kwiecień 03, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Kobiece

czwartek, 22 październik 2020 16:58

Nie ufam już nikomu

Klaudia Muniak to absolwentka studiów biotechnologicznych i młoda pisarka, a Nie ufam już nikomu to czwarta powieść, która wyszła spod jej pióra. Autorka postanowiła zaoferować swoim czytelnikom thriller psychologiczny, w którym pojawia się wiele ciekawych wątków, między innymi związanych również z tym, z czym zapewne niejednokrotnie miała okazję zapoznać się w trakcie studiów. A przynajmniej tak podejrzewam.

Główną bohaterką owej powieści jest Iga, świeżo upieczona matka, która jednak niezbyt dobrze radzi sobie z opieką nad niemowlakiem. Przechodzi coś w stylu depresji poporodowej, ale może liczyć na pomoc męża i matki. Do czasu. Bowiem któregoś dnia na ciele jej ukochanego synka dostrzega siniaki, sama balansuje na granicy snu i jawy, a jej matka niemal całkowicie próbuje odsunąć ją od malucha. Do tego wszystkiego zaczyna mieć wrażenie, że jej mąż przestaje ją wspierać, prawdopodobnie ją zdradza i chce się jej pozbyć. Tylko czy faktycznie życiu Igi zagraża niebezpieczeństwo ze strony bliskich, czy może depresja zbiera swoje żniwo?

Bardzo ciekawym elementem, który Muniak wplotła w fabułę, jest rozwój technologiczny medycyny. Iga testuje na swoim ciele zaawansowany chip, który jest sprzężony z aplikacją w jej telefonie i ma za zadanie pomóc jej w leczeniu depresji. W chipie znajdują się odpowiednie leki, a właściwie cały ich szereg, natomiast aplikacja na podstawie codziennego wywiadu potrafi wybrać te, które i w jakich dawkach należy zacząć dozować do organizmu. Sprawa naprawdę niesamowita, ale i w pewnym sensie niebezpieczna. Czy można aż tak bardzo zaufać technologii i poddać się takiemu leczeniu? Co, jeżeli ktoś zyska dostęp do jej danych i aplikacji, a następnie tak zmieni ustawienia, że leki przestaną działać korzystnie, a zaczną jej szkodzić?

Tuż obok historii Igi, która rozgrywa się obecnie, mamy okazję zapoznać się z pewnymi retrospekcjami z przeszłości. Wydarzeniami bolesnymi i smutnymi, niosącymi swoje piętno i traumę, której ciężko się pozbyć. Te dwie perspektywy mają nas doprowadzić do punktu kulminacyjnego, do odkrycia, kto tak naprawdę chce zaszkodzić głównej bohaterce, kto stoi za wszystkimi złymi wydarzeniami, jakie zaczęły się rozgrywać w jej życiu. Jednak czy Iga sama będzie w stanie odkryć prawdę? Skoro przestała ufać nawet swoim najbliższym i każdego zaczęła podejrzewać o chęć zaszkodzenia jej, jak poradzi sobie w tym stanie bez jakiegokolwiek wsparcia? W końcu musi dbać nie tylko o siebie, ale i o swojego synka…

Cała historia jest naprawdę logiczna i spójna, a i muszę przyznać, że pojawił się tutaj mocny zwrot akcji, zaskakujący i nieprzewidywalny. Chociaż teoretycznie po tym, jak już zakończyłam czytanie tej historii, uznałam, że niby pojawia się tutaj motyw doskonale znany i często stosowany w thrillerach psychologicznych, to jednak autorce udało się mnie zbić z pantałyku. Doskonale myliła tropy, wodziła czytelnika za nos, dzięki czemu jej powieść naprawdę dobrze sprawdziła się jako przedstawiciel tego gatunku. Nie każdy pisarz potrafi odpowiednio zastosować coś, co teoretycznie jest już na swój sposób oklepane, a Muniak się to udało.

Książkę tę czyta się bardzo dobrze, jest napisana przyjemnym i lekkim językiem, akcja rozwija się stopniowo, a historia Igi wzbudza sporo emocji. Co najważniejsze zaś – budzi się w nas ciekawość. Ciekawość związana z tym, kto tak naprawdę jest tutaj czarnym charakterem, czy może jednak to sama główna bohaterka zaczyna tracić zmysły, czy może jednak nie warto ufać nowoczesnej technologii, a może po prostu pojawia się tutaj ktoś, kto chce się jej faktycznie pozbyć, ale nie znamy początkowo jeszcze jego motywów. Sporo zagadek i tajemnic, wiele pytań trzymających nas w napięciu – czyli wszystko to, co powinno się znaleźć w dobrym thrillerze.

Moje pierwsze spotkanie z twórczością Klaudii Muniak uważam za dosyć udane. Nie jest to może książka, która wbiła mnie w fotel i do której kiedyś powrócę, ale trzeba przyznać, że naprawdę dobrze się przy niej bawiłam.

Dział: Książki
piątek, 09 październik 2020 10:46

Dla jej dobra

Lata 30. XX wieku; mała Lilly Blackwood nie rozumie, dlaczego jej matka patrzy na nią z taką odrazą, a ojciec -choć kochający dziewczynkę- zgadza się na jej przetrzymywanie na strychu. Wie, że coś jest z nią nie tak, a jednak nie może odkryć powodów niechęci i odosobnienia. Za jedyną przyjaciółkę ma małą kotkę. A jednak tej nocy to, o czym dziewczynka marzyła od tak dawna, wreszcie się spełnia- opuszcza swój pokój i wraz z matką udaje się do rozbitego nieopodal cyrku. Jeszcze nie wie, że rodzicielka wcale nie prowadzi jej na spotkanie z ojcem.

Dwie dekady po tych wydarzeniach Julia Blackwood nieoczekiwanie dowiaduje się o śmierci rodziców i spadku, jakim jest ogromna posiadłość, w której żyła aż do ucieczki spod pieczy apodyktycznej matki. Dziewiętnastoletnia dziewczyna zastanawia się, czy da radę żyć wśród nieprzyjemnych wspomnień, czy znajdzie w sobie siłę, by odpowiednio zarządzać przynależną do posiadłości stadniną. Czuje, że musi chociaż spróbować. Szukając papierów dotyczących domostwa, odnajduje w biurze ojca liczne informacje odnośnie cyrku Braci Barlow oraz zdjęcie nieznanej jej kobiety. Czy jej ojciec ukrywał romans? Czy to dlatego, odkąd Julia pamięta, pił i był tak bardzo nieszczęśliwy... ?

  W zeszłym roku, po wielu entuzjastycznych recenzjach, postanowiłam sięgnąć po To, co zostawiła. Książka przeszła w mojej literackiej codzienności bez większego echa, a jednak skusiłam się na kolejną pozycję od pani Ellen Marie Wiseman- prezentowaną dziś Dla jej dobra. I muszę przyznać, że o ile poprzedniczka mnie nie porwała, o tyle od tej pozycji nie mogłam się oderwać. Szczególnie, że motyw cyrku zdarza się w literaturze niezwykle rzadko, tak więc ów wątek stał się kolejnym plusem na mojej liście. No i oczywiście czy jest coś lepszego niż mroczny budynek, kryjący w swoim sercu mnóstwo sekretów? 

 Julie Blackwood, choć wychowała się w tym gmaszysku przez dziewiętnaście lat, tak naprawdę nie znała rodzinnej historii. Wolała odejść i sama dbać o swoje utrzymanie niż żyć pod palącym spojrzeniem apodyktycznej matki, która zabraniała jej wszystkiego, argumentując swoje zachowanie wersetami z Biblii. Stąd też zdziwienie dziewczyny, że jej dom rodzinny wraz ze stadniną trafił właśnie do niej. Jako że chwilowo ma problemy z pracą i mieszkaniem, postanawia wrócić w miejsce, z którym związane są niemalże same złe wspomnienia. Co prawda jeszcze dużo nauki przed bohaterką w związku z prowadzeniem stadniny, ale na szczęście ma przy sobie zarządcę oraz znajomego weterynarza. Kwestia domu nie frapuje jej tak bardzo, jak odnalezione w gabinecie ojca zdjęcia młodej kobiety oraz pamiętnik ojca, niestety zawierający w sobie zbyt mało sensownych informacji. Dziewczyna zrobi wszystko, aby poznać sekrety jej rodziców. A te mogą okazać się zbyt mroczne...

Historia prowadzona jest dwutorowo: poznajemy Lilly Blackwood, zamkniętą na strychu a później sprzedaną do cyrku przez własną matkę oraz wspomnianą już Julię. Początkowo czytelnik skupia się wyłącznie na okrucieństwie matki, która nie dość, że więziła kilkunastoletnią dziewczynkę na strychu, to jeszcze postanowiła za odpowiednią opłatą oddać ją do cyrku Braci Barlow. Do pewnego momentu nie wiemy, co budzi taką nienawiść w kobiecie względem Lilly, a gdy poznajemy prawdę, jest ona szokująca. Bardzo łatwo jest znienawidzić tę kobietę za to, co uczyniła. Z drugiej strony sprzedając własne dziecko tak naprawdę dała jej wolność, choć się na to nie zapowiadało- po latach spędzonych w cyrku Lilly nawiązuje przyjaźnie nie tylko ze współpracownikami, ale przede wszystkim zwierzętami. Można powiedzieć, że wyszło jej to na dobre.

Gdy w książce pojawia się motyw zwierząt jestem jednocześnie zachwycona i przerażona. Dlaczego? Otóż każdy z nas wie, że większość z pupili w trakcie opowieści umiera. Tutaj również -niestety- natykamy się na śmierć. Dlatego też ta powieść tak bardzo zapadła mi w serce- wywołała prawdziwy smutek, wypełniła oczy łzami, a ból, jaki odczuwali bohaterowie, jest nie do opisania. Zresztą cała ta lektura jest wypełniona emocjami, w znacznej części negatywnymi, choć i tych dobrych nie zabrakło. Okazuje się, że światem nie rządzą wyłącznie źli ludzie, lecz można natrafić wśród tłumu także na dobrą duszę. Szczęście w nieszczęściu że cyrk, do którego oddano Lilly okazał się dla niej wybawieniem.

Mamy tutaj tragiczne wydarzenia, mroczną przeszłość, rodzinne sekrety, ale i dużo, dużo miłości oraz przywiązania, ufności. Dla jej dobra to pozycja, która wciągnie Was bez reszty, a przy tym przynajmniej kilka razy rozszarpie Wasze serce na kawałki. Kto już zna twórczość pani Wiseman, na pewno skusi się i na tę pozycję. Polecam!

Dział: Książki
sobota, 12 wrzesień 2020 10:37

Zimny chirurg

Cisza, czas od czasu przerywana stłumionym pokasływaniem gdzieś z oddali. Cichy syk odpalanego znicza, zapach roztapiającego się wosku mieszający się z tą ciężką, charakterystyczną wonią cmentarzy- kwiatów i ziemi. Pierwsze wspomnienie małego Edmunda wiąże się z jego starszym bratem Andrzejem; pamięta, jak kilkulatek delikatnie dotykał jego pulchnej, niemowlęcej rączki, uśmiechając się. Teraz, na tym zimnym i opustoszałym cmentarzu, Edmund nie poświęca już za wiele uwagi bratu, spoczywającemu pod ziemią, choć matka wymusza na nim bardzo częste odwiedziny grobu. Młodego Kolanowskiego intryguje świeży nagrobek kilka metrów dalej- szczególnie, że wygląda na łatwy do spenetrowania. Jakie tajemnice może kryć kupka ziemi, nieudolnie starająca się ochronić ciało zmarłej przed oczami świata? Czy ma do zaoferowania jemu, Edmundowi, coś więcej niż podekscytowanie związane z odkryciem kolejnej tajemnicy... ?

Jak ja uwielbiam prawdziwe historie o seryjnych mordercach, ubrane w literackość! Nie przedzieram się już przez suche biografie i opisy czynów sprawców, lecz razem z nimi wyruszam na łowy, jesteśmy tu i teraz, razem (choć oczywiście w prawdziwym życiu wolałabym jednak nie natrafić na żadnego psychopatę). A najlepsze jest to, że ów swoisty "prezent" podarował mi jeden z moich ulubionych, polskich autorów- pan Max Czornyj. Czy można chcieć więcej? 

Edmund Kolanowski- mężczyzna, który od wielu lat rozkopywał świeże groby kobiet, wycinał ich narządy kobiece, po czym przyszywał do stworzonej przez siebie kukły i wykorzystywał. W ten sposób zdewastował kilkadziesiąt grobów, doprowadzając rodziny zmarłych do rozpaczy. A jednak ów mężczyzna nie tylko był nekrofilem, ale jego żądze ostatecznie doprowadziły go do morderstwa na młodziutkiej dziewczynce. Jeden z najbardziej znanych sprawców w Polsce.

Zło nas intryguje, to prawda stara jak świat. Ludzie są ciekawskim gatunkiem, wtykamy nos wszędzie tam, gdzie nie powinniśmy. Żądni sensacji podglądamy idących schodami sąsiadów, zasłuchujemy się w odgłosy dochodzące zza ściany, z lubością wysłuchujemy plotek wszelkiego rodzaju. A prawdziwą strawę dla rozpalonego żółcią zazdrości ciała mamy wtedy, gdy bliźniemu przydarzy się coś niedobrego. To co prawda jest zło mniejszego kalibru, ale jasno pokazuje, do czego nasz gatunek jest zdolny. Czy powinien więc nas dziwić fakt, iż po ziemi chodzą ludzie, którzy szczęście odnajdują w krzywdzeniu innych?

Zawsze podczas lektury książek o seryjnych mordercach zastanawiam się, co na nich wpłynęło- wychowanie, a może źli już się urodzili? Czy mamy w sobie pierwiastek zła, który dojrzewa wraz z nami, jeśli tylko mu na to pozwolimy? Tajemnica, której rozwiązanie wciąż jest dla nas nieosiągalne. I właśnie dlatego lubię thrillery bazujące na prawdziwych historiach, ponieważ choć przez krótką chwilę czuję, iż odpowiedzi na wszystkie moje pytania mam w zasięgu ręki. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że opis uczuć i zachowań Edmunda Kolanowskiego został "stworzony" przez pana Maxa, a w rzeczywistości powiązane z jego nekrofilskimi działaniami uczucia mogą różnić się od opisanych w ogromnym stopniu, lecz mimo to mam poczucie, że w jakiś sposób "poznałam" Kolanowskiego.

Zimny chirurg to kolejna książka potwierdzająca, iż to właśnie życie pisze najmroczniejsze scenariusze. Czytuję całkiem sporo thrillerów, w których to autorzy wciąż starają się stworzyć jak najbardziej psychopatycznego mordercę, przerażającego czytelnika do szpiku kości. A jednak to właśnie po przeczytaniu lektury opartej na faktach człowieka przechodzi dreszcz grozy. Na podstawie zachowania społecznego Edmunda Kolanowskiego możemy zauważyć, iż nikt nie zwrócił nigdy na niego uwagi. Dla otaczających go ludzi był zwykłym mężczyzną- pracującym, posiadającym żonę i dzieci. Nikt nie zauważył ognia, który wciąż w nim płonął. Żaden z sąsiadów w życiu nie oskarżyłby go o okaleczanie kobiecych zwłok. I to właśnie dlatego przez tak długi czas był nieuchwytny. Przy historii Kolanowskiego wszyscy literaccy psychopaci zdają się być po prostu... sztuczni. 

Chyba nie muszę Was już namawiać do przeczytania najnowszej książki naszego polskiego autora? Myślę, że Zimny chirurg to gratka dla fanów mocnych opowieści, które wydarzyły się naprawdę.

Dział: Książki
sobota, 13 czerwiec 2020 11:24

Papierowy Mag

 

Ceony Twill uczy się bardzo dobrze i pragnie zostać Wytapiaczem, czyli magiem specjalizującym się w magii metalu. Niestety, dostaje przydział do papierowego maga, dodatkowo do dziwacznego Emery’ego Thane. I choć papier zaczyna ją fascynować, nie przestaje marzyć o innej magii.

 

Papierowy mag to specyficzne fantasy. Jest w nim telegram, świece, ale pojawia się też lodówka. Dość nietypowy świat, ale nowi w zasadzie tylko tło do głównych wydarzeń, więc w niczym to nie przeszkadza, raczej jest ciekawostką. Bardzo ciekawe za to i sprawiające, że książka jest ciekawa jest zupełnie inne podejście do magii. Nie ma, lub ja się nie spotkałam, w innych książkach magii związanej z materiałami, które może wytworzyć człowiek. Tutaj jest i o ile magia papieru, czy plastiku nie wydaje się szkodliwa, a Ceony nawet zdaje się okropnie nudna i mało spektakularna, to istnieje też magia ciała. Stoją za nią Wycinacze, którzy ukuli teorie mówiącą o tym, że człowiek też jest niejako dziełem innych ludzi, można go więc wykorzystać do tworzenia silnej magii. Gorzej, bo jest to magia zabójcza, okrutna i okropna. I właśnie z taką magią postanawia zmierzyć się dziewczyna, ratując swojego świeżo poznanego nauczyciela. Rzucone zaklęcie zamyka ją w pewnym miejscu, z którego musi wyjść, by uratować Emery’ego. Pomysł chwilami makabryczny, ale szalenie działający na wyobraźnię.

Papierowy mag otwiera trylogię i robi to w bardzo ciekawy sposób. Powstaje mnóstwo pytań, choćby o psa na dnie kanionu, o przyszłość przepowiadaną po części sobie i o dalsze losy Ceony, której marzenia zostały gdzieś w tyle, ale o nich nie zapomniała i pragnie zmieniać rzeczywistość, w której kazano jej żyć. Mam nadzieję, że kolejne tomy będą dobrym rozwinięciem, bo początek ma naprawdę spory potencjał. Liczę, że autor mnie zaskoczy, zrobi coś spektakularnego ,a jednocześnie nie zgubi pewnego stylu i świeżości.

Spotkamy w książce specyficzne przedstawienie bohatera. To poznawania kogoś na wskroś, bez jego upiększeń, wrażeń i emocji. Obnażenie ludzkiej duszy, jednej konkretnej i oplecenie wokół tego fabuły tak, by widziane zdarzenia z przeszłości tłumaczyły przeszłość bardzo przypadło mi do gustu. Szczególnie, że rodzi nowe pytania i zdarzenia.

To książka o marzeniach, które się nie spełniły, a mimo to otworzyły drogę do czegoś innego. Opowiada o poszukiwaniu sprawiedliwości, odwadze, lękach i bólu, o zakazanej magii, która niszczy i o niby nic nieznaczącej, która ratuje. Polecam na letnie dni, kiedy czas płynie leniwie, a lektura ma odprężyć i sprawić przyjemność.

Dział: Książki
sobota, 09 maj 2020 12:33

Jedyne wyjście

Szamotuły pod Poznaniem, 2012 rok. Nastoletni syn lokalnego biznesmena zostaje porwany. Ojciec chłopaka, mimo zakazu ze strony porywaczy, natychmiast kontaktuje się z miejscową policją. Jednocześnie jednak postanawia załatwić sprawę na swój własny sposób, wykorzystując dawne kontakty z czasów niezbyt legalnych interesów robionych po upadku PRL. Na trop porywaczy przypadkowo wpada młoda policjantka, Aneta Nowak, która ma nadzieję, że dzięki temu raz na zawsze skończy z parzeniem kawy dla kolegów z komisariatu i zajmie się policyjną robotą. W tym samym czasie w okolicy znika kolejna młoda kobieta, mama rocznego chłopca. Mówi się, że uciekła z domu, choć nawet plotkarzom trudno uwierzyć, że byłaby w stanie porzucić maleńkie dziecko.

Ryszard Ćwirlej rozpoznawalność zawdzięcza cyklowi powieści neomilicyjnych, których akcja osadzona jest w schyłkowych latach istnienia Polski Ludowej. Jedyne wyjście to jego pierwsza literacka wyprawa we współczesność, nosząca jednak ewidentne ślady sentymentu do dawnej tematyki. Pisarz kreśli bowiem obraz polskiej policji, która mimo ćwierćwiecza wolności, mentalnie, a niekiedy i technologicznie, tkwi w słusznie minionym ustroju komunistycznym. Komisariaty wyposażone w meble pamiętające rządy Gierka, zamiłowanie do nadużywania alkoholu nie tylko po godzinach pracy, skostniały system zależności służbowych, a przede wszystkim pejoratywne podejście do kobiet w szeregach stróżów prawa – oto polska rzeczywistość policyjna Anno Domini 2012, barwnie i wiarygodnie opisana przez autora Jedynego wyjścia.

Czego potrzebuje pisarz do stworzenia dobrej i wiarygodnej powieści feministycznej? Przymiotów całkowicie od płci niezależnych, czyli wrażliwości, otwartości, zdolności obserwacji i bezstronności w wyciąganiu wniosków. Ryszardowi Ćwirlejowi żadnej z tych cech nie brakuje, co potwierdza wznowiona po pięciu latach powieść Jedyne wyjście, słusznie określana przez wydawcę mianem kryminału feministycznego. Autor pozostał w tematyce policyjnej, i słusznie, bo widać, słychać i czuć, że odnajduje się w niej doskonale – przyjął jednak nową, nieco zaskakującą perspektywę. Narrację nadal prowadzi trzecioosobowo, czytelnik nie ma jednak wątpliwości, że całą intrygę przedstawia z kobiecego punktu widzenia. W powieści Ćwirleja kobiety wciąż postrzegane są jako laleczki mające cieszyć oko lub kelnerki zapewniające kolegom z komisariatu stałą dostawę świeżych drożdżówek, przede wszystkim zaś jako obiekty seksualne – łatwo dostępne dla każdego faceta, zwłaszcza stojącego wyżej w hierarchii służbowej. Przykry obraz, wciąż niestety aktualny, o którym w literaturze kryminalnej mówi się zdecydowanie zbyt rzadko. Plusem Jedynego wyjścia są mocne postacie kobiece, może nieco stereotypowe, z pewnością jednak wyraziste i ciekawe, co w polskich kryminałach męskiego autorstwa nie jest wcale oczywistością. Tak, kobiecych bohaterek jest relatywnie mało, zwłaszcza w porównaniu z męskimi postaciami, wynika to jednak raczej z polskich realiów niż złej woli autora.

Poza mocno kobiecą optyką, Jedyne wyjście to powieść utrzymana całkowicie w stylu poprzednich dokonań Ryszarda Ćwirleja, co bez wątpienia stanowi dobrą informację dla fanów pisarza. W nowej książce znajdą wszystko to, do czego zdążyli już przywyknąć i co polubili w cyklu milicyjnym, z dobrze skonstruowaną kryminalną intrygą na czele. Wielowątkowa fabuła, jak zwykle, została przedstawiona z różnych punktów widzenia - Ćwirlej oddaje głos nie tylko śledczym i ściganym przez nich bandytom, ale też ofiarom, co dobrze dynamizuje sposób prowadzenia narracji. Wątków jest sporo, autor doskonale jednak nad nimi panuje, tworząc rodzaj literackiego labiryntu fabularnego: poplątanego, ale nie chaotycznego, owszem, igrającego z czytelnikiem, ale nie pozwalającego mu zagubić się w nadmiarze opowieści i postaci. Akcja Jedynego wyjścia trzyma dobre tempo, rozwiązanie zagadki jest nieoczywiste, bohaterowie skonstruowani są natomiast wiarygodnie i z dużą precyzją. To oni tworzą barwny obraz polskiej policji jako charakterologicznego patchworku – są bowiem w szeregach stróżów prawa i starzy wyjadacze, którzy nader często zapominają, że nie służą już w milicji a w policji, i nie skażeni komunistyczną przeszłością młodzi traktujący pracę jak życiowe powołanie, i tacy wreszcie, którzy do policji poszli wyłącznie ze względu na etat, niezłe pieniądze i comiesięczne dodatki do pensji, choć bardziej nadają się do pilnowania parkingu niż łapania przestępców. Autor puszcza, zresztą, oko do miłośników cyklu milicyjnego, dopisując dalsze losy jego bohaterów – na kartach Jedynego wyjścia pojawiają się więc Olkiewicz, Brodziak, i Marcinkowski szukający dla siebie miejsca w nowej rzeczywistości politycznej. Charakterystycznego dla Ryszarda Ćwirleja dowcipu jest nieco mniej, może i dobrze zresztą, mam bowiem wrażenie, że lepiej sprawdza się on przy opisywaniu absurdów Polski Ludowej niż współczesnej czytelnikowi rzeczywistości. Pozostała natomiast trafna obserwacja socjologiczna, tym razem skupiona na codzienności Polski małomiasteczkowej.

Czytać więc? Jak najbardziej – dla fanów Ryszarda Ćwirleja jest to wręcz jedyne wyjście, a i dla nowych czytelników dobra opcja na pierwsze spotkanie z jego twórczością. Wyżej oceniam powieści z cyklu milicyjnego, jeśli jednak kolejne wycieczki autora w teraźniejszość będą tak udane, jak w przypadku Jedynego wyjścia, to nie będę miała nic przeciwko ich lekturze.

Dział: Książki
niedziela, 26 kwiecień 2020 20:30

Dziewczyna, którą znałaś

"Nikt z nas nie istnieje wyłącznie w jednej wersji."

Nie trafiłam z książką, i nie chodzi o to, że mnie nie przekonała, bo umiejętnie oscylowała wokół psychologicznych niuansów, jednak zupełnie nie przyciągnęła tematyką. To powieść dla starszych nastolatków, młodych czytelników osadzonych w barwach trudnego dojrzewania, kiedy sprawy alkoholu, narkotyków, imprez i seksu wydają się być na pierwszym planie zainteresowań.

Kto, z kim i jak traci dziewictwo, nietrwałość związków sklecanych na szybko, tak aby zaspokoić na bieżąco potrzeby pozornej bliskości, zamartwianie się o wygląd jakby decydował o wartości człowieka, wyrzeczenie się przyjaźni za drobne uciechy i pragnienia. Przyznam, że w tak dużej porcji, jak to zastosowano w przybliżanej historii, po pewnym czasie staje się uciążliwe i trudne do przebrnięcia.

Jednak nie zrażajcie się do książki, bo w innych aspektach "Dziewczyna, którą znałaś" może się podobać i przekonywać. Porusza ciekawe aspekty ludzkich osobowości, nakłania do pytań, na ile tak naprawdę znamy bliskich, jak radzimy sobie ze stratą, jakie przyjmujemy postawy wobec wyrządzonej nam krzywdy. Czy kiedy znika ktoś z naszego najbliższego otoczenia, bezpowrotnie tracimy też część nas samych, wrażliwe elementy tożsamości, a może puste miejsce wypełniamy wyidealizowanymi obrazami?

Powieść zgrabnie skonstruowana, zapędza czytelnika w ciemne zaułki, gdzie ludzkie dusze odkrywają to, co w nich najgorsze. Natychmiast wyczuwamy, że osoby, rzeczy i incydenty mogą okazać się nie takimi, jakimi widzimy je na początku. Scenariusz zdarzeń nie odkrywa za dużo, małymi krokami docieramy do pierwszych sygnałów prawdy, wychwytujemy drobne wibracje kłamstw i niedomówień, nastrajamy się na zaskakujące obroty spraw.

Nicola Rayner drażni wyobraźnię czytelnika, skłania do snucia domysłów, a kiedy wydaje się, że chwytamy sens przeszłości, spychani jesteśmy na boczny tor własnych przypuszczeń. Podobało mi się, że pisarka rzadko posiłkowała się bezpośrednimi chwytami w kreśleniu fabuły, roztaczała mgłę aluzji i półsłówek, tak aby rozrywka okazywała się bardziej wciągająca. To kobiece postaci grają pierwsze skrzypce, kierowane intuicją i przeczuciem docierają tam, gdzie inni nie potrafią.

Zakończenie mnie rozczarowało, spodziewałam się większego szumu wokół rozwiązania, ale rozumiem, co kierowało autorką, a przede wszystkim było zgodne z duchem powieści i wytworzonym klimatem. Podsumowując, książka ma spory potencjał, aby porwać odbiorcę, jednak zdecydowanie młodszego niż ja, żyjącego jeszcze sprawami z pierwszych lat wkraczania w dorosłość, dopiero rozpoczynającego proces kształtowania osobowości, często wykazującego skłonność ku buntom. A główne wątki fabuły dotyczą: Alice intuicyjnie czującej, że przeszłość jej męża skrywa mroczne tajemnice, co nie daje jej to spokoju i pragnie za wszelką cenę poznać prawdę, Naomi wciąż nie potrafiącej pogodzić się z utratą ukochanej siostry, oraz Kat dokonującej rozliczenia z bolesnymi doświadczeniami młodości. Iskrą rozpalającą ogień zdarzeń staje się ulotna wizja zaginionej dziewczyny, piętnaście lat minęło a jej sprawa pozostała niewyjaśniona.

Dział: Książki
wtorek, 24 marzec 2020 13:55

Ziemia przeklęta

Hiszpania w połowie IX wieku. Intrygująca zapowiedź fabuły. Potężny format i przykuwająca spojrzenie okładka. Nic dziwnego, że Ziemia przeklęta zapowiadała się fascynująco. Niestety, historia opowiedziana przez Juana Francisco Ferrandiza nie porywa tak, jak można by oczekiwać. 

Barcelona, rok 861. Położone na granicy imperium miasto liczy zaledwie półtora tysiąca mieszkańców. Regularnie wystawiona na ataki muzułmanów, dzikich hord i ambitnych możnych, zdaje się nie mieć przed sobą przyszłości. Przynajmniej do czasu, gdy pojawia się w niej żądny sławy i zaszczytów biskup Frodoi. Młody kapłan szybko zdaje sobie sprawę z tego, że oprócz misji postawienia miasta na nogi i zadbania o dusze jej mieszkańców, będzie musiał zręcznie lawirować wśród intryg snutych przez miejscowych możnych.  

Jednocześnie śledzimy losy rodzeństwa sierot, potomków słynnego niegdyś rycerza, ograbionych ze swojego dziedzictwa. Po tym jak zostają rozdzieleni, ich losy toczą się zupełnie inaczej. Isembard trafia na ślad dawnych towarzyszy ojca i szkoli się na wojownika. Z kolei Rotel odkrywa w sobie mroczne talenty, których istnienia nikt wcześniej nie podejrzewał.  

Wreszcie, istotną rolę odgrywa także niejaka Eliza, doświadczona przez los i pokarana mężem-oszustem i lawirantem. Losy całej czwórki splatają się w mniej lub bardziej oczywisty sposób i w różnych okolicznościach. 

Zacznijmy od tego, co dobre, czyli sam pomysł na fabułę oraz czas i miejsce akcji. Powieść jest wielowątkowa i przenosi nas w raczej rzadko eksplorowane rejony czytelnicze. Okres tworzenia się państw europejskich we wczesnym średniowieczu jest fascynujący sam z siebie, tutaj mamy jeszcze przy tym do czynienia z samymi rubieżami, pozornie tylko cywilizowanymi i wystawionymi na różnorodne ataki. Warstwa historyczna, na ile mogę stwierdzić swoim amatorskim okiem, prezentuje się przyzwoicie, a informacje na temat wydarzeń toczących się gdzieś w tle głównej osi fabularnej, stanowią niezły kąsek dla osób zainteresowanych historią. 

Dosyć interesująco przedstawiają się też postaci, zwłaszcza te kobiece. Auto stworzył silne bohaterki, wywodzące się wprawdzie z różnych warstw społecznych, ale wszystkie borykające się z problemami, jakie były udziałem ówczesnych kobiet. Jednocześnie, trochę szkoda, że właściwie jedynie Rotel i biskup Frodoi noszą w sobie pierwiastki dobra i zła. Pozostałe osoby przewijające się na kartach powieści są przedstawione niemal całkowicie jako dobre i szlachetne bądź nikczemne i do bólu wręcz złe. Odbiera im to niestety dużo wiarygodności. 

Największym problemem jest jednak to, że mimo całego rozmachu, książka liczy w końcu ponad 700 stron i łączy liczne wątki, powieść nie porywa. Owszem, czyta się ją bez większych zgrzytów, ale też bez oporu można odłożyć na półkę, choćby i w połowie rozdziału. Mając do dyspozycji tak fantastyczny materiał, Ferrandiz nie skupia w pełni uwagi czytelnika, nie wzbudza też głębszych emocji, nawet gdy opisuje wydarzenia, które powinny wywołać ich całą masę.  

Mówiąc krótko, uważam Ziemię przeklętą za lekturę przyzwoitą, ale nie porywającą. Dla osób zafascynowanych Hiszpanią i jej historią może to być naprawdę ciekawa lektura, dla pozostałych już chyba niekoniecznie. 

Dział: Książki
niedziela, 09 luty 2020 15:00

Stażystka

Kiedy miałam rozpocząć czytanie Stażystki, okazało się, że nagle wszędzie zaczęła się pojawiać. Ostatnio jestem poza wszelki stronami poświęconymi książkom, jedynym źródłem informacji stał się Instagram. Z ciekawości zajrzałam na inne strony i tak, ta książka jest na tak zwanej fali. Czy zasłużenie? O moim zdaniu dowiecie się już za chwilkę. Dopiszę tylko jeszcze, że cieszy się mój słaby dostęp do nowinek, inaczej miałabym dosyć tego tytułu, zanim wyrobiłabym własne zdanie. A tak, usiadłam i po prostu przeczytałam.

Jedna ze znanych i prężnie prosperujących firm w Oławie poszukuje stażystki. Na takie ogłoszenie trafia Klaudia, nasza główna bohaterka. Właśnie skończyła studia, niebawem będzie musiała opuścić akademik i rozpocząć życie, samodzielnie. Bo rodziny nie ma. Koleżanka z roku proponuje wspólny interes, ale do tego potrzeba nakładu finansowego, a tego nasza dziewczyna nie ma. To też, oferta, która pojawia się niczym manna z nieba, wydaje się czymś nierealnym.

Ewa zna na pamięć etap rozmów pracy, które przeprowadzi jej mąż Marek. Zdaje sobie sprawę, że przyglądanie się temu, niczego nie wniesie nowego do jej życia. Bo dla męża owszem. Zyska nową stażystkę. Na pewno będzie nią blondynka i na pewno będzie musiała ująć szefa inteligencją i czymś jeszcze. Co zdecyduje czy umowa o staż na okres sześciu miesięcy zostanie podpisana. Od tej osoby, zależy czy równowaga w małżeństwie Skalskich zostanie zachowana i wszystko nareszcie się ułoży.

Między czasie w Oławie dochodzi do odnalezienia ciała młodej dziewczyny. Jak się później okazuje, pracowała w firmie Skalskich, z dnia na dzień przestała przychodzić do pracy, nikt nie wiedział, co się stało i dlaczego. Poprzedniczka dziewczyny zginęła w wypadku samochodowych, obie zajmowało to samo stanowisko, obie były blondynkami. Czy te dwie sprawy mają powiązanie? A nowa pracownica powinna odczuwać strach?

Fabuła książki toczy się specyficznym rytmem. Nie ma nagłych zwrotów, które pędzą, a czytelnik nie nadąża w zastanowieniu, kiedy jego maleńka hipoteza nagle zostaje obalona. Tutaj autorka po prostu prowadzi sobie grę, niespiesznie, ukazując skrawek po skrawku fragmenty układanki. Jako że przyglądamy się wydarzeniom z perspektywy obu pań, Klaudii i Ewy, może mieć jako taki wgląd na to, co dzieje się zewnątrz i w małżeństwie Skalskich, a to wywiera przeróżne wrażenia. Moim pierwszym było, że są oboje porąbani. Naprawę, inaczej nie jestem w stanie ich określić. Nie mogę za wiele napisać, ponieważ w tym wypadku, o słowo za dużo i po zabawie, a tego potencjalnemu czytelnikowi odebrać nie mam prawa.

Z kolei Klaudia, och ta Klaudia. Gdyby nie świadomość czym zajmowała się podczas studiów, mogłabym ją uznać za typowo młodą i niedoświadczoną dziewczynkę. Tylko w jej przypadku jest to wręcz niemożliwe. To co, robiła, było przemyślane i świadome. Nikt jej nie zmuszał i nie namawiał. Dlatego nie potrafiłam zobaczyć w niej ewentualną ofiarę. Być może jestem okrutna, cóż poradzić.

W każdym razie nasza bohaterka, rozpoczyna pracę, a wraz z nią, dziwną relację ze swoim pracodawcą.
I właśnie w tej relacji, mogę powiedzieć, że autorka, troszkę nie przemyślała. Bo jeśli chciała stworzyć sylwetkę nieświadomej, niewinnej i głupiej ofiary, to trzeba było przemyśleć jej przeszłość i wykreować nieco inaczej. Inaczej, jej zachowanie było widziane jako bezmyślne i chwilami kretyńskie. Nie mogę tego ująć innymi słowami.

Nie umiałam polubić Klaudii, był to typ dziewczyny, której nigdy nie lubiłam i zawsze unikałam takiego towarzystwa. Z kolei Ewa, postać bardziej złożona. Tak naprawdę dopiero pod sam koniec, dowiadujemy się, co dzieje się w ich związku i dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej. Co nie oznacza, że możemy zrozumieć. Mnie było trudno.

Ogromnym plusem książki jest szybkie czytanie. Autorka ma lekkie pióro, dzięki czemu ma się wrażenie, że kartki same się przewracają. Ciekawość towarzyszy niemalże do końca, chociaż ja dosyć szybko domyśliłam się, kto stoi za śmiercią obu dziewczyn. Mimo to uważam, że ciekawie wyszło, bo bardzo długo podejrzewa się dosłownie każdego.

Co mnie zawiodło? Może infantylność Klaudii, naprawdę jej reakcje i zachowania były zbyt mocno spłycone. O ile na samym początku czytania można było przymknąć oko, to później po prostu drażniło.

Z kolei wyjaśnienie problemu, jaki krył się za murami domu Skalskich, nie było dla mnie wystarczające. Odniosłam wrażenie, że autorka po prostu chciała już skończyć i tak też zrobiła. Ogólnie zakończenie było słabe i zaniżyło całą moją ocenę książki. A szkoda, bo rokowała dosyć dobrze. A tak, jest średnio. Emocji Bóg wie, jakich nie było. Można przeczytać. Chociaż słaby kryminałek z tego, bo thriller żaden.

Oczywiście w żadnym razie nie odradzam. Śmiało, można przeczytać, jednak jeśli ktoś lubi o wiele bardziej mroczną i skomplikowaną fabułę. Oczekuje mrożących krew w żyłach wrażeń, powinien sobie odpuścić. Nie miałam ciarek i odczucia tych konkretnych emocji, byłam ciekawa, kto jest kim, po co i dlaczego. I właśnie dlatego czyta się tę książkę.

Dział: Książki
sobota, 11 styczeń 2020 12:29

Spełnienia/Niespełnienia 2019

Coś się kończy, coś się zaczyna… Początek roku to czas podsumowań – zarówno tych życiowych, jak i kulturalnych. Fajnie tak usiąść, pomyśleć, wybrać książki najlepsze, najgorsze, spojrzeć wstecz na poprzedni rok. Recenzneci Secretum, Dużego Ka i Papierowych Motyli specjalnie dla czytelników wspomnieli o najlepszych i najgorszych książkach, jakie mieli okazje przeczytać w minionym roku. Co osoba to inny gust, więc tytułów również znajdziecie sporo. Może wpadnie wam coś w oko?

Dział: Miszmasz

29 stycznia ukaże się nowa powieść Alicji Sinickiej, której wcześniejsze książki: "Oczy wilka", "Winna" i "W jego oczach" pokochały tysiące czytelniczek.

Pokusa, której nie sposób się oprzeć.

Praca u Marka Skalskiego wydaje się Klaudii przepustką do nowego życia. Perspektywy są niezwykle pociągające: z dala od tego, co było, z wizją celu będącego na wyciągnięcie ręki. Szef, który szarmancko łączy talent biznesowy z niepokornym stylem bycia, od razu budzi w niej zainteresowanie. Na tyle, że szybko przekracza kolejne granice.

Życie Ewy Skalskiej upływa w aurze podziwu. Wzorowa żona, idealna matka. Doskonale wie, co fascynuje męża. Układ, który zawarli, także zdaje się być perfekcyjny. Do czasu...

Wiadomość o znalezieniu ciała jednej z dwóch zaginionych młodych kobiet, które odbywały staż u Skalskiego, wstrząsnęła miastem. Klaudia zaczyna obawiać się o własne życie. To, co Ewa miała doskonale zaplanowane, zaczyna rozpadać się jak domek z kart. Gra, którą prowadzili z Markiem, robi się coraz bardziej niebezpieczna.

Zaskakujący, namiętny thriller, który trafia do najgłębszych zakamarków kobiecej duszy.

Dział: Książki