Rezultaty wyszukiwania dla: 2
Lore: Potworne istoty
Wspólna orbita zamknięta
27 sierpnia nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka ukaże się drugi tom z cyklu Wayferers.
Lovelace była kiedyś zaledwie sztuczną inteligencją statku. Kiedy po całkowitym wyłączeniu i zresetowaniu systemu budzi się w nowym ciele, nie pamięta, co się działo wcześniej. Ucząc się poruszania po wszechświecie i odkrywając, kim jest, Lovelace zaprzyjaźnia się z Papryką, wybuchową inżynier, która bardzo chce jej pomóc w nauce i rozwoju. Papryka i Lovelace przekonają się, że bez względu na ogrom przestrzeni kosmicznej dwie osoby mogą razem wypełnić ją bez problemu...
Intrygi
20 sierpnia, nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka, ukaże się księga II Kronik Kolegium.
Trzynastoletni Mags od ponad roku szkoli się na Herolda. Podobnie jak wszyscy Heroldowie, Mags dowiaduje się, że posiada specjalny talent – Dar Telepatii. Jednakże życie na dworze niepozbawione jest problemów.
Krew Manitou
Kiedy doktor Frank Winter po raz pierwszy ujrzał Susan Fireman, był pod wrażeniem jej "mimowego" pokazu. Chwilę później dziewczyna zaczęła wymiotować krwią, a tajemniczy mężczyzna przyglądający się całemu pokazowi z uśmiechem oznajmił, iż już jest jedną z "bladych". Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że na miasto spadło przekleństwo o wiele gorsze niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić...
Liczba chorych w zastraszającym tempie rośnie; jeszcze gorszym jest fakt, iż zakażeni nie wymiotują własną krwią, lecz swoich ofiar. Epidemia wampiryzmu zbiera coraz większe plony, szpitale są przepełnione, a ulice zasłane trupami. Nikt nie wie, co ją wywołało, ani jak ją powstrzymać. Harry Erskine, przy pomocy swojego duchowego przewodnika Śpiewającej Skały, musi rozprawić się z tym, co trapi jego miasto. Razem z nim do walki staje były żołnierz Gill, na wpół przemieniony w wampira doktor Winter oraz Jenica Dragomir, córka najsławniejszego naukowca, badającego temat wampiryzmu. Czy czwórka ludzi może pokonać to, co narodziło się w Piekle... ?
Kolejne spotkanie z Grahamem Mastertonem i jego serią Manitou za mną (choć chyba gdzieś umknął mi tom trzeci) i muszę Wam powiedzieć, że tym razem ów poczytny autor grozy dał z siebie znacznie więcej, niż w poprzednich tomach.
W całą historię wprowadza nas niejako postać doktora Wintera, który to jako pierwszy zetknął się z krwistą epidemią. Jako lekarz ma wpojone zasady- za wszelką cenę ratować ludzkie życie, nie oceniać. Ma traktować na równi tak mordercę, jak i niewinnego człowieka. Susan jawi mu się właśnie jako zupełnie niewinna osoba, do czasu, aż poznaje prawdę. Wówczas jednak nie ma już czasu na zastanawianie się nad moralnością- trzeba ratować, kogo się da. Harry Erskine nie wiedział o wydarzeniach toczących się pod szpitalami; zajęty był wciskaniem bajeczek zamożnym, starszym paniom. Złe wieści przynosi mu młody mężczyzna, skarżący się na okropne sny i nieustanne uczucie niepokoju. Do Erskine'a skierowała go Amelia, bardzo silne medium, a prywatnie znajoma Harry'ego z dawnych lat. Okazuje się, że najsilniejszy szaman jaki chodził po tej ziemi, zwany Misquamacusem, znów odnalazł sposób, aby zemścić się na białym człowieku...
Kilka lat temu byliśmy zalewani literaturą wampiryczną, acz kierowaną głównie do młodzieży. Wampiry w takowych książkach były potulnymi barankami, w imię miłości gotowi pić zwierzęcą krew, etc. etc. U Mastertona są to z kolei oszalałe z żądzy krwi bestie, płonące bez życiodajnego płynu. I choć literackie wampiry nijak mnie nie przerażają (wiem, w życiu byłoby zupełnie inaczej) to z rozkoszą czytałam książkę, w której krwiopijcy żadnych wyższych uczuć nie mają. I tu tkwi największy plus tej części- Harry nie walczy już bezpośrednio z indiańskim szamanem (którego jakoś nie może się pozbyć), lecz z jego demonicznym poplecznikiem. Misquamacusa tak naprawdę jest niewiele w tym tomie, i bardzo dobrze. Czas na jakąś odskocznię.
Akcja wartko pędzi przed siebie, a zarażeni coraz liczniej pokrywają ulice miasta. Ci, którzy zdążyli się narodzić na nowo, szukają pożywienia. Bohaterowie mają początkowo problemy z rozwiązaniem zagadki- jak dochodzi do zarażenia? Ostatecznie jednak łączą siły, a to, kto za tym całym armagedonem stoi, okazuje się niezłym zaskoczeniem...
Czytacie Mastertona? Na Waszej półce nie może zabraknąć czwartego tomu serii Manitou!
Pocięte opowieści
Tak to już w życiu jest, że zauważymy własne szczęście dopiero wtedy, gdy je utracimy...
Neth dotychczas miał w życiu ogromnego farta, a w jego fachu (sam siebie określał jako "artystę- złodzieja") to rzecz niebywale ważna. Do czasu, aż pokusił się o przyjęcie przez samego Ruariego, boga oszustów, pojedynku w karty. I wygrał, za co bóg -zamiast nagrodzić- ukarał. Teraz Neth może zapomnieć o jakimkolwiek udanym skoku, a on sam toczy się coraz szybciej po równi pochyłej aż do dna. A jednak jego osobliwy talent gawędziarsko- oratorski zwrócił na niego uwagę samej hrabiny de Foch. Kobieta pragnie wykorzystać go do swoich celów, a są one bardzo dalekosiężne... W międzyczasie zmuszony do opuszczenia Namiru w skutek dziwnych okoliczności zostaje także kapitan straży miejskiej, Tyrmisz. Jako że jego wybrance serca, czarownicy Agnes również grozi niebezpieczeństwo, mężczyzna zabiera ją ze sobą. Za Agnes podąża jej ukochany mag Skerłej oraz waleczny Khahad, krasnolud.
Bohaterowie nie zdają sobie sprawy, że ich los bardzo przyciągnął uwagę Słońca i Księżyca, a także wielu innych bóstw, które to z ciekawością śledzą ich kolejne poczynania.
Rozpoczynając swoją przygodę z Pociętymi opowieściami, sama nie wiedziałam, czego po lekturze się spodziewać. Po pierwszych stronach wręcz byłam pewna, że to bajka dla dzieci! Ogromne niedopatrzenie z mojej strony, zresztą bardzo szybko błąd naprawił się sam. Tacy bohaterowie zdecydowanie nie mogą występować w literaturze dla dzieci- a jeżeli już, to w bardzo ułagodzonej wersji.
Czy jesteśmy właśnie takimi belami palmowego drzewa, które przy spalaniu się na ogniu miłości wydziela słodki zapach? Czy jesteśmy jak gruby knotek, który trzeba w porę zalać wodą praktyczności, aby nazajutrz ktoś inny mógł ponownie rozpalić żar? Czy powinniśmy patrzeć obojętnie, kiedy widzimy już, że za chwilę płomień sam dogaśnie? Czy może bez względu na wszystkie przeciwności losu powinniśmy dokładać nowe szczapki, które chociaż nie stanowią już zrębu palmy, kiedy wypalą się wspólnie, zostawią nieodróżnialny popiół?
Skoro bóg złodziei i oszustów, zwany Ruarim, zniszczył szczęśliwy los Netha, tak wziął na swoje barki próby odbudowania go. A jednocześnie, aby ubić dogodny interes, postanowił serwować fragmentami Słońcu i innym kolejne perypetie mężczyzny. I tak powstała zawiła, pełna przygód oraz niebezpiecznych wydarzeń historia. I choć Ruari miał przede wszystkim na celu ratowanie Netha za wszelką cenę, to i na Agnes, Tyrmisza oraz Khahada spadła część jego uwagi. W końcu oni również stali się ważną częścią toczonej przez boga gry.
Nie ma znaczenia, co przyniesie ci szczęście. Ważne tylko, żebyś odkrył w sobie te najdrobniejsze rzeczy, które przyprawiają cię o uśmiech.
Historia dzieli się na trzy odłamy- perypetie Netha, nieustanną ucieczkę oraz poszukiwanie magicznej harfy przez Tyrmisza, Agnes oraz Khahada, i oczywiście codzienność Słońca oraz Księżyca, którzy ciekawskim okiem spoglądają na kolejne zapisane przez Ruariego karty. Nie sposób się tutaj nudzić, bowiem każda ze wspomnianych grup przeżywa coś innego, a z drugiej strony postaci nie jest tak wiele, aby mieć trudności z ich odróżnieniem. Do tego dochodzi rubaszny humor Khahada, który niczego się nie lęka. A i jest całkiem niezłym łamaczem niewieścich serc (albo oporu, jak kto uważa). Spędziłam z tą książką bardzo wesołe godziny, często śmiałam się sama do siebie (jak ten przysłowiowy głupi do sera). Przypadł mi do gustu stworzony przez pana Kozaczko świat otaczający naszych odważnych bohaterów, gdzie pragnie królować hrabina Meryl de Foch. Autor idealnie zestawił ze sobą momenty grozy, humorystyczne dodatki, a także chwile, w których niejednemu czytelnikowi zadrżałoby serce...
Obok Pociętych opowieści nie da się przejść obojętnie; to lektura dla każdego, niezależnie od wieku (no, może ograniczyłabym jeszcze dostęp do niej dla dzieci do 13- stego roku życia). Świetna zabawa gwarantowana!
Conan. Narodziny legendy. Tom 1
Laureaci Nagrody Eisnera, Kurt Busiek i Cary Nord, przenoszą historie o Conanie z Cymerii na plansze komiksu w najlepszej dotychczas graficznej adaptacji prozy Roberta E. Howarda. Conan to kanoniczne opowieści o najsłynniejszym bohaterze literatury magii i miecza, rozbudowane przez Busieka o wątki fabularne splatające chronologię jego przygód. Oszczędna kreska Norda i wspaniałe kolory Dave’a Stewarta sprawiają, że era hyboryjska nigdy wcześniej nie wydawała się tak rzeczywista.
Magia zabija
Atlanta, nękana przez wojny między magią i technologią, nigdy nie była tak zabójczo niebezpieczna.
Kate Daniels opuszcza Zakon Rycerzy Miłosiernej Pomocy, ale wciąż siedzi po uszy w paranormalnych problemach. A raczej będzie, jeśli przekona kogoś, aby ją zatrudnił. Rozkręcenie własnej działalności jest trudniejsze, niż myślała. Dodatkowo Zakon szarga jej dobre imię, a wielu potencjalnych zleceniodawców boi się narazić Władcy Bestii, który jest towarzyszem Kate. Kiedy więc najpotężniejszy w Atlancie Pan Umarłych prosi o pomoc, dziewczyna natychmiast chwyta okazję, aby zarobić. Okazuje się jednak, że nie będzie to łatwe zadanie. Kate musi poradzić sobie z nim szybko,
inaczej miasto i jej najbliżsi zapłacą najwyższą cenę ...
Amazing Spider-Man #03: Spiderversum
Album „Spiderversum” jest bezpośrednią kontynuacją wszystkich wątków rozpoczętych we wcześniejszym tomie będącym preludium do jednego z największych i epickich eventów w świecie Człowieka-Pająka. W końcu przyszedł czas ostatecznej konfrontacji w wielkim przeciwnikiem. Cytując Kazimierza Pawlaka: „Nadejszła wiekopomna chwila”.
Dla przypomnienia, w całym multiwersum, w różnych czasach i miejscach, zaczęły ginąć osoby obdarzone pajęczymi mocami. Polowanie na różne wersje Spider-Mana urządziła sobie rodzina Dziedziczących z potężnym Morlunem na czele. W celu przetrwania żywią się oni tzw. pajęczymi totemami. Ci wszyscy, którym udało się przeżyć starcie z wygłodniałą familią, łączą się w grupy, aby zorganizować odwet. Logiczne dla nich jest to, iż w pojedynkę ich szanse na przetrwanie są zerowe.
Nasz Peter Parker, czyli Spider-Man z Ziemii-616, okazuje się jedną z kluczowych postaci, gdyż on jako nieliczny ma pewne doświadczenie w walce z Morlunem. Na jaw wychodzi również plan Dziedziczących, którzy chcą pozbyć się ostatecznie wszystkich pajęczych bohaterów z całego multiwersum. W tym celu chcą przeprowadzić rytuał, podczas którego tak naprawdę muszą uśmiercić tylko trzy wersje Pająków: najmłodszego, oblubienicę i innego.
Z pozoru akcja odwetowa całej armii Pająków wydaje się łatwa do wykonania. W końcu ramię w ramię, w jednej bitwie ma stanąć ogromna plejada osobników obdarzonych pajęczymi mocami, m.in. Spider-Man 2099 czyli Miguel O’Hara, Superior Spider-Man czyli Otto Octavius, Spider-UK, Spider-Monkey, Spider-Ham, Spider-Punk, Scarlet Spider (w oby dwu obliczach: Kaine i Ben) oraz Silk, Lady Spider, Spider-Woman czyli Jessica Drew, Spider-Girl czyli May Parker. Jednak plan Spiderów trafia na wiele przeszkód i nie wszystko idzie po myśli bohaterów. Okazuje się, iż Dziedziczący są praktycznie nieśmiertelni, gdyż władza nad czasem i przestrzenią oraz dokonania nauki w przyszłości pozwalają im odradzać się na nowo. Ponadto, Superior Spider-Man, próbuje przejąć siłą dowodzenie nad drużyną po tym, jak zorientował się kim tak naprawdę jest Peter Parker i z którego punktu na osi czasu pochodzi. Z pojedynku na pojedynek coraz więcej pajęczych totemów zostaje pozbawionych życia. Giną mniej i bardziej rozpoznawalne postacie. Finał, jak i epilog całego eventu jest jednak spektakularny i zaskakujący oraz pełen zwrotów akcji. Tego Wam jednak nie zdradzę.
Za scenariusz całego Spider-Verse odpowiada Dan Slott. Jak wspominałem w recenzji poprzedniego tomu, na całość historii składają się zeszyty z różnych serii komiksowych. Oprócz „Amazing Spider-Man” do eventu należą historie m.in. ze „Spider-Wowan”, „Superior Spider-Man” czy „Scarlet Spiders”. Z tego powodu polskiemu czytelnikowi fabuła może się wydawać czasami chaotyczna i wyrwana z kontekstu. O ile część wątków została rozszerzona i wyjaśniona w zeszytach wydanych u nas w ramach „Spider-Man 2099” (np. wątek badania ciała jednego z Dziedziczących), to już kilka wątków miało swoje źródło w serii „Scarlet Spiders”, która w Polsce się nie ukazała.
Slott bardzo fajnie rozwinął postać Morluna stworzoną przez Straczynskiego. Zbudował całą mitologię polowania na pajęcze totemy oraz powołał do życia nowych, wygłodniałych zabójców z jego rodziny. Jednak nie wiem, czy pomysł na rytuał wymazujący wszystkie pajęcze osobniki z całego multiwersum wydaje się do końca logiczny i przemyślany. W końcu brak podstawowego wyżywienia skazałby Dziedziczących na wymarcie.
Jeśli chodzi o oprawę graficzną, do poznanego już w „Preludium” Giuseppe Camuncoli dołączyli kolejni rysownicy: Olivier Coipel i Justin Ponsor. Efekt jest zadawalający. Całość trzyma wysoki poziom. Mamy żywe kolory, szczegółowo zaprezentowane postacie czy ciekawe kadrowanie. Szczególnie bardzo ładnie prezentują się te jednostronicowe czy rozkładówki. Czasami tylko przeszkadza graficznie natłok pajęczych bohaterów w jednej scenie. Trzeba mocno się zastanowić lub przyjrzeć szczegółom kostiumu, aby wiedzieć, który Człowiek-Pająk wypowiada daną kwestię.
Podsumowując, „Spiderversum” z jednej strony jest albumem bardzo dobrym, z drugiej strony zaś lekko rozczarowuje. Dlaczego? Cały event był hucznie zapowiadany jako jeden z największych i najbardziej spektakularnych w multiwersum Marvela. Fakt, nie zabrakło tutaj dobrego humoru, efektownych pojedynków, ciekawych zwrotów akcji i ogólnie fajnego pomysłu na całość. Jednak po lekturze pozostał mały niedosyt. Samo zakończenie zostało fabularnie spłaszczone i czuć niewykorzystany potencjał. Niemniej komiks wart jest polecenia. Fani Petera Parkera na pewno się nie zawiodą. Frajda z poznawania tylu wersji Człowieka-Pająka jest spora. Ja się w sumie dobrze bawiłem i polecam.
Triskel. Gwardia
W moje ręce trafił ostatnio znów dość rozreklamowany debiut, który nie dość że wyszedł spod skrzydeł w gruncie rzeczy cenionego przeze mnie wydawnictwa Uroboros, to jeszcze całkiem nieźle się zapowiadający - takie świeże SF: supermoce, korporacyjne przekręty, polityczna gra i terroryści. Czy interesująca otoczka okazała się być preludium do dobrej powieści?
Ta sprawa to nie tyle afera międzynarodowa, co... międzywymiarowa! Przed Mayday największe wyzwanie w jej krótkiej karierze superbohaterki. Jak może jednak walczyć z czymś, czego nie rozumie?
Scyld City – w przeciwieństwie do imperium – to idealne miejsce dla osób obdarzonych nadnaturalnymi zdolnościami. Władze miejskie doskonale wiedzą, jak spożytkować te moce. Dlatego w tym mieście porządku strzeże Gwardia: Kret, Burza i Mayday.
Nikt nie wie, że za maską Mayday kryje się niepozorna studentka, Sinead Clarke. Z pochodzenia Sidheanka, marzy, by jej ojczyzna wreszcie przestała kojarzyć się tylko z terroryzmem. W wolnym czasie angażuje się w działalność na rzecz swoich rodaków. Oczywiście wtedy, kiedy akurat nie walczy z przestępczością.
Ostatnio Gwardia ma pełne ręce roboty. W napadzie na Muzeum Historii Naturalnej użyto dziwnej broni. Technologia przeczy prawom fizyki, zupełnie jakby nie pochodziła z tego świata...
W dodatku w mieście pojawia się Duncan, przyjaciel Sinead z dzieciństwa, bojownik o wyzwolenie Sidheanii spod jarzma imperium. I wygląda na to, że nie jest to towarzyska wizyta.
Sinead ma poczucie, że te dwie sprawy jakoś się łączą. Wszystkie tropy prowadzą do tajemniczej istoty, zwanej Lazur...
Każdy autor kiedyś miał swój pierwszy raz. Każdy debiutował, czy Sapkowski, czy Tolkien czy Martin. Każdy, kto wymarzył sobie drogę przez zawód autora, przeżywa wiekopomną chwilę wydania swojej pierwszej powieści. Trzeba jednak liczyć się z faktem, że pierwsze dzieła będą dokładnie maglowane przez krytyków, w celu sprawdzenia, czy w domniemanym przyszłym pisarzu jest cień szansy na większy sukces. Dobry debiut to taki, który wywołuje efekt wow. To taki, który jest lepszy, niż książki doświadczonych pisarsko twórców - wtedy wiemy, że rodzi nam się nie rzemieślnik, a prawdziwy, dumny autor. Tak było z Sapkowskim, Kossakowską, Grzędowiczem, Piekarą, Gołkowskim... Trochę ich by się znalazło. Krystyna Chodorowska jednak, mimo że starała się wykreować naprawdę oryginalny świat, barwnych bohaterów i ciekawą fabułę, to wydaje mi się, że pomysł przerósł jej umiejętności.
Pierwsze, co rzuca się czytelnikowi w oczy to chaos. Uniwersum Chodorowskiej kreowane jest na bogate, autorka stara się skrupulatnie pokazać czytelnikowi każdy jego zakamarek, panujący ustrój, zasadę działania. W gruncie rzeczy można się w tym zwyczajnie zagubić, w moim odczuciu Scyld-City jak i całe Imperium, są po prostu przerysowane, nie jest zbytnio interesujące. To samo bohaterowie - na pierwszy rzut oka wszystko jest ok, mają swoje charaktery i relacje, dialogi budowane są naprawdę sprawnie i fajnie, aczkolwiek nie poczułem do nich absolutnie nic. Zazwyczaj czytelnik przywiązuje się do bohatera, to on jest tak naprawdę przewodnikiem, swojego rodzaju duszą książki. Tutaj tego zabrakło.
Triskel to pierwszy tom większej całości. Chaos można tłumaczyć tym, że autorka być może chciała rozpocząć w powieści kilka wątków i stworzyć sobie fabularne drzwiczki do kolejnych części. Niestety, ale w moim odczuciu książka wypadła dość słabo, i mimo szczerych chęci polubienia, nie udało mi się zaprzyjaźnić z bohaterami. Trudno mi polecić książkę, aczkolwiek zdaje sobie sprawę, że może się spodobać niezbyt wymagającym czytelnikom. Czy zagłębie się w kontynuację? Raczej nie.
Outsider
Małym miasteczkiem Flint City wstrząsa zatrważająca zbrodnia, kiedy jedenastoletni Frankie Pererson zostaje bestialsko zgwałcony i zabity. Wszystkie ślady prowadzą do znanego i powszechnie lubianego trenera Terry’ego Maitlanda. Terry na co dzień przebywa wśród młodych chłopców, co napawa mieszkańców jeszcze większym przerażeniem i prowokuje policję do błyskawicznego zatrzymania, nawet jeśli miałoby to odbyć się podczas meczu, na oczach tysięcy ludzi. Problem polega na tym, że Terry ma mocne alibi. Czy to możliwe, żeby był w dwóch miejscach jednocześnie?
Nowa powieść Stephena Kinga jest przykładem na to, że Król całkiem nieźle odnajduje się w tym, dość nowym dla niego gatunku. Jak zapewne fani pisarza dobrze wiedzą, zaczynał swoją przygodę z kryminałem, serią „Mr Mercedes”, która odniosła spory sukces. Tym razem autor postanawia opowiedzieć zaskakującą historię próby udowodnienia winy człowiekowi, który aż nadto wydaje się winny. Jednak, podczas zbierania dowodów, których naprawdę nie brakuje, pojawiają się pewne znaki zapytania. Jak z tego wybrnie detektyw Ralph Anderson? Czy potrafi zapobiec kolejnym wstrząsającym morderstwom?
Fabuła została podzielona na kilka części, które zgrywają się w spójną całość. Główny wątek przerywany jest wstawkami z przesłuchań świadków, a czasem raportem z sekcji małego Frankiego z bardzo okrutnymi szczegółami, które niekoniecznie chcielibyśmy znać. Zarówno nagrania z przesłuchań, jak i raport z prywatną dygresją patologa pokazują, jak bardzo ta zbrodnia wstrząsnęła środowiskiem lokalnym.
Jako „Mistrz Grozy”, Stephen King czuje się jak ryba w wodzie, przywołując zjawiska nadprzyrodzone w swoich utworach. Nic więc dziwnego, że i w „Outsiderze” ich nie zabrakło. Na szczęście dla fanów typowych realistycznych kryminałów, elementy odrealnione nie kłują w oczy, na dodatek jesteśmy do nich stopniowo przygotowywani prawie od samego początku lektury.
Oczywiście King nie omieszkał podrzucić kilka zapożyczeń z innych jego książek. Od razu pojawił się u mnie szeroki uśmiech na twarzy, gdy do akcji wkroczyła dobrze mi znana „kingowska” postać. Nie zdradzę, o kim mowa, żeby nie zepsuć niespodzianki. Oprócz umiłowania autora do „wędrujących elementów” między jego własną twórczością, znajdziemy tutaj wiele ciekawych zagadnień, takich jak np. świetnie ukazana psychologie tłumu, ludzkie (chociaż bardziej adekwatne byłoby nazwać zwierzęcymi) zachowania — wręcz odrażające, ludzka natura, niekoniecznie przyjemna. Są też zaskakujące zwroty akcji, ożywiające i tak już całkiem ciekawą historię.
Nie mogę powiedzieć, że książka porwała mnie bez reszty, jednak ma w sobie coś, co przyciąga czytelnika. „Outsidera” czyta się z zaciekawieniem, na szczęście bez nudnawych momentów, które zdarzają się czasem Kingowi przy dłuższych powieściach. Myślę, że jest to książka warta polecenia, z resztą, przekonajcie się sami.