Rezultaty wyszukiwania dla: Mag
Spotkanie przedpremierowe z Martyną Raduchowską
Wydawnictwo Uroboros oraz właściciel warszawskiego "Worka Kości" serdecznie zapraszają na spotkanie przedpremierowe z Martyną Raduchowską.
Zapowiedź: Księżniczka dinozaurów
Witajcie na Raju – pierwotnym świecie, w którym można spotkać wszelkie gatunki dinozaurów wielkich i małych. Żyją tu również ludzie, sprowadzeni przez kaprys bogów. Rycerze ruszają do boju na triceratopsach, a prowadzą ich wielcy bohaterowie dosiadający tyranozaurów.
Woła mnie ciemność
„Koniec końców wszystkich nas czeka trumna (...) Leż spokojnie, moja miłości. Ta trumna jest twoją trumną. Większość z nas nawet nie wie, jak to jest być w swej trumnie. Ty już teraz wiesz!” – ten cytat pamięta zapewne każdy wielbiciel fenomenalnej książki autorstwa Anne Rice. Powieść pt. „Wywiad z wampirem” przeszła już do historii, zarówno za sprawą fabuły i niezwykłego klimatu wykreowanego przez Rice, jak i dzięki jej ekranizacji. Film w reżyserii Neila Jordana z genialną obsadą (Brad Pitt i Tom Cruise) jest po dziś dzień chętnie oglądany, zaś od chwili poznania tej niezwykłej opowieści przez szerokie grono odbiorców, zainteresowanie ciemnością, mroczną atmosferą oraz panami ciemności, tymi, którzy przeszli „na drugą stronę” nie maleje.
Po setkach mniej lub bardziej udanych książek, mających na celu podtrzymać zainteresowanie tematem, znów ma on szanse stać się tym najczęściej poruszanym. Pojawił się bowiem Armagnac Jardineux, potomek plantatorskiej rodziny z Luizjany, który odkrywa przed nami fascynujący, jakże mroczny świat arystokracji, muzyki oraz ... seksualnych dewiacji. W połączeniu z klimatem książki oraz tajemnicą skrywaną przez bohaterów wątki te mają szanse podbić serca kolejnych miłośników nieśmiertelnych postaci, zaś opublikowana nakładem Wydawnictwa Initium książka „Woła mnie ciemność”, będąca pierwszym tomem serii „Daję ci wieczność”, z pewnością zdetronizuje sagę „Zmierzch”. Autorka, Agata Suchocka, stworzyła niezwykłą historię, która nie tylko umożliwia nam podróż poprzez wieki, ale również daje szansę na penetrację najmroczniejszych zakątków ludzkiej duszy. To wyjątkowe połączenie horroru, romansu i powieści erotycznej robi niezwykłe wrażenie na czytelnikach, choć pełne perwersji sceny mogą zgorszyć bardziej pruderyjne jednostki. Osoby, które nawet pomimo rumieńców brnąć będą w historię, mogą spodziewać się sporej dawki emocji, gwałtownych zwrotów akcji i kolejnych doskonale wykreowanych bohaterów.
Wspomniany Armagnac, choć wychowany na plantacji, której stać się ma dziedzicem, nienawidzi wszystkiego co związane jest z uprawą ziemi i czarnoskórymi niewolnikami. Władający biegle kilkoma językami, oddający się z zapałem muzyce chłopak wolałby wieść inne życie, zaś pewnym wzorem dla niego jest babka, Blanche Avoy – wykształcona i niezależna kobieta, korzystająca z uroków życia pomiędzy artystami, otoczona sztuką, samotnie podróżująca po Europie. On również wyruszyć ma w świat, ale tylko po to, by zdobyć wykształcenie ekonomiczne w jednej ze szkół w Londynie oraz doświadczenie podczas pracy w majątku swojego dziadka, Louisa Marcata we Francji. Niestety wojna secesyjna rozdziela go z bliskimi na zawsze, zaś francuski majątek rodziny topnieje w oczach, choć próby uratowania plantacji w Luizjanie są z góry skazane na klęskę.
Tak właśnie przepadła rodowa fortuna, zaś Armagnac utknął w Londynie bez pieniędzy, za to z pogłębiającym się problemem alkoholowym. Jedyne, co mu pozostało to muzyka, ona też zwraca uwagę młodego skrzypka, Lothara Mintze, oraz jego mecenasa − lorda Edgara Francisa Huntingtona. Duet, który muzycy razem tworzą, trafia dzięki bogatemu sponsorowi na salony, ale wszystko ma swoją cenę... Zaczynają zatracać się w uwielbieniu tłumów, w hipnotycznym głosie lorda, a także ...we własnych ciałach. Połączeni nagłą namiętnością oddają się dzikim orgiom, zaspokajając seksualny apetyt nie tylko dzięki swoim ciałom, ale dając lekcję „gry” przedstawicielom i przedstawicielkom lokalnej arystokracji.
Szybko przychodzi jednak opamiętanie – coraz więcej rzeczy zaczyna Armagnacowi przeszkadzać, odkrywa bowiem, że zarówno popularność, jak i ten niecodzienny mecenat, są tak naprawdę złotą klatką. Co więcej, osoba samego lorda Huntingtona budzi w nim coraz większy niepokój, szczególnie, że przeszłość rodziny Armagnaca wydaje się być w pewien sposób powiązana z przodkami lorda – w pamiętnikach babki chłopak odnajduje wspomnienia o niejakim E.F.H. Czy to niezwykły zbieg okoliczności? Czy mężczyzna z pamiętników to ojciec lub dziadek mecenasa Armagnaca? A może ...to jedna i ta sama osoba? Coraz więcej pytań rodzi się w głowie chłopaka tyle tylko, że odpowiedzi wcale nie przynoszą ulgi.
„Wola mnie ciemność” to książka, która wciąga nas w strefę mroku, cielesnych żądzy i seksualnej deprawacji. Wartka akcja, gwałtowne jej zwroty, nieustanne napięcie, które towarzyszy nam podczas lektury – to wszystko sprawia, że od książki Suchockiej nie można się oderwać. Niezwykły klimat, wspaniale wykreowani bohaterowie, niezwykle plastyczne opisy, w tym mocno nasycone erotyzmem sceny przykuwają uwagę i stanowią gwarancję, że po kolejny tom serii z pewnością sięgniemy. A wówczas znów znajdziemy się w objęciach mroku ...
Wędrowiec – jedna z najważniejszych lektur w świecie Metra 2033
Księga Wsyp Ostatnich
Na Emila trafiłem przypadkowo i od początku próbował mnie zainteresować swoimi sprawami. Tak mogę określić sposób, w jaki trafiła w moje ręce książka „Księga wysp ostatnich” autorstwa Anny Klejzerowicz. Pozycja została wydana nakładem Wydawnictwa Replika.
Jest to już piąta część cyklu o przygodach Emila Żądło. Sama okładka nie wyróżnia się na regale książkowym, ale za to krótki opis przyciąga jak magnes. Ciekawa historia z przeszłości mająca swoje korzenie w starożytności, do tego wątek kryminalny i całość osadzona w Gdańsku, to połączenie wprost idealne.
Wszystko zaczyna się od podwójnego zabójstwa w posiadłości znanego lokalnego bibliofila. Jednak policja nie może zidentyfikować drugiej ofiary co sprawia, że całe śledztwo staje w martwym punkcie. Sam Emil na sprawę trafia przez przypadek, w trakcie swojego dochodzenia dziennikarskiego i odkrywa, że dotyczy ona bardzo cennego starodruku. Wraz z Martą postanawiają rozwiązać zagadkę i współpracując z policją, rozwiązać sprawę. Wszystko komplikuje się gdy organy ścigania trafiają na trzecią ofiarę, a z biegiem postępowania wychodzi fakt, że Emil może być z nią związany. Czy Marta pomoże Emilowi w rozwiązaniu zagadki kryminalno-historycznej? Tego musicie dowiedzieć się sami.
Podsumowując pomysł był jak najbardziej trafny, pierwszy raz czytałem książkę, w której to książka odgrywała główną rolę. Jednak spłycenie samego wątku kryminalnego, który mógł dodać pikanterii całości sprawił, że treść jest niewyraźna. Oczywiście sam wątek starodruku, który ma swoje źródła w starożytności sprawia, że czytelnik dowiaduje się czegoś nowego. Poszerza to jego horyzonty. Mimo wszystko, jeśli potraktujemy książkę jako kryminał, to prezentuje się blado na tle innych powieści tego gatunku.
Zadra
Kamień węgielny polskiego steampunku, nominowana do wielu literackich nagród Zadra, powraca po latach w nowym, rozszerzonym, jednotomowym wydaniu.
Odkryj początki epoki Etheru w powieści poprzedzającej książkę Czterdzieści i cztery, która przyniosła Krzysztofowi Piskorskiemu uznanie krytyków i fanów oraz najważniejsze w dziedzinie polskiej fantastyki nagrody – im. Janusza A. Zajdla oraz Jerzego Żuławskiego.
Frogi
Nakładem wydawnictwa Granna ukazała się logiczna i familijna gra „Frogi”. Jest to nowa, odświeżona odsłona znanej gry Adama Kałuży „Hooop!”. Niestety nie miałem okazji zagrać w pierwowzór, dlatego do pozycji tej, podejdę jak do całkiem nowego tytułu na rynku.
Głównymi bohaterami tego tytułu są żabki, które wiodą spokojne życie w głębokim i gęsto porośniętym stawie. W przerwach między spokojnym kumkaniem i rechotaniem organizują sobie wyścigi, skacząc po dużych liściach lilii wodnych. Ta dobra zabawa niesie ze sobą nie tylko wiele niespodzianek, ale również niebezpieczeństw czyhających w głębinach stawu.
Celem graczy jest przeprowadzenie swojej żabiej rodziny ze startowego pola na pola startowe pozostałych uczestników zabawy. Gra przeznaczona jest dla 2 do 4 graczy w wieku od 7 lat, a średni czas jednej partii trwa około 20 minut.
Strona wizualna
W tekturowym pudełku znajdziemy: 12 kolorowych, plastikowych żabek, 46 kafelków terenu oraz 32 kafelki akcji. Figurki żabek są bardzo ładne i szczegółowo odwzorowują te zwierzęta. Moja córka jest nimi zachwycona i co chwile wypożycza je i wykorzystuje również do zabawy poza grą. Kafelki zaś zostały solidnie wykonane z grubej tektury. Oczywiście w pudełku nie zabrakło instrukcji, która w jasny i czytelny sposób wyjaśnia wszelkie zasady oraz prezentuje graficznie przykładowe ruchy i różne początkowe ustawienia planszy.
Przebieg rozgrywki
Zabawę we „Frogi” rozpoczynamy od odpowiedniego ułożenia planszy z kafelków. Instrukcja przedstawia kilka przykładowych układów uzależnionych od liczby graczy. Z czasem możemy wymyślać swoje mniej lub bardziej skomplikowane ustawienia. Kafelki planszy dzielą się na trzy rodzaje: startowe z kwiatami – z nich będą wyruszały nasze żabki, terenu z liśćmi lilii wodnej – po drugiej stronie z wodą, specjalne – kafelki ze znakiem zapytania z jednej strony – skrywają dodatkowe akcje lub niebezpieczeństwa.
Przed rozpoczęciem rozgrywki, każdy gracz losuje dodatkowo cztery spośród ośmiu kafelków akcji. Trzyma je w zakryciu przed pozostałymi graczami. Będzie mógł je użyć podczas swojej tury zamiast standardowych ruchów.
Zasady przemieszczania żabek są bardzo proste. W trakcie swojej tury gracz może wykonać tylko jedną z trzech czynności:
- przeniesienie żabki na sąsiedni kafelek z liściem lilii wodnej,
- odwrócenie zatopionego kafelka,
- skorzystanie ze specjalnego kafelka akcji.
Ruch żabki związany jest z kilkoma zasadami. Po pierwsze wykonujemy go po linii prostej w poziomie lub pionie. Po drugie, jeśli kafelek, na który skaczemy jest już zajęty przez inną żabkę, spychamy ją na wybrany przez nas sąsiedni. W przypadku, kiedy zepchnięcie żabki na sąsiednie pole jest niemożliwe, nie możemy wykonać takiego ruchu. Po trzecie, zatapiamy (odwracamy na drugą stronę) kafelek z liściem, z którego zeskakujemy.
Gracz, który jako pierwszy umieści swoje trzy żabki na polach startowych współgraczy, wygrywa partię.
Wrażenia
Mimo prostej mechaniki, gra jest bardzo dynamiczna i daje wiele sposobów na opracowanie różnych taktyk. Wiążą się z tym przepychanki i efekt domina, jaki możemy wywołać, wypychając przeciwnika na sąsiednie pole. Mianowicie jeśli wypychamy żabkę na kafelek obok, na którym również jest żabka (nasza lub przeciwnika), to teraz tamta zostaje wypchnięta. Związane to jest z zasadą, iż na jednym liściu nie mogą przebywać dwie żabki. W ten sposób, przy odpowiednim ułożeniu pionków na planszy, możemy doprowadzić do lawinowego przepychania kilku żabek z rzędu.
Dużo fajnej interakcji wprowadzają kafelki akcji. Dzięki nim możemy np. wykonać ruch żabką przeciwnika, zablokować przepychankę czy zamienić miejscami dwa pionki. Dodatkowo akcje ułatwiają nam poruszanie się po planszy, gdyż dzięki nim możemy wykonać podwójny skok czy odtopić lub zatopić wybrane kafelki.
Sporo graczy na pewno ucieszy znikomy element losowości. Od naszego szczęścia zależy tylko losowanie kart akcji.
Gra niesie ze sobą sporo emocji, szczególnie w wariancie 3 lub 4-osobowym. Wymaga od graczy analizy sytuacji oraz przewidywania ruchów niczym w warcabach. W trybie dwuosobowym niestety zabawa ogranicza się tylko do zwykłego wyścigu. Kto pierwszy ten lepszy. Ciężko o interakcję z przeciwnikiem, gdyż mamy za dużo wolnego miejsca na planszy.
Podsumowanie
Gra „Frogi” dzięki ciekawej tematyce, ładnej oprawie graficznej i prostym zasadom przyciągnie do siebie na pewno dzieci. Starsi gracze docenią fajną interakcję, stosowanie strategii, ciekawą mechanikę i zminimalizowanie elementu losowości. Szczególnie polecam rozgrywki w gronie 3 lub 4-osobowym. W rodzinnym gronie idealna zabawa będzie gwarantowana.
Trup na plaży i inne sekrety rodzinne
Przyjemnie jest od czasu do czasu zmienić klimat, prawda? Nie dziwi więc, że osoby mieszkające nad morzem chętnie jadą w góry, a mieszkańców gór wabią morskie widoki (mieszkając u wrót Bramy na Bieszczady, ciągnie mnie niesamowicie w kierunku morza i szczerze się do tego przyznaję). Dlatego też z niezwykłym entuzjazmem zareagowałam na wiadomość, że Aneta Jadowska pisze nadmorski kryminał i nie mogłam się doczekać, kiedy wpadnie mi w ręce. Warto było uzbroić się w cierpliwość, bo Trup na plaży okazał się książką urzekającą i to pod każdym względem.
Powroty bywają trudne, ale przecież nikt nie mówił, że życie jest proste i usłane różami. Wie coś o tym Magdalena Garstka, która na prośbę babci, decyduje się wrócić do swoich korzeni i po dziesięciu latach nieobecności pojawia się w Ustce. Od razu budzą się w niej dawno zapomniane odczucia, a początkowy sceptycyzm zamienia się powoli w dziecięcą radość z odzyskania swojego miejsca na zmieni. Jej spokój burzy przypadkowe natrafienie na topielca, który okazuje się zaginionym klientem babcinego pensjonatu. Dlaczego zginął? Nie lubiąca niedopowiedzeń Garstka rozpoczyna prywatne dochodzenie, w trakcie którego odkryje nie tylko przeszłość denata, ale również rodzinne tajemnice. Pytanie tylko, czy Magda jest na to wszystko gotowa?
Trup na plaży i inne sekrety rodzinne nie jest typowym kryminałem (i chwała mu za to), co mnie osobiście bardzo odpowiadało. Owszem, pojawiają się zwłoki, jest śledztwo i policjanci w stylu Kojaka (co prawda nie łysi, a wąsaci), ale czytelnik dostaje oprócz tego do rozwiązania rodzinną zagadkę, jest świadkiem odbudowywania więzi rodzinnych i dzielnego stawiania czoła przeszłości. Poza tym naprawdę miło jest przenieść się do wakacyjnej Ustki w środku zimy i choć przez chwilę dać się porwać letniemu przyciąganiu.
Jeśli chodzi o samych bohaterów książki – nie sposób się z nimi nie zaprzyjaźnić. Magda ze swoją intuicją, oddaniem sprawie, upartością i iście dziewczęcym wdziękiem jest idealną osobą do tego, by kraść z nią przysłowiowe konie. Ale przecież nie tylko ona stanowi o wartości historii. Również Monika ze swoją przebojowością, babcia Maria – skrytością i pewnego rodzaju melancholią czy misiowaty wujek Marek będący uosobieniem stróża prawa o gołębim serduchu sprawiają, że chciałoby się wejść do tej szalonej rodzinki i zostać z nimi na dłużej.
Należy również podkreślić, że Trup na plaży to powieść bardzo emocjonalna. Odbiorca uświadczy tutaj nie tylko humoru sytuacyjnego, ale również wielu wzruszeń czy refleksji. Kto powiedział, że w kryminale krew musi lać się strumieniami, a trup ścielić się często i gęsto? Przecież to nie są Morderstwa w Midsomer (chociaż wujkowi Markowi bliżej do Toma Barnaby'ego niż Maca Taylora czy Horatio Caine'a).
Miałam niesamowitą frajdę dając się porwać śledztwu prowadzonemu przez małą Garstkę i już nie mogę doczekać się kolejnych części jej przygód. Książkę szczerze polecam i to nie tylko wielbicielom bezpardonowych kryminałów czy fanom Anety Jadowskiej. Autorka potrafi zaskoczyć, więc może warto dać jej szansę?
Idiota skończony
Z antologiami opowiadań jest tak, że albo bardzo się je lubi, albo nie lubi się ich wcale. Zwolennicy tej drugiej opcji nie przepadają za gwałtownymi zmianami klimatu, fabuły, za krótką formą ogółem. A miłośnicy antologii? Sama do nich należę: uważam, że zbiory opowiadań, zwłaszcza różnych autorów, to świetna okazja, żeby zapoznać się ze stylem różnych pisarzy i wzbogacić swoją listę „do przeczytania” o książki konkretnego twórcy. Tego też oczekuję od antologii „Idiota skończony” – chcę poznać sposób pisania autorów, których dotąd nie miałam okazji czytać, ale także dobrze się bawić przy opowiadaniach tych, których twórczość już poznałam.
Pierwsze, co trzeba powiedzieć o tym zbiorze – ma intrygujący tytuł. Z blurba możemy się dowiedzieć, że nieprzypadkowy: historie ma łączyć głupota bohaterów. Jestem zdania, że błądzić to rzecz ludzka, a bohaterowie literaccy mają do tego takie samo prawo, jak realnie istniejący ludzie, toteż z chęcią zagłębię się w świat mniej lub bardziej fatalnych omyłek.
Fabryka Słów proponuje antologię tekstów dwunastu autorów, z których większość ma już niezły dorobek twórczy. W każdym razie – nie są to nazwiska przeciętnemu czytelnikowi fantastyki nieznane. Szkoda tylko, że w tej stawce są zaledwie dwie kobiety, ponieważ kobieca fantastyka w Polsce ma się dobrze i warto z tego skorzystać. Przystępuję do lektury z nadzieją, że chociaż płeć męska dominuje, to nie zdominuje mnie wyzierający z kart maczyzm.
Trudno pokrótce opowiedzieć o wszystkim, z czym spotka się czytelnik w „Idiocie skończonym”. Będzie trochę science fiction, nieco postapo, sporo urban fantasy i fantastyka trudna do sklasyfikowania. Jeżeli sięgniecie po tę pozycję, poznacie nietypowe skrzaty domowe, gniew młodej, uczuciowej wiedźmy, czy ponury los żołnierzy zmuszonych nieustannie walczyć o niepodległość. Zobaczycie przyszłość ponurą i... jeszcze bardziej ponurą? I trochę przeszłości. Dowiecie się też, jak twórczo wykorzystać spuściznę Cesarstwa Rzymskiego oraz jakich błędów żołnierzom się nie wybacza.
Jak w każdej antologii, poziom nie jest równy. Przeczytałam opowiadania zachwycające i opowiadania, których fabułę wkrótce zapomnę. Na pewno zachwyciła mnie twórczość żeńskiej części stawki. Otwierający zbiór tekst Anety Jadowskiej, od którego antologia zaczerpnęła swój tytuł, to urocza wariacja na temat funkcjonowania magii i czarownic we współczesnych realiach. Główna bohaterka popada w nieliche tarapaty z powodu swojego artystycznego talentu i zalotów młodego czarodzieja parającego się magią roślinną. Brak tu rzewnych, czy banalnych scen. Jadowska postawiła na humor i dynamiczną akcję. Wyszedł tekst, który skończył się zdecydowanie za szybko – chętnie przeczytałabym całą powieść z tymi bohaterami.
„Garażowy” Ewy Białołęckiej to także urban fantasy, tylko że związane ze słowiańską demonologią i wiarą w opiekuńcze duchy domów, obór, łaźni i innych miejsc, w których człowiek potrzebuje wykwalifikowanej pomocy magicznej. Folklorystyczny motyw został ograny w bardzo nieoczekiwany sposób, a Świeca vel Chopper na stałe wejdzie do grupy moich ulubionych postaci literackich. I zapewne nie tylko moich.
Podobał mi się też tekst Tomasza Kołodziejczaka "Zmierzch nad Weroną". Został oparty na bardzo interesującym, logicznym i niezbyt jeszcze w polskiej literaturze eksploatowanym pomyśle. Współczesna Europa zmuszona jest wrócić do czasów Cesarstwa Rzymskiego, ale już nie jako ośrodka potęgi, lecz własnej karykatury i swoistego parku rozrywki dla turystów nacji rządzącej. Co to za nacja? Przeczytajcie sami. Warto dla pomysłu, nawet jeśli fabularnie opowiadanie nieco kuleje.
Ciekawego pomysłu nie można też odmówić "Wyklętym" Michała Gołkowskiego oraz "Nocy na Dużej Ziemi" Bartka Biedrzyckiego. Nieprzypadkowo wspominam o tych tekstach razem – chociaż są pomysłowe i dobrze poprowadzone fabularnie, drażni mnie w nich – w różnym stopniu – ta sama rzecz. Zaznaczanie rosyjskości przez spolszczenie rosyjskich słów i konstrukcji, co wychodzi nieco karykaturalnie. Rusycyści niech nie czytają, cała reszta pewnie uzna tę stylizację za ciekawą.
Wspomnę też o "Głębi. Ciałaku" Marcina Podlewskiego. Science fiction to bodaj jedyny gatunek, którego autentycznie nie lubię – ale mimo że to opowiadanie było hard sf, zostało mi w głowie. Przypomina – w dobrym sensie! – radziecką science fiction lat sześćdziesiątych, ze sporą ilością technicznych detali, ale i zwrotem w stronę człowieka i tego, co to znaczy „być człowiekiem”. Jako niefanka gatunku mogę powiedzieć, że dla mnie to kawał dobrej roboty.
Pozostałe opowiadania z różnych względów nie zostaną na długo w mojej pamięci, ale może akurat wam się spodobają. Po tę antologię warto sięgnąć zwłaszcza po to, żeby poznać ciekawych i różnorodnych polskich autorów fantastyki. Polecam szczególnie osobom, które zarzekają się, że nie lubią tego, jak piszą Polacy – a nuż zmienicie zdanie?
Wypalić Chrom
Po długiej przerwie, książką Williama Gibsona Wydawnictwo Mag, powraca z serią Artefakty.
William Gibson zyskał powszechną sławę, jako czołowy przedstawiciel nowej odmiany science fiction, przenoszącej współczesną technologię (w szczególności technikę komputerową) w przyszłość rozpadu miast zdegenerowanej obyczajowości pokoleń postpunkowych.