lipiec 02, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Świat Książki

środa, 13 styczeń 2016 12:28

Fragment: Stop prawa - B. Sanderson

W dniu dzisiejszym (13 stycznia) swoją premierę ma drugie wydanie książki Stop prawa - Brandona Sandersona i z tej okazji zapraszamy do przeczytania prologu.

Dział: Książki
środa, 13 styczeń 2016 11:36

Wywiad z Jakubem Ćwiekiem

Na spotkanie autorskie z Jakubem Ćwiekiem w Empiku w łódzkiej Manufakturze przychodzę niemal spóźniona. Poza brakiem wolnych krzeseł nie mam się jednak czym martwić, bo – jak pocieszają mnie zebrani, kiedy w panice próbuję wydostać się z szalika – „Kuba zawsze się spóźnia". Chwilę później żartuje już z tego także prowadzący. Przytulam się do skrawka miejsca między filarem a regałem i czekam. Ludzi wciąż przybywa.

Dział: Wywiady
środa, 30 grudzień 2015 13:57

Pojedynek

„Szczęście zależy od tego, czy jesteś wolna a wolność zależy od odwagi".*

Co wybrać gdy rozum walczy z sercem? Gdy jedno rozwiązanie jest gorsze od drugiego a lojalność wobec bliskich kłuci się z tym co w duszy? Jaką decyzję podjąć by wybrać mniejsze zło?

Kestrel jest Valoriańską córką generała, który wraz z innymi żołnierzami kilkanaście lat temu szturmem zdobył Półwysep Herrański i zniewolił ich mieszkańców. Od tego czasu Herrańczycy muszą służyć i wykonywać wszystkie prace. Pewnego dnia nastolatka udaje się na targ, wyciągnięta przez swoją przyjaciółkę, Jess, gdzie zaczyna się licytacja niewolników i na pierwszy ogień zostaje wystawiony herrański niewolnik. Z niewiadomych sobie powodów Kestrel kupuje go za niebywale wysoką cenę, co wywołuje plotki. Mijają dni i chociaż dziewczyna stara się o nim zapomnieć niezbyt jej to wychodzi, coś ich do siebie przyciąga, coś co nie ma racji bytu.Tym bardziej, że nadchodzą wielkie zmiany. Co wybrać, lojalność wobec swojego narody czy samych siebie?

Sięgając po Pojedynek liczyłam, że będzie mi dane przeczytać coś co mnie pozytywnie zaskoczy i sprawi, że nie będę mogła się oderwać od pochłanianej pozycji. Zapowiedzi głosiły, że jest to coś wspaniałego, blurb nie zdradzał za wiele z fabuły. Czy Marie Rutkoski mnie zachwyciła?

Przyznaję, obawiałam się lektury tej książki, już tyle fantastyki mam za sobą, że trudno jest mnie zaskoczyć i sprawić żeby coś mi się bardzo podobało. Marie nie miała jednak z tym żadnych problemów, od samego początku widać ile pracy i wysiłku włożyła w pisanie. Świat przedstawiony przez nią jest pochłaniający, wszystko jest dopracowane i przemyślane, jakby realne, wymyśliła nie tylko historię ludzi, ale i całe otoczenie. Nazwy, zwyczaje, miejsca. Kawał dobrej roboty. Kolejnym plusem jest sama fabuła - bale, plotki, salonowe gierki, rewolta, niewolnictwo i w tym wszystkim wątek miłosny. Subtelnie nakreślony, prawie niezauważalny a jakże ważny dla całości utworu. Dylematy, pojedynek między tym co się powinno uczynić, a tym co się chce, żadna decyzja nie będzie dobra, bo kogoś się zdradzi. Rutkoski fenomenalnie opisała nie tylko bieg wydarzeń z niespodziewanymi zwrotami akcji, ale i burzę emocji występujących w książce.

Jestem pod ogromnym wrażeniem kreacji bohaterów, szczególnie samej Kerstel, która stała się moją ulubioną nastoletnią bohaterką. Silna, pewna siebie, z umiejętnością taktycznego kalkulowania, ale wewnątrz pełna rozterek, rozdarta między lojalnością a sercem. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że ta walka nie robi z niej głupiej pannicy, która irytuje swoim niezdecydowaniem a młodą kobietę z dylematami,które nie raz targają i nami. Polubiłam jej postać i w pełni rozumiałam z czym musi się zmagać. Brawa dla autorki za postacie z krwi i kości, są realni, wyraziści i pełnowymiarowi.

Pojedynek to książka, której się nie czyta a pochłania z zapartym tchem. Fabuła wciąga od pierwszych stron, intryguje i pochłania bez reszty i nawet gdy trzeba przerwać czytanie myślami jest się przy powieści zastanawiając nad kolejnym krokiem bohaterów, tym co się wydarzy za chwilę. Zżyłam się z bohaterami i wraz z nimi przeżywałam wszystkie wydarzenia, uczucia nimi targające. Bardzo mi się podobał fakt, że wątek romansowy nie jest wysunięty na pierwszy plan i chociaż znaczący został zgrabnie wpleciony w inne, a na pierwszy plan wysuwa się walka Herrańczyków o niepodległość. Z żalem czytałam ostatnie zdanie, tym bardziej, że zakończenie wzbudza jeszcze większy apetyty na sięgnięcie po kontynuacje. Nie mogę się doczekać gdy dobiorę się do Zbrodni.

Fascynujący początek trylogii, który zaskakuje i sprawia, że zapomina się o otoczeniu oraz upływającym czasie. Marie Rutkoski pokazała, że potrafi pisać i jednocześnie postawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko, ale coś mi mówi, że się nie zawiedziemy. Gorąco polecam!

*Marie Rutkoski, Pojedynek

Dział: Książki
niedziela, 27 grudzień 2015 19:52

Greccy herosi według Percy'ego Jacksona

Życie w świecie mitów, pełnym potworów i boskich ingerencji w decyzje śmiertelników nie jest  łatwe ani przyjemne. Percy Jackson dobrze o tym wie. Na każdym roku czyha na człowieka jak nie klątwa, to pokusa, której oprzeć się nie sposób. Najgorsze jest to, że na co by się człowiek nie zdecydował i tak wybierze źle, bo takie założenie przyjęli przecież greccy tragicy. Bogowie nie dają człowiekowi żyć w spokoju i harmonii, a jeśli ten człowiek jest w dodatku herosem, czyli dzieckiem śmiertelniczki i boga z Olimpu, wtedy ma już przekichane. Jak bardzo? Bardzo, bardzo.


Rick Riordan to specjalista w nadawaniu starożytnej mitologii nowych znaczeń i kontekstów. Najpierw zdobył sobie serca czytelników serią o Percym Jacksonie, a potem stworzył serię o Olimpijskich herosach. Fabuła obu serii tematycznie dotyczyła mitologii greckiej i rzymskiej. Następnie do rąk czytelników trafił cykl zatytułowany Kroniki rodu Kane związany z mitologią egipską, natomiast tej jesieni na rynku książkowym pojawił się pierwszy tom nowej serii bazującej na mitologii skandynawskiej. Naprawdę pomysłowości mógłby pozazdrościć Riordanowi niejeden pisarz.
Książka zatytułowana Greccy herosi według Percy'ego Jacksona  stanowi specyficzny dodatek dla fanów młodego herosa. We wstępie młody bohater wyjaśnia czytelnikowi, że skuszony dożywotnimi dostawami pizzy i żelków, zdecydował się na napisanie książki o najsławniejszych herosach z mitologii. Ich barwne życiorysy, pełne przygód i niespodziewanych zakrętów losu, stanowią wspaniały materiał do snucia gawęd dla spragnionych nowych historii czytelników.


W dwunastu opowieściach Percy przedstawia nam swoje wersje przygód herosów. Trzymając się wersji znanej nam z mitów, heros opowiada o postaciach, z którymi, jako syn Posejdona, miał możliwość spotkać się osobiście. W snutych historiach nie chodzi o to, by dowiedzieć się czegoś nowego, bo przecież dzięki mitologii wiemy, jak potoczyły się losy Herkluesa czy Tezeusza. Percy jednak opowiada o nich na swój specyficzny sposób. Nieustanne pakowanie się w tarapaty przypisuje na przykład ADHD, które według niego ma każdy heros. Swoich bohaterów ubiera na modę współczesną, a komunikować im każe się za pomocą sms-ów i smartfonów. Dzięki temu znane już historie przybierają zupełnie inny wydźwięk.  Percy narrator nie pomija wstydliwych czy brutalnych faktów z życia herosów, stara się opowiadać bardzo rzetelnie, nikogo też ostatecznie nie gloryfikuje ani nie potępia.
Wydanie zawiera ilustracje autorstwa Johna Rocco, stałego współpracownika Ricka Riordana, dzięki którym snuta historia jest przyjemniejsza i łatwiejsza w odbiorze.


Dzięki niniejszej antologii dowiemy się, jak dzielnym i opiekuńczym synem był Perseusz. Poznamy boginię Afrodytę w nowej roli, a mianowicie wrednej teściowej w historii o Erosie i Psyche. Wspólnie z Herkulesem wykonamy dwuanaście głupich prac, przy których trzeba się nie lada napocić. Dowiemy się, jakie są konsekwencje prowadzenia ognistego rydwanu bez prawa jazdy i znajomości trasy. Zobaczymy też na własne oczy, że bogowie nie są zbyt wychowawczy i pedagogiczni jako rodzice dorastających nastolatków. Wspólnie z Jazonem i Argonautami udamy się w pełną niebezpieczeństw podróż po złote runo z superowcy. Żeby nie było, że herosami mogli być tylko mężczyźni, Percy przytoczy nam kilka historii o dzielnych kobietach, które, jak na tamte czasy były prawdziwymi feministkami.  Kyrene, Atalanta i Otrera są najlepszym na to dowodem.


Zbiór ten to prawdziwa perełka nie tylko dla miłośników mitologii. Napisany prostym, przystępnym językiem, przyjaznym dla współczesnego czytelnika, spodoba się i starszym i młodszym odbiorcom. Percy ze znaną sobie swadą przybliża nam te historie, a humor i kpina, z jaką je opowiada, sprawiają, że nie tylko przyjemnie się je czyta, ale też z pewnością na długo zapamięta.
Wstyd się przyznać, ale książka ta jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością Riordana. Jej lektura stała się dla mnie motywatorem, by zacząć przygodę z Percym Jacksonem, ale przede wszystkim sięgnąć po pierwszą antologię tego autora traktującą o greckich bóstwach.
Polecam lekturę greckich herosów. Jest zabawna, wzruszająca i dowcipna. Naprawdę warto.

Dział: Książki
niedziela, 20 grudzień 2015 12:06

Smaki świata

Jako fanka kulinariów oraz jednoczesny amator gier planszowych, chętnie udający, że ma mniej lat niż w rzeczywistości, nie mogłam przejść obojętnie obok najnowszej propozycji wydawnictwa Edipresse – edukacyjnej gry memory „Smaki świata" sygnowanej nazwiskiem Beaty Pawlikowskiej. Pisałam już wcześniej o innym projekcie z tych kręgów zainteresowań – memory „Pojazdach" Jacka Boneckiego. Na stronie znaleźć też można inną odsłonę kolekcji autorskiej słynnej polskiej podróżniczki – „Owoce świata".

Nie wiem tego na pewno, ale podejrzewam, że pierwsze gry memory pojawiły się już u którejś z cywilizacji starożytnych. Mechanika gry jest tak prosta i intuicyjna, że nawet ktoś, kto do tej pory nigdy nie widział tego typu rozrywki na oczy, z miejsca powinien sobie poradzić. Bo cóż skomplikowanego jest w ułożeniu kart obrazkami do dołu, by później – odkrywając dwa kartoniki na turę – próbować znaleźć parę identycznych ilustracji? Każda z zalecanych do rozgrywki 2-4 osób powinna natychmiast przypomnieć sobie czy też zrozumieć te niezwykle proste zasady. Pozostaje jedynie wytężać umysł i zebrać jak najwięcej kart, by pokonać rywali siłą swojej pamięci!

Do gry lepiej jednak nie zasiadać głodnym, bo fotografie niezwykłych smakołyków z całego świata mogą zdecydowanie rozproszyć i rozbić wypracowaną koncentracje. Zdjęcia Beaty Pawlikowskiej są tak barwne, tak kuszące, że żałuje się, iż wyobraźnia nie pozwala przemienić smakowo kartonu w przedstawione na nim danie. Widać, że to nie przypadkowy zbiór fotografii jedzenia, a specjalnie wykreowane kompozycje.

Na kartonikach „Smaków świata" znajdziemy nie tylko konkretne dania, jak pieczony pierożek samosa czy zupa z kaszy quinoa albo placki arepa, ale także potrzebne do przygotowania posiłku produkty. Gracze mogą dowiedzieć się między innymi jak wygląda rosnąca na Seszelach okra czy bulwy manioku na Mauritiusie. Czeka też na nich kilka niespodzianek w postaci bardzo nietypowych potraw. Mam nadzieję, że nie reagujecie paniką na różnego rodzaju robactwo, bo i pieczone świerszcze czają się na kartach „Smaków świata".

Tak jak w przypadku „Pojazdów" i tutaj próbuje się nieco zwieść graczy. Niektóre formy prezentacji dań wydają się do siebie bardzo podobne, a nazwa składnika powtarza się jako osobny kartonik oraz w konkretnym daniu, które go wykorzystuje. Zwodniczo wypadają także umieszczone po wskazówkach kulinarnych lokacje, które powtarzając się, mogą wprowadzać pewien zamęt. Znowu trzeba podejść do tematu kompleksowo, zapamiętując nie tylko obrazek, ale również jego podpis i kraj pochodzenia przedstawionej potrawy.

W dobie globalizacji, mieszania się smaków oraz kuchni łączącej produkty oraz dania tradycyjne z różnych stron świata, warto dowiedzieć się skąd pochodzą te już znane i zupełnie obce, spotykane w sklepach czy restauracjach bardzo rzadko, produkty oraz dania. Przyda się to z pewnością rodzicom, gustującym w kulinarnych, restauracyjnych eksperymentach oraz ich dzieciom, otwierając je na nowe doświadczenia oraz ucząc poszanowania odmienności (bo czy to nie wyraz niezwykłej tolerancji, gdy akceptujemy fakt, że ktoś żywi się robakami, pomimo zdecydowanie odmiennych u nas standardów kulturowych?).

I tak też znowu stwierdzić trzeba, że karty memory proponowane przez Edipresse a syngowane nazwiskiem Beaty Pawlikowskiej, mają wszystko to, co gra edukacyjna dla ludzi od 3 do 100 lat mieć powinna. Walor naukowy, atrakcyjną stronę wizualną oraz solidne wykonanie, które pozwoli cieszyć się grą przez długie lata (a może i pokolenia?) i bez obaw podróżować z nią nawet po całym świecie. Bo może warto byłoby udać się tropem poznanych na kartach smaków i poznać je w rzeczywistości?

Dział: Gry bez prądu
niedziela, 20 grudzień 2015 00:23

Wyzwolona

No i wreszcie! Po 2042. dniach od premiery pierwszego tomu „Domu nocy" ukazała się ostatnia, dwunasta odsłona tegoż cyklu. Czytelnicy na całym świecie mogli w końcu objąć umysłem całość i docenić (lub nie) rozwój fabuły. Czy zakończenie warte było oczekiwania? Czy na jaw wyszły niespodziewane sekrety? Czy Zoey wreszcie się ustatkowała? Te pytania oraz wiele innych miały zostać rozwiane lekturą finału spod pióra duetu P.C. i Kristin Cast.

Jak na wielkie bum po sześciu latach, to okładka „Wyzwolonej" wypada wyjątkowo słabo. Bardzo ciemna, mało charakterystyczna, ginie w zestawieniu z jedenastoma starszymi siostrami. Wciąż posiada matowe i lśniące elementy oraz wypukły tytuł, ale to trochę za mało, by zrobić wrażenie na czytelniku, który wcześniej miał w dłoniach jedenaście (albo i więcej, licząc z dodatkowymi historiami) podobnych tomów. Przyznaję szczerze, że liczyłam na więcej.

Zoey trafia do więzienia, gotowa odseparować się od wszystkich wampirów i zginąć w męczarniach. Tymczasem Neferet wprowadza w życie swój ostateczny plan – pragnie stworzyć własną świątynie i tytułować się boginią. Manifestując siłę posiadanych umiejętności dopuszcza się coraz rozliczniejszych zabójstw. Tylko Zoey i jej krąg mogą pokonać mroczną uzurpatorkę. W ostatecznym starciu dobra ze złem, zwyciężyć może tylko jedna strona. Nie obejdzie się bez ofiar...

„Wyzwolona" powinna być jedną z tych powieści, których nie da się zapomnieć. Po tylu spotkaniach czytelnika z lawinami akcji, nagłymi zwrotami w fabule; po przetrwaniu rozlicznych dramatów i zgonów; w nagrodę za wytrwanie do tegoż jakże przeciąganego finału – po tym wszystkim „Wyzwolona" zdecydowanie powinna być niczym salwa najdroższych, chińskich sztucznych ogni. Tymczasem nie jest. Konstrukcją, sposobem budowania akcji i dawkowaniem napięcia nie różni się niemal niczym od poprzednich tomów. Równie dobrze mógłby powstać trzynasty, bo historia nie wydaje się definitywnie zamknięta. Nie ma więc przesadnie drogich fajerwerków. Ba, nie ma nawet zimnych ogni.

I znowu, tak jak w „Ujawnionej", najjaśniejszym punktem powieści okazuje się Neferet. Bogini, jak każe się tytułować, nie zna litości. Jest okrutna, bezkompromisowa i za wszelką cenę dąży do zrealizowania założonych celów. Do tego dochodzą jeszcze takie cechy jak przesadna wiara w swoje możliwości i ignorowanie sił przeciwnika. Chociaż Neferet dokonuje naprawdę niemiłosiernych morderstw, to jako jedyna z całej książki wydaje się być „ludzka". Jej konsekwencja, upór i wady czynią ją bardziej naturalną niż Zo-Mary Sue, która otwiera tę część jak ostatnia ofiara losu.

Trup rzecz jasna ścieli się gęsto, ale pozostali bohaterowie nie do końca to zauważają. Jedni przejmują się bardziej, inni mniej, ale w ogólnym rozrachunku zachowują się tak, jakby nie dostrzegali bilansu strat, jakie ponieśli od pierwszego tomu. Moja grupa studencka nie liczy nawet połowy osób, które zakończyły żywot na kartach „Domu nocy".

Językowo widać, że P. C. i Kristin Cast nieszczególnie przyłożyły się do tego finału. Absurdalność niektórych dialogów czy zwrotów bije miejscami wszystkie części cyklu razem wzięte. Co gorsza dochodzi również do najtragiczniejszej możliwej kombinacji, czyli pseudomłodzieżowego bełkotu z ckliwymi wyznaniami i mądrościami rodem z przerysowanych, zesterotypizowanych spotkań starożytnych filozofów. Nie wierzę w to, że autorki nie potrafiłyby zrobić tego lepiej.

Po „Wyzwolonej" zaczęłam cieszyć się, że to już koniec tej serii. Szczerze powiedziawszy, to po tak kiepskim finale wydawanej tyle lat serii, nie jestem pewna, czy kiedykolwiek jeszcze sięgnę po cokolwiek tychże autorek. Zwłaszcza, że ostatni obrazek finalnego tomu okazał się już tak kiczowaty i mdły, że książkę zamykałam z obrzydliwym posmakiem przedawkowania cukru. Nie mam nic przeciwko literaturze młodzieżowej, ale są jakieś granice. Abstrahując od kiepskich wzorców językowych, to kreacje bohaterów pozostawiają wiele do życzenia pod względem rówieśniczych autorytetów.

Dział: Książki
sobota, 19 grudzień 2015 22:50

Owoce świata

Przyznam, że grę memory kojarzę przede wszystkim z... komputerem. W domu bawiłam się w nią w soboty i niedziele wraz z bratem, jednak nigdy nie mieliśmy „papierowej" formy. Teraz towarzyszy mi ona przede wszystkim podczas stania w kolejkach, w momentach relaksu czy, gdy jadę tramwajem, dzięki temu, że jest elementem jednej z aplikacji. Z urozmaiceniem w realnym, a nie wirtualnym życiu, przybywa Beata Pawlikowska oraz jej autorska kolekcja gier memory.

Zapewne większość z Was, młodszy czy starszy, doskonale wie, na czym cały koncept polega. Najlepiej w memory bawić się w dwie, trzy bądź cztery osoby. Gra składa się z zestawu 48 kart (czyli 24 par). Każdy z nich ma swój odpowiednik. Układamy karty obrazkami do dołu i staramy się dopasować do siebie jak najwięcej kart. Każdy z uczestników ma prawo wykonać dwa ruchy w ciągu swojej tury – odkryć dwa obrazki. Wygrywa ten, który odkryje najwięcej par.

Na warsztat przyszło mi wziąć memory o nazwie „owoce świata". Muszę przyznać, że pierwszym, co rzuca się w oczy w tym wydaniu to niezwykle barwne zdjęcia pojawiające się na kartach. Wykonała je Beata Pawlikowska w czasie swoich podróży po świecie. Wszystkie prezentują się niezwykle profesjonalnie - nie, jak zrobione na szybko fotografie, które pojawiają się w kącikach kulinarnych pracy kobiecej. Nie, te fotografie spokojnie mogłyby się znaleźć w którymś z wydań National Geographic. Tym bardziej, że tytułowe owoce nie są prezentowane w taki sam sposób – na niektórych kartach są trzymane w dłoniach, na innych podane na talerzu czy jako kolejna rzecz wystawiona na sprzedaż na lokalnym bazarze.

Beata Pawlikowska wybrała zarówno owoce, które są wszystkim doskonale znane, takie jak arbuz, awokado czy papaja, jak i te, o których prawdopodobnie większość użytkowników gry nie miała pojęcia, czyli np. mangostan, guanabana, karambola czy andyjskie gruszki. Pod zdjęciem owocu znajdziemy nie tylko jego nazwę, ale także kraj jego pochodzenia.

Jeśli chodzi o trudność memory „Owoce świata", przyznam, że młodszym użytkownikom może sprawiać trudność. O ile z obrazkami powinni sobie dać radę, to w momencie, w którym dochodzimy do nazw owoców mogą pojawić się kłopoty. Jednak to tylko i wyłącznie komplement dla tego zestawu z kolekcji autorskiej Pawlikowskiej! Memory to w końcu gra edukacyjna, która jest przeznaczona dla odbiorców od 3 do 100 lat. Założę się, że przy próbie wymowy niektórych nazw może pojawić się całe mnóstwo śmiechu, a dokształcić się w zakresie znajomości owoców mogą zarówno starsi, jak i młodsi.

„Owoce świata" Beaty Pawlikowskiej powinny spełnić swoją rolę edukacyjną niezależnie od grupy wiekowej, przysparzając przy tym niemało zabawy. Same fotografie z pewnością ucieszą niejedne oczy, a niektórych być może skłonią także do kulinarnych eksperymentów. To idealna gra dla całej rodziny!

Dział: Gry bez prądu
piątek, 18 grudzień 2015 10:06

Milczenie lodu

Kristin skupiła całą uwagę na podręczniku do medycyny, pozostawiając Ariego Thora własnym, nie do końca wesołym rozmyślaniom. Ciszę przerwał dzwonek telefonu- jeszcze wtedy bohaterowie nie wiedzieli, ile zmian w ich życie wprowadzi to jedno, krótkie połączenie. Po drugiej stronie linii odezwał się męski głos, policjant z małej miejscowości Siglufjordur, jak później się okazało. Miał dla Ariego propozycję niemal nie do odrzucenia- pracę na miejscowym komisariacie, tam, gdzie największym "przestępstwem" dotychczas okazała się sąsiedzka kłótnia. Cisza, spokój. Główny bohater przyjmuje propozycję i tak trafia do sennego miasteczka. Jednak... niedługo po jego przyjeździe dochodzi do wypadku, niebezpiecznie przypominającego umyślne zabójstwo. Czy autor poczytnej książki naprawdę tak nieszczęśliwie spadł ze schodów, czy ktoś mu w tym pomógł? Żeby tego było mało, na barki miejscowych policjantów spada kolejna sprawa do rozwikłania- ktoś pozostawił przed jednym z domów półnagą, zakrwawioną kobietę... która mimo to żyje.

Podejście do skandynawskiej literatury- runda kolejna, tak mogłabym nazwać swoją decyzję odnośnie sięgnięcia po tę pozycję. I nie, nie należę do wrogów tamtejszych literackich klimatów, bynajmniej. Powód, dla którego na moim "czytelniczym koncie" znajduje się zaledwie kilka utworów tego rodzaju jest bardziej prozaiczny, zwyczajnie... jakoś nigdy nie mogłam na te książki trafić. Ale jak widać, do czasu. Czy Milczenie lodu to kolejny kryminał, który mnie do siebie "przyspawał"?

Rzekłabym, że nie do końca. Jak już wspomniałam na początku, Ari Thór przeprowadza się do małej miejscowości, tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Daleko od cywilizacji, od ukochanej Kristin, z którą przecież pragnął stworzyć normalny, ciepły dom. Każdy większy opad śniegu może doprowadzić do odcięcia Siglufjordur od świata, zamknąć wszelkie drogi i dosłownie ukryć mieszkańców przed resztą świata. Miejscowi są do tego przyzwyczajeni, ale co z Thórem? Szybko jednak okazuje się, iż bohater będzie mieć o wiele ważniejsze powody do rozmyślań niż ilość śniegu za oknem. Milczenie lodu to dwie sprawy, prowadzone "obok siebie"- wypadku pisarza i zakrwawionej kobiety. I choć w pierwszej ze spraw wszystko wskazywało na nieszczęśliwy (i śmiertelny!) wypadek, to... cóż, spostrzegawcze oko Ariego wyłapało pewne nieścisłości.

Tuż obok spraw kryminalnych toczą się wydarzenia typowo obyczajowe. Ari Thór jako nowy członek małej społeczności musi nie tylko przyzwyczaić się do nowego miejsca zamieszkania i otaczających go ludzi, ale także do sposobu reagowania na pewne sytuacje. Bardzo ciężko wtopić się w tło, gdy każdy nieustannie przypomina o Twojej "obcości". Stąd też młody funkcjonariusz ma podwójny problem przy rozwiązywaniu mrocznych zagadek- mieszkańcy nie przepadają za "nowymi", mieszającymi się w ich sprawy, często sięgające wiele lat wstecz. A jak się okazuje, to sekrety sprzed lat mają ogromny wpływ na teraźniejszość... Jak przebić się przez pancerz niechęci i jednocześnie uzyskać odpowiedzi na tak wiele pytań? Dodatkowo Ari musi stawić czoła... własnym uczuciom. W dawnym miejscu zamieszkania pozostawił Kristin wierząc, iż po pierwszej złości na dziewczynę spłynie opamiętanie, jednak już po przeprowadzce poznaje Uglę, blisko związaną ze zmarłym w nie do końca jasnych okolicznościach pisarzem. Przyznam, że miłosne rozterki bohatera nieco mnie bawiły i ciekawa jestem, jak też rozwiąże ów problem w kolejnych tomach. Prawda jest taka, iż w Milczeniu lodu bardziej zainteresowała mnie strona obyczajowa, niż kryminalna. Czytało mi się dość opornie, sprawy wydawały się mało ciekawe, dopiero pod koniec nabierają tempa. Powodem tego może być także to, iż jest to tom pierwszy, więc autor poniekąd zobligowany jest do dokładnego opisania otoczenia głównego bohatera. Powiedzmy, że im dokładniej, tym lepiej dla nas, czytelników. Tutaj jednak tło obyczajowe trochę za bardzo przesłoniło bieg śledztw, a były przecież dwa, więc sama nasuwa się myśl- jakim cudem "nie obroniły swojego miejsca" w książce?

Podsumowując, pierwszą część nowej serii odebrałam pół na pół- ciekawie i wyczerpująco opisane tło, otoczenie, reakcje ludzi na nowo przybyłego. Sprawy kryminalne może już trochę mniej wciągające, ale sądzę, iż w kolejnych tomach będzie już inaczej. Zmierzycie się z Milczeniem lodu?

Dział: Książki
środa, 16 grudzień 2015 22:20

Syn

„Syn" to już czwarty tom cyklu spod pióra Lois Lowry. Autorka stworzyła pełen grozy, brutalny świat, w którym ludzie sami pozbawili się uczuć. Nie każdy jednak pragnie żyć w takiej rzeczywistości i niektórzy zrobią wszystko, by od niej uciec.

Klara miała zaledwie czternaście lat, gdy stała się rodzicielką. To mało zaszczytna, ale niezwykle potrzebna w społeczeństwie funkcja. Niczego nieświadoma, poprzez cięcie cesarskie, urodziła syna, z którym, wbrew obowiązującym zasadom, poczuła silną więź macierzyńską. Coś jednak poszło nie tak i przez jakieś przeoczenie zapomniano o Klarze. Nie zaczęła ponownie otrzymywać pigułek, które pozbawiają ludzi uczuć. Dziewczyna powoli zaczyna uświadamiać sobie jak przerażający i pusty jest świat w którym żyje. Staje się zdeterminowana. Zrobi wszystko by móc być z własnym synem.

Podczas lektury „Syna" powracamy do akcji z „Dawcy". Fabuły pokrywają się wzajemnie, uzupełniając o drobne szczegóły. Akcja niestrudzenie dąży do spotkania Klary z Jonaszem. Przy okazji poznajemy również dalsze losy ludzi z wioski, która stała się bezpiecznym sanktuarium dla kalekich, chorych i odrzuconych ze swoich społeczności. Obserwujemy przyszłość nie tylko Jonasza i Gabriela, ale także Kiry, jej dzieci i innych mieszkańców. Brakuje jednak obrazu tego co stało się w społecznościach, które opuścili bohaterowie, a szkoda, gdyż mogłoby to być niezwykle ciekawe.

Powieść jest porywająca. Chociaż trudno by tu było mówić o wartkiej akcji to jednak historia niezwykle wciąga. Została napisana lekkim piórem, jest mądra, pouczająca i pełna ciepła. Niejednokrotnie budzi grozę i protesty przeciwko niesprawiedliwości. W żadnym razie nie chciałabym znaleźć się w zamieszkanym przez bohaterów świecie, za to z przyjemnością spotkałabym ich samych.

Cykl Lois Lowry wywiera na czytelniku ogromne wrażenie. Wydaje się być niesamowity. Jestem pod ogromnym wrażeniem pomysłowości i niezwykłej wyobraźni Autorki. Nic dziwnego, że pisarka otrzymała tak wiele wyróżnień w dziedzinie literatury. W plastyczny sposób połączyła ze sobą dwa różne światy ukazując w jak odmienny sposób mogą żyć różni ludzie i że nie każdy musi godzić się na przydzielony mu los.

„Syna", tak jak i pozostałe książki spod pióra Lois Lowry, serdecznie wszystkim polecam. To niezwykła powieść, która daje wiele do myślenia, pozostaje w pamięci i zmienia spojrzenie na świat. To lektura, którą naprawdę warto przeczytać.

Dział: Książki
piątek, 11 grudzień 2015 22:27

Czas żelaza

„Czas żelaza" wzbudził moje zainteresowanie jeszcze długo przed polską premierą. Po pierwsze, zagraniczna krytyka bardzo pochlebnie wypowiadała się na temat książkowego debiutu Angusa Watsona, po drugie gatunek fantastyki jest mi jednym z najbliższych.

Dział: Książki