grudzień 06, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: AlterNatywne

piątek, 26 sierpień 2016 07:16

Mechaniczny

Zegarmistrzowie kłamią.

Alternatywna wizja świata utrzymana w tykających klimatach clockpunku, bunt maszyn, w których budzi się świadomość oraz rozważania nad istotą człowieczeństwa i nieśmiertelnej duszy to najbardziej apetyczne kąski, jakie można znaleźć w Mechanicznym, pierwszym tomie cyklu Wojny alchemiczne autorstwa Iana Tregillisa.

Historia Europy wywróciła się do góry nogami wraz z niezwykłym wynalazkiem holenderskiego naukowca i zegarmistrza Christiaana Huygensa, który w XVII wieku stworzył pierwszego mechanicznego człowieka napędzanego mocą alchemii. Powstanie kolejnych tzw. klakierów zapoczątkowało prawdziwą rewolucję i niesamowity skok zbrojeniowy na korzyść Holandii, która uzbrojona w armię niemal niezniszczalnych, mechanicznych żołnierzy dość szybko podbiła i podporządkowała sobie niemal całą Europę. Ostatnim niezależnym państwem pozostała Francja, mocno ograbiona z ziem i daleka od dawnej świetności, broniąca się coraz słabiej i mniej efektywnie.

Od powstania pierwszego klakiera mija niecałe trzysta lat. Klakierzy są nieodłączną częścią życia mieszkańców Holandii, pełniąc rolę służących, woźniców i żołnierzy, z pełnią przekonania traktowanych jak sprawne i użyteczne, ale pozbawione świadomości maszyny. Napędzani zaszczepionymi w nich głęboko rozkazami, zwanymi geas, mechaniczni ludzie niczego nie pragną i nie potrzebują, lecz coraz mocniej budzi się w nich świadomość. Co pewien czas pojawia się również informacja o zbuntowanym klakierze, który odmawia padania na kolana przed ludźmi i domaga się godnego traktowania, co kończy się falą paniki wśród ludzi i podtrzymaniem nadziei wśród jego pobratymców, że kiedyś może świat będzie wyglądał inaczej.

Głównym bohaterem powieści jest Jax, klakier, który niespodziewanie (choć z powodów jasno przez autora wytłumaczonych) zrzuca z siebie pęta geas i zyskuje wolność. Jednak jako zbuntowany mechaniczny, a tym samym zagrożenie dla precyzyjnego porządku rzeczy w królestwie, momentalnie staje się wrogiem publicznym numer jeden i celem gorączkowych poszukiwań ze strony władz. Jednocześnie, wbrew sobie, zostaje wplątany w przygotowywaną przez francuskich szpiegów rewolucję i sieć intryg, przez co szybko może stracić świeżo zdobytą niezależność.

Równolegle z wątkiem Jaxa, śledzimy historie dwojga ludzi - Berenice Charlotte de Mornay-Périgord, wicehrabiny de Laval, będącej „mózgiem” francuskiego wywiadu oraz katolickiego księdza Luuka Vissera, szpiega działającego od lat w Hadze również na rzecz Francji. Na zdecydowany plus powieści trzeba zaliczyć fakt, że cała trójka bohaterów została wykreowana w sposób wiarygodny i dopracowany, każdy ma też mocno zaakcentowany indywidualny rys, dzięki któremu pozostaje zapamiętany i wyróżnia się na tle innych.

Motyw buntu niewolników przeciwko swym panom, również w wersji science fiction, czyli rebelii rozpoczętej przez maszyny posiadające inteligencję i samoświadomość, nie jest w literaturze niczym nowym. Tregillisowi udało się jednak uniknąć powielania schematów i stworzyć zajmującą historią, głównie dzięki wykorzystaniu steampunkowego klimatu, który w ostatnich latach zyskuje coraz większą popularność. Alternatywne wizje świata, w których historia i przeszłość wypełnione są niesamowitymi maszynami i szczyptą alchemii, która przestaje być tylko wymysłem szaleńców, a staje rzeczywistością, przyciągają i pobudzają wyobraźnię. W przypadku Mechanicznego z jednej strony mamy do czynienia z wieloma elementami technicznymi, ale z drugiej przedstawione są one w przystępny sposób, co sprawia, że po powieść mogą z powodzeniem sięgnąć zarówno fani gatunku, jak i osoby, które dopiero rozpoczynają z nim przygodę.

Podsumowując, Mechaniczny to solidna porcja dobrej lektury, bardzo obiecująco otwierająca nową serię. Ian Tregillis w zgrabny sposób połączył wartką akcję, interesującą fabułę i bohaterów z rozważaniami na temat natury człowieka i jego prawa do zabawy w Boga z wszelkimi tej zabawy konsekwencjami. Warto sięgnąć i przeczytać. Polecam.

Dział: Książki
środa, 27 lipiec 2016 23:39

Patronat: "Taniec w ogniu"

Jestem czarownicą, a czarownice wzniecają ogień.

Lili wraca do swojego świata i jest gotowa aby ułożyć sprawy z Rowanem. Co prawda omal nie zginęła w płomieniach i musi ukrywać swoją moc, lecz w porównaniu z walkami toczonymi w alternatywnym Salem, jej życie naprawdę układa się dobrze.

Dział: Patronaty
środa, 02 listopad 2011 13:27

36

Nie mogłabym sobie wybaczyć, gdybym nie przeczytała tej książki. Wciąż pamiętam moment, w którym szukając jakiegoś ciekawego opowiadania natrafiłam na adres "36-horror-td". Historia, która była tam zamieszczona zachwyciła mnie już na samym początku i nigdy nie mogłam wytrzymać aż autor doda kolejny rozdział. A tu nagle... Wydanie książki! No i jak sobie odmówić, skoro nawet nie zna się zakończenia?

Sam autor można powiedzieć jest ewenementem (w dobrym tego słowa znaczeniu), bo rzadko zdarza się, żeby ktoś w tak młodym wieku napisał powieść. Ale to się tylko chwali! W końcu nikt nie powiedział, że swoich marzeń nie można spełniać jeszcze przed wejściem w dorosłość.

"Gdy ciernie zła i bólu oplotą Twe serce, przygotuj się na koszmar... Na żywej polanie..."

Kończy się trzytygodniowy obóz we Włoszech. Grupa młodzieży wraca autokarem do swoich rodzinnych domów w Anglii, jednak na włoskiej granicy niespodziewanie zastaje ich korek. Autokar zawraca i skręca w nieznaną drogę, brnąc przez burzę, kiedy w drzewo uderza piorun. W jego blasku pojazd stacza się w przepaść. Z rozbitego wraku wydostają się tylko osoby, którym wcześniej ukazała się tajemnicza liczba 36.

Zmęczeni i okaleczeni decydują się ruszyć w stronę miasta, jednak zastaje ich noc. Znajdują polanę i stojący na niej dom. W nim postanawiają przeczekać. Jednak wraz z rankiem zaczyna się prawdziwy koszmar.

Co trzeba zaznaczyć od razu, książka nie nadaje się dla osób o słabych nerwach. Dla tych, cierpiących na arachnofobię też raczej nie. Polecam ją za to czytać nocą, w ciszy i samotności. Oczywiście, jeśli ktoś lubi się bać przy horrorach.

Sam pomysł na fabułę jest świetny, pomijając może fragmenty, w których rzeczywiście dało się aż nazbyt wyczuć zamiłowanie autora do Ruin Scotta Smitha. Z wykonaniem jest trochę gorzej, ale sądzę, że z czasem nastąpi poprawa, bo nad stylem trzeba jedynie troszeczkę popracować.

Cała książka składa się z powoli dojrzewającego początku, wciągającego rozwinięcia i zaskakującego zakończenia. Powieść nie pozwala się od siebie oderwać, a czyta się szybko, choć trzeba stopniować wrażenia.

Brakuje mi tylko jednej rzeczy. Czuję niedosyt, bo mimo, że przeczytałam również alternatywne zakończenia, znajdujące się na blogu, nie wiem nic o dalszych losach rodzin zaginionych, które to przecież są czymś więcej niż tylko drugim planem.

Jeszcze jednym minusem, aczkolwiek takim, który można wybaczyć, są błędy, pojawiające się w tekście. Nie ma ich dużo, za to niektóre są wprost przezabawne i psują cały klimat.

36 polecam fanom survivalowych horrorów, mocnej grozy i pewnej nuty makabrycznych obrazów, bo przed takimi nie da się ustrzec, czytając powieść Tomasza Drogokupca. Od siebie dodam jeszcze, że niesawicie zagnieżdża się ona w pamięci, bo do tej pory wszędzie widzę trzydziestki szóstki, a jadąc i wracając z Włoch, nie myślałam o niczym innym.

W tej chwili pozostaje mi tylko czekać na kolejny, jeszcze lepszy popis autora.

Dział: Książki

Intrygująca powieść fantasy, w której magicznej wizji równoległych Londynów dorównuje oryginalna kreacja barwnych bohaterów.

Witajcie w Szarym Londynie – brudnym i nudnym, pozbawionym magii, rządzonym przez szalonego króla Jerzego III. Istnieje też Czerwony Londyn, w którym w równej mierze szanuje się życie i magię, oraz Biały, miasto wycieńczone wojnami o magię. A niegdyś, dawno temu, istniał jeszcze Czarny Londyn... Teraz jednak nikt o nim nawet nie wspomina.

Dział: Książki

16 marca pod patronatem Secretum oraz nakładem wydawnictwa Fabryka Słów ukaże się nowa książka Michała Gołkowskiego pt. "Komornik". Autor serii "Stalowe Szczury" tak opisuje swoją powieść:

Dział: Patronaty

20 listopada swoją premierę będzie miał najważniejszy tom cyklu o inkwizytorze Mordimerze Madderinie. "Kościany galeon" Jacka Piekary to dziewiąta część głównego cyklu oraz jednocześnie piąta pozycja w podcyklu "Ja inkwizytor". Powieść ukaże się pod patronatem Secretum.

Dział: Patronaty
sobota, 15 sierpień 2015 19:19

Biblioteka pana Lemoncella

Kilkulatką przestałam być już bardzo dawno temu, ale ducha tamtego wieku wciąż noszę w sobie. Z przerażeniem obserwuję jak nastoletni czytelnicy zapominają o swojej wrażliwości i w kolejnych zestawieniach jako najciekawszą lekturę wskazują „50 twarzy Grey'a" czy inne, podobne tytuły, zdecydowanie dla nich nieprzeznaczone. Szczególnie, że – jak udowadnia np. „Biblioteka pana Lemoncella" – lektura z właściwym targetem może być nie tylko dużo bardziej od „dorosłych" powieści wciągająca, a przede wszystkim wartościowa. To zdecydowanie jedna z najciekawszych pozycji dla młodocianego czytelnika, z jaką dane mi się było w ostatnim czasie zapoznać.

Tytuł kusi od pierwszego już rzutu okiem na kolorową, lecz nie przesadnie infantylną okładką. Kombinacja książkowych półek w pastelowych barwach, pól z gier planszowych i konturów młodych postaci ma w sobie jakąś baśniową, uroczą tajemniczość. Nawet w obecnym zaawansowaniu wiekowym tytuł łypał na mnie jakby rzucając wyzwanie. Moje wewnętrzne dziecko wykonywało niespokojne, pełne radości salta na samą tylko myśl o przewracaniu kolejnych stron powieści.

Historia – zgodnie z hasłami na okładce – bardzo przypomina tę „Charliego i fabryki czekolady", chociaż wydaje się nieco mniej surrealistyczna. Główny bohater, Kyle, ma dwanaście lat, dwóch starszych braci i ogromną potrzebę rywalizacji. Właśnie jedna z prób udowodnienia, że może wygrać nawet ze starszym rodzeństwem sprowadza na niego tarapaty. Gdy tłucze okno, rodzice dają mu szlaban na wyjścia i komputerowe gry. W tym samym czasie w szkole organizowany jest konkurs na esej. Jego zwycięzca może wygrać nie tylko bon na planszówki (nie byle jakie planszówki, bo produkcji pana Lemoncella!), ale i zaproszenie do całonocnej zabawy w bibliotece... bardzo nietypowej bibliotece, dodajmy. Kyle w ostatniej chwili skrobie na kartce kilka słów, a później za wszelką cenę stara się dotrzeć do organizatora zabawy, byle wygrać wstęp do czytelni. Jego motywacje są dość płytkie – ma nadzieję skorzystać z dostępnych tam komputerów i zainstalowanych na niej gier. Jednak, kiedy trafia do biblioteki okazuje się, że świat oferuje dużo więcej, niż tylko wirtualne zabawy...

„Biblioteka pana Lemoncella" to pozycja niezwykle pouczająca. Z jednej strony młodzi czytelnicy mogą znaleźć w niej propozycje alternatywnego spędzania wolnego czasu oraz, subtelnie przez autora popychani, zrozumieć, że najlepsza rozrywka to ta, w której uczestniczy się z rówieśnikami. Z drugiej strony, dzięki licznym odwołaniom do różnorodnych lektur – i wyłuskaniu z nich najciekawszych elementów, wyzwalających chęć poznania dalszego ciągu danych historii – powieść ma szansę zainteresować odbiorcę samym czytaniem.

Chociaż od pierwszych stron wiadomo, że „Biblioteka pana Lemoncella", to lektura dla najwyżej kilkunastolatków (informacja na okładce wskazuje 9+) w rzeczywistości nie okazuje się aż tak nieskomplikowana. Autor obok przygód Sherlocka Holmesa przywołuje historie opisane przez Ricka Riordana, ale także odwołuje się do klasyki jak „Buszujący w zbożu" Salingera czy dzieł Fiodora Dostojewskiego. Wiedza książkowych bohaterów robi szokujące wrażenie. Przyznam, że przez chwilę wątpiłam w prawdopodobność tak szerokich dziecięcych horyzontów, jednak po dłuższym zastanowieniu uznałam, że to nie świat autora, Chrisa Garbensteina, jest przesadzony, a moja wiedza posiada luki. Jakkolwiek wciąż uważam, że wiele z przywołanych tytułów nie jest przeznaczona dla tak młodego czytelnika.

Akcja powieści mknie niczym strzała. Właściwie nieustannie coś się dzieje. Dzieciaki wystawiane są na próby, podejmują ryzykowne decyzje, uświadamiają sobie własne błędy (lub nie), zawierają sojusze i wymyślają podstępy (na których różnie wychodzą). Postaci są nakreślone bardzo wyraźnie. W zasadzie ich imiona można by zmienić na jednowyrazowe cechy, ale ten fakt nie razi. Autor wyraźnie zostawił miejsce dla czytelników na wysnuwanie własnych wniosków i wyciąganie z nich odpowiednich nauk.

Całość napisana jest lekko, przyjemnie i w sumie bardzo typowo. Krótkie zdania, brak wyszukanych kombinacji stylistycznych, a jednocześnie wplatanie – natychmiast tłumaczonych – trudniejszych słów, to standardowy chwyt edukacyjny, który zawsze się sprawdza. Powieść uzupełniają liczne rebusy (przy niektórych naprawdę trzeba pokombinować), pozwalając czytelnikowi nie tylko na śledzenie fabuły, ale i uczestniczenie w niej. Jednym zdaniem – idealne połączenie ciekawego pomysłu i przemyślanego wykonania. Za jedyną wadę uznałabym wykorzystywanie, w celu rozbawienia, motywu odgłosów fizjologicznych. Moim zdaniem to już dość wyświechtane.

„Biblioteka pana Lemoncella" to książka z gatunku tych, o które coraz trudniej na księgarskich półkach. Pozycja o przemyślanym targecie, z przesłaniem; jednocześnie inteligentna, zabawna i wciągająca. Chris Grabenstein napisał powieść, która nie tylko spodoba się dzieciom, ale również zachwyci ich rodziców. Kto wie, może za przykładem bohaterów, pociechy zdecydują się odejść od komputerów i zanurzyć w tajemniczym i intrygującym świecie realnych zabaw lub... bibliotek?

Dział: Książki

Już 30 maja w Młodzieżowym Domu Kultury w Toruniu ul. Przedzamcze 11/15 (toruńska starówka) odbędzie się Festiwal Komiksu i Kultury Popularnej DWUTAKT. Impreza trwa od godz. 10.00 do 20.00 Zapraszamy!

Dział: Konwenty
piątek, 10 kwiecień 2015 20:18

Anna

Nigdy nie zrozumiem mechanizmu pamięci. I nie chodzi wcale o to, że pamiętam pierwszy dzień w szkole podstawowej, a za nic w świecie nie mogę przypomnieć sobie wydarzeń z zeszłego tygodnia. Zastanawiam się raczej nad kreacją wspomnień – co z nich jest moje, co zasłyszane, co zapamiętane z rodzinnego albumu. Czy te odległe obrazy zdarzeń i uczuć w zupełności należą do mnie? A może do kogoś innego? „Mindscape" (w tłumaczeniu polskiego dystrybutora „Anna", chociaż logiczniej byłoby zatytułować rzecz słowami w stylu „Skrywana pamięć") traktuje, co prawda o innym aspekcie ludzkich powrotów do przeszłości, jednak w podobny sposób skłania do refleksji nad znaczeniem i mocą tego, co wydaje się nam, że pamiętamy.

„Mindscape" opowiada historię alternatywnej rzeczywistości, którą – od tej, do której jesteśmy przyzwyczajeni – różni powszechne występowanie, akceptacja i wykorzystanie umiejętności paranormalnych. W szczególności specjalizuje się w tym ostatnim firma Mindscape znana z najwyższej jakości świadczonych usług. A jakie usługi właściwie świadczy? Otóż jej agenci, czy też detektywi, potrafią czytać ludzkie wspomnienia. Podobną umiejętność posiada również John (Mark Strong), znajdujący się w szeregach przywołanej już spółki. Traumatyczne przeżycia utrudniają mu jednak wykonanie zleconego przez pracodawcę zadania i mężczyzna zostaje odsunięty od sprawy. Gdy wraca po przerwie, otrzymuje z pozoru prostą ofertę – badając wspomnienia nastoletniej Anny (Taissa Farmiga) ma zachęcić dziewczynę do jedzenia. Okazuje się jednak, że młoda kobieta i jej psychika są znacznie bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać. Wkrótce John zostaje wciągnięty w intrygę, której sam do końca nie rozumie.

„Mindscape" to dużo biedniejsza wersja „Incepcji" Nolana. W teorii chodzi zupełnie o coś innego, ale w praktyce podobieństwa mnożą się z każdą sekundą produkcji. Tym, co oba obrazy rozdziela jest akcent psychologicznej gry położony na „Mindscape", gdy w „Incepcji" skupiono się raczej na warstwie szybkiej i widowiskowej akcji.

Niezależnie od podobieństw wymienionych produkcji, „Mindscape" nie jest złym filmem. Od pierwszych minut intryguje i interesuje, a sploty węzła głównej tajemnicy rozwiązywane są bardzo powoli. Widz ma szansę zagłębić się w fotelu i poobgryzać paznokcie. Kolejne wspomnienia Anny i dochodzenie Johna, to się uzupełniają, to wykluczają, by po drodze kilkukrotnie się uprawdopodobnić lub zmienić w misternie zaplanowany podstęp. Postać nastolatki na przemian budzi współczucie, niechęć, zaufanie, podejrzliwość i chęć zemsty na jej oprawcach. Tylko, czy w ogóle byli jacyś oprawcy? Podobne pytania o to, czy coś miało miejsce, czy nie można także zadawać w przypadku postaci Johna. Przyznaję, że czerpałam z tego sporą frajdę.

Bardzo mocnym punktem obrazu jest jego obsada. Strong wygląda jak zagubiony psiak, chociaż jego inteligencja i podejrzliwość każą wierzyć, że to częściowo zaplanowana poza. Aktor ma doskonale plastyczną twarz – i z wyłączonym dźwiękiem oraz napisami można by zapewne zrozumieć, co stara się przekazać. Farmiga także zaprezentowała się w „Mindscape" świetnie, chociaż kolejny raz wcieliła się w dokładnie tę samą postać – pokręconej psychologicznie, lecz bardzo inteligentnej i przebiegłej, nastolatki. Obawiam się, że ta łatka może już pozostać z nią na zawsze.

Do gustu przypadły mi także zdjęcia. Większość z nich nie prezentowała niczego odkrywczego, nie proponowała niecodziennych eksperymentów, ale schematy ujęć zostały wykorzystane zgrabnie, a później sprawnie zadziałał na nich montażysta. Postprodukcja nie miała może zbyt wiele pracy z efektami specjalnymi, ale kilka efektów slow motion i momenty „wpadania w trans" wyglądały na tyle przekonująco, że nie śmiałabym nazwać ich tanimi wstawkami – rzeczywiście miały swoją pracę do wykonania.

Tym, co zasadniczo obniżyło moją ocenę produkcji, nie jest wcale wspomniana wcześniej wtórność, czy też podejrzane podobieństwo między filmami, lecz zakończenie. Finał do bólu mnie rozczarował. Ręce opadły, spomiędzy warg wydarło się niedowierzające prychnięcie. Jakkolwiek jednak podsumowanie pozostawia wiele do życzenia, to jak na pełnometrażowy debiut jest to rzecz naprawdę udana. Jorge Dorado ma moje błogosławieństwo, by zająć się na stałe reżyserią thrillerów. Skoro już teraz było całkiem dobrze to, co będzie mógł zaofiarować światu za dziesięć lat? Chyba czas zacząć zapuszczać paznokcie.

Dział: Filmy

"Afterfall: Reconquest" to pierwszy epizod gry akcji osadzonej w post-apokaliptycznym uniwersum Afterfall utrzymany w niezwykle ciekawej biało-czarnej konwencji. Pozycja ta ukazała się w serii Made In Poland nakładem wydawnictwa IQ Publishing.

Dział: Z prądem