Rezultaty wyszukiwania dla: Historyczne
Łotr
Bernard Cornwell, znany z tworzenia genialnych powieści historycznych, czasami miewa pomysły również na inne, nieco bardziej współczesne książki. „Łotr" to dramatyczna historia, wypełniona wątkami romantycznymi z nutą kryminału w tle.
Najbardziej znanym cyklem powieści Bernarda Cornwella są przygody angielskiego żołnierza Richarda Sharpe'a, rozgrywające się w czasach napoleońskich. Ukazało się dotąd 21 powieści oraz 3 zbiory opowiadań wydanych w ponad 10 milionach egzemplarzy. Pomysł na Sharpe'a zrodził się w zimie 1980 roku. Początkowo autor zakładał, że napisze dziesięć lub jedenaście książek, jednak czytelnicy skłonili go do kontynuacji serii. Bibliografia pisarza jest jednak znacznie bardziej obszerna, a „Łotr" to jedna z nielicznych książek niemalże zupełnie odbiegająca od ukochanej tematyki.
Akcja powieści rozgrywa się po wojnie w Zatoce, kiedy to Irak zajął Kuwejt. Cały świat, z zapartym tchem, obserwuje działania Saddama Husseina. Paul Shanahan prowadzi w Belgii zakład zajmujący się naprawą łodzi. Niedawno zakończył związek, a jego życie wchodzi na nowe tory. Niespodziewanie jednak otrzymuje zadanie od swoich byłych pracodawców, a wraz z nim powracają wspomnienia. Tak oto rozpoczyna się niebezpieczna, pełna oszustw i tajemnic, przygoda.
Chociaż powieść jest typowo sensacyjna, to jednak pisarz stworzył dla niej bardzo barwne, rzeczywiste tło. Przedstawia historyczne fakty, opisuje sytuację polityczną oraz przybliża działalność organizacji IRA. Czytelnik może więc nie tylko śledzić poczynania Paula, ale również poznać kilka ciekawostek z dziedziny historii nowożytnej.
Szpiedzy, polityka, zawiłe intrygi, a wszystko to przedstawione w świetnej narracji i spisane w doskonałym stylu. Jak zwykle twórczości Bernarda Cornwella nie można niczego zarzucić. Na pozór prosta, wręcz banalna historia, okazuje się być czymś niezwykłym, a tytułowy Łotr niejednokrotnie zaskoczy czytelnika. Co ciekawsze książka ukazała się po raz pierwszy w 1992 roku, Autor więc miał jeszcze świeżo w pamięci ówczesne wydarzenia, które niewątpliwie stanowiły dla niego sporą inspirację.
O tym jak poczytna jest książka świadczyć może choćby fakt, że to już nie pierwsze, polskie wydanie. Bernard Cornwell jest już tak doświadczonym pisarzem, że sprawdza się w każdej dziedzinie literatury. Wydaje mi się, że jednak tym razem, w swoją powieść nie włożył tyle serca co w pozostałe. Być może dlatego jest to książka jedynie bardzo dobrze napisana, a nie cudowna, do pochłonięcia w ciągu jednej nocy, jak większość pozostałych spod pióra mistrza.
Timeline: Wynalazki
Co było pierwsze? Jajko czy kura? Każda rzecz, która nas otacza miała gdzieś i kiedyś swój początek. Nie wyobrażamy sobie życia bez tych wszystkich cudów technologii, nauki, medycyny. Czasami warto się zatrzymać i pomyśleć, że to wszystko nie zawsze było w zasięgu ręki. Ogień, woda, powietrze, ziemia – główne żywioły, które dały początek głębi, czegoś większego. Skoro ogień istniał od zawsze, to kiedy tak naprawdę został on okiełznany? Umysł ludzki swoją potęgą doszedł do współczesnych odkryć, a przecież jego moc jest jeszcze niewyczerpana. Wynalezienie kolei, prochu strzelniczego, szczoteczki do zębów, jeansów, miniówki lub pierwszych tabletek antykoncepcyjnych, to daty których nie poznasz z lekcji historii, ale odkryjesz je w grze "Timeline: Wynalazki".
W Polsce gra ukazała się dzięki wydawnictwu Rebel. Jej autorem jest Frederic Henry, zaś kolorowe i wyjątkowe ilustracje dostarczyli nam Nicolas Fructus i Xavier Collette.
W profesjonalnym, metalowym pudełku wyłożonym od środka pluszowym materiałem znajdziemy 109 kart przedstawiających przeróżne wynalazki, dzieła sztuki i historyczne wydarzenia. Każda z nich na rewersie posiada datę wydarzenia.

Jak określić "Timeline" w kilku słowach? Jest to gra lekka i przyjemna, a w dodatku z prostymi zasadami. W najłatwiejszej opcji, każdy gracz otrzymuje cztery karty i układa je przed sobą datami do spodu, tak aby nie były one widoczne dla niego i dla pozostałych osób. Większą ilością kart zwiększamy poziom trudności i czas rozgrywki. Następnie rozpoczynamy budowę chronologicznej osi czasu. Każdy z graczy, naprzemiennie, umieszcza jedną ze swoich kart, po lewej lub po prawej stronie karty startowej, w zależności czy uważa, że data odpowiadająca zawartości karty jest wcześniejsza, czy późniejsza od daty początkowej. Po wyłożeniu, odkrywamy kartę, sprawdzamy czy mieliśmy rację. Prawidłowo ułożona karta, pozostaje na stole. Jeśli nie udało się nam dobrze umieścić wydarzenie w osi czasu, musimy dobrać kolejną kartę z talii. Gracz, który jako pierwszy pozbędzie się swoich kart, wygrywa.



Plusem gry jest to, iż nie trzeba znać dokładnych dat, żeby odgadnąć ich chronologię, wystarczy logiczne myślenie. Możemy mniej więcej określić czy długopis wynaleziono po papierze albo czy najpopularniejszy antybiotyk jakim jest penicylina odkryto przed czy po zapałkach. Wbrew pozorom, nie da się zapamiętać wszystkich dat, więc bez obaw – gra jest bardzo regrywalna.
"Timeline" zaskakuje, uczy nowych i ciekawych rzeczy, a do tego zapewnia świetną i szybką zabawę. Zmusza nie tylko do myślenia, ale również zachęca do pogłębiania wiedzy z różnych dziedzin nauki i sztuki. Choć gra przeznaczona jest dla 2-8 osób od 8 roku życia, można zainteresować nią dzieci w już wieku przedszkolnym. Dla nich będzie to dobra zabawa z historią w tle. Idealnie sprawdzi się również w gronie przyjaciół, jako forma rozluźnienia atmosfery lub odprężenia. Cena jest adekwatna do jakości wydania i wrażeń jakie zapewnia.
Rok 1356
„Rok 1356" to już czwarta powieść z serii, którą łączy ten sam bohater - Thomas z Hookton. Bernard Cornwell, pisarz, którego chyba nikomu nie trzeba już przedstawiać, ma upodobanie do tworzenia cykli powieści historycznych, których akcja rozgrywa się w różnych latach. Od wikingów poprzez krucjaty krzyżowe, do czasów prawie zupełnie nowożytnych.
Tym razem niezwykła, historyczna powieść brytyjskiego pisarza kończy się bitwą pod Poitiers w tytułowym, 1356 roku. Thomas z Hookton, weteran z pod Cercy i wielu innych bitew, jest dowódcą kompani najemników. Wspólnie pustoszą ziemie na wschód od Gaskonii. Edward, książę Walii, później znany również jako Czarny Książę, zbiera armię do ponownej walki z Francją. Jednak nim Thomas stawi się na wezwanie broni musi wypełnić jeszcze jedno, niezwykle ważne zadanie - odnaleźć miecz świętego Piotra. Nie jest jednak jedynym, który go poszukuje.
Powieść jak zwykle została świetnie napisana. Ma dynamiczną akcję i rozbudowaną, przemyślaną fabułę, w której Mistrz z prawdziwym wyczuciem wykorzystuje historyczne fakty. W doskonały sposób zostały również przedstawione realia ówczesnego życia oraz potężne wpływy Kościoła. Biedni, bogaci, książęta, rycerze, najemnicy i chłopi - wszyscy oni mają swoje miejsce w tej barwnej powieści.
„Rok 1356" to książka, którą można czytać jako osobną powieść, mimo wszystko polecam jednak sięgnąć po „Trylogię Świętego Graala", która rzuci nieco więcej światła na życie i problemy Thomasa z Hookton. Bohaterowie Bernarda Cornwella nigdy nie byli postaciami bez skazy, zawsze mieli ciekawe motywy swojego postępowania i mocno rozbudowane charaktery. Tak jest i tym razem. Thomas Hookton to postać nietuzinkowa, przyciągająca uwagę i z pewnością zdolna do tego, by w prosty sposób zaintrygować czytelnika.
Dzięki udanemu połączeniu historii i fikcji Bernard Cornwell stał się w krajach anglosaskich jednym z najpoczytniejszych autorów powieści historycznych. Jako ciekawostkę dodam, że w dowód uznania dla jego twórczości, królowa Elżbieta II, z okazji swoich osiemdziesiątych urodzin, w czerwcu 2006 roku nadała Bernardowi Cornwellowi Order Imperium Brytyjskiego.
Powieść „Rok 1356", jak zawsze, została świetnie napisana, dopracowana pod względem warsztatu oraz pomysłów fabularnych i rozgrywek batalistycznych. Bernard Cornwell posiada ogromną wiedzę historyczną i w doskonały sposób potrafi ją wykorzystać. Jego książki są barwne i niezwykle wciągające. „Rok 1356" to lektura, od której nie sposób się oderwać. Polecam! Osoby nie znające twórczości tego niezwykłego pisarza naprawdę wiele tracą.
Katedra Antychrysta
W biografiach wielu znamienitych osobistości kultury, filozofii etc. znajdują się chwile tak zwanych dziur informacyjnych. Badacze w takich miejscach tylko pobieżnie potrafią określić, co działo się z daną postacią. Jest tak choćby z teoriami Arystotelesa, które znamy jedynie z zapisków jednego ze studentów. Czy był rzetelny w swoich skryptach? Tego nigdy się nie dowiemy. Brak szczegółów dotyczących komedii pozostawia wiele dla wyobraźni. Może student zabalował? Może uważnie nie słuchał? Jaki obraz kształtują te domysły w odniesieniu do zachowanych treści? A może nieustannie żyjemy w kłamstwie, a Arystoteles przewraca się w grobie, żeśmy zaakceptowali notatki jakiegoś mniej ambitnego ucznia? Podobnie jest z jednym z głównych bohaterów „Katedry Antychrysta". Friedrich Nietzsche na przełomie 1888 i 1889 roku przeszedł poważne załamanie psychiczne. Co działo się z nim przez ten czas? Fabio Delizzos snuje tutaj mroczną, kryminalną intrygę.
Zbliża się dzień święta Bożego Narodzenia, roku 1888. W Turynie jednak mało, kto żyje przygotowaniami do chrześcijańskiego święta. Miasto interesuje się żywo za to niecodziennymi wydarzeniami, o których donoszą miejscowe gazety, a na myśl, o których Karabinierzy Królewscy kręcą tylko bezsilnie głową – sprofanowane zwłoki kardynała, torturowane i mordowane masowo dzieci oraz zaginiona relikwia z egipskiego muzeum, o której formie nikt nie może powiedzieć czegoś z pewnością. Na domiar złego w Turynie przebywa także główny wróg księży, filozof Friedrich Nietzsche. Gdy zaprzyjaźniony z profesorem kelner, Prospero, odnajduje świecące w ciemnościach zwłoki (czy aby na pewno zwłoki?), a pułkownik Plural decyduje sprzymierzyć się z wrogiem kościoła, Nietzsche właśnie, rozpoczyna się prawdziwa akcja. Makabryczne zbrodnie zaczynają łączyć się w logiczną całość, która okazuje się być mroczniejsza, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać...
Fabio Delizzos zdecydował się na wykorzystanie tematu o skrajnej recepcji czytelników, a więc dotyczący kwestii religijnej. Można by nawet uściślić jego założenia i określić je mianem kontrowersji wiary (Czy Jezus naprawdę zmartwychwstał? A może Kościół posiada – bądź posiadał – jego ciało, ostateczny dowód o ludzkiej, a nie duchowej, istocie Chrystusa?). Na kartach „Katedry Antychrysta" ścierają się filozofia i wyznanie wiary, które – jak się okazuje – dla każdego oznacza absolutnie co innego. Delizzos pochyla się nie tylko nad katolikami sensu stricto, ale także gnostykami, volkistami i całym szeregiem odłamów sekt i chrześcijaństwa, o których nie słyszał przeciętny uczestnik kultury świata.
Kreowana przez Delizzosa fabuła nosi znamiona nie tylko historycznej abstrakcji, ale również fantastyki lub realizmu magicznego. Większość „duchowych" niejasności bardzo szybko zostaje sprowadzona do pragmatycznej formy, jednak na początku czytelnik zastanawia się nad istotą świecącego w ciemnościach człowieka czy mocą satanistycznych obrządków. Najwyraźniej odbija się na powieści włoskiego pisarza gatunkowość kryminału lub thrillera – szeroko zakrojona intryga, zmasakrowane ciała i liczne niewyjaśnione zabójstwa.
Niestety, chociaż rzecz fabularnie wydaje się niezwykle intrygująca, to w rzeczywistości nieco rozczarowuje. Autor zbyt wiele wkłada w usta bohaterów, nie pozwalając na domysły czytelnika. Przerażająco długie monologi filozoficzne (których zresztą powinnam się spodziewać ze względu na wybranych bohaterów historycznych), nie tylko spowalniają akcję, ale i chwilami zwyczajnie nudzą. Lekkie podenerwowanie budzi także konstrukcja samej powieści, która zwierając się na czterystu stronach, posiada dwie części i siedemdziesiąt rozdziałów. Zdaje się, że taka budowa jest wprowadzeniem w życie założeń typowych dla autorów bestsellerów – krótkie rozdziały, wiele pustych przestrzeni stron, sprawia wrażenie szybkiej lektury, a więc i konstatacji „skoro tak szybko to przeczytałam/em musi być dobre".
Język powieści wydaje się bardzo nierówny. Z jednej strony o znamionach akademickości, z drugiej nieco prymitywny i powielający całe garście klisz. Chociaż całość przyswaja się nad podziw szybko, co jest w dużej mierze spowodowane techniczną konstrukcją warstwy materialnej książki, to z wyraźną konstatacją braku naturalności niektórych fragmentów, zwłaszcza w części dialogowej. Bohaterowie także nie wydają się szczególnie realistycznie nakreśleni. Gubią gdzieś po drodze swoje motywacje, a sam Nietzsche traci lotność intelektu – chwilami bliżej mu bardziej do zagubionego dziecka o megalomańskich zapędach.
W ogólnym rozrachunku „Katedra Antychrysta" to jedynie pozycja niezła, chociaż miała zadatki na rzecz ponadprzeciętnie interesującą i wciągającą. Fabio Delizzos wyraźnie miał na rzecz pomysł, jednak niekoniecznie udało się to w fazie realizacyjnej. Z pewnością dużym plusem powieści jest uprawomocnienie jej pośród historycznych faktów i funkcjonujących w świecie filozofii. To jednak za mało, by lektura trzymała w napięciu i nie pozwalała na oderwanie się od niej czytelnika.
Pół króla
Najnowsza powieść Joe Abercrombiego pod tytułem „Pół króla" (pierwszy tom serii „Morze Drzazg") reklamowana jest jako dzieło z gatunku fantasy. Nie jest to jednak fantasy sensu stricto. Ostatnimi czasy zresztą, po sukcesie George'a R. R. Martina, podobnego typu tekstów pojawia się coraz więcej. Co mam na myśli przez wspomniane podobieństwo? Odchodząc od wartościowania i oceniania, „Pół króla" nie jest tekstem przepełnionym magią i niezwykłymi stworzeniami. To kolejny przedstawiciel fantasy umierającego, fantasy stanowiącego tło, fantasy będącego dla samych nawet bohaterów reliktem przeszłości. Nie spotka się tutaj palety różnorodności ze śródziemia, pokrętnych języków i zaklęć. Czy to jednak umniejsza wartość najnowszej powieści autora? Ani odrobinę.
Yarvi jest synem króla Gettlandu, władcy Czarnego Tronu, Uthrika. Synem jednak niechcianym, pogardzanym i odrzucanym nie tylko przez monarchę, ale także jego żonę i samych poddanych. A wszystko z powodu kalekiej ręki, piętna, którym naznaczony jest od chwili narodzin. Książe-wyrzutek jako najmłodszy z braci nie jest brany pod uwagę jako następca tronu. Zresztą sam Yarvi nie pożąda władzy i królewskich zaszczytów. Zamiast tego wybiera drogę Ministra, swoistego doradcy i filozofa. Los jednak lubi śmiać się z tych, którzy planują swoje życie. Tuż przed egzaminem na Ministra ginie zarówno jego ojciec, jak i brat i Yarvi musi zasiąść na Czarnym Tronie, gdzie kalectwo przynosi mu jeszcze więcej cierpienia. Mimo to przysięga pomścić zmarłych członków rodziny. Wkrótce zostaje zdradzony. Dopiero tutaj zaczyna się najważniejszy etap jego życia. Yarvi musi przetrwać niewolę i przebyć wiele krain oraz zjednać do siebie ludzi, by wrócić do Gettlandu, ponownie objąć władzę i... odebrać życie odpowiedzialnym za jego los i los jego rodziny. Czy uda mu się powrócić do ojczyzny i dopełnić przysięgi?
Jak już wspomniałam historia niewiele ma w sobie z fantasy. Na tego typu gatunkowość składają się jedynie funkcjonujące w opisywanych krainach legendy, mity i podania. „Pół króla" bliżej do fikcyjnej powieści historycznej z elementami tekstu przygodowego. Niezależnie jednak od gatunku Abercrombie stworzył kolejną fabułę z wartko toczącą się akcją, solidną dawką intrygi, wyraźnie nakreślonymi postaciami i tym czymś, co sprawia, że zaniedbuje się wszystkie możliwe do zaniedbania obowiązki, byle dalej czytać.
Haczyk połyka się w zasadzie od pierwszej strony powieści. Postać Yarvi'ego, pomimo że początkowo nieco nazbyt wrażliwa na swoim punkcie (nie sposób się zresztą tej wrażliwości dziwić), to bohater, z którym nietrudno się zżyć. Jego początkowe rozterki w pewien metaforyczny sposób zdają się być rozterkami każdego młodego człowieka, na którego nagle spada świadomość konieczności przyjęcia na siebie prawdziwej odpowiedzialności i pożegnania jednocześnie własnych planów. Później czytelnik ma szansę śledzić jego rozwój i przemianę, psychologiczne dorastanie. Na początku fabularnej drogi Yarvi to tak naprawdę przerażone dziecko, podczas, gdy w części finalnej to już dojrzały i doświadczony mężczyzna. Ogromne przemiany zachodzą także w towarzyszących mu postaciach oraz w ich wzajemnych relacjach.
Trudno byłoby odpędzić od siebie wrażenie, że autor czerpie z dorobku wspomnianego już George'a R. R. Martina. Konstrukcja świata, sam pomysł na fabułę i intrygi oraz kierunek zróżnicowania bohaterów, ma na sobie wyraźne znamię fascynacji powieściami z typu „Gry o tron". Nie jest to jednak coś, co przeszkadza. Co więcej – ci, którzy mają już za sobą lekturę wszystkich pozycji Martina, mogą poczuć ducha jego talentu w „Połowie króla". Różnorodne warstwy społeczne, walki i krew, nienachalne wątki romantyczne (w zasadzie półromantyczne) – to wszystko odnaleźć można w „Połowie króla".
Sam tekst napisany jest lekko. Tak lekko, że aż dziw bierze, gdy pod palcami, niczym w magiczny sposób (może to kolejne znamię gatunku fantasy i przeniesienie jego wyznaczników do świata realnego?), nie zostaje już do przeczytania ani jedna strona. Językową trudność mogą jednak sprawić niektóre z imion bohaterów, chociaż większość z nich nie jest nawet w połowie tak skomplikowana, jak bywa w niektórych powieściach fantastycznych. Abercrombie postawił w „Połowie króla" na język dość surowy. Brakuje tutaj kwiecistych opisów, zdarza się, że fabuła mknie nagle do przodu i w ciągu mrugnięcia powieki bohaterowie mają już za sobą znaczną część planowanej trasy – innymi słowy, Abercrombie nie stara się oddać tempa akcji w „tempie języka". Zdecydowanie stawia raczej na płynność lektury i wartkość akcji, niż odwzorowanie faktycznej szybkości przeprawy. Z pewnością uraduje to wszystkich tych, którzy chwalą sobie bardziej celne i krótkie metafory, niż kwieciste opisy i dokładne kreowanie światów (jakkolwiek świat Abercrombiego jest logiczny, dopracowany i wystarczająco bogaty w szczegóły).
„Pół króla" to powieść, którą pochłania się w zasadzie w jeden wieczór. W dodatku posiadająca na tyle skomplikowaną i bogatą w zwroty akcji warstwę fabularną, że trudno opowiadać o niej bez zdradzania szczegółów. Każda strona, to nowa zagadka; każdy rozdział, to nowe zaskoczenie. Wielkim szokiem jest także z pewnością zakończenie (pierwsze z dwóch, bo moim zdaniem powieść ma dwa finały), które stawia pod znakiem zapytania poczynania głównego bohatera, a czytelnika zmusza do szerokiego rozwarcia oczu ze zdumienia. Z niecierpliwością czekać będę na kolejny tom z tej serii.
Premiera: "Nocna plaga" Graham Masterton
11 marca trafi do księgarń nowe wydanie "Nocnej plagi" Grahama Mastertona. To kolejna powieść tego autora wydana w nowej szacie graficznej przez Dom Wydawniczy Rebis. Pięcioro Wojowników Nocy, podobnie jak ich przodkowie kilkaset lat wcześniej, musi zmierzyć się z wcielonym złem – Isabel Gowdie, przebudzoną służebnicą szatana. Potężna wiedźma, korzystając z usług Nosicieli, rozprzestrzenia złowieszczą Nocną Plagę, która zagrozi wkrótce wszystkim ludziom.
Niebezpieczne kobiety
Powieści i opowiadania niemal każdego gatunku pełne są postaci walecznych, odważnych, nierzadko cynicznych i przebiegłych bohaterów ratujących świat, bądź jedynie własną skórę, ale generalnie wzbudzających o ile nie podziw, to zasłużoną sympatię. Kobiety to najczęściej stojące w ich cieniu matki, córki, żony, kochanki, pełniące funkcję dekoracyjną bądź potencjalnej ofiary, którą trzeba będzie ratować. Jest to oczywiście uogólnienie, bowiem silne i niezależne kobiety także pojawiają się to tu, to tam, nie jest to jednak zjawisko powszechne.
Świeżo wydany zbiór opowiadań „Niebezpieczne kobiety", wybranych i zredagowanych przez George'a R.R. Martina oraz Gardnera Dozois, to swoisty literacki hołd złożony tym, które niebezpiecznie byłoby określać mianem słabej płci. Można tu znaleźć dwadzieścia jeden tekstów, autorstwa pisarzy tworzących różne gatunki, od fantasy i science fiction poprzez kryminały aż po powieści historyczne. Stąd też antologia, której motyw przewodni odzwierciedla jej tytuł, zaskakuje różnorodnością zawartych w niej tekstów.
Autorzy podeszli do tematu w bardzo twórczy sposób, w odmienny sposób interpretując to, kim jest prawdziwie niebezpieczna kobieta. W niektórych opowiadaniach główna bohaterka jest jednocześnie narratorką, w innych tytułowa femme fatale pojawia się gdzieś w tle, widziana oczami mężczyzny, na którego życie wpłynęła. Są wśród nich morderczynie, psychopatki i uwodzicielki, ale przede wszystkim twarde kobiety, które wzięły własne życie w swoje ręce i bez skrupułów dążą do tego, by osiągnąć swój cel.
Przy tak dużej liczbie opowiadań omawianie każdego z nich mija się z celem, dlatego w kilku słowach chciałabym skupić się na niektórych z nich.
Dwa teksty nawiązują do znanych cykli fantasy i science fiction. Kłamstwa, które powiedziała mi matka Caroline Spector to powrót do uniwersum Dzikich Kart, w którym na skutek inwazji pewnego wirusa niektórzy ludzie zyskali niezwykłe zdolności. Z kolei Bombowe laski Jima Butchera dotyczą jednej ze spraw prowadzonych przez Molly, współpracowniczkę i uczennicę Harry'ego Dresdena.
Druga arabeska, bardzo powoli Nancy Kress oraz Ogłaszając wyrok, S.M. Stirling przenoszą czytelnika do dwóch zupełnych różnych światów, które łączy jedno – są to postapokaliptyczne wizje, w których ludzkość próbuje za wszelką cenę przetrwać. Obydwa poruszają, przy czym pierwsze z nich ma znacznie bardziej gorzki i przygnębiający wydźwięk.
Świetnym opowiadaniem okazały się Cienie dla Ciszy w lasach Piekła Brandona Sandersona, łączące w sobie elementy mrocznej baśni i fantasy. Jest to historia kobiety, której przyszło żyć i wychowywać dzieci w ostępach dziczy opanowanej przez Cienie, wysysające życie z każdego, kto choćby delikatnie naruszy kruche warunki współistnienia.
Na pograniczu lekko onirycznej opowieści grozy plasują się Sąsiedzi Megan Lindholm – historia starszej kobiety, która pozornie traci zmysły, dostrzegając w nocnej mgle nowy, nieznany, ale mroczny świat.
Warto jednak wspomnieć, że nie wszystkie teksty zawierają elementy fantastyczne lub nadnaturalne. Moje serce też jest złamane Megan Abbot to krótka, ale niepokojąca opowieść o małżeństwie, którego malutka córeczka została uprowadzona. Przynajmniej tak twierdzi jej matka...
W zbiorze znajdują się także dwa opowiadania historyczne – Pieśń Nory Cecelii Holland, opowiedziana z perspektywy córki Eleonory Akwitańskiej i Henryka II, oraz Królowa na wygnaniu Sharon Kay Penman, czyli historia żyjącej w XI wieku Konstancji Sycylijskiej.
Zwieńczeniem książki jest licząca sto stron mini-powieść Księżniczka i królowa, przedstawiająca historię wojny domowej toczonej w Westeros dwieście lat przed wydarzeniami znanymi z „Gry o tron". Jest to wisienka na torcie dla wszystkich fanów cyklu „Pieśń Lodu i Ognia", ukazująca brutalną walkę między Targaryenami, dotąd będącymi raczej papierowymi postaciami znanymi z opowieści i legend. Jednak mam wrażenie, że osobom nie znającym realiów stworzonego przez Martina świata może być trudno wczuć się w tekst i w pełni go zrozumieć.
Antologie opowiadań różnych autorów zwykle są dosyć nierówne, zwłaszcza jeśli zawierają tak wiele tekstów, jak w przypadku „Niebezpiecznych kobiet". Dlatego jestem bardzo pozytywnie zaskoczona niniejszym zbiorem – zaledwie sześć na dwadzieścia jeden opowiadań jest w moim odczuciu słabszych, a jedynie Imię bestii Sama Stykesa na tle pozostałych wypada kiepsko. Chociaż trudno oceniać literaturę, mierząc jej wartość liczbami, w tym przypadku mówią one same za siebie.
Podsumowując, lektura „Niebezpiecznych kobiet" przypominała ich bohaterki, okazała się intrygująca i nieprzewidywalna, dostarczająca całej gamy emocji i reakcji – od ronienia łezki ze wzruszenia, poprzez smutek i poczucie bezsilności aż po radosne rechotanie. Część zawartych w zbiorze tekstów z powodzeniem może być uznana za mikropowieści, dlatego gorąco polecam go również osobom zwykle unikającym opowiadań.
Katarzyna Chojecka-Jędrasiak
Premiera: "Tengu" Graham Masterton
10 lutego nakładem Domu Wydawniczego Rebis ukaże się wznowienie powieści grozy Grahama Mastertona "Tengu". Jest to pełna napięcia opowieść o demonicznej zemście nuklearnej. W potwornie zniekształconym ciele Kappy kryje się straszliwa śmiercionośna moc, która sprawia, że na Kalifornię spadają najokrutniejsze japońskie demony. Bedzie to pierwszy krok w kierunku całkowitego zniszczenia Ameryki.
Assassin`s Creed Unity. Oficjalny album
„Assassin's Creed" to popularna seria gier opowiadająca o konflikcie pomiędzy bractwem skrytobójców, a zakonem Templariuszy. Jej twórcy zabierają nas w podróż przez historię, za każdym razem przedstawiając intrygującą, fantastyczną fabułę.
Pod koniec 2014 roku na polskim rynku, nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka, ukazał się oficjalny album „Assassin's Creed Unity", który stał się prawdziwą gratką dla miłośników serii. W głównej mierze przedstawia ilustracje i grafiki z tworzenia gry oraz proces w którym powstawały. Kreowanie postaci oraz świata przedstawionego zostało w książce wysunięte na pierwszy plan. Dodatkowo album zawiera wiele ciekawostek dotyczących tworzenia gry.
Wydanie jest niezwykle porządne i warte swojej wysokiej ceny. Kredowy papier, twarda oprawa z obwolutą, format A4. Niektóre ilustracje rozmieszczone zostały dwustronnie, także razem tworzą format A2. Pod względem graficznym w albumie niczego nie zabraknie, ale rysunki to nie wszystko. Otoczone zostały interesującą treścią, dzięki której poznać można między innymi kilka historycznych ciekawostek.
Wypowiedzi twórców przetłumaczone na język polski nie będą brzmiały obco dla graczy, choć osoba nie znająca tematu niewiele z nich zrozumie. Z albumu dowiemy się jakie trudności stanęły na drodze tworzenia gry oraz poznamy sam niezwykle skomplikowany i bardzo szczegółowy proces. Na przykład twórcy gry duży wysiłek włożyli w to by jak najdokładniej ukazać desperację mieszkańców Paryża w celu przedstawienia podłoża historycznej rewolucji.
Jestem pod ogromnym wrażeniem składu całego wydania. Na prawie 200 stronach zostały szczegółowo przedstawione nie tylko proces tworzenia samej gry, ale także jej podłoże fabularne i historyczne oraz ciekawie uzasadniona argumentacja wydarzeń. Interpretacja tego co działo się w renesansowej Francji z pewnością jest intrygująca i bardzo dobrze przedstawiona. Oczywiście nie można pominąć również grafiki albumu, która jest jego integralną częścią i została w doskonały sposób przedstawiona.
Jestem zdania, że zdecydowanie więcej niepochlebnych rzeczy można powiedzieć o pojawiających się w grze błędach niż o wydaniu oficjalnego albumu. Ono udało się bez zarzutu. Dla miłośników uniwersum to prawdziwy smakołyk, który z pewnością wiele osób będzie chciało mieć u siebie na półce. Wystarczy wziąć album do ręki i przejrzeć kilka stron by przekonać się, że to naprawdę rewelacyjne wydanie.
Wystawa budowli z Klocków Lego wciąż trwa!
Największa w Polsce Wystawa Budowli z Klocków LEGO tym razem zaskoczy makietą 11-metrowego Titanica, zbudowanego z ponad 500 000 klocków LEGO. To będzie gratka nie tyko dla dzieci, ale także dla dorosłych. Od 13 grudnia do 15 lutego na Stadionie Narodowym w Warszawie można oglądać wyjątkową Wystawę Budowli z Klocków Lego.
