Rezultaty wyszukiwania dla: Kryminał
Śledztwo panny Cahill
Bycie sobą jest trudne nawet teraz, a co dopiero mówić o tym jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Zwłaszcza jeśli chodzi o kobiety, którym społeczeństwo narzucało sztywne normy. Winny być posłuszne, zajmować się typowo kobiecymi sprawami nie wracać główkę poważnymi sprawami. Nie wszystkie się jednak na to godziły i zażarcie walczyły o swoją samodzielność.
Zarys fabuły
Mamy rok 1902, w Nowym Jorku ktoś zaatakował i okaleczył dwie kobiety, trzecia miała mniej szczęścia i została zamordowana. Kobiety łączy tylko irlandzkie pochodzenie oraz narzędzie, którym morderca atakuje. Rzeźnika chce dopaść nie tylko policja, ale i prywatny detektyw Francesca Cahill. Kto zagraża kobietom i co jest motywem jego działań?
Śledztwo panny Cahill to chyba mój pierwszy retro kryminał i miałam wobec niego pewne oczekiwania. Zarówno pod względem zarysu tła historycznego, jak i poruszanych w nich wątków. Czy zostały one spełnione?
Moje wrażenia
Brenda Joyce ma niewątpliwy talent do tworzenia tła akcji i rewelacyjnie ukazuje czasy XX wieku. Skupia się przede wszystkim na opisaniu, jakie możliwości miały kobiety i ile siły potrzebowały, gdy walczyły, by żyć po swojemu. To też obraz tego, jak kiedyś się żyło, prowadziło śledztwo i czym kierowali się ludzie. To jednak nie wszystko, bo mamy tutaj jeszcze wątek seryjnego napastnika oraz sercowe rozterki. Połączenie dość niesamowite, a jednak możliwe do wykonania, bo Joyce się udało. Powoli plecie siatkę intryg, niepewności oraz skrajnych emocji.
Słów kilka o bohaterach
Trudno mi określić charakterystykę postaci, niby każdy jest inny i czymś się wyróżnia, to z drugiej strony dla mnie byli płascy oraz nijacy. Nie miałam problemu z określeniem, kto jest kim, a jednak niczym specjalnym się nie wyróżniali. Zwyczajni, coś czują myślą, mówią i działają. Są pełni emocji, ale tego wszystkiego jest za mało. Brakuje iskry sprawiającej, by wszystko było… bardziej.
Na zakończenie
Śledztwo panny Cahill sprawiło mi ogromny problem. Przeczytałam je wręcz ekspresowo, ale równie szybko ulotniło się z mojej głowy. Ot zwykły, rzekłabym, romans z wątkiem kryminalnym. To tytuł, który mnie trochę zawiódł. Z jednej strony fajnie się czytało o tamtych czasach i codzienności, a z drugiej brakowało mi lepszego ukazania emocji oraz chemii między bohaterami. Nawet prowadzenie sprawy nie było zbyt dynamiczne i brakowało opisów do prowadzonego śledztwa, ukazywania skąd taki, a nie inny wniosek. No i te emocje oraz uczucia, dla mnie były jakby za szkłem. Czytałam o nich, wiem, że bohaterowie przeżywali, ale nie trafiało to do mnie. I nie jestem pewna, czy to fakt tego, że seria została wydana u nas dopiero od 7 tomu, a ja zostałam rzucona w sam środek akcji, czy książka jest zwyczajnie przeciętna. Muszę jednak przyznać, że takiego finału się nie spodziewałam.
Nie mogę polecić tego tytułu, bo dla mnie Śledztwo panny Cahill jest wręcz przeciętną lekturą. Jest sprawa kryminalna, jest wątek miłosny, a także przedstawienie początków XX wieku. Zabrakło skupienia na tym, co najważniejsze - drodze do finału i lepszego ukazania wątku miłosnego oraz relacji między bohaterami.
Echoman
Seryjni mordercy bywają różni. Psychopatyczni i inteligentni, porzuceni i zagubieni, tacy, którzy planują każdy swój krok oraz tacy, którzy po prostu działają pod wpływem chwili – tych chyba nawet łatwiej dopaść. Są też naśladowcy, fanatycy, którzy chcą odtworzyć największe zbrodnie słynnych zabójców, o których słyszał cały świat. Co nimi kieruje? Chęć oddania hołdu swojemu guru? Czy może chęć zasłynięcia, podobnie jak Ci, których makabrę naśladuje? A może to tylko wprowadzenie do planu, którego zwieńczeniem będzie jego własne, wyjątkowe dzieło?
Echo Man to historia sadystycznego mordercy, który naśladuje najsłynniejsze zbrodnie z dawnych lat. Początkowo policja nie ma pojęcia z kim ma do czynienia – na terenie całej Anglii dochodzi do różnych morderstw, których na pierwszy rzut oka zupełnie nic nie łączy. Dwójka detektywów prowadzi śledztwo, ale nie są w stanie dojść do sedna sprawy, aż w pewnym momencie dochodzi do przełomu – pojawia się teoria o naśladowcy, ale początkowo jest to jedynie wstępna teoria… Wkrótce jednak coraz więcej tropów zaczyna ją potwierdzać. I oto zaczyna się wyścig z czasem – jakie morderstwo Echo Man będzie próbował odtworzyć tym razem? I kto zostanie jego kolejną ofiarą?
Jest to całkiem dobrze napisany kryminał, odpowiednio prezentujący wszelkie uroki detektywistycznego śledztwa. Mocno nawiązuje do słynnych zbrodniarzy, takich jak Peter Sutcliffe, Jeffrey Dahmer czy też Ed Kemper. Chwilami jest mocno i makabrycznie, bardzo niepokojąco, a tym, co nas trzyma cały czas w ryzach i mocno rozbudza ciekawość, jest zastanowienie się nad tym, co kieruje tytułowym bohaterem. Czy to aby na pewno tylko chęć naśladownictwa? Chwilami pojawia się tutaj jego perspektywa i to ona daje mocno do myślenia – bo wychodzi na to, że za wszelkimi morderstwami może kryć się coś więcej.
Przyjemny styl autorki zachęca do lektury, podobnie jak i sam rozwój wydarzeń. Fabuła jest wciągająca, narracja odpowiednio prowadzona, mamy idealnie wyważone elementy takie jak popełniane zbrodnie, praca policji oraz nawiązania do słynnych zbrodni popełnianych przez tych, którymi Echo Man się inspiruje. To wszystko naprawdę dobrze ze sobą współgra. Nie jest to jednak pozycja przełomowa w swoim gatunku – to po prostu dobry kryminał, ale raczej nie znajdziecie w nim nic wyjątkowego, z czym jeszcze nie mielibyście do czynienia. Mimo wszystko będzie to dobry wybór, jeżeli jesteście fanami tego gatunku.
„Opowieści z Mirmiłowa”, czyli oficjalna kontynuacja serii „Kajko i Kokosz”
Rozróby, dalekie wyprawy, romantyczne podróże i czary. Potężna dawka doskonałego humoru, cartoonowa kreska i mnóstwo przygód w klimacie oryginalnych komiksów Janusza Christy. „Opowieści z Mirmiłowa” to albumy zawierające po kilka krótkich historyjek, tworzonych przez znanych polskich rysowników. Już 28 września br. ukaże się premierowy album – „Rozróby i romanse” oraz wznowienie dwóch pierwszych tomów serii stanowiących do tej pory część cyklu „Kajko i Kokosz. Nowe Przygody” - „Obłęd Hegemona” i „Łamignat Straszliwy” – z nowymi okładkami autorstwa Sławomira Kiełbusa.
Z zimną krwią
Przeznaczenie zawsze nas zaskakuje. Nigdy nie spodziewamy się trudnych momentów. Są sprawy, które uderzają w nas jak grom z jasnego nieba.*
Los bywa przewrotny i często zrzuca na nas jeden problem za drugim, wystawia na próby i naciąga nasze granice wytrzymałości. Podważa wszystko, w co do tej pory wierzyliśmy i sprawia, że trudno powrócić do rzeczywistości. Jednocześnie daje przy tym szansę na coś zupełnie nowego, szalonego i pięknego. Tylko jak za to chwycić, gdy niczego nie jesteśmy pewni?
Zarys fabuły
Nina nie podejrzewała, że najpiękniejszy dzień w jej życiu stanie się tym najgorszym. Mogłoby się wydawać, że porzucenie przed ołtarzem będzie tragedią, ale gdy w kościele wybucha bomba, a później ktoś próbuje ją zabić, dociera do niej, że może być jeszcze gorzej. Co gorsza, nie rozumie ani zachowania narzeczonego, ani tego, dlaczego ktoś czyha na jej życie. Chciałaby pobyć w samotności, jednak detektyw Sam Navarro zdecydowanie się temu sprzeciwia, bo czuje, że jest istotna dla sprawy i coś jej zagraża. Kto jest mordercą, czemu została porzucona i co teraz ma ze sobą zrobić?
Dawno nie czytałam nic Tess Gerritsen, dlatego chętnie chwyciłam wznowienie Z zimną krwią. Wiem, że to łagodniejsza wersja autorki, ale miło się ją czyta. Połączenie kryminału z romansem nie zawsze się udaje, ale tutaj wychodzi to naprawdę fajnie.
Moje wrażenia
Tess Gerritsen bez wątpienia potrafi stworzyć fabułę, która zaintryguje czytelnika od pierwszych stron, Stworzyła fabułę, w której naprawdę sporo się dzieje, od początku jednocześnie prowadzi kilka wątków i w odpowiednich momentach je ze sobą splata. Dba przy tym o to, by wszystko miało sens. Jednak niczego nie zdradza, póki nie uzna tego za konieczne. Podoba mi się to, że fajnie pisze o prowadzonej sprawie, czytelnik ma szansę wraz z detektywami badać poszlaki i próbować odkryć sprawcę. Plus za to, że wcale nie było to takie proste. Wątek romantyczny nie jest tutaj moim ulubionym, zbyt szybko się to toczyło, ale zbytnio też nie przeszkadzał. Z zimną krwią to tytuł, który stawia na akcję oraz emocje, których nie brakuje.
Słów kilka o bohaterach
Jeśli chodzi o postacie, to są neutralni, ale w takim pozytywnym sensie. To zwykli ludzie, którzy robią, co mogą, by żyć najlepiej, jak potrafią. Nina mogłaby zgrywać bogatą panią, która chce tylko męża i dostatniego życia, a jednak poszła własną drogą. Zdobyła zawód pielęgniarki, żyła ciężką pracą i marzyła o szczęśliwym związku. Podobało mi się, że nie zgrywała paniusi w opałach, potrafiła być twarda i zawzięta, a jednocześnie pokazywała swoją wrażliwą naturę. Trochę trudniej scharakteryzować mi Sama, był bardzo tajemniczy i niedostępny, no i strasznie niezdecydowany. A jednocześnie miał w sobie coś takiego, że nie dało się go nie lubić.
Na zakończenie
Nie jest to nic ambitnego, ale nie mogę odmówić autorce, że nawet w tej łagodniejszej formie potrafi stworzyć coś naprawdę bardzo dobrego. Z zimną krwią, to tytuł, który umilił mi leniwe popołudnie i dostarczył sporej dawki wrażeń. Bo o ile wątek miłosny traktowałam jako miły przerywnik, to ten z bombami naprawdę mnie zaintrygował. I długo zajęło mi odkrycie wszystkich elementów. Z zaciekawieniem podążałam za detektywami i wraz z Niną przeżywałam wszystkie wydarzenia. Nie mam pojęcia, jak sama zachowywałabym się w takiej sytuacji i trochę imponował mi jej spokój. To naprawdę fajne połączenie kryminału z romansem, byłam zaskakiwana, niepewna, a nawet trochę zadowolona z tych miłosnych rozterek.
Z zimną krwią to taka lekka wersja dla tych szukających odrobiny kryminalnych klimatów bez drastycznych opisów i lejącej się litrami krwi. Do tego połączony z uczuciami rodzącymi się w najmniej odpowiednim momencie. Zgrabnie połączone, intrygujące i godne poświęcenia czasu na lekturę.
Apostata
Kim jest Łukasz Czarnecki? Z pewnością literackim debiutantem, ale prócz tego możemy przeczytać, że to między innymi miłośnik historii, badacz Azji Wschodniej, kultury popularnej oraz wielbiciel zielonej herbaty. Z fantastyką styka się na co dzień, pracuje bowiem w redakcji Nowej Fantastyki, czyli jednego z największych czasopism promującej ten nurt w Polsce. Jego książka „Apostata” to pięknie wydana powieść łącząca w sobie kryminał, grozę oraz sporadyczną dozę humoru. Jesteście ciekawi, jak wypada?
Od ponad wieku jedyny Kontynent Ekumeny dzieli na pół linia okopów. W tym frontowym pasie Nieludzkiej Ziemi skażonej magią bojową wojska demokratycznej Republiki ścierają się ze sfanatyzowanymi wojownikami teokratycznego Cesarstwa Yoryckiego. Tymczasem z dala od zgiełku pól bitewnych toczy się zupełnie inna walka, może nawet ważniejsza dla losów cywilizacji: niekończąca się batalia przeciwko mrocznym kultom, które oddają cześć złowrogim bytom zrodzonym u zarania czasu. Wyznawcy demonów nie spoczną, póki nie uwolnią swych panów z więżącej ich Otchłani, by ci mogli pochłonąć ludzkość, tak jak czynili to z innymi rasami zasiedlającymi Ekumenę przez miliony lat.
Podróż, w jaką zabiera nas autor, jest zdecydowanie warta uwagi, mamy tutaj do czynienia z bardzo intrygującym uniwersum, które pod każdym względem było dla mnie czymś nowym w fantastyce. Podczas lektury czułem świeżość pomysłu, zdecydowanie Czarnecki zasługuje na słowa uznania za swoją niebanalną fantazję - zbudowanie aktualnie czegoś nowego, niepowielanie schematów to moim zdaniem już literacki sukces. Niemniej prócz pomysłu, książka specjalnie mnie nie porwała. Napisana jest poprawnie, nie licząc jakiś małych potknięć w korekcie. Cała historia jest dla mnie nieco... posklejana w całość. Nie wiem, czy dobrze mnie zrozumiecie, ale to jakby zlepek różnych elementów literackich, z których autor próbuje zrobić wartościowe, pełne dzieło, ale nie do końca mu wychodzi. Pojawiaj się trochę elementów niepasujących do opisywanego świata, powrót do przeszłości bohaterów jest w moim odczuciu zbyt częsty, przez co fabuła staje się czasami nudnawa - można by retrospekcje zastąpić odpowiednią narracją. Nie znalazłem w książce budowania napięcia, haczyka, za który czytelnik może się złapać i brnąć dalej z ciekawością.
Okrzyknięcie w marcu(!) książki Czarneckiego debiutem roku 2022, jest dla mnie nieco na wyrost i nie na miejscu. Książka jest poprawnie napisana, ale średnio ciekawa. Widzę jednak w autorze potencjał, talent to światotwórstwa i fantazja, jaka w nim drzemie, dają mi pozytywne nadzieje na kolejną, dużo lepszą książkę.
Znaleziona
Latem 1983 roku siedmioro nastolatków wyjeżdża na kemping do lasu. Rano okazuje się, że ekipa straciła na liczebności, ponieważ Aurora Jackson zniknęła bez śladu. Prowadzone wówczas śledztwo prowadzi donikąd. Ale tylko do czasu... Trzydzieści lat później ciało zaginionej zostaje odnalezione w miejscu, o którego istnieniu wiedziało tylko sześcioro jej przyjaciół. Sprawą zajmuje się detektyw Sheens, który przed laty brał udział w poszukiwaniach Aurory i miał styczność z ową grupą nastolatków. Tym razem zamierza on doprowadzić sprawę do końca. Co wydarzyło się tamtej lipcowej nocy i jakie sekrety skrywają uczestnicy tamtego wypadu?
Akcja powieści toczy się w dość nierównym tempie, raz jest bardziej dynamiczna, raz mniej. Fabuła skupia się na śledztwie i związanym z nim czynnościach, przesłuchaniach świadków, przeglądaniu akt i porównywaniu zebranych dotąd dowodów. Niektóre fragmenty książki są według mnie przegadane, zawierają zbyt wiele informacji, których znaczenie dla sprawy jest znikome. W związku z tym ciężko o utrzymanie czytelnika w ciągłym napięciu. Odbiorca brnie przez kolejne akapity, nie odczuwając zbytniego niepokoju, towarzyszy mu właściwie tylko zwykła ciekawość. Sposób, w jaki autorka opisuje tę historię, budzi pewien niedosyt.
Jednak nie można tu mówić tylko o minusach. Atutem powieści jest między innymi dwutorowa narracja. Opis przebiegu dochodzenia uzupełniają retrospekcje opowiedziane z perspektywy ofiary, Aurory Jackson. Takie rozwiązanie zwiększa zaangażowanie czytelnika i pozwala na chwilę oderwać się od żmudnych czynności śledczych. Całkiem nieźle wychodzi autorce również mylenie tropów i wpuszczanie odbiorcy w maliny, chociaż przydałoby się nieco więcej adrenaliny.
"Znaleziona" to powieść otwierająca cykl o detektywie Sheens. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach autorka nie będzie powielać tych samych błędów. A może nawet wyjdzie poza schematy, którymi się tutaj posłużyła, i zaskoczy swoich czytelników. Na pewno styl, którym Gytha Lodge się posługuje, dobrze wróży na przyszłość. Wystarczy popracować nad warstwą fabularną i dynamiką akcji, a może się okazać, że kolejne części serii będą prawdziwą gratką dla miłośników kryminałów.
Zapowiedź: Wysłuchaj mnie
Tym razem w centrum wydarzeń znajdzie się lubiana przez czytelników matka Jane, Angela, która podejrzewa, że jej nowi sąsiedzi coś ukrywają. I wcale nie są tak nieskazitelni, jak się wydaje.
Matka wie najlepiej, ale kto by jej słuchał…
Piekło
Może to tym razem komisarz Eryk Deryło trafił do samego Piekła?
Choć wzbraniała się ze wszystkich sił, musiała wreszcie udać się do psychiatry po kolejną dawkę leków. Tamara Haler nie ma teraz najlepszego czasu w życiu, jej choroba zdaje się z dnia na dzień postępować coraz szybciej. Poza typową rozmową lekarza z pacjentem doktor Anna Winter dzieli się z Tamarą czymś jeszcze - obawą, że jeden z jej podopiecznych może stanowić zagrożenie dla innych.
W tym samym czasie ktoś z niezwykłą finezją zaczyna mordować przypadkowych ludzi. A przynajmniej tak początkowo sądzi Deryło, nie znajdując żadnego powiązania między ofiarami. Kolejne drobne puzzle zaczynają jednak coraz lepiej pasować do tej morderczej układanki szaleńca.
Tej serii nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, i to nawet nie przez wzgląd, że to już dziesiąty tom. Max Czornyj raczy nas kolejnymi makabrycznymi historiami o naszym ulubionym duecie bohaterów z taką szybkością, że jeszcze nie zdążymy do końca przetrawić jednego śledztwa, a już z mocnym tąpnięciem wchodzimy w kolejne. Tym razem miałam jednak delikatne wrażenie, jakbyśmy powoli zbliżali się do końca serii; jakby autor chciał dać wreszcie odpocząć komisarzowi Deryło i Tamarze Haler. Tak, jakby postępująca choroba kobiety prowadziła czytelnika do zakończenia naszej wspólnej, dziesięciotomowej przygody.
Nie wiem, czy już kiedyś wspominałam, ale uwielbiam naszą dwójkę głównych bohaterów. Dlaczego? Nawet nie przez to, że oboje wykazują cechy rzadko spotykane w realnym życiu. Podoba mi się ich relacja ojciec - córka. Zazwyczaj w literaturze, w przypadku damsko - męskiego duetu policjantów możemy się spodziewać romantycznej relacji, która po jakimś czasie połączy daną dwójkę. Tutaj od któregoś z pierwszych tomów mamy jasno postawioną sytuację: Deryło traktuje Haler jak córkę, ona jego jako ojca. Nie ma między nimi żadnej chemii, żadnych ukrytych uczuć. Ta relacja jest po prostu czysta, nierzadko skomplikowana wyłącznie przez ich ciężkie charaktery i trudności z wyrażaniem uczuć. Uwielbiam ich.
Po raz kolejny mam nadzieję, że nikt nie będzie wzorował się na książkach Czornyja. Chodzi mi tu oczywiście o brutalność i wyszukane tortury, jakimi raczy swoje ofiary tajemniczy sprawca. Spokojnie można powiedzieć, że w tym aspekcie „Piekło” trzyma swój wysoki poziom. Niejednokrotnie podczas lektury kolejnych wymyślnych tortur miałam ciarki, a obrzydzenie ściskało mi gardło. A z drugiej strony nie uważam, by scen obrzydliwych było za dużo - autor doskonale wie, jak to wyważyć, by nie przekroczyć granicy smaku. Nie oszukujmy się zresztą, już dawno osiągnął złoty środek w każdym aspekcie swoich książek.
Wizja niedługiego poznania tożsamości mordercy sprawiła, iż ostatnie rozdziały przeleciały mi przed oczami w trybie mocno przyspieszonym. Zakończenie danej historii to zazwyczaj ta część książki, która niejednokrotnie może uratować całość. Często zdarzało mi się, że fabuła sama w sobie nie odpowiadała mi w stu procentach, lecz jej finisz doprowadzał do tego, że długo lekturę wspominałam. W tym przypadku jednak o ile historia była jak najbardziej na plus, o tyle zakończenie mnie nie porwało - jakąś częścią siebie spodziewałam się podobnego rozwiązania. Niemniej jednak w niczym nie ujmowało to całemu tomowi, więc nie czułam się szczególnie rozczarowana.
Zasadniczo „Piekło” pod żadnym względem nie różni się od poprzedników. Max Czornyj nie zawodzi nas bowiem w żadnym aspekcie: jest mrocznie, brutalnie, a te krwawe pociągnięcia piórem okraszone są coraz trudniejszą sytuacją obyczajową. Mamy tutaj już mniej duetu Deryło & Haler, a więcej samego komisarza. Przez wzgląd na postępującą chorobę Tamary i jej zamiłowanie do uciekania przed tymi, którzy się o nią martwią, wcale to jednak nie dziwi. Wciąż mam jednak jakąś cichą nadzieję, że znajdzie się jakieś magiczne rozwiązanie spraw związanych ze zdrowiem bohaterki. Z drugiej strony racjonalna część umysłu wie, że to niemożliwe, co martwi mnie jeszcze bardziej. A jednak liczę, że Max Czornyj uraczy nas jeszcze kilkoma tomami, póki nie podejmie ostatecznej decyzji o zakończeniu serii.
Czy polecam? Oczywiście, że tak. Przecież nie możecie ominąć ani jednego tomu z serii, skoro sytuacja robi się coraz bardziej... skomplikowana.
Gdzie jest Emma?
Magda Stachula „Gdzie jest Emma?”
Przeklęty sukces.
Przerwana kołysanka
Dziś przychodzę do Was z książką niebanalną. Jeśli lubicie thrillery, to ta powieść wciągnie Was bez reszty. To doskonała propozycja na nadchodzący weekend czy wakacyjny urlop, który zbliża się wielkimi krokami! „Przerwana kołysanka” od Nataszy Sochy intryguje i sprawia, że nie tak łatwo ją odłożyć. Chce się czytać i czytać, aż wreszcie dowiemy się, o co w tym wszystkim chodzi.
„Przerwana kołysanka”
W willi policja odnajduje ciało młodej kobiety, o której niewiele wiadomo. Wszystko wskazuje na to, że popełniła samobójstwo. Jednak dalsze procedury i śledztwo to wykluczają. Okazuje się, że kobieta została zamordowana, a w jej rzekomym samobójstwie uczestniczył ktoś jeszcze. Ta sprawa intryguje śledczych, bo o zmarłej praktycznie nic nie wiadomo. Dopiero z czasem okazuje się, że to trzydziestosześcioletnia Karolina Markowska.
Im dalej w las, tym robi się ciekawiej. Wszystko wskazuje na to, że kobieta przed kimś uciekała lub się ukrywała. Jej życie jest naznaczone tajemnicą, która pokazuje, że dziewczyna nie miała zbyt łatwo. Sprawę morderstwa prowadzi nietuzinkowa policjantka o imieniu Florentyna. Ma ciekawe podejście do swoich współpracowników i zdecydowanie wyróżnia się na ich tle. Kocha różowe sukienki i sprawia wrażenie bardzo radosnej osoby.
Przed czym uciekasz?
Ta książka intryguje, ponieważ poznając losy zamordowanej kobiety, zaczynamy coraz więcej dowiadywać się także na temat samej Florentyny. Okazuje się, że pozornie szczęśliwa kobieta chowa wiele smutku i traum. Jej kolorowe ubrania są niczym tarcza, która potrafi schować o niej prawdę. Jednak narracja prowadzi nas do jej przeszłości i życia, o którym kobieta nie chce zbyt wiele myśleć. Rzucona w wir pracy zaczyna obnażać prawdę nie tylko o zmarłej, ale i o samej sobie.
Bardzo ciekawe jest również to, że wykreowana przez Nataszę Sochę policjantka ma wyjątkowy dar. Widzi więcej, więc łatwiej jej prowadzić śledztwa, poznawać ludzi i odkrywać, kiedy kłamią lub mają coś na sumieniu. Dzięki temu widzimy jej niezwykłą intuicję i wiedzę, której inni tylko mogą jej pozazdrościć. Tak skonstruowana fabuła i bohaterowie ciekawią. Dzięki temu mamy książkę, którą można przeczytać jednym tchem. Jest ciekawie, inaczej, intrygująco. Gorąco Ci polecam!