Rezultaty wyszukiwania dla: Echo
Z bożej łaski Maksymilian
Miałam kilka lat, gdy napisałam swoją pierwszą powieść. A w zasadzie bardziej ją narysowałam niż napisałam, skupiając się na ilustracjach i dodając do nich zaledwie jednozdaniowe opisy wprowadzające. Z czasem pisałam więcej, ale za to kończyłam coraz mniej z rozpoczętych projektów. Dopiero w mając dwadzieścia trzy lata postawiłam ostatnią kropkę w „Skazanych", pierwszej „prawdziwej" powieści własnego autorstwa i jednocześnie pierwszej, która trafiła na księgarskie półki. Być może z tego powodu zawsze fascynowały mnie utwory wydawane przez młodszych autorów – z podziwu i swoistej zazdrości o wytrwałość, skupienie i umiejętność kończenia tego, co się zaczęło w wieku, który zdaje się absolutnie do takiej postawy nie pasować. Przy okazji lektury powieści „Z bożej łaski Maksymilian" do wspomnianej gamy uczuć dołączyło jeszcze kilka nowych wrażeń – zaskoczenie, zafascynowanie i zawstydzenie, że podczas, gdy ja bawię się w nastoletnie historie miłosne o aniołach, demonach i sukubach; szesnastoletni Marcin Kula tworzy alternatywną wizję rozwoju Polski, odmieniając punkty zwrotne znanej nam przeszłości.
Okładka powieści w żaden sposób nie sugeruje tak bogatej, naszpikowanej wiedzą zawartości. Oto portret nastolatka z rozwichrzoną czupryną i pozą amanta z boysbandu, a nie poważnego i odpowiedzialnego polityka, członka rodziny królewskiej. Nawet skrywający się w tle herb, niemal niewidoczny na pierwszy rzut oka, nie odmienił tego wrażenia. Przyznam szczerze – spodziewałam się mdłej historyjki o zawieraniu przyjaźni, pierwszej miłości i rodzinnych niesnaskach, wynikających z przechodzenia przez „trudny wiek". Tymczasem...
Rzeczpospolita Dziesięciorga Narodów nigdy nie była potężniejsza. Król Eryk II nie tylko dba o stan obecnie znajdujących się wśród terytoriów Polski lokacji, ale także rozszerza powierzchnię kraju i umacnia znaczenie Krakowa na arenie światowej. Jednocześnie do objęcia tronu szykuje się nastoletni syn monarchy, Jego Książęca Mość Maksymilian Habsburg. Jednak czy pomimo wszechstronnej edukacji będzie gotowy przejąć władzę nad tak rozległym państwem, gdy wybije dla tego godzina? A może nie czuje się właściwą osobą do odegrania tej roli? Co z jego życiem osobistym? Czy jest gotów postawić na szali własne szczęście dla dobra narodu? I czy faktycznie ma na przygotowanie się do objęcia tronu tak wiele czasu jak mogłoby się wydawać?
Wrażenie robi przede wszystkim fakt, że świat wykreowany przez Marcina Kulę nie jest zupełnie oderwany od rzeczywistości. Oczywiście, nigdy nie istniała i pewnie już istnieć nie będzie Rzeczpospolita Dziesięciorga Narodów, ale gdyby... No właśnie. Młody pisarz pokusił się o zmiany w historii naszego kraju. Manipulując faktami, przemieniając je na korzyść Polski, stworzył świat, w którym nie tylko nie zniknęła ona z map, ale i poszerzyła swoje wpływy, stając się supermocarstwem. To niesamowite, jak wiele mogłyby zmienić pojedyncze wydarzenia, niemniej największe wrażenie robi fakt, że grę z tymi możliwościami – zgłębiając i analizując potencjalność historii – poprowadził tak młody człowiek.
Sama opowieść o nastoletnim, dojrzewającym księciu nie nosi już może takich znamion oryginalności i niezwykłości, ale stanowi przykład udanej realizacji powieści młodzieżowej. Tym bardziej przekonującej, że pisanej przecież przez przedstawiciela grupy odbiorczej. Postać Maksymiliana, jego obawy i troski, pomimo nietypowej, bo książęcej sytuacji, wpisują się w uniwersalne rozterki młodych ludzi, stając dla nich wzorem i rodzajem pocieszenia. Tak, jeżeli nie należycie do tych, którzy bez problemu nawiązują przyjaźnie, to tutaj znajdziecie kilka słów otuchy. I być może przepowiednię na przyszłość, że właściwe osoby znajdą się przy Was we właściwym czasie.
Marcinowi Kuli trudno także zarzucić cokolwiek pod względem językowym. Oczywiście nie da się ukryć, że jest to prosta proza o młodocianym targecie, a więc opisowo nieskomplikowana i nastawiona raczej na akcję niż poetykę samą w sobie, jednak całość czyta się płynnie i z przyjemnością. Nagromadzenie tytułów czy szczegółów w nomenklaturach tylko chwilami czytelnika męczy, a nawet wtedy ma swój urok. „Z bożej łaski Maksymilian" przypomniał mi czasy pierwszych zarywanych z powodu czytania nocy oraz także tych późniejszych, które poświęciłam na pisanie opowiadań.
Z czystym sercem mogę polecić powieść Marcina Kuli każdemu rodzicowi, który szuka zajmującej i w jakiś sposób edukacyjnie wartościowej lektury dla swoich pociech oraz nastoletnim fanom historii, zwłaszcza tej polskiej. Dorośli odbiorcy pochłoną powieść przede wszystkim ze względu na podziw dla kreatywności i wiedzy autora – wierzcie mi, że te uczucia budzą się automatycznie już po kilku stronach lektury. Jestem pod wrażeniem i czekam na więcej!
Śmierć kolekcjonera
Kilku przechodniów przystanęło i patrzyło na wozy policyjne. Zerkali też na nią. W świetle ulicznych lamp widziała ich pospolite twarze. To byli zwyczajni ludzie, a więc potencjalni mordercy. Mordercą zawsze okazuje się normalny człowiek.
Muszę przyznać, że do pozycji „Śmierć kolekcjonera" podchodziłam dość ostrożnie. Nie przepadam za polskimi autorami, jednakże porównanie twórczości Agnieszki Pietrzyk do skandynawskich twórców zachęciło mnie na tyle by spróbować. Niestety nie do końca spełniła ona moje oczekiwania.
Na samym początku książki autorka daje nam cztery trupy – dwa samobójcze i dwie ofiary zamordowane przez sprawce. Czy coś je łączy? Trzeba przekonać się samemu. Dostajemy parę śledczych – komisarza Kamila Sorokę oraz prokurator Milenę Łempicką–Krol. Od pierwszych stron zanurzamy się w kolekcjonerski świat walorów, który jak wspomniała jedna z bohaterek – balansuje na granicy szaleństwa. Wszystko to daje szanse na naprawdę mocny i fajny kryminał. Czy autorka to wykorzystała? Według mnie – nie w całości.
„Śmierć kolekcjonera" czytało się dość przyjemnie, ale... No właśnie. Ale. Nasza para śledczych całą sprawę sama sobie komplikowała. Szukanie nierealnych motywów opartych na teoriach spiskowych szaleńca lub przeszłych waśni było jakby na siłę. A rozwiązania było prostsze niż się wszystkim wydawało – wręcz oczywiste. Od początku obstawiałam jedną osobę jako sprawcę i gdyby to była loteria, to bym wygrała.
Dość ciężkie do przełknięcia było również poruszenie paru wątków i pozostawienie ich bez echa. O ile nie rozwiązanie prywatnych spraw naszej dwójki bohaterów jest jak najbardziej na miejscu, o tyle poruszenie tematu innych zbrodni należałoby zamknąć. Pozostawia to pewien niedosyt i wrażenie niepełnego zakończenia.
Za co jednak cenię sobie ten tytuł i dzięki czemu, mimo tych drobnych niedociągnięć, wrócę w wolnej chwili? Za wykreowanie postaci Mileny Łempickie –Krol. Polubiłam ją od pierwszych stron, na których się pojawiła. Jest charyzmatyczna i ma niezwykle przenikliwy umysł. Choć sprawia wrażenie wycofanej to potrafi postawić na swoim. Ponadto to właśnie ona na ostatnich stronach domyśla się kto jest sprawcą i zamyka dzięki temu sprawę.
Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o komisarzu Kamilu Soroce. Jest to jedna z niewielu męskich postaci w literaturze, których nie jestem w stanie znieść. Arogancki, pewny siebie, przekonany o tym, że tylko on jest w stanie rozwiązać sprawę. Nie jest tak jednak, a w pojedynkę nic nie jest w stanie zdziałać. Autorka chcąc pokazać, że dobry śledczy nie musi być „czysty", moim zdaniem troszeczkę przesadziła. Po za tym, niektóre zapędy komisarza przyprawiały mnie o dreszcze przerażenia.
„Śmierć kolekcjonera" to powieść mroczna, a sam pomysł na fabułę jest niesamowicie ciekawy. Wykonanie, pomimo tego iż pozostawia wiele do życzenia, jest akceptowalny. Wiele wątków pozostało zostawionych bez echa co daje furtkę do napisania kolejnych części. Myślę, że sięgnęłabym po nie z czystej ciekawości. Chciałabym wiedzieć jak dalej potoczą się losy tego duetu śledczego, ale kolejny tom nie byłby w moim TOP10 do przeczytania na już.
Grimm City. Wilk
Po Kłamcy, Chłopcach i Dreszczu przyszła kolej na baśnie braci Grimm. Jakub Ćwiek w oryginalny sposób wziął na warsztat najsłynniejszych bajarzy i ich opowieści, kształtując z nich tło dla swojego nowego cyklu, Grimm City. I nie, nie jest to wariacja na temat baśni, a zaskakująco mroczny kryminał noir w mieście zepsutym do szpiku kości i oleiście czarnym niczym smoła.
W spowitej tłustymi czarnymi oparami metropolii, jak dotąd rządzonej przez znane wszystkim gangsterskie rody, pojawia się Nowy Gracz. Jego pierwszymi ofiarami padają... taksówkarze, a potem znany w całym mieście i to w sposób daleki od chwalebnego, inspektor Wolf. Podejrzaną zaś okazuje się śliczna dziewczyna nosząca czerwoną pelerynkę z kapturem. Na jej trop przypadkowo trafia utalentowany, lecz biedny muzyk Alfie Moore, który nieco wbrew sobie zostaje wplątany w brudną grę toczoną między największymi graczami w mieście.
Tytuł powieści nasuwa dwa skojarzenia, które okazują się zaskakująco trafne. Po pierwsze, to bardziej oczywiste, jest związane z braćmi Grimm, w rzeczywistości wykreowanej przez Jakuba Ćwieka pełniącymi rolę kogoś na kształt apostołów, bowiem główną religią wyzwaną w tym świecie są właśnie Opowieści i Bajania. Po drugie, tytuł stanowi mniej lub bardziej zamierzone nawiązanie do filmu Sin City, zwłaszcza że po skończonej lekturze można dostrzec między nimi wiele podobieństw – wszechobecną ciężką czerń (dosłowną i metaforyczną), postaci, z których każda ma coś na sumieniu oraz fakt, że w żadnym z tych miast nie da się przeżyć nie brudząc sobie rąk i pozostając w zgodzie z przykazaniami.
To właśnie ten wykreowany przez autora świat i niesamowity klimat stanowią największe zalety powieści. Oryginalne wykorzystanie motywu baśni okazało się strzałem w dziesiątkę, zwłaszcza że jest ono jednocześnie subtelne (fabuła jest osadzona w wiarygodnych realiach i w działaniach bohaterów nie pojawiają się żadne elementy nadprzyrodzone bądź magiczne) i czytelne (nie sposób nie dostrzec nawiązań do wielu baśni z Czerwonym kapturkiem na czele). Jak dowiadujemy się niemal na samym początku, zgodnie z podaniami Grimm City powstało na ciele martwego olbrzyma i żyje tylko dzięki jego smolistej, wydobywanej wprost z serca krwi, przynoszącej pieniądze, a jednocześnie nadającej miastu brudny, oleisty krajobraz, nigdy nie cieszący się widokiem słońca i czystego nieba. Główna religia wyznawana przez mieszkańców miasta związana jest z Bajarzem i jego opowieściami, wszelkie zaś odłamy czy wręcz sekty są tylko wariacją na ten temat. Nie ma więc tu miejsca dla Boga, jakiego znamy, są tylko bajania i historie spisane przez braci Grimm...
Właściwie jedynym zarzutem, jaki można by postawić powieści to brak naprawdę wyrazistych bohaterów. Mimo że na pierwszy plan wysuwa się trzech (Alfie oraz dwaj detektywi), nie mają oni rysów tak szczególnych, że zapadaliby głęboko w pamięci. Zwłaszcza że McShane i Evans, ogólnie nieźle nakreśleni, zdają się niemal bliźniętami jednojajowymi, tak są do siebie podobni w zachowaniu i reakcjach. Najbardziej uwagę przykuwa Mort, prawa ręka miejscowej szychy, Dragosavalija, wierny do bólu lokaj, twardy, gotowy na wszystko i niezawodny.
Podsumowując, nową powieścią Jakub Ćwiek zaskakuje w sposób bardzo pozytywny; z jednej strony kontynuuje charakterystyczne dla siebie nawiązania do baśni i znanych powszechnie historii, z drugiej jednak robi to w sposób świeży i niebanalny. Wprawdzie Chłopcy to nadal numer jeden z moim prywatnym rankingu jego powieści, jednak Grimm City to naprawdę udany początek nowego, pokuszę się też o stwierdzenie, że dojrzalszego, cyklu. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne tylko ten poziom utrzymają oraz że nie będziemy musieli zbyt długo na nie czekać.
Fox Games poleca nowości majowe i czerwcowe
Tajemnicze Podziemia
"Tajemnicze podziemia” to kolejna gra wydawnictwa Trefl z serii „Dr Knizia poleca”. Tym razem odwiedzamy fantastyczne, pełne potworów i skarbów, podziemia.
Wiek: 6 +
Czas gry: ok. 20 minut
Liczba graczy: 1-5 osób
Cel i fabuła gry
Dzielni bohaterowie zawędrowali do groźnych podziemi by odnaleźć skarby. Na ich drodze czycha jednak również wiele niebezpieczeństw. Celem gry jest zbudowanie swojego własnego labiryntu w taki sposób by zdobyć jak największą ilość skarbów jednocześnie omijając stojące na drodze potwory.
Strona wizualna
Pod względem graficznym gra wygląda dobrze, ale nie wyróżnia się niczym szczególnym. Instrukcja została napisana w prosty i przystępny sposób, większość rzeczy została w niej zwizualizowana. Nie spodobało mi się natomiast łączenie wyciskanych żetonów. Naprawdę trudno wyjąć je z ramek jednocześnie w żaden sposób ich nie uszkadzając. Nie ma szans, żeby przynajmniej odrobinę nie zerwała się z nich wierzchnia warstwa papieru.
Przygotowanie gry
Gracze otrzymują plansze podziemi, które kładą wejściem w swoim kierunku. Znaczniki punktów kładziemy na środku stołu. Każdy uczestnik otrzymuje 20 płytek podziemi w wybranym wcześniej kolorze i rozkłada je przed sobą tak, żeby w łatwy sposób można było wybierać konkretne obrazki. Najmłodszy z graczy kładzie je jednak w stosiku zakrytym, by później móc je po kolei losować.
Przebieg rozgrywki
Najmłodszy gracz podnosi płytkę z wierzchu swojego stosu i pokazuje ją innym graczom. Wszyscy wybierają takie same płytki i umieszczają je w dowolnym miejscu na swojej planszy. Czynność ta powtarzana jest do momentu zapełnienia wszystkich kwadratów (w sumie 16 razy). Drugi wariant gry jest nieco trudniejszy gdyż płytki zamiast na dowolnym miejscu układa się tak by do siebie przylegały (zaczynając od wejścia do podziemi).
Wrażenia
Gra jest bardzo fajna i łatwa, w sam raz dla dziecka w wieku 6-7 lat. Tak naprawdę jednak to nic oryginalnego czy wyszukanego. Szatą graficzną również niespecjalnie zachwyca. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę jej niezbyt wygórowaną cenę i zamiłowanie dzieci do pokonywania labiryntów, to muszę przyznać, że warto w nią zainwestować.
Podsumowanie
„Tajemnicze podziemia” to prosta, przyjemna i szybka gra, która nie wymaga zbyt dużej ilości miejsca (ani do rozłożenia, ani do przechowywania). Myślę jednak, że starszych graczy szybko znudzi, nawet jeżeli będą korzystali z różnych wariantów rozgrywki. Dla dzieci chodzących do szkoły podstawowej gra będzie jednak idealna i takim maluchom mogę ją z czystym sumieniem polecić.
Wystartował preorder "Fobos"!
Odmów... – szepcze mi do ucha cichy głos. – Wiesz, że nie nadajesz się do tej misji z tym, co masz do ukrycia. Wiesz, że jeśli polecisz, będziesz cierpiała tak, jak jeszcze nikt dotąd nie cierpiał. Odmów w tej chwili... Premiera powieści już 1 czerwca!
Fragment: "Inwazja na Tearling"
Rozdział 1
Hall
Było niemal pewne, że druga inwazja Mort będzie wyglądała jak rzeźnia. Po jednej stronie stała pierwszorzędna armia mortmesneńska uzbrojona w najlepszą broń, jaką widział Nowy Świat, dowodzona przez człowieka, który nie zawaha się przed niczym. Po drugiej stro- nie stała armia tearlińska: czterokrotnie mniejsza, uzbrojona w tanie żelazo, które nie wytrzymałoby uderzenia solidnej stali. Szanse Tear- lingu nie były niewielkie. Były katastrofalnie małe. Nikt nie widział możliwości ucieczki przed tragedią.
Grey Goo Definitive Edition w planie wydawniczym Techlandu
Wydawnictwo Techland ogłasza, że już 14 kwietnia na sklepowych półkach pojawi się Grey Goo Definitive Edition - strategia czasu rzeczywistego utrzymana w klimatach science fiction. Gra przywołuje na myśl złotą erę RTS'ów, gdyż założyciele zespołu deweloperskiego, który odpowiada za Grey Goo, to jednocześnie twórcy kultowego Command&Conquer.
Wkrocz w mroczny świat Uniwersum Metro 2033 i przeżyj przygodę na planie teledysku
Rok 2016 obfituje w długo wyczekiwane premiery spod znaku Uniwersum Metro 2033. Po „Prawie do użycia siły" Denisa Szabałowa oraz fanowskiej antologii „Echo zgasłego świata" przyszła pora na kolejną powieść sygnowaną marką najlepszej serii postapo! W związku ze zbliżającą się premierą ruszamy z produkcją teledysku stworzonego specjalnie na tę okazję!
Denis Szabałow „Prawo do użycia siły”
Nadszedł ważny dzień dla wszystkich czytelników książek z serii Uniwersum Metro 2033.
Swoją premierę ma powieść Denisa Szabałowa „Prawo do użycia siły" – pierwsza tom trylogii rewelacyjnie ocenianej przez czytelników rosyjskich. Ale to nie jedyna dobra wiadomość: Wraz z powieścią Szabałowa w ręce czytelników trafia również antologia „Echo zgasłego świata" – zbiór opowiadań, których autorami są młodzi twórcy – fani literatury postapokaliptycznej, nagrodzeni w III konkursie na opowiadanie w Uniwersum Metro 2033.
Wydawnictwo Insignis w bezprecedensowy sposób wspiera młodych twórców. Publikując ich twórczość w bestsellerowych nakładach, daje im jedyną w swoim rodzaju szansę dotarcia ze swoją amatorską twórczością do kilkudziesięciu tysięcy czytelników. Fanowski zbiór opowiadań został dołączony jako bezpłatny dodatek do całego nakładu „Prawa do użycia siły". Aby uatrakcyjnić antologię, otwiera ją nowe opowiadanie Pawła Majka – szczególna gratka dla fanów „Dzielnicy obiecanej".
Z okazji dzisiejszej premiery prezentujemy opowiadanie „Parias" zwycięzcy konkursu Piotra Jedlińskiego w interpretacji Krzysztofa Banaszyka.
Zapraszamy do wysłuchania