listopad 23, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Forma

czwartek, 29 kwiecień 2021 23:06

Cyberpunk Girls. Opowiadania

Na fali popularności gry Cyberpunk 2077, która tej popularności niestety nie utrzymała, wzrosło ogólne zainteresowanie cyberpunkiem. Zapowiedziano kilka publikacji, w tym właśnie „Cyberpunk Girls”, czyli zbiór opowiadań polskich autorek, w klimacie cyberpunk. Swoje opowiadania na rzecz zbioru stworzyły: Krystyna Chodorowska, Magdalena Kucenty, Gabriela Panika, Martyna Raduchowska, Jagna Rolska oraz Agata Suchocka.

Po „Cyberpunk Girls” sięgnęłam z ogromnym zaciekawieniem. Przyznam, że nie do końca wierzyłam w sukces tego zbioru i nastawiałam się na dość przeciętną rozrywkę. Miałam jednak ochotę na cyberpunkowe klimaty. Poza tym polskie autorki fantastyczne już nie raz miło mnie zaskoczyły. Tak więc z otwartym umysłem, w którym zaszczepiona była niepewność, sięgnęłam po tę lekturę.

I przyznać muszę, że się mile zaskoczyłam. Zbiór ten nie wywraca literatury w klimacie cyberpunk do góry nogami. Nie jest ani niezwykle odkrywczy, ani nie wprowadza, nie wiadomo jakiego powiewu świeżości. Niemniej, spędziłam bardzo miłe chwile z opowiadaniami, dobrze się przy nich bawiąc.

To, co spodobało mi się najbardziej to tak różne podejście autorek do tego klimatu. Poznajemy Keirę, która pokazuje nam świat w dobie koronawirusa i to, jak się ukształtował. Tyana jest kurierką, która przekazuje nielegalne informacje, będąc także ich nośnikiem. Rubble prezentuje świat podziemnych gangów i wyścigów motocyklowych. Walczy o przejście do historii i zostanie legendą w Dobówce.

Cały zbiór jest względnie równy. Są oczywiście lepsze i gorsze opowiadania. Te o Keirze i Tyanie wciągnęły mnie najbardziej. Jednakże poziom całości jest do siebie zbliżony a odchyły w tym, które opowiadania były lepsze, a które gorsze, są niewielkie. Opowiadania związane z koronawirusem dość mocno przyciągnęły mnie do siebie i utrzymywały uwagę na fabule, choć zdaję sobie sprawę, że przesyt pandemią i lockdownami może zniechęcić część czytelników do tych właśnie opowiadań.

Dlaczego więc oceniam zbiór na 3? Ano dlatego, że tak jak czyta się je szybko, tak szybko ulatują z naszej pamięci. Zaraz po przeczytaniu miałam wrażenie, że już mi co nieco pouciekało. Z biegiem czasu pamiętam z opowiadań coraz mniej. Mam więc wrażenie, że za kilka lat zapomnę kompletnie, że w ogóle po taki zbiór sięgnęłam.

Dlatego więc trzy jest oceną adekwatną. Książka zapewniła mi rozrywkę w momencie, w którym miała ją zapewnić. Przyniosła chwile wytchnienia i mile spędzonego czasu. Mimo wszystko nie sądzę, żeby historie te zostały ze mną na dłużej i to jest największy mankament tych historii. Bardzo szybko uciekają i się o nich nie pamięta. Porównując książkę do „Warcross”, który traktuję jako lekturę skierowaną do podobnej grupy docelowej, „Cyberpunk Girls” jeszcze do niej daleko. „Warcross”, choć czytane zaraz po premierze, nadal gdzieś tam we mnie siedzi i od czasu do czasu o sobie przypomina. „Cyberpunk Girls” z każdym kolejnym dniem ulatuje coraz bardziej. Niemniej, zainteresowanym tą lekturą, nienastawiającym się na ambitne, złożone historie, bardzo serdecznie ją polecam.

Dział: Książki
wtorek, 27 kwiecień 2021 18:56

Ubongo trigo travel

Kiedy jedno pole to za mało, spróbujcie zakryć jednocześnie dwa. „Ubongo trigo” nadal ma proste zasady, ale zabawy jest chyba jeszcze więcej.

„Ubongo trigo” w wersji travel jest na tyle kompaktowe, że można go ze sobą zabrać w podróż. Co prawda, jakby jeszcze zlikwidować wytłoczki z pudełka, byłoby jeszcze mniejsze, nie tracąc przy tym na wielkości elementów, ale już taki wymiar dużo daje. Kafelki do układania też są małe, dzięki czemu z małymi graczami poćwiczymy przy okazji motorykę małą, ale nie na tyle małe, by było to problemem przy dużych palcach. Estetycznie wykonane, z twardego kartonu, przetrwają niejedną rozgrywkę. Karty, na których mamy zadania są, co prawda cieńsze, ale nie bardzo i też nie boję się o ich trwałość.

Twórca, Grzegorz Rejchtman, przeznacza swoją grę dla dzieci powyżej 7 lat, ale ja jestem przekonana, że młodsze dzieciaki też się w rozgrywce odnajdą. Może z dłuższym czasem na ułożenie albo w wersji z samodzielnym układaniem jak największej ilości plansz w określonym czasie, ale na pewno sobie poradzą. Gra świetnie ćwiczy koncentrację, umiejętności manualne i manipulacyjne oraz rozwija wyobraźnię przestrzenną. Co ważne, ma dwa poziomy trudności. Młodsi lub mniej wprawni gracze mogą układać figury z dwóch kafelków, na starszych czeka wyzwanie z trzema kafelkami na jedno pole. My trochę zmodyfikowaliśmy zasady i jeśli gramy z dziećmi to one układają prostą wersję, a my tę trudniejszą.

W grze brakuje timera, jakiegoś wyznacznika czasu, który liczyłby za gracza czas po tym, jak ktoś krzyknie „Ubongo”. Owszem, w instrukcji jest napisane, że ten gracz liczy do określonej wcześnie liczby, ale… O ile dorośli liczą uczciwie, to dzieciaki lecą w tym liczeniu tak szybko, że nie ma szans na równą rozgrywkę. Jakaś klepsydra, czy inny licznik powstrzymałby tę nierówną walkę, o ile komuś przeszkadza. Można też użyć zwykłego stopera z komórki. Ja postawiłam klepsydrę, bo 30 sekund mojej córki za nic nie równa się moim i przy wersji z układaniem przeze mnie trudniejszej strony, po prostu nagminnie przegrywam.

Bardzo pomocne są wskazówki. Jak już kompletnie nie wiadomo, jak ułożyć kafelki, by się zgadzało, można tam zerknąć. Jednak spokojnie, nie przerażajcie się, rozwiązanie nie jest podane na tacy, nadal trzeba pomyśleć. Autor wskazuje tylko, które kafelki muszą się znaleźć z prawej strony. To nadal wymusza kombinowanie i szukanie rozwiązania.

Nam „Ubongo trigo” bardzo przypadło do gustu. Przede wszystkim dlatego, że ma tryb jednoosobowy, co szalenie spodobało się synowi, który w rozgrywce przeciw komuś nie czuje się najlepiej, ale ćwiczy sam z sobą. Myślę, że niedługo pokona nas wszystkich. Przekonuje nas też, a nasze półki szczególnie, mały format gry. Nie traci nic na wartości edukacyjnej i rozrywkowej, a zajmuje zdecydowanie mniej miejsca. Dla fanów gier jest to rozwiązanie najlepsze z możliwych.

Dział: Gry bez prądu
piątek, 23 kwiecień 2021 20:53

Folwark zwierzęcy

„Folwark zwierzęcy” jest jednym z najsłynniejszych dzieł literatury światowej. Wielkie idee głoszące równouprawnienie i wolność przemieniają się z upływem czasu w kolejną niewolę, gdy idealistyczna wyspa przemienia się w klasy społeczne – George Orwell stworzył arcydzieło, które za pomocą historii zwierząt walczących o lepszy świat, zmieniający się rządy totalitarne, najsprytniejszych towarzyszy folwarku, świń, nawiązuje do lat 30. XX wieku, a dokładniej rosnącej potęgi ZSRR. Przyjrzyjmy się bliżej fabule.

W Folwarku Dworskim po wygłoszonej przez starego Nestora wizji odzyskania wolności przez uciskane zwierzęta, po kilku miesiącach wybucha rewolucja mająca na celu pozbycie się zarządcy majątku Jonesa, pijaka szczędzącego jedzenia i zmuszającego do wysiłku ponad siły.

Zwierzętom udaje się przejąć tereny i uwolnić spod władzy okrutnego człowieka. Zasady mają być proste: nie zapominać, kto jest wrogiem, ufać tylko czworonożnych i mającym skrzydła, nie nosić ludzkich ubrań, nie spać w łóżku, nie pić alkoholu, nie zabijać towarzyszy a przede wszystkim pamiętać o to, że każde zwierzę jest sobie równe. Niestety z czasem wielkie idee, mające na celu sprawiedliwość społeczną oraz życie w słodkiej Iliadzie, tracą na znaczeniu.

Świnie zarządzają folwarkiem, a co za tym idzie, przypisują sobie nowe korzyści. Powoli granica pomiędzy nimi a resztą zwierząt się zaciera. Napoleon i Kulka będący największymi rywalami, spierają się o najdrobniejszy szczegół. Pracy przybywa, pojawiają się problemy z prowadzeniem gospodarstwa, ludzi planują odwet.

W końcu Napoleon przejmuje władzę, za pomocą wychowanej pod swoje dyktando zgrai psów. Na folwarku panuje dezinformacja, propaganda zyskuje na sile, dawne przykazania zostają zmodyfikowane, a świnie przejmują wszelką władzę. Piękna wizja równości zmienia się w kolejną gehennę, a strach przed powrotem Jonesa skutecznie paraliżuje przed buntem.

Powstanie przeciwko rządom oprawcy przemienia się w rządy totalitarne świń, które pod przykrywką dbania o swoich towarzyszy, upodabniają się do człowieka…

Tło historyczne odgrywa ważną rolę w zrozumieniu wielkiej klęski pierwotnych wizji, gdzie sprawiedliwość i walka o równość pod wpływem nieograniczonej władzy przemienia się w rządy totalitarne. Autor w formie satyry przedstawił wybuch rewolucji październikowej w 1917 roku, utożsamiając ją z powstańczą walką i odbiciem folwarku dworskiego przez zwierzęta, zawiązanie się ZSRR, poprzez ukazanie zarządzania wygranym terenem przez jego czworonożnych mieszkańców i kształtowanie się wyższej klasy – świń, które ze względu na swoją inteligencję powoli wchodził na szczyt hierarchii, a także totalitarnych rządów Stalina, którego George Orwell ukrył w postaci knura Napoleona, który poprzez swoją wyszkoloną watahę młodych psów po pewnym czasie pozbył się największego rywala Kulki i stał się najważniejszym towarzyszem. W trakcie trwania powieści przedstawiony zostaje świat wolnych zwierząt, których oprawcą w ostatecznym rozrachunku stał się jeden z nich.

„Folwark zwierzęcy” to lektura ponadczasowa, zawiera uniwersalne prawdy o świecie, które mimo upływu czasu ciągle są aktualne. Problem władzy i jej druzgocącego wpływu na jednostkę, przedstawiony jest przez autora na podstawie świń, a w szczególności przewodzącego nimi Napoleona, który mimo początkowych ideałów o wolności, oddaje kontrolę panowaniu i benefitami płynącymi za zajmowaniem najważniejszej pozycji. W książce ukazany jest upadek wielkich ideałów oraz przypisania całkowitego władania jednej klasie społecznej.

George Orwell jest niezrównanym pisarzem, którego utwory zaskakują i skłaniają do refleksji na temat otaczającego świata, politycznych zagrywek i potędze władzy, która uzależnia. Historia folwarku zarządzającego przez zwierzęta, a także ukrytymi pod warstwą opowieści dziejami Rosji, po dziś dzień, stoi na liście największych dzieł literatury światowej. Uważam, że jest jedną z tych pozycji, którą każdy powinien przeczytać chociaż raz w życiu. Niesie za sobą przesłanie, które może pozwolić spojrzeć na problem władzy w nieoczywisty sposób. „Folwark zwierzęcy” to niespełna 140 stronicowa satyra, którą czyta się błyskawicznie. Warto przy okazji jej czytania zerknąć na historię Rosji w XX wieku i zrozumieć jej symbolikę. Polecam!

Dział: Książki

Jubileuszowe wydanie kultowej książki Douglasa Adamsa, dla uczczenia 42. rocznicy pierwszej publikacji fenomenalnie zilustrowane przez wielokrotnie nagradzanego rysownika i autora książek dla dzieci, Chrisa Riddella.

Dział: Patronaty
wtorek, 20 kwiecień 2021 14:59

Focon już w ten weekend!

Czy jest na sali ktoś kto jeszcze nie wie, że Focon, czyli Fantasy Online Convention odbędzie się już w ten weekend, czyli 24 i 25 kwietnia?

Dział: Konwenty
wtorek, 13 kwiecień 2021 16:20

Gwiezdna ofensywa komiksowa 2021

Wiosną 2021 roku rozpocznie się gwiezdna ofensywa wydawnictwa Egmont Polska na rynku komiksowym. W kwietniu i maju, zaledwie kilka miesięcy po premierze w USA, na rynek trafią pierwsze tomy trzech nowych serii osadzonych w uniwersum Gwiezdnych wojen: Star Wars, Darth Vader oraz Łowcy nagród.

Dział: Komiksy

Night City to potężne megamiasto i jeden z głównych bohaterów gry „Cyberpunk 2077”. W swojej ponad osiemdziesięcioletniej historii doświadczyło wielu wstrząsów: od Czwartej Wojny Korporacyjnej, przez Incydent Nuklearny, aż po Wojnę Unifikacyjną, ale zawsze otrząsało się, zachowując swoją różnorodność. Teraz fani mają okazję odkrywać je również za sprawą serii komiksów. Na 14 kwietnia wydawnictwo Egmont Polska zaplanowało premierę pierwszego tomu cyklu - „Cyberpunk 2077: Trauma Team”.

Dział: Komiksy
poniedziałek, 12 kwiecień 2021 19:50

Znękany

Maurice nigdy nie miał łatwego życia - jako najstarszy z licznego rodzeństwa już od najmłodszych lat pomagał tyranizującemu go ojcu na farmie. Często było mu tak ciężko, że życzył seniorowi wszystkiego, co najgorsze. Nie pomagał również fakt, że od Boga ojciec wolał kogoś innego...
 
Z biegiem czasu Maurice zauważył, że jakaś siła reaguje na jego prośby o pomoc, a ciężka praca na roli przestała być dla niego – przynajmniej fizycznie - tak dużym problemem. Wciąż jednak marzył o ucieczce od ojca tyrana. A gdy wreszcie mu się to udało, to tajemnicze COŚ, czemu ojciec oddawał hołd w ich stodole, postanowiło mu towarzyszyć. Zawsze.
 
Znękany mężczyzna pragnął wreszcie zaznać spokoju. W nowym życiu z trzecią żoną, Nancy, nieustannie dręczyły go niepokojące zjawiska: samoistnie wybuchające pożary, krwawe łzy czy informacje od jego bliskich, że w jednym momencie pojawił się w dwóch różnych miejscach jednocześnie. Po zasięgnięciu rady u miejscowego proboszcza za jedyny ratunek małżeństwo Therliault uznało Ed’a i Lorraine Warrenów. Czy ów znany każdemu duet demonologów poradzi sobie z tym, co od tak wielu lat kryje się w Maurice’u… ?
 
„Znękany” to już kolejna historia o tym, jak Ed wraz ze swoją żoną Lorraine walczą z siłami zła. To świadectwo kolejnej osoby zmagającej się z problemem natury nadnaturalnej, która praktycznie znikąd nie mogła liczyć na pomoc. Dobrze, że ów duet demonologów wciąż trwał na posterunku. Jako fanatyczka tego, co nadnaturalne, musiałam zapoznać się z serią książek o Warrenach. Jednakże o ile pierwszy tom (jeżeli w ogóle mogę tak to określić) pt. „Demonolodzy” był dla mnie niczym gwiazdkowy prezent od losu, do przeczytania w ciągu kilku godzin, o tyle kolejne opowieści już nie budziły we mnie takowego entuzjazmu. Sama nie wiem, czy to kwestia stylu pisania autorów, tłumaczenia czy historii samej w sobie. Niemniej jednak zazwyczaj sięgam po nowości od Warrenów, żeby być w miarę „na bieżąco”.
 
Najnowsza, zaserwowana nam opowieść o tragedii Maurice’a Theriaulta jest tym bardziej przerażająca, że stworzona na faktach. Autorzy skrupulatnie przybliżają nam wszystkie wydarzenia, rozpoczynając tę historię od złego dzieciństwa mężczyzny, dzień w dzień nękanego przez własnego ojca. Zresztą mam wrażenie, że tragiczne wydarzenia wręcz ubóstwiały tego bohatera. Ściągał na siebie wszelkiego rodzaju problemy i co najciekawsze - zupełnie nieumyślnie. To tak, jakby Pech zwęszył go z daleka i chciał zostać jego wiernym kompanem na zawsze. Choć Maurice był wierzący, to stał się idealnym celem dla nieczystych sił, a kilka niesprzyjających okoliczności z jego życia sprawiło, iż drzwi do jego duszy stały otworem. Nawet jeżeli sam zainteresowany zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy.
 
Jeżeli oczekujecie mrożących krew w żyłach historii rodem z kinowego horroru, to jesteście w błędzie. „Znękany” należy do literatury faktu, więc cała historia przedstawiona jest w formie typowej dla gatunku. Nie ma tu miejsca na zbytnią emocjonalność, w większości stykamy się z suchymi, acz konkretnymi informacjami. Kolejna już książka z tego właściwie dość poczytnego cyklu moim zdaniem niewiele się różni od swoich poprzedniczek - jak już wspomniałam, informacje przedstawione są tu bez owijania w bawełnę, choć po każdej lekturze czuję niedosyt. Może mam za słabą wyobraźnię i ciężko mi zobrazować sobie tragedię, jaka dotknęła Maurice’a, ale wydarzenia toczące się w jego domu są straszne głównie przez wzgląd na to, iż doszło do nich naprawdę. Dlatego też traktuję ową książkę jako zbiór informacji o działaniu demonologów, nie zaś horror mający przyprawić mnie o szybsze bicie serca.
 
Dla tych, którzy są na bieżąco z kolejnymi książkami Warrenów, ta pozycja to typowy must read. A jeśli czytujecie ich książki tylko czas od czasu, to myślę, że spokojnie się obejdziecie.
Dział: Książki
czwartek, 08 kwiecień 2021 01:26

Na ostrzu noża

„Szum to nieprzefiltrowany człowiek, a bez filtra człowiek to tylko ruchomy chaos”.

Powieść dalekiej drogi, nieustannej pogoni i ucieczki, wszystkie chwyty dozwolone, mnogość różnorodnych przygód. Wiele się dzieje, efektowne wydarzenia śmiałym krokiem dynamicznie napędzają fabułę. Zachwycam się atrakcyjnie skomponowanym klimatem, łączącym wiele elementów, każdy przyjemnie drażni wyobraźnię. Przede wszystkim przyciągająca atmosfera tajemniczości, czegoś wymykającego się pełnemu poznaniu przez zmysły, nieustannie obecnego, a jednak niemożliwego do pochwycenia. Szum nieprzerwanych myśli, obrazów i dźwięków, nakładających się na siebie i uaktywniających bodźce poznania. Sygnały odbierane ze środowiska zewnętrznego, z głów innych ludzi, intensyfikują te, które wybrzmiewają w wewnętrznej przestrzeni osoby.

Patrick Ness podejmuje próbę ukazania, jak może wyglądać przyszłość człowieka, kiedy technologia czytania myśli i emocji wkracza w każdy aspekt życia. Na razie dzieje się to na łamach fikcji literackiej, ale czyż nie jesteśmy kilka kroków przed wszczepianiem implantów pozwalających na bezpośrednie poznanie formułowanych przez kogoś spostrzeżeń? Czy to, co chcemy ukryć przed innymi w naszych głowach, nie będzie miało barier do przenikania między świadomością jednej i drugiej osoby? Czy chcielibyśmy żyć w takim świecie? Czy dalibyśmy radę? Przyznam, że szalenie odpowiada mi rozpatrywanie futurystycznej wersji tego, co może nas czekać, kiedy głęboko odsłonimy się przed innymi i sami będziemy w stanie czytać w innych, jak w otwartych księgach. Co więcej, obrazowo jest spojrzeć na to od stron przyzwolenia i przymusu, tego, że nie wszystko da się cofnąć, nie wszystkiemu zapobiec, nie zawsze wyzwolić od narzuconych oczekiwań, a po upadku znaleźć siły na powstanie.

Drugim ciekawym zagadnieniem do rozważań jest kolonizowanie obcej planety, bo własna została zniszczona, wypełniona przemocą, drastycznie przeludniona, nie nadaje się do prowadzenia normalnego życia. Autor rewelacyjnie naprowadza czytelnika ku ścieżce powielania błędów ludzkości, kopiowania wzorców cywilizacyjnych zachowań, w tym ślepego fanatyzmu religijnego, nieokiełznanego pragnienia władzy, rozwiązywania konfliktów na drodze drastycznych rozwiązań. Zajmująco przyglądamy się męskiemu modelowi życia, w którym brakuje kobiecych pierwiastków, i zastanawiamy się, jak wpływa to na społeczne relacje, organizację funkcjonowania zamkniętej grupy, historię osobistych doświadczeń. Pisarz porusza sporo interesujących aspektów, ale nie nadaje im cech głównych i bocznych strumieni, płyną niejako przy okazji wypełniania się osobliwej misji głównych bohaterów, zaś czytelnik sam decyduje, w jakim stopniu się w nie zaangażuje. Lubię, kiedy w literaturze dla młodzieży odważnie naświetla się niełatwe i ambitne tematy z punktu widzenia nastolatków, dając im materiał do interpretacji i przemyśleń.

Podoba mi się podejście do kluczowych postaci, prezentują szeroką gamę szarości między bielą i czernią. Walczą nie tylko z wyjątkowo wrogimi przeciwnikami, ale też z własną tożsamością, wciąż niezdefiniowaną. Chętnie podążamy świadectwami przygód, sympatyzujemy z Toddem i Violą, coraz lepiej rozumiemy uwarunkowania ich przeszłości i determinanty teraźniejszości. Postaci konfrontują się z niełatwą prawdą, bolesnymi wspomnieniami, redefiniują wpojone zasady i wartości, a zatem zmieniają się, dojrzewają, formułują poczucie odrębności. Zastrzeżenia mam do zbyt potocznego języka, ale tylko w dialogach. Nie przekonuje mnie taka forma podkreślania braku wykształcenia bohatera, tym bardziej że ze środowiska dorosłych tego nie wynosi. Podejrzewam, że miało to zbliżyć Todda do młodych czytelników, uczynić go bardziej współczesnym, jednak i bez tego zabiegu powieść by się obroniła. „Czas płynie, nawet gdy tego nie śledzisz”, właśnie w takim duchu upływa spotkanie z książką, zanim się orientuję - docieram do końca, na szczęście zakończenie całkowicie zawiesza intrygę, tak jak lubię, skłania do sięgnięcia po kolejny tom.

Dział: Książki
sobota, 03 kwiecień 2021 12:56

Terror

Telefony w bardzo wczesnych godzinach porannych nigdy nie wróżą niczego dobrego - inspektor Adam Knap wie o tym doskonale. Tym razem powodem, dla którego ktoś wyciągnął go z łóżka była informacja o nagraniu głosowym, którego nadawca grozi zamachem terrorystycznym, jeżeli do określonej godziny nie zostaną wypuszczeni trzej wskazani przez niego muzułmanie. Adam Knap ma nie lada zagwozdkę; rusza na poszukiwania zamachowca, choć nie ma o nim żadnych, choćby najmniejszych informacji. Chce jednak ocalić życie jak największej ilości ludzi. Nieoczekiwanie w dorwaniu sprawcy może mu pomóc analityczka dźwięku, Greta Nawrocka. Wraz z grupą policjantów rozpoczynają szalony wyścig z czasem, by odsunąć od społeczeństwa wizję terroru, jakiego Polska nigdy nie doświadczyła...
 
Czytając opis tej książki, miałam sporo wątpliwości. Działalność terrorystyczna nie należy do moich ulubionych tematów w literaturze, zawsze jakoś było mi z nimi nie po drodze. Szczególnie że w większości przypadków zamachowcy nie mają jakiegoś tajemniczego motywu - zazwyczaj kieruje nimi „wiara” i chęć zabicia jak największej liczby „niewiernych". A jednak... pan Czornyj sprawił, że pościg za nieuchwytnym zamachowcem wciągnęła mnie bez reszty. To się nazywa talent!
 
Inspektor Adam Knap wśród swoich współpracowników zwany jest „jezuitą”, a to przez wzgląd na jego głęboką wiarę. Choć ów pseudonim może brzmieć trochę prześmiewczo (i niejednokrotnie taki jest, w zależności od postaci, która go wypowiada), to mężczyzna cieszy się dość sporym szacunkiem wśród kolegów. Nie zmienia to faktu, że nawet on, policjant z dużym procentem wykrywalności, ma problem ze schwytaniem człowieka grożącego śmierciom całej Polsce. A gdy wydaje się, że dzięki doktor Nawrockiej są już tuż, tuż, zaledwie jeden krok od zamachowca... okazuje się to ślepą uliczką.
 
„Terror” to nieustająca zabawa z czytelnikiem. Nie możemy w żadnym razie obstawić, kto stoi za groźbami oraz atakami, dla nas ów zamachowiec jest zupełnie bezcielesny, jednocześnie w środku akcji i poza nią. A skoro nie możemy wskazać nikogo konkretnego, to pozostaje nam uważnie śledzić rozwój wydarzeń. A dzieje się wiele- autor nie odpuszcza nam ani na moment, ciągle coś się dzieje. Mimo że siedziałam podczas lektury w wygodnym fotelu, to wciąż miałam poczucie, że biegam po mieście wraz z Knapem.
 
Nie bez znaczenia jest w tej książce wątek polityczny. Z bliska przyglądamy się „działaniom” głów państwa w owej krytycznej sytuacji, choć rzekłabym, że są oni bardziej skupieni na kryciu własnych czterech liter niż ratowaniu społeczeństwa. Jakoś specjalnie mnie to nie dziwi - czyż bowiem nie mamy tego na co dzień, w świecie rzeczywistym... ?
 
Abstrahując od tematu polityki, chyba po raz pierwszy spotkałam się w literaturze (i to nie religijnej) z tak wierzącym bohaterem, jak inspektor Adam Knap. Nie kryje się z tym, a wręcz jest z niej znany. Zawsze ma przy sobie kieszonkowe Pismo Święte i choć często zdaje się na wolę Boską, to mimo to stara się oszukać przeznaczenie, ratując kolejnych ludzi będących w niebezpieczeństwie. Może połączenie pracy w policji i tak głębokiej wiary wydaje mi się niecodzienne, gdyż zazwyczaj spotykamy bohaterów będących na bakier z religią. Nie mogę nie wspomnieć także o doktor Grecie Nawrockiej - to również bardzo intrygująca kobieta, która znalazła w sobie dość siły, by opuścić męża tyrana. Również wykonywany przez nią zawód oraz jej dbałość o szczegóły ciekawią. Nie spodziewałam się, że ludzki głos może zdradzić aż tyle tajemnic jego właściciela.
 
Jest mi baaaaardzo przykro z powodu zakończenia. Oczywiście podobało mi się, ale... chyba po raz pierwszy (ta książka, jak zauważyłam z perspektywy tej recenzji, jest pełna moich „pierwszych razów”) chciałabym wiedzieć, co dalej z głównymi bohaterami. Czy tak niejasny finał to znak, iż autor rozpoczął właśnie nową serię... ? Miejmy nadzieję!
 
„Terroru” nie trzeba polecać, on poleca się sam. Takiej historii na pewno się nie spodziewacie!
Dział: Książki