listopad 26, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: 2

poniedziałek, 18 listopad 2019 11:49

Zakon Drzewa Pomarańczy t. 1 i 2

Powieści Samanthy Shannon skradły serce wielu nastolatków i dorosłych. Ja sama swego czasu byłam zauroczona „Czasem żniw” i choć miłość do tego typu dystopii już mi przeszła, tak nie mogłam przejść obojętnie obok książki o jeźdźcach smoków, czarodziejkach oraz „królewiectwie” chylącym się ku upadkowi. Z tego właśnie powodu postanowiłam jeszcze raz spotkać się z twórczością tej autorki. Po lekturze „Zakonu Drzewa Pomarańczy” jestem zarazem zadowolona, jak i nieco… zażenowana…

Przede wszystkim kreacja w powieści mocno kuleje pod wieloma względami. Autorka zdawała się stworzyć poważną fantastykę i klimat faktycznie w wielu miejscach jest epicko podniosły, jednakże całe to wrażenie potrafią popsuć dziecinne dialogi oraz… koszmarna charakterystyka smoków. Naprawdę, na tym ostatnim zawiodłam się najbardziej, bo choć te wspaniałe istoty zdająię być ważnymi postaciami dla całości, tak nie dość, że zostały skrzywdzone dość prostą mentalnością, tak jest ich w powieści stosunkowo niewiele. Choć może to i lepiej… Pozostali bohaterowie również nie malują się lepiej – to postaci dziecinne, zmienne, wielu z nich doprawdy mnie irytowało i tylko miejscami widziałam dla nich światełko w tunelu, gdy pokazywali nieco więcej charakteru i zdecydowania. Nie wydarzała się to jednak często…

Zdecydowanie na uwagę zasługuje pomysłowość autorki oraz ciekawe opisane religie, jednakże – jak wspominałam wcześniej – kiepskie wykonanie niszczy cały efekt. Samo wprowadzenie do głównej fabuły było dość ciężkie do przebrnięcia i bardzo rozbudowane, co również potęguje uczucie zawodu we mnie. Wszystko po przydługim wstępie dzieje się… od tak. Akcja w ważnych momentach pędzi na łeb, na szyję, a w mniej istotnych koszmarnie się przedłuża. Poważnie – wszystkie „misje” wykonywane są w ekspresowym tempie, bez większych przeszkód. Agrrr! Mam ochotę udusić za to Samanthę Shannon! Spodziewałam się po niej doprawdy niesamowitego fantasy, od którego nie będę potrafiła się oderwać, a otrzymałam przeciętną opowiastkę raczej dla młodego odbiorcy – tak przynajmniej wnioskuję po zachowaniu bohaterów i smoków...

„Zakon Drzewa Pomarańczy” okazał się dla mnie małym koszmarkiem. Miałam wiele nadziei względem tego tytułu, które – niestety – nie spełniły się niemal wcale. Jest w tej książce kilka naprawdę dobrych momentów i elementów, ale większość – nie będę ukrywać – nie przypadła mi do gustu. Nie nawiązałam też więzi z żadnym z głównych bohaterów, a jeśli chodzi o pobocznych, no cóż… zachowywali się bardzo sztucznie. Myślę, że gdyby autorka była bardziej konsekwentna i przyłożyła większą uwagę do postaci oraz rozbudowania wydarzeń to mogłaby być naprawdę fenomenalna historia. A tak… to iście od questa do questa, byle przejść „grę”. Polecić tę książkę mogę jedynie osobom, które lubię lekkie i niewymagające fantasy...

Dział: Książki
sobota, 16 listopad 2019 09:59

Sadie

Gdy młodsza siostra Sadie, Mattie, zostaje zamordowana, dla dziewczyny nie liczy się już nic prócz zemsty.

Od zawsze były tylko we dwie; gdzieś w tle przewijała się matka, Claire, notorycznie uzależniona od alkoholu, zawsze w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Jedni zostawali w ich przyczepie na dłużej, inni zmywali się po kilku tygodniach. To Sadie wzięła na siebie opiekę nad młodszą siostrą, mimo że sama potrzebowała jeszcze matczynego wsparcia. Pewnego dnia Claire po prostu wyjeżdża, zostawiając córki samym sobie; mimo tego oczywistego porzucenia Mattie tęskni za matką. Chce być z nią, a nadesłana kartka pocztowa sprawia, że dziewczyna wpada w obsesję. Musi dostać się do matki, za wszelką cenę. Czy właśnie dlatego tego feralnego dnia wsiadła do czyjegoś auta? Sadie, chcąc pomścić śmierć siostry, kupuje samochód i rusza w trasę. Doskonale wie, kto odpowiada za zamordowanie Mattie. Musi tylko złapać jego trop, a potem... potem zostaanie już tylko zemsta.

Bardzo wiele pozytywnych opinii wyczytałam w Internecie; oczywiście nie tylko one miały wpływ na mój wybór. Nie mogłabym przejść obojętnie obok książki z tak przyciągającą wzrok okładką (choć już nie od dziś wiadomo, że magnetyczny front nie zawsze idzie w parze z ciekawą historią), a opis książki dodatkowo podsycił ciekawość. Ruszyłam więc w trasę razem z Sadie i... chciałabym, żeby ta historia nigdy się nie kończyła.

Sadie nigdy nie mogła liczyć na matkę; ta, skupiona wyłącznie na alkoholu i kolejnych facetach nie zauważała swojej córki, można by rzec, że wręcz za nią nie przepadała. Dopiero narodziny Mattie poruszyły w Claire jakąś czułą, matczyną strunę, choć i to nie sprawiło, że porzuciła dotychczasowy tryb życia. Sadie już wtedy wiedziała, że uczyni wszystko, aby jej siostra była bezpieczna i szczęśliwa. Jedna bez drugiej nie istniała. To Mattie nadawała cel jej życiu. Dla niej brała dodatkowe godziny w pracy, gotowała, dbała, jak tylko mogła dbać nastoletnia dziewczyna o młodszą od siebie istotę. Ale dla Mattie to było za mało- chciała matki. Nieidealnej, ale wciąż matki. Dlatego chciała ruszyć do miasta, z którego Claire przysłała kartkę. Dlatego zginęła. Tropem Sadie rusza West McCray, który na co dzień tworzy audycje radiowe poświęcone małym miasteczkom. Gdzieś w trasie obiła mu się historia sióstr i postanowił podzielić się nią ze swoimi słuchaczami, jednocześnie starając się natrafić na jakikolwiek ślad zaginionej dziewczyny. Czy ta historia może mieć szczęśliwe zakończenie... ?

Początkowo -przez wspomniane audycje West'a- nie mogłam wkręcić się w tę opowieść. Dlaczego? Otóż pani Summers relacje czy audycje pana McCray zapisywała jako rozmowę telefoniczną- forma ni to wywiadu, ni to dialogu, ciężko mi to określić. Oczywiście później już przestało mi to przeszkadzać, ale na początku było dość ciężko. W Sadie mamy właśnie takie mieszane formy zapisu: rozmowy mężczyzny (często prowadzone przez telefon) z bliskimi czy znajomymi dziewcząt są utrwalone w ten specyficzny sposób, a z drugiej strony mamy historię podróży Sadie, która jest przedstawiona w znany nam już, literacki sposób. 

Nie wyobrażam sobie, co musiała przeżywać główna bohaterka po śmierci młodszej siostry. I wcale się nie dziwię, że zapragnęła pomścić to młode życie. Jak już wspominałam, od wielu lat matkowała Mattie; przez jej głowę pewnie nie raz przeszła myśl, że "gdyby tylko...". Co ciekawe, dziewczyna od razu wiedziała, kto stoi za morderstwem. Rusza więc jego tropem, po drodze nie raz pakując się w niezłe kłopoty, ale za to demaskując kilka fałszywych obliczy. Podziwiam ją. Jest odważna, silna, pewna swojej misji. Nie cofnęła się mimo wielu przeciwności. Wiedziała, że tylko ona jest w stanie wymierzyć sprawiedliwość- bo któż inny mógłby to zrobić? Zapijaczona matka, o której od dawna nic nie słyszała? Policja, nie mająca ani jednego świadka, ani skrawka tropu? Można pomyśleć, że Sadie to wyłącznie historia zemsty, ale nic bardziej mylnego. To opowieść o sile siostrzanej miłości, o zemście, która może i przynosi chwilową ulgę, ale ostatecznie prowadzi nas do destrukcji. Początkowo zakładałam, że cała fabuła będzie się toczyła wokół śmierci Mattie i powiązanych z nią działaniami Sadie, ale autorka mnie zaskoczyła. Główna bohaterka doskonale wie, kogo szukać, gdyż sama przez wiele lat cierpiała z ręki tego samego człowieka. W jej przeszłości jest skryta tajemnica, o której nikt nie miał pojęcia. Dziewczyna przez długi okres poświęcała siebie dla dobra młodszej siostry, o czym nikt nie miał zielonego pojęcia. Czy znajdziecie gdzieś lepszą definicję miłości... ?

Książka autorstwa pani Courtney Summers z założenia należy do literatury młodzieżowej, z czym nie do końca się zgodzę. Dobrze, mamy tutaj nastoletnich bohaterów, lecz ich problemy są o milion lat świetlnych oddalone od "udręk" współczesnej młodzieży. Nie znajdziecie w Sadie kłopotów sercowych, które to często nie dają spać postaciom z innych młodzieżówek. Odosobnienie? Samotność? Niezrozumienie? Może w pewnym sensie tak, aczkolwiek to, z czym przyszło walczyć Sadie, jest o wiele, wiele mroczniejsze. Już się nie dziwię, że tak wielu czytelników poświęciło swoją uwagę tej pozycji, polecając ją kolejnym molom książkowym- dziś i ja dołączam do Waszego grona. To jest po prostu utwór, który TRZEBA przeczytać.

Dział: Książki
piątek, 15 listopad 2019 12:27

1632

W 1623 roku Magdeburg został zdziesiątkowany. Dokonano tu brutalnej rzezi i spalono większość miasta, ale z drugiej strony był to tylko efekt skali, bo całą wojnę trzydziestoletnią, zarzewiem której były spory o religię i dominację w europie pomiędzy katolickimi Habsburgami a protestanckimi Wazami, cechowała brutalność i taktyka spalonej ziemi. Nikt nie miał prawa się ostać po przejściu wrogiego wojska. W środku tej wielkiej wojny najwięcej zamieszania jednak zrobili… Amerykanie. Ale jak to? A owszem, jeśli weźmiemy do ręki książkę Erica Flinta pt. „1632”.

Eric Flint, przenosi nas do XVII wieku, na skutek zjawiska zwanego „Ognistym kręgiem”. To on z wesołej teraźniejszej mieściny gdzieś w Wirginii Zachodniej, w Grantville, prosto z weselnej zabawy, w której uczestniczy chyba większość mieszkańców, przenosi bohaterów i całą okolicę, z florą, fauną i rzeźbą terenu, Bóg wie raczyć jak głęboko, bo kopalnie też, na tereny XVII-wiecznej Turyngii w Niemczech. Na naszych do krwi amerykańskich protagonistów czeka wiele problemów: od tak przyziemnych jak zapewnienie bezpieczeństwa, dostaw prądu, ogrzewania, wody i wyżywienia, przez praktyczne, czyli jak porozumieć się z Niemcami, Szwedami i Szkotami, których dialekt też nie jest współcześnie władającym angielskim do rozszyfrowania, po bardziej abstrakcyjne typu „kto będzie trzymał władzę”. Ostatnie pytanie zadają też walczące po obydwu stronach konfliktu trzydziestoletniego historyczne postacie: Gustaw Adolf, Axel Oxenstiera, Richelieu, Wallenstein czy Tilly.

Fabułę widzimy oczyma bohaterów: przewodzącego Amerykanami Mike’a, prostego, ale dobrodusznego górnika, jego doradców, silnych kobiet jak uczennica i snajperka Julie, Żydówka Rebeka czy Niemka Gretchen, wreszcie postaci historycznych jak król Szwecji czy liczni generałowie po obu stronach konfliktu. I jest to fabuła nader świetnie zazębiająca obydwa światy. Raz widzimy odział Tilly’ego, który brutalnie torturuje jakiegoś wieśniaka, którego odbijają ochotnicy Mike’a, zaraz potem napotykamy proszącą o pomoc Rebekę, której grozi niebezpieczeństwo, potem żyjemy codziennym życiem górników i drobnych rzemieślników, którzy musieli przestawić się na możliwości czasów, w jakich się znaleźli, kłócimy się ramię w ramię z bohaterami obrad uchwalającą Kartę Praw pierwszego w Europie Stanu Ameryki, by wreszcie brać udział w niejednej potyczce ku chwale ojczyzny. Aż chce się rzec „God bless America!” zaraz obok „Gott mit Uns!”.

Mamy tu tez miłość. Miłość pomiędzy podziałami rasowymi, kulturowymi, religijnymi. Do tego wszystkie przedstawione kobiety to baby z jajami: zarówno waleczna Niemka Gretchen, inteligenta Żydówka Rebeka czy młodziutka cheerleaderka o najcelniejszym oku w mieście Julie. Są to drobne wątki, które dodają tylko odrobinę realizmu i emocji, bo przecież kobiety w XVI wieku niewiele mogły, miały mało praw, a do tego lepiej ratuje się właśnie je, szczególnie, jeśli są w ciąży.

Książkę czyta się naprawdę dobrze, o ile przymkniemy oko na hurra-optymizm amerykański i niezwykłe możliwości lingwistyczne właściwie każdego z mieszkańców starego i nowego świata. Bo z wszystkimi udaje się dogadać, wszystko załatwić, ba, miasteczko w trybie pilnym potraf zbudować elektrownię, naprawić radiostacje, wreszcie jest też zaopatrzone w amunicję po zęby i każdy, naprawdę każdy umie trzymać bron w rękach. Choć to ostatnie nie dziwi: Wirginia należy do stanu mocno przywiązanego do konstytucyjnego prawa do obrony, a hasło „my home is my castle” rozumie dość dosłownie i woli zbroić się, strzelać niż dawać sygnały ostrzegawcze. Tu łatwo kupić broń, nawet półautomatyczną, o ile nie posiada się kryminalnej przeszłości. Ba, pod pewnymi warunkami strzelbę może nabyć już 12-latek.

Plusem jest prowadzenie narracji. Naprawdę przyjemnie jest zanurzyć się raz w typowo amerykański styl życia i poglądy, by zaraz w kolejnym rozdziale przeskoczyć na XVII-wieczne myślenie dotyczące wychowania, bezpieczeństwa, pożywienia, szkolnictwa, medycyny, prowadzenia wojen czy pertraktacji.

Były jednak momenty, kiedy musiałam odrobinę przystopować. Jako że wczytuję się mocno w literaturę obozową nie mogłam przejść obojętnie obok niezwykle sugestywnego obrazu kąpieli nieco zaniedbanych i zawszawionych mieszkańców Niemiec, którzy chcieli pozostać w Grantville. Przypominał on bowiem bardzo mocno zabiegi, jakim poddawano podczas selekcji więźniów obozów koncentracyjnych. Żeby dolać oliwy do ognia część bohaterów rzeczywiście przypomina, że ten naród będzie kiedyś całkiem niedaleko właśnie obozy śmierci budował. Bezduszne zabijanie nacierającej kawalerii i nazywanie snajperów aniołami (!) śmierci też nie było na miejscu. Wreszcie wychodząca właściwie z każdego akapitu propaganda wyższości amerykańskich ideałów nad innymi. To było mi ciężko przetrawić.

Jeśli lubicie historię alternatywną i niestraszna byłaby wam wizja Stanów Zjednoczonych Ameryki jako sąsiada Polski, książka Erica Flinta „1632” jest wizją, którą bardzo polecam. Zadowoleni będą także znawcy historii wojny trzydziestoletniej, gdyż wiele rzeczywiście mających miejsce bitew jest w niej dość pieczołowicie opisane. To dobry pomysł, by jeszcze raz zapoznać się z nie dość omawianym choćby na lekcjach historii konfliktem. Ja pozostaję z lekkim niedosytem, bo spodziewałam się zobaczyć więcej zwyczajnych reakcji ludności niemieckiej na pojawienie się Amerykanów. Autor skupił się przede wszystkim na dzielnych Jankesach i ich misji ratowania świata, a to niekoniecznie mnie kupiło.

Dział: Książki
piątek, 15 listopad 2019 02:40

Alders Blood

Alders Blood to nowy projekt od polskiej firmy Schockwork Games. Polacy w świecie gier komputerowych mają dość dobrze ugruntowaną pozycję, dzięki między innymi CD Project Red i wspaniałemu Wiedźminowi. Jednak produkcja studia Schockwork, to nie projekt wysokobudżetowy, ale popularny ostatnimi czasy indyk (indie games). Przyznam szczerze, że indie games to ten rodzaj gier, po które sięgam najmniej. Jednak kiedy usłyszałem, że produkcja polskiego studia ma być taktyczno-strategiczną grą osadzoną w mrocznym świecie nie zastanawiałem się ani chwili.

Alders Blood to produkcja, która rozgrywką w dużej mierze przypomina X-Com, zwłaszcza kiedy dochodzi do walki. W momencie przystąpienia do starcia ukazuje nam się mapa podzielona na hexy i musimy planować dokładnie każdy nasz ruch, aby przetrwać. Na ogromną zasługuje klimat, który wręcz wylewa się z każdej minuty rozgrywki. Przedstawiony świat utrzymany jest w stylistyce victorian-fantasy, w którym natura jest pełna szaleństwa i niebezpieczeństwa dla ludzkości. Gracz wciela się w grupę łowców potworów, które opanowały świat. Podczas gry musimy obozować, dbać o zdrowie naszych ludzi, o to by mieli co jeść i byli wypoczęci. Jak wiadomo najedzony łowca potworów to zadowolony łowca potworów. Na szczególną uwagę zasługuje system zapachu, powodujący, że wrogowie mogą nas wywęszyć, dlatego musimy zawsze zwracać uwagę na kierunek wiatru.

Podsumowując tę krótką rozgrywkę przedpremierową, jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Fabuła jest mroczna i wciągająca, a rozgrywka przynosi nam wiele satysfakcji. Musiałem się nieźle namęczyć, aby pokonać kilka najłatwiejszych stworów. Przykładowo podczas jednej z walk nie zwróciłem uwagi na kierunek wiatru, okrążając bestie, ta wyczuła mnie i w parę sekund rozniosła na strzępy. Szczerze mam nadzieję, że kampania na Steam się powiedzie – bo to jedna z produkcji pierwszego kwartału 2020, na którą będę czekać.

Dział: Gry z prądem
czwartek, 14 listopad 2019 14:01

Deadpool #04: Śmieciowa opowieść

Wcześniejsze numery „Deadpoola” wydane w ramach drugiej odsłony Marvel Now niestety rozczarowywały. Moja nadzieja na to, że Gerry Duggan wróci w końcu na odpowiednie tory, pojawiła się wraz z zakończeniem lektury trzeciego tomu. W nim to swój duży gościnny udział zaliczył Sabretooth, Duggan zaś bardzo sprawnie zamknął ciągnięty od początku wątek śmierci rodziców Deadpoola i jego „wycieczkę śladami tragedii”. Teraz przyszła kolej na czwarty numer. Czy „Śmieciowa opowieść” okaże się odpowiednią zwrotnicą dla tej serii? Przekonajmy się.

deadpool vol. 4 132

Marvin Shirkley to ex-bankier nowojorskich mafii, którego zadaniem było pranie brudnych pieniędzy. Niestety robił to nieudolnie, przez co stracił sporo powierzonej mu kasy. Poszkodowane gangi postanowiły zatrudnić specjalistów do rozwiązywania takich problemów i zająć się w odpowiedni sposób nieporadnym pracownikiem. Zdesperowany Marvin trafił więc z prośbą o pomoc do naszego najlepszego najemnika – Deadpoola. Kiedy okazuje się, że bankier jest również na celowniku Typhoid Mary, z którą Wilson ma na pieńku, zlecenie to staje się jeszcze bardziej osobiste dla Wade’a. Tak o to zaczyna się ich wspólna, przede wszystkim zwariowana, przygoda. Na motorze z dołączonym bocznym wózkiem przemierzają ulice Nowego Jorku. Zaliczają m.in. spotkanie z Daredevilem i stają z nim ramię w ramię do walki. Konfrontacja z bezwzględną Mary nie jest łatwa, dlatego najemnik z nawijką nieoczekiwanie również przystępuje do współpracy z (tą oryginalną) drużyną Bohaterów do wynajęcia. Fabule nie brakuje tempa, a słowne potyczki z Mattem Murdockiem czy Power Manem i Iron Fistem to jedne z licznych smaczków tej historii.

Czwarty numer zamyka zeszyt “Deadpool: The Last Days of Magic #1”, który jest powiązany fabularnie z albumem „Doktor Strange”.  Tajemnicze istosty zwące siebie Empirikulami przemierzają różne wymiary, niszczą w nich magiczne miejsca i zabija najlepszych czarodziejów. Deadpool rusza do Metropolii Potworów pomóc swojej demonicznej małżonce Shikli w walce z syntetycznymi najeźdźcami.

deadpool vol. 4 13„Śmieciowa opowieść” nareszcie prezentuje to, co fajni Deadpoola lubią najbardziej. W parze z wartką akcją idzie specyficzny humor Najemnika z Nawijką. Mamy cięty język bohatera, nawiązania do popkultury czy częste puszczanie oka do czytelnika. Bardzo fajnie wypadło spotkanie z Murdockiem, szczególnie że Wilson tymczasowo zostaje niewidomy.  Niezły gościnny występ zaliczyli również Iron Fist i Luke Cage. Ich relacje z Wade’m pasują idealnie do powiedzenia „kto się czubi, ten się lubi”. Chłopaki co chwile wyciągają na wierzch stare konflikty (przypomnę, że Deadpool podkradł im ostatnio nazwę grupy „Bohaterowie do wynajęcia”), by za chwilę walczyć u swojego boku.  

Oprawa graficzna albumu jest bardzo różnorodna. Każdy z pięciu zeszytów to dzieło innego grafika. Nowoczesność miesza się tutaj z klasyką, a szczegółowe i artystyczne kadry kontrastują często z niechlujnymi. Ten miks stylów jednak nie wpływa negatywnie na całkowity odbiór komiksu i szczerze jest ciekawym doświadczeniem.  

Podsumowując, potrzeba było aż tylu komiksowych kadrów, aby Gerry Duggan wrócił do formy. Nareszcie z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jest bardzo dobrze i często podczas lektury tego albumu miałem uśmiech na twarzy. Oby tak dalej, a będę mógł wybaczyć początkowe niepowodzenia serii.  

Dział: Komiksy
wtorek, 12 listopad 2019 15:24

Prawdziwa gratka dla fanów Warcrafta

Z dumą prezentujemy dwie nowości, które ucieszą nie tylko fanów uniwersum Warcrafta. Jedną z nich jest zapowiadany i od dawna oczekiwany pierwszy z trzech tomów „World of Warcraft: Kroniki” – oficjalnej serii książek, które po raz pierwszy szczegółowo opisują dzieje tego nękanego wojnami świata. Na ponad 150 stronach obok znanych i nieznanych dotąd historii, znajdziecie przepiękne ilustracje autorstwa Petera Lee i Josepha Lacroixa, które pozwalają na własne oczy zobaczyć cuda pradawnych imperiów; na szczegółowych mapach będziecie zaś mogli śledzić wielkie batalie, które doprowadziły do upadku starych i rozkwitu nowych cywilizacji. Dołożyliśmy starań, aby wydanie było jak najwierniejsze oryginałowi. 

Dział: Książki

Jesteś miłośnikiem rosyjskiej fantasy? Lubisz Olgę Gromyko? Oksanę Pankiejewą? Aleksandrę Rudą? Ta pozycja jest dla ciebie!

Dział: Książki
poniedziałek, 11 listopad 2019 22:30

Śmiertelne oczyszczenie

Jeśli sądzisz, że walka się skończyła, nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. 

Ostatnio coraz częściej decyduję się dać szansę polskim pisarzom. Szczególnie tym, którzy postanowili zagłębić się w fantastyczną twórczość. Jak z tym gatunkiem poradziła sobie Agata Polte, którą czytelnicy mieli okazję wcześniej poznać jako Autorkę powieści obyczajowych?

Największe odkrycia zazwyczaj dokonywane są podczas działań wojennych, na potrzeby wojska. Tak było i tym razem. Naukowcy wynaleźli serum, dzięki któremu żołnierze mieli być szybsi i silniejsi. Zupełnie jednak nie spodziewali się innych efektów. Część osób, również cywilnych, zyskała fantastyczne, nadprzyrodzone moce, a to skierowało świat na zupełnie nowe tory. Ludzie się podzielili i zaczęli walczyć pomiędzy sobą. Powstały też skupione na własnych interesach gangi. Jedną z najbardziej znanych grup jest Gang Żmij, który podczas lektury „Śmiertelnego oczyszczenia” poznajemy znacznie bliżej i wraz z nimi zaczynamy rozwiązywać zagrażające życiu członków grupy problemy. 

Czytaliście „Stalowe serce” Brandona Sandersona? Oglądaliście lub czytaliście „Flasha”? Sam pomysł na fabułę jest tutaj bliźniaczo podobny, akcja jednak oczywiście potoczyła się w zupełnie innym kierunku, chociaż miłośnicy fantastyki bez trudu dostrzegą i inne podobieństwa. 

„Śmiertelne oczyszczenie” to jednak zdecydowanie nie popłuczyny po jakichś innych powieściach. Agata Polte postawiła tutaj na wielogatunkowość, co sprawiło, że historia ma w sobie pewien powiew świeżości. Czytelnik otrzymuje zarówno wątki fantastyczne, jak i kryminalne, czy sensacyjne. Również charakterystyka bohaterów powieści jest niezwykle bogata, a postacie same w sobie są doskonale wykreowane i prowadzone. Nie ma w nich grama sztuczności. 

 Książka ma zdecydowanie wiele zalet. Mimo długich rozdziałów czyta się ją błyskawicznie. Pisarka doskonale dopracowała wymyśloną przez siebie rzeczywistość. Mam jednak nadzieję, że w następnym tomie powieści pojawi się coś, o czym jeszcze nie czytałam. Wiem, że w dzisiejszych czasach jest to trudna sztuka, ale myślę, że jeśli Agata Polte wciągnęła się już w ten cały fantastyczny świat, to jej się to z łatwością uda. 

Jeżeli, drogi Czytelniku, masz ochotę przeczytać niezwykle barwną powieść, w której akcja rozwija się dynamicznie, a postacie zostały dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, to  „Śmiertelne oczyszczenie” jest jak najbardziej lekturą dla Ciebie. To pierwsza powieść fantasy spod pióra Agaty Polte, ale mam nadzieję, że nie ostatnia i, że pisarce spodobał się ten gatunek. 

Dział: Książki
poniedziałek, 11 listopad 2019 22:17

Konkurs: Spirit Animals. Opowieści zwierzoduchów

Wydanie specjalne bestsellerowej serii "Spirit Animals" ulubionego autora fantastyki dla dzieci, Brandona Mulla!

Historia skupia się wokół czterech Wielkich Bestii - lamparcicy Urazy, pandy Jhi, wilka Briggana, sokolicy Essix – które w imię obrony świata Erdas poświęciły wszystko, co mogły.

Czytelnicy poznają fantastyczne opowieści o sile przyjaźni i odwagi oraz dowiedzą się dlaczego warto zachować wierność swoim wartościom i ideałom. Lektura obowiązkowa każdego fana "Spirit Animals" oraz wyobraźni Brandona Mulla.

Dział: Zakończone
czwartek, 07 listopad 2019 13:42

Boss Monster Wypaśne Pudło

Boss Monster  to prawdziwie szalona mieszkanka strategicznej i przygodowej gry karcianej inspirowana klasycznymi grami wideo. Czy jesteś wystarczająco złym typem, aby zostać największym bossem?

Dział: Bez prądu