kwiecień 01, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Lemony Snicket

czwartek, 16 styczeń 2025 09:13

Koniec końców. Seria Niefortunnych Zdarzeń

 

„Koniec końców” to ostatni tom znanej i cenionej „Serii niefortunnych zdarzeń” spod pióra Lemony’ego Snicketa (pseudonim). Już sam tytuł brzmi jak przestroga, a wstępne słowa autora nie pozostawiają złudzeń. Jeśli dotarłeś do tego momentu, lepiej się zastanów, czy na pewno chcesz wiedzieć, jak ta historia się kończy. A jednak, mimo ostrzeżeń, czytelnik brnie dalej. Bo przecież chce się dowiedzieć, co los przygotował dla rodzeństwa Baudelaire. I jak zawsze u Snicketa – nic nie jest takie, jak się wydaje, a książka porywa coraz bardziej z każdą, kolejną stroną.

Zarys fabuły

Historia zaczyna się tam, gdzie skończył się poprzedni tom. To znaczy w uszkodzonej łódce, dryfującej po bezkresnym morzu. Wioletka, Klaus i Słoneczko są w towarzystwie swojego odwiecznego prześladowcy, Hrabiego Olafa. Ich rozpaczliwa sytuacja zmienia się, gdy sztorm wyrzuca ich na brzeg wyspy zamieszkanej przez grupę kolonistów. Pozorna utopia szybko okazuje się kolejnym miejscem pełnym pułapek.

Wyspa, rządzona przez tajemniczego i despotycznego przywódcę, to mikrokosmos społecznych problemów. Z jednej strony mamy obietnicę równości i harmonii, z drugiej – subtelną manipulację, która zmusza mieszkańców do podporządkowania się, ograniczając ich wolność wyboru. Narrator celnie pokazuje, jak łatwo jednostki mogą ulec presji grupy i jak cienka granica dzieli porządek od tyranii.

Moja opinia i przemyślenia

Mimo że seria jest skierowana do młodszych czytelników, to brak w niej uproszczeń. Autor nie boi się trudnych tematów. Od utraty bliskich, przez moralne dylematy, brnie aż po niewygodne prawdy o naturze człowieka. W „Końcu końców” pojawia się także refleksja nad przeszłością rodziców Baudelaire’ów. Idea, że nawet ci, których kochamy i idealizujemy, mogą mieć swoje sekrety, nie zawsze moralne. Co więcej, Snicket nie daje prostych odpowiedzi. Zakończenie jest otwarte, pozostawiając miejsce na interpretację. Czy Baudelairowie w końcu znaleźli spokój? Czy można mówić o szczęśliwym zakończeniu, jeśli życie toczy się dalej? Na dodatek z nowymi wyzwaniami i niewiadomymi?

Czarny humor i groteska są w książkach na najwyższym poziomie. Jak przystało na całą serię, „Koniec końców” obfituje w ironiczne spostrzeżenia i przerysowane postacie. Narrator, Lemony Snicket, jak zwykle wtrąca się do historii, serwując czytelnikowi dygresje, które bawią, ale też dają do myślenia. Styl autora jest niepodrabialny – proza, która płynie, nie tracąc przy tym głębi.

Rysunki Breta Helquista, które towarzyszą tekstowi, idealnie oddają nastrój książki. Proste, a jednocześnie pełne szczegółów ilustracje dodają klimatu, podkreślając groteskę i tragizm historii.

Podsumowanie

„Koniec końców” to niezwykłe zakończenie serii, które pozostawia czytelnika z mnóstwem pytań. Nie jest to typowy finał, w którym wszystkie wątki zostają rozwiązane, a bohaterowie znajdują spokój. To raczej opowieść o akceptacji niepewności i trudnych prawd życia.

Jeśli lubicie książki, które wymagają zaangażowania, zaskakują i oferują coś więcej, „Koniec końców” to lektura obowiązkowa. Lemony Snicket po raz kolejny udowadnia, że opowieści dla dzieci mogą być równie złożone i znaczące, co literatura dla dorosłych. Polecam z całego serca – choć ostrzegam, że to nie jest historia dla tych, którzy szukają happy endu. 

Dział: Książki
poniedziałek, 12 grudzień 2022 18:09

Gabinet Gadów

 
Z przykrością zawiadamiam, że drugi tom opowieści o sierotach Baudelaire zaczyna się od podróży wyjątkowo nieprzyjemną Parszywą Promenadą, Biegnącą za Zamgloną Zatoką prosto do Nudy Wielkiej. I że od tej chwili będzie już tylko gorzej. W pierwszym tomie nie dość, że stracili rodziców, to jeszcze trafili pod opiekę bardzo dalekiego genealogiczne, a bliskiego geograficznie członka rodziny, Hrabiego Olafa. Tenże typ zajmował się tylko sprawianiem przykrości sierotom, wykorzystywaniem ich siły roboczej oraz dybaniem na ich majątek. Dzieci szybko orientują się, że hrabia Olaf jest zły i chce tylko położyć ręce na odziedziczonej po nich fortunie. Po niezliczonych perypetiach dzieci zostają w końcu zabrane hrabiemu Olafowi, a pan Poe, ich wybawca, dostarcza je kolejnemu krewnemu, doktorowi Montgomery'emu, znanemu jako wujek Monty. Tak rozpoczyna się „Gabinet gadów”, drugi tom Serii Niefortunnych Zdarzeń autorstwa Lemony Snicketa.
 
Wujek Monty wydaje się miłą i bezpieczną osobą. Dzieci go lubią i wygląda na to, że w końcu mogą cieszyć się ciastem z kremem kokosowym i okazjonalnym wieczornym filmem. Każde z nich dostanie swój własny pokój. W domu jest biblioteka, a w perspektywie spędzanie życia na kolejnych wyprawach z wujciem. Najbliższa to Peru. Wujek Monty jest bowiem znanym herpetologiem i bada oraz gromadzi najróżniejsze okazy żmij. Rodzeństwo jest bardzo podekscytowane wyruszeniem na przygodę, dopóki nie spotykają nowego asystenta wujka Monty'ego, Stephano, który tak naprawdę nie jest tym, za kogo się podaje. I tylko dzieci wiedzą, kim jest. Najgorsze, że jednak nikt im nie wierzy i muszą same rozwiązać ten problem.
 
Spodobała nam się ta część serii, nawet bardziej niż pierwszy tom. Mimo dość tragicznych, a czasem nieco niesamowitym wydarzeniom lektura stanowiła dobrą przygodę. Przez pewien czas dzieci czują się bezpiecznie i angażują się w normalne codzienne wydarzenia, co nieco mnie udobruchało, bo ileż można mieć pecha w życiu. Potem znowu rodzeństwo łączy siły, by pracować nad rozwiązaniem problemów, z którymi się borykają.
 
Język książki jest prosty i dużo tu miejsca na wyjaśnienia co trudniejszych wyrażeń, co można już było zaobserwować w poprzednim tomie. Ten drugi tom był równie przyjemny, jak pierwszy... i och, jak bardzo kocham wujka Monty'ego i jego pasję! Oby każdy miał takiego krewnego! Choć raz życzyłam sobie, żeby to była seria szczęśliwych zdarzeń, bo bardzo chciałabym zobaczyć, jak sieroty zacieśniają z nim więzi. Choć nie jestem wiekowo targetem tej książki, to uważam, że dla 8-12-latków byłaby naprawdę zabawna.
Dział: Książki
piątek, 09 grudzień 2022 09:18

Przykry początek

 
Przykro mi to pisać, ale książka, którą przyszło mi zrecenzować, jest wyjątkowo nieprzyjemna. Opowiada nieszczęśliwą historię o trójce rodzeństwa i czasach, kiedy czytanie książek było dla dzieci największą przyjemnością. Rodzeństwo Baudelaire, choć urocze i sprytne, wiedzie życie pełne nieszczęścia. Moim smutnym obowiązkiem jest zrecenzowanie tych niemiłych historii. Tylko czy rzeczywiście aż tak niemiłym?
 
„Przykry początek” naprawdę przykro się rozpoczyna. Podążamy śladami dzieci Baudelaire'ów – Wioletką, Klausem i Słoneczkiem – przez coś, co można opisać jedynie jako serię niefortunnych zdarzeń. Troje dzieci jest dumą i radością swoich bogatych, uroczych rodziców, Baudelaire'ów. Wszyscy żyją wesoło w ogromnej rezydencji w nadmorskim mieście Briny Beach. Aż pewnego smutnego dnia pożar niszczy ich piękny dom i pali wszystko, łącznie z rodzicami. Dzieci są w tym momencie nad morzem. Osieroceni muszą teraz stawić czoła niepewnej przyszłości pełnej boleśnie smutnych chwil, u członka rodziny, który nie jest im bliski fizycznie czy duchowo a jedynie geograficznie. Od pierwszej strony tej książki katastrofa depcze im po piętach. Można powiedzieć, że są magnesami przyciągającymi nieszczęście. Tylko w tej krótkiej książce troje młodych ludzi napotyka chciwych i odrażających złoczyńców, katastrofalny pożar, spisek mający na celu kradzież ich fortuny i zimną owsiankę na śniadanie.
 
Ta książka wyraźnie ostrzega od samego początku, że jest to smutna historia. W książce były momenty komiczne i cała historia to nie tylko złe wydarzenia, które przytrafiają się dzieciom. Jednak w większości to jedna zła chwila, wpadająca w drugą. Osobiście podziwiałam, jak dzieci stoją za sobą i działają wspólnie. Ba, jestem zafascynowana ich zaradnością od pierwszych stron, bo które rodzeństwo 12-14-letnie zabiera raczkującego brzdąca, najmłodszą siostrę, by ta z nimi bawiła się nad morzem. Są inteligentnymi dziećmi, skutecznie rozwiązują problemy i starają się jak najlepiej wykorzystać sytuację, w której się znajdują.
 
Książka przemyca wiele ważnych przesłań na temat rodziny, zaufania, korzystania z tego, co się posiada. Do tego wyjaśnia wiele cięższych do zrozumienia zwrotów, przez co widać od razu, że jest to książka raczej dla młodszych czytelników, niż starszych. 8-10-latkowie byliby z takiej lektury zadowoleni.

 

Dział: Książki

Wioletka, Klaus i Słoneczko Baudelaire to wyjątkowo inteligentne i pełne uroku osobistego rodzeństwo. Cóż z tego, skoro od pierwszych stron tej książki, gdy dzieci otrzymują tragiczną wiadomość, nieszczęście depcze im po piętach. Są jak magnesy przyciągające pecha.

Dział: Książki