listopad 25, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: J.

TOY STORY – O BABECZCE ZWANEJ „ZABAWECZKA”
Pies wojny o zabójczym uroku Lolitki, wytrzymałości G.J.Jane, skuteczności Ripley i obcego ósmego pasażer Nostromo razem wziętych. Z dowódcą o ksywie Dante, zgłębia kręgi ziemskich piekieł.

Dział: Książki

Assassins Creed: Last Descendants - Ostatni Potomkowie. Grobowiec Chana, czyli druga część trylogii Mathew J. Kirby’ego.

Owen i jego przyjaciele przegrali. Dokonali rzeczy niezwykłej, ale ostatecznie ponieśli porażkę. Kiedy odkryli, gdzie znajduje się pierwszy fragment starożytnego artefaktu – legendarnego Trójzębu Edenu – wydawało się, że mają go w garści. Poszukiwali go również członkowie Bractwa Asasynów i Zakonu Templariuszy, okazało się jednak, że ich wszystkich ubiegł jeszcze ktoś inny. Nić porozumienia między nastolatkami zaczęła się rwać – Owen wraz z przyjacielem Javierem wzięli stronę asasynów, pozostali zaś sprzymierzyli się z templariuszami. Do odszukania wciąż pozostały dwa fragmenty artefaktu i obie grupy zrobią teraz wszystko, by nie powtórzyć swoich błędów.

Dział: Książki
wtorek, 04 lipiec 2017 12:16

Hardkorowi bibliotekarze z Timbuktu

Współczesna historia książki o miejscu na mapie świata, o którym nadal niewiele wiadomo, a gdyby nie wysiłek jednego człowieka, moglibyśmy wiedzieć jeszcze mniej.

Joshua Hammer to amerykański dziennikarz aktualnie piszący dla „The New York Review of Books”, „The New Yorker”, czy „Smithsonian”, ale był również przez wiele lat niezależnym korespondentem, a także szefem „Newsweeka” w Europie, Nairobi, Południowej Ameryce, Los Angeles, Berlinie i Jerozolimie. Wydał cztery książki, z czego czwartą w 2016 r. byli właśnie „Hardcorowi bibliotekarze z Timbuktu” (The Bad-Ass Librarians of Timbuktu). Bardzo się cieszę, że Wydawnictwo Agora wydało tę książkę. Po pierwsze mam jeszcze z czasów studiów bibliotekarskich sentyment do literatury z zakresu historii książki, a tym bardziej do tak rzadko spotykanej współczesnej historii książki. Po drugie jest to przystępnie napisana literatura faktu z zakresu działań wojskowych, która potrafi przybliżyć tematykę z zakresu działań antyterrorystycznych laikowi.
W Afryce Zachodniej istnieje sobie śródlądowe państwo Mali, o którym mało kto wie, i o którym rzadko się słyszy. Niektórzy fascynaci podróży i historii słyszeli zapewne o tajemniczym Timbuktu wpisanym na listę dziedzictwa UNESCO, które bardzo długo było niedostępne dla podróżników, o legendarnych budowlach z gliny wyrastających nagle na środku pustynnego krajobrazu. Starsze pokolenie pamięta zapewne odzyskanie niepodległości przez Mali od Francji 22 września 1960 r., a ci, co śledzą uważnie wiadomości ze świata, wiedzą, że wybuchła tam w latach 2012-2014 wojna domowa. Jednak niewiele osób wie, a zaryzykowałabym nawet, że prawie nikt, o niesamowitej spuściźnie kulturalnej, jaka zachowała się w Timbuktu, a mianowicie o 377 tysiącach woluminach manuskryptów. Jeśli myślimy o pięknych iluminowanych księgach, z krajów afrykańskich, to w pierwszej kolejności myślimy o egipskich papirusach i bibliotece aleksandryjskiej, ale piaski pustyni zachodniej Afryki i koczowniczy tryb życia tuareskich plemion, nie kojarzy się raczej ze skrybami i iluminatorstwem.
Joshua Hammer i bohater jego książki, a mianowicie Abdel Kader Haidara udowadniają, że w Mali, po wioskach, domach rozproszone zostało wielkie bogactwo kulturalne arabskiego świata. Książka „Hardcorowi bibliotekarze z Timbuktu” opowiada o mozolnej pracy Haidry celem pozyskania bezcennych rękopisów z rąk prywatnych, by je ocalić przed zgubnym suchym powietrzem pustyni, o pozyskaniu funduszy, by ocalić piękne rękopisy od zapomnienia i utworzyć Bibliotekę Pamięci Mammy Haidry. Jest to jednak również opowieść o tym jak o mały włos doszłoby do, jak to nazywa Waldemar Jan Dziak, „błędu historycznego zaniechania” i dziewięć miesięcy zniewolenia Timbuktu i dwa lata malijskiej wojny domowej, mogłoby się przekształcić w kolejny kalifat, gdyby nie interwencja wojsk francusko-amerykańskich. Jest to w końcu opowieść o tym, że poza wielkim dramatem ludzkim, czasem w tle rozgrywa się również wielki dramat i walka o przetrwanie od zapomnienia dóbr kulturalnych, które w przyszłości mogą stanowić o tym, kim naród tak naprawdę jest.
Abdela Kadera Haidarę można by oceniać różnie, że bardziej kochał księgi niż ludzi, że czuł się bardziej odpowiedzialny za rękopisy, które mu powierzono, niż za rodzinę, ale z drugiej strony, gdyby nie tacy ludzie jak on, lub jak nasz ksiądz Antoni Liedtke, który ratował Biblię Gutenberga, nie pozostałoby dziedzictwo, z którym można by po wielu zawieruchach wojennych się identyfikować.
„Hardcorowi bibliotekarze z Timbuktu” to ciekawa pozycja, nie tylko dla tych, którzy lubią politykę wojskową lub historię książki, ale dla tych, którzy docenią książkę, z której można dowiedzieć się wielu rzeczy, o których nie miało się pojęcia, od osoby, która doskonale zna się na tym, o czym pisze.

O tej niesamowitej walce o każdy manuskrypt można również przeczytać w języku angielskim w National Geographic

Polecam też posłuchać muzyki zespołu Tinariwen, którego toż muzyka jest podczas lektury książki wspominana, a który to zespół występował podczas słynnego Pustynnego Festiwalu razem z U2 w 2012, a także w Polsce podczas Heineken Open'er Festival w 2010.

Dział: Książki
piątek, 30 czerwiec 2017 11:55

"Wilcze leże" nowość od Fabryki Słów

Od 28 czerwca dostepna jest nowa antologia opowiadań Andrzeja Pilipiuka "Wilcze leże".

Od A jak Anubis do W jak wilkołactwo.
Zanurz się w świat opowieści, w których granica między tym co realne a tym co fikcyjne niebezpiecznie się zaciera...
W życiu Roberta Storma nadchodzi wielka zmiana. Gdy na horyzoncie pojawi się dziewczyna, która ma szanse zostać kobietą jego życia, Robert pozna smak porażki i narazi się wpływowym przeciwnikom. A jedynym wyjściem będzie ucieczka...

Dział: Książki
czwartek, 29 czerwiec 2017 08:37

Nowy dom na wyrębach

Dom na wyrębach to debiutancka i jak dotąd prawdopodobnie najlepsza książka w dorobku Stefana Dardy, jednego z czołowych polskich autorów powieści grozy. Po dziewięciu latach od premiery i kilku innych wydanych pozycjach, pisarz zaskoczył czytelników drugim tomem, wzbudzając tym samym zarówno podekscytowanie, jak i dreszcz niepokoju, czy historia ta nie okaże się jedynie odgrzewaniem starego kotleta.

Nowy dom na wyrębach to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z poprzedniej części, dlatego powinny sięgnąć po niego jedynie osoby, które mają już za sobą jej lekturę. Tym razem jego głównym bohaterem jest Hubert Kosmala, w którego ręce trafia pamiętnik pisany przez Marka Leśniewskiego. Mężczyźnie, ateiście do bólu wręcz twardo stąpającemu po ziemi, trudno jest uwierzyć w opisywane przez przyjaciela zjawiska i wydarzenia, a tym bardziej w niebezpieczeństwo grożące jego najbliższym. Niemniej każda wyprawa do domu w Wyrębach wzbudza w nim coraz większe wątpliwości, zaczynają też prześladować go koszmarne sny. Czy groza, która zalęgła się w starym domu z bali dosięgnie Kosmalę i jego rodzinę?

Drugą główną bohaterką, której wątek przeplata się z narracją poświęconą Hubertowi, jest Ewa Firlej, dawniej zauroczona Leśniewskim i nadal przeżywająca to, co go spotkało. Z czasem uczucie żalu i tęsknoty za Markiem przycicha, między innymi za sprawą nowego znajomego. Czy jednak na pewno jest on tym za kogo się podaje?

Z przyjemnością mogę stwierdzić, że czytelnicy dobrze wspominający stary Dom na wyrębach nie powinni być rozczarowani. Nowa odsłona jego historii nadal zapewnia dreszczyk niepokoju, miejscami przeradzający się w poczucie zagrożenia i grozy. Cieszy fakt, że autor nie wykorzystuje do zdarcia pomysłu na źródło owego horroru znanego z pierwszego tomu, a tworzy nowe na kanwie tego poprzedniego. I to w sposób logiczny (na miarę zjawisk nadnaturalnych oczywiście) i przemyślany.

Mimo że już pierwsze strony niosą atmosferę nieokreślonego do końca zagrożenia, akcja powieści toczy się raczej powoli. Wraz z Kosmalą wracamy do Wyrębów, które po wydarzeniach, jakie miały tam miejsce, straciły bezpowrotnie status sielskiej oazy spokoju. Pojawiają się nowe postaci, wcześniej pojawiające się gdzieś w tle, teraz zaś zyskujące na znaczeniu. Z kolei ci, którzy wcześniej odgrywali znaczące role, teraz pojawiają się epizodycznie. Taki zabieg to ciekawy eksperyment pozwalający spojrzeć na bohaterów z innej perspektywy.

Książkę kończą słowa, które potrafią czasem wyprowadzić z równowagi nawet najspokojniejszego czytającego. Okazuje się, że jest to zaledwie koniec części pierwszej, która dobiega końca w chwili, gdy właściwa akcja zaczyna nareszcie nabierać tempa. Przez niemal całą powieść autor podrzuca kolejne wątki i powoli rozwija je, rozbudzając ciekawość i pobudzając wyobraźnię, lecz nie doprowadza do kulminacji. W rezultacie, książkę można odebrać jako preludium przed kolejną częścią, na który – miejmy nadzieję – nie będziemy musieli zbyt długo czekać.

Darda dba o to, by czytelnik poczuł specyficzny klimat lat 90. Nie ma mowy o powszechnie dostępnych telefonach komórkowych, a jeśli główny bohater potrzebuje do kogoś zadzwonić (co zdarza się dosyć często), używa żetonów i budek telefonicznych. Popija piwo EB i słucha kaset Grzegorza Turnaua, a policjanci jeżdżą wysłużonym poldkiem. Ma to swój urok i osoby pamiętającym dobrze tamte czasy z pewnością niejeden raz uśmiechną się pod nosem z nostalgią. Czasem autor pozwala sobie też na innego rodzaju puszczanie oka do czytelnika, jak choćby zmuszając niektórych bohaterów do snucia planów pobytu na Manhattanie akurat w czasie ataku na WTC, mającego nastąpić pięć lat później.

Podsumowując, wbrew obawom, że Nowy dom na Wyrębach będzie jedynie bazował na sukcesie poprzedniego tomu, Darda stworzył przemyślaną i wciągającą, lecz nadal nieskończoną historię, po którą powinni sięgnąć wszyscy, którym spodobał się historia Marka Leśniewskiego. Powieść zachowała niepokojącą atmosferę, w którą warto ponownie się zanurzyć. Oby tylko jej kontynuacja ukazała się już wkrótce!

Dział: Książki
środa, 28 czerwiec 2017 22:28

Czerwień rubinu

- Nie bójcie się, opętani ezoteryczną manią pseudonaukowcy i fanatyczni wielbiciele tajemnic nie gryzą. [s. 128]

Żyjesz sobie spokojnie w swoim normalnym świecie. Uczysz się lub pracujesz. Twoje dni są takie same, a ten na pewno nie zapowiadał się inaczej. Żadnych znaków czy ostrzeżeń, że nagle w drodze powrotnej zacznie boleć cię żołądek i gdy zamkniesz i otworzysz oczy, znajdziesz się, załóżmy, że w XIX wieku...

Gwendolyn Shephard to zwykła szesnastoletnia dziewczyna, która chodzi do szkoły i wiedzie normalne życie nastolatki. Znaczy na tyle normalne na ile jej rodzina na to pozwala. Bo trzeba Wam wiedzieć, że Gwen ma kuzynkę Charlottę, którą czeka bardzo ważne zadanie, gdy tylko nadejdzie czas. Jest ona do tego przygotowywana od dziecka na wszystkie możliwe sposoby. Jakim więc zaskoczeniem dla rodziny było, że to nasza bohaterka jest tą, o której mówi stara rymowanka, a nie kuzynka. Od teraz dziewczyna musi odnaleźć się w nowej sytuacji, a co ważniejsze dać sobie radę z tym, co ją czeka...

Doskonale pamiętam ile czasu trwało, zanim zabrałam się za pierwsze wydanie Czerwieni rubinu, bo każdy się tym zachwycał, a ja nadal czułam gorzki smak rozczarowania Igrzyskami śmierci, które tak bardzo się wszystkim podobały. Teraz znam już całą trylogię i nie jestem w stanie zliczyć, ile razy do niej wracałam. Wznowienie Trylogii Czasu przez Media Rodzinę – i to w tak cudnej oprawie – jest dla mnie kolejną okazją do ponownego przeżywania historii Gwen.

Tak jak za pierwszym razem, tak i teraz historia porwała mnie od pierwszych stron. Czytelnik niemal od początku jest rzucany na głęboką wodę i wraz z bohaterką próbuje odnaleźć się w zaistniałej sytuacji. Nie jest to wcale takie proste, gdy nie ma się zielonego pojęcia, w czym właśnie bierze się udział, a informacje, które otrzymuje, tak naprawdę dużo nie wyjaśniają. To, co w ogóle skłoniło mnie do przeczytania tej książki za pierwszym razem, to właśnie podróżowanie w czasie. Uważam, że zobaczyć nasze otoczenie na własne oczy kilkaset lat temu to niesamowita przygoda. W Czerwień rubinu cała ta otoczka z przemieszczaniem się do innych czasów była dopięta na ostatni guzik. Wszystko, co z tym związane miało swój czas i miejsce, obyło się bez chaotycznych zdarzeń, tylko przygotowywano się do tego: stroje, uczesanie, zachowanie. Dbano o realizm i każdy detal, by zbytnio nie odstępować od norm danego okresu. W ogóle, w całej powieści widać starania by wszystko ze sobą współgrało. Gier prócz fabuły obdarowała nas wartką i nieprzewidywalną akcją, szczegółowymi, aczkolwiek nienużącymi opisami oraz szeroką paletą uczuć.

Polubiłam Gwendolyn za jej sposób bycia. Zabawna i wesoła, lekko zdystansowana do samej siebie. Nie wywyższa się i stara się żyć normalnie, jak tylko się da. Od samego początku nie podoba jej się to, co się dzieje i mówi o tym głośno. Nie stara się być na siłę kimś innym. Jej poczucie humoru dodaje temu wszystkiemu smaczka. Często wyraża się z ironią, która bawi i rozśmiesza. Co do Gideona mam mieszane uczucia. Ma on duże poczucie obowiązku i pewność, że każdy musi go słuchać. Jest samowystarczalny i nigdy nieomylny. Uważa też, że Gwen nie jest mu potrzebna do misji i będzie tylko zawadzać. Tych dwoje na początku nie przepada za sobą, choć to mało powiedziane, i jawnie to okazują. Z czasem jednak wrogość zmienia się w sympatię, przyjaźń, a może nawet coś więcej... Co do innych bohaterów to bywało różnie. Rodzina bohaterki, a szczególnie kuzynka, jej mama i babcia irytowały mnie tym całym szumem wokół tego wszystkiego - zachowywały się, jakby nie wiem jaki zaszczyt ich spotkał. Za to prababcia Maddy oraz szkolna przyjaciółka Gwen, Leslie z miejsca mnie zauroczyły i podejrzewam, że tak pozostanie do końca.

Drugie wydanie różni się tylko okładką, która bardzo mi się podoba. Tak samo, jak i te Egmontowe, dlatego też, chociaż mam bardzo mało miejsca (no dobra, wcale go nie mam) na półkach, w tym wypadku muszę mieć oba wydania. Media Rodzina wie jak skusić czytelnika. Co do samej historii, jestem nią oczarowana, jak i za pierwszym razem. Od początku wciągnęłam się w historię i razem z bohaterami przeżywałam każdą sekundę, jakby ich sukcesy i niepowodzenia były moimi, a przecież już znam zakończenie. Myślę, że już sam ten fakt wystarczy, by zapewnić, iż warto sięgnąć po wznowienie, prawda? Kerstin Gier miała pomysł na fabułę i po takim czasie widać, że losy Gwendolyn już zawsze będą się cieszyć zainteresowaniem, z czego ogromnie się cieszę.

Czerwień rubinu to nadal niezwykle wciągająca opowieść. Całość, razem i z osobna sprawia, że czyta się ją szybko i przyjemnie. Książka ta jest świetnym początkiem trylogii i tych, którzy mają ją przed sobą zapewniam, że trzyma ona poziom. Na dzień dzisiejszy nadal znajduję się w gronie fanów Trylogii Czasu, a Was zachęcam do sięgnięcia po nią. Warto!

Dział: Książki

Dzisiaj ma premierę książka Michaela R. Fletchera "Bez odkupienia" od Wydawnictwa Papierowy Księżyc.

Tęsknisz za naprawdę mroczną fantasy spod znaku „Księcia cierni” Marka Lawrence'a? Oto nowy autor, który porwie cię opowieścią pełną mroku, krwi i obłędu. A przy tym pełną niezwykle oryginalnych pomysłów.

Dział: Książki
poniedziałek, 26 czerwiec 2017 19:45

"Zgromadzenie cieni" V. E. Schwab już w księgarniach

Dzisiaj premierę ma kontynuacja "Mroczniejszego odcieniu magii" V. E. Schwab od Wydawnictwa Zysk i S-ka.

MAGIA, PRZYGODA I FASCYNUJĄCY ŚWIAT RÓWNOLEGŁYCH LONDYNÓW W JEDNEJ Z NAJCIEKAWSZYCH POWIEŚCI FANTASY OSTATNICH LAT.

Upłynęły cztery miesiące, odkąd w ręce Kella wpadł czarny kamień. Cztery miesiące, odkąd przecięły się ścieżki antariego i dziewczyny z Szarego Londynu, Delilah Bard. Cztery miesiące, odkąd książę Rhy został ranny, Kell i Lila pokonali rządzące Białym Londynem bliźniaki Dane, a kamień wraz z umierającym Hollandem wrzucili w otchłań Londynu Czarnego.

Dział: Książki
czwartek, 22 czerwiec 2017 23:00

Festiwal

„Scena zbrodni przypomina zamalowane płótno - detektyw musi jedynie odczytać podpis autora.” – pisał Michael Capuzzo i zapewne wielu funkcjonariuszy zgodziłoby się z tym stwierdzeniem. Tak, jak nie ma zbrodni doskonałych, tak każde miejsce jej dokonania, a także ciało ofiary, noszą na sobie znaki wskazujące na mordercę. Problem w tym, że czasami są one tak subtelne, że nie sposób jest ich dostrzec, niekiedy też nie potrafimy ich odnaleźć.

Czy taka sytuacja ma właśnie miejsce w przypadku zbrodni popełnionej na terenie warszawskiej Fabryki Likierów i Wódek Gatunkowych? Owa makabryczna sceneria, czyli zrujnowana fabryka w centrum dzielnicy Praga, to – jak się okazuje – najnowsza atrakcja turystyczna miasta. Tu bowiem dwa lata wcześniej miały miejsce makabryczne wydarzenia, nikt jednak nie spodziewał się, że opuszczony budynek znów spłynie krwią. I to dosłownie, bowiem ofiara, którą znajduje grupa turystów, została pozbawiona piersi i warg sromowych, a wszystko wskazuje na to, że sprawca dokonał tego brutalnego okaleczenia jeszcze za życia kobiety. Pozostawił ją nagą, powieszoną głową w dół, by udusiła się własną treścią żołądka. Przybyły na miejsce Szuman i śliczna aspirant Kozak z Centralnego Biura Śledczego rozpoczynają śledztwo, które zaprowadzi ich do podziemia awangardowych artystów, drag queen, w szeregi feministycznych bojówek i na Festiwal Cipki, gdzie królują waleczne feministki. Co jednak to wszystko ma wspólnego z dokonaną zbrodnią?

Przekonamy się o tym dzięki mocnej i mrocznej powieści, opublikowanej nakładem Wydawnictwa W.A.B., pt.: „Festiwal”, będącej drugim tomem cyklu zapoczątkowanego thrillerem „Bastard”. Andrzej Dziurawiec zbiera nas do samego piekła, pokazując najpodlejsze zbrodnie, jakich tylko można dokonać, ale i przestawiając środowisko polskich feministek, homoseksualistów czy dawnych mieszkańców komuny. Nie jest to powieść dla osób nadmiernie wrażliwych, bowiem niezwykle plastyczne opisy okaleczonych ofiar nawet twardych funkcjonariuszy policji przyprawiają o torsje. Z pewnością jest to jednak pozycja dla tych wszystkich, którzy cenią sobie dobrą powieść, której zaletą nie jest może dynamika akcji czy zaskakujące jej zwroty, ale z pewnością jest nią styl autora i kreacja bohaterów.

Dwa lata temu, jednym z głównych bohaterów wydarzeń, był emerytowany już funkcjonariusz Szubert. W jego przypadku ta ostatnia sprawa okazała się być przekleństwem, bowiem jej rezultatem jest utrzymujący się brak kontaktu z ukochaną córką Roksi. Nie potrafiła ona wybaczyć ojcu zaangażowania w pracę oraz faktu, że pociągnęło to za sobą jej rozstanie z ukochanym, który nie mógł uwierzyć, że jego ojciec był mordercą. Irracjonalny gniew, który Roksi czuje sprawił, że oboje cierpią samotnie, nie potrafiąc pokonać bariery, która przed nimi wyrosła. Jedynym pocieszeniem dla Szuberta są chwile spędzone z piękną Havą, choć i one okupione są bólem, bowiem kobieta jest partnerką jego najlepszego przyjaciela. Szubert jeszcze nie wie, że już niedługo samotność będzie jego najmniejszym zmartwieniem...

Ofiara znaleziona w fabryce okazuje się być znaną pisarką, autorką kontrowersyjnych poradników, między innymi na temat obsługi penisa, a także jednym z honorowych gości na festiwalu Waginalia, Sophią Marią de Lamballe. Niestety rzesze feministek nie doczekają się już na De De, bowiem tak brzmiał jej pseudonim artystyczny. Bardziej jednak od dorobku literackiego ofiary interesujący jest niezwykły tatuaż, wykonany w nieużywanym już od ponad tysiąca lat języku gy'yz. Okazuje się, że jest on identyczny jak ten, który miał Adam Wellman, mężczyzna zamordowany dwa lata wcześniej. Co więcej, tatuaż ten przedstawia trzy imiona: Adam, Sophia i .... Hava.

Jak potoczy się ta historia? Co wspólnego mają ze sobą te dwie zbrodnie i czy imię Havy pojawia się tam przypadkowo? Czy to możliwe, żeby chodziło o przyjaciółkę Szuberta? Przekonamy się o tym dzięki lekturze książki, która nie pozwoli nam zasnąć, która daje nam przedsmak zarówno talentu autora, jak i zawiłości ludzkiej psychiki. Mimo iż sporo miejsce zostało poświęcone emocjom bohaterów, iż pojawiają się różny wątki poboczne, które nieco osłabiają tempo akcji i rozpraszają czytelnika, to jednak kolejne, równie makabryczne zbrodnie, szybko przykuwają nasza uwagę. I znów przenosimy się do świata dla nas niezrozumiałego – bo czyż można zgłębić umysł mordercy?

Dział: Książki
sobota, 17 czerwiec 2017 20:35

"Miasto schodów" już w sprzedaży!

„Robert Jackson Bennett zasługuje na szeroką publiczność. Tą książką sobie na nią zapracuje. Historią, która wciąga, kapitalną konstrukcją świata oraz, mój Boże, Sigrudem. Pokochacie Sigruda.”

– Brent Weeks, autor Drogi Cienia, bestselleru z listy New York Timesa

Klimatyczna, pełna intryg powieść – o martwych bogach, ukrytej historii i tajemniczym mieście o wielu obliczach – autorstwa jednego z najbardziej uznanych młodych pisarzy science fiction.

Dział: Książki