listopad 27, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: 2

wtorek, 29 styczeń 2019 19:32

Więzy krwi

“Więzy krwi” to zbiór dziewięciu opowiadań, które powstały na przestrzeni lat 1996-2005. Ułożone zostały chronologicznie, dzięki czemu czytelnik obserwować może rozwój i postępy autorki. Dodatkowo każde opowiadanie opatrzone zostało krótkim wstępem, w którym Maja Lidia Kossakowska przybliża genezę całej historii. Właśnie w nich pokazuje, że absolutnie każda życiowa sytuacja może stać się inspiracją do stworzenia czegoś większego.

Nierzadko zbiory opowiadań składają się z niewielu ciekawych historii, za to zapchane są bardzo przeciętnymi opowiastkami, które czytelnik chętnie by pominął. Nie tym razem. W “Więzach krwi” dobór każdej historii został starannie przemyślany. Każdy czytelnik znajdzie tu coś dla siebie, bez względu na to, jakie motywy czy wątki ceni najbardziej. Przy tym nie odczuje nudy podczas lektury pozostałych opowiadań.

Każde z nich jest bardzo oryginalne i zaskakujące. Autorka miesza fantastykę z odrobiną grozy, dzięki czemu całość budzi wiele emocji. Od złości, przez radość aż do smutku i melancholii. Wspomnieć należy, iż podczas lektury czytelnik najczęściej odczuwa przygnębienie, żal i niepokój. Często wpadać może również w stan stagnacji i emocjonalnej drętwoty spowodowanej okrucieństwem i brutalnością świata przedstawioną w “Więzach krwi”. Jest to zbiór niewiarygodnie wręcz refleksyjny, do którego można wracać wiele razy i nigdy się nie znudzi.

Oczywiście Kossakowska ponownie zaskakuje bogactwem świata przedstawionego, a także ilością i różnorodnością żyjących w nim niezwykłych istot. Owa rozmaitość w połączeniu ze znakomitym stylem, nutką grozy, innym spojrzeniem na otaczającą nas rzeczywistość oraz ogromną wyobraźnią autorki sprawia, że od książki trudno jest się oderwać.

Uczucie niepokoju wzmagają także niebywale klimatyczne ilustracje wykonane z pieczołowitością i dbałością o każdy, nawet najmniejszy szczegół. Każdy rysunek wspaniale dopełnia treść przedstawianej historii, a jednocześnie jest elementem nieprzeciętnie miłym dla oka.

Opowiadania te czytać można według kolejności, ale także nie zachowując jakiejkolwiek chronologii. Jeżeli czytelnik uzna, iż konkretna historia nie do końca mu odpowiada, bez oporów może sięgnąć po kolejną. Całość z pewnością nie straci na uroku.
Zbiór ten spodoba się nawet osobom, które nie przepadają za formą opowiadań, zaś miłośnicy Mai Lidii Kossakowskiej wręcz nie mogą przejść obok niego obojętnie.

Dział: Książki
środa, 02 styczeń 2019 17:51

Niezłe ziółka

Jedną z ukochanych gier mojego dzieciństwa była karcianka (również komputerowa) „Green Thumb Cards”. Dlatego właśnie, gdy ujrzałam tytuł „Niezłe ziółka”, moje oczy aż zaświeciły się z podekscytowania. Czy jednak gra od wydawnictwa Granna spełniła moje oczekiwania?

Cel gry

Zadaniem graczy jest zdobycie, jak największej liczby punktów sadząc i przesadzając różne odmiany ziół.

Strona wizualna

„Niezłe ziółka” to typowa, dobrej jakości gra karciana. Posiada przyjemną dla oka, pastelową szatę graficzną. Dołączona do gry instrukcja jest prosta i przejrzysta.

Przygotowanie

Każdy z graczy otrzymuje cztery karty naczyń w wybranym przez siebie kolorze.Jeden z graczy łączy i tasuje karty ziół oraz karty ziół specjalnych. Uzyskana talia powinna zwierać 72 karty.W zależności od liczby graczy odrzucamy wskazaną w instrukcji liczbę kart.Gotową talię kładziemy na środku stołu, pamiętając, by zostawić miejsce na wspólny ogród i kartę ziołowego ciasta.Rozdajemy każdemu z graczy po jednej karcie pomocy.

Przebieg rozgrywki

Gra toczy się do momentu, aż wyczerpie się talia ziół, a żadem z graczy już nie będzie mógł wykonać żadnego ruchu. W swojej turze gracz może przesadzić zioła z ogrodu wspólnego lub/i z własnego ogrodu do jednego ze swoich naczyń, według wyznaczonym na nim wskazań. Następnie gracz musi posadzić nowe zioła, po jednym w ogrodzie wspólnym i swoim prywatnym. Sam decyduje o kolejności sadzenia. Nawet jeżeli gracz wykorzystał już swoje naczynia, musi sadzić zioła aż do momentu, gdy skończą się karty w talii. Gdy żaden z graczy nie ma już możliwości ruchu, następuje podliczanie punktów (według zawartych na kartach naczyń instrukcji). Przez twórców gry przewidziany został również wariant drużynowy i wariant solo.

Wrażenia

Może nie jest to moje ukochane „Green Thumb Cards”, ale gra przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Jest to niby prosta karcianka, ale pojawia się w niej całe morze możliwości. Zarówno rywale, jak i osoby, które preferują rozgrywki kooperacyjne, mają w niej spore pole do popisu. W razie nudy i braku znajomych w pobliżu można też zagrać samemu, niczym w pasjansa. Grafika również mnie do siebie przekonała, jest elegancka i uspakajająca.

Podsumowanie

„Niezłe ziółka”, to gra, która stworzona została nie tylko z myślą o najmłodszych zawodnikach. Myślę, że spokojnie można zagrać w nią na popołudniowym spotkaniu osób dorosłych i to wcale niekoniecznie zakochanych w różnego rodzaju grach bez prądu. Rozgrywka w „Niezłe ziółka” jest bardzo miłym doświadczeniem, a sama gra niezwykle pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się po niej, że będzie tak rozbudowana, a jednocześnie oparta na prostych zasadach i przyjemna. Polecam! Warto w nią zainwestować.

Dział: Gry bez prądu
poniedziałek, 12 listopad 2018 13:46

Winnica

Winnice zawsze kojarzyły mi się z pięknymi, zielonymi, rozległymi terenami, a picie wina z przyjemnym relaksem. Z tym ostatnim kojarzą mi się również gry planszowe, więc tytuł „Winnica” to połączenie idealne. Przed Tobą prawdziwe wyzwanie – organizacja pracy w Twojej własnej winnicy.

Cel i fabuła

Na słonecznych stokach południowej Francji dojrzewają właśnie najlepsze winogrona. Gracze wcielają się w role właścicieli winnic, a ich zadaniem jest projektowanie ścieżek w taki sposób, by jak najwydajniej (zbierając po drodze jak największą liczbę owoców) dostać się do plantacji winogron.

Strona wizualna

Gra składa się z kart, instrukcji oraz notesika, na kartkach którego gracze tworzą swoje mapy. Jakość wykonania elementów jest dobra, a szata graficzna przejrzysta i swoim prostym stylem dopasowana do starszych graczy. Odrobinę martwiłam się co będzie, gdy skończą się kartki z notesu, ale w razie potrzeby można dokupić je w sklepie internetowym wydawnictwa Granna.

Przygotowanie gry

Każdy z graczy otrzymuje po kartce z notesika (arkuszu winnicy). Należy przygotować ołówki lub długopisy. Potasowane karty ścieżek i farm kładziemy na środku stołu.

Przebieg rozgrywki

Jeden z graczy odkrywa kartę ze stosu farm (są oznaczone literami od A do F). Będzie to pierwsze miejsce, które droga powinna łączyć z plantacjami winogron. Następnie gracze po kolei odkrywają karty ścieżek, które później rysują na swoich mapach. Tura toczy się do momentu dolosowania czterech żółtych kart. Każda kolejna farma powinna uzyskać więcej punktów niż poprzednia, inaczej traktowana jest jako zero.

Wrażenia

„Winnica” to gra skierowana do osób dorosłych, chociaż może zostać potraktowana również jako familijna, do grania z nastoletnimi dziećmi. Idealnie sprawdzi się podczas spotkań towarzyskich. Wymaga planowania i strategicznego myślenia, ale nie jest na tyle trudna by nie dało się przy niej zrelaksować. Dawno nie spotkałam się również z tak przejrzystą, dobrze napisaną instrukcją.

Podsumowanie

Jeżeli szukasz gry, w którą zagrać możesz podczas towarzyskiego spotkania w gronie dorosłych,  to „Winnica” będzie idealną propozycją. Rozgrywka jest szybka i prosta, ale bardzo wciągająca. Tematyka natomiast zadowoli zarówno miłośników win jak i wesołych imprezowiczów. Polecam, tytuł wywarł na mnie ogromnie pozytywne wrażenie!

Dział: Gry bez prądu
wtorek, 11 grudzień 2018 15:40

Cukierki

„Cukierki, cukierki – szeleszczą im papierki. Cukierki, cukierki, cukierków pełen kram. Cukierki, cukierki – szeleszczą im papierki. Cukierki, cukierki, apetyt na nie mam. Kiedy cukierek rozpływa się w buzi. To uczucie przyjemne jest. Z tego powodu mali i duzi lubią cukierki jeść.” Słowa dziecięcej piosenki są jak najbardziej prawdziwe. Bo jaki maluch nie jest wielbicielem słodyczy? Niedawno, nakładem wydawnictwa Granna, ukazała się bardzo słodka, cukierkowa gra.

Cel i fabuła

Zadaniem graczy jest układanie cukierków, tak, żeby tworzyły jedną całość (trochę jak w domino). Wygrywa osoba, której uda się zgromadzić największą liczbę punktów.

Strona wizualna

Gra jest iście cukierkowa. Składa się z 56 tekturowych kafelków. Grafikę ma bardzo przyjemną (w sam raz na święta). Niewielkich rozmiarów pudełko ułatwia przechowywanie gry. Instrukcja jest napisana w bardzo przystępny sposób, a dodatkowo zawiera wiele pomocy wizualnych, które rozwiewają wszelkie, ewentualne wątpliwości.

Przygotowanie gry

Na początku należy wylosować 26 kafelków i ułożyć z nich wskazany na ilustracji wzór. Pozostałe kafelki zakryte kładziemy obok, by móc z nich dolosowywać kolejne elementy. Następnie każdy gracz bierze po 3 kafelki, nie ujawniając ich obrazków rywalom.

Przebieg rozgrywki

Gracze wykładają kafelki na zmianę, każdy w swojej turze. Osoba, której kolej przypada, wybiera jeden z trzymanych w ręku kafelków i wykłada go na stół, tak, by utworzyć przynajmniej jeden, kompletny cukierek. Następnie zbiera wszystkie cukierki, które udało się jej skompletować i odkłada na bok, jako swoje punkty. Później dolosowuje z zakrytego stosu nowy kafelek. Ułożenie cukrowego lizaka daje dwa punkty, a ciasteczka z dżemem dodatkowy ruch. Gra posiada również wariant zaawansowany, w którym każdy z graczy zdobyte cukierki układa w swoje własne domino, na podstawie którego będą podliczane punkty.

Podsumowanie

Cukierkowa gra Granny wywarła na mnie ogromnie pozytywne wrażenie. To zadziwiające ile radości może sprawić taka prosta i niewymagająca rozgrywka. „Cukierki” to przemyślana gra dla najmłodszych. Spodoba się zwłaszcza tym, którzy lubią gdy typu domino, ale chcieliby je nieco urozmaicić lub skomplikować. Myślę, że to idealna zabawa dla nieco młodszych dzieci, które będą się doskonale bawiły przy takiej słodkiej, niewymuszonej rozgrywce.

Dział: Gry bez prądu
wtorek, 29 styczeń 2019 14:07

Warszawskie Targi Fantastyki - marzec 2019

Drogi Fantastyczny Uczestniku!

Na powitanie wiosny, już po raz piąty, zapraszamy na #NajbardziejFantastyczneTargi w Polsce.

Czule nazywana WuTeeFami impreza odbędzie się w samym centrum Warszawy przy ul. Brackiej 25 w Domu Towarowym Bracia Jabłkowscy.

Dział: Wydarzenia
wtorek, 29 styczeń 2019 12:52

Cena szczęścia - zapowiedź

Zdumiewająca opowieść o pozaziemskiej interwencji.

Najnowsza powieść jednego z najbardziej poczytnych pisarzy fantastyki.

Ruchliwa ulica w kanadyjskim mieście. W promieniu światła, najwyraźniej wystrzelonego przez UFO, znika Samantha August, autorka książek science fiction. Podczas gdy nagrane telefonami filmy, ukazujące moment porwania, rozchodzą się w Internecie, Samantha budzi się w małym pomieszczeniu. Tam wita ją głos Adama, który wyjaśnia, że znajdują się na orbicie, a on sam jest obdarzonym sztuczną inteligencją rzecznikiem Delegacji Interwencyjnej, triumwiratu obcych cywilizacji. Celem Delegacji jest ochrona i ewolucja ziemskich ekosystemów...

Dział: Książki

Budząca grozę epicka opowieść o eksploracji kosmosu

W głębinach kosmosu ekspedycja złożona z ośmiu nieprzystosowanych naukowców i telepaty zajmuje się badaniami nad volcrynami, tajemniczą rasą obcych. Wygląda jednak na to, że na ich statku kryją się jeszcze większe tajemnice. „Żeglarz nocy”, jedyny statek, jaki udało im się znaleźć, jest prawdziwym cudem techniki. Jest w pełni autonomiczny i jego załoga składa się z tylko jednej osoby. Jednakże kapitan Royd Eris unika kontaktu z uczonymi, rozmawiając z nimi tylko za pośrednictwem hologramów i głosu. Przypomina raczej ducha niż żywą osobę. Niewykluczone też, że nie jest on jedyną istotą ukrywającą się na pokładzie. Telepata Thale Lasamer wyczuwa obecność jakiejś złowrogiej siły...

Dział: Książki
wtorek, 29 styczeń 2019 11:17

Miasto żaru. Kroniki Żaru tom 1

Czy czytając jakąś książkę mieliście wrażenie, że historię w niej zawartą – przynajmniej mnie-więcej – już znacie? Mnie takie przekonanie męczyło przez niemal całą lekturę „Miasta Żaru”. Ze wstydem przyznam, że podejrzewałam nawet jakiś plagiat, ale na szczęście sytuacja szybko się wyjaśniła – książka została zekranizowana w 2008 roku pod nieco inną nazwą („Miasto Cienia”). Niemniej, przed sięgnięciem po ten film, zdecydowanie polecam zapoznanie się z książką, ponieważ – jak się zapewne domyślacie – ma ona znacznie więcej do zaoferowania i wiele rzeczy znacznie przystępniej wyjaśnia.

Głównymi bohaterami powieści są Lina i Doon. Jak się wkrótce okazuje, to na ich barkach spoczywają losy tytułowego miasta oraz jego mieszkańców. Nikt nie wierzy, że tajemnicza wiadomość znaleziona przez dziewczynkę ma znaczenie – nikt poza Doonem, który za wszelką cenę pragnie uratować Żar. Koniec ich społeczności jest coraz bliższy – niespodziewane ciemności zapadają coraz częściej, zapasy żywności (i wszystkie inne) się kończą, a burmistrz-intrygant wszystkim mydli oczy słodkimi słowami. Czy dwójce przyjaciół uda się uratować miasto?

Chociaż „Miasto Żaru” to powieść zdecydowanie młodzieżowa, to ma fantastyczny steampunkowo-postapokaliptyczny klimat. I – jak na poczytajkę dla nastolatków – jest bardzo dobrze przemyślana. Bohaterowie są charyzmatyczni, role w społeczeństwie wyjaśnione (pod względem pełnionej pracy), a wygląd i geneza powstania tytułowego miasta mają sens. Sama powieść napisana jest doprawdy przystępnym językiem, całość czyta się z zapartym tchem, choć nie brakuje i tutaj spadków napięcia spowodowanymi opisami oraz przemyśleniami bohaterów. Czasami odrobinę się przez to całość dłuży, jednakże Jeanne DuPrau ma bardzo przyjemny styl, dzięki czemu nawet w odrobinę nudniejszych fragmentach zagłębia się w historię z zainteresowaniem.

Bardzo spodobał mi się tutaj fakt, że społeczeństwo nie zna innego świata niż miejsce, w którym mieszkają. Nie mają pojęcia o takich drobnostkach choćby jak świece i zapałki, całym ich światem są magazyny, wybrakowane książki w bibliotece oraz zadania, które wykonują. Są tutaj Posłańcy, którzy przekazują wiadomości, Elektrycy odpowiadający za pracę generatora (a tak naprawdę o elektryce niewiele wiedzący) oraz wiele innych bardziej lub mniej dziwnych „zawodów”. Ta niewiedza, przerwy w dostawie światła oraz wiele innych smaczków tworzą niepowtarzalny klimat.

„Miasto Żaru” to nieszablonowa i fascynująca powieść młodzieżowa, po którą warto sięgnąć, nawet gdy jest się dorosłym. Co prawda, bohaterowie czasem bywają odrobinkę niedomyślni, jednak ich błędy napędzają akcję i wywołują dreszcze. Czytelnik pragnie, aby ich misja im się powiodła, sama złapałam się na ściskaniu kciuków z całych sił. Poza tym to historia prawdziwej przyjaźni, pełna tajemnic i oryginalnych rozwiązań oraz prawdy o ludziach. Bo ciemność panująca wokół, to czasem nic w porównaniu z mrokiem skrywanych w ludzkich duszach – chciwości, kłamstwie, nieuczciwości. Koncepcja „Miasta Żaru” jest niesamowita i jestem przekonana, że przemówi do każdego czytelnika. Polecam z całego serca.

Dział: Książki
poniedziałek, 28 styczeń 2019 13:08

Zegar czarnoksiężnika

Wybiła godzina magii

Kiedy przewraca ci się cały świat do góry nogami i tracisz najbliższych, trudno jest uwierzyć w magię. Jednak trudno jej zaprzeczyć, gdy nagle masz z nią bezpośredni kontakt. Co zrobić z nowo odkrytą wiedzą i grożącym niebezpieczeństwem?

Lewis (Owen Vaccaro) stracił właśnie rodziców i trafia pod opiekę wujka Jonathana (Jack Black), którego nigdy wcześniej nie widział. Mieszka na uboczu w domostwie, które... żyje. A na pewno można spotkać w nim mówiące meble (fotel, który zachowuje się, jak niesforny piesek jest moim faworytem) oraz fantastyczne stworzenia. Częstym i chyba jedynym gościem domu jest Pani Zimmerman (Cate Blanchett). Chłopiec szybko orientuje się, że nie trafił do zwyczajnego domu, a jego nowy opiekun nie jest zwykłym człowiekiem. Luis chętnie uczy się magii, która może zachwycać, jak i przerażać, zwłaszcza jeśli użyje się jej w nieodpowiedni sposób, tak jak Isaac Izard, który stworzył magiczny zegar ukryty teraz w domu i odmierzający czas do wydarzenia, które na zawsze zmieni świat.

Przyznam szczerze, że po Zegar czarnoksiężnika sięgnęłam z czystej ciekawości - spodobał mi się opis oraz zwiastun. Nie wiedziałam, że to adaptacja książki, a zawsze staram się pierw wtedy przeczytać powieść ani nie kojarząc od razu, że reżyser Eli Roth jest tym od Hosteli czy też Życzenia śmierci. Może to i dobrze? Obejrzałam film dzięki temu bez żadnych obaw, oczekując tylko dobrej rozrywki. Czy to otrzymałam?

Eli Roth wraz z Ericem Kripke (scenariusz) wykonali przy tym filmie naprawdę dobrą robotę - Zegar czarnoksiężnika zachwyca wykonaniem. Klimat filmu, występujący humor, świetna gra aktorska, efekty specjalne oraz magiczna otoczka idealnie ze sobą współgrają i dają prawie 2 godziny zajmującego seansu. To zdecydowanie film skierowany głównie do młodszego odbiorcy (10+), ale nie polecałabym go tym najmłodszym, ponieważ są w nim momenty mogące przestraszyć swoją makabrycznością i śmiało mogę napisać, że niejeden dorosły będzie się dobrze na nim bawił. W filmie dużo się dzieje i nie można narzekać na brak akcji oraz niesamowitych momentów ukrytych między z pozoru mało spektakularnymi wydarzeniami.

Trzeba jednak przyznać, że dużą zasługą tego, iż film należy do dobrych, to zasługa świetnej gry aktorskiej i tutaj tego nie zabrakło. Duet Cate Blanchett i Jack Black jest naprawdę rewelacyjny. Nie tylko wczuli się w swoje role, pokazując swój talent aktorski, ale też, jak fajnie można ze sobą współpracować. Ich relacja w filmie była jednym z najmocniejszych elementów całości. Było widać łączącą ich zażyłość, a słowne docinki bawiły do łez. Nie można też nic zarzucić młodemu Owenowi Vaccaro, który dopiero od czterech lat staje przed kamerą. Dla mnie, jako Lewis, był bardzo przekonujący. Gra chłopca, który stracił rodziców i ciężko jest mu znaleźć przyjaciół. Trochę zagubiony i samotny, starający się dopasować do innych, ale też próbujący pozostać sobą. Naprawdę dobrze mu to wyszło.

Nie oczekiwałam od tego filmu niczego wielkiego i chyba dzięki temu tak bardzo przypadł mi do gustu. Uwielbiam tego typu klimaty oraz poczucie humoru dlatego też Zegar czarnoksiężnika tak mnie zachwycił. Żyjący dom, uczłowieczenie mebli, magia i czary oraz docinki słowne - to wszystko sprawiło, że nie żałuje ani sekundy poświęconej na oglądanie. Od samego początku całkowicie skupiłam się na tym, co się dzieje na ekranie i z żalem przyjęłam zakończenie, bo chętnie spędziłabym z tą trójką więcej czasu.

Z całego serca polecam Zegar czarnoksiężnika na rodzinny seans z nieco starszymi pociechami, które nie boją się czasami poczuć dreszczyku strachu. Dobra zabawa gwarantowana!

Dział: Filmy
niedziela, 27 styczeń 2019 11:22

Złamane dusze

Bardzo lubię historie, które dzieją się na przestrzeni wielu lat. Po pierwsze dlatego, że historia ma wtedy głębię, a po drugie dlatego, że taka zagadka jest bardziej zawikłana i misterna. Lubuję się w stopniowym odsłanianiu tropów, poszlak i nowych aspektów sprawy. To dlatego bardzo zależało mi na przeczytaniu Złamanych dusz. Tak swoją drogą oryginalny tytuł Broken girls także jest świetny.

Vermont w latach 50 ubiegłego wieku i współcześnie w roku 2014.

Wtedy była tu szkoła z internatem dla dziewcząt. Tych niechcianych, z niewłaściwą pozycją społeczną, sprawiających kłopoty, z którymi nie chciano lub nie umiano sobie poradzić. Surowa dyscyplina i spartańskie warunki miały właściwie ukształtować charaktery uczennic. Za każdą z tych dziewczyn stoi dramatyczna, bolesna historia. Każda chce przetrwać, a w głębi duszy marzy tylko o odrobinie miłości i dobrym słowie. Władcza Katie, gadatliwa Cece, milcząca Roberta i cichutka Sonia są tak różne, że aż nieprawdopodobne że się ze sobą zaprzyjaźniły. A jednak. Każda z nich ma swoje sekrety i marzenia, które w obecnych warunkach wydają się niemożliwe do spełnienia. Obecnie dziewczyny nastawiają się na przeżycie, bo gdy po szkole snuje się duch młodej dziewczyny, Mary Hand nie jest to łatwe. Być może nie wszystkie dotrwają do końca szkoły.

Obecnie Idlewild Hall jest ruiną. Gdy zjawia się inwestor, który chce odrestaurować budynek i ponownie otworzyć w nim szkołę, Fiona Sheridan jest wstrząśnięta. To na tym boisku 20 lat temu znaleziono ciało jej siostry Deb. Zabójca co prawda siedzi w więzieniu, ale śmierć siostry i towarzyszące jej okoliczności nie dają Fionie spokoju.

Odbudowa szkoły jest dla kobiety okazją, by nie tylko napisać na ten temat artykuł, ale i zrozumieć pewne sprawy, które cieniem położyły się na dorosłym życiu Fiony.

Przyznam, że atmosfera szkoły dla dziewcząt bardzo mi się podobała. Takie historie nigdy mi się nie znudzą. Autorka wspaniale wykreowała postaci dziewcząt, ale za serce chwyciła mnie zwłaszcza Sonia, która w tak młodym wieku przeżyła już tak wiele. Aż żałuję, że rozdziałów o starym Idlewild Hall nie było więcej.

Równie ciekawie jest zbudowana współczesna zagadka śmierci siostry Fiony oraz jej powiązania z wydarzeniami sprzed ponad pół wieku. Do której z dziewcząt należą znalezione w starej studni szczątki? Czy zabił ją mściwy duch, czy człowiek?

Kim dziś są Katie, Roberta, CeCe i Sonia?

Trzeba bez bicia przyznać autorce, że świetnie wykreowała gotycką, ponurą i przejmującą zimnem do szpiku kości atmosferę miasta i terenu szkoły. Do samego końca nie mogłam się domyślić, czy zawiniła strona nadprzyrodzona czy ludzka, realna. Także Fiona ze swoim maniackim uporem w dążeniu do prawdy może śmiało służyć za wzór płaskim i banalnym bohaterkom. Bo Fiona absolutnie taka nie jest. A na deser jest jeszcze Jamie.

Złamane dusze to bardzo dobra, klimatyczna i zapadająca w pamięć historia. Gdy za oknem niepogoda jest idealną propozycją lektury. Pozwoli zapomnieć o codzienności i z wypiekami na twarzy śledzić rozwiązywanie zagadki.

Dział: Książki