czerwiec 13, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Fantasy

piątek, 07 październik 2016 18:09

Zgnilizna

„Zgnilizna” to druga część serii Krucze Pierścienie autortwa Siri Pettersen. Czy jest równie dobra jak pierwsza?

Krucze Pierścienie to seria przygód Hirki – kilkunastoletniej dziewczyny, której odmienność i tajemnicze pochodzenie jest katalizatorem rewolucyjnych zmian w jej świecie. Po wielu przejściach, trafia ona w „Zgniliźnie” do obcego, umierającego świata. Bez jakiejkolwiek wiedzy o nim, bez map, pieniędzy, przyjaciół musi nauczyć się w nim nie tylko żyć, ale przetrwać, walcząc jednocześnie z tęsknotą do ukochanego Rimiego i świata, w którym się wychowała. Jedyne co ją łączy z poprzednim życiem to 3 krwawe kamienie, nie mające jakiejkolwiek wartości w nowym świecie, notatnik oraz kruk Kuro. I to właśnie ten ostatni staje się przyczyną zrujnowania jej w miarę stabilnego życia u księdza Brody’ego. Hirka powoli odkrywa kim jest, o co toczy się walka między światami i zdaje sobie sprawę, że jej odejście z Ym wywołało skutek inny od zamierzonego. Teraz, zupełnie zagubiona, będąca nadal dla innych dziwadłem i odmieńcem, zostawiając za sobą tylko śmierć i zniszczenie staje się pionkiem w grze o przetrwanie nie tylko swojego świata, ale także wielu innych.

Pierwsza część serii – „Dziecko Odyna”, wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Z jedej strony fascynująca historia, z drugiej – kiepska językowo książka. Dlatego z niemałą ciekawością i nadzieją sięgnęłam po drugą część. Przyznaję, że zostałam bardzo mile zaskoczona. Pani Pettersen wysłuchała moich próśb i wzięła lekcje pisania. Książkę czyta się bardzo lekko i przyjemnie. Opisy nie są nudne i nie dłużą się, słownictwo jest zrozumiałe i przyjemne, a styl pisania Pani Siri nienachalny i fantazyjny. Muszę zauważyć, że widać ogromną różnicę w jakości pisania i jest to dobra zmiana. Nawet krótkie, urywane zdania i kiepskiej jakości porównania, które w pierwszej części bardzo mnie drażniły, teraz jakby nabrały lekkości, jest ich mniej i są dużo lepiej wplecione w narrację.

Nowe postaci pojawiające się w książce są równie charakterystyczne, jak te z pierwszej części. Wzbudzają wiele emocji, są prawdziwe i naturalne co sprawia, że nie trudno nam uwierzyć w ich istnienie. Fabuła za to bardzo zaskakuje. Przyznaję, że wielokrotnie otwierałam szeroko usta ze zdziwienia. Nie raz musiałam przerwać na chwilę czytanie, aby móc przyswoić sobie nowe elementy historii. Raz nawet zmuszona byłam odłożyć książkę ze zdenerwowania, gdyż ciężko mi było zaakceptować to, co Pani Pettersen w niej przedstawiła. Świat, do którego trafia Hirka był mi bliski, jednak spojrzałam na niego z zupełnie innej perspektywy. Wydało mi się dziwne, że wcześniej nie potrafiłam dostrzec pewnych, jakże oczywistych po lekturze „Zgnilizny”, rzeczy i faktów. Prawdziwość przedstawionego świata i postaci sprawia, że cała ta historia zaczyna nam się wydawać prawdopodobna, zaczynamy zastanawiać się nad tym, czy wszystko to co się w niej zdarza, mogłoby być realne. Bo tak właściwie, czemu nie?

Przyjemność z lektury „Zgnilizny” jest niewątpliwa, szczególnie dla tych, którzy zachwylici się pierwszą częścią. Chciałabym tylko ostrzec, że ze względu na inny świat, w którym toczy się historia, również sama ksiażka bardzo się różni od swojej poprzedniczki. W „Dziecku Odyna” były momenty, gdy wszystko wydawało nam się piękne, sielskie i takie nierzeczywiste. „Zgnilizna” łapie nas mocno za nogi i ściąga na trwadą, zimną ziemię, do świata brutalnego, rządzonego przez pieniądze, zemstę i nałóg. Cała historia jest ponura, momentami przytłaczająca. Nie ma w niej romantyzmu, miłości ani piękna. Szybko zmieniająca się akcja jest naznaczona cieprieniem Hirki i brakiem zaufania do kogokolwiek. Widać natomiast jak sama Hirka dojrzewa emocjonalnie. Zmienia się stopniowo,ewoluuje, będąc jednak nadal wierna swoim przekonaniom. Myślę, że wielu czytelników mogłoby się z nią w pewnych momentach utożsamić, a przynajmniej brać z niej przykład.

W fabule niczego nie brakowało. Było widać, że autorka dokładnie wie co i jak chce napisać. Żadne ze zdarzeń nie było przypadkowe, naciągane, wszystko łączyło się w zgrabną i spójną całość. Dlatego po lekturze „Zgnilizny” czuję się spokojna o jakość kolejnej części. Widać, że autorka dojrzewa literacko, mając nadal pomysł na niesamowitą historię. Książka zostawiła wiele niewyjaśnionych zdarzeń, mnóstwo niedopowiedzeń i tajemnic. Czekam zatem ze zniecierpliwieniem na kontynuację przygód Hirki.

Dział: Książki
czwartek, 06 październik 2016 22:46

Wedle zasług

Zona jest strefą powstałą w wyniku wybuchu elektrowni atomowej w Czarnobylu. Różnorodne, drapieżne mutanty i anomalie przyrodnicze są w niej codziennością. Warunki, które w niej panują przywracają ludziom ich pierwotne instynkty, uczą prawdziwej walki o przetrwanie. Myśliwi codziennie stawiają czoła zmutowanym zwierzętom, zarówno tym, które zdążyli już dobrze poznać jak i tym całkowicie nowym, pojawiającym się nie wiadomo skąd.

Podczas jednego z polowań Rybin i Jusupow doświadczają nietypowej emisji, której skutki okazują się poważniejsze niż mogliby się spodziewać. Wszyscy wokół giną lub mutują, pojazdy przestają działać, a posiłki zamiast pomóc próbują ich zabić. Myśliwi zostają zdani tylko i wyłącznie na siebie w środku Zony, która nie jest ich sprzymierzeńcem.

„Wedle zasług” to moja pierwsza styczność z uniwersum S.T.A.L.K.E.R., ale na pewno nie ostatnia! Książka jest pisana bardzo przyjemnie, szybko się ją czyta, a z każdą przeczytaną stroną coraz trudniej jest się od niej oderwać. Powieść wciąga już od pierwszych stron. Wszyscy, którzy lubią wartką, ale przemyślaną akcję na pewno będą zadowoleni. Ta książką jest nią przepełniona aż po brzegi! Postacie są wykreowane na bardzo ludzkie. Nikt nie jest wyidealizowany, wszystko jest pokazane bardzo realistycznie i bez żadnych zbędnych upiększeń. Książka jest pisana z różnych punktów widzenia, przez co możemy dokładniej poznać jej historię i spojrzeć na nią przez pryzmat różnych wydarzeń i uczuć, jakie towarzyszyły bohaterom.

Opis Zony jest równie dopracowany. Sławomir Nieściur doskonale przedstawił realia jakie mogłyby w niej panować. Strefa jest pełna śmiercionośnych niebezpieczeństw, ale jest przy tym bardzo różnorodna. Na każdym kroku pojawia się coś całkiem nowego, co idealnie wpasowuje się w klimat panujący w Zonie, a wszystko to bez zbędnego koloryzowania. To brutalny świat pełen drapieżników czyhających na swoje ofiary, w którym bardzo łatwo przejść z roli myśliwego do roli ofiary.

Właściwie w „Wedle zasług” nie mam się zbytnio do czego przyczepić, jedyne co nie do końca mi odpowiada to ilustracje. Do tej powieści wybrałabym albo w pełni realny wygląd, albo całkowicie nierealny, ale w żadnym stopniu nie wpływa to na czytanie czy ogólnie wrażenie o książce.

Początkowo trochę obawiałam się tej pozycji, nie byłam pewna czy nie okaże się nudną i ciężką do przeczytania. Tak bardzo bym się pomyliła. Gorąco polecam tą powieść wszystkim fanom przygód, myślistwa, dynamicznej akcji i oczywiście samego uniwersum S.T.A.L.K.E.R. Jestem przekonana, że nie będą rozczarowani, wręcz przeciwnie, spodoba im się tak samo jak mi. Książka jest bardzo dobra, szczególnie, że jest to debiutancka powieść Sławomira Nieściura. Oby jak najwięcej tak dobrych debiutów wśród polskich autorów.

Dział: Książki

Film Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć oparty jest na powieści i oryginalnym scenariuszu, debiutującej w roli scenarzystki J.K. Rowling. To kolejna odsłona magicznego świata. Prawa i obyczaje, którymi rządzi się społeczność czarodziejów i czarownic będą doskonale znane wszystkim miłośnikom książek i filmów o Harry’m Potterze. Jednak historia Newta Scamandera rozpocznie się w Nowym Jorku siedemdziesiąt lat wcześniej niż wydarzenia, w których główną rolę odegrał słynny czarodziej.

Dział: Kino
poniedziałek, 03 październik 2016 11:47

Dziewczyna z Dzielnicy Cudów

Nakładem wydawnictwa Fabryka Słów od jakiegoś czasu ukazuje się cykl spod pióra Anety Jadowskiej opowiadający o przygodach czarownicy - Dory Wilk, mieszkającej w alternatywnym, magiczny Toruniu. Książki zyskały niesamowitą wręcz popularność. Tera fani twórczości pisarki mogą poznać nową serię, której pierwszy tom 14 września ukazał się nakładem wydawnictwa SQN. Czego czytelnicy mogą się po nim spodziewać?

Nikita jest córką przełożonej zakonu zabójców i szalonego ojca, który nie zawaha się przed porwaniem i torturowaniem Nikity (właściwie to już mu się zdarzały takie wybryki). Mimo że wolałaby nie iść w ślady matki, tak właśnie się stało i teraz żyje jako „likwidatorka zagrożeń”, wykonująca zlecenia dla Zakonu Cieni. Dodatkowo życie wiedzie na pograniczu magicznego i realnego świata, otoczona ogromnym kręgiem zarówno wrogów jak i przyjaciół. Gdy pewnego dnia otrzymuje w przydziale nowego partnera, zastanawia się czy nie powinna go zabić, tak jak pozostałych. Ostatecznie jednak go oszczędza - na złość matce. Poza tym Robin w dziwaczny sposób nie pasuje do jej świata. Jest miły i naiwny, a ona nie potrafi przejrzeć jego maski. Czy jest taki naprawdę czy też zasłania się kurtyną doskonałej gry aktorskiej?

Świat wykreowany w powieści, osoby i wydarzenia są zbyt złożone i zagmatwane by napisać o nich w prostych słowach. Tym razem, zamiast magicznego Torunia pojawiają się Wars i Sawa, ale realia fantastycznego świata pozostają bez zmian (jedynie wzbogacone o nowe elementy). W książce pojawia się również ten sam, nieodłączny czarny humor. Fabuła jednak wydaje się być znacznie bardziej dopracowana - nie opisuje skoku na głęboką wodę i czekania na rozwój wydarzeń jak to się działo w przypadku Dory Wilk.

I tym razem Aneta Jadowska stworzyła fajną, surrealistyczną bohaterkę, o której przygodach pisze z humorem i dystansem. Mimo wszystko jednak wiele elementów łączy „Dziewczynę z Dzielnicy Cudów” z pierwszymi książkami przygód Dory Wilk. Bliźniaczo podobne jest chociażby wprowadzenie do magicznego świata. Same bohaterki również, choć z opisu inne, to jednak mają ze sobą naprawdę wiele wspólnego.

„Dziewczyna z Dzielnicy Cudów” to lekka, nieco mroczna, czysto rozrywkowa fantastyka. Nieco magii, jeszcze więcej pop kultury, zwyczajny świat, który przenika się z tym nierzeczywistym. Książka zawiera niesamowicie wciągający misz-masz, który pochłania czytelnika od pierwszej do ostatniej strony.

Dział: Książki
niedziela, 02 październik 2016 11:40

Wojna absolutna

Nie lubię pisać źle, tak naprawdę źle o książkach, ale czasem nie mam wyboru.

Miroslav Žamboch jest bardzo dobrze znanym w Polsce czeskim pisarzem fantasy i science fiction, którego cykle Koniasz, czy Wylęgarnia, zostały bardzo dobrze przyjęte. Fabryka Słów jest polskim wydawcą książek Žambocha i w tym roku zdecydowała się na publikację jego autorskiej kolekcji, w nowych spójnych oprawach graficznych. W ramach serii ukażą się powieści dobrze już znane, jak „Sierżant”, czy jednotomowe „Na ostrzu noża”, ale również premierowe powieści jak „Posledni bere vse” (przyp. tł. „Ostatni bierze wszystko”?), czy wydana we wrześniu „Wojna absolutna”. I właśnie o tej ostatniej kilka słów pozwolę sobie napisać.

Akcja powieści rozgrywa się w dalekiej przyszłości, w której roboty stanowią dominującą rasę na ziemi. Wojna trwa i jest absolutna, wszyscy walczą ze sobą, a ludzie stanowią marginalny, żywy relikt przeszłości. Główny bohater DB 24, jednorobotowy (por. jednoosobowy) oddział do zadań specjalnych, uzyskuje samoświadomość i od tego momentu jego celem nadrzędnym jest przeżyć. A nie jest to proste, gdy jest się najemnikiem do zabijania. W tym celu stara się samodzielnie zawierać nowe sojusze, nawiązuje przyjaźnie i przy każdej nadarzającej się okazji robi demolkę w szeregach wroga.

Miroslav Žamboch sięgnął do dwóch klasycznych motywów z filmów i książek science fiction, a mianowicie wykreował świat, w którym roboty uzyskują samoświadomość i dzięki rozwiniętej sztucznej inteligencji, przejęły władzę nad światem. W odbiorze jest to trochę takie skrzyżowanie Terminatora z Transformersami. Oba motywy mocno oklepane, ale nadal aktualne, dlatego, co jakiś czas przewijają się w literaturze fantastycznej. Gdy rozpoczęłam lekturę, zauroczył mnie pomysł na świat Žambocha, w którym wydawało się, że nie ma ludzi, a narracja prowadzona jest pierwszoosobowo z punktu widzenia DB 24. Ciekawiło mnie jak roboty poradziły sobie, i jak ich świat wygląda. Niestety ten całkiem świeży pomysł postapo bez ludzi, upadł bardzo szybko, ponieważ okazało się, że w świecie, gdzie roboty walczą i panują, istnieją też ludzie, w szczątkowych ilościach i raczej jako gatunek zagrożony wyginięciem, ale jednak są.

Niestety jeżeli powyższy akapit zachęcił was do czytania, to ten z pewnością was od tego odwiedzie. Książka ma jedną, ale zasadniczą i gargantuicznych rozmiarów wadę – jest napisana w sposób okropny, straszny, beznadziejny, fatalny i karygodny. Przyznam, że bardzo mnie dziwi postawa czeskiego wydawcy, który pozwolił coś takiego wypuścić na rynek. Powieść nie jest napisana w sposób trudny, natomiast Žamboch celem uwiarygodnienia narracji DB 24, zastosował gargantuiczną ilość żargonu technicznego, który zamiast pomóc wgryźć się w wykreowany świat, zabija go, bo czytelnik w ogóle nie rozumie, co czyta. Tak naprawdę jest to żargon, który nie uwiarygadnia świata przedstawionego, tylko jest używany sam dla siebie, od tak, sztuka dla sztuki. „Generatory inercyjne”, „silniki reaktywne”, „molekularne spoiwa”, „technologie samoczynnych napraw hardware”, prawdopodobnie nie przeszkadzałyby w czytaniu, gdyby nie ich nadmierne stosowanie, gdy czytelnik gubi fabułę w meandrach żargonu technicznego, to powieść na tym traci. Przyznam się, że cała akcja książki to jakby marginalne epizody w labiryncie niezrozumiałej treści, a poszczególne wydarzenia czytelnik łowi, jak ryby w słabo zarybionym stawie.

„Wojna absolutna” to była wydaje mi się powieść z potencjałem, ale tak bywa z większością pomysłów, dopóki autor nie zabierze się do ich realizacji. Pisarz ma prawo mieć zwyżki i spadki formy, ale redaktor jest od tego, aby mu o tym powiedzieć. A w przypadku „Wojny absolutnej” widać, że wszyscy podeszli do niej w beztroski sposób, by nie rzec, że podeszli do tematu w stylu - „Czytelnik wszystko łyknie”. Jestem zniesmaczona, zdegustowana i zmuszona jestem do nadania książce statusu - „Gniot roku 2016”. Przynajmniej okładka jest lepsza, niż w czeskim wydaniu. 

Dział: Książki
wtorek, 27 wrzesień 2016 18:58

Wybrana

„Wybrana” Naomi Novik to powieść młodzieżowa, od którego to gatunku raczej trzymam się z daleka. Sami jednak przyznajcie, ile książek przeczytaliście, w których bohater ma tak samo na imię jak wy? A „Wybrana”, to w dodatku powieść zagranicznej autorki.

Na "Wybraną" Naomi Novik zwróciłam uwagę dzięki pięknej okładce Scotta McKowana, przykuła moją uwagę, marketing zadziałał, wysiłki ilustratora nie poszły na marne. Normalnie książki Naomi Novik z cyklu Tremeraire nie wzbudzały mojego zainteresowania, tą też bym się nie zaciekawiła, nawet pomimo pięknej ilustracji, gdyby nie fakt, że bohaterką jest moja imienniczka, i że reklamowana była jako powieść nawiązująca tematyką do baśni polskich.

„Wybrana” opowiada historię pewnego Boru, Smoka i rzeszy niewinnych dziewcząt poświęcanych na rzecz okiełznania złych mocy. Zabrzmiało, jak wstęp do książki o nekromancji lub co najmniej czarnej magii. Żartuję, nie jest tak ciekawie, tzn. okropnie, w końcu to powieść dla młodzieży. Opowieść rozpoczyna się, gdy zgodnie z tradycją Smok - choć niezgodnie z tradycją nie jest łuskowatym gadem ziejącym ogniem, tylko czarodziejem zamieszkującym wieżę na skraju Boru - wybiera z Dwiernika, pobliskiej wioski, młodą dziewczynę na swoją towarzyszkę. Nadal należy pamiętać, że to powieść dla młodzieży. Wszyscy przekonani są, że wybranką zostanie piękna i powabna, przygotowywana do tej roli od urodzenia, Kasia. Jednak Smok wszystkich zaskakuje i wybiera ciapowatą i nierozgarniętą Agnieszkę, dlatego jest to powieść dla młodzieży, w wersji dla dorosłych wygrałaby ta piękna i powabna. Początki współpracy czarodzieja z wybranką, nie mylić z oblubienicą, są dość ciężkie, Smok, pomimo że jest człowiekiem, zachowuje się, jak gruboskórny, łuskowaty gad ziejący ogniem, wydając polecenia, ale niczego nie tłumacząc, a Agnieszka z braku jakichkolwiek wyjaśnień, miota się w roli, w której nigdy nie chciała być obsadzona. W trakcie, gdy bohaterowie próbują się pozabijać, pojawiają się w wieży nowe dramatis personae; Książe Marek oraz matka Kasi. Do akcji wkracza Bór, który stara się zagarnąć dla siebie coraz większy teren. Agnieszka i Smok muszą stawić czoła zamachowi stanu, bezkrólewiu, inwazji Boru, roszczeń Księcia Marka, a nawet uratować Polnię przed zakusami Rusji.

Autorka w wywiadzie i w podziękowaniach wspomniała, że inspiracją do napisania książki były jej wspomnienia z dzieciństwa, związane z matką, która czytała jej baśnie Natalii Gałczyńskiej „O wróżkach i czarodziejach”. Jedna z baśni pt. „Agnieszka – Skrawek nieba” zainspirowała Naomi Novik do napisania właśnie „Wybranej”. Polski odbiorca jednak nie odnajdzie poza nazewnictwem żadnych powiązań z Polską, bowiem baśnie, którymi inspirowała się autorka, są tak naprawdę francuskimi baśniami ludowymi. Czytelnicy, którzy spodziewaliby się nawiązań do kwiatu paproci, siedmiu śpiących rycerzy, czy smoka wawelskiego, mocno się rozczarują. Nie będę jednak zbytnim malkontentem, bo nawet tak luźne nawiązania do polskości u autorów zagranicznych, cieszą. Sama powieść przypomina po trosze książki wschodnich autorek, takich jak Gromyko, Izmajłowa, czy Ruda, jednak nie zawiera tego najważniejszego, swobodnego, niewymuszonego humoru. Historia Agnieszki i Smoka porywa, jest lekka w odbiorze, fabuła rozwija się dynamicznie, a czasem nawet zaskakuje. Agnieszka jest bardzo podobna do bohaterek zza wschodniej granicy; impulsywna, przekonana o tym, że świat jest biało-czarny, pełna idei i ukrytych, nierozwiniętych jeszcze talentów oraz wiary w słuszność wyłącznie swoich przekonań. W „Wybranej”, gdyby nie traktować jej jedynie jako lekkiej i przyjemnej powieści, można by odnaleźć wiele problemów, z którymi młodzież się spotyka w czasie dorastania. Agnieszka, jako młoda dziewczyna, zostaje rzucona na głęboką wodę i oddana pod opiekę Smokowi, musi nauczyć się żyć w nowym dla niej otoczeniu, sprostać dorosłym obowiązkom, rozpocząć trudną naukę czarowania, jednocześnie dręczy ją tęsknota za rodzinnym domem, często musi podejmować decyzje kierując się rozumem, a nie impulsywnym uczuciom (nie to, żeby jej to wychodziło), a przez cały czas buntuje się przeciwko autorytetom. „Wybrana” wydaje się być dobrze skonstruowaną, ciekawą powieścią. Pomimo, że fabuła rozwija się we względnie standardowy sposób w mniej więcej znanym kierunku, to koncepcja Boru, tym czym okazuje się on być, jest zaskakująca, oryginalna i okrutna, wzorowana na mrocznych i okrutnych baśniach.

Podsumowując; „Wybrana” Naomi Novik to po prostu dobrze napisana powieść fantasy dla młodzieży, doprawiona szczyptą polskości. Dorosły czytelnik zadowoli się po prostu jej lekką formą i zwięzłą fabułą.

Dział: Książki
poniedziałek, 26 wrzesień 2016 17:31

Gregor i Kod Pazura

„Gregor i Kod Pazura” to już piąty tom opisujący niebezpieczne przygody dwunastoletniego bohatera, w wiecznie objętym wojną Podziemiu. Jak to wszystko się zakończy? Czy istnieje choćby najdrobniejsza szansa na zawieszenie broni i prawdziwy pokój?

Według przepowiedni Gregor ma zginąć i chłopiec jest pewien, że tak właśnie się stanie. Tylko czy przepowiednie Sandwitcha rzeczywiście się sprawdzają? Gregor zaczyna mieć wątpliwości w momencie gdy dowiaduje się o istnieniu kopaczy - rasy ogromnych kretów, podstępem wypędzonych z ziemi, na której postawiona została Regalia. Czy rzeczywiście to nie ludzie z Podziemia, nazywani przez inne rasy „uśmiercaczami” są w tym konflikcie tą złą stroną?

Przyznam szczerze, że moim zdaniem to „Igrzyska Śmierci” powinny być promowane przy pomocy „Gregora”, a nie na odwrót. Mimo że tamta trylogia podobała mi się bardzo, to sądzę, że cykl o Podziemiu jest po prostu genialny. Suzanne Collins stworzyła świat, który sam z siebie brzmi dość banalnie, ale to jak świetnie go opisała jest po prostu nie do uwierzenia.

„Gregor i Kod Pazura” to książka od której nie sposób się oderwać i to niezależnie od tego w jakim jest się wieku. Powieść bez trudu porwie zarówno młodszych jak i starszych czytelników. Suzanne Collins nie szczędzi nikomu przerażających, niezwykle plastycznych obrazów, nie twierdzi, że otaczający nas świat jest cukierkowy, ale również ukazuje te ważne, dobre i pozytywne rzeczy, w oparciu o które powinno się żyć, a czyni to w taki sposób, żeby czytelnik na kartach powieści mógł dostrzec je sam.

Bardzo żałuję, że to już ostatnie spotkanie z poznanymi w podziemnym świecie bohaterami. Z pewnością będę za nimi ogromnie tęskniła. Przez pięć tomów zdążyłam się do nich naprawdę przywiązać. Jestem również niezwykle ciekawa jak mogłoby potoczyć się ich dalsze życie - przede wszystkim dorastanie Luksy, Gregora, Lizzie i Botki.

Stworzony przez Suzanne Collins świat przeraził mnie, ale również i oczarował. Serię przygód Gregora serdecznie wszystkim polecam i to przez duże „P”. Cykl jest nie tyle świetny co naprawdę genialny! Kolejne tomy porywają od pierwszych do ostatnich stron i ciężko byłoby wśród nich wybrać ten najlepszy. Książkę „Gregor i Kod Pazura” pochłonęłam w ciągu doby, a po lekturze nie mogę się z nią rozstać. Cała seria znalazła miejsce zarówno w moim sercu jak i na półce wśród ulubionych pozycji.

Dział: Książki

Gra ukaże się w pełnej polskiej wersji językowej (dubbing) z udziałem wielu znamienitych aktorów, jak m.in. Piotr Fronczewski, Krzysztof Kowalewski, Henryk Talar oraz Wiktor Zborowski.

Zdobywca ponad 200 tytułów Gry Roku, Skyrim Special Edition odświeża epicki świat fantasy i przedstawia go z niezwykłą szczegółowością. Special Edition zawiera pełną wersję gry oraz wszystkie dodatki, a także zupełnie nowe opcje, takie jak odświeżona grafika i efekty dźwiękowe, wolumetryczne promienie słoneczne, dynamiczna głębia ostrości, odbicia przestrzenne i nie tylko.

Dział: Z prądem
czwartek, 08 wrzesień 2016 13:12

Złoto Bohaterów

Cierpliwość wszelkiej maści potworów się skończyła. Po tym jak były grabione ze swoich skarbów przez wiele lat, ruszają w końcu z odwetem aby odzyskać to co im zabrali rycerze w lśniących zbrojach. Ich celem jest zamek króla Polikarpa, który w swoim skarbcu przechowuje tony cennych monet. Zemsta jest słodka.

„Złoto bohaterów” to gra od Queen Games, które ukazała się na polskim rynku nakładem wydawnictwa Rebel. Jej autorem jest Desnet Amane. Na pierwszy rzut oka wygląda ona jak inna popularna w Polsce gra przygodowa tego niemieckiego wydawcy – „Łowcy skarbów”. Wszystko to za sprawą prawie identycznej szaty graficznej, gdyż ilustratorem obydwu tytułów był Markus Erdt. Choć „Złoto bohaterów” to oczywiście samodzielny tytuł, możemy traktować go jako fajną kontynuację rozgrywki we wspomnianą wcześniej grę.

„Złoto bohaterów” to familijna gra kooperacyjna, w której jednak każdy gracz dąży do samodzielnego zwycięstwa. Z pomocą współgraczy, kierując hordą potworów, musimy pokonać strażników chroniących drogę do skarbca króla. W nim przechowywane są zagarnięte nam złote monety. Oczywiście rycerze łatwymi przeciwnikami nie są, więc przeprawa przez korytarze zamku wymaga od nas nie tylko współpracy, ale i odpowiednich umiejętności oraz sprytu. Tytuł ten przeznaczony jest dla 3-6 osób oraz umożliwia rozegranie dwóch wariantów: podstawowego oraz zaawansowanego z wykorzystaniem specjalnych akcji króla.

Strona wizualna

Gra zapakowana jest w porządne, tekturowe pudełko. Znajdziemy w nim 4 części planszy zamku (układane niczym puzzle), 30 kart potworów, 36 kart strażników, 81 żetonów monet o różnych nominałach, 12 płytek króla oraz oczywiście instrukcję. Kafelki planszy, żetony oraz płytki króla zostały wykonane z grubego kartonu. Wszystkie elementy powinny przetrwać wiele rozgrywek. Dodatkowo zdobione są świetnymi ilustracjami w klimacie fantasy Markusa Erdta. Trochę bajkowy styl pasuje do familijnego charakteru rozgrywki.. Obszerna instrukcja wzbogacona przykładami, krok po kroku wyjaśnia wszystkie fazy rozgrywki. Małym minusem wydania może być brak woreczków strunowych na oddzielne przechowywanie np. żetonów monet. Wypraska mogłaby być nieco lepsza i dzielona.

Karty potworów dzielą się na sześć grup. Do wyboru mamy smoki, demony, trolle, nieumarłych, bestie morskie i insekty. Karty strażników dzielą się zaś na trzy grupy, w zależności od poziomu siły oraz wartości złota jakie otrzymamy wygraniu pojedynku.

zloto bohaterow

Przebieg rozgrywki

Przed rozpoczęciem rozgrywki należy przygotować planszę zamku. Jej wielkość zależy od ilości graczy. Dla przykładu, w grze 3 osobowej łączymy tylko dwie części, tworząc zamkowy korytarz z wejściem po jednej i królem na tronie po drugiej stronie. Oczywiście czym więcej graczy, tym dłuższy korytarz ze strażnikami do pokonania. Każdy z graczy otrzymuje 5 złotym monet. Dodatkowo po tym jak każdy wybierze swój rodzaj potworów, dostaje 5 kart odpowiedniej frakcji (trzy z nim biorą udział w danej turze). Talię strażników umiejscawiamy przy wejściu do zamku, zaś wszystkie pozostałe monety za królem w skarbcu. Karty strażników z talii wykładamy na odpowiednich polach planszy awersami do dołu. Jedyną podpowiedzią dla nas o tym z jakim strażnikiem przyjdzie nam się zmierzyć, jest informacja na rewersie z zakresem jego siły.

Rozgrywka trwa 5-6 rund, które podzielone są na trzy podstawowe etapy:

1. Zagrywanie kart potworów – gracze kolejno z 3 kart potworów z ręki zagrywają 2, wykładając po jednej przy dowolnym strażniku. Można wykorzystać wolne pole przy nim lub zamienić wcześniej wyłożonego potwora (spełniając dodatkowo kreślone warunki).

2. Walka ze strażnikami – kolejno idąc od wejścia do zamku odkrywamy kartę danego strażnika. Jego siłę porównujemy z sumaryczną siłą wyłożonych obok niego potworów. Jeśli stwory okażą się silniejsze, dzielimy się po równo łupem z danym graczem, który z nami atakował strażnika. Przy nieparzystych wartościach skarbu jaki chronił bohater, nadwyżkę otrzymuje gracz, który miał silniejszego potwora. Jeśli niestety strażnik okaże się mocniejszy, gracze przegrywają, zaś karty pozostałych obrońców nie są rozpatrywane.

3. Leczenie potworów – ostatni etap polega na wpłaceniu do skarbca złota w liczbie równej wartości kosztów leczenia na kartach potworów, które przegrały starcie ze strażnikiem lub które w ogóle nie brały udziału w walce.

Po skończeniu trzeciego etapu, czyścimy planszę ze wszystkich kart (bez podglądania kart strażników z którymi nie podjęto walki). Wystawione przez graczy stwory wracają do właścicieli i oznaczone zostają jako wykorzystane. Do ręki zaś bierzemy dwie karty wyłożone wcześniej przed 1 rundą. Usuwamy jedną płytkę króla oznaczającą zakończenie rundy, wykładamy nowych strażników w zamku oraz zaczynamy kolejną rundę.

Po zakończeniu wszystkich rund, grę wygrywa osoba, która oczywiście zgromadziła największą ilość złotych monet.

Dodatkowo możemy przeprowadzić bardziej zaawansowaną rozgrywkę. W niej płytki króla wprowadzają dodatkowe zasady i zadania na początku każdej rundy. Wprowadzają one np. zakaz wystawiania potworów o danej sile, zwiększenie kosztów leczenia, zwiększenie (ew. zmniejszenie) wartości łupów.

Wrażenia

Zasady „Złota bohaterów” nie są skomplikowane. Przekłada to się również na familijny charakter gry. Bez problemu zasiądziemy do niej z młodszymi graczami lub początkującymi amatorami gier planszowych. Element losowości głównie występuje przy rozkładaniu strażników. Pozytywnie wpływa to jednak na dozę zaskoczenia, szczególnie wśród dzieci, podczas odkrywania karty bohatera i sprawdzenia z kim przyjdzie nam się zmierzyć. Informacje z orientacyjną siłą strażnika na rewersach kart pozwalają na lekkie, strategiczne podejście do tego tytułu. Oczywiście opiera się to o proste obliczenia i szacowanie, ale dzieciakom powinno się spodobać.

Rozgrywka jest dynamiczna i szybka. Z czasem jednak wariant podstawowy może przez to szybko się znudzić. Szczególnie odczuwalne jest to w grze z bardziej zaawansowanymi graczami. Klimat gry schodzi na boczny tor i nastaje półautomatyczne i schematyczne granie poprzez wykładanie, odkrywanie, zliczanie itd. Sytuację ratuje trochę wprowadzenie urozmaiconego o zasady kart króla wariantu gry. Dla starszych graczy minusem tego tytułu może być również brak negatywnej interakcji. Sama zamiana kart potworów przy strażniku daje nam tylko mają namiastkę tego. Brakuje większego oddziaływania na pozostałych graczy w ceku zdobycia większej ilości łupu.

Podsumowanie

Podsumowując, „Złoto bohaterów” to gra z bardzo przyjemną oprawą graficzną oraz bardzo dobrą jakością wykonania. Odpowiednimi odbiorcami tego tytułu będą rodziny z dziećmi. Wpływają na to proste zasady, dynamiczna rozgrywka oraz kooperacja i brak negatywnej interakcji. Starsi i bardziej zaawansowani gracze mogą narzekać na schematyczność rozgrywki, brak klimatu i wręcz nudę. Jeśli więc w swojej rodzinie macie dzieci powyżej 8 lat, jest to odpowiednia pozycja dla Was do wspólnego spędzenia nadchodzących jesiennych wieczorów przy stole.


Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Rebel.pl

Ilustracja w tekście pochodzi ze sklepu Rebel.pl.

Dział: Gry bez prądu
poniedziałek, 05 wrzesień 2016 13:31

Thor Gromowładny #01: Bogobójca

Thor, syn boga Odyna i członek grupy mścicieli do tej pory stał niejako na uboczu popkultury. Choć jego przygody doczekały się osobnych ekranizacji, w świecie superbohaterów ze stajni Marvel prym wiodły takie postacie jak Iron Man czy Kapitan Ameryka. Wszystko to może jednak się zmienić dzięki najnowszej komiksowej serii poświęconej nordyckiemu bóstwu – „Thor Gromowładny”.

Przyznam, że Thor jako postać, która wyróżnia się na tle swoich kompanów z Avengers nie tylko pochodzeniem, ale przede wszystkim umiejętnościami, jest dość problematyczna dla scenarzystów w wymyślaniu historii o nim. W końcu jest bogiem i jego przeciwnicy muszą dorównać mu siłą, aby pojedynki miały jakikolwiek sens. Z tym zadaniem postanowił zmierzyć się Jason Aaron, znany polskiemu czytelnikowi m.in. z albumów o Wolverinie czy historii w świecie Star Wars. Prezentuje on nam niesamowitą opowieść, która dzieje się w trzech różnych płaszczyznach czasowych (w młodości Thora, w teraźniejszości oraz odległej przyszłości). Któż może zagrozić gromowładnemu? Tym przeciwnikiem jest tajemniczy Gorr, zabójca bogów. Przemierza on galaktyki i po kolei, w brutalny sposób eliminuje wszystkich nieśmiertelnych. Thor, który w końcu odczuwa zagrożenie, rozpoczyna wręcz detektywistyczne śledztwo i wyrusza w pogoń za Bogobójcą.

Bardzo dobrym pomysłem Aarona jest przedstawienie historii w trzech różnych epokach czasowych. Poznajemy trzy różne oblicza Thora: młodego awanturnika, amatora alkoholu i kobiet, który jeszcze nie jest godzien używać legendarnego młota, wielkiego bohatera i członka Avengers oraz zniszczonego życiem, samotnego i jednookiego starca. Autor komiksu umiejętnie łączy i przeplata te linie czasowe. Z całości buduje się obraz dramatycznego życia Asgardczyka, w którym swoje wyraźne piętno odbiła nieustanna próba pokonania Gorra.

Jeśli chodzi o Bogobójcę, jego historia została aktualnie potraktowana po macoszemu. Nie wiemy skąd pochodzi, skąd się wzięły jego zdolności uśmiercania nieśmiertelnych, skąd pomysł na oczyszczenie świata ze wszystkich bóstw. Możemy tylko liczyć na wyjaśnienia w kolejnych odsłonach serii, gdyż pomysł osadzenia takiego przeciwnika naprzeciw Thora otwiera bardzo wiele drzwi.

thor1 p2

„Thor Gromowładny” od strony wizualnej prezentuje się bardzo dobrze. Wszystko to za sprawą chorwackiego rysownika Esada Ribica. Świetną robotę wykonali również koloryści: Dean White i Ive Svorcina. Zrealizowana przez nich koncepcja graficzna poskutkowała niesamowitym klimatem całego albumu. Odnajdziemy tutaj dynamiczne akcje i brutalne walki, malarskie widoki dawnej Europy czy kosmiczne scenerie. Niesamowicie prezentuje się również sam Thor. Jego postać przedstawiana w różnych pozach, szczególnie w dużych kadrach czy scenach pojedynków, jest bardzo szczegółowo i realistycznie rozrysowana. Swoje muskuły pręży niczym Schwarzenegger tak, iż można poczuć siłę bijącą z kart komiksu. Szczegółowość graficzna tego bohatera czasami kontrastuje z innymi prezentowanymi postaciami, nawet samym Iron Manem, który dostał swoją epizodyczną rolę. Można jednak przymknąć oko na ten mankament.

Pierwszy tom „Thor Gromowładny”, prezentujący pięć pierwszych zeszytów z oryginalnej serii, to niewątpliwie wyjątkowa pozycja. Dobra, wręcz kryminalna fabuła sprawia, iż nie jest to kolejna opowieść o wielkim Thorze, który wymachuje swoim młotem na lewo i prawo, rozprawiając się ze wszystkimi wrogami. Choć historia ma lekkie niedociągnięcia fabularne i graficzne, można odnieść wrażenie, iż jeszcze najlepsze przed nami. Liczę na to, iż rzeczywiście scenarzysta pozytywnie nas jeszcze zaskoczy. We mnie udało się mu wzbudzić ciekawość, dlatego nie mogę się doczekać kolejnej odsłony przygód nordyckiego boga. Według mnie jest to również aktualnie jedna z najlepszych pozycji cyklu wydawniczego pt. Marvel NOW w wydawnictwie Egmont. Polecam.

Dział: Komiksy