Z przykrością zawiadamiam, że drugi tom opowieści o sierotach Baudelaire zaczyna się od podróży wyjątkowo nieprzyjemną Parszywą Promenadą, Biegnącą za Zamgloną Zatoką prosto do Nudy Wielkiej. I że od tej chwili będzie już tylko gorzej. W pierwszym tomie nie dość, że stracili rodziców, to jeszcze trafili pod opiekę bardzo dalekiego genealogiczne, a bliskiego geograficznie członka rodziny, Hrabiego Olafa. Tenże typ zajmował się tylko sprawianiem przykrości sierotom, wykorzystywaniem ich siły roboczej oraz dybaniem na ich majątek. Dzieci szybko orientują się, że hrabia Olaf jest zły i chce tylko położyć ręce na odziedziczonej po nich fortunie. Po niezliczonych perypetiach dzieci zostają w końcu zabrane hrabiemu Olafowi, a pan Poe, ich wybawca, dostarcza je kolejnemu krewnemu, doktorowi Montgomery'emu, znanemu jako wujek Monty. Tak rozpoczyna się „Gabinet gadów”, drugi tom Serii Niefortunnych Zdarzeń autorstwa Lemony Snicketa.
Wujek Monty wydaje się miłą i bezpieczną osobą. Dzieci go lubią i wygląda na to, że w końcu mogą cieszyć się ciastem z kremem kokosowym i okazjonalnym wieczornym filmem. Każde z nich dostanie swój własny pokój. W domu jest biblioteka, a w perspektywie spędzanie życia na kolejnych wyprawach z wujciem. Najbliższa to Peru. Wujek Monty jest bowiem znanym herpetologiem i bada oraz gromadzi najróżniejsze okazy żmij. Rodzeństwo jest bardzo podekscytowane wyruszeniem na przygodę, dopóki nie spotykają nowego asystenta wujka Monty'ego, Stephano, który tak naprawdę nie jest tym, za kogo się podaje. I tylko dzieci wiedzą, kim jest. Najgorsze, że jednak nikt im nie wierzy i muszą same rozwiązać ten problem.
Spodobała nam się ta część serii, nawet bardziej niż pierwszy tom. Mimo dość tragicznych, a czasem nieco niesamowitym wydarzeniom lektura stanowiła dobrą przygodę. Przez pewien czas dzieci czują się bezpiecznie i angażują się w normalne codzienne wydarzenia, co nieco mnie udobruchało, bo ileż można mieć pecha w życiu. Potem znowu rodzeństwo łączy siły, by pracować nad rozwiązaniem problemów, z którymi się borykają.
Język książki jest prosty i dużo tu miejsca na wyjaśnienia co trudniejszych wyrażeń, co można już było zaobserwować w poprzednim tomie. Ten drugi tom był równie przyjemny, jak pierwszy... i och, jak bardzo kocham wujka Monty'ego i jego pasję! Oby każdy miał takiego krewnego! Choć raz życzyłam sobie, żeby to była seria szczęśliwych zdarzeń, bo bardzo chciałabym zobaczyć, jak sieroty zacieśniają z nim więzi. Choć nie jestem wiekowo targetem tej książki, to uważam, że dla 8-12-latków byłaby naprawdę zabawna.