październik 08, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Czarne

poniedziałek, 31 grudzień 2012 14:10

Królestwa Nashiry. Marzenie Thalithy

Z twórczością Licii Troisi miałam przyjemność zapoznać się w zeszłym roku dzięki trylogii pod tytułem „Legendy Świata Wynurzonego", która niesamowicie przypadła mi do gustu z powodu lekkiego stylu pisarki oraz wspaniałej wyobraźni i pomysłowości. Kiedy na rynku pojawiła się najnowsza powieść Włoszki postanowiłam za wszelką cenę ją przeczytać, a jak się czegoś bardzo mocno pragnie, to się to dostaje. Wcześniej czy później. Tak samo było z pierwszym tomem najnowszej trylogii Troisi pod tytułem „Królestwa Nashiry". Kiedy już wyciągnęłam książkę z pieczołowicie oklejonej koperty przez głowę przemknęła mi przykra myśl, że „Marzenie Talithy" może być niewypałem. Sama nie wiem, skąd się to wzięło, ale mimo chęci przeczytania prześlicznie wydanej powieści odłożyłam ją na bok i zabrałam się za przygotowanie materiału do prezentacji mojego tematu pracy magisterskiej, a potem przyszła okropna niechęć do czytania czegokolwiek i książka zaczęła kurzyć się na jednej z półek mojej biblioteczki. Kilka dni przed świętami dopadło mnie paskudne przeziębienie i chcąc poprawić sobie humor oraz przeżyć jakąś przygodę podszytą klasyczną fantasty sięgnęłam po „Marzenie Talithy".

Główną bohaterką najnowszej powieści Troisi jest rudowłosa, siedemnastoletnia Talitha, córka niezwykle okrutnego i bezwzględnego hrabiego Megassy, władcy Krainy Lata. Dziewczyna ma duszę wojowniczki i szkoli się na gwardzistkę pod opieką Roye'a – mistrza Gwardii w Messe, mieście, w którym mieszka Talitha. Najbliższym przyjacielem nastolatki jest uroczy, zielonowłosy Saiph – jej osobisty niewolnik, którego wcale nie traktuje jak swojego sługi. Spokojne, wypełnione ukochanymi przez dziewczynę treningami życie zmienia się, gdy Lebitha, siostra głównej bohaterki, zakonnica i pretendentka do roli Małej Matki klasztoru poważnie podupada na zdrowiu. Ojciec dziewcząt żądny władzy wysyła swoją zbuntowaną latorośl do zakonu. Nowy dom Talithy i Saipha nie ma nic wspólnego z miastem w Krainie Lata, w którym oboje się wychowali. W zakonie panują brutalne, nieludzkie reguły i dotkliwe kary zahaczające o bestialstwo w czystej postaci. Dziewczyna, w której drzemie duch wojownika nie jest w stanie znieść atmosfery ponurego zakonu, zakazów, nakazów oraz kar i po kilku dniach pobytu postanawia uciec z tego przeklętego miejsca razem ze swoim przyjacielem. Niestety, ucieczka z więzienia strzeżonego przez śmiertelnie niebezpieczne kombatantki – zakonnice-wojowniczki wcale nie będzie łatwa.

Powiem szczerze, początek „Marzenia Talithy" boleśnie mnie rozczarował, a pierwsze rozdziały rozłożyły mnie na łopatki sączącą się z nich nudą. Zmęczona brakiem jakiejkolwiek akcji odłożyłam powieść na stolik i wróciłam do niej dopiero po kilku dniach z silnym postanowieniem, że przeczytam ją do końca, nawet, jeśli miałaby być niemiłosiernie nudna. Po mordędze, którą zafundowały mi pierwsze rozdziały w końcu dotarłam do akcji właściwej, która wciągnęła mnie bez reszty. Przypominało to kolejkę górską: najpierw długi podjazd w górę, a potem gwałtowna jazda w dół z głośnym, niekontrolowanym piskiem. Z wypiekami na policzkach chłonęłam kolejne strony, rozdziały i części „Marzenia Talithy" totalnie zaskoczona kreatywnością i pomysłowością młodej pisarki. Swoją drogą dziewczyna jest niesamowita – napisać tyle powieści i jeszcze mieć nowe niebanalne pomysły? Szacun.

Troisi stworzyła kolejny fantastyczny, niebezpieczny, tajemniczy i interesujący świat dopracowany w najmniejszym nawet szczególe. Mamy tutaj intrygujących mieszkańców Nashiry – Talarytów (dominująca rasa w Nashirze) i Femtytów (niższa, podporządkowana Talarytom rasa, która nie odczuwa fizycznego bólu), cztery Królestwa, bardzo szczegółowo opisaną religię wyznawaną przez jedną z ras i precyzyjnie przedstawioną hierarchię panującą w klasztorach, a wszystko opisane przyjemnym, lekkim stylem, którzy czytelnicy mogli poznać podczas lektury poprzednich powieści Troisi.

„Marzenie Talithy" to, jak już wspomniałam, klasyczna powieść fantasy, więc panuje tutaj utarty, znany wszystkim schemat, który często stosuje sama pisarka: młodziutka, zbuntowana i mężna wojowniczka w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela przeciwstawia się rozkwitającemu czernią i brutalnością złu. Nuda i banał? Może, jednak autorka ten utarty schemat zaklęła w niesamowicie wciągającą, porywającą, pełną emocji i przygód powieść, która sprawi, że czytelnik na chwilkę straci dech w piersi, jego serce zerwie się do galopu, a rzeczywistość przestanie być istotna.

Co z tytułową bohaterką?

Talitha to prześliczna, młoda, nieco porywcza i niezwykle charakterna osóbka z duszą wojownika. Jej największym marzeniem jest służenie w Gwardii, nic więc dziwnego, że w zakonie nie ma łatwego życia: upokarzające kary to nic w porównaniu do intryg tkanych przez Grele – kandydatce do roli Małej Matki klasztoru i córki króla Królestwa Jesień. Na szczęście młodą hrabiankę na duchu podtrzymuje zielonowłosy Saiph, który skradł moje serce delikatnością i oddaniem względem swojej właścicielki, nauczycielka magii Pelei i nowicjuszka Kora, która stała się przyjaciółką Talithy. Sama Talitha jest nieco irytująca. Fajnie, że jest to buntowniczka z charakterem, jednak jej ośli upór, który niejednokrotnie sprawiał dziewczynie i jej niewolnikowi kłopoty jest po prostu nie do zniesienia. Dziewczyna jest niecierpliwa i pała taką nienawiścią do zakonnic, które ukrywają przed ludem zbliżający się koniec świata (swoją drogą, Troisi, która z wykształcenia jest astrofizykiem wykorzystała swoją wiedzę i 'wrzuciła" do swojej powieści motyw o dwóch słońcach, które zagrażają Nashirze), że czasami przestaje myśleć logicznie przez co cierpi jej przyjaciel, ale mimo to nie da się jej nie polubić.

Czarne charaktery, które czytelnik spotka podczas przygody w świecie stworzonym przez pisarkę wzbudzą w nim przeróżne emocje zaczynając od złości, a na czystej nienawiści kończąc. Sama momentami miałam ochotę zrobić krzywdę pannie Grele, która swoim zachowaniem doprowadzała mnie do furii.

Co jeszcze mogę powiedzieć?

„Marzenie Talithy" zostało bardzo pięknie wydaje. Baśniowa okładka niesamowicie zachęca do sięgnięcia po najnowszą powieść Troisi, jednak niech jej urok was nie zwiedzie – nie znajdziecie tam magii w postaci barwnego, migoczącego pyłu. W świecie Talithy magia jest śmiertelną bronią, a także praktycznym narzędziem na przykład do otwierania zamkniętych na głucho drzwi. Poza prześliczną okładką czytelnik w pierwszym tomie przygód młodej wojowniczki znajdzie niezwykle czytelną mapkę Talarii (zresztą we wszystkich książkach Troisi pojawiają się mapki magicznego uniwersum) oraz spis imion i nazw, który pomoże mu odnaleźć się w świecie Talithy i Saipha.

Podsumowując, „Marzenie Talithy" jest historią zbudowaną na klasycznym schemacie, na którym opierają się powieści fantasy, pełną wartkiej akcji, która wynagradza nudnawy początek i ciekawych, budzących w czytelniku skrajne emocje, bohaterów. Samo uniwersum jest dopracowane w najmniejszym szczególe, a pomysłowość autorki powala czytelnika na kolana. Z ręką na sercu przyznaję, że sama jestem zachwycona najnowszą książką Włoszki i z niecierpliwością czekam na drugi tom „Królestw Nashiry".

Dział: Książki
poniedziałek, 01 październik 2012 00:00

Klątwa tygrysa. Wyprawa

„Wyprawa" to już trzeci tom przygód Kelsey i dwóch towarzyszących jej tygrysów. To historia natchniona sagą „Zmierzchu", którą autorka postanowiła wydać na własną rękę, ponieważ nie udało jej się znaleźć żadnego zainteresowanego wydawcy. I tym razem wydawnictwa popełniły poważny błąd, ponieważ powieść szybko trafiła na listy bestsellerów, po drodze zdobywając setki tysięcy fanów.

Po tym jak książę Ren (biały tygrys) został porwany przez Lokesha, dzieją się z nim dziwne rzeczy. Przede wszystkim nie pamięta swojej ukochanej, przyjaciółki i wybawczyni – Kelsey. Na dodatek sam dotyk dziewczyny sprawia mu fizyczny ból. Za to uczucie Kishana (czarnego tygrysa) rozkwita. Chłopak staje się dojrzalszy, mądrzejszy, a dla ukochanej jest w stanie poświęcić dosłownie wszystko. Mimo dziwnej sytuacji, bohaterowie decydują się podjąć przerwaną przygodę i rozwiązać zagadkę, a dziewczyna postanawia, że jeżeli Ren jej już nigdy więcej nie pokocha, to przynajmniej odzyska jego przyjaźń.

Wydawało mi się, że przeczytałam gdzieś informację o tym, że „Klątwa tygrysa" ma być trylogią. Jeżeli tak jest rzeczywiście, to będzie mi bardzo przykro z tego powodu, ponieważ książka tak naprawdę się nie kończy. Nawet epilog to jedynie wstęp do ciągu dalszego. Bardzo chciałabym się dowiedzieć, co ostatecznie stanie się z bohaterami... Cóż, „Wyprawa" w każdym razie nie rozwiązuje tego dylematu.

To samo co w pierwszym tomie „Klątwy tygrysa" podobało mi się bardzo, w drugim i trzecim zwyczajnie mi przeszkadza. Wyprawy w stylu Indiany Jonesa niestety stały się motywem nudnym i oklepanym, ponieważ przez ile tomów może dziać się ciągle to samo? Nie podobało mi się również to, że Kelsey się w ogóle nie zmieniła. Przez cały czas zachowuje się dokładnie tak samo. Podczas gdy Ren i Kishan przeszli wewnętrzną przemianę ona jest tą samą, chaotycznie postępującą dziewczynką, która ma swój własny, dość nierzeczywisty, pogląd na świat. Naprawdę liczyłam na to, że coś w tej kwestii się w końcu zmieni.

Pomysł fabularny jest ciekawy i innowacyjny. Autorka pisze dość dobrze, jej największym problemem jest jednak sztuczność niektórych sytuacji. Na przykład kiedy chce coś przedstawić czytelnikowi, najczęściej Kelsey pyta o to pana Kadama, a on jej w dość nużący sposób różne rzeczy opowiada. Sądzę, że można było to zrobić znacznie bardziej interesująco.

Największą zaletą książki są relacje między głównymi bohaterami. Trójkąt miłosny, Ren – Kelsey – Kishan, wyszedł autorce perfekcyjnie. Postacie przekomarzają się ze sobą w naturalny i przyjemny sposób. Ich uczucia to naprawdę spora część fabuły. Obok przygód właśnie to w tej powieści stało się najważniejsze i do opisywania takich scen Colleen Houck ma prawdziwy talent. Jestem niezmiernie ciekawa ekranizacji i tego, w jaki sposób ukaże to reżyser.

Trylogia „Klatwy tygrysa" to pełna przygód, fantastyczna powieść. Ma swoje braki i niedociągnięcia, ale i tak bardzo przyjemnie się ją czyta. Z ciekawością śledzi się losy Kelsey i dwóch tygrysich braci. Sama autorka ze swoich książek jest bardzo dumna, a na Facebooku śledzą ją setki fanów. Książka reprezentuje sobą coś nowego. Jest inna od setek takich samych historii i choćby dlatego warto ją przeczytać. Myślę, że każda dziewczyna o romantycznym sercu i duszy, ucieszy się z poznania pełnej uczuć, dzielnej i dobrej Kelsey. Nie wspominając już o dwóch zabiegających o jej względy książętach. Jeżeli szukasz czegoś, co pomoże Ci oderwać się od szarej rzeczywistości, ta książka jest właśnie dla Ciebie.

Dział: Książki
poniedziałek, 04 czerwiec 2012 13:56

Klątwa tygrysa. Wyzwanie

Mogłoby się wydawać, że w świecie romantycznych powieści paranormalnych było już wszystko. Colleen Houck jednak postanowiła rozwiać ten mit. Dwa tygrysy, dwaj zaklęci hinduscy książęta i jedna, przeciętna, amerykańska dziewczyna, od której zależy ich los. „Klątwa tygrysa" to niezwykła, pełna wartkiej akcji, intrygująca historia, która zachwyci niejednego czytelnika.

Drugi tom powieści zaczyna się w miejscu, w którym skończył się pierwszy (co wbrew pozorom wcale nie jest takie oczywiste w przypadku niektórych książek). Kelsey wróciła do Stanów Zjednoczonych, jednak w nagrodę za swoją pracę otrzymała dom, samochód i sporą sumę pieniędzy. Została również, wbrew swojej woli, zapisana na uniwersytet. Ren, tak jak sobie tego życzyła, w ogóle nie odzywa się do niej, więc dziewczyna, żeby zapomnieć o swoim tygrysim księciu, zaczęła umawiać się na randki. Chętnych kandydatów jej nie brakuje, najbardziej jednak polubiła Li, swojego trenera sztuk walki. Sytuacja komplikuje się jednak, kiedy Ren również przyjeżdża do Ameryki, oznajmiając Kelsey, że nie mógł już dłużej bez niej wytrzymać.

Mimo wszystkich środków bezpieczeństwa, jakie zastosował pan Kadam, Lokeshowi udaje się namierzyć dziewczynę. Bohaterowie zostają rozdzieleni i tym razem, Kelsey przyjdzie (tak jak oczekiwali czytelnicy) spędzić sporo czasu z Kishanem (zmieniającym się w czarnego tygrysa bratem Rena). Protagoniści uświadamiają sobie wiele uciekających im wcześniej rzeczy, a autorka książki postanowiła zaskoczyć czytelników, wykorzystując niestety dość ograny motyw (którego jednak nie będę zdradzała, ponieważ jeżeli ktoś nie czytał trylogii „Igrzysk Śmierci" czy choćby przygód Drowa Drizzta Do'Urdena, to naprawdę będzie zaskoczony). Niestety przez takie chwyty powieść straciła sporo ze swojej wcześniejszej oryginalności.

Książka jest napisana ciekawie i bardzo obrazowo. Colleen Houck maluje słowem, dokładnie przedstawiając czytelnikowi miejsca, ubrania, czy przygody swoich postaci. Barwne opisy wyróżniają „Klątwę tygrysa" z grona współczesnych powieści młodzieżowych, które są pisanie niczym przepełnione akcją scenariusze filmowe. Oczywiście Indii i przygód rodem z „Indiany Jonesa" również nie zabraknie. Pod tym względem nic się nie zmieniło.

Niejednokrotnie podczas czytania powieści, szczerze się uśmiechałam. Niektóre sceny i zachowania bohaterów są po prostu do zakochania. Czasami z kolei postawa Kelsey bardzo mnie irytowała, ale nie mogłabym nazwać dobrą książki, która nie wywołuje we mnie żadnych emocji. Określenie bilauta (czyli kociak), jak nazywał ją Kishan, zdecydowanie do dziewczyny pasuje.

Wydanie książki może nie jest perfekcyjne, ale z pewnością również się nie rozpada (czytałam kilka takich właśnie opinii). Okładka zdecydowanie przyciąga wzrok, tłumaczenie i opracowanie edytorskie są bez zarzutu. Brakuje mi chyba tylko skrzydełek, dzięki którym nie zaginają się rogi. Natomiast te braki nieco wynagradza cena, która jest niższa niż ceny podobnej grubości książek innych wydawców. No cóż, coś kosztem czegoś. Chyba po prostu tego rodzaju kompromisów czasami nie sposób uniknąć.

„Wyzwanie" to barwna, pełna tajemnic i intrygująca historia, w której każdy będzie w stanie znaleźć coś dla siebie. To nie tylko „trójkąt miłosny" (jak wyczytałam z okładki), ale również ciekawa, pełna magii przygoda. Akcja przeplatana jest zabawnymi sytuacjami i legendami z Indii. Mimo powielania pewnych wzorców, książka wnosi w życie czytelników pewien powiew świeżości – jest to coś zupełnie nowego. Opowieść jakiej jeszcze dotąd nie było.

Dział: Książki

Miała na imię Ewa. Codziennie ją podglądał przez lornetkę. Mieszkała naprzeciwko. Krzyknął, kiedy zobaczył, że dziewczyna potyka się upada i... Wybiegł z mieszkania, po drodze zawiadamiając straż pożarną.

Wrócił zapłakany, brudny, wściekły. Na siebie, że nie uratował ukochanej. Jeszcze kilka dni i odważyłby się do niej nawet odezwać. Umarła. Telewizor roztrzaskał jej głowę. Głupi wypadek!

Rwał włosy, krzyczał, mie spał, nie jadł, nie mył się, nie wychodził. Tęsknił, widział ją, rozmawiali, dotykała go, kochali się. Roztrzaskał dzwoniący telefon o ścianę. Hurtowo palił papierosy, pił za dużo kawy. Bezsenność, zmęczenie, frustracja, samotność, ból i rozgoryczenie sprawiły, że wymyślił rozwiązanie! Będzie dobrze, kochanie. Wrócisz. On nam pomoże! Trzeba go tylko poprosić!

Wertował książki, internet, zrobił odpowiednie zakupy. Wyniósł wszystko z pokoju. Na podłodze, białą kredą, narysował ogromny pentagram, w jego rogach ustawił czarne świece, zapalił. Rozebrał się do naga, usiadł po turecku w środku symbolu, otworzył księgę, głośno przeczytał zaklęcie.

Naga kobieta zmaterializowała się, kiedy już ochrypł. Podeszła do niego, chwyciła za gardło i bez wysiłku podniosła. Zamachał nogami w powietrzu. Miała ogromne oczy bez białek. Czarne. Zacisnęła palce na grdyce chłopaka, szponami przebiła skórę szyi, pociekło kilka czerwonych strużek. Łapał powietrze jak wyciągnięta z wody ryba, krzyczał bulgocząco, wierzgał. Drugą dłonią uderzyła w klatkę piersiową, łamiąc żebra, przebiła skórę, potężnym szarpnięciem wyrwała serce. Ogarnięte spazmem drgawek, tryskające krwią ciało chłopaka z hukiem upadło na podłogę. Bogini Hekate cisnęła sercem w kąt pokoju. Znikając, kręciła z politowaniem głową.

- Głupi ludzie, przecież pentagram Lucyfera jest bez zawijasów.

Dział: Secretum Grozy

Intrygująca powieść fantasy, w której magicznej wizji równoległych Londynów dorównuje oryginalna kreacja barwnych bohaterów.

Witajcie w Szarym Londynie – brudnym i nudnym, pozbawionym magii, rządzonym przez szalonego króla Jerzego III. Istnieje też Czerwony Londyn, w którym w równej mierze szanuje się życie i magię, oraz Biały, miasto wycieńczone wojnami o magię. A niegdyś, dawno temu, istniał jeszcze Czarny Londyn... Teraz jednak nikt o nim nawet nie wspomina.

Dział: Książki

Od niepamiętnych czasów mieszkańcy zewnętrznych Kręgów samotnego miasta służyli rządzącym w Klejnocie arystokratom. Ale oto nadchodzi czas pomsty i wyrównania rachunków. Sprzysiężenie Czarnego Klucza przygotowuje się do przejęcia władzy. Violet znajduje się w samym środku rebelii, ale konflikt z arystokracją ma dla niej również wymiar osobisty. Jej młodsza siostra, Hazel, została porwana przez Diuszesę Jeziora. Teraz Violet, która tak wiele ryzykowała, by umknąć z Klejnotu, będzie musiała użyć całej swej mocy, by tam powrócić i ocalić nie tylko swoją siostrę, ale również całe Samotne Miasto.

Dział: Książki

Od 21 czerwca nakładem wydawnictwa CzyTam ukazała się debiutancka książka MarcyKate Connolly. Przywodząca na myśl „Frankensteina" i baśnie braci Grimm powieść wyróżnia się ekscytującą, oryginalną fabułą o klasycznym rodowodzie.

Dział: Książki
niedziela, 05 czerwiec 2016 12:34

Każde Imperium ma swój kres!

Już 29 czerwca premierę będzie miała najnowsza książka Angusa Watsona Tron z Żelaza.

OSTATNI TOM EPICKIEJ TRYLOGII FANTASY, KTÓRA NIE SCHODZI Z UST FANÓW NA CAŁYM ŚWIECIE.

Legiony Cezara wyrąbały i wymordowały sobie drogę przez całą Galię, a teraz spoglądają łakomym okiem na leżącą za morzem Brytanię. W ich szeregach znajdują się zrodzeni z czarnej magii potworni legioniści. Armia Królowej Lowy musi stawić czoło nadciągającej inwazji, choć jej najlepszy dowódca nie żyje, a jej młoda druidka utraciła magiczną moc. Nad Brytami wisi widmo śmierci i niewoli, ale choć stoją w obliczu zagłady, królowa-wojowniczka nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.

BO KAŻDE IMPERIUM MA SWÓJ KRES!

Dział: Patronaty

Mroczne podziemia i pikselowe klimaty nie pozostawiają nikogo obojętnym. Miło nam ogłosić, że gra "Boss Monster" zakwalifikowała się do finału Pixel Awards 2016 w kategorii Total Blackout (najlepsza gra planszowa).

Dział: Bez prądu
piątek, 27 maj 2016 09:19

Wyspa strachu

Wszyscy szukamy swojego raju na ziemi, miejsca, gdzie wszystkie troski pójdą w zapomnienie. Dla wielu to właśnie Gotlandia stała się oazą spokoju, ale... do czasu.

Zaczęło się od rozszarpanej w jednym z domku owcy. Później był zamordowany mężczyzna, rozcięty z chirurgiczną precyzją. Mieszkańcy Gotlandii zaczynają się bać, turyści w panice starają się uciec z wyspy. Inspektor policji Frederik Broman stara się zapanować nad coraz bardziej rozprzestrzeniającym się chaosem, walcząc zarówno na płaszczyźnie prywatnej, jak i zawodowej. Jak dorwać mordercę, który zaplanował każdy najmniejszy szczegół z niesamowitą precyzją?

Nie ukrywam, że opis z tyłu Wyspy strachu napędził mi niesamowitego... smaczku na tę pozycję. Morderca rozcinający swe ofiary na pół? W dodatku nieuchwytny? To coś zdecydowanie dla mnie. Oczywiście niemałe znaczenie miała w tym przypadku także okładka, bowiem jej mroczny klimat jeszcze bardziej zachęcał do zapoznania się z historią Frederika Bromana. Czy magnetyczny front kryje w sobie równie ciekawą treść?

Zdecydowanie tak. Od pierwszych stron autor serwuje czytelnikom owcze szczątki, by w dalszym ciągu zabrać go do bardziej krwawych spraw. Sprawa toczy się swoim torem, zaś policjanci nadają jej właściwy bieg; nie ma mowy o zbyt długim odpoczynku, gdy po wyspie grasuje psychopata. I chyba największy plus należy się panu Ostlundh za to, że ów krwawy twór jego wyobraźni naprawdę może nosić miano nieuchwytnego. Mimo, iż policja posiadała swoje typy, to mnie one jakoś specjalnie nie przekonywały- byłoby za łatwo. Autor tak skrzętnie opracował postać czarnego charakteru, że nikt nie wskazałby owej osoby jako sprawcy, do czasu otrzymania dowodów, oczywiście. Jedyne czego w tym przypadku mi zabrakło, to porządny motyw. Mgliste tłumaczenia o morderczej potrzebie serca jakoś nie do końca mnie przekonują, choć mam świadomość, iż nie zawsze jakieś wydarzenie z przeszłości musi budzić w sprawcy morderczy pierwiastek.

Autor pozwala nam zarówno towarzyszyć policji podczas poszukiwań, jak i serwuje czytelnikom wycinki z życia mordercy, choć tych jest w Wyspie strachu o wiele mniej. Właściwie te dwa lub trzy mini- rozdziały (może lepszym określeniem byłyby wstawki) nie wnoszą nic do naszych odczuć wobec psychopaty, ponieważ zawarte w nich zostały zaledwie szczątkowe wspomnienia, kilka emocji związanych z zabójstwami. Obraz mordercy jest dla czytelnika zamazany, niewyraźny; nie krystalizuje się żaden konkretny obraz, prócz jednego -i raczej już znanego- jest to człowiek z poważnymi zaburzeniami. Sprawca to -tak dla bohaterów tejże historii, jak i czytelnika- człowiek bez twarzy.

Ta pozycja zabrała mi dosyć dużo czasu, ale nie z tego powodu, o którym większość z Was w tym momencie pomyśli. Moim wytłumaczeniem jest brak czasu; historia nie ma tu nic do rzeczy. Ba, jest wręcz odwrotnie- śledztwo prowadzone przez Fredrika Bromana zapisało się w mojej pamięci jako niezwykle ciekawe, jedno z tych, które pamięta się dość długo po odłożeniu książki. Jak już wspominałam sprawa toczy się wartko, nie ma mowy o przestojach czy odpoczynku. Policja daje z siebie wszystko, choć prawdopodobnie kolejne trupy wskazują na coś zupełnie innego. A, co najważniejsze- w pewnym momencie sprawa robi się bardziej... osobista.

Myślę, iż Hakan Ostlundh swą Wyspą strachu zrobił bardzo dobre pierwsze wrażenie. Jeżeli kolejne tomy cyklu utrzymają poziom (a może nawet nieco go zawyżą, w co wierzę), to autor ma szansę na stanie się jednym z popularniejszych szwedzkich pisarzy. Grunt to umiejętność zbudowania odpowiedniej atmosfery, a panu Ostlundh znakomicie się to udało. Zdecydowanie jestem na tak!

 

 

Dział: Książki