Rezultaty wyszukiwania dla: AlterNatywne
Fruit Ninja: Combo Party
„Fruit Ninja” to gra karciana mająca symulować konkurencję przecinania owoców mieczem. Wojujemy tu co prawda jedynie kartami i rękojeścią miecza, resztę jednak dopowiada wyobraźnia. Gra kierowana jest dla graczy od ósmego roku życia i jest to trafnie zdefiniowany wiek. W pierwszej chwili może wydawać się nieco złożona. Zwłaszcza zdanie „Każda runda składa się z 11 tur, a każda tura z 11 faz” umieszczone na początku instrukcji brzmi nieco zawile. Jednak przeczytanie całej – niedługiej zresztą – instrukcji, wyjaśnia z jak prostą rozgrywką mamy w gruncie rzeczy do czynienia.
Po otwarciu barwnego, solidnego pudełka widzimy kilka rodzajów elementów oraz przegródki przeznaczone na ich uporządkowane przechowywanie. Przede wszystkim mamy tu kolorową instrukcję i trzy rodzaje kart: 72 karty owoców – podstawowy element rozgrywki; 6 kart pomocy – przedstawiających zasady naliczania punktów; 30 kart nagród. Poza kartami nagród, zestaw zawiera różne żetony złotych jabłek, które również służą do przyznawania lub odbierania punktów. Całości dopełnia czarna rękojeść katany zdobiona złotymi znaczkami o nieokreślonym bliżej znaczeniu.
Gra polega na zgromadzeniu Serii kart – trochę jak w pokerze, z tą różnicą, że swoich Serii gracze przed sobą wzajemnie nie ukrywają, kompletując je na stole awersami do góry. Każdy taki Stos Serii zawiera od dwóch do sześciu kart i w zależności od ich liczby uczestnik otrzymuje za nie określoną liczbę punktów. Oczywiście całą rozgrywką sterują zasady, określające klucz według którego tworzone są Serie, moment przyznawania punktów i tok rozgrywki. Brzmi to jak spokojna i cicha zabawa, niemniej została ubarwiona pewną ekspresyjną zasadą pozwalającą zdobyć dodatkowe punkty – lub utracić dotychczasowe – która ożywia rozgrywkę i wywołuje od czasu do czasu wybuchy radości. I tu wyjaśnia się rola rękojeści katany dołączonej do zestawu. Otóż przy każdej kolejnej turze gracze dokładają po jednej karcie do swojego stosu serii – jeśli przynajmniej dwóch uczestników wyłoży identyczną kartę, muszą przechwycić rękojeść stojącą na środku stołu. Ten, który uczyni to pierwszy, otrzymuje dodatkowe punkty.
Nie przedstawiłam powyżej wszystkich niuansów rozgrywki – te przystępnie precyzuje instrukcja. Zapoznanie się z zasadami gry nie jest kłopotliwe i już od pierwszej rundy rozgrywka nabiera tempa. Wybuchy śmiechu i drobne sprzeczki o to kto potrącił rękojeść lub kto pierwszy ją chwycił ożywiają zabawę, a instrukcja salomonowymi sądami wskazuje rozwiązanie nieporozumień. Dzieci długo potrafią wytrwać przy tej zabawie, dorosłych po kilkunastu rundach może jednak zacząć nużyć – to moje osobiste odczucie, całkowicie subiektywne. Młodociani testerzy pochylający się ze mną nad „Fruit Ninja” zbierając zestaw po zakończeniu gry, zwrócili moją uwagę na alternatywne zastosowania poszczególnych jego elementów – kartami grając w zmodyfikowanego Piotrusia, kataną symulując ciosy, z kolei żetony i karty punktacyjne traktując jak pieniądze w jakiejś wymyślonej na poczekaniu własnej rozgrywce. Jak widać grywalność karcianek i planszówek nie jest jedynym kryterium oceny. Inspiracja też się liczy.
Plemiona. Wojna bogów
Większość nastolatków doskonale orientuje się, kim są Zeus i Afrodyta. Dzięki produkcjom Marvella świetnie znają Lokiego i Thora. A co z słowiańską? Imiona takie jak Perun, Weles czy Światowid mogą brzmieć dla nich obco, wręcz niezrozumiale. Teraz jest szansa, by to zmienić i zainteresować młodzież (i nie tylko), tym co nasze. A wszystko to za sprawą Łukasza Radeckiego i jego serii Plemiona, którą otwiera powieść Wojna bogów.
Gdy trójka rodzeństwa – bliźnięta Zbyszek i Weronika oraz ich adoptowany brat Kacper – wyjeżdża na klasową wycieczkę do Biskupina, nie zdają sobie sprawy, że nie będzie im dane wrócić z niej do domu. Na skutek splotu wydarzeń przenoszą się o półtora tysiąca lat do pogańskiej, słowiańskiej Polski. Czy prawdziwej, czy też jej alternatywnej wersji, do końca nie wiadomo. Pewne jest jedno, muszą zrezygnować ze smartfonów, elektryczności i innych udogodnień, jakie znają. Mało tego, trafiają w sam środek wojny bogów, którzy są w tym świecie jak najbardziej realni. Podobnie jak istoty znane im dotąd z legend i... magia.
Nastolatki trafiają do różnych plemion, które przygotowują się do zbliżające się wielkiego turnieju. Każde plemię ma wystawić reprezentanta, który będzie walczył, choć nikt do końca nie wie, z kim i z czym przyjdzie mu się zmierzyć.
Prawdopodobnie nie tylko mnie zaskoczył Łukasz Radecki, znany głównie z krwawych horrorów, występując w roli autora powieści młodzieżowej. I chociaż z przyjemnością wspominam lekturę jego niektórych poprzednich książek, to w tej wersji spodobał mi się jeszcze bardziej. Stworzył wciągającą, pełną przygód historię i pełnokrwistych, realistycznych bohaterów.
Postaci rodzeństwa wybijają się na pierwszy plan, przyćmiewając bohaterów drugoplanowych, chociaż na uwagę na pewno zasługuje chociażby Mścigniew, wraz z towarzyszącym mu Przemkiem. Zbyszek, Weronika i Kacper są zupełnie różni, może nieco stereotypowi, ale jestem przekonana, że niemal każdy nastoletni czytelnik bez problemu będzie mógł się z nimi utożsamić. Dobre oko autora do zachowań młodzieży widać chociażby podczas wspomnianej wycieczki. Podejrzewam, że duży wpływ ma tu codzienny kontakt, jaki zapewnia Łukaszowi Radeckiemu praca w szkole.
Odnośnie samego rodzeństwa - Zbyszek to typ osiłka, w towarzystwie hałaśliwy, lubi zwracać na siebie uwagę i prędzej by umarł niż publicznie przyznał do słabości. W głębi jest znacznie bardziej wrażliwy niż można by przypuszczać, co widać zwłaszcza po twardej szkole, jaką przyjdzie mu przejść. Weronika to z kolei outsiderka, potrafi obronić się ciętą ripostą, jest niezależna, ale czasem szybciej mówi niż myśli. Z kolei Kacper, fan Tolkiena i gier RPG, jest inteligentny, ale wycofany. Tak przynajmniej jest na początku, bowiem każde z nich przechodzi poważną przemianę. Pod wpływem nowej rzeczywistości i zdarzeń muszą zweryfikować wiele własnych poglądów i zachowań.
Ogromnym atutem powieści jest sięgnięcie po mitologię słowiańską. Wprawdzie autor podszedł do tematu z dość swobodną interpretacją, niemniej jasno i klarownie przekazuje podstawy ówczesnych słowiańskich wierzeń. Robi to w sposób na tyle lekki i interesujący, że z pewnością przynajmniej część czytelników zainspiruje to do dalszego szukania informacji na ten temat.
Nie wszystko zagrało jednak tak dobrze. Samo zakończenie pozostawia uczucie niedosytu, ponieważ wydarzenia, do których wszyscy bohaterowie mozolnie dążyli przez całą powieść, rozgrywają się w błyskawicznym tempie na kilku zaledwie stronach. Gdyby rozpisać je bardziej szczegółowo, gwarantuję, że książka wiele by zyskała. Mam także wrażenie, że osoba odpowiedzialna za napisanie blurba wcale nie czytała powieści. Z opisu możemy się dowiedzieć, że Zbyszek, Wera i Kacper stają do walki w turnieju, podczas gdy nic takiego nie ma miejsca...
Niemniej całość wynagradza te potknięcia, a Wojna bogów stanowi bardzo obiecujące rozpoczęcie cyklu. Powieść to naprawdę dobra mieszanka motywów słowiańskich, niesamowitych stworzeń oraz przygód, przy których nie będzie się nudził ani młody, ani nieco starszy czytelnik. To opowieść o odwadze, tolerancji i poznawaniu samego siebie. A przede wszystkim o odkrywaniu tego, co jest w życiu naprawdę ważne.
Szczurołap
Większość z nas zna mroczną baśń o szczurołapie z Hameln. W przeciwieństwie do innych historii spisanych przez braci Grimm ta jest dosyć mocno osadzona w historii. W XIII wieku z dolnosaksońskiego miasteczka faktycznie zniknęły dzieci, a nawiązanie do towarzyszących temu wydarzeń można odnaleźć w różnych dokumentach. Co naprawdę się wtedy wydarzyło? Nie wiadomo, ale wersja zaprezentowana przez Jaya Ashera i Jessicę Freeburg pobudza wyobraźnię i... brzmi dobrze.
Hameln prześladuje plaga szczurów, których miejscowy szczurołap nie jest w stanie wytępić. Dlatego rajcy miejscy z ulgą witają w mieście wędrownego grajka, który twierdzi, że jest w stanie wybawić ich z tego kłopotu. Tajemniczy mężczyzna spędza w Hameln kilkanaście dni, nawiązując bliższy kontakt jedynie z Magdą, odsuniętą na bok przez społeczność ze względu na głuchotę. O skuteczności grającego na flecie szczurołapa wkrótce przekona się całe miasteczko. Ale czy jego mieszkańcy będą zadowoleni z końcowego efektu? W tym miejscu od razu zaznaczam, że w książce znajduje się alternatywne zakończenie baśni, w niczym nie ustępujące oryginałowi.
Dawne baśnie i opowieści mają w sobie moc i czar, który nie mija mimo setek lat od ich powstania. Z tego względu cieszą mnie nawiązania do nich, zwłaszcza gdy są tak dobre, jak Szczurołap. Autorzy stworzyli historię o niesamowitym klimacie, wciągającą nawet czytelnika, który oryginalną historię zna całkiem dobrze. W subtelny sposób wpletli w baśń o zemście historię miłosną, dzięki czemu całość zyskała głębsze znaczenie i jeszcze mocniej oddziałuje na czytającego.
Niewielka objętościowo opowieść porusza takie kwestie jak miłość, tolerancję, zaufanie i... zemstę. Zgodnie z wyznawanymi przez Szczurołapa wartościami, za każdy uczynek należy się człowiekowi zapłata. Dobrem płaci się za dobro, natomiast zło i wyrządzona krzywda zawsze powinny zostać wynagrodzone. Niezależnie od ceny, jaką taka zemsta może pociągnąć. Na przeciwległym biegunie przekonań znajduje się Magdalena, która wierzy w siłę dobrego przykładu i wybaczenia. Czy słusznie? Życie pewnie nie raz zweryfikuje jej poglądy, jak też czyniło do tej pory.
Szczurołap zawdzięcza siłę swego przekazu świetnym ilustracjom, których autorem jest Jeff Stokely. Wprawdzie nie sięgam zbyt często po powieści graficzne, ale ta zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie i chętnie sięgnęłabym po więcej.
Mówiąc krótko, gorąco polecam Szczurołapa i to nie tylko fanom baśni i fantastyki. Ta książka ma moc!
Dni Fantastyki - Maciej Parowski
W 2018 roku Wrocławskie Dni Fantastyki odbędą się w dniach 29 czerwca – 1 lipca w Centrum Kultury „ZAMEK”.
Maciej Parowski - o absolwent Politechniki Warszawskiej, pisarz, scenarzysta komiksów, krytyk literacki i filmowy, redaktor. Od 1982 roku kierownik działu literatury polskiej w „Fantastyce” (od 1990 „Nowej Fantastyce”), w latach 1992-2003 również naczelny pisma. Prowadzi kwartalnik „Czas Fantastyki” (od 2004).
Wywiad z Adamem Przechrztą
Historyk, doktor nauk humanistycznych, pedagog, autor artykułów na temat historii, walki nożem i okinawańskiego karate. Interesuje się działaniami służb specjalnych. Jako pisarz zadebiutował w 2006 roku, od tego czasu w Fabryce Słów wydał dziesięć powieści oraz tom opowiadań.
Jest laureatem Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego, w 2014 roku otrzymał Srebrne Wyróżnienie za „Gambit Wielopolskiego”.
Zwolennik czytania przy jedzeniu. Czytuje wszystko, od podręczników pszczelarstwa, poprzez literaturę głównonurtową i fantastyczną, aż po romanse dla pań. Te ostatnie przeważnie w poczekalni u dentysty. Marzy o świętym spokoju.
Dni Fantastyki coraz bliżej!
Jeśli jeszcze zastanawiacie się, jak spędzić początek wakacji, to przypominamy, że 29 czerwca-1 lipca odbędzie się czternasta edycja Dni Fantastyki!
Sama lista gości to 60 powodów by zawitać w tym czasie do wrocławskiej Leśnicy. Nie sposób przytoczyć tu sylwetki wszystkich gości, ale przedstawiamy Wam niektórych z nich.
Festiwal Fantastyki Cytadela - promocja biletów
PROMOCJA ZOSTAŁA PRZEDŁUŻONA DO 14 CZERWCA!
Od 1 czerwca dostepne też będą bilety jednodniowe.
Festiwal Cytadela odbędzie się po raz drugi na terenie zabytkowej Twierdzy Modlin. Wszystkie atrakcje będą się odbywały na dziedzińcu fortyfikacji oraz w części najdłuższego budynku Europy. Znajdziecie u nas bloki: literacki, filmowy, serialowy, popularno – naukowy, komiksowy, warsztatowy i pokazowy. Będzie również blok Mangi i Anime. Nie zabraknie u nas znakomitych sesji RPG i LARPów. Miłośnicy planszówek, karcianek i systemów bitewnych odnajdą się w Games Roomie. Będzie także blok gier elektronicznych. Artyści zaprezentują swoje prace związane z fantastyką. Projektanci mody alternatywnej pokażą swoje kreacje. Wystawcy zjadą się z całego kraju. A już dziś zacznijcie się szykować na konkurs AlterEgo Cytadela – cosplay i projekt własny – w zupełnie nowej formule!
Festiwal Fantastyki Cytadela 15-17 czerwca 2018
Festiwal Fantastyki Cytadela 15-17 czerwca 2018
Festiwal Cytadela odbędzie się po raz drugi na terenie zabytkowej Twierdzy Modlin. Wszystkie atrakcje będą się odbywały na dziedzińcu fortyfikacji oraz w części najdłuższego budynku Europy.
Demon Luster
Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać powieść Martyny Raduchowskiej „Szamanka od umarlaków”, która okazała się bardzo przyjemnym i sprawnie napisanym urban fantasy, ale jednocześnie wydawała się zaledwie spokojnym wstępem do większego cyklu. Kontynuacja – „Demon luster” – pozwoli sprawdzić, czy rytm pierwszego tomu miał na celu uśpienie czytelnika, czy to cecha charakterystyczna powieści Raduchowskiej.
Na pierwszy rzut oka uwagę przykuwa okładka, utrzymana w podobnej stylistyce co oprawa graficzna pierwszej części, a jednocześnie unikająca powtarzalności. O ile „Szamanka od umarlaków” była zielona, to „Demon luster” razi agresywną czerwienią. Ciekawe, na ile kolor okładki jest związany z dynamiką przedstawionych w utworze wydarzeń...
Na samym początku powieści znów spotykamy znaną z pierwszej części Idę Brzezińską, szamankę od umarlaków, czyli „kogoś między medium a banshee” odpowiedzialną za duszę osoby, której śmierć przepowie. Ida zdążyła się pogodzić ze swoją rolą i z faktem, że przyjdzie jej się parać magią zamiast studiować wymarzoną psychologię. Po zdarzeniach z poprzedniego tomu, częściowo nie z własnej woli bohaterka, dołącza do zespołu Wydziału Opętań i Nawiedzeń, w skrócie WON, gdzie poznaje całą galerię specyficznych umagicznionych agentów, w tym obdarzonego skomplikowaną przeszłością łowcę demonów Kruchego, wiedźmę Rudą oraz właścicielkę jeziora i poniekąd alternatywnego wymiaru, Kornelię. Wspólnie z nowymi kolegami z pracy oraz niezastąpioną Teklą, Idzie przyjdzie rozwiązać sprawę Kusiciela zwanego Demonem Luster – potężnej istoty opętującej i mordującej kobiety o określonym wyglądzie. Magiczne śledztwo wykazuje, że sprawa jest nie tylko skomplikowana, ale i wyjątkowo niebezpieczna – jednak skoro już Ida postanowiła pomóc, nie zamierza się wycofywać.
Przy pierwszym tomie zdarzało mi się narzekać na brak dynamiki i ciągnącą się akcję. Z perspektywy „Demona luster” mogę z całą pewnością przyznać, że poprawiło się. I to bardzo. Można odnieść wrażenie, że cała „Szamanka od umarlaków” była zaledwie długą ekspozycją, a od „Demona luster” zaczyna się akcja właściwa. Drugi tom cyklu to pełnokrwisty kryminał urban fantasy z masą barwnych charakterów, wydarzeń i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Chociaż cały czas coś się dzieje i nie sposób się nudzić, nie cierpią na tym bohaterowie – Raduchowska sprawnie wplata w fabułę osobowość i historie postaci drugoplanowych, tak że czytelnik dostaje o nich naprawdę dużo informacji, a jednocześnie nie traci z oczu głównego wątku: polowania na Kusiciela. Także Ida rozwija się jako bohaterka – nie jest już tą sfrustrowaną i przytłoczoną swoją nową rolą młodą dziewczyną. Bycie szamanką nadal nie wzbudza w niej entuzjazmu, ale stara się pokojowo koegzystować z magią, rozwija także empatię wobec otaczających ją osób i żywo interesuje się ich losami. Postać Brzezińskiej to przykład bohaterki w bardzo sympatyczny sposób dorastającej na kartach cyklu.
Uwagę zwraca też, co podkreślałam przy poprzedniej części, język powieści. „Demon luster” został napisany prosto i przystępnie, a jednocześnie nie prostackim językiem. Raduchowska przykłada wielką wagę do stylu, umie samym doborem słów wzbudzić śmiech lub strach, kreśli niezwykle sugestywne obrazy w partiach snów Idy. Ci spośród czytelników, których interesują nie tylko wydarzenia czy bohaterowie, ale też język powieści, powinni czuć się usatysfakcjonowani.
„Szamanka od umarlaków” Raduchowskiej była tekstem dobrym – „Demon luster” jest za to bardzo dobry. To naprawdę przyjemne i świetnie napisane urban fantasy. Polecam nie tylko miłośnikom gatunku.
Spiżowy gniew
14 marca ukaże się "Spiżowy Gniew" Michała Gołkowskiego, który rozpocznie nowy nurt klasycznej fantasy w Fabryce Słów, a Secretum.pl ma przyjemność ją objąć patronatem.
Nikt nie wie, kim jest ten człowiek. Wiadomo tylko, że do Hatwaret nadszedł z pustyni. Pewnego dnia pojawił się w zaułku żebraków i po prostu trwał, pozornie bez celu. Do dnia, gdy uratował życie samego cesarza i zniknął za bramami pałacu.