularna „Hellblazer. Paul Jenkins. Tom 1” krąży wokół zmagań Johna Constantine’a z mrocznymi siłami. Wrogami jednak nie są jedynie nadprzyrodzone istoty, ale także i ludzie. Paul Jenkins wprowadza czytelnika w różnorodne historie, pokazując mistyczną podróż do Australii, gdzie Constantine wchodzi w kontakt z duchami plemiennymi. Pojawia się też wiele osobistych wątków, związanych z historią rodziny bohatera.
Tom składa się z 12 opowiadań. Wspólnie prezentują one bogaty wachlarz przygód bohatera. Możecie spodziewać się konfrontacji z duchami przodków, walki z demonami lub zwyczajnego rozwiązywania zagadek lokalnych morderstw. Album zgrabnie łączy różnorodne wątki, pokazując, jak różnorodne i pełne niebezpieczeństw jest życie John’a.
Moja opinia i przemyślenia
Album uważam za wyjątkowo udany! To przede wszystkim powrót do korzeni postaci Johna Constantine’a, który pod piórem Paul’a Jenkins’a zyskuje nowe, ale jednocześnie znajome oblicze. Scenarzysta kontynuuje narrację zbudowaną przez swoich poprzedników – Jamiego Delano i Gartha Ennisa. W świetny sposób zachowuje mroczny ton oraz surowy klimat serii. Co więcej, scenarzysta dobrze odnajduje się w tworzeniu postaci, które mają silne, emocjonalne konflikty wewnętrzne. Uważam, że idealnie pasuje to do natury Constantine’a. Ostatecznie jest bohaterem, który wciąż walczy z przeszłością i demonicznymi konsekwencjami swoich decyzji.
Podoba mi się też różnorodność przedstawionych historii. Album balansuje między mistycznymi opowieściami a bardziej osobistymi, wręcz melancholijnymi wątkami. Fabuła ma swoją głębię, a strona graficzna urzeka czytelnika. Dzięki nim klimat komiksu można niemalże fizycznie czuć podczas lektury. Szczególnie poruszająca jest opowieść „Grzechy ojca”, gdzie Constantine konfrontuje się z dachem ojca. Za naprawdę dobry uważam również tytuł „Na dawnych gościńcach”. To nostalgiczna historia zaginionego przyjaciela, która wprowadza do świata Hellblazera nieco lirycznego tonu. Choć w serii najcześciej dominują mroczne i brutalne historie, jest w niej miejsce na odrobinę odpoczynku i oczywiście czarnego humoru.
Rysunki w tym tomie, głównie autorstwa Seana Phillipsa, idealnie współgrają z klimatem serii. Styl Phillipsa, surowy i nieco brudny, świetnie oddaje atmosferę przedstawianych historii. Jest pełen cieni, półmroku i niepokoju. Ilustracje Pat McEowna i Ala Davisona również wpasowują się w ten klima. Choć można zauważyć pewną różnicę w stylu, co wprowadza odrobinę różnorodności wizualnej. Mimo tego, rysunki tworzą spójną całość. Kadrowanie i sposób przedstawienia postaci podkreślają dynamikę komiksu.
Podsumowanie
„Hellblazer. Paul Jenkins. Tom 1” to solidna odsłona przygód Johna Constantine’a. Skutecznie rozwija postać niepokornego maga. Paul Jenkins doskonale balansuje między mistycyzmem, brutalnością a osobistymi dramatami. Sprawia, że fabuła jest wielowarstwowa i pełna emocji. Choć nie wszystkie historie są równie angażujące, większość z nich dostarcza intensywnych wrażeń. Pokazuje też, że Paul Jenkins potrafi wprowadzić własne, unikalne elementy do tej kultowej serii. Mroczny klimat, świetnie zarysowane postacie oraz interesujące wątki fabularne — to właśnie oferuje nowy album. Jeśli jesteś fanem tego uniwersum, na pewno znajdziesz w nim coś dla siebie!
Strzeżcie się, smoki!
Znacie już Claudette? Małego, niepokornego rudzielca, którego największym marzeniem jest walczyć z olbrzymami, smokami i właściwie każdym, kto stanie jej na drodze? Jeśli nie, najwyższa pora to zmienić! Zwłaszcza, że na rynku są już dostępne dwa tomy jej przygód i miejmy nadzieję, że wkrótce ukaże się także kolejny.
Strzeżcie się, smoki! to opowieść o wspomnianej Claudette, która mieszka w otoczonym wysokim murze mieście razem z młodszym bratem Gastonem (który jest mistrzem w gotowaniu, lecz niekoniecznie radzi sobie jako wojownik, do czego również ma aspiracje) oraz ojcem (dawniej niepokonanym wojownikiem, który usunął się w cień po tym, jak został okaleczony w walce z potężną smoczycą). Po pokonaniu olbrzyma, o czym mogliśmy przeczytać w poprzednim tomie, Claudette wcale nie minęła ochota do dalszych przygód. Zwłaszcza że nadarza się okazja do kolejnej potyczki, przy której wszystkie dotychczasowe wydają się niewinnymi wybrykami.
Miasto zostaje zaatakowane przez kamienne gargulce, którymi niewątpliwie steruje ktoś obdarzony wyjątkową mocą. Czarnoksiężnikowi może stawić czoła tylko niezwykły oręż, dawniej należący do ojca Claudette, ale zgubiony przez niego w czasie walki w smoczej grocie. Mężczyzna rusza, by go odzyskać, a jego tropem podąża jego niepokorna córka, razem z Gastonem i przyjaciółką Marie. Musi w końcu mieć na oku swojego staruszka i stawić czoła smokom, gargulcom i każdemu, kto wejdzie jej w paradę. I nie przeszkadza jej w tym fakt, że sięga większości swoich przeciwników do pępka i dzierży drewniany miecz!
Poprzedni tom okazał się prawdziwą perełką, bieżący jedynie utwierdził mnie w przekonaniu, że mam przed sobą jedną z najciekawszych i najprzyjemniejszych serii komiksowych dla dzieci. Dla tych starszych czytelników także, bo bawiłam się podczas lektury prawdopodobnie równie dobrze, co moje ośmioletnie dziecię. Strzeżcie się, smoki! to niesamowita kombinacja przygody i humoru, czasami nieco absurdalnego, która sprawia, że komiks czyta się właściwie przy jednym podejściu, bo szkoda odkładać go na półkę.
Trójka głównych bohaterów, Claudette, Gaston i Marie, to mieszanka wybuchowa, której nie sposób nie polubić. Każde z nich jest inne, dlatego mały czytelnik z łatwością będzie mógł utożsamić się z jednym z nich. Claudette to typ chłopczycy, zbuntowanej i wygadanej, która najpierw działa, a potem (chociaż nie zawsze) dopiero się nad tym zastanawia. Marie, mimo że jej głównym marzeniem jest zostać księżniczką, ma znacznie większe aspiracje niż ładny wygląd i książę u boku (przekonuje się też, że książęta są przereklamowani). Z kolei Gaston jest wrażliwy, czasem nadmiernie strachliwy, ale też dla przyjaciół jest w stanie stawić czoła swoim lękom. Razem są nie do pokonania!
Od strony technicznej, komiks przedstawia się rewelacyjnie. Ilustracje Rafaela Rosado są po prostu świetne – niby proste, a przy tym doskonale oddające humor, z jakim Jorge Aguirre nakreślił przygody bohaterów.
Mówiąc krótko, jeśli szukacie dla dziecka pozycji do rozpoczęcia przygody z komiksem, seria o Claudette będzie strzałem w dziesiątkę. Będzie nim również wtedy, gdy po prostu szukacie dobrej i lekkiej opowieści.
Uprzywilejowani. Stroiciele
Porządek, harmonia, równowaga. Jeśli to na nich opiera się świat, nie powinniśmy się bać niczego. Idealnie współgrające istnienia, które dostają tyle samo, ile oddają w zamian. Co, jeśli to jednak nieprawda, a ktoś nadużywa danej mu wiedzy, władzy i umiejętności? Czy w imię własnych przekonań możesz zaburzyć ten układ? Uprzywilejowani, Stroiciele i Nadrzędni. Kto polegnie, gdy zostanie zachwiany przyjęty podział?
Pamiętasz Martwy las, niepokornego nastolatka i dziewczynkę, która skrywała w sobie tajemnice? Teraz Kędzior musi stanąć przed większym zagrożeniem. Inicjacja na Pierwszego, którą miał przejść, stanowiła bilet do świata Stroicieli, w którym chciał odnaleźć Asper. W jego przypadku nie jest to jednak tak proste, jak mogłoby się wydawać. Chłopak miota się bowiem między odbiciem dziewczynki a uratowaniem Oriana. Nie pozostaje mu nic innego, więc wyrusza w podróż. Wbrew niemu dołącza do niego Chloe, która na swych skrzypcach wygrywa śmiercionośną melodię, dzięki której może uwalniać ludzi z mentalnej niewoli. Ich działania są zaprzeczeniem wszystkich postanowień paktu. Dwójka podróżników nie jest świadoma następstw, jakie mogą wywołać ich działania. Czy Kędzior odnajdzie tych, których szuka i ocali nie tylko ich, ale i siebie?
Kontynuacja serii zawsze niesie za sobą ryzyko. A to bieg historii może obrać zły tor, a to nagle rozwiązanie niektórych tajemnic może sprawić zawód. Czy Uprzywilejowani. Stroiciele okazało się rozczarowaniem?
Już przy pierwszym tomie, którego recenzje znajdziecie na stronie, wspominałam o tym, co lubię w tego typu powieściach. Stroiciele okazali się lekkim i tajemniczym preludium do historii, która dopiero weźmie nasze umysły w swe posiadanie. Fabuła nabiera tempa, wydarzenia krok po kroku niczym zapadki trafiają na swoje odgórnie wyznaczone miejsca. Tylko czytelnik w tym całym dobrze naoliwionym mechanizmie nie ma pojęcia, co się wydarzy. Czego się spodziewać?
Świetnego języka. Uprzywilejowani. Stroiciele mogą pochwalić się dobrym zapleczem językowym właśnie. Opisy nie nużą, dialogi wprowadzają powiew świeżości i napędzają akcje. Tu nic nie dzieje się bez przyczyny, każda pojawiająca się postać, słowo czy tajemnica odnajdą wspomniane miejsce. Powieść pochłonęłam niemalże w mgnieniu oka, napawając się przy tym jakością fabuły i nietuzinkowymi rozwiązaniami. Jednak to bohaterowie, których jest tu sporo, grali pierwsze skrzypce.
Jak się ma Kędzior? Po lekturze pierwszego tomu miałam mieszane uczucia co do jego postaci. Nie czułam tej iskry, która pozwala nabrać tej całkowitej pewności, że bohater poradzi sobie z każdym planem, jaki ma dla niego los. Teraz jest z goła inaczej, choć wciąż chłopak nie do końca wie, co robi i czego chce bardziej, to jego postać poprowadzona jest świetnie. Od razu obdarzamy go sympatią i kibicujemy mu w jego poczynaniach. Podobnie jest z postacią Chloe, która, choć początkowo tajemnicza od pierwszych chwil przyciąga naszą uwagę.
Uprzywilejowani. Stroiciele nie tylko poszerza naszą wiedzę na temat poznanych Stroicieli, ale i ułatwia zagłębienie się w idei przedstawionego modelu świata. Autorka umiejętnie tworzy spójną całość, którą nie łatwo rozgryźć, lecz bez problemu można ją polubić. Po skończonej lekturze chce się więcej, ma się mnóstwo pytań i sporo odpowiedzi z poprzedniej odsłony cyklu. Co przyniesie kolejna podróż w świat Stroicieli, Uprzywilejowanych i Nadrzędnych? Z radością i zaciekawieniem czekam na kolejną odsłonę, oby równie dynamiczną, fascynującą i nieprzewidywalną jak tom drugi.
Zakochana w pomyśle, realizacji i sposobie przeprowadzenia zmian, jakich doświadczają bohaterowie, nie mogę zrobić nic innego, jak tylko polecić zarówno książkę, której dotyczy recenzja, jak i całą serię, która jest spisana należycie i z pomysłem. Miłośnicy fantastyki, barwnych bohaterów i kreatywnych rozwiązań znajdą w tej powieści wszystko, czego szukają. Jestem pewna, że ten świat zafascynuje was równie mocno, jak mnie, pytanie, czy jesteście w stanie stanąć oko w oko ze światem, który jest gdzieś obok.
Stroiciele
Myśli. Ich natłok może okazać się utrapieniem dla każdego z nas. Wciąż krążą, ewoluują i zazębiają się z innymi, zmuszając nas do ciągłego analizowania. Jedna za drugą nieprzerwanie obijają się o siebie, a gdyby tak do nich dołożyć kolejne, od innych ludzi, wszystkich mieszkańców planety, móc je modyfikować i kontrolować? Stroiciele potrafią o wiele więcej, tylko czy jesteś w stanie się tego dowiedzieć?
Kędzior to typ niepokornego nastolatka, który tylko z pozoru stara się łamać zasady. Co go łączy z dziewięcioletnią Asper? Wydarzenia z przeszłości, które, choć różnie na nich wpłynęły, w obu przypadkach nie przeszły bez echa. Chłopak prowadzi normalne życie, stara się zapomnieć o tym, jakie tajemnice skrywa Martwy Las, do czasu, w którym to dziewczynka poprosi go o podwózkę w to samo miejsce. Nastolatek spełnia prośbę i odjeżdża. Niesiony niepokojem i wyrzutami sumienia wraca jednak do Asper. To w tej właśnie chwili zostaje wplątany w sieć kłamstw, tajemnic i niebezpieczeństw. Rozpoczyna się gra, w której musi wziąć udział, by przeżyć i ocalić małą dziewczynkę. Jaka siła nim kieruje i kim są stroiciele? Co skrywa Martwy Las?
Uwielbiam nieoczywiste historie, dzięki temu z radością sięgam po powieści, które wpisują się w nurt fantastyki lub się o niego ocierają. Każda z takich opowieści jest niczym wrota do nieograniczonej przestrzeni, która skrywa tajemnice, nie oczywistości oraz niesztampowych bohaterów. Czy Stroiciele spod pióra Ewy Kowalskiej mają to coś?
Od pierwszych stron czułam coś w rodzaju wibracji. Jakby historia wołała do mnie, zmuszając do szybszego czytania. Wszystko za sprawą świetnego pióra autorki. Niemal od razu poczułam zapach unoszącej się tajemnicy. Każdy opis miał swój konkretny cel, dialogi zostały dopracowane niemalże do perfekcji. Lekka i płynna narracja sprawiły, że historia wydała się czymś realnym, namacalnym i naturalnym.
Nie tylko opisy wywoływały takie emocje, ale przede wszystkim kreacja bohaterów. Początkowo dostajemy skrawki informacji, które pozwalają na nawiązanie słabej więzi. Z każdą stroną to, co wydawało nam się współczuciem dla losu młodej dziewczynki, przekształca się w fascynacje, sympatie i więź. Gdy akcja na dobre nabiera tempa, a napięcie nie maleje, wiemy już, że jesteśmy częścią tej gry.
Długo biłam się z myślami jak opisać, powieść, by nie zdradzić wam za dużo. Stroiciele to przede wszystkim akcja oraz niesztampowe rozwiązania. Współczesność zmieszana ze szczyptą magii daje gwarancje wielu emocji. Dwójka bohaterów, z których perspektywy poznajemy historię, dość długo dźwiga cały ciężar fabuły, ale nie brakuje tu równie wyrazistych i znaczących dla całości postaci drugoplanowych, których musicie poznać sami.
Stroiciele to dopiero początek serii, z tego względu nie znajdziemy tu wyjaśnienia wielu wątków. Pisarka serwuje nam niezbędne minimum. Wodzi za nos, rozbudza wyobraźnie i obiecuje wiele, by pozostawić w zawieszeniu. Na jak długo? Nie wiem, ale z pewnością sięgnę po kolejny tom z serii Pakt Trójprzymierza, choćby ze względu na plastyczność stylu powieściopisarki i nieskończone pokłady wyobraźni, które stworzyły świat równie fascynujący, co przerażający.
To debiut, któremu warto się przyjrzeć i dać się porwać wirowi ciekawej i jakże magicznej opowieści, która nie raz jeszcze nas zaskoczy. Wystarczy jedna bezsenna noc. Choć nie pozbawiona niedociągnięć, potknięć czy niewielkich błędów może mierzyć się z wielkimi powieściami z gatunku. Z czystym sumieniem mogę polecić tę powieść miłośnikom tajemniczych opowieści, młodym adeptom sztuki czytania, których fascynuje to, co nieoczywiste. Na szczęście, by czytać, nie liczy się metryka.
Stroiciele - zapowiedź
Czy odważysz się stawić czoło Stroicielom?
Są ludzie doskonali. Tak rozwinięci, że słyszą każdą naszą myśl. Tak potężni, że nie potrzebują broni, by zapewnić sobie bezpieczeństwo.
Nikt z nas, zwykłych ludzi, nie ma pojęcia o ich istnieniu, choć są tuż obok. W dzień i w nocy. Od tysięcy lat panują nad umysłami, pozwalając nam widzieć, słyszeć i pojmować tylko tyle, ile im wygodnie. Tworzą z nas pełzaki – prymitywną, ograniczoną formę bytu. Tylko skończony głupiec chciałby wejść im w drogę, ośmielił się pokrzyżować plany, próbował przechytrzyć.
Trucicielka królowej
Małe dzieci z nadzwyczajnymi mocami od zawsze stanowiły silne fundamenty... literatury fantasy. I jest to motyw równie popularny, co mało nowatorski. Czy korzystając z tego sprawdzonego pomysłu, można jeszcze napisać oryginalną książkę?
Życie Owena wywraca się do góry nogami. Jego ojciec okazał nieposłuszeństwo wobec króla. Władca każe go okrutnie. Dodatkowo żąda, by syn niepokornego poddanego zamieszkał z nim na zamku. Czemu? Ma być gwarancją lokalności na przyszłość. Wybór trafia na Owena, małego, nieśmiałego i odrobinę wycofanego chłopca. Czy ośmiolatek ma szansę pośród dworskich intryg? Jeśli za sojusznika ma się tajemniczą trucicielkę królowej i zalążki mocy... wszystko może się zdarzyć.
Muszę przyznać, po książce spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Przede wszystkim byłam pewna, że „Trucicielka królowej” to powieść young adult, owszem, w świecie fantasy, ale jednak dla młodzieży i... o młodzieży. Gdy przeczytałam, że głównym bohaterem jest 8-latek, po prostu nie wiedziałam, co o tym myśleć. Co zyskujemy, a co tracimy, poznając opowieść z perspektywy dziecka?
Przede wszystkim Owen nie do końca rozumie to, co się wokół niego dzieje. Jego dziecinność bardzo zawęża jego perspektywę, a początkowa akcja szybko ogranicza się do kilku lokalizacji. Z drugiej jednak strony pozwala nam to z zaciekawieniem obserwować to, co dzieje się na drugim planie. Wiele można wyciągnąć z rozmów między dorosłymi, nawet jeśli Owen nie do końca rozumie ich treść.
Ciekawym elementem jest też dziennik szpiega. Krótkie zapiski rozpoczynają każdy rozdział i pokazują nam odrobinę szerszą perspektywę. Oczywiście, gdy przymkniemy oczy na to, że... szpieg pisze dziennik. Niby zaszyfrowany, ale mimo wszystko, jest to mało przekonujące. Wydaje mi się, że lepiej by to wyglądało, gdyby pisma te były raportami, a nie zbiorem luźnych przemyśleń, które nie mają żadnej praktycznej funkcji, a mogą jedynie pogrążyć tajnego agenta.
Na uznanie zasługuje za to kreacja bohaterów. Pomijając Owena i jego lekko irytującą koleżankę, reszta naprawdę jest... wielowymiarowa. Przede wszystkim król, który początkowo „kreślony” jest jako ten zły, wraz z rozwojem akcji powoli zmienia swoje oblicze. Intrygująca jest też tytułowa trucicielka królowej. Ale kim jest... to już musicie przekonać się sami.
Ciekawy jest również wykreowany świat, jednak tutaj muszę was ostrzec. Nie jest to powieść tak bardzo magiczna, jak można by się było tego spodziewać. Wspomniane wcześniej niezwykłe moce, to kluczowy element opowieści, który jednak nie pojawia się często. W całej książce można wyraźnie wyczuć, że jest to pierwszy tom dłuższej serii. Po prostu akcja rozwija się powoli, a bieg wydarzeń rzadko zaskakuje czytelnika. Niemniej zakończenie powieści jest naprawdę obiecujące. Z zaciekawieniem śledziłam ostatnie strony i nie mam bladego pojęcia, w jaki sposób potoczy się dalsza fabuła. No i nasz bohater staje się coraz starszy! A to daje wiele nowych możliwości!
Widzę cię
Codziennie wsiadasz do metra, tramwaju czy autobusu, by dotrzeć do pracy lub wrócić do domu po upragniony odpoczynek. Razem z tobą podróżuje tysiące innych ludzi. Ot, codzienna rutyna. Wydawałoby się, że pośród tych wszystkich osób możesz czuć się bezpiecznie, przecież razem z tobą jest cały ten tłum, zajętych sobą ludzi. Ale Obserwator też tam jest. Widzi cię, ale ty go nie widzisz. Clare Mackintosh w swoim thrillerze „Widzę Cię” zabiera nas do świata, który może powodować paranoję, szczególnie jeśli zdamy sobie sprawę, że autorka pracowała kiedyś w policji kryminalnej, więc zna się na rzeczy.
Zoe Walker poznajemy, gdy wraca do domu swoją standardową trasą, przerzucając w metrze strony gazety dla zabicia czasu. Nie jest nią zbyt zainteresowana, dopóki pewne zdjęcie nie przykuwa jej uwagi. Kobieta na nim uderzająco przypomina Zoe, ale najgorsze jest to, że fotografia znajduje się w sekcji ogłoszeń sekstelefonów. Mąż i dzieci nie do końca widzą to podobieństwa, ale Zoe nie przestaje czuć niepokoju. Przez kolejne dni odnajduje w gazecie zdjęcia innych kobiet z tym samym nieistniejącym numerem telefonu i tajemniczą stroną internetową, która pozornie nic nie zawiera. Niepokój przeradza się w paranoję, gdy okazuje się, ze wszystkie te kobiety padły ofiarą przestępstwa.
Zoe zgłasza się po pomoc do niepokornej policjantki, Kelly Swift, która dobro ofiar stawia na pierwszym miejscu. Mimo młodego wieku Kelly ma już swoje za uszami, ponieważ częściej słucha swojego przeczucia niż przełożonych. Losy Zoe i Kelly się łączą i szybko, okazuje się, że sprawa jest dużo bardziej skomplikowana, niż wydawało się na początku.
Historię bohaterek poznajemy w przeplatających się rozdziałach. Zoe przedstawia nam swoje poczynania osobiście, losy Kelly poznajemy z trzeciej osoby. Co jakiś czas, dla podniesienia napięcia odzywa się tajemniczy Obserwator. Jego wypowiedzi są krótkie, ale budzące niepokój i podsycające poczucie niepewności. Obserwator zwraca się bezpośrednio do czytelnika. Według mnie te akapity są najciekawszym elementem książki.
„Myślisz, że poznaliście się przypadkiem. (...) Może tak było, a może nie. Teraz, gdy już wiesz, że istnieją tacy jak ja, nigdy nie będziesz pewna”.
Szczerze powiem, że książka nie spełniła moich oczekiwań. Bohaterki były dla mnie raczej irytujące, niezbyt ciekawe. Ciężko mi było wczuć się w ich sytuację, czy chociażby poczuć empatię. Cała historia ma ogromny potencjał. Skomplikowane przestępstwo, podejrzenia spadające na kolejne osoby, poczucie paranoi i prześladowania, nawet w biały dzień w miejscach publicznych. Niestety nie poczułam tego klimatu, w związku z tym książkę oceniam na średnią. Nie byłabym sprawiedliwa, gdybym nie dodała plusa za zaskakujące zakończenie.
Crom i uczeń czarnoksiężnika
Na tegorocznym Pyrkonie swoją premierę miała debiutancka książka fantasy dla dzieci i młodzieży "Crom i uczeń czarnoksiężnika" pióra Krzysztofa S. Stelmarczyka. Autor ujął mnie stwierdzeniem, że chciałby kiedyś napisać powieść kultową, ale nie wie jeszcze, jakiego kultu. Plany na przyszłość ma więc jasno sprecyzowane, a póki co należy mu się uznanie, gdyż pierwszy tom przygód niepokornej, rudowłosej dziewczynki to debiut wyjątkowo udany. Cała seria również zapowiada się bardzo interesująco.
Akcja powieści dzieje się na planecie niemal w całości pokrytej wodą. Jedynym kontynentem jest Wyspa, na której można spotkać zarówno zwykłych ludzi, jak i osoby obdarzone zdolnościami magicznymi, a nawet baśniowe postacie. Każdy z mieszkańców tego niezwykłego miejsca ma swoją „iskrę" – większą u osób parających się czarami i mniejszą u tych, pozbawionych magicznego talentu. Jedynym wyjątkiem jest tytułowa bohaterka, której iskra jest mała, a jednocześnie niezwykle jasna. Dlaczego? Tego jeszcze nikt nie odkrył.
Crom to rezolutna, odważna i pyskata dwunastolatka, która zdecydowanie nie daje sobie w kaszę dmuchać. Niestraszny jej ani czarnoksiężnik, czyhający na jej życie na leśnej ścieżce, ani wilkołak, któremu potrafi publicznie naubliżać od pchlarzy, ani nawet sam Czarny Mistrz. Dziewczynka mieszka z rodziną w spokojnej wiosce, aż do chwili, gdy pada ofiarą zamachu na swoje życie ze strony wspomnianego już czarnoksiężnika, Darka von Detha. Zamachu nieudanego, gdyż ostatecznie napastnik postanawia wymierzyć zabójczy cios we własne serce. Dlaczego? To także pozostaje na razie tajemnicą.
Babcia dziewczynki, dawniej słynna czarodziejka uznaje, że za napadem stoi ktoś znacznie potężniejszy, wysyła więc Crom w podróż do stolicy w towarzystwie druida Montgomeryego P. Bora oraz byłego ucznia czarnoksiężnika, Pera de Mort. Po drodze czeka na nich wiele niesamowitych przygód. Spotkają też wiele niezwykłych postaci, jak choćby Czerwonego Kapturka, który okazuje się być sześcioletnim, niestabilnym emocjonalnie chłopcem o imieniu Harry i Wielkiego Złego Wilka, założyciela stowarzyszenia ZEW (Zreformowanych Entuzjastycznie Wilkołaków).
Wartka akcja powieści nie pozwala nudzić się nawet przez chwilę. Stelmarczyk zaskakuje pomysłowością, z jaką bawi się utartymi w literaturze fantasy schematami. Poza wykorzystaniem bajki o Czerwonym Kapturku, znajdziemy tu również zamierzchłą wojnę między siłami dobra i zła, miecz wykuty przed wiekami przez krasnoludów, dwie wieże połączone lustrami, czy dosyć oryginalnie potraktowane prawo niespodzianki. A wszystko to podane ze świeżością i z przymrużeniem oka. Urzekła mnie m.in. historia gnoma, który postanawia zostać pierwszym przedstawicielem nowego gatunku – wodnego trolla, problem w tym, że cierpi na wodowstręt. Cieszę się również z uświadomienia mi, że zawstydzony krasnolud jest niebezpieczniejszy od rannego Minotaura.
Największą zaletą książki jest zdecydowanie humor, z jakim została napisana. Dowcipne dialogi i ironiczne uwagi wymieniane między bohaterami nieustannie wywoływały u mnie szeroki uśmiech. Choć mam wrażenie, że w wielu przypadkach jest to humor bardziej zrozumiały dla dorosłych niż dla dzieci, do których kierowana jest książka (zgodnie z danymi podanymi przez Wydawnictwo Zielona Sowa, Crom i uczeń czarnoksiężnika przeznaczona jest dla czytelników w wieku 10+).
Spodobało mi się wydanie powieści. Przedstawiona na okładce Crom, zawadiacko uśmiechająca się do czytelnika, idealnie pasuje do stworzonej przez autora postaci. Druk jest wyraźny i dosyć duży, a dołączona mapka przedstawiająca świat, w którym rozgrywa się powieść, pozwala na jego lepsze zrozumienie. Uważam jednak, że lepszym rozwiązaniem byłoby umieszczenie jej na początku książki, a nie na końcu, gdyż sama trafiłam na nią dopiero po skończonej lekturze.
Serdecznie zachęcam do sięgnięcia po przygody "Crom i ucznia czarnoksiężnika". Zapewnią one dobrą rozrywkę zarówno młodszym, jak i starszym czytelnikom.
Niepokorne. Klara
Kolejne spotkanie z kobietami, które w poprzednim tomie podbiły moje serce, swoją odwagą oraz determinacją w dążeniu do wytyczonych celów. Do tego wspaniale skonstruowany rys historyczny oraz zachowany klimat epoki dodawał uroku, pozwalał wczuć się w życie,oraz panujące zasady.
W czasach gdy postęp przyjmowano z rezerwą, zaś tych, którzy manifestowali swą odrębność piętnowano.
Bohaterki książki Eliza, Klara i Judyta przeżyły w swym młodym wieku wiele rozczarowań, ale i też nabrały pewnego doświadczenia. Wyciągnięte wnioski nie jednej pomogą w dalszym postępowaniu. Jednak jak to bywa, los przewrotnie potrafi podciąć skrzydła, o czym przekona się Klara z Judytą. Ta pierwsza dążąca do akceptacji pełnych praw kobiet na wielu płaszczyznach społecznych, szukająca własnej ścieżki życiowej, wielokrotnie spotka się z brakiem akceptacji wśród najbliższych, poczuje gorzki smak własnej naiwności. Pisząc artykuły do lokalnych gazet zetknie się z wieloma środowiskami, które otworzą jej oczy na sprawy, o których wcześniej nie słyszała wcale, albo tylko mimochodem. Zapozna ludzi, którzy niekoniecznie będą mieli szczere intencje. Jednak głównym problemem kobiety będzie ścieżka życiowa, która nie tak łatwo będzie chciała ukazać kierunek jaki powinna obrać młoda emancypantka.
Z kolei Judyta dojrzeje wewnętrznie, mając czas na przemyślenia zrozumie czym powinna się zająć i choć decyzje nie będą należały do łatwych, a ich przyczyny sprawią wielokrotnie ból, nawet po upływie czasu, to później zrozumie, że wyjazd do odległego i niezbyt przychylnego Wiednia, był jedną z najsłuszniejszych decyzji. Właśnie tam, wśród obcych ludzi, nie zawsze przychylnie nastawionych będzie mogła zrealizować własne marzenia, i nawet gdy poczucie tęsknoty będzie dotkliwe odnajdzie spokój i chęci do działania.
Trzy kobiety, przyjaciółki, które chcąc być samodzielne i niezależnie często doświadczały niesprawiedliwości. Bycie kobietą w czasach gdy mężczyźni uważali się za najmądrzejszych i pełnoprawnych obywateli, jawiło się niczym udręka. Lecz każda z nich nie poddawała się, walczyła o siebie oraz swoje marzenia. Czy zaznają szczęście, którego tak usilnie szukały, czym ono tak naprawdę jest i gdzie szukać wskazówek gdy w sercu panuje chaos?
Z radością wyczekiwałam premiery drugiego tomu z serii Niepokorne, pierwszy mnie zauroczył, dlatego też z utęsknieniem nasłuchiwałam kiedy w końcu będę mogła spodziewać się Klary. Kolejny raz muszę przyznać, że pani Agnieszka wspaniale kreuje bohaterów, tło historyczne, bo tak wspaniale i autentycznie odzwierciedlić dziewiętnastowieczny Kraków czy Wiedeń jest po prostu czymś fenomenalnym. Od pierwszych stron miałam uczucie, że przeniosłam się w czasie, i oto wraz bohaterkami przemierzam uliczki, uczestniczę w strajku robotnic, podróżuje fiakrem. Niby detale, ale to właśnie dzięki nim można w pełni wczuć się w fabułę. Zrozumieć czasy w jakich przyszło żyć kobietom. Absurdy związane z utrudnianiem nauki, wystawieniem potrzebnych zaświadczeń, a w końcu przekonaniu jaka jest ich rola w życiu. Najgorsze było sprzeciwianie się postępom, w Galicji panowało zacofanie, zaś wszelkie przejawy nowoczesności odbierano z sceptycznie, a nawet z przesadzoną agresją.
Sporo czasu minęło nim kolejny raz mogłam spotkać się z bohaterkami, które bardzo polubiłam, w pewnym sensie potrzebowałam dłuższej chwili by odświeżyć sobie w pamięci cechy charakteru każdej z nich.
Klarę zapamiętałam jako pewną siebie, zdecydowaną jak i zbuntowaną kobietę z dobrze sytuowanej rodziny. Miałam nadzieje, że jej losy zostaną mocno zarysowane, a dokładniej mówiąc, kobieta znajdzie kierunek jakim zechce podążać. Jednak troszkę poczułam się nią rozczarowana, chyba inaczej wyobrażałam sobie przyszłość wyrazistej osoby, jaką jawiła się panienka Stojnowska. Bardziej przejmowałam się losami Judyty, której z każdą stroną coraz bardziej kibicowałam, nie mogłam się doczekać rozdziałów poświęconych jej osobie. Każde wydarzenie przeżywałam i odbierałam niebywale osobiście. Cieszę się, że ostatnia z serii będzie poświęcona właśnie jej, będę oczekiwała tej chwili równie mocno, jak Klary. Wracając do tytułowej bohaterki, ciekawi mnie czy decyzja jaką podjęła ulegnie zmianie, czy w końcu odnajdzie własne miejsce na świecie, ponieważ podczas czytania nie opuszczało mnie wrażenie, że młoda buntowniczka w pewnym momencie się pogubiła, lecz duma nie pozwalała przyznać się do błędu. Tak naprawdę można powiedzieć, że Eliza odnalazła własne szczęście, Klara wraz z Judytą są wielką niewiadomą. Mam nadzieje, że w decydującym tomie nie zabraknie elementów zaskoczenia, że gorzkie nauczki pójdą w cień, a słońce zaświeci na niebie każdej z kobiet, ale jak to w życiu, niczego nie możemy być pewni...
Jedno jest wiadome, styl autorki cały czas zachwyca, czyta się wspaniale. Każde zdanie utwierdza, że pani Wojdowicz włożyła serce w napisanie książki oraz mnóstwo wiedzy, co zaowocowało przepiękną lekturą, cudownie oddającą klimat opisywanych miejsc. Szczerze polecam drugą z serii, zaś Ci, którzy jeszcze nie mieli przyjemności, powinni czym prędzej nadrobić braki.
Dziewięć żyć Chloe King. Wybrana
„Wybrana" to już trzecia część przygód amerykańskiej nastolatki, która odkrywa swoje niezwykłe dziedzictwo, wieńcząca trylogię „Dziewięć żyć Chloe King", cieszącą się ogromną popularnością dzięki serialowi telewizyjnemu pod tym samym tytułem.
Po świetnym pierwszym i nieco gorszym drugim tomie, ostatnia odsłona losów Chloe była wielką niewiadomą. Jak nieraz mogłam się bowiem przekonać, wraz z zakończeniem danej historii niektórzy autorzy potrafią popisać się prawdziwym kunsztem, który rekompensuje wcześniejsze niedostatki fabularne. Inni z kolei całkowicie zaprzepaszczają wcześniejsze dobre wrażenie i psują dobry efekt brakiem pomysłu na sprawne zamknięcie wszystkich wątków.
Od dramatycznych wydarzeń, podczas których Chloe straciła swoje drugie życie, a jednocześnie ujawniła się jako kolejna Wybrana, minęło już kilka tygodni. Dziewczyna nadal nie może oswoić się z myślą, że jej przeznaczeniem jest stanąć na czele Stada, grupy ludzi-kotów wywodzących się ze starożytnej rasy Mai. Nie ufając w pełni ich dotychczasowemu przywódcy, Siergiejowi, Chloe zaszywa się w rodzinnym domu, by wszystko przemyśleć. Jednak sprawy komplikują się, gdy wychodzi na jaw, że Bractwo Dziesiątego Ostrza nadal czyha na jej życie, a w szeregach Mai jest zdrajca.
Lektura trzeciego tomu trylogii wzbudziła we mnie bardzo mieszane uczucia. Niewątpliwym plusem jest przemiana głównej bohaterki, która dojrzewa i ostatecznie bierze odpowiedzialność za siebie i ludzi, którzy w nią wierzą. W pierwszej części Chloe zdobyła moją sympatię dzięki niepokornemu duchowi i niezależności, jednak w drugiej nieco jej straciła, pokazując oblicze rozkapryszonej i chimerycznej nastolatki. W „Wybranej" udowodniła, że w pełni zasługuje na swój tytuł i jest gotowa wypełnić swoje przeznaczenie, jakkolwiek pompatycznie by to nie brzmiało. Jest zdecydowana osiągnąć swój cel, którym jest zakończenie wojny między Mai a ich odwiecznym wrogiem, Bractwem Dziesiątego Ostrza, nawet za cenę własnej ofiary.
Niestety Liz Braswell nie popisała się wyobraźnią ani oryginalnością podczas pisania zakończenia powieści. Wprawdzie pozamykała wszystkie wątki, co samo w sobie jest sukcesem, bo nie każdy autor to robi, pozostawiając czytelników z uczuciem niedosytu, jednak sztampowe zakończenie tej historii rozczarowało mnie. Brak tu elementów zaskoczenia, kochankowie, przed którymi piętrzyły się problemy, mogą w końcu być razem, błądzący wracają na dobrą ścieżkę, a ci naprawdę nikczemni zostają przykładnie ukarani. Jednym słowem niczym niezmącony happy end, a biorąc pod uwagę dotychczasowe pomysły fabularne autorki, można było spodziewać się po niej czegoś więcej.
Pomijając pewne fabularne mankamenty, „Dziewięć żyć Chloe King" stanowi ciekawą odskocznię od oklepanego schematu większości romansów paranormalnych dzięki wprowadzeniu elementów mitologii egipskiej. Rasa Mai intryguje swoim pochodzeniem i kocimi cechami, choć akurat w trzecim tomie nie dowiadujemy się na ich temat praktycznie nic nowego. Dodatkowym „podrasowaniem" ich niezwykłego, egipskiego pochodzenia jest dodanie rosyjskich elementów. Prawie wszyscy członkowie Stada, do którego należy Chloe, przybyli do Stanów z Rosji. I tak się tylko po cichu zastanawiam, co dla amerykańskich nastolatków - pierwszych odbiorców powieści - miało być bardziej egzotyczne.
Podsumowując, „Wybrana" to zadowalające, choć niepozbawione niedociągnięć zakończenie trylogii, która z pewnością przypadnie do gustu nastoletnim czytelniczkom. Jako lekka młodzieżówka sprawdza się naprawdę dobrze.